Do Warszawy z Poznania na 5 minut!
Sobota, 27 czerwca 2015 | dodano:28.06.2015Kategoria 300-400km, TCT, Ze zdjęciami
Km: | 330.95 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 11:12 | km/h: | 29.55 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 22.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Początkowo miał być to wyjazd z TCT w góry lub do Berlina. Niestety nie wypalił i dwa dni przed weekendem wrzucam posta czy ktoś nie jest chętny na wycieczkę ze mną do Warszawy. Praktycznie zerowy odzew uświadomił mnie, że pojadę sam. Jednak zapomniałem jeszcze o Tomku z Witkowa. Był chętny, ale niestety szedł na 25 lecie ślubu cioci i wuja. Jak jechałem po zakupy na wyjazd zadzwonił do mnie i powiedział: ,, Jadę z Tobą! Impreza jest dzisiaj (piątek) więc w sobotę będą razem z Kubą czekał na Ciebie we Wrześni". Naprawdę się ucieszyłem. Marta chyba jeszcze bardziej, przynajmniej jadę z kimś nie sam. Nie będzie musiała się tak martwić.
W piątek wieczorem moja ukochana smaży mi kotlety, a ja szykuję rower do drogi:
W sobotę pobudka o 3. Pierwsze co robię to sprawdzam pogodę. Wychodzę na balkon i tak jak myślałem pada. Idę pospać jeszcze chwilkę. Druga próba 3.45. Wstałem i teraz nie padało. Dla mnie ważne, aby nie padało gdy wyjeżdżam, potem niech się dzieje co chce. Niby spakowany byłem, ale wyjeżdżam dopiero o 4:45. Najtrudniejsze to przejazd przez miasto sobie pomyślałem. Nie było tak źle. Wyjeżdżam kierując się na Tulce. Pomaga mi trochę nawigacja w telefonie. Przez Tulce tylko przejeżdżam robiąc zdjęcie kościoła z ,,drogi" :
Pierwszą przerwę zaplanowałem sobie na Wrześnie. Po drodze zatrzymałem się kilka razy, aby sprawdzić mapę. Opłacało się jechać do Wrześni bocznymi drogami:
Jednak nie do końca w jednej z wiosek, zatrzymuję się pytam o drogę miejscowi nie wiedzą. kierują mnie jakiś na około. Droga która pokazuje mi nawigacja według ich nie istnieje. Nadrabiam kilka kilometrów, ale docieram z powrotem na wyznaczoną trasę. Jadę zgodnie z nawigacją, aż trafiam na taką drogę:
Potem tylko przejście z rowerem na plecach przez były przejazd kolejowy. Na mapie jeszcze istniał. Kilkaset metrów dalej wjeżdżam na upragnioną DK 92:
We Wrześni wjeżdżam na stacje BP, gdzie czekam z Chwastem i Siwym. W miedzy czasie wcinam bułkę z kotletem i na to batona lub odwrotnie już nie pamiętam. Ruszając z chłopakami na 76km mam średnią 27.5km/h. Zaraz po staracie wiedziałem, że będzie tylko rosnąć. Przez Słupce tylko przelatujemy. Nikt nie pomyślał o przerwie. Przed Koninem wyprzedzamy kolarza, z prędkością +/-37km/h. Postanowił nas dogonić i pyta:
-Cześć! Jaki plan na dzisiaj? :)
-No do Warszawy jedziemy!
-Gdzie?! Do Warszawy ?! Nie no jak tak serio pytam?
-No serio do Wawy. Ja ruszałem z Poznania już mam 110km. Jedziesz z nami?
-Nie ja dzisiaj 40km planuję, ale mogę was oprowadzić do Konina.
-OK! :)
I tak po chwili jesteśmy w Koninie. Kolega życzy nam powodzenia i jedziemy dalej. Na słynnych górkach miedzy Koninem, a Kołem robimy 2min przerwę na siku i wyciągniecie batona z torby na zaś. Górki trochę dają w kość. Zasadniczą przerwę robimy w Kolę po 150km:
W Kole był zlot motocyklistów. My mieliśmy za mało czasu. Po 15 minutach gdzie zjedliśmy i wypiliśmy i dokupiliśmy piecie jedziemy dalej. Na wyjeździe 2 minutowa tzw. sik-pauza. Kolejną przerwę planowaliśmy zrobić po przejechaniu kolejnych 75km. Jechało się naprawdę dobrze. Lekki wiatr w plecy, Chwast na przodzie i cały czas powyżej 30km/h. Po 50km zaraz przed Kutnem robimy znowu 2 minutową sik-pauzę. Jakby ktoś się bał drogi krajowej numer 92 to w większości wygląda ona tak:
Pusto, bo w większości ruch leci A2, jak już Tiry jadą to mamy do dyspozycji duże pobocze i jest naprawdę równo. 75km minęło naprawdę szybko. Postanowiliśmy jechać dalej tak po mniej więcej 100km zatrzymujemy się na stacji w Łowiczu:
Tutaj przerwa trochę dłuższa bo z 30 min siedzimy lekko. Jedzenie regeneracja toalety. Tak właśnie wyglądała ta 30 minutowa przerwa. W końcu kolejny przystanek miał być dopiero w Warszawie. Parę minut po 15 ruszamy ostatecznie zdobyć Warszawę. Jednak przed Sochaczewem łapie mnie kryzys senny, 3h snu przed takim wysiłkiem to stanowczo za mało. W Sochaczewie nie planowana przerwa na kupno energetyka. Od tego miejsca zaczęła się walka z czasem. Ostatnie 60km to dawanie z siebie wszystkiego. Na zakazy które są najbardziej bezsensowne chyba w całej Polsce nie zwracamy nawet uwagi. Całę szczęście nikt nie trąbił na nas. Z prędkością ponad 30km/h podjeżdżamy pod tablicę Warszawa. Oczywiście musiało być wspólne zdjęcie:
Ostatnio kilometry do dworca i czas kupić bilety. Godzina 18.25, a wszędzie takie kolejki... W końcu kupujemy bilety. Godzina 18.55 pociąg odjeżdża 19.19 wskakujemy do Carfula po ,,prowiant" do pociągu. Ja robię szybkie pamiątkowe zdjęcie:
Pociąg ma 10 minut spóźnienia. Tomek biegnie zrobić sobie fotkę z rowerem pod pałacem. 19.30 wsiadamy do pociągu. Oczywiście jak zawsze mamy miejsca siedzące:
Podróż z Warszawy mija szybko i bezstresowo. We Wrześni chłopacy wysiadają. Ja kontynuuję jazdę do Poznania. Wysiadam czekam na brata chwilę (nie chciało mi się wracać w deszczu) i wracam samochodem do domu.
Ponad 11h samej jazdy, przerw niecałe 2h tylko po to aby być 5 minut w Warszawie. Jednak często jest tak, że to droga właśnie jest celem!
Dzięki za wspólny wyjazd! Do następnego! :)
W piątek wieczorem moja ukochana smaży mi kotlety, a ja szykuję rower do drogi:
W sobotę pobudka o 3. Pierwsze co robię to sprawdzam pogodę. Wychodzę na balkon i tak jak myślałem pada. Idę pospać jeszcze chwilkę. Druga próba 3.45. Wstałem i teraz nie padało. Dla mnie ważne, aby nie padało gdy wyjeżdżam, potem niech się dzieje co chce. Niby spakowany byłem, ale wyjeżdżam dopiero o 4:45. Najtrudniejsze to przejazd przez miasto sobie pomyślałem. Nie było tak źle. Wyjeżdżam kierując się na Tulce. Pomaga mi trochę nawigacja w telefonie. Przez Tulce tylko przejeżdżam robiąc zdjęcie kościoła z ,,drogi" :
Pierwszą przerwę zaplanowałem sobie na Wrześnie. Po drodze zatrzymałem się kilka razy, aby sprawdzić mapę. Opłacało się jechać do Wrześni bocznymi drogami:
Jednak nie do końca w jednej z wiosek, zatrzymuję się pytam o drogę miejscowi nie wiedzą. kierują mnie jakiś na około. Droga która pokazuje mi nawigacja według ich nie istnieje. Nadrabiam kilka kilometrów, ale docieram z powrotem na wyznaczoną trasę. Jadę zgodnie z nawigacją, aż trafiam na taką drogę:
Potem tylko przejście z rowerem na plecach przez były przejazd kolejowy. Na mapie jeszcze istniał. Kilkaset metrów dalej wjeżdżam na upragnioną DK 92:
We Wrześni wjeżdżam na stacje BP, gdzie czekam z Chwastem i Siwym. W miedzy czasie wcinam bułkę z kotletem i na to batona lub odwrotnie już nie pamiętam. Ruszając z chłopakami na 76km mam średnią 27.5km/h. Zaraz po staracie wiedziałem, że będzie tylko rosnąć. Przez Słupce tylko przelatujemy. Nikt nie pomyślał o przerwie. Przed Koninem wyprzedzamy kolarza, z prędkością +/-37km/h. Postanowił nas dogonić i pyta:
-Cześć! Jaki plan na dzisiaj? :)
-No do Warszawy jedziemy!
-Gdzie?! Do Warszawy ?! Nie no jak tak serio pytam?
-No serio do Wawy. Ja ruszałem z Poznania już mam 110km. Jedziesz z nami?
-Nie ja dzisiaj 40km planuję, ale mogę was oprowadzić do Konina.
-OK! :)
I tak po chwili jesteśmy w Koninie. Kolega życzy nam powodzenia i jedziemy dalej. Na słynnych górkach miedzy Koninem, a Kołem robimy 2min przerwę na siku i wyciągniecie batona z torby na zaś. Górki trochę dają w kość. Zasadniczą przerwę robimy w Kolę po 150km:
W Kole był zlot motocyklistów. My mieliśmy za mało czasu. Po 15 minutach gdzie zjedliśmy i wypiliśmy i dokupiliśmy piecie jedziemy dalej. Na wyjeździe 2 minutowa tzw. sik-pauza. Kolejną przerwę planowaliśmy zrobić po przejechaniu kolejnych 75km. Jechało się naprawdę dobrze. Lekki wiatr w plecy, Chwast na przodzie i cały czas powyżej 30km/h. Po 50km zaraz przed Kutnem robimy znowu 2 minutową sik-pauzę. Jakby ktoś się bał drogi krajowej numer 92 to w większości wygląda ona tak:
Pusto, bo w większości ruch leci A2, jak już Tiry jadą to mamy do dyspozycji duże pobocze i jest naprawdę równo. 75km minęło naprawdę szybko. Postanowiliśmy jechać dalej tak po mniej więcej 100km zatrzymujemy się na stacji w Łowiczu:
Tutaj przerwa trochę dłuższa bo z 30 min siedzimy lekko. Jedzenie regeneracja toalety. Tak właśnie wyglądała ta 30 minutowa przerwa. W końcu kolejny przystanek miał być dopiero w Warszawie. Parę minut po 15 ruszamy ostatecznie zdobyć Warszawę. Jednak przed Sochaczewem łapie mnie kryzys senny, 3h snu przed takim wysiłkiem to stanowczo za mało. W Sochaczewie nie planowana przerwa na kupno energetyka. Od tego miejsca zaczęła się walka z czasem. Ostatnie 60km to dawanie z siebie wszystkiego. Na zakazy które są najbardziej bezsensowne chyba w całej Polsce nie zwracamy nawet uwagi. Całę szczęście nikt nie trąbił na nas. Z prędkością ponad 30km/h podjeżdżamy pod tablicę Warszawa. Oczywiście musiało być wspólne zdjęcie:
Ostatnio kilometry do dworca i czas kupić bilety. Godzina 18.25, a wszędzie takie kolejki... W końcu kupujemy bilety. Godzina 18.55 pociąg odjeżdża 19.19 wskakujemy do Carfula po ,,prowiant" do pociągu. Ja robię szybkie pamiątkowe zdjęcie:
Pociąg ma 10 minut spóźnienia. Tomek biegnie zrobić sobie fotkę z rowerem pod pałacem. 19.30 wsiadamy do pociągu. Oczywiście jak zawsze mamy miejsca siedzące:
Podróż z Warszawy mija szybko i bezstresowo. We Wrześni chłopacy wysiadają. Ja kontynuuję jazdę do Poznania. Wysiadam czekam na brata chwilę (nie chciało mi się wracać w deszczu) i wracam samochodem do domu.
Ponad 11h samej jazdy, przerw niecałe 2h tylko po to aby być 5 minut w Warszawie. Jednak często jest tak, że to droga właśnie jest celem!
Dzięki za wspólny wyjazd! Do następnego! :)
komentarze
Super wyjazd. Dobrze wiedzieć, że w okolicy kręcą się solidni kolarze ;)
Artur - 22:17 poniedziałek, 23 listopada 2015 | linkuj
Komentuj