Wpisy archiwalne w kategorii
z Anią
Dystans całkowity: | 1415.52 km (w terenie 310.00 km; 21.90%) |
Czas w ruchu: | 80:53 |
Średnia prędkość: | 16.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.66 km/h |
Suma podjazdów: | 466 m |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 61.54 km i 3h 40m |
Więcej statystyk |
Terenowo vol.2
Piątek, 17 marca 2017 | dodano:20.03.2017Kategoria 0-50km, z Anią, Z moją piękną!
Km: | 31.70 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 01:48 | km/h: | 17.61 |
Pr. maks.: | 41.40 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W dniu dzisiejszym umówiłem się również z Martą na rower, ale udało się jeszcze wyciągnąć Anie. Początkowo plan był taki aby wyjechać zaraz po mojej pracy (koło 15.20), ale pogoda popsuła nasze plany. Jednak koło 16 przestało padać i szybko padła decyzja: JEDZIEMY! Po Martę wyjechałem koło salonu Renault i razem przez Komorniki, docieramy do Rosnowa gdzie spotykamy się z Anią. Już w trójkę ruszamy w stronę WPN, najpierw przez wieżę widokową później zielonym szlakiem nad Jarosławieckie, dalej przez Trzebaw, leśniczówkę Wypalanki do Chomęcic. Krótko, miło, przyjemnie, a przede wszystkim terenowo. No i nie mógłbym nie wspomnieć o towarzystwie! Dzięki dziewczyny! :)
p.s. widziałem jastrzębia, duuuże stado saren, dzika oraz pełno małych stadek saren!
p.s. widziałem jastrzębia, duuuże stado saren, dzika oraz pełno małych stadek saren!
Nad Maltę.
Sobota, 16 kwietnia 2016 | dodano:07.05.2016Kategoria 0-50km, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 22.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 15.47 |
Pr. maks.: | 27.30 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Nie posiadaliśmy za dużo czasu, tak więc Ania z Michałem przyjechali po nas na Dębiec. Troszkę niestety musieli poczekać, ale w końcu ruszyliśmy. Początkowo nasza trasa wiodła szlakiem nadwarciańskim w stronę polibudy. Tam też próbowaliśmy wjechać na Warto-stradę.
Samą ścieżką rowerową jechaliśmy dosłownie kawałek, bo już po chwili skręciliśmy na Śródkę. Ja chciałem zobaczyć tą słynną pomalowaną ścianę. Rzeczywiście robi wrażenie.
Dalej udaliśmy się nad Maltę gdzie zrobiliśmy kółko po drodze dyskutując. Jedzie się naprawdę przyjemnie mimo wiejącego wiatru. Po zrobieniu nie pełnego okrążenie zrobiliśmy sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie. W końcu udało nam się wyjść w 4 na rower.
Tam też się rozdzieliliśmy. My przez miasto szybko wróciliśmy do domu.
Dzięki wam za wspólną jazdę :)
Samą ścieżką rowerową jechaliśmy dosłownie kawałek, bo już po chwili skręciliśmy na Śródkę. Ja chciałem zobaczyć tą słynną pomalowaną ścianę. Rzeczywiście robi wrażenie.
Dalej udaliśmy się nad Maltę gdzie zrobiliśmy kółko po drodze dyskutując. Jedzie się naprawdę przyjemnie mimo wiejącego wiatru. Po zrobieniu nie pełnego okrążenie zrobiliśmy sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie. W końcu udało nam się wyjść w 4 na rower.
Tam też się rozdzieliliśmy. My przez miasto szybko wróciliśmy do domu.
Dzięki wam za wspólną jazdę :)
Praca. Wycieczka do WPN-u.
Niedziela, 10 maja 2015 | dodano:21.05.2015Kategoria 50-100km, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 72.20 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 03:51 | km/h: | 18.75 |
Pr. maks.: | 43.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzisiaj od rana tradycyjnie do pracy. Piękny wschód słońca dzisiaj wymusił na mnie chwilowy postój i uwiecznienie widoku na zdjęciu:
Dzień w pracy minął naprawdę szybko. Cały czas myślałem o popołudniowym rowerze. W końcu przyszła godzina 14, wskakuje w rowerowe ciuszki i gnam szybko do Marty. Przejazd rowerem przez zawalony Dębiec, coś wspaniałego. Samochody stoją, a ja jadę. U Marty jem obiadek i po 16 ruszamy w kierunku WPN-u. Oczywiście szlakiem nadwarciańskim:
Podczas chwilowej przerwy udało mi się zrobić fajne zdjęcie jaszczurce. Wystarczyło nie ruszać nogami i wcale nie uciekała:
Dalsza droga szlakiem minęła sprawnie. Wyjechaliśmy trochę szybciej. Nie chcieliśmy się spóźnić na umówione spotkanie z Anią i Lotką. W Puszczykowie przy lodach jak zwykle kolejka, jednak idzie sprawnie. Z Martą wybieramy po 2 gałki. Zjedliśmy. Nie są jakieś specjalne te lody. Jadłem lepsze. Po chwili przyjeżdżają dziewczyny, chwila rozmowy i ruszamy w kierunku WPN-u. Na początku wita nas terenowy podjazd żółtym szlakiem. Dalsza droga to fajny single-track:
Wyjeżdżamy na Grajzerówce. Tutaj padła decyzja czy jedziemy w kierunku domu czy jedziemy dalej w ,,las". Decyzja padła na dalszą jazdę. Tak też po chwili jesteśmy koło jeziora Góreckiego. Postanowiliśmy zrobić krótką przerwę na podziwianie widoków:
Kolejny etap dzisiejszej wycieczki to jazd PP. Jadąc dyskutując o rowerach i nie tylko docieramy do Łodzi. Tam na środku skrzyżowania musieliśmy chwile przystanąć, aby podjąć decyzje gdzie jechać dalej. Postanowiliśmy jechać do Trzebawia. W miedzy czasie wyprzedzający nas samochód strasznie nas zakurzył. Było widać, że zrobił to specjalnie. W samym Trzebawiu przerwa pod domem cioci Marty:
Marta odwiedza ciocie na chwilę. Po chwili przerwy ruszamy dalej. Jedziemy jeszcze w kierunku Stęszewa. Niestety nie udało mi się namówić dziewczyn na czekoladę. Zasmucony kieruję się w kierunku domu. Jednak po chwili przepiękny zachód słońca poprawia mi humor. Chyba czekolada nie była tak ważna jak te chwile na świeżym powietrzu:
Po kilku kilometrach lądujemy w Chomęcicach, gdzie żegnamy się z dziewczynami. Ja z Martą ruszamy do Głuchowa. Mimo, iż mojej pani się nie chciało wracać i miała możliwość powrotu do domu samochodem, wraca rowerem. Ja oczywiście jadę ją odprowadzić:
Tradycyjnie w Luboniu się rozstajemy. Szybko wracam po zmroku do domu.
Dzięki wam wszystkim za tą fajną terenową wycieczkę! :)
Dzień w pracy minął naprawdę szybko. Cały czas myślałem o popołudniowym rowerze. W końcu przyszła godzina 14, wskakuje w rowerowe ciuszki i gnam szybko do Marty. Przejazd rowerem przez zawalony Dębiec, coś wspaniałego. Samochody stoją, a ja jadę. U Marty jem obiadek i po 16 ruszamy w kierunku WPN-u. Oczywiście szlakiem nadwarciańskim:
Podczas chwilowej przerwy udało mi się zrobić fajne zdjęcie jaszczurce. Wystarczyło nie ruszać nogami i wcale nie uciekała:
Dalsza droga szlakiem minęła sprawnie. Wyjechaliśmy trochę szybciej. Nie chcieliśmy się spóźnić na umówione spotkanie z Anią i Lotką. W Puszczykowie przy lodach jak zwykle kolejka, jednak idzie sprawnie. Z Martą wybieramy po 2 gałki. Zjedliśmy. Nie są jakieś specjalne te lody. Jadłem lepsze. Po chwili przyjeżdżają dziewczyny, chwila rozmowy i ruszamy w kierunku WPN-u. Na początku wita nas terenowy podjazd żółtym szlakiem. Dalsza droga to fajny single-track:
Wyjeżdżamy na Grajzerówce. Tutaj padła decyzja czy jedziemy w kierunku domu czy jedziemy dalej w ,,las". Decyzja padła na dalszą jazdę. Tak też po chwili jesteśmy koło jeziora Góreckiego. Postanowiliśmy zrobić krótką przerwę na podziwianie widoków:
Kolejny etap dzisiejszej wycieczki to jazd PP. Jadąc dyskutując o rowerach i nie tylko docieramy do Łodzi. Tam na środku skrzyżowania musieliśmy chwile przystanąć, aby podjąć decyzje gdzie jechać dalej. Postanowiliśmy jechać do Trzebawia. W miedzy czasie wyprzedzający nas samochód strasznie nas zakurzył. Było widać, że zrobił to specjalnie. W samym Trzebawiu przerwa pod domem cioci Marty:
Marta odwiedza ciocie na chwilę. Po chwili przerwy ruszamy dalej. Jedziemy jeszcze w kierunku Stęszewa. Niestety nie udało mi się namówić dziewczyn na czekoladę. Zasmucony kieruję się w kierunku domu. Jednak po chwili przepiękny zachód słońca poprawia mi humor. Chyba czekolada nie była tak ważna jak te chwile na świeżym powietrzu:
Po kilku kilometrach lądujemy w Chomęcicach, gdzie żegnamy się z dziewczynami. Ja z Martą ruszamy do Głuchowa. Mimo, iż mojej pani się nie chciało wracać i miała możliwość powrotu do domu samochodem, wraca rowerem. Ja oczywiście jadę ją odprowadzić:
Tradycyjnie w Luboniu się rozstajemy. Szybko wracam po zmroku do domu.
Dzięki wam wszystkim za tą fajną terenową wycieczkę! :)
Na szybko.
Wtorek, 21 kwietnia 2015 | dodano:25.04.2015Kategoria 0-50km, z Anią
Km: | 36.34 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 01:39 | km/h: | 22.02 |
Pr. maks.: | 40.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzisiaj pracę kończyłem o 18, po pracy pojechałem odwiedzić kumpla, ale mimo to udało się Ani i Michałowi namówić mnie na rower. Podjechałem po nich około 19 i razem ruszamy drogą jak najbardziej terenową. Tak też docieramy do Konarzewa odbijamy na Stęszew. Tutaj musieliśmy jechać asfaltem do Trzcielina. Odbijamy do Żarnowca po drodze robię im ładne zdjęcie:
Dojeżdżamy do źródełka szybka przerwa i ruszamy dalej do Dopiewa, aby przez Dopiewiec i Palędzie dojechać do domu.
Dzięki za szybki ,,trening".
Dojeżdżamy do źródełka szybka przerwa i ruszamy dalej do Dopiewa, aby przez Dopiewiec i Palędzie dojechać do domu.
Dzięki za szybki ,,trening".
Świnoujście-Hel 2014 Dzień 7
Niedziela, 17 sierpnia 2014 | dodano:04.11.2014Kategoria 0-50km, Wybrzeże 2014, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 43.80 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 03:40 | km/h: | 11.95 |
Pr. maks.: | 31.70 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Nastał dzień ostatni naszej wyprawy. Nie mamy jakieś określonej godziny wyjazdu z pola, ale też nie mamy zamiaru tam siedzieć cały dzień. Miejsce mieliśmy całkiem fajne:
Po porannej toalecie zwijamy namiot i kierujemy się w stronę wyjścia. Jedziemy jeszcze na plaże, przejeżdżamy obok latarni. Niestety nie ma możliwości podjechania bliżej więc zdjęcia nie ma. Wyjazd z samej Jastarni trochę kłopotliwy przez remonty. Jednak dajemy radę i po chwili już wjeżdżamy do Juraty. Jedziemy zobaczyć ładny kościółek w którym właśnie się skończyła msza:
Odwiedzamy molo nad zatoką i podążamy, aby zdobyć upragniony cel. Po nie całych siedmiu dniach docieramy w komplecie pod tablicę:
Już po raz kolejny robię sobie zdjęcie pod tablicą. Zawsze z miłą chęcią tam wrócę. Jak ktoś jechał na Hel ten wie, że od tablicy do samej miejscowości jeszcze trochę jechać trzeba. My wybraliśmy niestety drogę rowerową. Jadąc asfaltem jest cały czas z górki. Na rowerówce są tzw. interwały. Docieramy do miasta. Jedziemy na PKP dowiedzieć się jak wygląda sprawa z naszym powrotem. Krótką mówiąc naszego powrotu nie ma. Wynikła miedzy innymi przez to mała awantura miedzy nami. Po chwili się godzimy i wspólnie jedziemy na cypelek półwyspu:
Nasze rowery też prezentowały się nieźle:
Oczywiście nie mogło zabraknąć odwiedzin latarni na półwyspie. Tym razem wchodzę na górę z Anią. Szczerze powiem spodziewałem się lepszego widoku:
Schodzimy na dół jedziemy do portu kupić bilety na prom. Za dużo czasu nie mamy. Chcieliśmy chociaż zjeść kebaba przy promie, ale nie mieli ciepłego mięsa. Wchodzimy na stateczek. Dużo rowerzystów płynie razem z nami. Siadamy też koło pary na rowerach. Piwko na promie jak najbardziej wskazane. Marta niby się boi pływać statkami, ale nie było tego widać:
Czas przeprawy to około 2h niestety zatoka jest zbyt mała, aby w pewnym momencie było jak na otwartym morzu. Dopływamy do Gdańska:
Wyjście ze stateczku i odebranie rowerów poszło sprawnie. Do pociągu mieliśmy jeszcze trochę czasu więc udaliśmy się na kebaba. Niby od turka, ale za dobry nie był. Nagle czas uciekł i szybko gnamy na pociąg. Na dworcu pełno ludzi, trochę rowerzystów. Podjeżdża pociąg ładujemy się i ruszamy. Co się działo po drodze po prostu nie będę opisywał. Po prostu nie mam siły. Jakby kogoś interesowało, to może zapytać pewnie odpowiem:) Późnym wieczorem wsiadamy na rowery w Poznaniu i po kilkunastu kilometrach docieramy do domu.
Kilka słów podsumowując naszą wyprawę. To było moja druga wyprawa w składzie 3 osobowym. Niestety nie polecam nadal podróżowanie w składzie trzy osobowym. Cała wyprawa była mimo tego udana. Sprzeczki są na każdej wyprawie, chyba dużo osób może to potwierdzić. Odnośnie trasy. Można naprawdę fajnie przejechać odcinek ze Świnoujścia na Hel. Podróżowałem już po Europie, ale po tej wyprawie widzę, że mam dużo do nadrobienia w Polsce. Pogoda można rzecz udana. Za każdym razem jak lało mieliśmy się gdzie schować. Polecam każdemu trasę Świnoujście-Hel szlakiem R10!
Po porannej toalecie zwijamy namiot i kierujemy się w stronę wyjścia. Jedziemy jeszcze na plaże, przejeżdżamy obok latarni. Niestety nie ma możliwości podjechania bliżej więc zdjęcia nie ma. Wyjazd z samej Jastarni trochę kłopotliwy przez remonty. Jednak dajemy radę i po chwili już wjeżdżamy do Juraty. Jedziemy zobaczyć ładny kościółek w którym właśnie się skończyła msza:
Odwiedzamy molo nad zatoką i podążamy, aby zdobyć upragniony cel. Po nie całych siedmiu dniach docieramy w komplecie pod tablicę:
Już po raz kolejny robię sobie zdjęcie pod tablicą. Zawsze z miłą chęcią tam wrócę. Jak ktoś jechał na Hel ten wie, że od tablicy do samej miejscowości jeszcze trochę jechać trzeba. My wybraliśmy niestety drogę rowerową. Jadąc asfaltem jest cały czas z górki. Na rowerówce są tzw. interwały. Docieramy do miasta. Jedziemy na PKP dowiedzieć się jak wygląda sprawa z naszym powrotem. Krótką mówiąc naszego powrotu nie ma. Wynikła miedzy innymi przez to mała awantura miedzy nami. Po chwili się godzimy i wspólnie jedziemy na cypelek półwyspu:
Nasze rowery też prezentowały się nieźle:
Oczywiście nie mogło zabraknąć odwiedzin latarni na półwyspie. Tym razem wchodzę na górę z Anią. Szczerze powiem spodziewałem się lepszego widoku:
Schodzimy na dół jedziemy do portu kupić bilety na prom. Za dużo czasu nie mamy. Chcieliśmy chociaż zjeść kebaba przy promie, ale nie mieli ciepłego mięsa. Wchodzimy na stateczek. Dużo rowerzystów płynie razem z nami. Siadamy też koło pary na rowerach. Piwko na promie jak najbardziej wskazane. Marta niby się boi pływać statkami, ale nie było tego widać:
Czas przeprawy to około 2h niestety zatoka jest zbyt mała, aby w pewnym momencie było jak na otwartym morzu. Dopływamy do Gdańska:
Wyjście ze stateczku i odebranie rowerów poszło sprawnie. Do pociągu mieliśmy jeszcze trochę czasu więc udaliśmy się na kebaba. Niby od turka, ale za dobry nie był. Nagle czas uciekł i szybko gnamy na pociąg. Na dworcu pełno ludzi, trochę rowerzystów. Podjeżdża pociąg ładujemy się i ruszamy. Co się działo po drodze po prostu nie będę opisywał. Po prostu nie mam siły. Jakby kogoś interesowało, to może zapytać pewnie odpowiem:) Późnym wieczorem wsiadamy na rowery w Poznaniu i po kilkunastu kilometrach docieramy do domu.
Kilka słów podsumowując naszą wyprawę. To było moja druga wyprawa w składzie 3 osobowym. Niestety nie polecam nadal podróżowanie w składzie trzy osobowym. Cała wyprawa była mimo tego udana. Sprzeczki są na każdej wyprawie, chyba dużo osób może to potwierdzić. Odnośnie trasy. Można naprawdę fajnie przejechać odcinek ze Świnoujścia na Hel. Podróżowałem już po Europie, ale po tej wyprawie widzę, że mam dużo do nadrobienia w Polsce. Pogoda można rzecz udana. Za każdym razem jak lało mieliśmy się gdzie schować. Polecam każdemu trasę Świnoujście-Hel szlakiem R10!
Świnoujście-Hel 2014 Dzień 6
Sobota, 16 sierpnia 2014 | dodano:04.11.2014Kategoria 100-200km, Wybrzeże 2014, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 103.03 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 07:12 | km/h: | 14.31 |
Pr. maks.: | 37.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Przed ostatni dzień naszej wyprawy był dniem rekordowym. Dzisiaj spaliśmy w jednym namiocie więc zwijanie całego obozu poszło szybko. Wczesnym rankiem jesteśmy już na szlaku gotowi do drogi:
Jedziemy dalej leśną drogą w stronę Helu. Patrząc na mapę nie widzimy, żadnych większych miejscowości, gdzie byśmy mogli zjeść śniadanie. Głodni byliśmy nie ma co ukrywać. Droga prowadzi cały czas lasem, po kilku kilometrach widzimy wydmy. Jest to charakterystyczny widok w tej części kraju. Jednak nie spodziewaliśmy się tych chmur:
Szukając sklepu jedziemy dalej. Docieramy do miejscowości Stilo. Widzimy znak latarnia morska. Oczywiście postanowiliśmy się na nią udać. Dziewczyny chyba przez chwilę żałowały, gdyż na latarnie prowadził dość długi podjazd. Jednak widok z góry wynagradzał wszelakie trudności:
Było wiadomo, że będzie padać. Niby tylko chmury wiszą nad morzem, ale z drugiej strony (nie mam ładnego zdjęcia, aby pokazać) widać, co za chwilę będzie się dziać na lądzie. Schodzimy w dół i zaczyna lać. Przeczekaliśmy deszcz. Zjeżdżamy z górki do wioski kupujemy duże drożdżówki 1,5l wody za 3zł 5l było za 5zł więc nie ubiliśmy interesu. Szczególnie, że nikt nie miał wody...
No nic kierujemy się dalej szlakiem. tutaj trochę gorzej oznaczony, jednak z GPS-em w telefonie dajemy radę. W lesie dziewczyny robią sik-pauzę. Nasze rumaki też odpoczywają:
I UWAGA! nagle zza naszych pleców nadjeżdża Krzysiek, zdziwiony co my tak daleko robimy. Jedziemy w czwórkę dalej. Rozmawiamy czasami się na chwilę rozdzielimy, ale cały czas Krzysiek blisko nas my blisko Krzyśka. Podczas dzisiejszej jazdy zauważyłem że tylne koło nie równo mi się kręci. Jak się okazało opona zaczęła mi się rozdzielać. Jak tylko wjechaliśmy na asfalt nastąpiła wymiana z przodu na tył. Z oponami i dętkami to była jedyna awaria:
Po wymianie docieramy w czwórkę do Lubiatowa. Tam mapy Krzyśka zawodzą, nasze GPS-y też więc trochę błądzimy. W końcu patrząc na słońce (Marty pomysł <3 ) obieramy dobry kierunek. Docieramy do Białogóry. Tam robimy zakupy w lewiatanie. Dzisiaj to dzień szaleństw, skusiliśmy się nawet na kupno kiełbasy. Ach ten smak :) Całą naszą wyprawę prowadziły nas znaki R10. Tak samo wyjeżdżamy z Białogóry:
Docieramy do Karwi. Przypominają mi się widoki z wycieczki dwu dniowej (niestety zdjęcia się zepsuły, o to jest dobre miejsce na to pytanie: Czy zdjęcia wrzucane na serwer BS będą miały wieczną żywotność? ) z bratem i sąsiadem na Hel w 2011r. Podjazd w Jastrzębiej Górze był wyczerpujący naprawdę szło się zmęczyć. Oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęcia na najdalej wysuniętym na północ punktem Polski tzw. Gwiazda Północy:
Dojeżdżamy do Władysławowa. Ania idzie zapytać o ceny w pierwszym polu namiotowym. Cena w sumie była w porządku, ale zbyt daleko od centrum. Jedziemy dalej. Korki w mieście niesamowite. Niby ścieżki rowerowe są, ale ludzie chodzą jak święte krowy, a najgorsze są dzieciaki na rowerowych quadach. W sumie nie tylko dzieciaki...
Tak przez przypadek przejeżdżamy przez Władysławowo. Pola namiotowe się skończyły i wjeżdżamy na półwysep Helski. Powstała w sumie mała kłótnia, ale co to by była za wyprawa bez kłótni :) Postanowiliśmy dojechać do Chałup tam każde pole namiotowe zajęte. Jedziemy dalej. Kuźnicę przejeżdżamy od razu nawet nie staramy się szukać pola. Jednak słońce powoli zachodzi, zwiększamy tempo i docieramy do Jastarni:
Robimy kółko po Jastarni. W końcu i tak cofamy się do tego na początku. Pole nazywało się Pod Cyprusami. Polecam serdecznie. Rozbijamy namiot i rowerami lecimy na gofra. Przejażdżka po miasteczku zakupy na wieczór i tak wpadło nam wyprawowe 100km. Dla Marty było to szczególne STO kilometrów. Patrząc na jej ciężkie początki w tym sezonie, po przejechaniu tego dystansu cieszyłem się razem z nią. Wieczorem kąpiel i oczywiście nie mogło zabrnąć zimnego piwka. Nie miałem żadnych ograniczeń na dzisiaj wypiłem i tak tylko dwa :)
Dzień SIÓDMY!
Jedziemy dalej leśną drogą w stronę Helu. Patrząc na mapę nie widzimy, żadnych większych miejscowości, gdzie byśmy mogli zjeść śniadanie. Głodni byliśmy nie ma co ukrywać. Droga prowadzi cały czas lasem, po kilku kilometrach widzimy wydmy. Jest to charakterystyczny widok w tej części kraju. Jednak nie spodziewaliśmy się tych chmur:
Szukając sklepu jedziemy dalej. Docieramy do miejscowości Stilo. Widzimy znak latarnia morska. Oczywiście postanowiliśmy się na nią udać. Dziewczyny chyba przez chwilę żałowały, gdyż na latarnie prowadził dość długi podjazd. Jednak widok z góry wynagradzał wszelakie trudności:
Było wiadomo, że będzie padać. Niby tylko chmury wiszą nad morzem, ale z drugiej strony (nie mam ładnego zdjęcia, aby pokazać) widać, co za chwilę będzie się dziać na lądzie. Schodzimy w dół i zaczyna lać. Przeczekaliśmy deszcz. Zjeżdżamy z górki do wioski kupujemy duże drożdżówki 1,5l wody za 3zł 5l było za 5zł więc nie ubiliśmy interesu. Szczególnie, że nikt nie miał wody...
No nic kierujemy się dalej szlakiem. tutaj trochę gorzej oznaczony, jednak z GPS-em w telefonie dajemy radę. W lesie dziewczyny robią sik-pauzę. Nasze rumaki też odpoczywają:
I UWAGA! nagle zza naszych pleców nadjeżdża Krzysiek, zdziwiony co my tak daleko robimy. Jedziemy w czwórkę dalej. Rozmawiamy czasami się na chwilę rozdzielimy, ale cały czas Krzysiek blisko nas my blisko Krzyśka. Podczas dzisiejszej jazdy zauważyłem że tylne koło nie równo mi się kręci. Jak się okazało opona zaczęła mi się rozdzielać. Jak tylko wjechaliśmy na asfalt nastąpiła wymiana z przodu na tył. Z oponami i dętkami to była jedyna awaria:
Po wymianie docieramy w czwórkę do Lubiatowa. Tam mapy Krzyśka zawodzą, nasze GPS-y też więc trochę błądzimy. W końcu patrząc na słońce (Marty pomysł <3 ) obieramy dobry kierunek. Docieramy do Białogóry. Tam robimy zakupy w lewiatanie. Dzisiaj to dzień szaleństw, skusiliśmy się nawet na kupno kiełbasy. Ach ten smak :) Całą naszą wyprawę prowadziły nas znaki R10. Tak samo wyjeżdżamy z Białogóry:
Docieramy do Karwi. Przypominają mi się widoki z wycieczki dwu dniowej (niestety zdjęcia się zepsuły, o to jest dobre miejsce na to pytanie: Czy zdjęcia wrzucane na serwer BS będą miały wieczną żywotność? ) z bratem i sąsiadem na Hel w 2011r. Podjazd w Jastrzębiej Górze był wyczerpujący naprawdę szło się zmęczyć. Oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęcia na najdalej wysuniętym na północ punktem Polski tzw. Gwiazda Północy:
Dojeżdżamy do Władysławowa. Ania idzie zapytać o ceny w pierwszym polu namiotowym. Cena w sumie była w porządku, ale zbyt daleko od centrum. Jedziemy dalej. Korki w mieście niesamowite. Niby ścieżki rowerowe są, ale ludzie chodzą jak święte krowy, a najgorsze są dzieciaki na rowerowych quadach. W sumie nie tylko dzieciaki...
Tak przez przypadek przejeżdżamy przez Władysławowo. Pola namiotowe się skończyły i wjeżdżamy na półwysep Helski. Powstała w sumie mała kłótnia, ale co to by była za wyprawa bez kłótni :) Postanowiliśmy dojechać do Chałup tam każde pole namiotowe zajęte. Jedziemy dalej. Kuźnicę przejeżdżamy od razu nawet nie staramy się szukać pola. Jednak słońce powoli zachodzi, zwiększamy tempo i docieramy do Jastarni:
Robimy kółko po Jastarni. W końcu i tak cofamy się do tego na początku. Pole nazywało się Pod Cyprusami. Polecam serdecznie. Rozbijamy namiot i rowerami lecimy na gofra. Przejażdżka po miasteczku zakupy na wieczór i tak wpadło nam wyprawowe 100km. Dla Marty było to szczególne STO kilometrów. Patrząc na jej ciężkie początki w tym sezonie, po przejechaniu tego dystansu cieszyłem się razem z nią. Wieczorem kąpiel i oczywiście nie mogło zabrnąć zimnego piwka. Nie miałem żadnych ograniczeń na dzisiaj wypiłem i tak tylko dwa :)
Dzień SIÓDMY!
Świnoujście-Hel 2014 Dzień 5
Piątek, 15 sierpnia 2014 | dodano:29.10.2014Kategoria 50-100km, Wybrzeże 2014, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 78.54 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 06:10 | km/h: | 12.74 |
Pr. maks.: | 36.40 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Wstajemy rano dosyć wcześnie wkoło namiotu pełno pająków i innego robactwa. Dlatego czym prędzej zwijamy namioty i wjeżdżamy na trasę, która jest około 50m od naszego miejsca noclegowego. Kierujemy się w stronę miejscowości Rowy. Cały czas jedziemy dobrze oznaczonym szlakiem R10. Przed samymi Rowami nadciągają ciemne chmury, przyspieszamy aby zdążyć przed deszczem, docieramy idealnie. Chowamy się pod namiotem z grami. Z Martą skusiliśmy się na jedną partyjkę Cymber-Gaja. Zaczyna się ulewa. Po chwili przechodzi, ale jest to tylko złudzenie przechodzimy na drugą stronę, gdzie przeczekujemy kolejny opad deszczu. Był on tak długi, że postanowiliśmy zrobić sobie gorący kubek i kanapki. Ludzi obok zazdrościli. W końcu przestało padać możemy ruszać dalej. Wjeżdżamy do Słowińskiego Parku Narodowego. Oczywiście wstęp płatny. Jednak opłacało się zapłacić:
Jedzie się super. Czasami duża ilość błota daję mi więcej radości, dziewczyny nie wjeżdżają tak ochoczo w kałuże jak ja. Trudno się mówi. Mimo to uważam je za bardzo odważne! Po drodze widzimy znak: PUNKT WIDOKOWY. Trzeba było spojrzeć co tam się kryje. Widok zapierał dech w piersiach:
I moje artystyczne zdjęcie. Jedziemy sobie tak spokojnie przez SPN. Duża ilość błota urozmaica przejazd przez park. Niektóre trasy MTB mają wiele mniej terenu niż ta którą jedziemy rowerami z sakwami. Dojeżdżamy Smłodzina. Wyprzedza nas duża grupa rowerzystów. Jednak kałuże ich wystraszyły i nie dali rady. Dzielne dziewczyny nie wystraszą się byle przeszkody jedziemy przez kałuże gdzie woda sięga prawie piast. W samym Smłodzinie przerwa na posiłek i zimnego browarka. Z wioski jedziemy przez pola, lasy jak i asfalty i docieramy do Kluków. Chyba przez tą drogę przez błoto zostałem zdegradowany z funkcji przewodnika. Dziewczyny obejmują stery na mapą:
Pytanie tylko czy im to wyszło na dobre. Powiem tak na żadnej wyprawie nie jechałem przez takie bagna, a trochę już przejechałem. Nie ma jednak co żałować wszytko odbywało się pod hasłem ,,przygoda"
Tutaj też spotykamy Krzyśka po raz kolejny. Towarzyszy nam przez pewien dłuższy czas. Jedziemy dyskutując o wyczynach rowerowych. Po Europie dużo nie jeździł prawie wcale, ale trasę wybrzeża przejeżdża któryś raz z kolei. To właśnie on odradza nam tego ,,skrótu" na Łebę.
Po takich deszczach jak ostatnio miały miejsce trasa jest praktycznie nie przejezdna. Nadrabiamy kilka kilometrów, ale droga jest zdecydowanie lepsza. Kilka km przed Łebą zaczyna kropić. Krzychu zakłada kurtkę my lecimy dalej. Po chwili zjeżdżamy na miejsce odpoczynku z daszkiem. W tym momencie Krzychu nie zauważył nas i pojechał dalej. Zjedliśmy odpoczęliśmy przestało padać i ruszyliśmy dalej. Przed samą Łebą trasa wiedzie wzdłuż jeziora co zapewnia piękne widoki:
Zrobiło się wyjątkowo zimno. W Łebie robimy zakupy na plażę i oczywiście szukamy miejsca, aby móc się wykąpać. Marta z Anią dzisiaj odpuściły. Ja się nie poddałem mimo niskiej temperatury i lekkiego opadu wykąpałem się. Ludzie chodzili w kurteczkach, a ja latałem w kąpielówkach. Oczywiście nie mogło zabraknąć wspólnej fotki:
Tutaj też miała miejsce nasza pierwsza wspólna wyprawowa kłótnia. Otóż ja chciałem się rozbić na polu namiotowym, Marta chciała jechać gdzieś w las. Ani było to obojętne, chciała tylko jak najszybciej znaleźć się w namiocie. Trochę to potrwało zanim znaleźliśmy wspólne rozwiązanie. Padło na las. Wyjechaliśmy parę kilometrów za miasto. Jak już zaczęło się robić ciemno, w końcu znaleźliśmy miejsce. Rozbiliśmy jeden namiot. To była pierwsza noc na twardym. Materac przedziurawił się do końca. Całe szczęście, że był mech...
Pogoda tego dnia nie rozpieszczała. Sama trasa też była wymagająca. Mimo to pozytywny dzień.
Dzień SZÓSTY!
Jedzie się super. Czasami duża ilość błota daję mi więcej radości, dziewczyny nie wjeżdżają tak ochoczo w kałuże jak ja. Trudno się mówi. Mimo to uważam je za bardzo odważne! Po drodze widzimy znak: PUNKT WIDOKOWY. Trzeba było spojrzeć co tam się kryje. Widok zapierał dech w piersiach:
I moje artystyczne zdjęcie. Jedziemy sobie tak spokojnie przez SPN. Duża ilość błota urozmaica przejazd przez park. Niektóre trasy MTB mają wiele mniej terenu niż ta którą jedziemy rowerami z sakwami. Dojeżdżamy Smłodzina. Wyprzedza nas duża grupa rowerzystów. Jednak kałuże ich wystraszyły i nie dali rady. Dzielne dziewczyny nie wystraszą się byle przeszkody jedziemy przez kałuże gdzie woda sięga prawie piast. W samym Smłodzinie przerwa na posiłek i zimnego browarka. Z wioski jedziemy przez pola, lasy jak i asfalty i docieramy do Kluków. Chyba przez tą drogę przez błoto zostałem zdegradowany z funkcji przewodnika. Dziewczyny obejmują stery na mapą:
Pytanie tylko czy im to wyszło na dobre. Powiem tak na żadnej wyprawie nie jechałem przez takie bagna, a trochę już przejechałem. Nie ma jednak co żałować wszytko odbywało się pod hasłem ,,przygoda"
Tutaj też spotykamy Krzyśka po raz kolejny. Towarzyszy nam przez pewien dłuższy czas. Jedziemy dyskutując o wyczynach rowerowych. Po Europie dużo nie jeździł prawie wcale, ale trasę wybrzeża przejeżdża któryś raz z kolei. To właśnie on odradza nam tego ,,skrótu" na Łebę.
Po takich deszczach jak ostatnio miały miejsce trasa jest praktycznie nie przejezdna. Nadrabiamy kilka kilometrów, ale droga jest zdecydowanie lepsza. Kilka km przed Łebą zaczyna kropić. Krzychu zakłada kurtkę my lecimy dalej. Po chwili zjeżdżamy na miejsce odpoczynku z daszkiem. W tym momencie Krzychu nie zauważył nas i pojechał dalej. Zjedliśmy odpoczęliśmy przestało padać i ruszyliśmy dalej. Przed samą Łebą trasa wiedzie wzdłuż jeziora co zapewnia piękne widoki:
Zrobiło się wyjątkowo zimno. W Łebie robimy zakupy na plażę i oczywiście szukamy miejsca, aby móc się wykąpać. Marta z Anią dzisiaj odpuściły. Ja się nie poddałem mimo niskiej temperatury i lekkiego opadu wykąpałem się. Ludzie chodzili w kurteczkach, a ja latałem w kąpielówkach. Oczywiście nie mogło zabraknąć wspólnej fotki:
Tutaj też miała miejsce nasza pierwsza wspólna wyprawowa kłótnia. Otóż ja chciałem się rozbić na polu namiotowym, Marta chciała jechać gdzieś w las. Ani było to obojętne, chciała tylko jak najszybciej znaleźć się w namiocie. Trochę to potrwało zanim znaleźliśmy wspólne rozwiązanie. Padło na las. Wyjechaliśmy parę kilometrów za miasto. Jak już zaczęło się robić ciemno, w końcu znaleźliśmy miejsce. Rozbiliśmy jeden namiot. To była pierwsza noc na twardym. Materac przedziurawił się do końca. Całe szczęście, że był mech...
Pogoda tego dnia nie rozpieszczała. Sama trasa też była wymagająca. Mimo to pozytywny dzień.
Dzień SZÓSTY!
Świnoujście-Hel 2014 Dzień 4
Czwartek, 14 sierpnia 2014 | dodano:29.10.2014Kategoria z Anią, Wybrzeże 2014, 50-100km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 69.20 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 04:14 | km/h: | 16.35 |
Pr. maks.: | 45.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Rano obudził nas deszcz spadający na namiot. Nie wyglądało to dobrze, robimy śniadanie z resztek jedzenia i liczymy, że przestanie padać. Przestało. Tak więc szybko zwijamy namiot. Marta ma problem z licznikiem przestał jej działać, przez co nie była w najlepszym humorze. Robi się cieplej, ale po chwili łapie nas deszcz. Zatrzymujemy się zakładamy kurtki tylko po to aby po chwili zdjąć :P W końcu docieramy do Darłowa:
W samym mieście robimy zakupy na 2 śniadanie. Przyglądamy się kłótnią koneserów taniego wina. Bez większego zwiedzania ruszamy dalej. Na wyjeździe spotykamy grupkę śmiało można rzecz emerytów, których należy podziwiać. Jadą rowerami dookoła Polski. Oczywiście nie mogło zabraknąć pamiątkowej fotki :)
Panowie jechali trasą wojewódzka my skręcamy pod ostrą górę, aby być bliżej morza. Dzisiaj wiało dosyć mocno nam te wiatr ani szczególnie nie przeszkadzał, ani nie pomagał po prostu wiał. Liczyłem, że się wykąpie w dużych falach. Fale były, ale też był jakiś zakaz. Jednak widoki rekompensowały wszystkie niedogodności:
Jedziemy piękną ścieżką z jednej strony mamy morze z drugiej strony jezioro Kopań. Ścieżka z płyt nie jedzie się źle. Ważne że nie ma sypkiego piasku :) Taką ścieżką dojeżdżamy do Jarosławca. Zatrzymujemy się koło latarni i oczywiście robimy fotkę:
Małe problemy ze znalezieniem drogi. Przez przypadek wjeżdżamy na pomost gdzie jest piękny widok na jezioro Wicko. Niby jezioro, a fale spore były:
Jadąc przez pola zatrzymuje nas pewna pani i się pyta czy nie widzieliśmy jej psa. Niestety nasza odpowiedź brzmi negatywnie i jedziemy dalej rozglądając się za czworonogiem. Dojeżdżamy do Łącka gdzie robimy przerwę na posiłek, ja idę do sklepu po zimnego piwko, a pod sklepem widzę psa który wygląda identycznie jak ten co opisu. Niestety numeru nie ma więc nie mam jak z panią się skontaktować. Jednak jak spożywaliśmy sobie kanapeczki to owa pani przejeżdżała i psa znalazła. Dalsza droga to jazda lepszymi lub gorszymi drogami w kierunku Ustki. Przed samą Ustką rozjazd albo DW 203 albo EV10 którym było naokoło. Pojechaliśmy DW:
W miasteczku zakupy na kolacje i szybko mykamy na plażę. Kąpiel i konsumpcja ciastek przebiegała przy takich widokach:
Zabrałem Martę na romantyczny spacer przy zachodzie słońca. Niestety nie trwał on zbyt długo bo trzeba było znaleźć jeszcze miejsce do spania. Miejsce znajdujemy szybko kawałek za Ustką. Na szlaku EV. Dzisiaj to dziewczyny poszły rozbijać namioty, a ja zająłem się kolacją. Szef kuchni poleca dzisiaj makaron z sosem pieczeniowym i groszkiem. Do picia zupka ,,Knorra" wylosowana z siatki całej zupek:
Dzisiejszy dzień jeśli chodzi o pogodę to zawiódł tylko na początku. Kąpiel w morzu była, widoki były nic tylko się cieszyć i spokojnie można iść spać :)
Dzień PIĄTY!
W samym mieście robimy zakupy na 2 śniadanie. Przyglądamy się kłótnią koneserów taniego wina. Bez większego zwiedzania ruszamy dalej. Na wyjeździe spotykamy grupkę śmiało można rzecz emerytów, których należy podziwiać. Jadą rowerami dookoła Polski. Oczywiście nie mogło zabraknąć pamiątkowej fotki :)
Panowie jechali trasą wojewódzka my skręcamy pod ostrą górę, aby być bliżej morza. Dzisiaj wiało dosyć mocno nam te wiatr ani szczególnie nie przeszkadzał, ani nie pomagał po prostu wiał. Liczyłem, że się wykąpie w dużych falach. Fale były, ale też był jakiś zakaz. Jednak widoki rekompensowały wszystkie niedogodności:
Jedziemy piękną ścieżką z jednej strony mamy morze z drugiej strony jezioro Kopań. Ścieżka z płyt nie jedzie się źle. Ważne że nie ma sypkiego piasku :) Taką ścieżką dojeżdżamy do Jarosławca. Zatrzymujemy się koło latarni i oczywiście robimy fotkę:
Małe problemy ze znalezieniem drogi. Przez przypadek wjeżdżamy na pomost gdzie jest piękny widok na jezioro Wicko. Niby jezioro, a fale spore były:
Jadąc przez pola zatrzymuje nas pewna pani i się pyta czy nie widzieliśmy jej psa. Niestety nasza odpowiedź brzmi negatywnie i jedziemy dalej rozglądając się za czworonogiem. Dojeżdżamy do Łącka gdzie robimy przerwę na posiłek, ja idę do sklepu po zimnego piwko, a pod sklepem widzę psa który wygląda identycznie jak ten co opisu. Niestety numeru nie ma więc nie mam jak z panią się skontaktować. Jednak jak spożywaliśmy sobie kanapeczki to owa pani przejeżdżała i psa znalazła. Dalsza droga to jazda lepszymi lub gorszymi drogami w kierunku Ustki. Przed samą Ustką rozjazd albo DW 203 albo EV10 którym było naokoło. Pojechaliśmy DW:
W miasteczku zakupy na kolacje i szybko mykamy na plażę. Kąpiel i konsumpcja ciastek przebiegała przy takich widokach:
Zabrałem Martę na romantyczny spacer przy zachodzie słońca. Niestety nie trwał on zbyt długo bo trzeba było znaleźć jeszcze miejsce do spania. Miejsce znajdujemy szybko kawałek za Ustką. Na szlaku EV. Dzisiaj to dziewczyny poszły rozbijać namioty, a ja zająłem się kolacją. Szef kuchni poleca dzisiaj makaron z sosem pieczeniowym i groszkiem. Do picia zupka ,,Knorra" wylosowana z siatki całej zupek:
Dzisiejszy dzień jeśli chodzi o pogodę to zawiódł tylko na początku. Kąpiel w morzu była, widoki były nic tylko się cieszyć i spokojnie można iść spać :)
Dzień PIĄTY!
Świnoujście-Hel 2014 Dzień 3
Środa, 13 sierpnia 2014 | dodano:29.10.2014Kategoria 50-100km, Wybrzeże 2014, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 75.40 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 04:45 | km/h: | 15.87 |
Pr. maks.: | 33.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Wstajemy dość wcześnie. Szybka gorąco kąpiel w wannie i możemy ruszać dalej. Niestety nie możemy podziękować osobiście gospodarzom, bo gdzieś wybyli. Tak więc zakładamy sakwy i ruszamy w stronę portu. Po drodze robimy zakupy na śniadanie. Tak jak wspominałem spotkaliśmy Krzyśka po raz 2. Kołobrzeg znam dobrze z moich wyjazdów rowerowych, kto nie miał okazji jeszcze poczytać zapraszam do lektury. (OPIS 1, OPIS 2, OPIS 3) Z łatwością docieramy do portu:
potem jedziemy zaraz obok na plażę gdzie spożywamy śniadanko:
Kto był w Kołobrzegu ten wie jakie są tam fajne ścieżki rowerowe. Jedna z nich prowadzi dalej EV 10. Na jednej z nich Ania przyłapała romantyczną parę podróżującą na rowerach:
Dzisiaj nie mieliśmy obranego celu żadnego jechaliśmy tam gdzie nas nogi poniosą. Na pewno chcieliśmy dojechać do Mielna, a dokładniej do Unieścia. Mamy tam sprawdzoną bardzo dobrą wędzarnie ryb. Jedziemy jeszcze na pole namiotowe na granicy, gdzie można rzecz jesteśmy stałymi klientami. Tu kolejny link do poczytania (TO TU! ) Marta potrzebowała skorzystać z toalety. Niestety nie upiekło się i tak musieliśmy płacić. Przed jedzeniem oczywiście był czas na kąpiel w morzu:
i pojechaliśmy na obiecanego ciepłego dorsza. Naprawdę polecam wędzarnia PIRAT! :)
Pojechaliśmy sobie zrobić zdjęcia przed kotwicą ,,Pamięć dla tych co nie wrócili z morza"
Kierujemy się dalej na Łazy. W samych Łazach droga odbiega trochę od morza. Tam też robimy zakupy na wieczorną wieczerzę. Anna zakupuje 3 piwa. No tyle sam nie wypije więc dzisiaj dziewczyny piją ze mną. Jedziemy EV10 w dalszym ciągu. Prowadzi nas przez różne wioski i pola. Zaczyna zachodzić słońce. Jadąc koło jeziora Bukowo mamy piękne widoki.:
Jak wiadomo jak zajdzie słońce to robi się naprawdę szybko ciemno. Tak więc czym prędzej szukamy miejsca do spania. Dzisiaj mamy wyjątkowe duże problemy. W końcu znajduję miejsce koło pola na którym jeżdżą jeszcze rolnicy. Oni nas widzą nic nam nie mówią więc im nie przeszkadzamy. Rozbijamy szybko dwa namioty ja zajmuję się kolacją otwieram sobie piwko, zaraz dziewczyny dołączają do mnie też otwierają piwko:
Siedzimy rozmawiamy i nagle ktoś z pola do nas przychodzi z latarką w ręku. Jak się okazuję był to myśliwy, grożąc nam policją wygania nas z naszego miejsca. Kurde, a tu 3 piwa otwarte i jedzenie w trakcie. No nic. Zwinęliśmy obóz ja dopiłem piwa i ruszamy dalej. Było koło 22.30. Sytuacja nie była za ciekawa. Ja po tych 3 piwkach miałem nadto dobry humor. Przez co dziewczyny się na mnie wkurzały później trochę. Tutaj też taka ciekawostka przejechałem pół Europy. Wyprawa w 2011 na Węgry linku nie dam bo się zdjęcia skopały. W 2012 do Finlandii ( tutaj link! ) W 2013 do Paryża (linku nie ma bo opis w produkcji). Podczas tych 3 dużych wypraw, ani razu nie musiałem zmieniać miejsca które sobie wybrałem do spania. A tu taki psikus. No nic grubo po 23 znajdujemy miejsce. Teraz rozbijamy tylko jeden namiot i kładziemy się spać. Rano okazało się, że rozbiliśmy się zaraz przy drodze
Tak też się zakończył dzień 3. Było trochę przygód, za to dzisiaj pogoda nam dopisała w pełni.
Dzień CZWARTY!
potem jedziemy zaraz obok na plażę gdzie spożywamy śniadanko:
Kto był w Kołobrzegu ten wie jakie są tam fajne ścieżki rowerowe. Jedna z nich prowadzi dalej EV 10. Na jednej z nich Ania przyłapała romantyczną parę podróżującą na rowerach:
Dzisiaj nie mieliśmy obranego celu żadnego jechaliśmy tam gdzie nas nogi poniosą. Na pewno chcieliśmy dojechać do Mielna, a dokładniej do Unieścia. Mamy tam sprawdzoną bardzo dobrą wędzarnie ryb. Jedziemy jeszcze na pole namiotowe na granicy, gdzie można rzecz jesteśmy stałymi klientami. Tu kolejny link do poczytania (TO TU! ) Marta potrzebowała skorzystać z toalety. Niestety nie upiekło się i tak musieliśmy płacić. Przed jedzeniem oczywiście był czas na kąpiel w morzu:
i pojechaliśmy na obiecanego ciepłego dorsza. Naprawdę polecam wędzarnia PIRAT! :)
Pojechaliśmy sobie zrobić zdjęcia przed kotwicą ,,Pamięć dla tych co nie wrócili z morza"
Kierujemy się dalej na Łazy. W samych Łazach droga odbiega trochę od morza. Tam też robimy zakupy na wieczorną wieczerzę. Anna zakupuje 3 piwa. No tyle sam nie wypije więc dzisiaj dziewczyny piją ze mną. Jedziemy EV10 w dalszym ciągu. Prowadzi nas przez różne wioski i pola. Zaczyna zachodzić słońce. Jadąc koło jeziora Bukowo mamy piękne widoki.:
Jak wiadomo jak zajdzie słońce to robi się naprawdę szybko ciemno. Tak więc czym prędzej szukamy miejsca do spania. Dzisiaj mamy wyjątkowe duże problemy. W końcu znajduję miejsce koło pola na którym jeżdżą jeszcze rolnicy. Oni nas widzą nic nam nie mówią więc im nie przeszkadzamy. Rozbijamy szybko dwa namioty ja zajmuję się kolacją otwieram sobie piwko, zaraz dziewczyny dołączają do mnie też otwierają piwko:
Siedzimy rozmawiamy i nagle ktoś z pola do nas przychodzi z latarką w ręku. Jak się okazuję był to myśliwy, grożąc nam policją wygania nas z naszego miejsca. Kurde, a tu 3 piwa otwarte i jedzenie w trakcie. No nic. Zwinęliśmy obóz ja dopiłem piwa i ruszamy dalej. Było koło 22.30. Sytuacja nie była za ciekawa. Ja po tych 3 piwkach miałem nadto dobry humor. Przez co dziewczyny się na mnie wkurzały później trochę. Tutaj też taka ciekawostka przejechałem pół Europy. Wyprawa w 2011 na Węgry linku nie dam bo się zdjęcia skopały. W 2012 do Finlandii ( tutaj link! ) W 2013 do Paryża (linku nie ma bo opis w produkcji). Podczas tych 3 dużych wypraw, ani razu nie musiałem zmieniać miejsca które sobie wybrałem do spania. A tu taki psikus. No nic grubo po 23 znajdujemy miejsce. Teraz rozbijamy tylko jeden namiot i kładziemy się spać. Rano okazało się, że rozbiliśmy się zaraz przy drodze
Tak też się zakończył dzień 3. Było trochę przygód, za to dzisiaj pogoda nam dopisała w pełni.
Dzień CZWARTY!
Świnoujście-Hel 2014 Dzień 2
Wtorek, 12 sierpnia 2014 | dodano:29.10.2014Kategoria 50-100km, Wybrzeże 2014, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 88.80 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 05:25 | km/h: | 16.39 |
Pr. maks.: | 36.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień drugi przywitał nas słoneczkiem oraz lekkim chłodem. Nasza miejscówka z dnia wyglądała tak:
Po sprawnym spakowaniu się ruszamy dalej na wschód. Widoki które mieliśmy po drodze przecudowne:
To akurat był Amber Baltic Golf Club. Jedziemy przez Międzywodzie. Przerwę na 2 śniadanie robimy w Dziwnowie w polo markecie. Tych sklepów nad morzem jest najwięcej. Przejeżdżamy przez Dziwnówek i Pobierowo i docieramy do słynnych ruin kościoła w Trzęsaczu. Gdzie nie mogło zabraknąć pamiątkowej wspólnej fotki:
Tam też spotykamy po raz pierwszy Krzycha. W dalszych dniach również będę o nim wspominał i to nie raz:) Jadąc dalej szukamy mniejszych klifów aby dostać się na plaże. W Niechorzu naszym oczom ukazuję się nie fajny widok za placami. Pojawiły się chmury z serii: ,,Oj będzie lać"
Jak wiadomo z chmur ,,oj będzie lać" zawsze leje. Także nawet nie wjeżdżamy na plażę w Pogorzelicy tylko od razu wracamy się do cafe americano gdzie przeczekujemy ulewę. Skusiliśmy się również na drogiego nie za dobrego gofra z bitą śmietaną. Jednak był prąd nie ma co narzekać. Ja sobie uciąłem krótką drzemkę na krześle. Jak tylko przestało padać korzystamy z toalety ruszamy dalej. Sam wyjazd z miasta łatwy nie był. Jednak po chwili punkty widokowe uspokoiły nasze nerwy:
Oczywiście tego nie mogło zabraknąć kąpieli. Zaliczamy ją w Mrzeżynie. Nawet się dziewczyny skusiły chociaż zimna woda była:
Była kąpiel teraz czas na relaks po. Dzisiaj trzeba było zasmakować nadmorskich trunków:
Jednak wiedziałem że długo to nie potrwa już nadciągały kolejny chmury. Wielkie i ciemne:
Początkowo żyłem nadzieją, że przejdą bokiem, tak się niestety nie stało. Pojechaliśmy szybko do miasta. Postanowiliśmy przeczekać ulewę w pizzerii:
To nie była zwykła ulewa. Parasole nie dawały radę naszą pizzę zaczęły atakować wielkie krople deszczu i musieliśmy uciekać pod ,,sztywny" dach który za duży nie był. Z tych nerwów zgłodniałem i zamówiłem sobie dodatkowo kebaba. Przestało w końcu padać możemy ruszać dalej. Po drodze spotykamy jedną z par która jechała z nami w pociągu. Chwilka rozmowy i lecimy dalej. Dzisiejszy cel to Kołobrzeg. W Grzybowie łapiemy zachód słońca:
oraz daję dziewczynom na wykonanie telefonu typu ,,mamo wszystko w porządku".
Spotykamy się z Bartkiem który załatwił nam nocleg w Kołobrzegu u dziewczyny swojego brata. Tam też dzisiaj się udajemy. Kupujemy coś do picia i jedziemy na miejsce gdzie mieliśmy spać. Bardzo gościnni ludzie zapraszają nas do domu, chociaż nam by wystarczył kawałek ogródka:
Tak zakończył się dzień drugi z 88km na koncie co daje satysfakcjonujący wynik.
Dzień TRZECI! :)
Po sprawnym spakowaniu się ruszamy dalej na wschód. Widoki które mieliśmy po drodze przecudowne:
To akurat był Amber Baltic Golf Club. Jedziemy przez Międzywodzie. Przerwę na 2 śniadanie robimy w Dziwnowie w polo markecie. Tych sklepów nad morzem jest najwięcej. Przejeżdżamy przez Dziwnówek i Pobierowo i docieramy do słynnych ruin kościoła w Trzęsaczu. Gdzie nie mogło zabraknąć pamiątkowej wspólnej fotki:
Tam też spotykamy po raz pierwszy Krzycha. W dalszych dniach również będę o nim wspominał i to nie raz:) Jadąc dalej szukamy mniejszych klifów aby dostać się na plaże. W Niechorzu naszym oczom ukazuję się nie fajny widok za placami. Pojawiły się chmury z serii: ,,Oj będzie lać"
Jak wiadomo z chmur ,,oj będzie lać" zawsze leje. Także nawet nie wjeżdżamy na plażę w Pogorzelicy tylko od razu wracamy się do cafe americano gdzie przeczekujemy ulewę. Skusiliśmy się również na drogiego nie za dobrego gofra z bitą śmietaną. Jednak był prąd nie ma co narzekać. Ja sobie uciąłem krótką drzemkę na krześle. Jak tylko przestało padać korzystamy z toalety ruszamy dalej. Sam wyjazd z miasta łatwy nie był. Jednak po chwili punkty widokowe uspokoiły nasze nerwy:
Oczywiście tego nie mogło zabraknąć kąpieli. Zaliczamy ją w Mrzeżynie. Nawet się dziewczyny skusiły chociaż zimna woda była:
Była kąpiel teraz czas na relaks po. Dzisiaj trzeba było zasmakować nadmorskich trunków:
Jednak wiedziałem że długo to nie potrwa już nadciągały kolejny chmury. Wielkie i ciemne:
Początkowo żyłem nadzieją, że przejdą bokiem, tak się niestety nie stało. Pojechaliśmy szybko do miasta. Postanowiliśmy przeczekać ulewę w pizzerii:
To nie była zwykła ulewa. Parasole nie dawały radę naszą pizzę zaczęły atakować wielkie krople deszczu i musieliśmy uciekać pod ,,sztywny" dach który za duży nie był. Z tych nerwów zgłodniałem i zamówiłem sobie dodatkowo kebaba. Przestało w końcu padać możemy ruszać dalej. Po drodze spotykamy jedną z par która jechała z nami w pociągu. Chwilka rozmowy i lecimy dalej. Dzisiejszy cel to Kołobrzeg. W Grzybowie łapiemy zachód słońca:
oraz daję dziewczynom na wykonanie telefonu typu ,,mamo wszystko w porządku".
Spotykamy się z Bartkiem który załatwił nam nocleg w Kołobrzegu u dziewczyny swojego brata. Tam też dzisiaj się udajemy. Kupujemy coś do picia i jedziemy na miejsce gdzie mieliśmy spać. Bardzo gościnni ludzie zapraszają nas do domu, chociaż nam by wystarczył kawałek ogródka:
Tak zakończył się dzień drugi z 88km na koncie co daje satysfakcjonujący wynik.
Dzień TRZECI! :)