Świnoujście-Hel 2014 Dzień 6
Sobota, 16 sierpnia 2014 | dodano:04.11.2014Kategoria 100-200km, Wybrzeże 2014, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 103.03 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 07:12 | km/h: | 14.31 |
Pr. maks.: | 37.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Przed ostatni dzień naszej wyprawy był dniem rekordowym. Dzisiaj spaliśmy w jednym namiocie więc zwijanie całego obozu poszło szybko. Wczesnym rankiem jesteśmy już na szlaku gotowi do drogi:
Jedziemy dalej leśną drogą w stronę Helu. Patrząc na mapę nie widzimy, żadnych większych miejscowości, gdzie byśmy mogli zjeść śniadanie. Głodni byliśmy nie ma co ukrywać. Droga prowadzi cały czas lasem, po kilku kilometrach widzimy wydmy. Jest to charakterystyczny widok w tej części kraju. Jednak nie spodziewaliśmy się tych chmur:
Szukając sklepu jedziemy dalej. Docieramy do miejscowości Stilo. Widzimy znak latarnia morska. Oczywiście postanowiliśmy się na nią udać. Dziewczyny chyba przez chwilę żałowały, gdyż na latarnie prowadził dość długi podjazd. Jednak widok z góry wynagradzał wszelakie trudności:
Było wiadomo, że będzie padać. Niby tylko chmury wiszą nad morzem, ale z drugiej strony (nie mam ładnego zdjęcia, aby pokazać) widać, co za chwilę będzie się dziać na lądzie. Schodzimy w dół i zaczyna lać. Przeczekaliśmy deszcz. Zjeżdżamy z górki do wioski kupujemy duże drożdżówki 1,5l wody za 3zł 5l było za 5zł więc nie ubiliśmy interesu. Szczególnie, że nikt nie miał wody...
No nic kierujemy się dalej szlakiem. tutaj trochę gorzej oznaczony, jednak z GPS-em w telefonie dajemy radę. W lesie dziewczyny robią sik-pauzę. Nasze rumaki też odpoczywają:
I UWAGA! nagle zza naszych pleców nadjeżdża Krzysiek, zdziwiony co my tak daleko robimy. Jedziemy w czwórkę dalej. Rozmawiamy czasami się na chwilę rozdzielimy, ale cały czas Krzysiek blisko nas my blisko Krzyśka. Podczas dzisiejszej jazdy zauważyłem że tylne koło nie równo mi się kręci. Jak się okazało opona zaczęła mi się rozdzielać. Jak tylko wjechaliśmy na asfalt nastąpiła wymiana z przodu na tył. Z oponami i dętkami to była jedyna awaria:
Po wymianie docieramy w czwórkę do Lubiatowa. Tam mapy Krzyśka zawodzą, nasze GPS-y też więc trochę błądzimy. W końcu patrząc na słońce (Marty pomysł <3 ) obieramy dobry kierunek. Docieramy do Białogóry. Tam robimy zakupy w lewiatanie. Dzisiaj to dzień szaleństw, skusiliśmy się nawet na kupno kiełbasy. Ach ten smak :) Całą naszą wyprawę prowadziły nas znaki R10. Tak samo wyjeżdżamy z Białogóry:
Docieramy do Karwi. Przypominają mi się widoki z wycieczki dwu dniowej (niestety zdjęcia się zepsuły, o to jest dobre miejsce na to pytanie: Czy zdjęcia wrzucane na serwer BS będą miały wieczną żywotność? ) z bratem i sąsiadem na Hel w 2011r. Podjazd w Jastrzębiej Górze był wyczerpujący naprawdę szło się zmęczyć. Oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęcia na najdalej wysuniętym na północ punktem Polski tzw. Gwiazda Północy:
Dojeżdżamy do Władysławowa. Ania idzie zapytać o ceny w pierwszym polu namiotowym. Cena w sumie była w porządku, ale zbyt daleko od centrum. Jedziemy dalej. Korki w mieście niesamowite. Niby ścieżki rowerowe są, ale ludzie chodzą jak święte krowy, a najgorsze są dzieciaki na rowerowych quadach. W sumie nie tylko dzieciaki...
Tak przez przypadek przejeżdżamy przez Władysławowo. Pola namiotowe się skończyły i wjeżdżamy na półwysep Helski. Powstała w sumie mała kłótnia, ale co to by była za wyprawa bez kłótni :) Postanowiliśmy dojechać do Chałup tam każde pole namiotowe zajęte. Jedziemy dalej. Kuźnicę przejeżdżamy od razu nawet nie staramy się szukać pola. Jednak słońce powoli zachodzi, zwiększamy tempo i docieramy do Jastarni:
Robimy kółko po Jastarni. W końcu i tak cofamy się do tego na początku. Pole nazywało się Pod Cyprusami. Polecam serdecznie. Rozbijamy namiot i rowerami lecimy na gofra. Przejażdżka po miasteczku zakupy na wieczór i tak wpadło nam wyprawowe 100km. Dla Marty było to szczególne STO kilometrów. Patrząc na jej ciężkie początki w tym sezonie, po przejechaniu tego dystansu cieszyłem się razem z nią. Wieczorem kąpiel i oczywiście nie mogło zabrnąć zimnego piwka. Nie miałem żadnych ograniczeń na dzisiaj wypiłem i tak tylko dwa :)
Dzień SIÓDMY!
Jedziemy dalej leśną drogą w stronę Helu. Patrząc na mapę nie widzimy, żadnych większych miejscowości, gdzie byśmy mogli zjeść śniadanie. Głodni byliśmy nie ma co ukrywać. Droga prowadzi cały czas lasem, po kilku kilometrach widzimy wydmy. Jest to charakterystyczny widok w tej części kraju. Jednak nie spodziewaliśmy się tych chmur:
Szukając sklepu jedziemy dalej. Docieramy do miejscowości Stilo. Widzimy znak latarnia morska. Oczywiście postanowiliśmy się na nią udać. Dziewczyny chyba przez chwilę żałowały, gdyż na latarnie prowadził dość długi podjazd. Jednak widok z góry wynagradzał wszelakie trudności:
Było wiadomo, że będzie padać. Niby tylko chmury wiszą nad morzem, ale z drugiej strony (nie mam ładnego zdjęcia, aby pokazać) widać, co za chwilę będzie się dziać na lądzie. Schodzimy w dół i zaczyna lać. Przeczekaliśmy deszcz. Zjeżdżamy z górki do wioski kupujemy duże drożdżówki 1,5l wody za 3zł 5l było za 5zł więc nie ubiliśmy interesu. Szczególnie, że nikt nie miał wody...
No nic kierujemy się dalej szlakiem. tutaj trochę gorzej oznaczony, jednak z GPS-em w telefonie dajemy radę. W lesie dziewczyny robią sik-pauzę. Nasze rumaki też odpoczywają:
I UWAGA! nagle zza naszych pleców nadjeżdża Krzysiek, zdziwiony co my tak daleko robimy. Jedziemy w czwórkę dalej. Rozmawiamy czasami się na chwilę rozdzielimy, ale cały czas Krzysiek blisko nas my blisko Krzyśka. Podczas dzisiejszej jazdy zauważyłem że tylne koło nie równo mi się kręci. Jak się okazało opona zaczęła mi się rozdzielać. Jak tylko wjechaliśmy na asfalt nastąpiła wymiana z przodu na tył. Z oponami i dętkami to była jedyna awaria:
Po wymianie docieramy w czwórkę do Lubiatowa. Tam mapy Krzyśka zawodzą, nasze GPS-y też więc trochę błądzimy. W końcu patrząc na słońce (Marty pomysł <3 ) obieramy dobry kierunek. Docieramy do Białogóry. Tam robimy zakupy w lewiatanie. Dzisiaj to dzień szaleństw, skusiliśmy się nawet na kupno kiełbasy. Ach ten smak :) Całą naszą wyprawę prowadziły nas znaki R10. Tak samo wyjeżdżamy z Białogóry:
Docieramy do Karwi. Przypominają mi się widoki z wycieczki dwu dniowej (niestety zdjęcia się zepsuły, o to jest dobre miejsce na to pytanie: Czy zdjęcia wrzucane na serwer BS będą miały wieczną żywotność? ) z bratem i sąsiadem na Hel w 2011r. Podjazd w Jastrzębiej Górze był wyczerpujący naprawdę szło się zmęczyć. Oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęcia na najdalej wysuniętym na północ punktem Polski tzw. Gwiazda Północy:
Dojeżdżamy do Władysławowa. Ania idzie zapytać o ceny w pierwszym polu namiotowym. Cena w sumie była w porządku, ale zbyt daleko od centrum. Jedziemy dalej. Korki w mieście niesamowite. Niby ścieżki rowerowe są, ale ludzie chodzą jak święte krowy, a najgorsze są dzieciaki na rowerowych quadach. W sumie nie tylko dzieciaki...
Tak przez przypadek przejeżdżamy przez Władysławowo. Pola namiotowe się skończyły i wjeżdżamy na półwysep Helski. Powstała w sumie mała kłótnia, ale co to by była za wyprawa bez kłótni :) Postanowiliśmy dojechać do Chałup tam każde pole namiotowe zajęte. Jedziemy dalej. Kuźnicę przejeżdżamy od razu nawet nie staramy się szukać pola. Jednak słońce powoli zachodzi, zwiększamy tempo i docieramy do Jastarni:
Robimy kółko po Jastarni. W końcu i tak cofamy się do tego na początku. Pole nazywało się Pod Cyprusami. Polecam serdecznie. Rozbijamy namiot i rowerami lecimy na gofra. Przejażdżka po miasteczku zakupy na wieczór i tak wpadło nam wyprawowe 100km. Dla Marty było to szczególne STO kilometrów. Patrząc na jej ciężkie początki w tym sezonie, po przejechaniu tego dystansu cieszyłem się razem z nią. Wieczorem kąpiel i oczywiście nie mogło zabrnąć zimnego piwka. Nie miałem żadnych ograniczeń na dzisiaj wypiłem i tak tylko dwa :)
Dzień SIÓDMY!