blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(26)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sq3mko.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

300-400km

Dystans całkowity:1965.07 km (w terenie 7.00 km; 0.36%)
Czas w ruchu:74:05
Średnia prędkość:26.53 km/h
Maksymalna prędkość:75.90 km/h
Suma podjazdów:790 m
Suma kalorii:15540 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:327.51 km i 12h 20m
Więcej statystyk

W góry na chwilę.

Sobota, 22 lipca 2017 | dodano:24.07.2017Kategoria 300-400km, TCT, W górach..., Ze zdjęciami
Km:300.99Km teren:0.00 Czas:11:39km/h:25.84
Pr. maks.:56.93Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
Ten rok, jak i zeszły, nie należy do tych bardziej rowerowych. Jest ponad połowa lipca, a ja nie mam nawet 2 tysięcy przejechanych. W tych najlepszych latach to ja 2 tysiące robiłem w samym lipcu. Całe szczęście moje nogi nie zapomniały jak się jeździ. Tak też w tym roku pojechałem do Kołobrzegu oraz w ostatni weekend udało się wyjechać z TCT do Szklarskiej Poręby. Poniżej kilka szczegółów oraz zdjęć z trasy. Zapraszam!

Tego dnia wstałem normalnie o 6 rano i udałem się do pracy na 8 godzin. W drodze powrotnej zajechałem do sklepu kupić sobie kurczaka na drogę. Miejsce zbiórki było zaplanowane na Dębcu. Postanowiłem ostatnie chwilę przed wyjazdu spędzić u Narzeczonej, która pomogła mi usmażyć kotleciki i zrobić bułki. Po spakowaniu wszystkiego ruszyłem od Marty na miejsce zbiórki. Byłem parę minut przed godziną odjazdu. Poczekaliśmy chwilę za wszystkimi i po zrobieniu wspólnego zdjęcia ruszamy w drogę:

W Mosinie czekał na nas jeszcze jeden kolega. Niestety musiał sobie trochę dłużej poczekać, ponieważ mieliśmy mały wypadek. Mianowicie jednemu koledze przednie koło wleciało w przejazd kolejowy i się wywrócił. Na szczęście nic mu się nie stało i po paru minutach jechaliśmy dalej. Pod Dino w Mosinie, kolejne zbiorowe zdjęcie:

Wyjazd z Mosiny przebiegał bardzo sprawnie. Już kilka kilometrów dalej czekały na nas takie widoki:

Pierwsza przerwa została zaplanowana w Czempiniu, ponieważ nie wszyscy mieli zakupiony pełen prowiant, a to była ostatnia biedronka na trasie. Ja mimo, że miałem sakwę pełną jedzenia poszedłem po mały zastaw podróżnika:

Dalsza droga to jazda na Kościan, gdzie miał dołączyć ostatni kolega. Zjechaliśmy się z kolegą idealnie. Mała ,,sik-pauza" i lecimy dalej na Leszno. Słońce powoli zachodziło. Jechało się naprawdę przyjemnie, a prędkość oscylowała na granicy 32km/h:

Przy zachodzącym słońcu zdjęcia wychodzą znakomicie. Jednak aby zdjęcie wyszło, należy się zatrzymać. Kilka kilometrów przed Lesznem zatrzymałem się zrobić zdjęcie przepięknych wiatraków:

Przez tą chwilę postoju musiałem cały czas gonić peleton. Udało mi się dopiero w samym mieście. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że nie jedziemy do maczka tylko zahaczymy o jakiś sklep. Udało się nam jeszcze zrobić zakupy na 10 minut przed zamknięciem kauflanda. Po posileniu się i odpowiednim nawodnieniu ruszyliśmy dalej. Zaczęła się jazda w nocy, dla niektórych po raz pierwszy. Jednak każdy był odpowiednio przygotowany i nasza droga była dobrze oświetlona. Po kilkunastu kilometrach przejechaliśmy przez granicę województwa Dolnośląskiego:

Kolejne kilometry to była dość mocna jazda po zmianach. Tak też dojechaliśmy do Góry przez którą sprawnie przejechaliśmy. Natomiast kilka kilometrów dalej musieliśmy zrobić małą, szybką ,,sik-pauzę":
 
Za każdym razem się zastanawiamy co myślą kierowcy, którzy mijają nas z naprzeciwka. Na pewno nie jest to codzienny widok:

Kolejnym naszym celem była przerwa w Lubiniu przy ,,maczku''. Jednak ładny rynek w Rudnej nie pozwolił nam przejechać obojętnie i zatrzymujemy się chwilę, aby zrobić zdjęcie:

Po niecałych 15 kilometrach dojechaliśmy do ,,maczka". Trochę peleton się rozciągnął, ale po chwili wszyscy się zjechali i poszli zamawiać jedzenie. Niestety był tylko drive otwarty, ale dla nas nie był to problem:

Po posileniu się, ruszyliśmy dalej. Przed nami najgorszy kawałek, mianowicie jazda DK 3 do Legnicy. Mimo późnej pory, a zasadniczo środka nocy, ruch samochodowy był bardzo duży. Całe szczęście raczej w przeciwną stronę. Ludzie jechali na wakacje nad morze. W Legnicy krótka przerwa na stacji benzynowej gdzie mieliśmy ładne miejsce do wypoczynku:

Zmęczenie dawało się we znaki. Mimo godziny 3.30 w nocy temperatura wynosiła ponad 15 stopni. Po chwili słonce zaczęło wstawać:

Najniższą temperaturę jaką udało mi się zarejestrować to 12 stopni:

W małym miasteczku Świerzawa robimy krótką przerwę na zdjęcie ładnego kościoła:

i zakup wody. Za tą miejscowością Mateusz ostrzegał nas o naprawdę długim podjeździe.  Łącznie podjazd ma około 10km, po drodze są dwa trudniejsze odcinki 1,5 oraz 2,5 km które są dodatkowo oznaczone:

Podczas podjazdu czekały na mnie naprawdę ładne widoki:

Na górze za wytrwałość czeka piękna panorama Karkonoszy i piękny długi zajazd:

Po udanym zjedzie zebraliśmy się wszyscy pod zamkniętym KFC, aby po chwili ruszyć do otwartej biedronki. Parking rowerowy został całkowicie przez nas opanowany:

Po posileniu się ruszamy dalej w stronę Szklarskiej Poręby. Wtedy miałem największy kryzys podczas całej wycieczki. Nie dość, że siły nie miałem to jeszcze zasypiałem na rowerze. Wciągnąłem nowo kupiony żel i muszę przyznać, że pomógł. Dojechałem do kolegów którzy za mną poczekali i wspólnymi siłami ruszyliśmy pod górę, aż pod tablicę:

Niestety nie było czasu na dłuższy odpoczynek czy też na dalszy podjazd do Czech, (całe szczęście już tam byłem rowerem ) więc od razu z Mateuszem wracamy do Jeleniej Góry na pociąg. Początkowy zjazd był bajeczny. To jest właśnie to co w górach uwielbiam! Dalsza droga to przejazd przez mniejsze miejscowości, aby dojechać do Jeleniej. Tam trochę pobłądziliśmy, aż w końcu trafiamy na PKP, jednak pociąg odjechał nam przed nosem. Zmarnowani pojechaliśmy do sklepu przy dworcu, gdzie czekaliśmy ponad godzinę na następny. O 11.34 wsiadamy do pociągu Kolei Dolnośląskich, a o 13.43 wysiadamy we Wrocławiu. Z peronu pierwszego odjeżdżały dwa pociągi jadące przez Poznań TLK i IC. Ten pierwszy jechał jeszcze dalej przez Gniezno, co odpowiadało Mateuszowi, ten drugi jechał do Świnoujścia. Niestety do tego TLK, bardzo nie miły pan konduktor, nie chciał nas wpuścić, ponieważ nie ma przedziału dla rowerów. Na nic zdały się tłumaczenia, że my nasze rowery postawimy na końcu pociągu i nie będą nikomu zawadzać. Natomiast obsługa 2 pociągu była bardzo miła, jechaliśmy na miejscach siedzących w przedziale klimatyzowanym z widokiem na nasze rowery. Tak nam minęły te ponad 2 godziny podróży.  
W Poznaniu pożegnałem się z Matueszem i udałem się przed dworzec gdzie czekała na mnie Marta. Ostatnie kilkanaście kilometrów przejechałem dyskutując sobie z moją Narzeczoną. 

Dzięki panowie za kolejny super wyjazd. Trafiliśmy idealnie w ,,lukę" pogodową. Do następnych! :)

Do Warszawy z Poznania na 5 minut!

Sobota, 27 czerwca 2015 | dodano:28.06.2015Kategoria 300-400km, TCT, Ze zdjęciami
Km:330.95Km teren:2.00 Czas:11:12km/h:29.55
Pr. maks.:58.00Temperatura:22.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
Początkowo miał być to wyjazd z TCT w góry lub do Berlina. Niestety nie wypalił i dwa dni przed weekendem wrzucam posta czy ktoś nie jest chętny na wycieczkę ze mną do Warszawy. Praktycznie zerowy odzew uświadomił mnie, że pojadę sam. Jednak zapomniałem jeszcze o Tomku z Witkowa. Był chętny, ale niestety szedł na 25 lecie ślubu cioci i wuja. Jak jechałem po zakupy na wyjazd zadzwonił do mnie i powiedział: ,, Jadę z Tobą! Impreza jest dzisiaj (piątek) więc w sobotę będą razem z Kubą czekał na Ciebie we Wrześni". Naprawdę się ucieszyłem. Marta chyba jeszcze bardziej, przynajmniej jadę z kimś nie sam. Nie będzie musiała się tak martwić. 

W piątek wieczorem moja ukochana smaży mi kotlety, a ja szykuję rower do drogi:

W sobotę pobudka o 3. Pierwsze co robię to sprawdzam pogodę. Wychodzę na balkon i tak jak myślałem pada. Idę pospać jeszcze chwilkę. Druga próba 3.45. Wstałem i teraz nie padało. Dla mnie ważne, aby nie padało gdy wyjeżdżam, potem niech się dzieje co chce. Niby spakowany byłem, ale wyjeżdżam dopiero o 4:45. Najtrudniejsze to przejazd przez miasto sobie pomyślałem. Nie było tak źle. Wyjeżdżam kierując się na Tulce. Pomaga mi trochę nawigacja w telefonie. Przez Tulce tylko przejeżdżam robiąc zdjęcie kościoła z ,,drogi" :

Pierwszą przerwę zaplanowałem sobie na Wrześnie. Po drodze zatrzymałem się kilka razy, aby sprawdzić mapę. Opłacało się jechać do Wrześni bocznymi drogami:

Jednak nie do końca w jednej z wiosek, zatrzymuję się pytam o drogę miejscowi nie wiedzą. kierują mnie jakiś na około. Droga która pokazuje mi nawigacja według ich nie istnieje. Nadrabiam kilka kilometrów, ale docieram z powrotem na wyznaczoną trasę. Jadę zgodnie z nawigacją, aż trafiam na taką drogę:

Potem tylko przejście z rowerem na plecach przez były przejazd kolejowy. Na mapie jeszcze istniał. Kilkaset metrów dalej wjeżdżam na upragnioną DK 92:

We Wrześni wjeżdżam na stacje BP, gdzie czekam z Chwastem i Siwym. W miedzy czasie wcinam bułkę z kotletem i na to batona lub odwrotnie już nie pamiętam. Ruszając z chłopakami na 76km mam średnią 27.5km/h. Zaraz po staracie wiedziałem, że będzie tylko rosnąć. Przez Słupce tylko przelatujemy. Nikt nie pomyślał o przerwie. Przed Koninem wyprzedzamy kolarza, z prędkością +/-37km/h. Postanowił nas dogonić i pyta:
-Cześć! Jaki plan na dzisiaj? :)
-No do Warszawy jedziemy! 
-Gdzie?! Do Warszawy ?! Nie no jak tak serio pytam?
-No serio do Wawy. Ja ruszałem z Poznania już mam 110km. Jedziesz z nami?
-Nie ja dzisiaj 40km planuję, ale mogę was oprowadzić do Konina.
-OK! :)
I tak po chwili jesteśmy w Koninie. Kolega życzy nam powodzenia i jedziemy dalej. Na słynnych górkach miedzy Koninem, a Kołem robimy 2min przerwę na siku i wyciągniecie batona z torby na zaś. Górki trochę dają w kość. Zasadniczą przerwę robimy w Kolę po 150km:

W Kole był zlot motocyklistów. My mieliśmy za mało czasu. Po 15 minutach gdzie zjedliśmy i wypiliśmy i dokupiliśmy piecie jedziemy dalej. Na wyjeździe 2 minutowa tzw. sik-pauza. Kolejną przerwę planowaliśmy zrobić po przejechaniu kolejnych 75km. Jechało się naprawdę dobrze. Lekki wiatr w plecy, Chwast na przodzie i cały czas powyżej 30km/h. Po 50km zaraz przed Kutnem robimy znowu 2 minutową sik-pauzę. Jakby ktoś się bał drogi krajowej numer 92 to w większości wygląda ona tak:

Pusto, bo w większości ruch leci A2, jak już Tiry jadą to mamy do dyspozycji duże pobocze i jest naprawdę równo. 75km minęło naprawdę szybko. Postanowiliśmy jechać dalej tak po mniej więcej 100km zatrzymujemy się na stacji w Łowiczu:

Tutaj przerwa trochę dłuższa bo z 30 min siedzimy lekko. Jedzenie regeneracja toalety. Tak właśnie wyglądała ta 30 minutowa przerwa. W końcu kolejny przystanek miał być dopiero w Warszawie. Parę minut po 15 ruszamy ostatecznie zdobyć Warszawę. Jednak przed Sochaczewem łapie mnie kryzys senny, 3h snu przed takim wysiłkiem to stanowczo za mało. W Sochaczewie nie planowana przerwa na kupno energetyka. Od tego miejsca zaczęła się walka z czasem. Ostatnie 60km to dawanie z siebie wszystkiego. Na zakazy które są najbardziej bezsensowne chyba w całej Polsce nie zwracamy nawet uwagi. Całę szczęście nikt nie trąbił na nas. Z prędkością ponad 30km/h podjeżdżamy pod tablicę Warszawa. Oczywiście musiało być wspólne zdjęcie:

Ostatnio kilometry do dworca i czas kupić bilety. Godzina 18.25, a wszędzie takie kolejki... W końcu kupujemy bilety. Godzina 18.55 pociąg odjeżdża 19.19 wskakujemy do Carfula po ,,prowiant" do pociągu. Ja robię szybkie pamiątkowe zdjęcie:

Pociąg ma 10 minut spóźnienia. Tomek biegnie zrobić sobie fotkę z rowerem pod pałacem. 19.30 wsiadamy do pociągu. Oczywiście jak zawsze mamy miejsca siedzące:

Podróż z Warszawy mija szybko i bezstresowo. We Wrześni chłopacy wysiadają. Ja kontynuuję jazdę do Poznania. Wysiadam czekam na brata chwilę (nie chciało mi się wracać w deszczu) i wracam samochodem do domu. 

Ponad 11h samej jazdy, przerw niecałe 2h tylko po to aby być 5 minut w Warszawie. Jednak często jest tak, że to droga właśnie jest celem! 

Dzięki za wspólny wyjazd! Do następnego! :) 

Nad morze na spontanie.

Wtorek, 20 maja 2014 | dodano:21.05.2014Kategoria 300-400km, Ze zdjęciami
Km:362.20Km teren:5.00 Czas:13:15km/h:27.34
Pr. maks.:50.00Temperatura:28.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:15540kcalPodjazdy:790mRower:Połykacz kilometrów.
To miał być zwykły normalny dzień który bym spędził pewnie w domu no może na chwilę bym wyszedł na rower. Dzień jak co dzień. Jednak po dostaniu telefonu od Tomka wszystko zmieniło się o 180 stopni. Zadzwonił do mnie o 19 z pytaniem czy jutro nie jadę z nim nad morze. Ma być ładnie, ciepło wiatr też przystępny. Pierwsze co pomyślałem to to, że mam wolne. Później oznajmiłem rodzicom o moim pomyślę (chyba się już przyzwyczaili do tych moich ,,wybryków" tata się zapytał tylko co z uczelnią :) ). Szybko przygotowanie roweru pojechanie do biedronki po zapasy i o 21.50 siedzę w pociągu do Gniezna. 



W Gnieźnie odbiera mnie Tomek busem. Przed 23 meldujemy się u niego w domu. Tomek do końca się pakuję, a ja idę na relaks przed TV. Wypiliśmy po 2 piwka i o 1 kładziemy się spać, tylko po to by o 4 wstać. Ranna krzątanina zajęła nam sporo czasu. Jednak ruszamy zaraz po wschodzie słońca:


Trasę przygotował Tomek. Bocznymi drogami kierujemy się na Trzemeszno. Tutaj musimy się zmierzyć z pędzącymi Tirami przez kilka km DK 15. W miedzy czasie mijamy tablicę z województwem:


Parę kilometrów dalej uciekamy z głównej drogi na rzecz bocznej prowadzącej do Mogilna. Niestety nie była w tak dobrym stanie. Jak to mówią:,,Kto rano wstaję temu pan Bóg daję" w tym przypadku zapewne chodziło o widoki:



Wystarczy po prostu wstać wcześnie w ładny bezchmurny dzień i udać się na rower/spacer, chociaż z tym spacerem to bym polemizował. Tak też jedziemy bocznymi drogami o minimalnym ruchu. Czasami nowo zrobiony asfalt daję jeszcze więcej radości z jazdy. Tak też nie planową przerwę robimy po 65km, ale było tak gorącą, że musieliśmy się rozebrać:


To była chwilowa przerwa przebraliśmy się zjedliśmy po batonie. Padło pytanie czy jedziemy dalej bokami czy wracamy na główną. Rzuciliśmy monetą wypadła droga krajowa. Tak docieramy do Gniewkowa. Tomek stwierdził, że dalej jedziemy gdzieś bokiem jakimś lasem, który ma jakiś asfalt. Jednak tutaj trochę pobłądziliśmy. Udało nam się wjechać do lasu. Asfalt był idealny nowo położony, ale po kilku km się skończył i zaliczyliśmy trochę terenu. W końcu i tak wpadliśmy  na DK 15 i tak docieramy do Torunia. Wjeżdżamy na Starówkę zobaczyć dom Mikołaja:



Następnie pod jego pomnik:

No i było trzeba znaleźć ,,Maczka" z racji tego, że był zaraz obok nie zajęło nam to dużo czasu. Niestety się w nim zasiedzieliśmy trochę. Ja zamówiłem sobie 2 tosty i 2 razy duże frytki. Na przeciwko była biedronka, gdzie idę uzupełnić picie. Tam też zaliczam efektowną glebę na schodach. Ruszamy z Torunia DK 91. Dogania nas kolarz z tego miasta, kawałek jedzie z nami po drodze rozmawiając. Skręcamy na drogi woj. Po chwili kolega odłącza od nas. My lecimy na Wąbrzeźno po drodze robiąc krótką przerwę na siku. W samym Wąbrzeźnie krótka przerwa na zimnego loda i uzupełnienie płynów. Miałem taką ochotę na czystą wodę jak nigdy. Już miałem dosyć tych słodkich napojów... Na wyjeździe z miasteczka pęka mi szprycha. Jednak jedziemy dalej. W Radzyniu Chełmskim mijamy zamek krzyżacki. niestety z braku czasu robimy lotne zdjęcie i lecimy dalej:



Ponad 180km w nogach już mamy. W Łasinie mieliśmy zrobić krótką przerwę lecz lecimy dalej wybiło 200km i z tej okazji specjalnie dla nas czekał (niestety nie zimny) SPECJAŁ
Po ,,doładowaniu się" ruszamy dalej tutaj był ten kawałek co Tomek zapowiadał od samego startu, kawałek bez asfaltu. Nie jechało się jednak źle. Rzekłbym, nawet lepiej niż na tym remontowanym przez kamyki, które niszczą ramę i wklejają się w opony. Potem było trochę lepiej. Jednak po przejeździe przez Prabuty i wjechaniu w Sztumie na DK 55 nie mogłem o niczym więcej marzyć. Zmęczenie moje dawało się we znaki. Pewnie dlatego, że miałem niecały 1000km przejechany w tym sezonie :( Docieramy do Malborka, gdzie robimy upragnioną przerwę pod zamkiem krzyżackim:



Parę kilometrów dalej znów przerwa, ale tylko na chwile bo nie chciało nam się szukać sklepu w Malborku. Tak więc kupujemy wodę, po zimnym Tigerze i jedziemy dalej, aż docieramy do Nowego Dworu Gdańskiego. Tam też przerwa na Hot- Dog'a na Orlenie. Już tak niewiele dzieliło nas od ,,wygranej" godzina stosunkowo późna, było już sporo po 19. Ruszamy razem do Stegny. Jednak Tomek narzucił za duże tempo i się rozdzieliliśmy. Z małą stratą docieram do znaku:


No to po raz pierwszy w tym roku w nadmorskiej miejscowości, ciekawe ile jeszcze razy mnie to spotka. Pusto głucho, w sumie co się dziwić. Jeszcze sezonu nie ma. Docieramy na plażę gdzie czeka nas ten zachód słońca:



Tomek się wykąpał, też bym się wykąpał gdybyśmy trochę wcześniej przyjechali, bo nie dosyć, że woda zimna to jeszcze chłodno na dworze się robiło. Także zamoczyłem tylko nogi. Czasu nie mieliśmy dużo. W sumie to przez chwilę stwierdziliśmy, że go nie mamy wcale. Pociąg z Gdańska odjeżdżał o 22.56, a do dworca mieliśmy jeszcze prawie 50 km, godzina była grubo po 20. Co prawda nocka na dworcu nas zmotywowała i ruszyliśmy czym prędzej. Mieliśmy 2 drogi do wyboru. Jedną trochę ponad 50km, ale bez promu, druga trochę mniej niż 50 km, ale z promem. Po drodze dowiedzieliśmy się, że prom jest czynny także ryzyk-fizyk ruszamy przez prom. Byliśmy jakieś 10-13min przed odpływem czyli tyle czasu spokojnego odpoczynku.
Zostało 24 km i niecała godzina do odjazdu. Nie było opcji, żeby nie dać rady. Pod dworzec w Gdańsku docieramy o 22.38 także mamy jakieś 18 min. Szukamy szybko sklepu. Udało się kupić wodę i piwko do pociągu. Podróż w pociągu minęła spokojnie. Ja spałem Tomek czuwał sam stwierdził, że nie może iść spać bo wstaniemy we Wrocławiu. Tam jechał ten pociąg. W jakimś mieście wsiada 4 kolarzy. Z sakwami. Chyba nie muszę mówić jaki był temat podczas dalszej wspólnej jazdy. Tomek wysiada w Gnieźnie ja jadę dalej do Poznania . Miał mnie ktoś odebrać, ale stwierdziłem co ponad 300km przejechałem to teraz 15 nie zrobię.
Wyróżniał się ten biały kellys. W domu ląduję kilka min po 3.


Dzięki Tomek za akcję spontan. To była najszybciej podjęta decyzja wyjazdu nad morze. Chociaż się strasznie zmęczyłem niczego nie żałuje :) Do następnego! 

Poznań- Szklarska w jedną noc! :)

Sobota, 7 września 2013 | dodano:10.09.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, W górach..., 300-400km
Km:332.50Km teren:0.00 Czas:12:58km/h:25.64
Pr. maks.:75.90Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Prawdopodobnie ostatni wyjazd nocny w tym roku. Jechaliśmy już 2 razy na północ czas teraz na południe. Wybraliśmy Szklarską Porębę. Spotykamy się o 17 na stacji Orlen w Mosinie. Przyjechało na miejsce 5 osób i w miedzy czasie Tomek, który jechał nas odprowadzić do Czempinia :) W takim składzie ruszmy w trasę:



Jedzie się przyjemnie temperatura nie za niska, droga bez większych dziur wiatr lekki z boku. Jedziemy dyskutujemy, aż nagle robi się Czempiń. Tam przerwa na ryneczku. Naprawa manetki, browarek i ruszamy dalej na Leszno. W miedzy czasie zaczyna zachodzić słońce:





Przed Lesznem stoimy na przejeździe kolejowym całe szczęście pociąg szybko nadjechał:




Chwilę minut po 20, a tu już prawie ciemno :( smutne to. Prowadzę ekipę do Maca na kolację. Qupony kuponiki i idzie całkiem dobrze zjeść za nie dużo. Przed 21 szybko jedziemy zahaczyć biedronkę na nocne zakupy. Udało się. Wyjeżdżamy z Leszna kierując się na Górę. W miedzy czasie mijamy woj. Nie zatrzymujemy się tym razem na foto. Zdjęcie w nocy w czasie jazdy bywają rozmazane:







Przejeżdżamy Górę i udajemy się w stronę Odry. Całę szczęście zbudowali tam most. Droga którą jedziemy stała się strasznie wąska. Na szczęście ruch jest mały. Przejeżdżamy Rudę Docieramy do Lubina. Szybkość z jaką jechaliśmy była wyższa od planowanej, ilość postojów mniejsza, więc bylibyśmy za wcześnie w górach więc robimy 2h przerwę w Macu. Ruszamy dalej na Legnicę. Mamy pierwszą i całe szczęście ostatnią awarię:







Temperatura spada coraz niżej. Legnicę mijamy obwodnicą. Powoli zaczynają się podjazdy. Pierwszy dłuższy podjazd pokonujemy o ciemku. Słońce wychodzi. Temperatura spadła do 5.5 stopni. Czekamy jakieś 40 min na stacji. Pijemy ciepła herbatkę i ruszamy w ten ,,mróz" dalej. Jednak widoki wszystko rekompensują:





Dojeżdżamy do Jeleniej jest parę min przed 8 rano. Kasa biletowa czynna dopiero od 15 po. Czekamy na ciepłym dworcu. Kupujemy dalej jedziemy podbić Szklarską! W miedzy czasie przerwa w Lidlu. Podjazd podjazd i jeszcze kawałek podjazdu i jesteśmy u celu naszej podróży:




W samym miasteczku przerwa na browarka i dzielimy się na 3 grupy. Przemo i Kuba wracają do Jeleniej. Wojtek i Michał jadą na podjazd do schroniska odrodzenie. Tomasz i ja ruszamy do Czech. Czyli znowu podjazd podjazd i jesteśmy przy granicy:





Później zjazd do Harrachowa. Chwila odpoczynku fota i wracamy:






Od granicy mieliśmy prawię 12 km zjazdu. Potem mimo zjazdów widoczki pierwszorzędne:



Dojazd do Jeleniej Mc i gnamy na pociąg. Pociąg jak zwykle nie przystosowany do przewozu rowerów. Jednak konduktor w porządku więc wsiadamy bez problemu.
Zachód słońca oglądamy z pociągu popijając zimnego browarka:



Dzięki panowie za wyjazd. Może uda się jeszcze w tym roku na coś podobnego wyjechać byle w dzień! :)

Poznań Kołobrzeg po raz 3. Na pewno nie ostatni!

Sobota, 18 maja 2013 | dodano:28.05.2013Kategoria 300-400km, Ze zdjęciami, Poznań-Kołobrzeg!
Km:303.93Km teren:0.00 Czas:11:17km/h:26.94
Pr. maks.:59.90Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Po raz 3 wybrałem się rowerem z Poznania do Kołobrzegu. Tak sama jak w zeszłym roku udaje się nam zebrać dużą ekipę. info tradycyjnie wrzucone na forum rowerowe. Zrobiłem wydarzenie na fb na profilu tego rocznej wyprawy rowerowej. Tym sposobem na miejsce startu przyjechało 6 śmiałków. Ruszamy kilka min po 19 jako cel obieramy sobie Szamotuły. Droga do Szamotuł (ta boczna oczywiście) jest mało uczęszczana przez samochody więc można bez problemów zająć całą szerokość pasa:


W Szamotułach oczywiście robimy przerwę przy biedronce aby uzupełnić zapasy na zbliżającą się noc. Ruszamy czym prędzej. Meszki oraz komary nie chcą abyśmy tam długo odpoczywali. Kolejnym naszym celem jest Czarnków. Droga dobrze znana prowadzę razem z Przemkiem cały peleton. Kilka kilometrów za Obrzyckiem zaczyna robić się ciemno. Przerwa na założenie kamizelek:



Do Czarnkowa dojeżdżamy bez problemów. Na zjeździe przed miastem bije rekord prędkości. Mijamy miasto sprawnie, aby tradycyjnie zrobić przerwę na kolacje przy moście nad Notecią:


Całę szczęście noc była ciepła więc nie było trzeba się ubierać. Po za tym prędkości które osiągaliśmy wymagały wysiłku, więc szybko się rozgrzewaliśmy. Jedziemy ciemnym lasem wspominając zeszłoroczną kraksę. Liczymy, że ten las nie jest przeklęty i tym razem nic się nie stanie. Kilka set metrów dalej Tomek łapie laczka. Jednak wymiana trwa mniej niż 10 min i ruszamy dalej, aby wyjechać z Wielkopolski:


Po kilku podjazdach i zjazdach docieramy do Wałcza, gdzie w parku tak samo jak w zeszłym roku robimy przerwę na śniadanie. Wtedy to mogło być śniadanie było koło 3.30 tym razem jesteśmy tam dobre 3h wcześniej. Następnym ważnym punktem naszego wyjazdu jest tablica ,,Kołobrzeg 100"


Docieramy do niego z utęsknieniem. Noc nie była długa, ale z każda chwilą jazdy w ciemnościach nasze morale spadają. Całe szczęście już kilka kilometrów za Czaplinkiem podczas jednej z przerw widać, że zaraz nastanie dzień i to bardzo pogodny dzień:


Jazda słynną drogą ,,stu zakrętów" (chyba tak to się nazywa) podziwiamy przepiękne krajobrazy i czujemy się trochę jakbyśmy w góry jechali. W Połczynie Zdrój trafiamy o 4 rano spotykamy tam naćpanego człowieczka, który proponuję nam każdy rodzaj ,,wzmacniaczy" na których on chodzi od kilku dni. Oczywiście rezygnujemy. Do Białogardu nasz peleton trochę się porozrywał. Każdy jechał swoim tempem. Jednak w samym Białogardzie robi się już całkowicie jasno:


Morale się poprawiają i razem ruszamy zdobyć Kołobrzeg. Docieram jako 2 do Kołobrzegu przegrywając minimalnie z Topą. Wszyscy dojechali:


W samym Kołobrzegu jedziemy na dworzec. Usnąłem po 3 min siedząc na ławce. Kupiliśmy bilety pojechaliśmy po zwycięskie piwo i ruszamy na plażę. Piękne słońce pozwala na upragniony odpoczynek. Nogi i tyłek odpoczęły teraz przyszedł czas na napełnienie brzuchów:


Takiej porcji ryby dawno nie dostałem. Po najedzeniu się ruszamy na jeszcze jedno piwko na plaże. Być nad morzem i nie wykąpać się nie nie możliwe. Chociaż woda miała z kilkanaście stopni i tak wskakujemy aby się ,,popluskać". O 14 ruszamy do sklepu po ,,prowiant" do pociągu i o 14.20 ruszamy do Poznania. Podróż nie była zła. Ja osobiście lubię jeździć PKP. Pełen relaks:


Na dworcu w Poznaniu lądujemy kilka min przed 20. Żegnamy się i jedziemy do domu. Do Głuchowa docieram jeszcze przed zachodem słońca:



Dzięki panowie za wyjazd. Liczą, że w czerwcu uda nam się zdobyć Hel. Pozdrawiam.

Poznań-> Wrocław + woj. Opolskie, czyli nowy rekord :D

Czwartek, 27 sierpnia 2009 | dodano:28.08.2009Kategoria 300-400km, Ze zdjęciami
Km:334.50Km teren:0.00 Czas:13:44km/h:24.36
Pr. maks.:50.70Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Poprzedni rekord ->klik

W końcu nadszedł ten dzień aby zrobić 300km w 24h. Przy okazji chcieliśmy zrobić ,,nockę" Co do wycieczki:

Ekipa (niestety 2 osobowa [tylko]): Mateusz (klik do jego relacji) i ja. :D

Wyjechaliśmy o godz. 23:10. pojechaliśmy do Jarzyny po moja dętkę i około 23:45 ruszmy już w prawdziwą trasę ( Droga znana z przed ostatniej 200-tki) Jedziemy przez Mosina i w Czepinu robimy 1 przerwę:


Dalej jedziemy lasami kompletna ciemność byliśmy zdani tylko na swoje lampki :D
Mamy około godziny 1 kiedy zaczyna kropić. Przecież z cukru nie jesteśmy jedziemy dalej.Jesteśmy w środku ciemnego lasu a tu zaczyna padać mocniej. Stwierdziliśmy, że w 1 ,,jasnej" miejscowości robimy przerwę na jakimś przystanku:

Jak już mieliśmy jechać nadeszło oberwanie chmury (filmik jest u Mateusza). Lało lało i nie chciało przestać no taj ja poszedłem spać :P Później się się okazało, że spędziliśmy tam 2 h :D Ruszamy dalej jest strasznie zimno. Jedziemy ile sił w nogach, aby się rozgrzać. Dojeżdżamy do Leszna gdzie robimy krótka przerwę na stacji benzynowej i jedziemy dalej. Jeszcze w ciemnościach przekraczamy granice Wielkopolski:

Dalej docieramy do Góry gdzie robimy krótka przerwę przed zamkniętą biedronka i jedziemy dalej. W końcu docieramy do przeprawy promowej:


Mieliśmy szczęście bo pływa co 45min a my byliśmy 6 min przed odpłynięciem :D Dalej jedziemy dobrze mi znana droga do Rudnej (wracałem tędy z wakacji samochodem z Rodzicami) Pojechaliśmy zobaczyć zbiornik poflotacyjny:


Następnie docieramy do Lubina, gdzie robimy przerwę w McDonaldzie na śniadanie. Po posileniu jedziemy drogą krajowa nr 36 do Prochowic, a dalej drogą 94 do Środy Śląskiej (gdzie robimy zakupy w biedronce), a w Wielkopolskiej jeszcze nie byłem :P


Jedziemy dalej remontowaną krajówka co ileś km kotka przerwa na światłach, aż w końcu docieramy do Wrocławia:


Przez sam Wrocław jechaliśmy około 1h w końcu wyjechaliśmy na znowu na drogę 96.
Jedziemy przez Oławę i docieramy do głównego naszego celu naszej wyprawy, czyli do Województwa Opolskiego(ok 5km przed brzegiem)


No i czas powrotu do Wrocławia. W Wrocławiu odwiedziliśmy Katedrę:

I pojechaliśmy na Stary Rynek coś zjeść:

Następnie zadzwoniłem do córki mojej kuzynki, aby nas zaprowadziła do mojej Cioci. Nie mam to jak mieć 300km przejechane i gonić tramwaj :P Oczywiście bez łamania przepisów się nie obyło :P Dotarliśmy do mojej Cioci, pogadaliśmy wypiliśmy kawę i udaliśmy się na dworzec PKP. Szukaliśmy go około 30 min po dotarciu zakupiliśmy bilety, ale niestety już nie zdążyliśmy pojeździć po Wrocławiu. Udaliśmy się na peron po i wsiedliśmy do wagonu. Po chwili dostaliśmy info, że na samym końcu jest wagon rowerowy :D


Oczywiście był cały pusty cały dla nas :D

Z dworca do domu przez Górczyn Komorniki :D

Podsumowując:

Wyjazd baaardzo udany. Prawie 2 noce zarwane, zmęczenie duże chociaż do 400km może bym dobił :D

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Roadlite 7836 km
Canyon AL 6.0 834 km
Komunijny :)
Kellys Magic 31165 km
Połykacz kilometrów. 1710 km

szukaj

archiwum