blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(26)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sq3mko.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Berlin 2012

Dystans całkowity:601.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:22:53
Średnia prędkość:26.27 km/h
Maksymalna prędkość:56.30 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:200.40 km i 7h 37m
Więcej statystyk

Berlin dzień 3!

Niedziela, 10 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Berlin 2012, Ze zdjęciami
Km:200.30Km teren:0.00 Czas:07:03km/h:28.41
Pr. maks.:56.30Temperatura:20.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Przyszedł dzień 3, dzień powrotu do domu. Wstajemy spokojnie koło 9 jemy śniadanie i razem z Mariuszem ruszamy do domu. Wiatr miał być w plecy i tak było. Po paru km Mariusz stwierdził, że nie da rady dojechać. Nie chciał się zaprawić jeszcze bardziej i tak go bardzo bolało gardło. Tak więc dojeżdżamy do Rzepinia, gdzie jedziemy na dworzec. Pociąg, którym miał jechać pojechał 20 min temu następny był o 15. Tak więc się wrócił do Słubic, a ja ruszam w trasę do domu. Po wjechaniu na DK 92 nic ciekawego nie było. Do domu zostało jeszcze trochę:


Jednak wiatr mi dosyć pomagał, a co jakiś czas pojawił się bardzo lubiany prze mnie znak:


Tak sobie jadę szerokim poboczem, aż docieram do Świebodzina. Jezusa widać z każdej strony:


Tutaj się waham czy jechać przez Zbąszyń czy kontynuować jazdę DK. Jednak ja nie lubię jechać tą samą droga więc jadę dalej główną trasą. Po 110km robię pierwszą przerwę. Nie liczę tych na siku oczywiście. Parę km po przerwie wjeżdżam do WLKP. Jadę jeszcze parę km po czym odbijam na Nowy Tomyśl tam 2 przerwa na loda amerykańskiego i lecę dalej na Buk. W Buku krótka przerwa, gdyż umówiłem się tam z Jarzyną. Zdążyłem załatwić potrzebę i zjeść 3/4 kanapki zrobić fotkę:



i już dotarł. Razem (w deszczu ) ruszamy na Stęszew. I dalej DK nr 5 w stronę Poznania. Robimy rundę honorową po okolicznych wsiach i o 19 docieram do domu. Zmęczony mokry, ale zadowolony i dumny z siebie!


Podsumowując przede wszystkim chciałem podziękować Mariuszowi za ten weekend bez niego było by to nie możliwe. Jeśli chodzi o moją kondycje czy tam formę jak zwał tak zwał uważam, że nie jest źle. Trochę zmokłem trochę przypaliło mnie słońce. Trochę z wiatrem trochę bardziej pod wiatr, jednak cały czas z uśmiechem na twarzy.

Berlin dzień 2!

Sobota, 9 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Berlin 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km:200.20Km teren:0.00 Czas:07:55km/h:25.29
Pr. maks.:53.80Temperatura:25.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Nastał dzień 2 pobudka o 5 rano. Rano widok z okna był przedni:




Niecałe 7h snu to całkiem dużo. Mariusz niestety z powodów zdrowotnych został w domu. Ja natomiast spakowałem kanapki od mamy Mariusza i parę min po 5 ruszamy w kierunku Frankfurtu. Po niecałym kilometrze jestem już po stronie niemieckiej. Od razu znaki prowadzą mnie na Berlin i mam 2 wyjście autostrada i zwykła droga. Z racji tego, że jadę rowerem została mi tylko zwykła drogą o nr 5. Początkowo kieruję się na Muncheberg. Jedzie się dobrze po chwili zauważam, że wzdłuż drogi są ścieżki rowerowe. Wjeżdżam na nią bez większego zawahania:



W Munchebergu robię sobie krótka przerwę na śniadanko. Niestety drogi w mieście wyłożone kostką i przejazd nie należał do miłych. Jednak po krótkiej przerwie wracam na trasę i jadę w kierunku Berlin Ringa:


W miedzy czasie tylko szybka przerwa na załatwienia potrzeby, a i przy okazji zrobienia fotki:


Przejeżdżam 3 pasmową autostradę i po paru km docieram do granic Berlina:




Tutaj droga zamienia się w nierówne płyty. Ścieżka rowerowa jeszcze gorsza więc nie jedzie się tak jak przez cała dotychczasową drogę. Berlina nie znam wcale. Nie byłem w nim nigdy nawet mapy nie miałem. Na szczęście po chwili widzę takie duże znane coś (chyba wieża TV) i jadę w tym kierunku na przemian. Raz drogą rowerową raz ulica. Wybieram zawsze lepszą drogę. Docieram pod wieże, robię fotkę:


Dalej jadę zobaczyć ratusz, który jest zaraz obok:



Tutaj robię przerwę przy jakieś fontannie po czym wsiadam na rower. Krążę błądzę cały czas szukając bramy. W końcu przez przypadek zajeżdżam pod samą bramę:



BERLIN ZDOBYTY!

Dalej kieruję się w stronę gmachu parlamentu:


I podjechałem zobaczyć dworzec:



Koło 12 udaję się w drogę powrotną. Wyjazd z Berlina tak samo jak wjazd mało przyjemny. Koło Berlin Ringa robię szybka przerwę na siku i jadę dalej. Po chwili zauważam, że kończy mi się wodą w bidonach. Niestety sklepu żadnego nie spotkałem,a jak już to markety a z rowerem do takiego nie wejdę. Jednak wpadam na pomysł wjechać na stację benzynową. Kupuję wodę i energetyka płacę 5euro. W Niemczech bardzo dużo mijam elektrowni wiatrowych:




A same ścieżki rowerowe po prostu mistrzostwo świata:



Kellys na niemieckiej ścieżce rowerowej:



I tak sobie można jechać po 20km bez żadnych krawężników czy takich tam utrudniających jazdę. Grubo przed 16 docieram do Polski. Most na Odrze:



Po lewej Niemcy po prawej Polska.
Robię rundę honorową i udaję się do Mariusza. Myję się i lecimy na dalszy ciąg otwarcia toru motocrossowego, gdzie sobie piwkujemy. Tego dnia spać kładziemy się grubo po 12.


<--- Dzień poprzedni/ Dzień Następny --->

Berlin dzień 1!

Piątek, 8 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami, Berlin 2012
Km:200.70Km teren:0.00 Czas:07:55km/h:25.35
Pr. maks.:46.30Temperatura:25.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Wyjazd zaplanowany z około 2 tygodniowym wyprzedzeniem. Odliczałem każdy dzień do tego wyjazdu. W końcu przyszedł czwartek, dzień w którym Mariusz przyjeżdża do mnie, aby w pt ruszyć w trasę. Niestety po przyjeździe z Poznania, zauważam że mam flaka w przednim kolę. Jedyna myśl, aby zdobyć dętkę w Boże Ciało wieczorem to jakikolwiek kolarz. Przyszedł mi do głowy Jarzynowy. Łapie go na fb i po krótkim czasie jadę do niego. Zabrałem 2 dętki. Wróciłem do domu i już z Mariuszem wymieniamy okazuję się, że dziury nie ma więc tą samą dętkę wsadzamy z powrotem. Pakujemy resztę rzeczy i koło 1 idziemy spać. Rano wstajemy koło 7 wrzucamy resztę niezbędnych rzeczy, w tym rano robione kanapki, i parę min po 8 wyjeżdżamy w trasę. Po chwili przyjeżdża Mateusz, który jechał nas kawałek odprowadzić. Oczywiście nie obyło by się bez fotki:


Jedziemy znaną bardzo dobrze trasę w stronę Buku. Po paru km zaczyna kropić i tak sobie cały czas popaduję. Robiąc zmiany docieramy szybko do trasy Buk- Poznań:


Docieramy szybko do Buku, gdzie Mateusz jedzie do domu. Już w 2 kierujemy się na Nowy Tomyśl. W miedzy czasie przestało padać i nawet na chwilę wyszło słońce:




W Nowym Tomyślu szybka przerwa pod netto na zakupy i lecimy dalej. Cały czas jedziemy na zmianach, gdyż ciężki wiatr nie pozwala nam na spokojną jazdę koło siebie z dobrą prędkością. Po paru km Mariusz łapie laczka. Na szczęście już jest coraz bliżej do Świebodzina, gdzie postanowiliśmy sobie zrobić przerwę śniadanio- obiadową. Podczas, gdy Mariusz łapie laczka ja się bawię aparatem:


Szybko nam poszła naprawa dętki, więc długo nie czekając jedziemy dalej. Po chwili za zakrętu pojawia się coś takiego:




Chciałbym powiedzieć tylko, że jest to droga wojewódzka. Przeprowadziliśmy rowery. Po ruszeniu pojawia nam się wielki pomnik Jezusa:



W samym Świebodzinie wjeżdżamy do Biedronki robimy zakupy i ruszamy pod sam pomnik odpocząć chwilę. Jezus z bliska:


Trasa ze Świebodzina do Słubic do nic innego jak monotonna jazda drogą krajową nr 92. Co chwilą jakiś motel stacja benzynowa czy też burdel. Trasa wjedzie góra dól góra dół. Jedzie się nawet dobrze, gdyż pobocze jest duże i mijające nas tiry nie stwarzają dużego zagrożenia. Jednak wiejący wiatr z rana daje się nam we znaki. Zmęczenie duże średnia niska to pokazuję siłę tego wiatru wiejącego na nas. Na 20 km przed Słubicami zjeżdżamy z głównej drogi, bo dalej idzie tylko autostrada. Tak więc przez okoliczne wioski docieramy do Konowic, gdzie łapie nas deszcz.
W samych Słubicach jedziemy na stadion olimpijski. Mariusz opowiedział mi trochę historii dla zainteresowanych, można sobie poczytać Tu.

Porobiłem trochę zdjęć. Stadion:


oraz miejsce przemowy Hitlera:





Zostałem oprowadzony po Słubicach wjechaliśmy na chwilę do Niemiec. Po czym udaliśmy się do domu rodzinnego Mariusza na ostanie 15 min meczu. Wykapalimy się zjedliśmy pożądny obiad i z piwkiem w ręku koło 22 poszliśmy spać.


Podumowując pierwszy dzień powiem krótko, gdyby nie ten wiatr to bym nie był taki zmęczony :P Dzięki za wspólną jazdę.


Dzień następny --->

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Roadlite 7836 km
Canyon AL 6.0 834 km
Komunijny :)
Kellys Magic 31165 km
Połykacz kilometrów. 1710 km

szukaj

archiwum