blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(26)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sq3mko.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2014

Dystans całkowity:863.52 km (w terenie 0.50 km; 0.06%)
Czas w ruchu:32:53
Średnia prędkość:26.26 km/h
Maksymalna prędkość:66.81 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:143.92 km i 5h 28m
Więcej statystyk

Na obiad do Piły.

Sobota, 20 września 2014 | dodano:26.09.2014Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami
Km:236.72Km teren:0.00 Czas:08:11km/h:28.93
Pr. maks.:66.81Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
Ostatnie dni kiedy to można zrobić taki dystans. Ja ma dylemat jechać na rower z Michałem czy jechać z moją dziewczyną do rodziny. Tutaj właśnie idealnie pasuję słowo kompromis. Jadę rowerem z Michałem do rodziny do Piły. Rano było dosyć chłodno przez towarzyszące mgły:



Zakładam nogawki i bluzę i jadę na spotkanie z Michałem na rondzie obornickim. Wczoraj nie miałem czasu aby zrobić zakupy na wyjazd więc podjeżdżamy jeszcze tym razem do Lidla i o 9.30 ruszamy w trasę. Na trasie ruch jest spory mgła mimo później godziny też wydaję się nie odpuszczać:


Na głównej trasie nie było jeszcze tak źle jednak przed Obornikami Michał nakazuję jechać w prawo i tam widoczność była naprawdę ograniczona. Jednak ruch tutaj zdecydowanie mniejszy, jedzie się naprawdę przyjemnie. Chociaż mgła osadza się wszędzie, na liczniku kierownicy, a co gorsza na ubraniach:


Wyjeżdżamy przed samymi Obornikami kawałek zakazem i kontynuujemy dalej trasę do Piły. Jakoś nam mocy odeszło i jedziemy koło 28 rozmawiając, ale dostaję czasami zadyszki... Jednak przerwy nie robimy, jedziemy cały czas. Tak też docieramy do Chodzieży kilka kilometrów przed brak asfaltu skutecznie uniemożliwia radość z jazdy. Niestety w mieście robimy krótką 10min przerwy na siku oraz kawałek czekolady. Dała ona nam siły, przecież nie możliwe, aby nagle wiatr zaczął po naszej myśli wiał. Przed Ujściem V-max. Po chwili widzimy znak Piła:


Musieliśmy dojechać do centrum. Parę kilometrów zostało jednak myśl, że czeka nas kawał dobrego mięsa pozwalał gnać powyżej 30km/h. Docieramy kilka minut przed 13. Wchodzimy pijemy zimne picie chwila dyskusji i dostajemy pyszny obiad. Potem czas na odpoczynek oraz czas dla obiadu aby się ułożył. Równo o godzinie 15 jesteśmy znowu przy znaku Piła, tym razem skreślonym. Kawałek dalej jest Ujście. Z ,,lotu" robię fotkę ładnie prezentującego się kościoła:


Ten kawałek był najgorszy... Podjazd, duży podjazd później, długi lekki podjazd. Nie powiem bo się trochę zmęczyłem. Przed samym Czarnkowem zjazd, ale zaraz za nim kolejny podjazd. Chwycił mnie kryzys musieliśmy się zatrzymać w nie planowanym miejscu. Zrobiłem szybkie siku i wyciągnąłem tajną broń MONSTERA. Jednak 3h snu to za mało. Ruszamy dalej, przez Obrzycko tylko przejeżdżamy. W Szamotułach jakaś procesja, policjant nie chciał na puścić między ludźmi musimy jechać na około. W tym momencie dogania nas Marta z rodzicami. My z braku zapasów robimy przerwę pod Lidlem. 
Po krótkiej przerwie ruszamy w kierunku domu. Z racji, że mi się spieszy jedziemy w systemie jeden za drugim. Teraz bardziej Michał jest na przodach ja trzymam jego koło (v~33km/h) Jedyną przerwę robimy w Przeźmierowie na światłach, w sumie nie można tego zaliczyć do przerwy bo ledwo się wypnę już jedziemy dalej. Rozdzielamy się Junikowie. Ja gnam ile sił w nogach do domu, a jak widać ich trochę zostało:

W domu melduję się punkt 20. Szybka kąpiel wsiadam w samochód i jadę wraz z Martą na imieniny kuzyna.

Dzięki Michał za, śmiało można powiedzieć, kolejną 2-setkę w tym sezonie.

Przejażdżka z Martą.

Poniedziałek, 15 września 2014 | dodano:16.09.2014Kategoria 0-50km, Z moją piękną!
Km:44.47Km teren:0.00 Czas:01:58km/h:22.61
Pr. maks.:41.46Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
Około 12 ruszamy z Martą na rower. Jedziemy w kierunku Chomęcic. Z naprzeciwka wyjeżdża Mateusz (Jarzyna) i wspólnie kręcimy kilka km do Konarzewa. Potem jadę już tylko z Martą. Mijamy Dopiewo wyprzedza nas ciągnik, ale po chwili skręca więc nie ma ubawu. Na dodatek wiózł szambo, nic przyjemnego. Kierujemy się do Więckowic. Tam kawałek drogą BUK-POZNAŃ, aby w Zakrzewie na rondzie zjechać w lewo w stronę Lusowa. W Wysogotowie wjeżdżamy do ojca Marty uzupełniamy wodę i wracamy. Trasa powrotna przez Skórzewo, Plewiska, Gołuski. Po 2 i pół godzinie wracamy do domu. 

Po okolicy.

Sobota, 13 września 2014 | dodano:14.09.2014Kategoria 0-50km, Z moją piękną!
Km:24.43Km teren:0.00 Czas:01:02km/h:23.64
Pr. maks.:35.78Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
Przyjechał Michał. Wyregulował przerzutkę. Zabrałem Martę i Michała po okolicznych wioskach. Później do Ani na kawę i do domu uczyć się do egzaminu. Ach ta kampania wrześniowa...

Odprowadzić Martę!

Czwartek, 11 września 2014 | dodano:14.09.2014Kategoria 0-50km, Z moją piękną!
Km:16.85Km teren:0.50 Czas:00:50km/h:20.22
Pr. maks.:55.90Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Dzisiaj trochę dalej, bo aż do Lubonia. Postanowiłem teraz za każdym razem będę ją tam odwoził :) V-max w drodze powrotnej za ciężarówką.

,,Mamy przecież dużo czasu'

Sobota, 6 września 2014 | dodano:07.09.2014Kategoria 400 i w góre :), TCT, Za granicą, Ze zdjęciami
Km:509.44Km teren:0.00 Czas:19:55km/h:25.58
Pr. maks.:54.30Temperatura:25.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
Zacznę odnośnie tytułu. Ostatnio każdą większą wycieczkę nazywałem zwykłym schematem: Poznań- X w jedną noc. Tym razem postanowiłem to zmienić. Tytuł wziął się z rozmów podczas tej wycieczki. Za każdym razem jak ja lub Michał mieliśmy sobie opowiedzieć, a było to długie to opowiadania, padało określenie spokojnie mów ,,mamy przecież dużo czasu". Mniej więcej 30 godzin.Teraz odnośnie samej wycieczki. 

Miał być to kolejny wyjazd większą grupą organizowaną przez TCT. Jako cel obrane były mazury. Na miejsce startu pojawił się oprócz mnie jedynie lub aż Michał. Bez niego bym nie pobił tego rekordu. Z racji na wiejący wiatr bardziej ze wschodu zmieniamy decyzję, że ruszamy na północny-zachód, czyli do Świnoujścia. Start był inny niż ostatnio bo ruszaliśmy nad ranem dokładnie spotkaliśmy się o 8.30 po omówieniu trasy i powrotu i skorzystania z toalety z samego Poznania ruszamy o 9. Kierujemy się na Pniewy. Jedzie się dobrze wiatr bardziej pomaga niż przeszkadza, chociaż typowo w plecy nie wieje. DK 92 ma ładne duże pobocze więc możemy spokojnie jechać koło siebie i rozmawiać:
W Pniewach po 50 km robimy pierwszą przerwę. Ja lecę do biedronki kupić sobie coś do jedzenia ,,na teraz i na zaś" bo nic sobie nie przygotowałem. Przez kolejki w sklepie czasu trochę uciekło.Szybko przegryzam drożdżówkę uzupełniam bidony i jedziemy dalej w ,,świat". Na wylocie z miasta jeszcze tylko szybka przerwa na siku. W Kwilczu znajduje się ulica z moim nazwiskiem w wersji kobiecej. Oczywiście nie mogło zabraknąć pamiątkowej fotki:


Po kilku kilometrach odbijamy na Międzychód. Przypomina mi się ta trasa jak kiedyś jechałem kawałek za miasto na obóz oczywiście już rowerem. Wtedy 100km to był wyczyn! Sprawnie na idzie przejazd przez miasto. Kierujemy się Drezdenko. Tutaj korzystamy z drogi rowerowej, gdyż jest lepsza od połatanego asfaltu. Naszym oczom ukazuję się tablice ze zmianą województwa. Przy tablicy miała być szybka fotka, ale w ruch poszły batony i kanapki więc po kolejnych 50km robimy przerwę:

Docieramy do Drezdenka, gdzie miała być przerwa. Jednak czas na przerwę wykorzystaliśmy wcześnie to tylko przejeżdżamy przez miasto. Mijamy most nad Notecią, który jest strasznie podobny do tego z Czarnkowa:

Kawałek za miastem, a dokładniej za przejazdem kolejowym zaczyna się jeden z najgorszych odcinków podczas całej wycieczki. Kostka brukowa położona na długości nie całych 2 kilometrów zdecydowanie dała nam popalić. Szosowcy nie lubią kostki:


Po tych dwóch kilometrach kostka się kończy, zaczyna się normalny asfalt, my odbijamy w prawo w kierunku Choszczna. Nawet byśmy nie zauważyli tablicy ze zmianą województwa. Tym razem ,,lotne" zdjęcie i lecimy dalej:


Tutaj pasuję mały wątek o pogodzie. Nie wiem jak w reszcie kraju, ale ostatnie dni w Poznaniu i okolicach były naprawdę mizerne. Nie dosyć, że ciągle padało to na dodatek zimno. Czasami zaczynałem łapać chandrę jesienną. Jednak w ten weekend pogoda nam się udała. Według Michała było nawet za gorąco. Koło godziny 15.30 mój licznik wskazywał ładne liczby:
Kolejna przerwa była zaplanowana po prawie 80km. Zatrzymujemy się właśnie w Choszcznie bo nam się kończy woda. Była godzina 15.39. Jakbyśmy wyjechali do 16 było by fajnie, oznajmiam Michałowi. Na całe nasze nieszczęście w biedronce były takie kolejki, że na Michała czekałem ponad 20 min. Tutaj też pada jedno ze stwierdzeń, spokojnie mamy dużo czasu. Po obitej przerwie ruszamy dalej, słońce zaczyna się chować za chmurami. Niestety nie zobaczymy dzisiaj zachodu nad morzem. Musi nam taki wystarczyć:

 Ten odcinek był najnudniejszym z wszystkich odcinków podczas całej ,,wycieczki". Jedynie traktor jadący około 50km/h (stąd jest mój dzisiejszy v-max) dał nam trochę radości. Tak to tylko monotonna jazda do Goleniowa, gdzie po znowu około 80km robimy przerwę na jedzenie na noc. Godzina była już 19.45. Z racji na sobotę biedronki będą pozamykane. My jednak łapiemy otwartego lidla. Ta przerwa trochę się przedłużyła rozmowami na temat studiowania. Jak się okazało, aż dziwne, że po takim czasie. Moja dziewczyna studiuje to co Michał w zeszłym roku skończył. Z wyjazdem z Goleniowa też był mały problem. Musieliśmy jechać nawet kawałek S3. Potem przejście po schodach na wiadukt i już jedziemy legalnie boczkiem. Co jakiś czas przerwa na sprawdzenie mapy bo raz jest DK3 raz S3 raz zakaz raz brak. Pod koniec tak nas to denerwowało (300km w nogach i temperatura nie za wysoka), że olaliśmy te wszystkie znaki zakazy itp i gnaliśmy prosto na Świnoujście:

Przez moją niewiedze w sumie jej brak w mieście trochę pobłądziliśmy. Cały czas byłem przekonany o istnieniu tego przy dworcu. Niestety jak się okazało jest drugi prom, większość znaków na niego kierowało. Jechaliśmy ciemnym lasem dojeżdżamy do promu, okazuje się że to nie tu... Całe szczęście był znak dworzec PKP. Docieramy do niego baaardzo dziurawą drogą. Przy promie była knajpka gdzie było można zjeść jakiegoś fast-fooda i się trochę ogrzać. W końcu przyszedł czas na przedostanie się na drugą stronę:
Na wyspie jedziemy na CPN dokupić wodę na noc, jedziemy zobaczyć plażę jednogłośnie stwierdzamy, że nie będziemy się kąpać i jedziemy w stronę granicy. Trasą tą jechałem jakiś miesiąc temu tylko w drugą stronę podczas tego-rocznej wyprawy. Czasu mamy dużo, przynajmniej tak na się wydawało, więc się zatrzymujemy robimy na spokojnie fotkę trochę opowiadamy sobie i ruszamy dalej drogą rowerową po stronie niemieckiej. Jak się później okazuję jedziemy za bardzo na północ. Zahaczamy o bardzo długie molo. Niestety nie udało mi się zrobić ładniej fotki. Później już tylko wracamy na trasę. Po pewnym czasie robimy przerwę techniczną na siku. Ja muszę wypić energetyka bo czuję, że zasypiam za ,,kierownicą". Po jakimś czasie zaczyna działać jednak na krótko. Przed samym Anklam robimy 13 minutową przerwę podczas której kładę się na ziemi i śpię przez jakieś 8min. Jadąc przez ciemny las słyszymy jak z lewej jak i prawej wyją Jelenie. Zasadniczo było to trochę straszne. Do miasta docieramy z upragnieniem. Jednak nie robimy tam przerwy, zatrzymujemy się przy znakach ja korzystam z chwili robię zdjęcie kościoła:



Nie wiemy jak się wydostać. Ja zatrzymuję samochód. Ku mojemu zdziwieniu zatrzymał się. Widział jednak nas szukających drogi i od razu zapytał wo. Wytłumaczył nam drogę. Jednak się trochę pogubiliśmy i z miasta wyjeżdżamy drogą szybkiego ruchu. Po woli zaczyna się robić jasno. Jasno nie oznacza ciepło. To właśnie najzimniejsza część nocy gdy pięknie wschodzi słońce:


Jedziemy cały czas bez przerwy prędkość nie za wysoka bo koło 25km/h. Michał po pewnym czasie domaga się przerwy. Informuje mnie o ryzyku zaśnięcia za ,,kierownicą". Nie chce się namówić na przespanie się kilku minut jak ja. Woli próbować swoich sił na kierownicy. 


Podczas gdy Michał odpoczywa ja spożywam ostatnie posiłki. Końcówka to walka z samym sobą jedziemy od 20 do 30 na godzinę. Jednak czasami mamy na tyle motywacji, że przez dłuższy czas po zmianach udaję nam się jechać te 30km/h. Docieramy do upragnionego Pasewalk. Z tego miasta już nie wiele zostało do końca bo jakieś 41km do pociągu mamy trochę ponad 2,5h. Jest do do zrobienia mimo, że mamy 435km w nogach. Po drodze mijamy ładne niemieckie budynki i kościoły:


Ostatnie kilometry walki z samym sobą i paroma podjazdami o wracamy do kochanej Ojczyzny:

Później to tylko formalność. Przejechać parę ostatnich kilometrów, znaleźć dworzec kupić bilet i oczekiwać na pociąg. W samym Szczecinie łapie nas jeszcze lekka mżawka. Tak szybko poradziliśmy sobie ze znalezieniem dworca, że zostało czasu aby kupić sobie piwko do pociągu. Sama podróż nie była zła rowery stały bezpieczne:

Michał trochę posapał, ja na chwilkę zmrużyłem oko. Tak po 5h docieramy do Poznania. Jeszcze parę kilometrów i jestem w domu. Pod domem patrzę na licznik i wiem, że mogę skakać z radości. Chociaż nogi trochę bolą:


Dziękuję Michał za towarzystwo. Bez niego na pewno nie znalazłbym tyle motywacji aby wykręcić te 500km. Można rzec dobrze wykorzystany weekend rekord pobity o prawie 60km. Czy należy dalej podnieść poprzeczkę hmm... zobaczymy. Jednak wiem. To był ostatni taki wyjazd w tym roku. Może jakieś 200 no max 300 się wykręci, ale nic więcej. :)

Trening!

Czwartek, 4 września 2014 | dodano:05.09.2014
Km:31.61Km teren:0.00 Czas:00:57km/h:33.27
Pr. maks.:43.09Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
Miałem dzisiaj dużo roboty w domu. Jednak znalazłem godzinkę na rower. Razem z Mateuszem i jego tatą jedziemy się przejechać po okolicznych wsiach. Po 1h wracam do domu oni jadą na jeszcze jedno kółko. Niby tylko godzina, a samopoczucie lepsze:)

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Roadlite 7836 km
Canyon AL 6.0 834 km
Komunijny :)
Kellys Magic 31165 km
Połykacz kilometrów. 1710 km

szukaj

archiwum