Pierwszy maja. Oczywiście rowerowo!
Środa, 1 maja 2013 | dodano:24.05.2013Kategoria 100-200km, Ze zdjęciami, Z moją piękną!
Km: | 109.74 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 05:12 | km/h: | 21.10 |
Pr. maks.: | 50.30 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Takie wyjazdy zawsze cieszą, kiedy na rower da się wyciągnąć osoby które tak często nie jeżdżą. Mam tu na myśli kuzyna z żoną.
Miejsce spotkania: źródełko nad Maltą.
Cel: Pojechanie do Pobiedzisz odwiedzając park linowy w Kobylnicy.
Uczestnicy: Agata, Mikołaj, Marta oraz ja!
Parę min po 9 startuję z domu. Zasadniczo dawno nie jechałem na MTB, dziwnie mi się jedzie. Jakoś tak wolniej. Docieram do Marty kilka min przed 10 i ruszamy w kierunku Malty. Docieramy ,,bardziej po niż przed" tak jak było to ustalone z Mikołajem. Łyk wody i już w 4 ruszamy szlakiem znanym mi dobrze w stronę Pobiedzisk. Górki pagórki mijamy sprawnie, niespodziankę (schody) na szlaku, znaną pewnie każdemu kto chociaż raz miał okazję startować w maratonie też mijamy sprawnie. W pewnym momencie przypomniało mi się, iż nie mamy zbiorowej fotki. Oto i ona:
Parę km dalej przerwa na dwa trzy łyki wody oraz wciągnięcie jakiegoś batona. Jadąc tak szybko minęliśmy zjazd na Kobylnicę i dopiero w Uzarzewie wjeżdżamy na DK5 wracając się nią kilka km do parku linowego :)
Docieramy na miejsce kilka min przed otwarciem. Mamy zatem czas na wybranie trasy. Zdecydowaliśmy się na tą najwyższą. Równo o 12 idziemy kupić bilety. Zapytaliśmy się o możliwe miejsce przypięcia rowerów dostajemy klucz od bufetu, gdzie bezpiecznie chowamy swoje rowery. Szybki kurs obsługi linek i już jesteśmy na pierwszej przeszkodzie:
Jednak, aby ją pokonać było trzeba się po linkach w drapać na naprawdę dużą wysokość. Było to około 10-12 metrów nad ziemią. Nie mając lęku wysokości miejscami się bałem:
Pokonujemy całą trasę. Okazało się, iż była ona zaplanowana na jakieś 2h my szliśmy prawie 4 :P ale co tam mieliśmy czas. Na koniec czekał nas kilkuset metrowy zjazd tyrolką. Po zrzuceniu zabezpieczeń z siebie wracamy na trasę szlaku do Pobiedzisk. Humory dopisują, pogoda też nie najgorsza:
Dojeżdżając do Pobiedzisk wyszło już w pełni słońce. To było to miejsce, gdzie trzeba znów walnąć sobie zbiorową fotkę :)
W samych Pobiedziskach odwiedzamy wuja, jemy dwie pizze 50cm. Jemy ale nie dojadamy przeceniliśmy swoje możliwości :P Objedzeni wracamy do domu. Tradycyjnie już szosą. Marta narzuca takie tempo, że prędkość nie spadała poniżej 30km/h. Wiem wiem miałem iść na 22.30 do pracy, ale żeby aż tak gnać :P Koło Starego Rynku rozdzielamy się z Mikołajem i Agatą. Jadę odwieź Martę do domu chwilę sobie jeszcze rozmawiamy i wracam do domu aby zdążyć do pracy.
Dzięki wam kochani za tą piękną wycieczkę. Jak tylko przyjadą wakacje będę was coraz częściej wyciągał :)
Miejsce spotkania: źródełko nad Maltą.
Cel: Pojechanie do Pobiedzisz odwiedzając park linowy w Kobylnicy.
Uczestnicy: Agata, Mikołaj, Marta oraz ja!
Parę min po 9 startuję z domu. Zasadniczo dawno nie jechałem na MTB, dziwnie mi się jedzie. Jakoś tak wolniej. Docieram do Marty kilka min przed 10 i ruszamy w kierunku Malty. Docieramy ,,bardziej po niż przed" tak jak było to ustalone z Mikołajem. Łyk wody i już w 4 ruszamy szlakiem znanym mi dobrze w stronę Pobiedzisk. Górki pagórki mijamy sprawnie, niespodziankę (schody) na szlaku, znaną pewnie każdemu kto chociaż raz miał okazję startować w maratonie też mijamy sprawnie. W pewnym momencie przypomniało mi się, iż nie mamy zbiorowej fotki. Oto i ona:
Parę km dalej przerwa na dwa trzy łyki wody oraz wciągnięcie jakiegoś batona. Jadąc tak szybko minęliśmy zjazd na Kobylnicę i dopiero w Uzarzewie wjeżdżamy na DK5 wracając się nią kilka km do parku linowego :)
Docieramy na miejsce kilka min przed otwarciem. Mamy zatem czas na wybranie trasy. Zdecydowaliśmy się na tą najwyższą. Równo o 12 idziemy kupić bilety. Zapytaliśmy się o możliwe miejsce przypięcia rowerów dostajemy klucz od bufetu, gdzie bezpiecznie chowamy swoje rowery. Szybki kurs obsługi linek i już jesteśmy na pierwszej przeszkodzie:
Jednak, aby ją pokonać było trzeba się po linkach w drapać na naprawdę dużą wysokość. Było to około 10-12 metrów nad ziemią. Nie mając lęku wysokości miejscami się bałem:
Pokonujemy całą trasę. Okazało się, iż była ona zaplanowana na jakieś 2h my szliśmy prawie 4 :P ale co tam mieliśmy czas. Na koniec czekał nas kilkuset metrowy zjazd tyrolką. Po zrzuceniu zabezpieczeń z siebie wracamy na trasę szlaku do Pobiedzisk. Humory dopisują, pogoda też nie najgorsza:
Dojeżdżając do Pobiedzisk wyszło już w pełni słońce. To było to miejsce, gdzie trzeba znów walnąć sobie zbiorową fotkę :)
W samych Pobiedziskach odwiedzamy wuja, jemy dwie pizze 50cm. Jemy ale nie dojadamy przeceniliśmy swoje możliwości :P Objedzeni wracamy do domu. Tradycyjnie już szosą. Marta narzuca takie tempo, że prędkość nie spadała poniżej 30km/h. Wiem wiem miałem iść na 22.30 do pracy, ale żeby aż tak gnać :P Koło Starego Rynku rozdzielamy się z Mikołajem i Agatą. Jadę odwieź Martę do domu chwilę sobie jeszcze rozmawiamy i wracam do domu aby zdążyć do pracy.
Dzięki wam kochani za tą piękną wycieczkę. Jak tylko przyjadą wakacje będę was coraz częściej wyciągał :)