blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(26)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sq3mko.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Poznań-Kołobrzeg!

Dystans całkowity:2557.32 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:99:10
Średnia prędkość:25.79 km/h
Maksymalna prędkość:66.93 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:284.15 km i 11h 01m
Więcej statystyk

Poznań Kołobrzeg po raz 10!

Poniedziałek, 10 sierpnia 2020 | dodano:30.08.2020Kategoria 200-300km, Poznań-Kołobrzeg!, Ze zdjęciami
Km:272.57Km teren:0.00 Czas:10:13km/h:26.68
Pr. maks.:61.31Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
Nadszedł rok 2020, w którym to po raz 10 zamierzałem pojechać do Kołobrzegu. Przez panującą pandemie nie udało mi się tego dokonać na wiosnę. Wykorzystałem urlop sierpniowy, aby pojechać do Kołobrzegu. Ten 10 raz miał być razem wyjątkowym. Początkowo mówiłem sobie, że pojadę do Kołobrzegu i wrócę tego samego dnia. Jak wiadomo na taki wyjazd (prawie 600km) trzeba się już trochę przygotować. Ja niestety w tym roku czas wolny poświęcałem bardziej rodzinie niż na treningi rowerowe. Kto nie wie to, od zeszłego sierpnia jestem szczęśliwym tatą Szymona. Jednak wracając do wyjazdu. To było moje 2 wyjście na rower szosowy w tym roku. Poprzedni raz jechałem z Arturem i Mateuszem na nocny trening po okolicy, który na blogu jest opisany pt ,, Krokodyl''. Także przygotowanie fizyczne dość słabe. Nastawienie mentalne było dobre w końcu przejechałem tą drogę już 9 razy. Dodatkowym aspektem był fakt, iż jechałem cały wyjazd całkowicie sam (można powiedzieć, że to jest ta wyjątkowość tego 10 razu). Trzecią sprawą o której muszę wspomnieć to fakt, iż jechałem w dzień. Pierwszy i dziesiąty raz w dzień, pozostałe osiem w nocy. Odnośnie samego wyjazdu:

Żona dnia poprzedniego pojechała do swoich rodziców z Szymkiem, aby rano samochodem również pojechać do Kołobrzegu. W niedziele wieczorem zrobiłem ostatnie przygotowania do wyjazdu. Miałem się położyć wcześniej spać, ale zaciekawił mnie program w TV i spać poszedłem koło 00:45. Budzik miałem ustawiony na 4:45 chciałem wyjechać razem ze wschodem słońca. Udało mi się jedynie zrobić zdjęcie wschodu:


Moje obfite śniadanie składające się z pomidora, w sumie to 3 pomidorów i paru plasterków sera smakowało bardzo dobrze:

Zrobiłem ostatni łyk kawy i o godzinie 5.50 ruszam w trasę. Pierwsze kilometry to jazda znanymi drogami przez Gołuski, Zakrzewo, Lusowo następnie wzdłuż S11 dojechałem do Sadów. Po czym kieruję się w stronę DW 184 na Szamotuły. Duży ruch na tej drodze spowodował, że ją tylko przeciąłem i pojechałem dalej na Rokietnicę Żydowo, Pamiątkowo, Baborówko:

Przez pierwsze 20km jechało mi się okropnie. Przez chwilę nawet myślałem że w Szamotułach wsiądę w pociąg i dojadę nim nad morze. Całe szczęście później jechało się o wiele lepiej:

Do tego stopnia, że pierwszą planowaną przerwę nie robię w Szamotułach ani w Obrzycku tylko za Obrzyckiem w małej miejscowości gdzie na liczniku miałem już prawie 65km:


Podczas przerwy zjadłem drożdżówkę snickersa pobijam jogurtem pitnym i wkładam paczkę żelek w tylną kieszeń. Oczywiście dokupuje litr wody, która była moim najlepszym przyjacielem tego dnia. Kolejne kilometry to jazda znaną trasą na Czarnków. Temperatura coraz wyższa, cienia w lesie nie za dużo, gdyż słońce było dość wysoko. Przerwę kolejną planowałem w Wałczu po około 120 kilometrach. Oczywistym jest chwilowy postój za podjazdem przed Czarnkowem,aby zrobić zdjęcie wiatraka i chwilę odsapnąć po podjeździe. Muszę powiedzieć, że ten wiatrak najlepiej się prezentuje podczas zachodu słońca. tutaj zdjęcie z tego roku:

Dla porównania wrzucam zdjęcie z wyjazdu z 2016 roku bez żadnej obróbki tzw szybki pstryk:


V-max trasy oczywiście zrobiony na zjeździe do Czarnkowa. Przez miasto jadę wyjątkowo przez centrum. Na wyjeździe zauważyłem, że otwarty jest browar Czarnków. Zawsze przejeżdżaliśmy tędy w nocy więc nie było możliwości kupna piwka. Tym razem postanowiłem inaczej, mimo że przerwy miałem nie robić to zatrzymałem się kupiłem małe piwko, które skosztowałem przy moście nad Notecią:

Po przerwie, która się przydała bo upał zaczął doskwierać, pojechałem dalej. W lasach cienie za dużo nie uraczyłem temperatura w słońcu powyżej 30 stopni. Ruch na drodze był dosyć duży, całe szczęście kierowcy wyprzedzali z bezpieczną odległością. Paru było tylko takich co się im spieszyło. Przed Wałczem obowiązkowa przerwa na zdjęcie przy zmianie województwa:

W Wałczu planowałem zrobić sobie przerwę obiadową, ale nie znalazłem niczego fajnego i pojechałem na stacje Orlen na wylocie. Po drodze mijałem gościa z sakwami. Pytał o drogę na Połczyn-Zdrój. Jak się później okazało też jedzie trasę Poznań - Kołobrzeg tylko że wyjechał 2h wcześniej ode mnie i prędkość też miał trochę mniejszą ode mnie więc nie bardzo było jak jechać razem. Miedzy Wałczem, a Czaplinkiem robię przerwę w małej miejscowości ze sklepikiem aby uzupełnić płyny. Tam też dogonił mnie kolega z sakwami. Po krótkie rozmowie ruszył dalej. Ja go po chwili dogoniłem i przegoniłem i swoim tempem pojechałem dalej. Chciałem zrobić przerwę w Starym Drawsku i zjeść jakaś rybę, ale ludzi było tyle, że odpuściłem. 
Upał lał się z nieba sił zaczynało brakować, a kilometrów jeszcze zostało. Nie planowana przerwa wypadła na ,, drodze 100 zakrętów".

Przerwa była dobrym rozwiązaniem, gdyż prędkość przed przerwą oscylowała koło 23km/h, a po przerwie, mimo braku sił, było około 30km/h. Przez Połczyn Zdrój tylko przejechałem. Kolejna przerwa zaplanowana była w Białogardzie, ale z racji na braki w bidonach musiałem zrobić ją trochę szybciej:

W samym Białogardzie się nie zatrzymałem, pojechałem dalej. Przerwę natomiast zrobiłem we Wrzosowie na ,,ostatniej prostej" do Kołobrzegu. Tam zakupiłem pół litra zimnej pepsi wypiłem prawię cała i pojechałem dalej zdobyć Kołobrzeg:


W samym Kołobrzegu pojechałem tradycyjnie na molo zrobić sobie zdjęcie:

Po czym pojechałem do mieszkania, gdzie czekała na mnie rodzinka, kąpiel kolacja.

W dwóch słowach podsumowania mogę napisać, że to był drugi i raczej ostatni raz kiedy do Kołobrzegu pojechałem w dzień. Głównie ze względu na duży ruch, ale również z racji temperaturowych. Chyba jednak wole te 2h w nocy pomarznąć niż ponad 12h przegrzewać się. Jestem z siebie naprawdę dumny. Można powiedzieć, że jechałem od wschodu do zachodu. Jest to mój rekord w jeździe w samotności. Wyjazd uważam za udany.   


Poznań Kołobrzeg po raz 9!

Sobota, 18 maja 2019 | dodano:21.05.2019Kategoria Ze zdjęciami, TCT, Poznań-Kołobrzeg!, 200-300km
Km:289.70Km teren:0.00 Czas:10:46km/h:26.91
Pr. maks.:64.38Temperatura:15.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
Tradycji stało się zadość i po raz kolejny wsiadam na rower, aby być po kilkunastu godzinach być nad morzem. Mimo kiepskiego sezonu, małej ilości przejechanych kilometrów zdecydowałem się na ten krok. W tym roku główny wyjazd organizowany przez TCT był już w Maju, a ja niestety nie mogłem wtedy jechać. Znalazłem dwóch śmiałków, którzy mnie wspierali na wyjeździe: Piotra i Szymona. Umówiliśmy się tradycyjnie na Ogrodach pod Technikum o 17. Tego dnia od rana byłem jeszcze w pracy, a wracając z niej lał deszcz. Wyjazd stanął pod znakiem zapytania. Całę szczęście padać przestało. Przesunęliśmy godzinę spotkania na 17.45. Wyjeżdżając z domu świeciło słońce i asfalt był już prawie całkowicie suchy:

Dojechałem na miejsce o 17:44:43. Szymon już czekał, po chwili dołączył do nas Piotr. Po krótkiej rozmowie i ustaleniu szczegółów trasy, zrobiliśmy wspólne zdjęcie i ruszyliśmy ok. 18:

Wyjazd z Poznania nigdy nie był przyjemny. Całę szczęście bocznymi drogami Smochowic dotarliśmy do drogi na Kiekrz. Dalej kierowaliśmy się na Rokietnicę. Jechało się przyjemnie, wiatr minimalny temperatura odpowiednia, czego chcieć więcej i do tego wszędzie zielono:

Bocznymi drogami dotarliśmy do Szamotuł, gdzie zrobiliśmy przerwę w Lidlu na zakupy na noc. Z Szamotuł dalej udaliśmy się na Obrzycko. Słońce jeszcze było wysoko na niebie. Na tym odcinku jest bardzo ładna oraz bardzo długa droga rowerowa. Mimo, że nie korzystam z takich rozwiązań tym razem śmiało mogę ją polecić, nawet dla rowerzystów na kolarzówkach:

Przed Czarnkowem słońce schowało się za chmurami. Tym razem się nie zatrzymałem na zdjęcie wiatraka, a zrobiłem je w ,,biegu":

Zjazd do Czarnkowa to ustalenie maksymalnej prędkości tego wyjazdu. W samym Czarnkowie zrobiliśmy przerwę pod sklepem, gdzie uzupełniliśmy płyny oraz założyliśmy dodatkowe ubrania. Wyjazd z miasta do przejazd przez most na Noteci i wjazd w mgły:

Mimo tego nie było wcale zimno. Jechałem w krótkich rękawiczkach oraz bez ochraniaczy na stopy. Dodatkowo miałem tylko bluzę i nogawki. Jadąc po zmianach przemierzaliśmy kolejne kilometry dobrze znanej nam drogi. Przez Trzciankę tylko przejechaliśmy. Przed Wałczem tradycyjnie musiała być krótka przerwa na zdjęcie pod tablicą:

W Wałczu zrobiliśmy najdłuższą przerwę. Wypiliśmy ciepła kawę zjedliśmy sporo naszych zapasów i trochę się zasiedzieliśmy. Wyjechaliśmy przed 1. Tej nocy cały czas towarzyszył nam księżyc który był w pełni. 

Mimo, że jechało nas trzech oświetlenia wystarczyło i droga była odpowiednia oświetlona:

W Czaplinku robimy krótką przerwę na Orlenie, który niestety był w remoncie, ale jak to się mówi musi być trochę gorzej, żeby później było trochę lepiej. W drogę stu zakrętów wjechaliśmy jeszcze w nocy. Wtedy też mnie złapał pierwszy kryzys senno-skurczowy. Mimo małej odległości miedzy Czaplinkiem, a Połczynem Zdrój kolejną przerwę robimy znowu na stacji Orlen:

Musiałem się posilić, chwilę odpocząć i mogliśmy jechać dalej. Za Połczynem zaczynało się robić jasno. Licznik w najzimniejszym, zauważonym prze zemnie momencie, pokazywał 7.3 stopnia. Niestety odczuwalna była znacznie mniejsza założyłem kurtkę i długie rękawiczki. Na podjazdach przed Białogardem zostawałem trochę z tyłu, ale za to na zjazdach chłopaków doganiałem. Jazda do Białogardu to już jazda za jasnego, ale momentami w dużej mgle:

W samym Białogardzie przerwa znowu na Orlenie. Zamówiliśmy kawę i zjedliśmy resztki naszych zapasów i ruszyliśmy dalej. Ostatnia prosta to walka ze snem (od piątku 6 rano nie spałem) i walka z paroma podjazdami. Całe szczęście ominęła nas walka z wiatrem, który nam raczej pomagał. Tak wspólnymi siłami dotarliśmy do Kołobrzegu:

W samym Kołobrzegu pojechaliśmy na stację PKP w celu zakupienia biletu. Oczywiście zmarnowaliśmy 30 min naszego cennego czasu, bo biletów nie było. Nie przejęliśmy się tym specjalnie. Potem to tylko zakupy w żabce i wizyta na plaży:

Oczywiście nie mogło by się odbyć bez kąpieli, więc szybko zmieniłem strój rowerowy na kąpielowy i wskakuje do wody:

O 9.20 meldujemy się na dworcu. Wsiedliśmy do pociągu, w którym nie miało być miejsc na rowery. Oprócz naszych 3 na 10 miejsc wisiały tylko 3. Jak się później okazało ludzie którzy jechali bez roweru, a chcieli usiąść musieli sobie kupić miejsce przeznaczone dla rowerzysty i wykupić miejsce dla swojego ,,fikcyjnego roweru". Mimo to podróż przebiegła sprawnie:

W Poznaniu meldujemy się przed 14. Żegnamy się na dworcu i sam jadę ostatnie 14km do domu. 

Dzięki panowie za wspólne kilometry. Dzięki Szymon za słowa, kiedy miałem kryzys, że tyle razy przejechałem tą trasę więc i teraz dam radę! Dzięki przyrodo za pogodę :D


Poznań - Kołobrzeg po raz 8!

Sobota, 19 maja 2018 | dodano:11.06.2018Kategoria 200-300km, Poznań-Kołobrzeg!, Ze zdjęciami
Km:283.00Km teren:0.00 Czas:10:47km/h:26.24
Pr. maks.:61.88Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
Kolejny udany początek sezonu nocnych wyjazdów. Kolejny wyjazd do Kołobrzegu. Tym razem w rekordowo małym gronie, mianowicie jechaliśmy w dwójkę Chwast i ja. Praktycznie jak każdego dnia w którym był wyjazd, dany dzień zaczynam od zwykłych obowiązków. Najczęściej uczelnia albo praca. Tym razem z uczelni wróciłem w miarę szybko i zabrałem się za pakowanie roweru:

Trochę rzeczy było trzeba spakować, ale naprawdę radzę sobie z tym bardzo dobrze! W miedzy czasie czytałem sobie wpisy z lat ubiegłych popijając napój z dużą zawartością magnezu:

Po 18 przyjechał Tomek. Złożył swój rower, pogadaliśmy, wypiliśmy kawę i tak zleciały niecałe 2 godziny. Chwilę przed 20 ruszyliśmy w trasę zasadniczą:

Początkowe kilometry to dobrze mi znane asfalty z różnych przydomowych treningów. Całe szczęście drogi w mojej gminie i gminach obok są w przyzwoitym stanie więc jechało się bardzo dobrze:
 
Niestety dzień chylił się już ku zachodowi, a to oznaczało coraz niższe temperatury. Nie przejmując się zbytnio tym faktem podziwialiśmy piękne widoki. Większości zachodów w mojej okolicy jest naprawdę przepięknych i można zrobić całkiem ciekawe zdjęcia (nawet z roweru):

Prawdziwy zachód mieliśmy okazję oglądać na doskonałym, idealnie równym, odcinku DW 184 którym jechaliśmy do Szamotuł:

Dojechaliśmy do Szamotuł. Postanowiliśmy nie robić przerwy, również podjąłem decyzje, że pojedziemy przez centrum. Jest rzeczywiście bliżej, ale zapomniałem, że jest tam kostka brukowa, którą się bardzo nie przyjemnie jedzie. Kawałek za Szamotułami musieliśmy zrobić krótką przerwę techniczną. Było trzeba zamontować oświetlenie nocne, wyciągnąć z torby batoniki oraz oddać zbędne płyny. Ja też ubieram rękawki:

Tutaj też zaczyna się naprawdę ładna ścieżka rowerowa, która ciągnie się aż do Obrzycka. Spróbowaliśmy nawet kawałek nią jechać, ale po chwili wracamy na normalną drogę. Ścieżka w bardzo dobrym stanie, asfaltowa dość szeroka, ale było dość dużo piasku, czasami ostre zakręty, dlatego też postanowiliśmy pojechać drogą. Zrobiło się już całkowicie ciemno, latarki ustawiliśmy na 100% tryby i mimo, że jechało nas dwóch droga była dobrze oświetlona:

Prędkość maksymalną wyjazdu osiągamy, jak za każdym razem, na zjeździe przed Czarnkowem. Tutaj też zrobiliśmy pierwszą zasadniczą przerwę. Na stacji Orlen kupiliśmy sobie po ciepłym hot-dogu oraz wypiliśmy małą kawkę. Przed ruszeniem w dalszą drogę postanowiłem założyć nogawki, ściągnąć rękawki i założyć bluzę. Temperatura wtedy wynosiła około 11 stopni. Wyjazd z Czarnkowa to przejazd przez charakterystyczny most:

Dalsza część to jazda w nocy. Całe szczęście oświetlenie dawało spokojnie radę, mogliśmy omijać każde dziury. Droga jest w większości nowo wyremontowana, więc owych dziur dużo nie było:

Przez Trzciankę tylko przejechaliśmy. Nie chcieliśmy się zatrzymywać, gdy nie ma takiej konieczności. Nie lubimy się rozgrzewać na nowo. Cały czas towarzyszył nam piękny księżyc, idealny, jak z bajki. Niestety zdjęć nie mam. Za to zatrzymujemy się na zdjęcie zmiany województwa:

Cisza która towarzyszyła nam podczas tego krótkiego postoju była cudowna. Uroku dodatkowo dodawało bezchmurne, gwiaździste niebo. Nawet temperatura jeszcze nie dawała tak w kość. Dojechaliśmy do Wałcza. Postanowiliśmy zrobić krótką przerwę. Na wjeździe była stacja otwarta 24h, tam też na chwilę się zatrzymaliśmy:
Kolejna przerwa zaplanowana została w Czaplinku. Droga do tego miasteczka to dobrze nam znane długie proste przez las, czy też słynny pas startowy, jak i miejsce, gdzie kiedyś stała symboliczna tablica: KOŁOBRZEG 100. Kilometry uciekały sprawnie. W Czaplinku meldujemy się tradycyjnie na stacji Orlen. Jak zawsze o tej godzinie nie było ciepłych hot-dogów. Kawa natomiast dostępna była cały czas. Na tej stacji też mieliśmy dylemat, czy przeczekać najzimniejszy okres dnia jakim jest wschód słońca czy też jechać dalej. Po dłuższej przerwie zdecydowaliśmy jechać dalej. Zimny start był początkiem najgorszego. Temperatura spadała cały czas w dół. Nadzieje robił nam wschód słońca:

Jak się później okazało najgorsze dopiero przed nami. Temperatura spadła do około 2-3 stopni Celsjusza. Myśleliśmy, że gorzej już nie będzie. Za to na słynnej drodze ,,100-zakrętów" widoki mieliśmy niesamowite:

W miedzy czasie uciekł nam ciągnik jadący około 45km/h, czyli idealna prędkość dla kolarza. Nawet mając 200km w nogach. Dojechaliśmy do Połczyna. Temperatura spadła jeszcze niżej. Mi udało się zrobić zdjęcie, gdy wynosiła 1,3 stopnia:

Tomek przez chwilę miał na swoim liczniku 0,9 stopnia. Nie było by w tym wszystkim nic złego jak fakt, iż ta temperatura ciągnęła się już od Czaplinka i nie chciała odpuścić. To był najgorszy okres dla mnie. Załamany psychicznie, wykończony fizycznie. Jedyny plus był taki, że nie chciało mi się spać. Na tym odcinku nie robiłem, żadnych zdjęć. Nie myślałem o tym nawet, mimo że wschód (,,zimnego") słońca był zjawiskowy. Było tak zimno, że około 18km przed Białogardem musiałem się zatrzymać i spróbować w jakiś inny sposób się rozgrzać. Robiłem wymachy, pajacyki, pocierałem energicznie dłonie, wszystko co mi do głowy przychodziło, aby podnieść temperaturę ciała. Pomogło na chwilę. Na szczęście dojechaliśmy do Białogardu, gdzie wjechaliśmy na stację Orlen, gdzie siedzieliśmy dobre 45 min, spożywając ciepłe hot-dogi, popijając gorącą kawą. Gdy wyjeżdżaliśmy ze stacji na dworze było już około 11-12 stopni. Robiło się naprawdę przyjemnie. W coraz lepszych nastrojach przejechaliśmy przez Karlino i wjeżdżamy na ostatnią prostą:

Był to jeden z nielicznych wyjazdów, gdzie ową końcówkę jechaliśmy z wiatrem. Gdzieś po drodze się zatrzymałem, aby ściągnąć bluzę i wypić energetyka, bo zaczął mnie chwytać kryzys senny. Tak wspólnymi siłami dotarliśmy do najbardziej wyczekiwanej tablicy:

W Kołobrzegu wjechaliśmy na dworzec kupić bilety, do sklepu kupić upragnione piwko i na plaże na długo wyczekiwany wypoczynek. Po małej regeneracji sił, robimy sobie wspólną fotkę na plaży:

oraz jedziemy do dobrze już nam znanej smażalni ryb:

Po rybce wróciliśmy na deptak na deser. Po skosztowaniu nadmorskich smakołyków pojechaliśmy na dworzec, gdzie o 14.32 wsiedliśmy do pociągu. Z racji na remont na trasie, w Białogardzie była przesiadka do IC. Nasze rowery nie miały za dużego komfortu jazdy, my natomiast przez większość drogi mieliśmy cały przedział dla siebie. Stwierdzam, że tak czy siak, ale pociągiem lubię jeździć:

Ostatnie 12km z dworca do domu i kilka minut po 20 meldujemy się w domu. Cała trasa zajęła nam trochę ponad 24h (licząc jazdę rowerem, odpoczynek nad morzem i powrót pociągiem). Tyle atrakcji, a tylko 24h ciekawe co by było gdyby doba była dłuższa...

Poznań Kołobrzeg w deszczową noc!

Sobota, 3 czerwca 2017 | dodano:07.06.2017Kategoria 200-300km, Poznań-Kołobrzeg!, Ze zdjęciami
Km:267.54Km teren:0.00 Czas:10:19km/h:25.93
Pr. maks.:66.93Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
Kolejny rok i kolejny wyjazd do Kołobrzegu. Jakby ktoś mnie zapytał czy ta trasa jeszcze mi się nie znudziła, to z całą pewnością i spokojem odpowiem negatywnie. Ta trasa ma coś w sobie! Jednak kolejny rok z rzędu chyba pogoda nas nie lubi. Chociaż główny wyjazd z TCT był dzień wcześniej i pogodę mieli znakomitą, ale nie o tym miałem pisać...

W sobotę po uczelni przyjechałem do domu spakowałem rower do końca i poszedłem pomóc Marcie smażyć kotlety dla mnie na wyjazd. W miedzy czasie przyjechał Chwast i wspólnie z moim bratem szykowaliśmy się do wyjazdu. Prognozy pogody na tą noc nie były najlepsze. Mieliśmy do wyboru jechać albo zostać i pić ciężkie alkohole. Postanowiliśmy to pierwsze:

Parę minut przed 20 ruszyliśmy z Głuchowa. Tym razem nie musieliśmy już jechać do Poznania, bo cały (3-osobowy skład) ruszał z Głuchowa. Już na początku drogi chmury straszyły nas swoim wyglądem:

Tomek jednak stwierdził, że musimy jechać szybciej, aby uciec przed deszczem. Tak też wspólnie po zmianach jechaliśmy wzdłuż S-11, Zakrzewo, Lusowo, Sady, Kobylniki, aby wyjechać w Napachanie na DW 184, która nas doprowadzi do Szamotuł. Drogą jechało się świetnie, dobry asfalt, lekki wiatr w plecy. Czego chcieć więcej:

Podczas drogi do Szamotuł nie wydarzyło się nic specjalnego. Przez Szamotuły przejechaliśmy nie robiąc przerwy. Plany na ten dzień były ambitne. Droga za Szamotułami była w remoncie. Jazda nią nie należała do przyjemnych:

Zaczynało się robić ciemno. Całe szczęście po kilku kilometrach droga była już wyremontowana. Kolega Tomek narzucił tempo, a naszym zadaniem było utrzymać się mu na kole. Prędkość nie spadała poniżej 35km/h. Tak przejechaliśmy przez Obrzycko, Piotrowo, Lubasz. W między czasie zrobiliśmy taką 2min przerwę. Jak to się potocznie mówi ,,sik-pauza". Po chwili ruszyliśmy dalej. Na zjeździe przed Czarnkowem pobiłem v-max wycieczki. W samym Czarnkowie też nie zrobiliśmy przerwy, pojechaliśmy dalej. Temperatura utrzymywała się jeszcze na przyzwoitym poziomie koło 15 stopni. Baliśmy się, że po przejechaniu przez słynny most będzie inaczej:

Nasze obawy na nic się zdały, ponieważ było nadal ciepło. Początkowo chcieliśmy dojechać na przerwę do Wałcza, ale młody poprosił abyśmy się zatrzymali na chwilę chociaż w Trzciance. Tak więc zatrzymaliśmy się po 87km przy średniej 30,5km/h. Przerwa nie trwała długo, skorzystaliśmy z usług Orlenu (hot-dog, toaleta) i po kilkunastu minutach pojechaliśmy dalej. Parę minut po północy przejechaliśmy granicę województwa:

W tym momencie zaczął padać deszcz, nie był to jakiś mocny opad, ale wystarczyło, abym zatrzymał się na przystanku i założył kurtkę oraz ochraniacze. Padać nie padało, ale asfalt był cały czas mokry. Przejechaliśmy przez Wałcz. Na wylocie z Wałcza Mateusz poprosił o krótką przerwę, raptem 5 minutek. I też tyle trwała. Nocny przejazd przez lasy nie było niczym innym jak walką ze snem i utrzymaniem się w większości na kole u Chwasta. Kolejną przerwę zrobiliśmy w Czaplinku. Nasza motywacja do jazdy drastycznie spadła, chęć jazdy na rekordowy czas odeszła w zapomniane, tak też przerwa na stacji trwała z dobre 40 minut. Gdy już mieliśmy jechać ponownie mocno się rozpadało tak więc był czas na odpoczynek:

Za Czaplinkiem powoli zaczęło świtać. Mimo mokrego asfaltu jechało się dobrze. Miłą jazdę przeszkodziła kraksa młodego, który nie zauważył dziury pełnej wody i przeleciał przez kierownicę. Straty nie duże, rozbity łokieć i zgięta tylna manetka - można jechać dalej. Tempo spadło drastycznie na dół, ale już wcześniej wiedzieliśmy, że to nie będzie wyjazd na rekord. Na drodze stu zakrętów zrobiło się już całkowicie jasno:

Przejazd przez tą drogę był trudniejszy niż zwykle, ale widoki rekompensowały wszytko. Dojechaliśmy do Połczyna- Zdrój, przejechaliśmy bez przerwy. Kawałek za miastem, był dłuższy podjazd, na górze poczekaliśmy na młodego, posililiśmy się żelkami i ruszyliśmy dalej. Na ,,interwałach'' przed Białogardem młody odzyskał trochę sił i jadąc nam na kole ruszyliśmy z kopyta do przodu

W Białogardzie kolejna krótka przerwa na Orlenie. Wyjeżdżając ze stacji myśleliśmy, że tak nie pada. Jednak na tych kilometrach padało najmocniej podczas całej drogi. Na kilkanaście kilometrów przed Kołobrzegiem rozdzieliliśmy się z młodym na dobre i ruszyliśmy do celu. Nie było jak jechać na kole, gdyż leciał na mnie cały syf zbierany przez jego wąskie kółka. Mimo to sprawnie dojechaliśmy do Kołobrzegu i po 12,5h jazdy brutto meldujemy się pod tablicą:

Po chwili przyjechał młody:

Wynik dobry, nawet bardzo dobry. Gdyby nie deszcz i kraksa pewnie byśmy zrobili jeszcze lepszy. Mimo to jest pełna satysfakcja dojechania do celu. Nową tradycją w Kołobrzegu zostanie chyba wizyta w Macu. Tam też zrobiliśmy dłuższą przerwę na posiłek i odpoczynek:

Kolejno pojechaliśmy po bilety na dworzec i na plaże:

Mimo nie sprzyjającej pogody kąpieli w Bałtyku nie mogło zabraknąć:

Nie mogło zabraknąć również wspólnego zdjęcia nad wodą:

Jak każdy dobrze wie, po kąpieli człowiek głodnieje. Tak więc udaliśmy się do naszej sprawdzonej smażalni, gdzie już od paru lat jeździmy:

Po zjedzeniu dobrej rybki zazwyczaj jechaliśmy na plażę. Tym razem warunki pogodowe nie pozwoliły nam na plażowanie, więc pojechaliśmy na deser. Niestety nie mam zdjęcia gofra, musicie mi uwierzyć na słowo, że wyglądał wspaniale. Po deserze pojechaliśmy do sklepu po ,,prowiant" do pociągu i udaliśmy się na dworzec. Podróż powrotna do domu jak zawsze przyjemna. Jest z kim pogadać(zawsze są to jacyś rowerzyści) można się chwile zdrzemnąć czy ma się czas na rozmyślenia:

W Poznaniu z dworca odbiera nas moja narzeczona, która zabiera nas i mój ojciec który zabiera rowery.

Dzięki panowie za wyjazd w tych trudnych warunkach. Do następnego! 

Poznań-Kołobrzeg w jedną noc.

Piątek, 15 maja 2015 | dodano:04.06.2015Kategoria 200-300km, TCT, Ze zdjęciami, Poznań-Kołobrzeg!
Km:295.81Km teren:0.00 Czas:12:04km/h:24.51
Pr. maks.:60.65Temperatura:12.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
Zastanawiam się czy by nie zrobić nowej kategorii na blogu: Poznań - Kołobrzeg. W końcu jest to nasza etatowa trasa, którą przynajmniej raz w roku przejadę jak nie więcej. To wcale nie był by taki głupi pomysł. Kwestia przemyślenia. Tymczasem kilka słów o samej wycieczce...

W tym roku wyjechaliśmy dosyć wcześnie i nie chodzi mi tu o godzinę jak o datę. Ruszamy już 15 maja. Na starcie pojawia się 12 ochotników. Nie mogło by zabraknąć wspólnego zdjęcia:

Z lekkim poślizgiem ruszamy w kierunku Szamotuł. W tym roku nie popełniamy błędu z zeszłego i ruszamy drogą wojewódzką zamiast bocznymi, które mają pełno dziur. Widać różnicę wyjazdu prawie miesiąc wcześniej. Już przed Szamotułami widać po woli zachodzące słońce:

W zeszłym roku taki widok obserwowaliśmy za Szamotułami. Oczywiście nie mogło zabraknąć tradycyjnej przerwy pod biedrą na nocne zakupy:

Po zakupach i spakowaniu się ruszamy w kierunku Czarnkowa. Zrobiło już się ciemno. Jeszcze przed Obrzyckiej 3minutowa sik-pauza. Lampki poszły w ruch i jedziemy dalej:

Robi się coraz zimniej. Postanowiliśmy nie robić przerwy w Czarnkowie tradycyjnie koło mostu tylko zaraz na początku na stacji benzynowej. Zawsze można się trochę ogrzać i zjeść ciepłego Hot-Doga lub wypić kawę. Także tutaj każdy ubiera praktycznie wszytko co ma. Temperatura już spadła grubo poniżej 10 stopni. Za Notecią spore mgły, przez co odczuwalna temperatura jeszcze mniejsza. W Trzciance nie planujemy przerwy. Jedynie czekamy na resztę grupy bo się trochę poszarpaliśmy. Ja szybko korzystam i robię sik-pauzę. W komplecie ruszamy dalej:

Jazda w lesie z takim oświetleniem jakim dysponowaliśmy to nic strasznego. Jednak, żadne oświetlenie nie zatrzyma wyobraźni, która zaczyna pracować, jak słychać zwierzynę biegnącą w lesie zaraz przy drodze. W taki właśnie warunkach docieramy do województwa Zachodnio-Pomorskiego:

Temperatura nie ,,próżnowała" i cały czas spadała na łeb na szyję:

Plan był dojechać do Wałcza zapytać się czy jest czynna grochówka na trasie. Jednak temperatura wymusiła na nas postój konieczny. Znajdujemy w Wałczu stacje, która jest czynna i gdzie można wejść do środka. Był Orlen, ale nie było Hot-Dog'ów. Na dworze coraz zimniej, a my musimy jechać dalej. Trzeba sobie jakoś dodatkowo radzić:

Na stacji dwóch ochotników rezygnuje z dalszej jazdy i wracają na pociąg. W 10 osób jedziemy dalej w te prawie, że arktyczne warunki. Każdy myślał tylko o ciepłej grochówce, a temperatura dalej spadała:

Robimy chwilową przerwę w lesie czekając na resztą. Jakby ktoś chciał z nami jechać to w tym momencie napiszę dwie rzeczy. Taka temperatura spotkała nas po raz pierwszy wcześniej najzimniej było koło 4-5 stopni. Drugą sprawą jest oświetlenie. Każdy posiada jakąś dobrą lampkę, więc nie ma się o co martwić:

Po za tym takie lampki nie są drogie. Grochówka była całe szczęście czynna. Wchodzimy do środka, a na widok kominka wszystkim pojawia się szczery uśmiech na twarzy. Spędzamy tam dobre 2h. Grochówka się znajduję na początku byłego pasa startowego:

Słońce zaczyna świecić już prawie z pełną mocą, co widać na jeziorach. Widok niesamowity:

Kilka kilometrów dalej mijamy słynny znak. Tak blisko, a jednak tak daleko. Jednak nie ma co narzekać robi się ciepło:

W samym Czaplinku chwilowa przerwa na stacji, aby móc skorzystać z toalety. Chwilę później postanawiamy podzielić się na dwie grupy. Pomysł został zaakceptowany. Grupa szosowa jedzie pierwsza, mamy spotkać się w Białogardzie. Jak wiadomo przed tym mamy drogę 100-zakrętów, gdzie jest cudownie pięknie:

W Białogardzie czekamy za resztą. Szosowcy lecą dalej do Kołobrzegu kupić miedzy innymi bilety. Tam też poczekamy za resztą. Nie mogło oczywiście zabraknąć fotki pod tablicą Kołobrzeg. Ile razy już tam byłem, a ile razy jeszcze tam będę:

Po zakupieniu jedziemy pod latarnie, gdzie spotykamy się z całą ekipą. Zdjęcie muszę wstawić beze mnie. bo oczywiście jak poprosiłem kogoś aby zrobił fotkę to musiał uciąć czubek latarni ech...

Niestety przez mróz w nocy przyjeżdżamy dosyć późno. Nie mamy za dużo czasu więc pierwsze co robimy to uderzamy na rybkę:

Nie mogło oczywiście zabraknąć zbiorowej fotki na plaży! Po raz kolejny udało się!

Taka ciekawostka: mój canyon po raz pierwszy zawitał w Kołobrzegu. Nad morzem był w Świnoujściu w zeszłym roku.

Młody nawet wygrywając zakład wszedł do wody. Temperatura na dworze koło 12 stopni wody poniżej 10, ech czego się nie robi dla piwa :P Tak więc robimy zakupy do pociągu i lecimy na dworzec równo 14.50 wyjeżdżamy do Poznania:

W pociągu świętowania nie mogło zabraknąć. Rekordzista pobił swój rekord o 190km! Da się!

Dzięki panowie za kolejny wspaniały wyjazd. Wszystkich, którzy by chcieli dołączyć zapraszam do śledzenia nas na FB.

Poznań-Kołobrzeg w 13h.

Niedziela, 8 czerwca 2014 | dodano:11.06.2014Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami, TCT, Poznań-Kołobrzeg!
Km:284.07Km teren:0.00 Czas:10:38km/h:26.72
Pr. maks.:64.80Temperatura:25.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Połykacz kilometrów.
I stało się. Śmiało mogę napisać po raz ,,n-ty" dojechałem z Poznania do Kołobrzegu na ,,raz". Tym razem we większej ekipie, naszej ekipie która cały czas się rozwija. Wtrącę tylko wątek o naszym teamie. TCT Poznań rozwijając skrót Travel Cycling Team Poznań. Podróżujemy przede wszystkim rowerem, ale jak przyjdzie zima to pewnie będą też inne wycieczki! Kto żałuję, że znowu go jakaś przygoda ominęła niech polubi nasz ,fanpejdż" i będzie na bieżąco!  Wracając to wycieczki. Rozgłosiliśmy ją naprawdę wszędzie, staraliśmy się, aby do każdego dotarła ta informacja. Tak na miejscu zbiórki w sobotę pojawia się 11 osób i w tym roku po raz pierwszy jedzie z nami dziewczyna. Cieszy nas to bardzo, każdy ma taką moc aby przejechać taką trasę. Wystarczy się za siebie zabrać i jechać z nami. Robimy zbiorowe zdjęcie:
Jedziemy ul. Dąbrowskiego, aby udać się do Kiekrza, niestety silna gruba szosowców gubi się i leci DW do Szamotuł. Reszta ekipy w tym ja lecimy tradycyjnie przez Kiekrz, Rokietnicę, Żydowo, Pamiątkowo. Tak wyglądała nasza wolniejsza ekipa:

W Szamotułach spotykamy się znowu razem. Robimy ostatnie zakupy przed nocką i kierujemy się w na Obrzycko. Przed samym miastem mamy okazję oglądać piękny zachód słońca, którego jak to stwierdzili uczestnicy, nie ujrzymy w Poznaniu miedzy blokami:



Trochę na się ekipa poszarpała, dwóch zawodników swędziała trochę noga i poszli do przodu. Jedziemy dobrze znaną trasą w kierunku Czarnkowa. Zjazd do Czarnkowa jest idealny kto jechał ten wie, kto nie jechał niech pojedzie. Tutaj też pada V-max praktycznie każdego uczestnika wycieczki. W Czarnkowie przerwa na Izobronika, oczywiście nie mogło zabraknąć przerwy na siku. Siedzimy sobie chwile, aż naglę podjeżdża radiowóz godzina koło 23. Krótka dyskusja i po chwili pan policjant robi nam zdjęcie. Niestety nie udane więc nie ma co wstawiać na bs. Już w całkowitych ciemnościach jedziemy w kierunku północnym. W nocy od tyłu wyglądamy mniej więcej tak:


Więc jeśli ktoś używa argumentu nie jadę z wami bo jedziecie w nocy. To nie jest dobry argument. Świecimy się jak choinka w Boże Narodzenie. Jedziemy dobrymi jakościowo drogami wojewódzkimi. Po kilku km docieramy do kolejnego woj:



Po kilku km robimy przerwę na stacji w Wałczu. Oto ona nasza ,,rodzynka" dała radę więc i wy dziewczyny się nie bójcie!


I to jeszcze na rowerze MTB z szerokością opon 2.1. Na konsumpcje jedziemy do parku przy jakieś wieży, gdzie wisi zegar. Przynajmniej widać ile czasu się lenimy zamiast jechać dalej. Kolejne km uciekają po woli widać, gdzie będziemy mogli oglądać wschód słońca. Temperatura taka w sam raz na krótki rękaw i bluzę. Na prawdę nic więcej nie potrzeba jest ciepło. Po pewnym czasie pojawia się tablica Kołobrzeg 100. Z jednej strony cieszy z drugiej ukazuję, że jeszcze trochę jednak zostało:


Mijamy Czaplinek, stajemy dosłownie na chwilę na stacji kupić wodę i jedziemy do Starego Drawska zrobić przerwę odpoczynkową na konsumpcje nie tylko batonów, ale i bułki czy też kotleta. Ruszając mamy okazję oglądać już wschód słońca:
Drogę ostrych zakrętów jak zwykle przejeżdżamy z zachwytem to chyba najładniejszy odcinek na całej trasie! W Połczynie zdrój troszkę dłuższa przerwa, na ciepła herbatę i zimnego izobronika. Jedziemy dalej nadal nie ściągając bluzy, to był błąd. Na górkach przed Białogardem zgrzałem się nie ziemsko było trzeba zrobić krótka nie planowaną przerwę. Te górki dają w kość po tylu km. Jednak satysfakcja, że się jest coraz bliżej jest odwrotnie proporcjonalna do km które zostały do celu. W samym Białogardzie króciutka przerwa na Orlenie. I dłuższa na naprawę dwóch dętek w jednym rowerze. To się nazywa pech dopiero:

Uwaga konkurs! Pytanie brzmi: ,,co chciał powiedzieć Przemo (ten najbardziej po lewej)? " Po naprawię dętek ruszamy już w kierunku Kołobrzegu. Na ostatniej prostej mamy przykry wypadek. Jadąca pani samochodem zahacza jednego z uczestników lusterkiem. Jednak po takim dystansie nogi już ma tytanowe i lusterko całe się roztrzaskało, a koledze nic się nie stało. Na ostatnim odcinku odcinam się od reszty z kolegą na szosie i równym tempem po 33km/h docieramy do Kołobrzegu. Nie mogło zabraknąć zbiorowej fotki:

Potem jedziemy kupić bilety do domu. Następnie jedziemy na ciepłą rybkę, niestety zdjęć nie zrobiłem. Udajemy się po browarki na zakwasy i na plażowanie nad Polskim morzem:


Pokaźna grupa na która, chyba każdy zwrócił uwagę. Po kąpieli spożyciu napojów przeciw za-kwasowych udajemy się do pociągu. Z wejściem do pociągu nie było problemów. Z załadowaniem też nie, nawet z konduktorem nie było więc cała podróż była jak najbardziej OK:


W domu jesteśmy po 20. Tym razem odbiera mnie dziewczyna z dworca. Nie jadę sam do domu a tak to by było ponad 300 :)

Dziękuję każdemu za wspólne kręcenie za wspólne spełnienia marzeń za wspólne przeżywanie takich przygód. Jeszcze raz gratulację dla Kasi, że dała z nami radę. Trzeba podziwiać ją nie tylko za dystans, ale że się wybrała z 10 nieznanymi facetami. Do odważnych świat należy. pozdROWER!  

Poznań Kołobrzeg po raz 3. Na pewno nie ostatni!

Sobota, 18 maja 2013 | dodano:28.05.2013Kategoria 300-400km, Ze zdjęciami, Poznań-Kołobrzeg!
Km:303.93Km teren:0.00 Czas:11:17km/h:26.94
Pr. maks.:59.90Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Po raz 3 wybrałem się rowerem z Poznania do Kołobrzegu. Tak sama jak w zeszłym roku udaje się nam zebrać dużą ekipę. info tradycyjnie wrzucone na forum rowerowe. Zrobiłem wydarzenie na fb na profilu tego rocznej wyprawy rowerowej. Tym sposobem na miejsce startu przyjechało 6 śmiałków. Ruszamy kilka min po 19 jako cel obieramy sobie Szamotuły. Droga do Szamotuł (ta boczna oczywiście) jest mało uczęszczana przez samochody więc można bez problemów zająć całą szerokość pasa:


W Szamotułach oczywiście robimy przerwę przy biedronce aby uzupełnić zapasy na zbliżającą się noc. Ruszamy czym prędzej. Meszki oraz komary nie chcą abyśmy tam długo odpoczywali. Kolejnym naszym celem jest Czarnków. Droga dobrze znana prowadzę razem z Przemkiem cały peleton. Kilka kilometrów za Obrzyckiem zaczyna robić się ciemno. Przerwa na założenie kamizelek:



Do Czarnkowa dojeżdżamy bez problemów. Na zjeździe przed miastem bije rekord prędkości. Mijamy miasto sprawnie, aby tradycyjnie zrobić przerwę na kolacje przy moście nad Notecią:


Całę szczęście noc była ciepła więc nie było trzeba się ubierać. Po za tym prędkości które osiągaliśmy wymagały wysiłku, więc szybko się rozgrzewaliśmy. Jedziemy ciemnym lasem wspominając zeszłoroczną kraksę. Liczymy, że ten las nie jest przeklęty i tym razem nic się nie stanie. Kilka set metrów dalej Tomek łapie laczka. Jednak wymiana trwa mniej niż 10 min i ruszamy dalej, aby wyjechać z Wielkopolski:


Po kilku podjazdach i zjazdach docieramy do Wałcza, gdzie w parku tak samo jak w zeszłym roku robimy przerwę na śniadanie. Wtedy to mogło być śniadanie było koło 3.30 tym razem jesteśmy tam dobre 3h wcześniej. Następnym ważnym punktem naszego wyjazdu jest tablica ,,Kołobrzeg 100"


Docieramy do niego z utęsknieniem. Noc nie była długa, ale z każda chwilą jazdy w ciemnościach nasze morale spadają. Całe szczęście już kilka kilometrów za Czaplinkiem podczas jednej z przerw widać, że zaraz nastanie dzień i to bardzo pogodny dzień:


Jazda słynną drogą ,,stu zakrętów" (chyba tak to się nazywa) podziwiamy przepiękne krajobrazy i czujemy się trochę jakbyśmy w góry jechali. W Połczynie Zdrój trafiamy o 4 rano spotykamy tam naćpanego człowieczka, który proponuję nam każdy rodzaj ,,wzmacniaczy" na których on chodzi od kilku dni. Oczywiście rezygnujemy. Do Białogardu nasz peleton trochę się porozrywał. Każdy jechał swoim tempem. Jednak w samym Białogardzie robi się już całkowicie jasno:


Morale się poprawiają i razem ruszamy zdobyć Kołobrzeg. Docieram jako 2 do Kołobrzegu przegrywając minimalnie z Topą. Wszyscy dojechali:


W samym Kołobrzegu jedziemy na dworzec. Usnąłem po 3 min siedząc na ławce. Kupiliśmy bilety pojechaliśmy po zwycięskie piwo i ruszamy na plażę. Piękne słońce pozwala na upragniony odpoczynek. Nogi i tyłek odpoczęły teraz przyszedł czas na napełnienie brzuchów:


Takiej porcji ryby dawno nie dostałem. Po najedzeniu się ruszamy na jeszcze jedno piwko na plaże. Być nad morzem i nie wykąpać się nie nie możliwe. Chociaż woda miała z kilkanaście stopni i tak wskakujemy aby się ,,popluskać". O 14 ruszamy do sklepu po ,,prowiant" do pociągu i o 14.20 ruszamy do Poznania. Podróż nie była zła. Ja osobiście lubię jeździć PKP. Pełen relaks:


Na dworcu w Poznaniu lądujemy kilka min przed 20. Żegnamy się i jedziemy do domu. Do Głuchowa docieram jeszcze przed zachodem słońca:



Dzięki panowie za wyjazd. Liczą, że w czerwcu uda nam się zdobyć Hel. Pozdrawiam.

Poznań Kołobrzeg po raz 2, tym razem 17h :)

Sobota, 23 czerwca 2012 | dodano:27.06.2012Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami, Poznań-Kołobrzeg!
Km:287.70Km teren:0.00 Czas:11:54km/h:24.18
Pr. maks.:62.80Temperatura:20.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
W końcu nadszedł ten dzień, aby udać się znów do Kołobrzegu rowerem. Tym razem chciałem, aby jechało nas jak najwięcej. Zebrałem grupę znajomych dałem info na forum rowerowe.org. W końcu w piątek o godzinie 19 pod moim technikum zebrała nas się równa dziesiątka:


Dokładnie o 19.15 ruszamy w kierunku Szamotuł. Po drodze oprócz dziurawej drogi nic innego nie było. Z racji tego, że ja z Mariuszem jechaliśmy na szosach cały czas prowadziliśmy. Prędkość oscylowała około 30km/h. Tak szybkim tempem docieramy do Szamotuł, gdzie jedziemy do Biedronki.Udało nam się, ponieważ byliśmy 15 min przed zamknięciem. Każdy kupił wodę i jedzonko na noc i ruszyliśmy dalej na Czarnków. W miedzy czasie przyszedł i zachód słońca:


W końcu nadeszła noc. Samochody nadjeżdżające z naprzeciwka musiały mieć fajny widok. Jechało się bardzo przyjemnie. Asfalt na tym odcinku był dobry. Przez sam Czarnków przejeżdżamy sprawnie. Zatrzymujemy się przy moście na siku oraz zamianę ubrania na cieplejsze:


Ja sam jadę tylko w koszulce i rękawkach. Jedziemy dobrym tempem robiąc co jakiś czas zmiany. Asfalt też dobry nic tylko jechać. Jadę 3 w rzędzie i nagle Mariusz, który jechał przede mną leży na ziemi, dużo czasu nie minęło i ja leżę koło niego. Jeszcze wywalili sie Robert I Bartek. Szybko zeszliśmy na pobocze. Mi się praktycznie nic nie stało, przetarłem lekko biodro jedynie. Mariusz z rozciętym łukiem brwiowym trafił do szpitala przy pomocy ludzi którzy się zatrzymali. My w 9 jedziemy dalej . Po jakiś 10km zrzucam łańcuch na najmniejsze przełożenie i trzask prach i przerzutka wylądowała na ramie. Wyrwało ja razem z hakiem. Przy pomocy Mateusza szybko demontujemy przerzuteczkę skracamy łańcuch i tak od 150km jadę tylko na jednym przełożeniu. W miedzy czasie zakładam bluzę. W Wałczu odwiedzamy Mariusza w szpitalu, a Robert zauważa, że nie ma komórki. Cała ekpia wraca się do centrum Wałcza na odpoczynek . Udaje mu się znaleźć komórkę i o 3.30 wyjeżdżamy za Wałcza:

Juz po kilkunastu minutach zaczyna się robić jasno. My docieramy do awaryjnego pasa:



Długo nie musieliśmy czekać, aż słońce zaczyna nas przygrzewać:


W nogach mamy już około 180km, a przed nami ukazuję sie ten o to znamy mi znak:


Pojechaliśmy jeszcze trochę i zrobiliśmy przerwę na śniadanko, widoki mieliśmy przednie:


Dalsza droga to walka z wiatrem i podjazdami. Widoki na tym odcinku są na prawdę piękne. Duże zmęczenie nie pozwala do końca cieszyć się widoczkami. Następna przerwa w Połczynie w sklepie. Dalej to juz mozolne nabijanie kilometrów, aby jak najszybciej dojechać do Kołobrzegu. W Białogardzie przerwa na założenie słuchawek złożenie ekipy w jedno miejsce i jedziemy dalej. Przed ostania prostą robimy przerwę, aby cos zjeść. Po 10 może 15 min ruszamy na ostania prostą:



W końcu po niecałych 17h dojeżdżamy do Kołobrzegu:


Jesteśmy o 12 na dworcu kolejowym, gdzie kupujemy bilety powrotne. Później udajemy sie na długo oczekiwaną rybę. Po zjedzeniu takiej sobie rybki idziemy na plaże. Tylko nie liczni udają sie wykąpać w zimnym morzu:


O 14 wracamy w kierunku dworca. Robimy zakupy na drogę powrotną i wsiadamy do zatłoczonego pociągu. Po sprawdzeniu biletów każdy wyjmuję izobronika w celu świętowania wspólnego sukcesu. Po czym udajemy się spać:

Ja:





Nie będę się rozpisywał w podsumowaniu. Napiszę tylko, że dziękuję każdemu za wyjazd. Problemy techniczne zawszę są raz mniejsze raz większe. Mama nadzieję, że następnym razem dojedziemy wszyscy!

DZIĘKI!

Poznań-> Kołobrzeg :D Rekord pobity...

Wtorek, 4 sierpnia 2009 | dodano:06.08.2009Kategoria Poznań-Kołobrzeg!
Km:273.00Km teren:0.00 Czas:11:12km/h:24.38
Pr. maks.:54.60Temperatura:20.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Pomysł urodził się w tym roku po przeczytaniu relacji z bloga kol. Jacka, a później kol. Maksa. Początkowo mieliśmy pojechać na 1 dzień i wrócić pociągiem o 22.30, ale postanowiliśmy, że pojedziemy na 2 dni. Wyjazd początkowo zaplanowany na 22.00, ale wyjechaliśmy o 3 rano. No ale do trasy....

Ekipa Mateusz (Szczesny) i Mateusz (Jarzyna) oraz Ja :D

Godzina 2.10 Słyszymy dźwięk budzików wstajemy szykujemy się i o godzinie 3 z minutami ruszamy w drogę. Oczywiście jeszcze fotka:


Jedzie nam się bardzo dobrze, ciemno prawie żadnych samochodów i nawet ciepło jak na tą godzinę :D W Suchym Lesie robimy 1 przerwę:

Wyjeżdżamy z Suchego Lasu nie ma żadnych świateł oświetlające drogę, wiec możemy liczyć tylko na własne lampki. W miedzy czasie robimy przerwę, gdyż zaczyna padać deszcz i Jarzyna musi założyć kurtkę. Kierujemy się dalej na Oborniki, gdzie po przejechaniu miasta robimy sobie przerwę śniadaniową, robi się już jasno:

Kierujemy się dalej w stronę Czarnkowa, po drodze robiąc przerwę na której zauważamy ,że Jarzynie leci powietrze z dętki. Jeszcze pełni sił zmieniamy dętkę i jedziemy dalej. Ja zauważam, że mam mało powietrza w przednim kole więc pompuje dętkę i po chwili docieramy do Czarnkowa. Robimy 2 dłuższa przerwę na śniadanie i jedziemy dalej po chwili naszym oczom okazuje się most nad Notecią:



W Trzciance wjeżdżając na parking do biedronki Jarzyna ostro hamuje(aby we mnie nie wyjechać nie wyciągnąłem reki jak skręcałem ;p i mu się blokuje tylni hamulec. Robimy zakupy w biedronce, naprawiamy hamulec, a ja pompuje dętkę i Jarzynie też znowu schodzi powietrze na szczęście powoli. Wyjeżdżając z Trzcianki Szczesnemu odpina się bagaż kolejne 15 min straty :( Po napompowaniu jedziemy dalej na Wałcz. Po drodze zatrzymujemy się parę razy aby napompować dętki oraz wjeżdżamy na teren województwa Zachodnio Pomorskiego:


Około 10 km przed Wałczem łatamy moja dętkę, gdyż już wcale nie trzyma powietrza:

Za Wałczem robimy następną przerwę na większy posiłek i jedziemy dalej w droga nr 163 mamy na liczniku około 160km, a zza zakrętu wyłania się znak:



W Czaplinku robimy zakupy i jedziemy dalej (w tym momencie mnie łapie kryzys:( ) na Połczyn Zdrój po drodze mijając zamek:


oraz piękne widoki:



Dojeżdżamy do Połczyna kryzys już mi miną, robimy przerwę pod biedronka na większy posiłek. No i jedziemy dalej:


Docieramy do Białogardu jeszcze około 30km, a mu już zmęczeni ;p
Około 15 km przed Kołobrzegiem jesteśmy zmuszeni załatać dętkę Jarzynie bo nie ma sensu pompować co 2 km. W końcu docieramy do naszego celu dzisiejszego dnia jak i tegorocznego sezonu:


Później szybko do portu zrobić fotkę latarni:


oraz Bałtyku:


Później już prowadziliśmy rowery do ośrodka gdyż Jarzyna miał ,,flaka" :(



Wyjazd w 100 % udany chociaż z przygodami. Wielkie Dzięki Panowie za WYJAZD. Za rok jeszcze raz mam nadzieje...

Dzień następny ->

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Roadlite 7836 km
Canyon AL 6.0 834 km
Komunijny :)
Kellys Magic 31165 km
Połykacz kilometrów. 1710 km

szukaj

archiwum