Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2012
Dystans całkowity: | 744.66 km (w terenie 2.00 km; 0.27%) |
Czas w ruchu: | 33:57 |
Średnia prędkość: | 21.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.40 km/h |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 106.38 km i 4h 51m |
Więcej statystyk |
Wielkopolska Pętla Północna.
Wtorek, 11 września 2012 | dodano:11.09.2012Kategoria 100-200km, Ze zdjęciami
Km: | 148.54 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 05:18 | km/h: | 28.03 |
Pr. maks.: | 62.10 | Temperatura: | 30.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Miałem praktycznie cały wolny dzień, więc ruszyłem na rower. Wczoraj wieczorem wszedłem na google poszukałem trasy. Dzisiaj o 11 wyjeżdżam kieruję się na Poznań. Chciałem zahaczyć o sklep rowerowy, gdyż pojawił mi się luz w korbie. Za samo rozebrania i sprawdzenie 40zł plus nie wiadomo ile nowe części. Kupie sobie klucz i sam sprawdzę, co mi tam. Będzie na zaś mam nadzieję, że jak najmniej potrzebny. Ruszam dalej w kierunku Murowanej. Ze zjazdu z Obornickiej w kierunku Biedruska po kilku set metrach stoi policja! Co ona tam robiła to nie wiem, znaczy się wiem, ale dlaczego tam? :O Górki przed Moraskiem przejeżdżam z dużą łatwością, 5dniowy wyjazd w góry dał swoje. Zjazd z wiatrem więc tutaj pada dzisiejszy rekord wycieczki. Za Biedruskiem czepiam się jakiegoś skuterkowicza. W Murowanej robię pierwszą przerwę na litr coli i lodzika. Kellys też ma prawo odpocząć od tego słońca:
Dalej ruszam dobrze znaną mi drogą z Murowanej do Obornik. Parę kilometrów za Murowaną robi się łądny asfalt, któty ciądnie się, aż za Szamotuły. Za Obornikami ruszam od razu na Szamotuły bez przerwy, nawet światła pasowały. Kawałek za Obornikami robię przerwę na zakup wody i szybkiego izobronika. Oczywiście po chwili się domagał wyjścia z powrotem więc muszę robić przerwę. Taką na chwilę, ale za to aparat wyciągnąłem i uwieczniłem piękne Wielkopolskie asfalty:
Przez Szamotuły też bez przerwy. Kilka km dalej mam odbić na Buk. Jednak do niego mam tylko 28km, a jest przed 14. U Dawida miałem być po 17 wiec co ja będę robił tyle czasu. Postanowiłem odwiedzić rodzinkę. Dostałem herbatkę kanapeczki i zimne picie. W miedzy czasie byk się urwał i latał po podwórzu, całe szczęście, że nie mam czerwonego roweru! Posiedziałem pojadłem pogadałem, zrobiło się późno ruszyłem w dalszą drogę. Ciemne chmury z zachodu zaczęły się zbliżać, po chwili zaczęło groźnie wiać. Szkoda, bo mogłem się zatrzymać i zrobić zdjęcie ala burzy piaskowej. Jednak bałem się że zmoknę. Prędkość nie spadała poniżej 30km/h miejscami koło 40km/h. Zależy jak wiatr powiewał. W końcu udało się uciekłem burza idzie za mną, ale nie do mnie:
U Dawida przerwa na izobronika i koło 19 z groszem ruszam do domu, nowo poznaną drogą. W domu pojawiam się koło 20.
Wyjazd udany! fajnie bardzo mi się jechało. Jazda samemu ma swój urok.
Dalej ruszam dobrze znaną mi drogą z Murowanej do Obornik. Parę kilometrów za Murowaną robi się łądny asfalt, któty ciądnie się, aż za Szamotuły. Za Obornikami ruszam od razu na Szamotuły bez przerwy, nawet światła pasowały. Kawałek za Obornikami robię przerwę na zakup wody i szybkiego izobronika. Oczywiście po chwili się domagał wyjścia z powrotem więc muszę robić przerwę. Taką na chwilę, ale za to aparat wyciągnąłem i uwieczniłem piękne Wielkopolskie asfalty:
Przez Szamotuły też bez przerwy. Kilka km dalej mam odbić na Buk. Jednak do niego mam tylko 28km, a jest przed 14. U Dawida miałem być po 17 wiec co ja będę robił tyle czasu. Postanowiłem odwiedzić rodzinkę. Dostałem herbatkę kanapeczki i zimne picie. W miedzy czasie byk się urwał i latał po podwórzu, całe szczęście, że nie mam czerwonego roweru! Posiedziałem pojadłem pogadałem, zrobiło się późno ruszyłem w dalszą drogę. Ciemne chmury z zachodu zaczęły się zbliżać, po chwili zaczęło groźnie wiać. Szkoda, bo mogłem się zatrzymać i zrobić zdjęcie ala burzy piaskowej. Jednak bałem się że zmoknę. Prędkość nie spadała poniżej 30km/h miejscami koło 40km/h. Zależy jak wiatr powiewał. W końcu udało się uciekłem burza idzie za mną, ale nie do mnie:
U Dawida przerwa na izobronika i koło 19 z groszem ruszam do domu, nowo poznaną drogą. W domu pojawiam się koło 20.
Wyjazd udany! fajnie bardzo mi się jechało. Jazda samemu ma swój urok.
Z dworca do domu.
Sobota, 8 września 2012 | dodano:10.09.2012Kategoria 0-50km
Km: | 16.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:44 | km/h: | 22.77 |
Pr. maks.: | 41.30 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Po 5 dniowym wyjeździe w góry czas wrócić do domu. Opisałem dopiero 8 dni tegorocznej głównej wyprawy, a tu doszło jeszcze 5 dni wypadu po górach. Czasu tak mało. Jednak będę jak najszybciej co nie oznacza byle jak dodawał solidnie wpisy. Na początku skończę opisywać Finlandię, później góry.
W góry! Dzień 5.
Piątek, 7 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria 100-200km, Góry 2012, Ze zdjęciami
Km: | 132.34 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:29 | km/h: | 20.41 |
Pr. maks.: | 71.40 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Wstajemy rano dostajemy śniadanie, pyszne. Oczywiście bułki na trasę również dostaliśmy. Przepyszne w życiu tak dobrze zrobionych bułek nie jadłem. Nie zabrakło zbiorowego zdjęcia:
Jedziemy najpierw do Bielska-Białej, aby kupić, zarezerwować bilety z Krakowa do Poznania. Niestety na miejscu okazuje się, że już nie ma wolnych miejsc. No nic, mimo wszytko będziemy kombinować po drodze. Ruszamy główną trasą do Krakowa. Po drodze oprócz ładnych widoków nie ma nic ciekawego. Oczywiście nie mówimy tu o Wadowicach:
Wjechaliśmy na chwilę do Centrum zrobiliśmy przerwę, zjedliśmy pyszne bułki, zrobiliśmy fotkę:
Następnie ruszyliśmy w kierunku Kalwarii Zebrzydowskiej. Podjazd tam był wykańczający... Jednak daliśmy radę:
Tutaj mała fotka z wnętrza kościoła:
Następny cel jaki stał na drodze to Kraków. Niestety trzeba było jechać Zakopianką pod koniec. Nawet pytałem policji czy nie ma ciekawszej dla nas drogi to jak zaczął tłumaczyć coś o jakieś drodze miedzy wioskami to stwierdziłem jedziemy główną. Tak właśnie dotarliśmy do Krakowa:
Udajemy się na Starówkę. Tam czekamy, aż Ania skończy pracę mieliśmy zapewniony u niej nocleg. Oczywiście wyszedł na spontanie. Czekając robimy zdjęcie sukiennic:
W miedzy czasie się ściemnia, jedziemy do Smoka:
Potem próbuję zrobić artystyczne zdjęcie wieży na Wawelu:
Nie wiem jak mi to wszyło, myślę że całkiem spoko. Po 22 spotykamy się z Ania i jedziemy do jej domu. Oczywiście nie obyło się bez gonienia tramwaju przez pół miasta. W końcu dotarliśmy mieliśmy dach nad głową.(za co bardzo dziękuję) Spać jednak nie poszliśmy cała noc przeleciała na pogaduchach. Pociąg był koło 6 tak więc po 5 ruszamy. Jeszcze zakupy do pociągu i wracamy do domu.
Dzięki Bartek za tą dłuższą wycieczkę :) Mam nadzieję, że się spodobało i będziemy razem więcej jeździć na tego typu wyprawy. Co do pogody to jak na wrzesień mieliśmy bardzo ładną :) Jeszcze raz dzięki!
<--- Dzień poprzedni.
Jedziemy najpierw do Bielska-Białej, aby kupić, zarezerwować bilety z Krakowa do Poznania. Niestety na miejscu okazuje się, że już nie ma wolnych miejsc. No nic, mimo wszytko będziemy kombinować po drodze. Ruszamy główną trasą do Krakowa. Po drodze oprócz ładnych widoków nie ma nic ciekawego. Oczywiście nie mówimy tu o Wadowicach:
Wjechaliśmy na chwilę do Centrum zrobiliśmy przerwę, zjedliśmy pyszne bułki, zrobiliśmy fotkę:
Następnie ruszyliśmy w kierunku Kalwarii Zebrzydowskiej. Podjazd tam był wykańczający... Jednak daliśmy radę:
Tutaj mała fotka z wnętrza kościoła:
Następny cel jaki stał na drodze to Kraków. Niestety trzeba było jechać Zakopianką pod koniec. Nawet pytałem policji czy nie ma ciekawszej dla nas drogi to jak zaczął tłumaczyć coś o jakieś drodze miedzy wioskami to stwierdziłem jedziemy główną. Tak właśnie dotarliśmy do Krakowa:
Udajemy się na Starówkę. Tam czekamy, aż Ania skończy pracę mieliśmy zapewniony u niej nocleg. Oczywiście wyszedł na spontanie. Czekając robimy zdjęcie sukiennic:
W miedzy czasie się ściemnia, jedziemy do Smoka:
Potem próbuję zrobić artystyczne zdjęcie wieży na Wawelu:
Nie wiem jak mi to wszyło, myślę że całkiem spoko. Po 22 spotykamy się z Ania i jedziemy do jej domu. Oczywiście nie obyło się bez gonienia tramwaju przez pół miasta. W końcu dotarliśmy mieliśmy dach nad głową.(za co bardzo dziękuję) Spać jednak nie poszliśmy cała noc przeleciała na pogaduchach. Pociąg był koło 6 tak więc po 5 ruszamy. Jeszcze zakupy do pociągu i wracamy do domu.
Dzięki Bartek za tą dłuższą wycieczkę :) Mam nadzieję, że się spodobało i będziemy razem więcej jeździć na tego typu wyprawy. Co do pogody to jak na wrzesień mieliśmy bardzo ładną :) Jeszcze raz dzięki!
<--- Dzień poprzedni.
W góry! Dzień 4.
Czwartek, 6 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, Góry 2012, 100-200km
Km: | 121.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:38 | km/h: | 21.53 |
Pr. maks.: | 69.40 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Wstajemy rano całkiem wcześnie. Zbieramy namiot, całe szczęście żadne dziki nas nie zaatakowały. Rano ujrzałem tylko sarnę jednak jak mnie zauważyła to od razu uciekała. Ruszamy w kierunku granicy z Czechami. Po drodze przerwa na śniadanie i zakupy w biedronce. Po kilku km mijamy Odrę:
i wjeżdżamy do Czech:
W Czechach początkowo jedziemy kawałek autostradą. Nie było jakieś innej drogi. Po kilku km docieramy do miasteczka o którym nas informowały znaki od dłuższej chwili. Wjeżdżamy do centrum robimy sobie przerwę na jedzonko i strzelamy fotkę pałacyku:
Po przerwie jedziemy dalej w kierunku granicy z Polską. Do samej granicy musieliśmy nieźle podjechać, jednak widoki z góry były naprawdę fajne:
Jedziemy kilka km po czym robimy zakupy w polskim sklepie i udajemy się dalej w kierunku Wisły. Przerwa na ryneczku to był dobry pomysł:
Po obejrzeniu Wisły kierujemy się w stronę największego podjazdu podczas całej naszej wyprawy. Przy okazji mijamy Wisłę:
Tam trafiamy na pewnego pana, który jak się okazuję też rowerowy zapaleniec. Chwila rozmowy i pan nam proponuję w przyszłym roku wyjazd dookoła Europy. Niestety, żadnego kontaktu nie zabraliśmy i pojechaliśmy dalej. Przed nami podjazd, ale zanim zaczął się ten prawdziwy mijamy skocznie w Wiśle:
Dalej to walka z samym sobą, aby podjechać nie zatrzymać się. Pewnie dla ludzi którzy mają więcej do czynienia z górami ten podjazd nie był taki straszny, ale dla takich dwóch laików jak my z WLKP był naprawdę ciężki. Jednak na górze piękny widoczek i zjazd:
Potem mały podjazd i jesteśmy na miejscu. U dwóch kochanych dziewczyn które nas ugościły. Dały jeść, pozwoliły prysznic wziąć, na dodatek miały piwko, żyć nie umierać jeszcze przesympatyczni goście przyszli (pozdrowienia dla Pauliny ;) ) Spać kładziemy się stosunkowo późno. Jednak wykąpani najedzeni i napici. Dzięki wam jeszcze raz! :)
<--- Dzień poprzedni /Dzień następny --->
i wjeżdżamy do Czech:
W Czechach początkowo jedziemy kawałek autostradą. Nie było jakieś innej drogi. Po kilku km docieramy do miasteczka o którym nas informowały znaki od dłuższej chwili. Wjeżdżamy do centrum robimy sobie przerwę na jedzonko i strzelamy fotkę pałacyku:
Po przerwie jedziemy dalej w kierunku granicy z Polską. Do samej granicy musieliśmy nieźle podjechać, jednak widoki z góry były naprawdę fajne:
Jedziemy kilka km po czym robimy zakupy w polskim sklepie i udajemy się dalej w kierunku Wisły. Przerwa na ryneczku to był dobry pomysł:
Po obejrzeniu Wisły kierujemy się w stronę największego podjazdu podczas całej naszej wyprawy. Przy okazji mijamy Wisłę:
Tam trafiamy na pewnego pana, który jak się okazuję też rowerowy zapaleniec. Chwila rozmowy i pan nam proponuję w przyszłym roku wyjazd dookoła Europy. Niestety, żadnego kontaktu nie zabraliśmy i pojechaliśmy dalej. Przed nami podjazd, ale zanim zaczął się ten prawdziwy mijamy skocznie w Wiśle:
Dalej to walka z samym sobą, aby podjechać nie zatrzymać się. Pewnie dla ludzi którzy mają więcej do czynienia z górami ten podjazd nie był taki straszny, ale dla takich dwóch laików jak my z WLKP był naprawdę ciężki. Jednak na górze piękny widoczek i zjazd:
Potem mały podjazd i jesteśmy na miejscu. U dwóch kochanych dziewczyn które nas ugościły. Dały jeść, pozwoliły prysznic wziąć, na dodatek miały piwko, żyć nie umierać jeszcze przesympatyczni goście przyszli (pozdrowienia dla Pauliny ;) ) Spać kładziemy się stosunkowo późno. Jednak wykąpani najedzeni i napici. Dzięki wam jeszcze raz! :)
<--- Dzień poprzedni /Dzień następny --->
W góry! Dzień 3.
Środa, 5 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, W górach..., Góry 2012, 100-200km
Km: | 142.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:42 | km/h: | 21.21 |
Pr. maks.: | 63.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W nocy koło naszego namiotu biegało jakieś duże zwierzę. Prawdopodobnie był to jeleń całe szczęście nie wbiegł w nasz namiot. Wychodząc z namiotu otwiera się przede mną piękny widok, dokładnie panorama Lądka Zdrój:
Po spakowaniu namiotu ruszamy dalej pod górę w stronę Czech. Granica jest na samej górze, także Czechy witają nas dłuuugim zjazdem. Po zjeździe trafiamy do ładnego czeskiego miasteczka. Chwila rozmowy z miejscowym dziadkiem oraz fotka pięknego zameczku:
Wyjazd z miasteczka drogą remontowaną, ale już po chwili wjeżdżamy na asfalt równy jak stół:
Przemierzamy piękne czeskie drogi z pięknymi czeskimi krajobrazami. Co jakiś czas podjazd no i zjazd raz większy raz mniejszy.
Powoli zaczyna nam się kończyć picie i jedzenie. Niestety nie mieliśmy koron, więc trzeba dojechać do Polski. W miedzy czasie musimy pokonać wielki podjazd:
Może zdjęcie tego tak nie pokazuję, ale był naprawdę stromy, a przede wszystkim długi. W miedzy czasie trzeba było zrobić przerwę na browarka. Za to widoki na górze odwdzięczyły się:
Jak wiadomo, bo podjeździe jest zjazd więc ruszamy w dół chyba z 20km jechaliśmy na dół wiadomo, nachylenie później było małe jednak cały czas było z górki. Po chwili wjeżdżamy do Polski kilka km i łapiemy sklep. Zakupy chwila rozmowy z mieszkańcami i dalej w drogę. Oczywiście w Polsce podjazdów nie zabrakło:
Docieramy do większej miejscowości wjeżdżamy do zajazdu. Do jedzenia bierzemy spaghetti. Pani mnie zapewniała, że się najem tą porcją. Wyobraźcie sobie jej minę jak zmówiłem później jeszcze Hamburgera. Chociaż moja mina przy jedzeniu spaghetti też do normalnych nie należała. No co trudno było nabrać to widelcem:
Po kolacji jedziemy po zakupy na wieczór jakieś picie, wafelka. Po kilku km wjeżdżamy do woj. Śląskiego:
Jedziemy jeszcze kawałek. Zaczyna się robić ciemno. Zajeżdżamy na pole szukać noclegu. Widzimy rolnika który nawozi pole. Podjeżdżamy zapytać się czy możemy się rozbić. Po pierwsze pan był zdziwiony, że chcemy spać na polu. Jak już doszła do niego ta myśl powiedział tylko gdzie się nie rozbijać co byśmy rano się obudzili. (chodziło mu o miejsca gdzie pryskał przed chwilą). No i postraszył nas trochę dzikami. Bartek było widać się trochę przejął, ale innej opcji nie było. Trzeba iść spać. Nasz namiot rozbiliśmy zaraz przy kukurydzy rowery w ścieżkę miedzy rządkami:
W namiocie jakaś przekąska browarek i spać. Bartkowi spanie nie przyszło tak szybko. Cały czas wydawało mu się, że liście które ocierają się o nasz namiot to są dziki. Po moim przebudzeniu i sprawdzeniu sytuacji w końcu mógł iść spać. Chociaż i tak dobrze pewnie nie spał.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Po spakowaniu namiotu ruszamy dalej pod górę w stronę Czech. Granica jest na samej górze, także Czechy witają nas dłuuugim zjazdem. Po zjeździe trafiamy do ładnego czeskiego miasteczka. Chwila rozmowy z miejscowym dziadkiem oraz fotka pięknego zameczku:
Wyjazd z miasteczka drogą remontowaną, ale już po chwili wjeżdżamy na asfalt równy jak stół:
Przemierzamy piękne czeskie drogi z pięknymi czeskimi krajobrazami. Co jakiś czas podjazd no i zjazd raz większy raz mniejszy.
Powoli zaczyna nam się kończyć picie i jedzenie. Niestety nie mieliśmy koron, więc trzeba dojechać do Polski. W miedzy czasie musimy pokonać wielki podjazd:
Może zdjęcie tego tak nie pokazuję, ale był naprawdę stromy, a przede wszystkim długi. W miedzy czasie trzeba było zrobić przerwę na browarka. Za to widoki na górze odwdzięczyły się:
Jak wiadomo, bo podjeździe jest zjazd więc ruszamy w dół chyba z 20km jechaliśmy na dół wiadomo, nachylenie później było małe jednak cały czas było z górki. Po chwili wjeżdżamy do Polski kilka km i łapiemy sklep. Zakupy chwila rozmowy z mieszkańcami i dalej w drogę. Oczywiście w Polsce podjazdów nie zabrakło:
Docieramy do większej miejscowości wjeżdżamy do zajazdu. Do jedzenia bierzemy spaghetti. Pani mnie zapewniała, że się najem tą porcją. Wyobraźcie sobie jej minę jak zmówiłem później jeszcze Hamburgera. Chociaż moja mina przy jedzeniu spaghetti też do normalnych nie należała. No co trudno było nabrać to widelcem:
Po kolacji jedziemy po zakupy na wieczór jakieś picie, wafelka. Po kilku km wjeżdżamy do woj. Śląskiego:
Jedziemy jeszcze kawałek. Zaczyna się robić ciemno. Zajeżdżamy na pole szukać noclegu. Widzimy rolnika który nawozi pole. Podjeżdżamy zapytać się czy możemy się rozbić. Po pierwsze pan był zdziwiony, że chcemy spać na polu. Jak już doszła do niego ta myśl powiedział tylko gdzie się nie rozbijać co byśmy rano się obudzili. (chodziło mu o miejsca gdzie pryskał przed chwilą). No i postraszył nas trochę dzikami. Bartek było widać się trochę przejął, ale innej opcji nie było. Trzeba iść spać. Nasz namiot rozbiliśmy zaraz przy kukurydzy rowery w ścieżkę miedzy rządkami:
W namiocie jakaś przekąska browarek i spać. Bartkowi spanie nie przyszło tak szybko. Cały czas wydawało mu się, że liście które ocierają się o nasz namiot to są dziki. Po moim przebudzeniu i sprawdzeniu sytuacji w końcu mógł iść spać. Chociaż i tak dobrze pewnie nie spał.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
W góry! Dzień 2.
Wtorek, 4 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, W górach..., Góry 2012, 100-200km
Km: | 130.28 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:19 | km/h: | 20.62 |
Pr. maks.: | 67.80 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Budzimy się koło 7 rano. Jemy śniadanie w szkole. Widok przez okno niesamowity:
Wyruszamy koło 8 rano. Po kilku km zaczyna się podjazd którego dobrze znam. Bartek z racji tego, że był pierwszy raz w górach nie domyślał się ile ten podjazd będzie trwał i ruszył z kopyta. Sam go początkowo dogonić nie mogłem, jednak za zakrętem podjazd trwał nadal i nachylenie już było większe. Bartek odpuścił. Teraz spokojnym tempem wdrapujemy się na górę:
No a jak wiadomo po każdym podjeździe następuje zjazd, a potem znów podjazd:
Po kilku km wjeżdżamy do Czech:
Drogi w Czechach jak zwykle niczego sobie. Zwiedzamy czeskie miasteczko. Ładny pomnik stał na środku:
Po przerwie wracamy do Polski. Kierujemy się na Kłodzko, gdzie robimy zakupy na wieczór kupujemy browarka w sumie to ich trochę więcej, a co tam promocja była i idziemy na Obiad dzisiaj szef kuchni polecił Kebaba na talerzu. W sumie się najadłem. Dalsza droga do dojazd do Lądka Zdrój i podjazd po górę w stronę granicy z Czechami. W połowie podjazdu robimy przerwę na nocleg:
Podczas robienia notatek Bartek zrobił mi całkiem ładną fotkę:
Tak właśnie minął dzień 2 naszego wyjazdu w góry.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Wyruszamy koło 8 rano. Po kilku km zaczyna się podjazd którego dobrze znam. Bartek z racji tego, że był pierwszy raz w górach nie domyślał się ile ten podjazd będzie trwał i ruszył z kopyta. Sam go początkowo dogonić nie mogłem, jednak za zakrętem podjazd trwał nadal i nachylenie już było większe. Bartek odpuścił. Teraz spokojnym tempem wdrapujemy się na górę:
No a jak wiadomo po każdym podjeździe następuje zjazd, a potem znów podjazd:
Po kilku km wjeżdżamy do Czech:
Drogi w Czechach jak zwykle niczego sobie. Zwiedzamy czeskie miasteczko. Ładny pomnik stał na środku:
Po przerwie wracamy do Polski. Kierujemy się na Kłodzko, gdzie robimy zakupy na wieczór kupujemy browarka w sumie to ich trochę więcej, a co tam promocja była i idziemy na Obiad dzisiaj szef kuchni polecił Kebaba na talerzu. W sumie się najadłem. Dalsza droga do dojazd do Lądka Zdrój i podjazd po górę w stronę granicy z Czechami. W połowie podjazdu robimy przerwę na nocleg:
Podczas robienia notatek Bartek zrobił mi całkiem ładną fotkę:
Tak właśnie minął dzień 2 naszego wyjazdu w góry.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
W góry! Dzień 1.
Poniedziałek, 3 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria Góry 2012, Ze zdjęciami, W górach..., 50-100km
Km: | 53.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:47 | km/h: | 19.19 |
Pr. maks.: | 58.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Po głównej tegorocznej wyprawie, zostało trochę pieniędzy i chęci, aby wyjechać jeszcze na parę dni z sakwami. Z racji na wolny wrzesień razem z Bartkiem postanowiliśmy pojeździć trochę po górach. Zapraszam do lektury:
W poniedziałek budzę się 4.45. Rano śniadanko pakowanie reszty do sakw i kilka min po 5 wyjazd. Przed 6 jestem u Bartka jedziemy na dworzec. Robimy jeszcze zakupy w biedronce i o 6.55 ruszamy pociągiem. Po 7h które łączyliśmy z krótkimi drzemkami docieramy do Jeleniej Góry.
Do Karpacza jedziemy z jednym kolarzem który właśnie wrócił ze swojej wyprawy. Ledwo wjechaliśmy do Karpacza, a mi się udaję ładne zdjęcie zrobić:
Tutaj po tej przerwie zaczął się pierwszy większy podjazd. Jedziemy do szkoły podstawowej, gdzie mamy zapewniony nocleg. Dyrektor szkoły daje mi klucze do budynku pokazuje nam sale i sobie idzie. My zostawiamy bagaże i jedziemy zwiedzać Karpacz. Dojeżdżamy do centrum i przez orlinek docieramy do wodospadu:
Pod tym samym wodospadem byłem w 2010 na wyciecze szkolnej (rowerowej oczywiście) tutaj link ---> KARPACZ 2010
Jedziemy dalej do Świątyni Wang. Tam jest dopiero podjazd, ale dałem radę. Na górze sprawdzenie trasy na następny dzień:
No i oczywiście fotka artystyczna:
wiem wiem umywam się przy prawdziwych fotografach, ale jak to mówią: ,, robim co możem" :)
Później tylko zjazd na dół do Karpacza, po zakupy na dzień następny no i po browarka na wieczór. Powrót do szkoły przy zachodzącym słońcu:
Gdyby to pytał to jest ta szkoła:
A tak wygląda w środku:
Cena jest baaardzo spoko;p Fajnie zakończony dzień pierwszy krótkiego pobytu w górach.
Dzień następny --->
W poniedziałek budzę się 4.45. Rano śniadanko pakowanie reszty do sakw i kilka min po 5 wyjazd. Przed 6 jestem u Bartka jedziemy na dworzec. Robimy jeszcze zakupy w biedronce i o 6.55 ruszamy pociągiem. Po 7h które łączyliśmy z krótkimi drzemkami docieramy do Jeleniej Góry.
Do Karpacza jedziemy z jednym kolarzem który właśnie wrócił ze swojej wyprawy. Ledwo wjechaliśmy do Karpacza, a mi się udaję ładne zdjęcie zrobić:
Tutaj po tej przerwie zaczął się pierwszy większy podjazd. Jedziemy do szkoły podstawowej, gdzie mamy zapewniony nocleg. Dyrektor szkoły daje mi klucze do budynku pokazuje nam sale i sobie idzie. My zostawiamy bagaże i jedziemy zwiedzać Karpacz. Dojeżdżamy do centrum i przez orlinek docieramy do wodospadu:
Pod tym samym wodospadem byłem w 2010 na wyciecze szkolnej (rowerowej oczywiście) tutaj link ---> KARPACZ 2010
Jedziemy dalej do Świątyni Wang. Tam jest dopiero podjazd, ale dałem radę. Na górze sprawdzenie trasy na następny dzień:
No i oczywiście fotka artystyczna:
wiem wiem umywam się przy prawdziwych fotografach, ale jak to mówią: ,, robim co możem" :)
Później tylko zjazd na dół do Karpacza, po zakupy na dzień następny no i po browarka na wieczór. Powrót do szkoły przy zachodzącym słońcu:
Gdyby to pytał to jest ta szkoła:
A tak wygląda w środku:
Cena jest baaardzo spoko;p Fajnie zakończony dzień pierwszy krótkiego pobytu w górach.
Dzień następny --->