Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2017
Dystans całkowity: | 556.40 km (w terenie 40.00 km; 7.19%) |
Czas w ruchu: | 23:42 |
Średnia prędkość: | 23.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.18 km/h |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 79.49 km i 3h 23m |
Więcej statystyk |
W góry na chwilę.
Sobota, 22 lipca 2017 | dodano:24.07.2017Kategoria 300-400km, TCT, W górach..., Ze zdjęciami
Km: | 300.99 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 11:39 | km/h: | 25.84 |
Pr. maks.: | 56.93 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Ten rok, jak i zeszły, nie należy do tych bardziej rowerowych. Jest ponad połowa lipca, a ja nie mam nawet 2 tysięcy przejechanych. W tych najlepszych latach to ja 2 tysiące robiłem w samym lipcu. Całe szczęście moje nogi nie zapomniały jak się jeździ. Tak też w tym roku pojechałem do Kołobrzegu oraz w ostatni weekend udało się wyjechać z TCT do Szklarskiej Poręby. Poniżej kilka szczegółów oraz zdjęć z trasy. Zapraszam!
Tego dnia wstałem normalnie o 6 rano i udałem się do pracy na 8 godzin. W drodze powrotnej zajechałem do sklepu kupić sobie kurczaka na drogę. Miejsce zbiórki było zaplanowane na Dębcu. Postanowiłem ostatnie chwilę przed wyjazdu spędzić u Narzeczonej, która pomogła mi usmażyć kotleciki i zrobić bułki. Po spakowaniu wszystkiego ruszyłem od Marty na miejsce zbiórki. Byłem parę minut przed godziną odjazdu. Poczekaliśmy chwilę za wszystkimi i po zrobieniu wspólnego zdjęcia ruszamy w drogę:
W Mosinie czekał na nas jeszcze jeden kolega. Niestety musiał sobie trochę dłużej poczekać, ponieważ mieliśmy mały wypadek. Mianowicie jednemu koledze przednie koło wleciało w przejazd kolejowy i się wywrócił. Na szczęście nic mu się nie stało i po paru minutach jechaliśmy dalej. Pod Dino w Mosinie, kolejne zbiorowe zdjęcie:
Wyjazd z Mosiny przebiegał bardzo sprawnie. Już kilka kilometrów dalej czekały na nas takie widoki:
Pierwsza przerwa została zaplanowana w Czempiniu, ponieważ nie wszyscy mieli zakupiony pełen prowiant, a to była ostatnia biedronka na trasie. Ja mimo, że miałem sakwę pełną jedzenia poszedłem po mały zastaw podróżnika:
Dalsza droga to jazda na Kościan, gdzie miał dołączyć ostatni kolega. Zjechaliśmy się z kolegą idealnie. Mała ,,sik-pauza" i lecimy dalej na Leszno. Słońce powoli zachodziło. Jechało się naprawdę przyjemnie, a prędkość oscylowała na granicy 32km/h:
Przy zachodzącym słońcu zdjęcia wychodzą znakomicie. Jednak aby zdjęcie wyszło, należy się zatrzymać. Kilka kilometrów przed Lesznem zatrzymałem się zrobić zdjęcie przepięknych wiatraków:
Przez tą chwilę postoju musiałem cały czas gonić peleton. Udało mi się dopiero w samym mieście. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że nie jedziemy do maczka tylko zahaczymy o jakiś sklep. Udało się nam jeszcze zrobić zakupy na 10 minut przed zamknięciem kauflanda. Po posileniu się i odpowiednim nawodnieniu ruszyliśmy dalej. Zaczęła się jazda w nocy, dla niektórych po raz pierwszy. Jednak każdy był odpowiednio przygotowany i nasza droga była dobrze oświetlona. Po kilkunastu kilometrach przejechaliśmy przez granicę województwa Dolnośląskiego:
Kolejne kilometry to była dość mocna jazda po zmianach. Tak też dojechaliśmy do Góry przez którą sprawnie przejechaliśmy. Natomiast kilka kilometrów dalej musieliśmy zrobić małą, szybką ,,sik-pauzę":
Za każdym razem się zastanawiamy co myślą kierowcy, którzy mijają nas z naprzeciwka. Na pewno nie jest to codzienny widok:
Kolejnym naszym celem była przerwa w Lubiniu przy ,,maczku''. Jednak ładny rynek w Rudnej nie pozwolił nam przejechać obojętnie i zatrzymujemy się chwilę, aby zrobić zdjęcie:
Po niecałych 15 kilometrach dojechaliśmy do ,,maczka". Trochę peleton się rozciągnął, ale po chwili wszyscy się zjechali i poszli zamawiać jedzenie. Niestety był tylko drive otwarty, ale dla nas nie był to problem:
Po posileniu się, ruszyliśmy dalej. Przed nami najgorszy kawałek, mianowicie jazda DK 3 do Legnicy. Mimo późnej pory, a zasadniczo środka nocy, ruch samochodowy był bardzo duży. Całe szczęście raczej w przeciwną stronę. Ludzie jechali na wakacje nad morze. W Legnicy krótka przerwa na stacji benzynowej gdzie mieliśmy ładne miejsce do wypoczynku:
Zmęczenie dawało się we znaki. Mimo godziny 3.30 w nocy temperatura wynosiła ponad 15 stopni. Po chwili słonce zaczęło wstawać:
Najniższą temperaturę jaką udało mi się zarejestrować to 12 stopni:
W małym miasteczku Świerzawa robimy krótką przerwę na zdjęcie ładnego kościoła:
i zakup wody. Za tą miejscowością Mateusz ostrzegał nas o naprawdę długim podjeździe. Łącznie podjazd ma około 10km, po drodze są dwa trudniejsze odcinki 1,5 oraz 2,5 km które są dodatkowo oznaczone:
Podczas podjazdu czekały na mnie naprawdę ładne widoki:
Na górze za wytrwałość czeka piękna panorama Karkonoszy i piękny długi zajazd:
Po udanym zjedzie zebraliśmy się wszyscy pod zamkniętym KFC, aby po chwili ruszyć do otwartej biedronki. Parking rowerowy został całkowicie przez nas opanowany:
Po posileniu się ruszamy dalej w stronę Szklarskiej Poręby. Wtedy miałem największy kryzys podczas całej wycieczki. Nie dość, że siły nie miałem to jeszcze zasypiałem na rowerze. Wciągnąłem nowo kupiony żel i muszę przyznać, że pomógł. Dojechałem do kolegów którzy za mną poczekali i wspólnymi siłami ruszyliśmy pod górę, aż pod tablicę:
Niestety nie było czasu na dłuższy odpoczynek czy też na dalszy podjazd do Czech, (całe szczęście już tam byłem rowerem ) więc od razu z Mateuszem wracamy do Jeleniej Góry na pociąg. Początkowy zjazd był bajeczny. To jest właśnie to co w górach uwielbiam! Dalsza droga to przejazd przez mniejsze miejscowości, aby dojechać do Jeleniej. Tam trochę pobłądziliśmy, aż w końcu trafiamy na PKP, jednak pociąg odjechał nam przed nosem. Zmarnowani pojechaliśmy do sklepu przy dworcu, gdzie czekaliśmy ponad godzinę na następny. O 11.34 wsiadamy do pociągu Kolei Dolnośląskich, a o 13.43 wysiadamy we Wrocławiu. Z peronu pierwszego odjeżdżały dwa pociągi jadące przez Poznań TLK i IC. Ten pierwszy jechał jeszcze dalej przez Gniezno, co odpowiadało Mateuszowi, ten drugi jechał do Świnoujścia. Niestety do tego TLK, bardzo nie miły pan konduktor, nie chciał nas wpuścić, ponieważ nie ma przedziału dla rowerów. Na nic zdały się tłumaczenia, że my nasze rowery postawimy na końcu pociągu i nie będą nikomu zawadzać. Natomiast obsługa 2 pociągu była bardzo miła, jechaliśmy na miejscach siedzących w przedziale klimatyzowanym z widokiem na nasze rowery. Tak nam minęły te ponad 2 godziny podróży.
W Poznaniu pożegnałem się z Matueszem i udałem się przed dworzec gdzie czekała na mnie Marta. Ostatnie kilkanaście kilometrów przejechałem dyskutując sobie z moją Narzeczoną.
Dzięki panowie za kolejny super wyjazd. Trafiliśmy idealnie w ,,lukę" pogodową. Do następnych! :)
Tego dnia wstałem normalnie o 6 rano i udałem się do pracy na 8 godzin. W drodze powrotnej zajechałem do sklepu kupić sobie kurczaka na drogę. Miejsce zbiórki było zaplanowane na Dębcu. Postanowiłem ostatnie chwilę przed wyjazdu spędzić u Narzeczonej, która pomogła mi usmażyć kotleciki i zrobić bułki. Po spakowaniu wszystkiego ruszyłem od Marty na miejsce zbiórki. Byłem parę minut przed godziną odjazdu. Poczekaliśmy chwilę za wszystkimi i po zrobieniu wspólnego zdjęcia ruszamy w drogę:
W Mosinie czekał na nas jeszcze jeden kolega. Niestety musiał sobie trochę dłużej poczekać, ponieważ mieliśmy mały wypadek. Mianowicie jednemu koledze przednie koło wleciało w przejazd kolejowy i się wywrócił. Na szczęście nic mu się nie stało i po paru minutach jechaliśmy dalej. Pod Dino w Mosinie, kolejne zbiorowe zdjęcie:
Wyjazd z Mosiny przebiegał bardzo sprawnie. Już kilka kilometrów dalej czekały na nas takie widoki:
Pierwsza przerwa została zaplanowana w Czempiniu, ponieważ nie wszyscy mieli zakupiony pełen prowiant, a to była ostatnia biedronka na trasie. Ja mimo, że miałem sakwę pełną jedzenia poszedłem po mały zastaw podróżnika:
Dalsza droga to jazda na Kościan, gdzie miał dołączyć ostatni kolega. Zjechaliśmy się z kolegą idealnie. Mała ,,sik-pauza" i lecimy dalej na Leszno. Słońce powoli zachodziło. Jechało się naprawdę przyjemnie, a prędkość oscylowała na granicy 32km/h:
Przy zachodzącym słońcu zdjęcia wychodzą znakomicie. Jednak aby zdjęcie wyszło, należy się zatrzymać. Kilka kilometrów przed Lesznem zatrzymałem się zrobić zdjęcie przepięknych wiatraków:
Przez tą chwilę postoju musiałem cały czas gonić peleton. Udało mi się dopiero w samym mieście. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że nie jedziemy do maczka tylko zahaczymy o jakiś sklep. Udało się nam jeszcze zrobić zakupy na 10 minut przed zamknięciem kauflanda. Po posileniu się i odpowiednim nawodnieniu ruszyliśmy dalej. Zaczęła się jazda w nocy, dla niektórych po raz pierwszy. Jednak każdy był odpowiednio przygotowany i nasza droga była dobrze oświetlona. Po kilkunastu kilometrach przejechaliśmy przez granicę województwa Dolnośląskiego:
Kolejne kilometry to była dość mocna jazda po zmianach. Tak też dojechaliśmy do Góry przez którą sprawnie przejechaliśmy. Natomiast kilka kilometrów dalej musieliśmy zrobić małą, szybką ,,sik-pauzę":
Za każdym razem się zastanawiamy co myślą kierowcy, którzy mijają nas z naprzeciwka. Na pewno nie jest to codzienny widok:
Kolejnym naszym celem była przerwa w Lubiniu przy ,,maczku''. Jednak ładny rynek w Rudnej nie pozwolił nam przejechać obojętnie i zatrzymujemy się chwilę, aby zrobić zdjęcie:
Po niecałych 15 kilometrach dojechaliśmy do ,,maczka". Trochę peleton się rozciągnął, ale po chwili wszyscy się zjechali i poszli zamawiać jedzenie. Niestety był tylko drive otwarty, ale dla nas nie był to problem:
Po posileniu się, ruszyliśmy dalej. Przed nami najgorszy kawałek, mianowicie jazda DK 3 do Legnicy. Mimo późnej pory, a zasadniczo środka nocy, ruch samochodowy był bardzo duży. Całe szczęście raczej w przeciwną stronę. Ludzie jechali na wakacje nad morze. W Legnicy krótka przerwa na stacji benzynowej gdzie mieliśmy ładne miejsce do wypoczynku:
Zmęczenie dawało się we znaki. Mimo godziny 3.30 w nocy temperatura wynosiła ponad 15 stopni. Po chwili słonce zaczęło wstawać:
Najniższą temperaturę jaką udało mi się zarejestrować to 12 stopni:
W małym miasteczku Świerzawa robimy krótką przerwę na zdjęcie ładnego kościoła:
i zakup wody. Za tą miejscowością Mateusz ostrzegał nas o naprawdę długim podjeździe. Łącznie podjazd ma około 10km, po drodze są dwa trudniejsze odcinki 1,5 oraz 2,5 km które są dodatkowo oznaczone:
Podczas podjazdu czekały na mnie naprawdę ładne widoki:
Na górze za wytrwałość czeka piękna panorama Karkonoszy i piękny długi zajazd:
Po udanym zjedzie zebraliśmy się wszyscy pod zamkniętym KFC, aby po chwili ruszyć do otwartej biedronki. Parking rowerowy został całkowicie przez nas opanowany:
Po posileniu się ruszamy dalej w stronę Szklarskiej Poręby. Wtedy miałem największy kryzys podczas całej wycieczki. Nie dość, że siły nie miałem to jeszcze zasypiałem na rowerze. Wciągnąłem nowo kupiony żel i muszę przyznać, że pomógł. Dojechałem do kolegów którzy za mną poczekali i wspólnymi siłami ruszyliśmy pod górę, aż pod tablicę:
Niestety nie było czasu na dłuższy odpoczynek czy też na dalszy podjazd do Czech, (całe szczęście już tam byłem rowerem ) więc od razu z Mateuszem wracamy do Jeleniej Góry na pociąg. Początkowy zjazd był bajeczny. To jest właśnie to co w górach uwielbiam! Dalsza droga to przejazd przez mniejsze miejscowości, aby dojechać do Jeleniej. Tam trochę pobłądziliśmy, aż w końcu trafiamy na PKP, jednak pociąg odjechał nam przed nosem. Zmarnowani pojechaliśmy do sklepu przy dworcu, gdzie czekaliśmy ponad godzinę na następny. O 11.34 wsiadamy do pociągu Kolei Dolnośląskich, a o 13.43 wysiadamy we Wrocławiu. Z peronu pierwszego odjeżdżały dwa pociągi jadące przez Poznań TLK i IC. Ten pierwszy jechał jeszcze dalej przez Gniezno, co odpowiadało Mateuszowi, ten drugi jechał do Świnoujścia. Niestety do tego TLK, bardzo nie miły pan konduktor, nie chciał nas wpuścić, ponieważ nie ma przedziału dla rowerów. Na nic zdały się tłumaczenia, że my nasze rowery postawimy na końcu pociągu i nie będą nikomu zawadzać. Natomiast obsługa 2 pociągu była bardzo miła, jechaliśmy na miejscach siedzących w przedziale klimatyzowanym z widokiem na nasze rowery. Tak nam minęły te ponad 2 godziny podróży.
W Poznaniu pożegnałem się z Matueszem i udałem się przed dworzec gdzie czekała na mnie Marta. Ostatnie kilkanaście kilometrów przejechałem dyskutując sobie z moją Narzeczoną.
Dzięki panowie za kolejny super wyjazd. Trafiliśmy idealnie w ,,lukę" pogodową. Do następnych! :)
Do pracy na mokro.
Czwartek, 20 lipca 2017 | dodano:24.07.2017Kategoria 0-50km
Km: | 19.14 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 00:47 | km/h: | 24.43 |
Pr. maks.: | 33.30 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W końcu wybrałem się do pracy rowerem. Trasa ta do pracy ta sama jednak sytuacja nieco inna. Nie cały kilometr przed pracą trafiłem na taką ulewę, że przez chwilę zmokłem do suchej nitki. W pracy całe szczęście mamy suszarkę do rzeczy więc sobie wysuszyłem strój i buty i po pracy mogłem wrócić sobie komfortowo do domu! Taki oto przypadek :D
WPN na nowo.
Środa, 19 lipca 2017 | dodano:07.08.2017Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 36.74 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 02:21 | km/h: | 15.64 |
Pr. maks.: | 33.10 | Temperatura: | 28.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W końcu Marta doczekała się nowego roweru. Przyjechała do mnie popołudniu i razem ruszyliśmy w stronę Chomęcic. Chcieliśmy pokręcić trochę po terenie, więc udaliśmy się w stronę Trzebawia, aby dostać się do Wielkopolskiego Parku Narodowego. Droga prezentowała się bardzo ładnie:
Nie wjeżdżaliśmy do centrum wsi, tylko odbiliśmy na leśniczówkę. Musieliśmy się szybko ewakuować z tej części lasu, aby nie zostać pożartym przez bąki. Wyjechaliśmy na drogę Trzebaw - Stęszew. Następnie polną drogą dojechaliśmy do szlaku Pierścienia Poznania. Własnie nim wjechaliśmy do prawdziwego WPN-u:
Dojechaliśmy tym szlakiem do zjazdu nad j. Góreckie. Dalej czerwonym szlakiem kontynuowaliśmy naszą wycieczkę. Bardzo mi się podobało. Dawno tam nie byłem. Szczególne wrażenie zrobił na mnie jak zwykle single - track przy jeziorze:
Objechaliśmy jezioro i wyjechaliśmy na Grajzerówce. Nasza dalsza wycieczka to odwiedziny j.Jarosławieckiego. Pojechaliśmy wzdłuż jeziora i wyjechaliśmy na polną drogę w stronę Szreniawy. Tam są zawsze ładne widoki podczas zachodzącego słońca:
Przez Szreniawę, Rosnowo, Chomęcice dojechaliśmy do domu. Dzięki kochanie za te wspólne kilometry! Teraz mam nadzieje, że wo wiele łatwiej będzie Cię namówić na rower! :)
Nie wjeżdżaliśmy do centrum wsi, tylko odbiliśmy na leśniczówkę. Musieliśmy się szybko ewakuować z tej części lasu, aby nie zostać pożartym przez bąki. Wyjechaliśmy na drogę Trzebaw - Stęszew. Następnie polną drogą dojechaliśmy do szlaku Pierścienia Poznania. Własnie nim wjechaliśmy do prawdziwego WPN-u:
Dojechaliśmy tym szlakiem do zjazdu nad j. Góreckie. Dalej czerwonym szlakiem kontynuowaliśmy naszą wycieczkę. Bardzo mi się podobało. Dawno tam nie byłem. Szczególne wrażenie zrobił na mnie jak zwykle single - track przy jeziorze:
Objechaliśmy jezioro i wyjechaliśmy na Grajzerówce. Nasza dalsza wycieczka to odwiedziny j.Jarosławieckiego. Pojechaliśmy wzdłuż jeziora i wyjechaliśmy na polną drogę w stronę Szreniawy. Tam są zawsze ładne widoki podczas zachodzącego słońca:
Przez Szreniawę, Rosnowo, Chomęcice dojechaliśmy do domu. Dzięki kochanie za te wspólne kilometry! Teraz mam nadzieje, że wo wiele łatwiej będzie Cię namówić na rower! :)
Wycieczka z rodzicami!
Sobota, 15 lipca 2017 | dodano:20.07.2017Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Z rodzicami., Ze zdjęciami
Km: | 38.23 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 02:54 | km/h: | 13.18 |
Pr. maks.: | 36.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W końcu udało się namówić rodziców na rower. O ile mama jeszcze jeździ, to ojciec, mimo nowego roweru, nie był ani razu w tym roku. Po dłuższych przygotowaniach w końcu ruszyliśmy. Na początek obraliśmy kierunek na Konarzewo, jechało się bardzo przyjemnie. Piękna pogoda lekki wiaterek i zerowy ruch:
Z Konarzewa udaliśmy się na Trzcielin, tutaj jazda już jeden za drugim, z racji na duży ruch samochodowy. Z Trzcielina pustą asfaltową drogą udaliśmy się w stronę Żarnowca, gdzie zrobiliśmy pierwszą przerwę:
Bardzo fajne miejsce na odpoczynek czy też ognisko ze znajomymi. Dalszą drogę kontynuowaliśmy szlakiem Pierścienia Poznania. Szlak ten ma 173km z czego +/- 100km było w terenie. Niestety z roku na rok ta sytuacja się zmienia i tego terenu jest coraz mniej. Np. przez nowo powstałą drogę w Podłozinach:
Jadąc owym szlakiem dojechaliśmy do Zborowa, gdzie mieliśmy zaplanowaną przerwę na kąpiel. Tego samego dnia był zorganizowany tam zlot samochodów dostawczych. Na miejscu było można spotkać takie perełki:
:)
Tutaj przerwa była znacznie dłuższa. Nie mogło zabraknąć kąpieli oraz wspólnego zdjęcia:
Muszę przyznać, że rodzice pochwalili mnie za pięknie wytyczoną trasę. Sam też byłem pod wrażeniem, że nie tylko potrafię robić trasy na 100, 200 czy też 300km, ale również takie nadające się na rodzinną wycieczkę rowerową. Dzięki temu widoki tego dnia mieliśmy przepiękne:
Tego dnia słońce nie grzało za mocno, ale wjazd do lasu był nie wątpliwie przyjemnym momentem:
W tych lasach znajdują się miejsca pamięci pomordowanych przez Niemców studentów:
czy też księży:
Przejechaliśmy lasy i dostaliśmy się do Dąbrówki, gdzie zabrałem rodzinkę na lody tradycyjne. Były drogie, ale warto było(niestety nie zrobiłem zdjęć naszych porcji). Z Dąbrówki przez Palędzie, do Gołusek, gdzie nie pojechaliśmy tradycyjnie asfaltową drogą tylko wybrałem terenowy skrót:
Tak po prawie 40km wracamy do domu. Rodzice zmęczeni, ale mimo wszystko zadowoleni! Mam nadzieję, że jeszcze uda nam się powtórzyć taką wycieczkę. Tym razem Wielkopolski Park Narodowy. To właśnie tam rodzice zabierali nas na pierwsze wycieczki rowerowe! :)
Z Konarzewa udaliśmy się na Trzcielin, tutaj jazda już jeden za drugim, z racji na duży ruch samochodowy. Z Trzcielina pustą asfaltową drogą udaliśmy się w stronę Żarnowca, gdzie zrobiliśmy pierwszą przerwę:
Bardzo fajne miejsce na odpoczynek czy też ognisko ze znajomymi. Dalszą drogę kontynuowaliśmy szlakiem Pierścienia Poznania. Szlak ten ma 173km z czego +/- 100km było w terenie. Niestety z roku na rok ta sytuacja się zmienia i tego terenu jest coraz mniej. Np. przez nowo powstałą drogę w Podłozinach:
Jadąc owym szlakiem dojechaliśmy do Zborowa, gdzie mieliśmy zaplanowaną przerwę na kąpiel. Tego samego dnia był zorganizowany tam zlot samochodów dostawczych. Na miejscu było można spotkać takie perełki:
:)
Tutaj przerwa była znacznie dłuższa. Nie mogło zabraknąć kąpieli oraz wspólnego zdjęcia:
Muszę przyznać, że rodzice pochwalili mnie za pięknie wytyczoną trasę. Sam też byłem pod wrażeniem, że nie tylko potrafię robić trasy na 100, 200 czy też 300km, ale również takie nadające się na rodzinną wycieczkę rowerową. Dzięki temu widoki tego dnia mieliśmy przepiękne:
Tego dnia słońce nie grzało za mocno, ale wjazd do lasu był nie wątpliwie przyjemnym momentem:
W tych lasach znajdują się miejsca pamięci pomordowanych przez Niemców studentów:
czy też księży:
Przejechaliśmy lasy i dostaliśmy się do Dąbrówki, gdzie zabrałem rodzinkę na lody tradycyjne. Były drogie, ale warto było(niestety nie zrobiłem zdjęć naszych porcji). Z Dąbrówki przez Palędzie, do Gołusek, gdzie nie pojechaliśmy tradycyjnie asfaltową drogą tylko wybrałem terenowy skrót:
Tak po prawie 40km wracamy do domu. Rodzice zmęczeni, ale mimo wszystko zadowoleni! Mam nadzieję, że jeszcze uda nam się powtórzyć taką wycieczkę. Tym razem Wielkopolski Park Narodowy. To właśnie tam rodzice zabierali nas na pierwsze wycieczki rowerowe! :)
Wycieczka :)
Niedziela, 9 lipca 2017 | dodano:10.07.2017Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 50.11 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:12 | km/h: | 22.78 |
Pr. maks.: | 62.18 | Temperatura: | 25.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
W planach na niedziele była dłuższa rekreacyjna wycieczka rowerowa. W sobotę trochę zabalowaliśmy i było nam ciężko wstać.
W końcu po różnych porannych przygodach udało nam się pojechać na rower. Początkowo udaliśmy się w stronę Wir:
Dalej przez Puszczykowo do Mosiny, gdzie pokonaliśmy dwa razy podjazd na Osową Górę. Marta stwierdziła, że nie był on wcale taki ciężki. Na górze po 2 razie zrobiliśmy sobie krótka przerwę:
Zjechaliśmy ul. Pożegowką, tam też wykręciłem swój V-max całe 62,18km/h. Na dole odbiliśmy w stronę Stęszewa. Marta jechała coraz wolniej. Okazało się, że podjazdy jednak nie były takim dobrym pomysłem. Rozbolało ją poważnie kolano. Tak więc powolutku co go mocniej nie dobić dojechaliśmy do Stęszewa, gdzie zrobiliśmy przerwę na lodzika w Żabce. W miedzy czasie widziałem taki oto fajny motocykl:
Po przerwie ruszyliśmy tradycyjnie przez Rosnówko, Szreniawę, Chomęcice do domu. Mimo spacerowego tempa, co na kolarzówce rzadko się zdarza, było fajnie dzięki młoda za kolejne wspólne kilometry! :) Razem do celu! :)
W końcu po różnych porannych przygodach udało nam się pojechać na rower. Początkowo udaliśmy się w stronę Wir:
Dalej przez Puszczykowo do Mosiny, gdzie pokonaliśmy dwa razy podjazd na Osową Górę. Marta stwierdziła, że nie był on wcale taki ciężki. Na górze po 2 razie zrobiliśmy sobie krótka przerwę:
Zjechaliśmy ul. Pożegowką, tam też wykręciłem swój V-max całe 62,18km/h. Na dole odbiliśmy w stronę Stęszewa. Marta jechała coraz wolniej. Okazało się, że podjazdy jednak nie były takim dobrym pomysłem. Rozbolało ją poważnie kolano. Tak więc powolutku co go mocniej nie dobić dojechaliśmy do Stęszewa, gdzie zrobiliśmy przerwę na lodzika w Żabce. W miedzy czasie widziałem taki oto fajny motocykl:
Po przerwie ruszyliśmy tradycyjnie przez Rosnówko, Szreniawę, Chomęcice do domu. Mimo spacerowego tempa, co na kolarzówce rzadko się zdarza, było fajnie dzięki młoda za kolejne wspólne kilometry! :) Razem do celu! :)
Standard.
Czwartek, 6 lipca 2017 | dodano:10.07.2017Kategoria 0-50km, Z moją piękną!
Km: | 31.79 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:16 | km/h: | 25.10 |
Pr. maks.: | 35.80 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Tradycyjny standard z ukochaną. Po pracy udaliśmy się na krótki trening po okolicznych wioskach. Pogoda dopisała nic, tylko trenować!
Mocny trening vol.2.
Wtorek, 4 lipca 2017 | dodano:05.07.2017Kategoria 50-100km, Ze zdjęciami
Km: | 79.39 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:33 | km/h: | 31.13 |
Pr. maks.: | 43.75 | Temperatura: | 20.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Ostatnio mnie coraz bardziej kręci robienie dużych dystansów bez przerwy. Tydzień temu zrobiłem 100km z jedną przerwą na siku, tym razem troszkę gorzej, ale o tym poniżej...
Początkowo miałem tak jak tydzień temu jechać rowerem do pracy i od razu po pracy udać się na rower. Jednak nie chciało mi się rano wstać, a po za tym padało więc do pracy pojechałem samochodem. Po pracy wróciłem zawiozłem bratu obiad nad jezioro, sam wszedłem do wody na plus minus 30min i po przyjeździe do domu ubrałem się w strój rowerowy. Początkowo chciałem jechać w teren, aby schronić się przed wiatrem. Jednak po dłuższym zastanowieniu wybrałem szosę. Ruszyłem w stronę Dopiewa, a dalej na Więckowice. To był najgorszy odcinek podczas dzisiejszego treningu. Wiatr wiał mocno i prosto w twarz. W Więckowicach odbiłem na Buk jechało się już lepiej. W Niepruszewie zaczęła się dopiero jazda. Ten mocny wiatr który przed chwilą mi przeszkadzał teraz był po mojej stronie. Prędkość na liczniku poniżej 36km/h nie schodziła. Z taką prędkością przejeżdżam kolejno przez Skrzynki, Jeziorki, Słupie, Januszewice, Bielawy, Separowo, podziwiając przy tym piękne widoki:
Tak też dojechałem do DK 32, gdzie skręcam w kierunku Poznania, aby już po chwili odbić na Modrze. Minąłem Modrze, Wronczyn, Zaparcin, przejechałem przez DK 5 i dojechałem do Będlewa. Miałem na liczniku około 60km zastanawiałem się nad krótką przerwą. Jednak byłem dobrze zmotywowany i pojechałem dalej. Mocy już trochę ubyło, mimo sprzyjającemu kierunku wiatru prędkość oscylowała koło 31km/h. Mimo to sprawnie dojechałem do Mosiny. Tam na rondzie skręciłem w lewo i ruszyłem w kierunku Poznania. Dodatkową motywację dostałem, gdy zobaczyłem przede mną kolarza. Zacząłem go gonić, aż go wyprzedziłem. W Łęczycy skręciłem na Wiry i zacząłem pokonywać ostatnie najtrudniejsze kilometry. Nie dość, że wiało w twarz do jeszcze zmęczenie spowodowane brakiem jedzenia i przerw dawało się we znaki. Mimo tych trudności udało mi się dojechać do domu i utrzymać przyzwoitą średnią. Z racji na intensywność treningu zdjęć za dużo nie zrobiłem. Po tym treningu byłem naprawdę z siebie dumny! 80km bez żadnej najmniejszej przerwy to już jest coś i to z taką średnią! :)
Kadencja : 78.
Pozdrower!
Początkowo miałem tak jak tydzień temu jechać rowerem do pracy i od razu po pracy udać się na rower. Jednak nie chciało mi się rano wstać, a po za tym padało więc do pracy pojechałem samochodem. Po pracy wróciłem zawiozłem bratu obiad nad jezioro, sam wszedłem do wody na plus minus 30min i po przyjeździe do domu ubrałem się w strój rowerowy. Początkowo chciałem jechać w teren, aby schronić się przed wiatrem. Jednak po dłuższym zastanowieniu wybrałem szosę. Ruszyłem w stronę Dopiewa, a dalej na Więckowice. To był najgorszy odcinek podczas dzisiejszego treningu. Wiatr wiał mocno i prosto w twarz. W Więckowicach odbiłem na Buk jechało się już lepiej. W Niepruszewie zaczęła się dopiero jazda. Ten mocny wiatr który przed chwilą mi przeszkadzał teraz był po mojej stronie. Prędkość na liczniku poniżej 36km/h nie schodziła. Z taką prędkością przejeżdżam kolejno przez Skrzynki, Jeziorki, Słupie, Januszewice, Bielawy, Separowo, podziwiając przy tym piękne widoki:
Tak też dojechałem do DK 32, gdzie skręcam w kierunku Poznania, aby już po chwili odbić na Modrze. Minąłem Modrze, Wronczyn, Zaparcin, przejechałem przez DK 5 i dojechałem do Będlewa. Miałem na liczniku około 60km zastanawiałem się nad krótką przerwą. Jednak byłem dobrze zmotywowany i pojechałem dalej. Mocy już trochę ubyło, mimo sprzyjającemu kierunku wiatru prędkość oscylowała koło 31km/h. Mimo to sprawnie dojechałem do Mosiny. Tam na rondzie skręciłem w lewo i ruszyłem w kierunku Poznania. Dodatkową motywację dostałem, gdy zobaczyłem przede mną kolarza. Zacząłem go gonić, aż go wyprzedziłem. W Łęczycy skręciłem na Wiry i zacząłem pokonywać ostatnie najtrudniejsze kilometry. Nie dość, że wiało w twarz do jeszcze zmęczenie spowodowane brakiem jedzenia i przerw dawało się we znaki. Mimo tych trudności udało mi się dojechać do domu i utrzymać przyzwoitą średnią. Z racji na intensywność treningu zdjęć za dużo nie zrobiłem. Po tym treningu byłem naprawdę z siebie dumny! 80km bez żadnej najmniejszej przerwy to już jest coś i to z taką średnią! :)
Kadencja : 78.
Pozdrower!