Na obiad do Piły.
Sobota, 20 września 2014 | dodano:26.09.2014Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami
Km: | 236.72 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:11 | km/h: | 28.93 |
Pr. maks.: | 66.81 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Ostatnie dni kiedy to można zrobić taki dystans. Ja ma dylemat jechać na rower z Michałem czy jechać z moją dziewczyną do rodziny. Tutaj właśnie idealnie pasuję słowo kompromis. Jadę rowerem z Michałem do rodziny do Piły. Rano było dosyć chłodno przez towarzyszące mgły:
Zakładam nogawki i bluzę i jadę na spotkanie z Michałem na rondzie obornickim. Wczoraj nie miałem czasu aby zrobić zakupy na wyjazd więc podjeżdżamy jeszcze tym razem do Lidla i o 9.30 ruszamy w trasę. Na trasie ruch jest spory mgła mimo później godziny też wydaję się nie odpuszczać:
Na głównej trasie nie było jeszcze tak źle jednak przed Obornikami Michał nakazuję jechać w prawo i tam widoczność była naprawdę ograniczona. Jednak ruch tutaj zdecydowanie mniejszy, jedzie się naprawdę przyjemnie. Chociaż mgła osadza się wszędzie, na liczniku kierownicy, a co gorsza na ubraniach:
Wyjeżdżamy przed samymi Obornikami kawałek zakazem i kontynuujemy dalej trasę do Piły. Jakoś nam mocy odeszło i jedziemy koło 28 rozmawiając, ale dostaję czasami zadyszki... Jednak przerwy nie robimy, jedziemy cały czas. Tak też docieramy do Chodzieży kilka kilometrów przed brak asfaltu skutecznie uniemożliwia radość z jazdy. Niestety w mieście robimy krótką 10min przerwy na siku oraz kawałek czekolady. Dała ona nam siły, przecież nie możliwe, aby nagle wiatr zaczął po naszej myśli wiał. Przed Ujściem V-max. Po chwili widzimy znak Piła:
Musieliśmy dojechać do centrum. Parę kilometrów zostało jednak myśl, że czeka nas kawał dobrego mięsa pozwalał gnać powyżej 30km/h. Docieramy kilka minut przed 13. Wchodzimy pijemy zimne picie chwila dyskusji i dostajemy pyszny obiad. Potem czas na odpoczynek oraz czas dla obiadu aby się ułożył. Równo o godzinie 15 jesteśmy znowu przy znaku Piła, tym razem skreślonym. Kawałek dalej jest Ujście. Z ,,lotu" robię fotkę ładnie prezentującego się kościoła:
Ten kawałek był najgorszy... Podjazd, duży podjazd później, długi lekki podjazd. Nie powiem bo się trochę zmęczyłem. Przed samym Czarnkowem zjazd, ale zaraz za nim kolejny podjazd. Chwycił mnie kryzys musieliśmy się zatrzymać w nie planowanym miejscu. Zrobiłem szybkie siku i wyciągnąłem tajną broń MONSTERA. Jednak 3h snu to za mało. Ruszamy dalej, przez Obrzycko tylko przejeżdżamy. W Szamotułach jakaś procesja, policjant nie chciał na puścić między ludźmi musimy jechać na około. W tym momencie dogania nas Marta z rodzicami. My z braku zapasów robimy przerwę pod Lidlem.
Po krótkiej przerwie ruszamy w kierunku domu. Z racji, że mi się spieszy jedziemy w systemie jeden za drugim. Teraz bardziej Michał jest na przodach ja trzymam jego koło (v~33km/h) Jedyną przerwę robimy w Przeźmierowie na światłach, w sumie nie można tego zaliczyć do przerwy bo ledwo się wypnę już jedziemy dalej. Rozdzielamy się Junikowie. Ja gnam ile sił w nogach do domu, a jak widać ich trochę zostało:
W domu melduję się punkt 20. Szybka kąpiel wsiadam w samochód i jadę wraz z Martą na imieniny kuzyna.
Dzięki Michał za, śmiało można powiedzieć, kolejną 2-setkę w tym sezonie.
Zakładam nogawki i bluzę i jadę na spotkanie z Michałem na rondzie obornickim. Wczoraj nie miałem czasu aby zrobić zakupy na wyjazd więc podjeżdżamy jeszcze tym razem do Lidla i o 9.30 ruszamy w trasę. Na trasie ruch jest spory mgła mimo później godziny też wydaję się nie odpuszczać:
Na głównej trasie nie było jeszcze tak źle jednak przed Obornikami Michał nakazuję jechać w prawo i tam widoczność była naprawdę ograniczona. Jednak ruch tutaj zdecydowanie mniejszy, jedzie się naprawdę przyjemnie. Chociaż mgła osadza się wszędzie, na liczniku kierownicy, a co gorsza na ubraniach:
Wyjeżdżamy przed samymi Obornikami kawałek zakazem i kontynuujemy dalej trasę do Piły. Jakoś nam mocy odeszło i jedziemy koło 28 rozmawiając, ale dostaję czasami zadyszki... Jednak przerwy nie robimy, jedziemy cały czas. Tak też docieramy do Chodzieży kilka kilometrów przed brak asfaltu skutecznie uniemożliwia radość z jazdy. Niestety w mieście robimy krótką 10min przerwy na siku oraz kawałek czekolady. Dała ona nam siły, przecież nie możliwe, aby nagle wiatr zaczął po naszej myśli wiał. Przed Ujściem V-max. Po chwili widzimy znak Piła:
Musieliśmy dojechać do centrum. Parę kilometrów zostało jednak myśl, że czeka nas kawał dobrego mięsa pozwalał gnać powyżej 30km/h. Docieramy kilka minut przed 13. Wchodzimy pijemy zimne picie chwila dyskusji i dostajemy pyszny obiad. Potem czas na odpoczynek oraz czas dla obiadu aby się ułożył. Równo o godzinie 15 jesteśmy znowu przy znaku Piła, tym razem skreślonym. Kawałek dalej jest Ujście. Z ,,lotu" robię fotkę ładnie prezentującego się kościoła:
Ten kawałek był najgorszy... Podjazd, duży podjazd później, długi lekki podjazd. Nie powiem bo się trochę zmęczyłem. Przed samym Czarnkowem zjazd, ale zaraz za nim kolejny podjazd. Chwycił mnie kryzys musieliśmy się zatrzymać w nie planowanym miejscu. Zrobiłem szybkie siku i wyciągnąłem tajną broń MONSTERA. Jednak 3h snu to za mało. Ruszamy dalej, przez Obrzycko tylko przejeżdżamy. W Szamotułach jakaś procesja, policjant nie chciał na puścić między ludźmi musimy jechać na około. W tym momencie dogania nas Marta z rodzicami. My z braku zapasów robimy przerwę pod Lidlem.
Po krótkiej przerwie ruszamy w kierunku domu. Z racji, że mi się spieszy jedziemy w systemie jeden za drugim. Teraz bardziej Michał jest na przodach ja trzymam jego koło (v~33km/h) Jedyną przerwę robimy w Przeźmierowie na światłach, w sumie nie można tego zaliczyć do przerwy bo ledwo się wypnę już jedziemy dalej. Rozdzielamy się Junikowie. Ja gnam ile sił w nogach do domu, a jak widać ich trochę zostało:
W domu melduję się punkt 20. Szybka kąpiel wsiadam w samochód i jadę wraz z Martą na imieniny kuzyna.
Dzięki Michał za, śmiało można powiedzieć, kolejną 2-setkę w tym sezonie.