blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(26)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sq3mko.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:694.30 km (w terenie 40.00 km; 5.76%)
Czas w ruchu:30:31
Średnia prędkość:22.75 km/h
Maksymalna prędkość:59.90 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:138.86 km i 6h 06m
Więcej statystyk

Nad morze! Dzień drugi :)

Piątek, 31 maja 2013 | dodano:05.06.2013Kategoria 100-200km, Czerwcówka 2013, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:109.92Km teren:0.00 Czas:06:15km/h:17.59
Pr. maks.:45.50Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Dzień drugi wita nas pięknym słońcem. Budzimy się koło 7 jednak mały leń nie pozwala nam od razu wstać. Pakować zaczynamy się po 8. Przy takiej pogodzie idzie to całkiem sprawnie:


Po kilku początkowych kilometrach zastajemy przeteleportowani przez morze Bałtyckie i trafiamy do Szwecji :P



Znów teleport i jesteśmy na drodze do Kłomina. Chwilę przed goni nas cała plaga zmutowanych końskich much. W końcu udaje nam się udziec i trafiamy do miasta duchów:



Tam też robimy przerwę na śniadanie. Pyszne bułeczki z serkiem i pomidorem. Kilka kilometrów dalej zatrzymujemy się w sklepie aby uzupełnić picie. Spotykamy tam dużą grupę rowerzystów. Oni chyba nie planują za daleko jeszcze tego dnia dojechać. Otwierali już 3 piwko :) My ruszamy w stronę Bornego Sulinowa. Tam przerwa na lodzika i sok pomidorowy i oglądanie burzowych chmur. Całe szczęście przeszły bokiem. Na wyjeździe z miasta znajduję się cmentarz radziecki:




Szybka fotka i lecimy dalej. Dojeżdżamy do DK 20 aby udać się w stronę Czaplinka. Jednak po chwili odbijamy na mniej uczęszczane drogi. Tymi właśnie drogami uciekaliśmy przed chmurami:




Udało się uciekliśmy. Przerwę robimy sobie w Barwicach pod Biedronką. Tam też spożywamy dobre bułeczki:






Słoneczko pięknie świeciło. Najedzeni ruszamy dalej. Naszym oczom ukazuję się mało optymistyczny widok:

Tak znowu zaczęło padać, niestety zanim dojechaliśmy na przystanek udało nam się trochę zmoknąć. Siedzieliśmy tam z dobre półtorej godziny. W końcu przestało lać lekko kropiło. Podjęliśmy decyzję jechać dalej.Po zaledwie 1km zaczęło lać, nie mieliśmy wyboru było trzeba jechać:





Następny przystanek był dla nas upragnionym odpoczynkiem. Minusem tego odpoczynku był coraz bardziej padający deszcz. Tak lało przez dobre 2 godziny:



Z przystanku ruszamy dopiero o 21.45 W końcu przestało padać. W Tychowie robimy zakupy na kolacje. Kupujemy litr mleka i płatki. Ruszamy już w totalnych ciemnościach za miasto. Do Koszalina zostaje nam 32 km, dzisiaj udaje nam się przejechać z 3km, aby znaleźć w miarę porządne miejsce na spanie. Rozbijamy sprawnie namiot, udaje nam się nic nie zgubić ładujemy się do namiotu. Mimo później pory postanawiamy ugotować kubek na ,,Gorący Kubek":




Płatki i mleko będą na śniadanie :)

Nad morze! Dzień pierwszy :)

Czwartek, 30 maja 2013 | dodano:05.06.2013Kategoria 100-200km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami, Czerwcówka 2013
Km:142.58Km teren:0.00 Czas:06:21km/h:22.45
Pr. maks.:40.90Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Od pojawienia się pomysłu do wykonania go nie minęło dużo czasu. Jakieś 2 tygodnie przed postanowiliśmy razem z Martą wykorzystać ten długi weekend. Pomyślałem aby wyjechać nad morze. Marta bez wahania się zgodziła.
Pierwszy termin wyjazdu to środa po południu zaraz po zajęciach. Jednak spore problemy z rowerami ( o tym kiedy indziej) oraz zła pogoda uniemożliwia nam wyjazd w środę. W czwartek rano idziemy do Kościoła na 7.30 wracamy pakujemy resztę rzeczy i parę min po 9 ruszamy w drogę:



Z racji na wolny dzień umawiam się z Bartkiem aby kawałek nam potowarzyszył. Spotykamy się na trasie wojewódzkiej do Szamotuł. Ruch na drodze znikomy jedziemy całą szerokością pasa swobodnie sobie rozmawiając. W miedzy czasie robimy ,,sik-pauze"




Tym właśnie sprzętem mam zamiar dojechać nad morze:


Do Szamotuł docieramy bardzo szybko. Tam robimy też przerwę na śniadanie. Niestety Bartek musi nas opuścić. Jedzie grillować do Pobiedzisk. Robimy wspólną fotkę i żegnamy się z Bartkiem:



My natomiast ruszamy dobrze mi znaną trasą na Czarnków. Jechałem tam chociaż by półtora tygodnia temu kiedy to razem z ekipą z forum i znajomymi zdobyliśmy Kołobrzeg w jedną noc. Tutaj link ---> TO TU! :) Trasa do Czarnkowa to sama przyjemność:





Jednak najlepszy jest sam zjazd przed Czarnkowem. Dosłownie jak w górach piękna sprawa. W samym mieście robimy przerwę na 2 śniadanie mamy już około 80km w nogach. Jeść trzeba! Jako miejsce odpoczynku wybieramy park gdzie stoi czołg T-34:





Mijamy Noteć i po kilku km wjeżdżamy do ,,przeklętego lasu". Dlaczego przeklętego? Hmm... Pewnie tak go nazwałem bo jadąc tam rok temu, kolega miał wypadek rozbił głowę przez co nie dojechał nad morze. Jadąc tam w tym roku łapiemy laczka. Gdy my z Martą jechaliśmy przez ten las zaczęło padać. Tak, zaczęło początkowo nie było źle. Kropiło sobie tylko. Tak też wjeżdżamy do woj. Zachodnio-Pomorskiego:



Jednak kilka kilometrów dalej rozpadało się na dobre. W solidnym deszczu docieramy do Wałcza, gdzie wjeżdżamy na stację benzynową. To właśnie tam spędzamy najbliższe prawie 2 godziny. Traciliśmy nadzieję, że przestanie padać. Szukaliśmy planu B. Jednym z planów było rozbicie się za stacją. W końcu przestało lać i grzmieć. Z uśmiechami na twarzy wyjeżdżamy z Wałcza:




Kilka km za rozbijamy namiot. Miejsce idealne, gdyż na dużej ilości mchu śpi się bardzo wygodnie. Nie mamy już sił na gotowanie czegokolwiek także po kilku minutach zasypiamy w naszym ciepłym przenośnym domku :)

Poznań Kołobrzeg po raz 3. Na pewno nie ostatni!

Sobota, 18 maja 2013 | dodano:28.05.2013Kategoria 300-400km, Ze zdjęciami, Poznań-Kołobrzeg!
Km:303.93Km teren:0.00 Czas:11:17km/h:26.94
Pr. maks.:59.90Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Po raz 3 wybrałem się rowerem z Poznania do Kołobrzegu. Tak sama jak w zeszłym roku udaje się nam zebrać dużą ekipę. info tradycyjnie wrzucone na forum rowerowe. Zrobiłem wydarzenie na fb na profilu tego rocznej wyprawy rowerowej. Tym sposobem na miejsce startu przyjechało 6 śmiałków. Ruszamy kilka min po 19 jako cel obieramy sobie Szamotuły. Droga do Szamotuł (ta boczna oczywiście) jest mało uczęszczana przez samochody więc można bez problemów zająć całą szerokość pasa:


W Szamotułach oczywiście robimy przerwę przy biedronce aby uzupełnić zapasy na zbliżającą się noc. Ruszamy czym prędzej. Meszki oraz komary nie chcą abyśmy tam długo odpoczywali. Kolejnym naszym celem jest Czarnków. Droga dobrze znana prowadzę razem z Przemkiem cały peleton. Kilka kilometrów za Obrzyckiem zaczyna robić się ciemno. Przerwa na założenie kamizelek:



Do Czarnkowa dojeżdżamy bez problemów. Na zjeździe przed miastem bije rekord prędkości. Mijamy miasto sprawnie, aby tradycyjnie zrobić przerwę na kolacje przy moście nad Notecią:


Całę szczęście noc była ciepła więc nie było trzeba się ubierać. Po za tym prędkości które osiągaliśmy wymagały wysiłku, więc szybko się rozgrzewaliśmy. Jedziemy ciemnym lasem wspominając zeszłoroczną kraksę. Liczymy, że ten las nie jest przeklęty i tym razem nic się nie stanie. Kilka set metrów dalej Tomek łapie laczka. Jednak wymiana trwa mniej niż 10 min i ruszamy dalej, aby wyjechać z Wielkopolski:


Po kilku podjazdach i zjazdach docieramy do Wałcza, gdzie w parku tak samo jak w zeszłym roku robimy przerwę na śniadanie. Wtedy to mogło być śniadanie było koło 3.30 tym razem jesteśmy tam dobre 3h wcześniej. Następnym ważnym punktem naszego wyjazdu jest tablica ,,Kołobrzeg 100"


Docieramy do niego z utęsknieniem. Noc nie była długa, ale z każda chwilą jazdy w ciemnościach nasze morale spadają. Całe szczęście już kilka kilometrów za Czaplinkiem podczas jednej z przerw widać, że zaraz nastanie dzień i to bardzo pogodny dzień:


Jazda słynną drogą ,,stu zakrętów" (chyba tak to się nazywa) podziwiamy przepiękne krajobrazy i czujemy się trochę jakbyśmy w góry jechali. W Połczynie Zdrój trafiamy o 4 rano spotykamy tam naćpanego człowieczka, który proponuję nam każdy rodzaj ,,wzmacniaczy" na których on chodzi od kilku dni. Oczywiście rezygnujemy. Do Białogardu nasz peleton trochę się porozrywał. Każdy jechał swoim tempem. Jednak w samym Białogardzie robi się już całkowicie jasno:


Morale się poprawiają i razem ruszamy zdobyć Kołobrzeg. Docieram jako 2 do Kołobrzegu przegrywając minimalnie z Topą. Wszyscy dojechali:


W samym Kołobrzegu jedziemy na dworzec. Usnąłem po 3 min siedząc na ławce. Kupiliśmy bilety pojechaliśmy po zwycięskie piwo i ruszamy na plażę. Piękne słońce pozwala na upragniony odpoczynek. Nogi i tyłek odpoczęły teraz przyszedł czas na napełnienie brzuchów:


Takiej porcji ryby dawno nie dostałem. Po najedzeniu się ruszamy na jeszcze jedno piwko na plaże. Być nad morzem i nie wykąpać się nie nie możliwe. Chociaż woda miała z kilkanaście stopni i tak wskakujemy aby się ,,popluskać". O 14 ruszamy do sklepu po ,,prowiant" do pociągu i o 14.20 ruszamy do Poznania. Podróż nie była zła. Ja osobiście lubię jeździć PKP. Pełen relaks:


Na dworcu w Poznaniu lądujemy kilka min przed 20. Żegnamy się i jedziemy do domu. Do Głuchowa docieram jeszcze przed zachodem słońca:



Dzięki panowie za wyjazd. Liczą, że w czerwcu uda nam się zdobyć Hel. Pozdrawiam.

Do kochanego WPN-u z kochaną osobą!

Wtorek, 14 maja 2013 | dodano:28.05.2013Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:28.13Km teren:15.00 Czas:01:26km/h:19.62
Pr. maks.:37.50Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Trochę wolnego i już rzucam propozycję na krótką wycieczkę rowerową. Marta bez większych zastanowień się godzi. Spotykamy się w Luboniu przy straży pożarnej i już w 2 ruszamy do WPN-u przez Wiry. Piękna zieleń w WPN pozwala odetchnąć. Docieramy do j.Jarosławieckiego. Tam przerwa:





Ja się wdrapuję na drzewo. Z tego drzewa są 3 warianty skoku do jeziora. Jednego jeszcze nie próbowałem (boję się :P )



Z racji na czas musieliśmy uciekać do domu. Wracamy przez Rosnówko i dalej polnymi drogami w około których rośnie masa rzepaku:



W domu jem szybki obiadek i lecę do pracy już samochodem.

Dzięki kotek za przyjemnie spędzone prawie 2h :*

Pierwszy maja. Oczywiście rowerowo!

Środa, 1 maja 2013 | dodano:24.05.2013Kategoria 100-200km, Ze zdjęciami, Z moją piękną!
Km:109.74Km teren:25.00 Czas:05:12km/h:21.10
Pr. maks.:50.30Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Takie wyjazdy zawsze cieszą, kiedy na rower da się wyciągnąć osoby które tak często nie jeżdżą. Mam tu na myśli kuzyna z żoną.
Miejsce spotkania: źródełko nad Maltą.
Cel: Pojechanie do Pobiedzisz odwiedzając park linowy w Kobylnicy.
Uczestnicy: Agata, Mikołaj, Marta oraz ja!

Parę min po 9 startuję z domu. Zasadniczo dawno nie jechałem na MTB, dziwnie mi się jedzie. Jakoś tak wolniej. Docieram do Marty kilka min przed 10 i ruszamy w kierunku Malty. Docieramy ,,bardziej po niż przed" tak jak było to ustalone z Mikołajem. Łyk wody i już w 4 ruszamy szlakiem znanym mi dobrze w stronę Pobiedzisk. Górki pagórki mijamy sprawnie, niespodziankę (schody) na szlaku, znaną pewnie każdemu kto chociaż raz miał okazję startować w maratonie też mijamy sprawnie. W pewnym momencie przypomniało mi się, iż nie mamy zbiorowej fotki. Oto i ona:





Parę km dalej przerwa na dwa trzy łyki wody oraz wciągnięcie jakiegoś batona. Jadąc tak szybko minęliśmy zjazd na Kobylnicę i dopiero w Uzarzewie wjeżdżamy na DK5 wracając się nią kilka km do parku linowego :)
Docieramy na miejsce kilka min przed otwarciem. Mamy zatem czas na wybranie trasy. Zdecydowaliśmy się na tą najwyższą. Równo o 12 idziemy kupić bilety. Zapytaliśmy się o możliwe miejsce przypięcia rowerów dostajemy klucz od bufetu, gdzie bezpiecznie chowamy swoje rowery. Szybki kurs obsługi linek i już jesteśmy na pierwszej przeszkodzie:




Jednak, aby ją pokonać było trzeba się po linkach w drapać na naprawdę dużą wysokość. Było to około 10-12 metrów nad ziemią. Nie mając lęku wysokości miejscami się bałem:





Pokonujemy całą trasę. Okazało się, iż była ona zaplanowana na jakieś 2h my szliśmy prawie 4 :P ale co tam mieliśmy czas. Na koniec czekał nas kilkuset metrowy zjazd tyrolką. Po zrzuceniu zabezpieczeń z siebie wracamy na trasę szlaku do Pobiedzisk. Humory dopisują, pogoda też nie najgorsza:




Dojeżdżając do Pobiedzisk wyszło już w pełni słońce. To było to miejsce, gdzie trzeba znów walnąć sobie zbiorową fotkę :)


W samych Pobiedziskach odwiedzamy wuja, jemy dwie pizze 50cm. Jemy ale nie dojadamy przeceniliśmy swoje możliwości :P Objedzeni wracamy do domu. Tradycyjnie już szosą. Marta narzuca takie tempo, że prędkość nie spadała poniżej 30km/h. Wiem wiem miałem iść na 22.30 do pracy, ale żeby aż tak gnać :P Koło Starego Rynku rozdzielamy się z Mikołajem i Agatą. Jadę odwieź Martę do domu chwilę sobie jeszcze rozmawiamy i wracam do domu aby zdążyć do pracy.

Dzięki wam kochani za tą piękną wycieczkę. Jak tylko przyjadą wakacje będę was coraz częściej wyciągał :)

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Roadlite 7836 km
Canyon AL 6.0 834 km
Komunijny :)
Kellys Magic 31165 km
Połykacz kilometrów. 1710 km

szukaj

archiwum