Nad morze! Dzień pierwszy :)
Czwartek, 30 maja 2013 | dodano:05.06.2013Kategoria 100-200km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami, Czerwcówka 2013
Km: | 142.58 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:21 | km/h: | 22.45 |
Pr. maks.: | 40.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Od pojawienia się pomysłu do wykonania go nie minęło dużo czasu. Jakieś 2 tygodnie przed postanowiliśmy razem z Martą wykorzystać ten długi weekend. Pomyślałem aby wyjechać nad morze. Marta bez wahania się zgodziła.
Pierwszy termin wyjazdu to środa po południu zaraz po zajęciach. Jednak spore problemy z rowerami ( o tym kiedy indziej) oraz zła pogoda uniemożliwia nam wyjazd w środę. W czwartek rano idziemy do Kościoła na 7.30 wracamy pakujemy resztę rzeczy i parę min po 9 ruszamy w drogę:
Z racji na wolny dzień umawiam się z Bartkiem aby kawałek nam potowarzyszył. Spotykamy się na trasie wojewódzkiej do Szamotuł. Ruch na drodze znikomy jedziemy całą szerokością pasa swobodnie sobie rozmawiając. W miedzy czasie robimy ,,sik-pauze"
Tym właśnie sprzętem mam zamiar dojechać nad morze:
Do Szamotuł docieramy bardzo szybko. Tam robimy też przerwę na śniadanie. Niestety Bartek musi nas opuścić. Jedzie grillować do Pobiedzisk. Robimy wspólną fotkę i żegnamy się z Bartkiem:
My natomiast ruszamy dobrze mi znaną trasą na Czarnków. Jechałem tam chociaż by półtora tygodnia temu kiedy to razem z ekipą z forum i znajomymi zdobyliśmy Kołobrzeg w jedną noc. Tutaj link ---> TO TU! :) Trasa do Czarnkowa to sama przyjemność:
Jednak najlepszy jest sam zjazd przed Czarnkowem. Dosłownie jak w górach piękna sprawa. W samym mieście robimy przerwę na 2 śniadanie mamy już około 80km w nogach. Jeść trzeba! Jako miejsce odpoczynku wybieramy park gdzie stoi czołg T-34:
Mijamy Noteć i po kilku km wjeżdżamy do ,,przeklętego lasu". Dlaczego przeklętego? Hmm... Pewnie tak go nazwałem bo jadąc tam rok temu, kolega miał wypadek rozbił głowę przez co nie dojechał nad morze. Jadąc tam w tym roku łapiemy laczka. Gdy my z Martą jechaliśmy przez ten las zaczęło padać. Tak, zaczęło początkowo nie było źle. Kropiło sobie tylko. Tak też wjeżdżamy do woj. Zachodnio-Pomorskiego:
Jednak kilka kilometrów dalej rozpadało się na dobre. W solidnym deszczu docieramy do Wałcza, gdzie wjeżdżamy na stację benzynową. To właśnie tam spędzamy najbliższe prawie 2 godziny. Traciliśmy nadzieję, że przestanie padać. Szukaliśmy planu B. Jednym z planów było rozbicie się za stacją. W końcu przestało lać i grzmieć. Z uśmiechami na twarzy wyjeżdżamy z Wałcza:
Kilka km za rozbijamy namiot. Miejsce idealne, gdyż na dużej ilości mchu śpi się bardzo wygodnie. Nie mamy już sił na gotowanie czegokolwiek także po kilku minutach zasypiamy w naszym ciepłym przenośnym domku :)
Pierwszy termin wyjazdu to środa po południu zaraz po zajęciach. Jednak spore problemy z rowerami ( o tym kiedy indziej) oraz zła pogoda uniemożliwia nam wyjazd w środę. W czwartek rano idziemy do Kościoła na 7.30 wracamy pakujemy resztę rzeczy i parę min po 9 ruszamy w drogę:
Z racji na wolny dzień umawiam się z Bartkiem aby kawałek nam potowarzyszył. Spotykamy się na trasie wojewódzkiej do Szamotuł. Ruch na drodze znikomy jedziemy całą szerokością pasa swobodnie sobie rozmawiając. W miedzy czasie robimy ,,sik-pauze"
Tym właśnie sprzętem mam zamiar dojechać nad morze:
Do Szamotuł docieramy bardzo szybko. Tam robimy też przerwę na śniadanie. Niestety Bartek musi nas opuścić. Jedzie grillować do Pobiedzisk. Robimy wspólną fotkę i żegnamy się z Bartkiem:
My natomiast ruszamy dobrze mi znaną trasą na Czarnków. Jechałem tam chociaż by półtora tygodnia temu kiedy to razem z ekipą z forum i znajomymi zdobyliśmy Kołobrzeg w jedną noc. Tutaj link ---> TO TU! :) Trasa do Czarnkowa to sama przyjemność:
Jednak najlepszy jest sam zjazd przed Czarnkowem. Dosłownie jak w górach piękna sprawa. W samym mieście robimy przerwę na 2 śniadanie mamy już około 80km w nogach. Jeść trzeba! Jako miejsce odpoczynku wybieramy park gdzie stoi czołg T-34:
Mijamy Noteć i po kilku km wjeżdżamy do ,,przeklętego lasu". Dlaczego przeklętego? Hmm... Pewnie tak go nazwałem bo jadąc tam rok temu, kolega miał wypadek rozbił głowę przez co nie dojechał nad morze. Jadąc tam w tym roku łapiemy laczka. Gdy my z Martą jechaliśmy przez ten las zaczęło padać. Tak, zaczęło początkowo nie było źle. Kropiło sobie tylko. Tak też wjeżdżamy do woj. Zachodnio-Pomorskiego:
Jednak kilka kilometrów dalej rozpadało się na dobre. W solidnym deszczu docieramy do Wałcza, gdzie wjeżdżamy na stację benzynową. To właśnie tam spędzamy najbliższe prawie 2 godziny. Traciliśmy nadzieję, że przestanie padać. Szukaliśmy planu B. Jednym z planów było rozbicie się za stacją. W końcu przestało lać i grzmieć. Z uśmiechami na twarzy wyjeżdżamy z Wałcza:
Kilka km za rozbijamy namiot. Miejsce idealne, gdyż na dużej ilości mchu śpi się bardzo wygodnie. Nie mamy już sił na gotowanie czegokolwiek także po kilku minutach zasypiamy w naszym ciepłym przenośnym domku :)
komentarze
Kilka uwag.
Po co wam kaski w turystyce rowerowej...
Dlaczego chcieliście gotować wieczorem...Czyż nie sensowniej jest jeść w trasie... Roberto - 05:58 poniedziałek, 24 czerwca 2013 | linkuj
Komentuj
Po co wam kaski w turystyce rowerowej...
Dlaczego chcieliście gotować wieczorem...Czyż nie sensowniej jest jeść w trasie... Roberto - 05:58 poniedziałek, 24 czerwca 2013 | linkuj