Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2020
Dystans całkowity: | 272.57 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 10:13 |
Średnia prędkość: | 26.68 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.31 km/h |
Liczba aktywności: | 1 |
Średnio na aktywność: | 272.57 km i 10h 13m |
Więcej statystyk |
Poznań Kołobrzeg po raz 10!
Poniedziałek, 10 sierpnia 2020 | dodano:30.08.2020Kategoria 200-300km, Poznań-Kołobrzeg!, Ze zdjęciami
Km: | 272.57 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 10:13 | km/h: | 26.68 |
Pr. maks.: | 61.31 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Nadszedł rok 2020, w którym to po raz 10 zamierzałem pojechać do Kołobrzegu. Przez panującą pandemie nie udało mi się tego dokonać na wiosnę. Wykorzystałem urlop sierpniowy, aby pojechać do Kołobrzegu. Ten 10 raz miał być razem wyjątkowym. Początkowo mówiłem sobie, że pojadę do Kołobrzegu i wrócę tego samego dnia. Jak wiadomo na taki wyjazd (prawie 600km) trzeba się już trochę przygotować. Ja niestety w tym roku czas wolny poświęcałem bardziej rodzinie niż na treningi rowerowe. Kto nie wie to, od zeszłego sierpnia jestem szczęśliwym tatą Szymona. Jednak wracając do wyjazdu. To było moje 2 wyjście na rower szosowy w tym roku. Poprzedni raz jechałem z Arturem i Mateuszem na nocny trening po okolicy, który na blogu jest opisany pt ,, Krokodyl''. Także przygotowanie fizyczne dość słabe. Nastawienie mentalne było dobre w końcu przejechałem tą drogę już 9 razy. Dodatkowym aspektem był fakt, iż jechałem cały wyjazd całkowicie sam (można powiedzieć, że to jest ta wyjątkowość tego 10 razu). Trzecią sprawą o której muszę wspomnieć to fakt, iż jechałem w dzień. Pierwszy i dziesiąty raz w dzień, pozostałe osiem w nocy. Odnośnie samego wyjazdu:
Żona dnia poprzedniego pojechała do swoich rodziców z Szymkiem, aby rano samochodem również pojechać do Kołobrzegu. W niedziele wieczorem zrobiłem ostatnie przygotowania do wyjazdu. Miałem się położyć wcześniej spać, ale zaciekawił mnie program w TV i spać poszedłem koło 00:45. Budzik miałem ustawiony na 4:45 chciałem wyjechać razem ze wschodem słońca. Udało mi się jedynie zrobić zdjęcie wschodu:
Moje obfite śniadanie składające się z pomidora, w sumie to 3 pomidorów i paru plasterków sera smakowało bardzo dobrze:
Zrobiłem ostatni łyk kawy i o godzinie 5.50 ruszam w trasę. Pierwsze kilometry to jazda znanymi drogami przez Gołuski, Zakrzewo, Lusowo następnie wzdłuż S11 dojechałem do Sadów. Po czym kieruję się w stronę DW 184 na Szamotuły. Duży ruch na tej drodze spowodował, że ją tylko przeciąłem i pojechałem dalej na Rokietnicę Żydowo, Pamiątkowo, Baborówko:
Przez pierwsze 20km jechało mi się okropnie. Przez chwilę nawet myślałem że w Szamotułach wsiądę w pociąg i dojadę nim nad morze. Całe szczęście później jechało się o wiele lepiej:
Do tego stopnia, że pierwszą planowaną przerwę nie robię w Szamotułach ani w Obrzycku tylko za Obrzyckiem w małej miejscowości gdzie na liczniku miałem już prawie 65km:
Podczas przerwy zjadłem drożdżówkę snickersa pobijam jogurtem pitnym i wkładam paczkę żelek w tylną kieszeń. Oczywiście dokupuje litr wody, która była moim najlepszym przyjacielem tego dnia. Kolejne kilometry to jazda znaną trasą na Czarnków. Temperatura coraz wyższa, cienia w lesie nie za dużo, gdyż słońce było dość wysoko. Przerwę kolejną planowałem w Wałczu po około 120 kilometrach. Oczywistym jest chwilowy postój za podjazdem przed Czarnkowem,aby zrobić zdjęcie wiatraka i chwilę odsapnąć po podjeździe. Muszę powiedzieć, że ten wiatrak najlepiej się prezentuje podczas zachodu słońca. tutaj zdjęcie z tego roku:
Dla porównania wrzucam zdjęcie z wyjazdu z 2016 roku bez żadnej obróbki tzw szybki pstryk:
V-max trasy oczywiście zrobiony na zjeździe do Czarnkowa. Przez miasto jadę wyjątkowo przez centrum. Na wyjeździe zauważyłem, że otwarty jest browar Czarnków. Zawsze przejeżdżaliśmy tędy w nocy więc nie było możliwości kupna piwka. Tym razem postanowiłem inaczej, mimo że przerwy miałem nie robić to zatrzymałem się kupiłem małe piwko, które skosztowałem przy moście nad Notecią:
Po przerwie, która się przydała bo upał zaczął doskwierać, pojechałem dalej. W lasach cienie za dużo nie uraczyłem temperatura w słońcu powyżej 30 stopni. Ruch na drodze był dosyć duży, całe szczęście kierowcy wyprzedzali z bezpieczną odległością. Paru było tylko takich co się im spieszyło. Przed Wałczem obowiązkowa przerwa na zdjęcie przy zmianie województwa:
W Wałczu planowałem zrobić sobie przerwę obiadową, ale nie znalazłem niczego fajnego i pojechałem na stacje Orlen na wylocie. Po drodze mijałem gościa z sakwami. Pytał o drogę na Połczyn-Zdrój. Jak się później okazało też jedzie trasę Poznań - Kołobrzeg tylko że wyjechał 2h wcześniej ode mnie i prędkość też miał trochę mniejszą ode mnie więc nie bardzo było jak jechać razem. Miedzy Wałczem, a Czaplinkiem robię przerwę w małej miejscowości ze sklepikiem aby uzupełnić płyny. Tam też dogonił mnie kolega z sakwami. Po krótkie rozmowie ruszył dalej. Ja go po chwili dogoniłem i przegoniłem i swoim tempem pojechałem dalej. Chciałem zrobić przerwę w Starym Drawsku i zjeść jakaś rybę, ale ludzi było tyle, że odpuściłem.
Upał lał się z nieba sił zaczynało brakować, a kilometrów jeszcze zostało. Nie planowana przerwa wypadła na ,, drodze 100 zakrętów".
Przerwa była dobrym rozwiązaniem, gdyż prędkość przed przerwą oscylowała koło 23km/h, a po przerwie, mimo braku sił, było około 30km/h. Przez Połczyn Zdrój tylko przejechałem. Kolejna przerwa zaplanowana była w Białogardzie, ale z racji na braki w bidonach musiałem zrobić ją trochę szybciej:
W samym Białogardzie się nie zatrzymałem, pojechałem dalej. Przerwę natomiast zrobiłem we Wrzosowie na ,,ostatniej prostej" do Kołobrzegu. Tam zakupiłem pół litra zimnej pepsi wypiłem prawię cała i pojechałem dalej zdobyć Kołobrzeg:
W samym Kołobrzegu pojechałem tradycyjnie na molo zrobić sobie zdjęcie:
Po czym pojechałem do mieszkania, gdzie czekała na mnie rodzinka, kąpiel kolacja.
W dwóch słowach podsumowania mogę napisać, że to był drugi i raczej ostatni raz kiedy do Kołobrzegu pojechałem w dzień. Głównie ze względu na duży ruch, ale również z racji temperaturowych. Chyba jednak wole te 2h w nocy pomarznąć niż ponad 12h przegrzewać się. Jestem z siebie naprawdę dumny. Można powiedzieć, że jechałem od wschodu do zachodu. Jest to mój rekord w jeździe w samotności. Wyjazd uważam za udany.
Żona dnia poprzedniego pojechała do swoich rodziców z Szymkiem, aby rano samochodem również pojechać do Kołobrzegu. W niedziele wieczorem zrobiłem ostatnie przygotowania do wyjazdu. Miałem się położyć wcześniej spać, ale zaciekawił mnie program w TV i spać poszedłem koło 00:45. Budzik miałem ustawiony na 4:45 chciałem wyjechać razem ze wschodem słońca. Udało mi się jedynie zrobić zdjęcie wschodu:
Moje obfite śniadanie składające się z pomidora, w sumie to 3 pomidorów i paru plasterków sera smakowało bardzo dobrze:
Zrobiłem ostatni łyk kawy i o godzinie 5.50 ruszam w trasę. Pierwsze kilometry to jazda znanymi drogami przez Gołuski, Zakrzewo, Lusowo następnie wzdłuż S11 dojechałem do Sadów. Po czym kieruję się w stronę DW 184 na Szamotuły. Duży ruch na tej drodze spowodował, że ją tylko przeciąłem i pojechałem dalej na Rokietnicę Żydowo, Pamiątkowo, Baborówko:
Przez pierwsze 20km jechało mi się okropnie. Przez chwilę nawet myślałem że w Szamotułach wsiądę w pociąg i dojadę nim nad morze. Całe szczęście później jechało się o wiele lepiej:
Do tego stopnia, że pierwszą planowaną przerwę nie robię w Szamotułach ani w Obrzycku tylko za Obrzyckiem w małej miejscowości gdzie na liczniku miałem już prawie 65km:
Podczas przerwy zjadłem drożdżówkę snickersa pobijam jogurtem pitnym i wkładam paczkę żelek w tylną kieszeń. Oczywiście dokupuje litr wody, która była moim najlepszym przyjacielem tego dnia. Kolejne kilometry to jazda znaną trasą na Czarnków. Temperatura coraz wyższa, cienia w lesie nie za dużo, gdyż słońce było dość wysoko. Przerwę kolejną planowałem w Wałczu po około 120 kilometrach. Oczywistym jest chwilowy postój za podjazdem przed Czarnkowem,aby zrobić zdjęcie wiatraka i chwilę odsapnąć po podjeździe. Muszę powiedzieć, że ten wiatrak najlepiej się prezentuje podczas zachodu słońca. tutaj zdjęcie z tego roku:
Dla porównania wrzucam zdjęcie z wyjazdu z 2016 roku bez żadnej obróbki tzw szybki pstryk:
V-max trasy oczywiście zrobiony na zjeździe do Czarnkowa. Przez miasto jadę wyjątkowo przez centrum. Na wyjeździe zauważyłem, że otwarty jest browar Czarnków. Zawsze przejeżdżaliśmy tędy w nocy więc nie było możliwości kupna piwka. Tym razem postanowiłem inaczej, mimo że przerwy miałem nie robić to zatrzymałem się kupiłem małe piwko, które skosztowałem przy moście nad Notecią:
Po przerwie, która się przydała bo upał zaczął doskwierać, pojechałem dalej. W lasach cienie za dużo nie uraczyłem temperatura w słońcu powyżej 30 stopni. Ruch na drodze był dosyć duży, całe szczęście kierowcy wyprzedzali z bezpieczną odległością. Paru było tylko takich co się im spieszyło. Przed Wałczem obowiązkowa przerwa na zdjęcie przy zmianie województwa:
W Wałczu planowałem zrobić sobie przerwę obiadową, ale nie znalazłem niczego fajnego i pojechałem na stacje Orlen na wylocie. Po drodze mijałem gościa z sakwami. Pytał o drogę na Połczyn-Zdrój. Jak się później okazało też jedzie trasę Poznań - Kołobrzeg tylko że wyjechał 2h wcześniej ode mnie i prędkość też miał trochę mniejszą ode mnie więc nie bardzo było jak jechać razem. Miedzy Wałczem, a Czaplinkiem robię przerwę w małej miejscowości ze sklepikiem aby uzupełnić płyny. Tam też dogonił mnie kolega z sakwami. Po krótkie rozmowie ruszył dalej. Ja go po chwili dogoniłem i przegoniłem i swoim tempem pojechałem dalej. Chciałem zrobić przerwę w Starym Drawsku i zjeść jakaś rybę, ale ludzi było tyle, że odpuściłem.
Upał lał się z nieba sił zaczynało brakować, a kilometrów jeszcze zostało. Nie planowana przerwa wypadła na ,, drodze 100 zakrętów".
Przerwa była dobrym rozwiązaniem, gdyż prędkość przed przerwą oscylowała koło 23km/h, a po przerwie, mimo braku sił, było około 30km/h. Przez Połczyn Zdrój tylko przejechałem. Kolejna przerwa zaplanowana była w Białogardzie, ale z racji na braki w bidonach musiałem zrobić ją trochę szybciej:
W samym Białogardzie się nie zatrzymałem, pojechałem dalej. Przerwę natomiast zrobiłem we Wrzosowie na ,,ostatniej prostej" do Kołobrzegu. Tam zakupiłem pół litra zimnej pepsi wypiłem prawię cała i pojechałem dalej zdobyć Kołobrzeg:
W samym Kołobrzegu pojechałem tradycyjnie na molo zrobić sobie zdjęcie:
Po czym pojechałem do mieszkania, gdzie czekała na mnie rodzinka, kąpiel kolacja.
W dwóch słowach podsumowania mogę napisać, że to był drugi i raczej ostatni raz kiedy do Kołobrzegu pojechałem w dzień. Głównie ze względu na duży ruch, ale również z racji temperaturowych. Chyba jednak wole te 2h w nocy pomarznąć niż ponad 12h przegrzewać się. Jestem z siebie naprawdę dumny. Można powiedzieć, że jechałem od wschodu do zachodu. Jest to mój rekord w jeździe w samotności. Wyjazd uważam za udany.