W góry! Dzień 4.
Czwartek, 6 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, Góry 2012, 100-200km
Km: | 121.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:38 | km/h: | 21.53 |
Pr. maks.: | 69.40 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Wstajemy rano całkiem wcześnie. Zbieramy namiot, całe szczęście żadne dziki nas nie zaatakowały. Rano ujrzałem tylko sarnę jednak jak mnie zauważyła to od razu uciekała. Ruszamy w kierunku granicy z Czechami. Po drodze przerwa na śniadanie i zakupy w biedronce. Po kilku km mijamy Odrę:
i wjeżdżamy do Czech:
W Czechach początkowo jedziemy kawałek autostradą. Nie było jakieś innej drogi. Po kilku km docieramy do miasteczka o którym nas informowały znaki od dłuższej chwili. Wjeżdżamy do centrum robimy sobie przerwę na jedzonko i strzelamy fotkę pałacyku:
Po przerwie jedziemy dalej w kierunku granicy z Polską. Do samej granicy musieliśmy nieźle podjechać, jednak widoki z góry były naprawdę fajne:
Jedziemy kilka km po czym robimy zakupy w polskim sklepie i udajemy się dalej w kierunku Wisły. Przerwa na ryneczku to był dobry pomysł:
Po obejrzeniu Wisły kierujemy się w stronę największego podjazdu podczas całej naszej wyprawy. Przy okazji mijamy Wisłę:
Tam trafiamy na pewnego pana, który jak się okazuję też rowerowy zapaleniec. Chwila rozmowy i pan nam proponuję w przyszłym roku wyjazd dookoła Europy. Niestety, żadnego kontaktu nie zabraliśmy i pojechaliśmy dalej. Przed nami podjazd, ale zanim zaczął się ten prawdziwy mijamy skocznie w Wiśle:
Dalej to walka z samym sobą, aby podjechać nie zatrzymać się. Pewnie dla ludzi którzy mają więcej do czynienia z górami ten podjazd nie był taki straszny, ale dla takich dwóch laików jak my z WLKP był naprawdę ciężki. Jednak na górze piękny widoczek i zjazd:
Potem mały podjazd i jesteśmy na miejscu. U dwóch kochanych dziewczyn które nas ugościły. Dały jeść, pozwoliły prysznic wziąć, na dodatek miały piwko, żyć nie umierać jeszcze przesympatyczni goście przyszli (pozdrowienia dla Pauliny ;) ) Spać kładziemy się stosunkowo późno. Jednak wykąpani najedzeni i napici. Dzięki wam jeszcze raz! :)
<--- Dzień poprzedni /Dzień następny --->
i wjeżdżamy do Czech:
W Czechach początkowo jedziemy kawałek autostradą. Nie było jakieś innej drogi. Po kilku km docieramy do miasteczka o którym nas informowały znaki od dłuższej chwili. Wjeżdżamy do centrum robimy sobie przerwę na jedzonko i strzelamy fotkę pałacyku:
Po przerwie jedziemy dalej w kierunku granicy z Polską. Do samej granicy musieliśmy nieźle podjechać, jednak widoki z góry były naprawdę fajne:
Jedziemy kilka km po czym robimy zakupy w polskim sklepie i udajemy się dalej w kierunku Wisły. Przerwa na ryneczku to był dobry pomysł:
Po obejrzeniu Wisły kierujemy się w stronę największego podjazdu podczas całej naszej wyprawy. Przy okazji mijamy Wisłę:
Tam trafiamy na pewnego pana, który jak się okazuję też rowerowy zapaleniec. Chwila rozmowy i pan nam proponuję w przyszłym roku wyjazd dookoła Europy. Niestety, żadnego kontaktu nie zabraliśmy i pojechaliśmy dalej. Przed nami podjazd, ale zanim zaczął się ten prawdziwy mijamy skocznie w Wiśle:
Dalej to walka z samym sobą, aby podjechać nie zatrzymać się. Pewnie dla ludzi którzy mają więcej do czynienia z górami ten podjazd nie był taki straszny, ale dla takich dwóch laików jak my z WLKP był naprawdę ciężki. Jednak na górze piękny widoczek i zjazd:
Potem mały podjazd i jesteśmy na miejscu. U dwóch kochanych dziewczyn które nas ugościły. Dały jeść, pozwoliły prysznic wziąć, na dodatek miały piwko, żyć nie umierać jeszcze przesympatyczni goście przyszli (pozdrowienia dla Pauliny ;) ) Spać kładziemy się stosunkowo późno. Jednak wykąpani najedzeni i napici. Dzięki wam jeszcze raz! :)
<--- Dzień poprzedni /Dzień następny --->