Amber Road, czyli
Niedziela, 25 sierpnia 2013 | dodano:10.09.2013Kategoria 50-100km, Ze zdjęciami, Maratony
Km: | 95.91 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 33.85 |
Pr. maks.: | 49.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
mój pierwszy maraton rowerowy. Oczywiście w którym brałem udział jako zawodnik. Było to tak:
Pewnego dnia zadzwonił do mnie Jarzynowy z propozycją udziału w maratonie. Zgodziłem się. Temat ucichł. Parę dni przed samym maratonem udajemy się na wspólne 2 treningi. W samą niedzielę przyjeżdża mój team. Ruszamy do Gostynia. Ubieramy się w ciuchy przygotowujemy rowery i jedziemy na mały trening. W miedzy czasie już pierwsze piątki ruszają. W końcu udajemy się na start:
Ruszamy najpierw pierwsze 2 km spokojnego przejazdu później czekam na odpowiedni start i ruszamy z kopyta. Pierwsze 35km to jazda pod wiatr. Jechaliśmy koło 38-40km/h. Zmęczyłem się strasznie. Czekałem na dystans gdzie będzie z górki. Zostałem nawet przyłapany na trasie:
Zaczęło się z wiatrem ale prędkość podrosła prawie o 10km/h. Po kilku km przestałem w ogóle dawać zmiany. Trzymałem się z tyłu żeby jak najbliżej do mety dojechać. Prędkość cały czas ponad 45km/h. Jedynie na zakrętach wolniej. Było ciężko momentami bardzo ciężko nawet utrzymać mi się na kole. Przyszedł 73km trasy. Odpuściłem. Zjadłem coś na spokojnie i jechałem swoim tempem do mety. Niestety na 84km łapią mnie skurcze w lewym udzie. Muszę się na chwilę zatrzymać. Kilka osób mnie mija. Pytają czy coś pomóc. W końcu się zbieram i jadę powoli do mety. Nazbierałem trochę sił i sam koniec dałem z siebie wszystko:
Po przebraniu się. Poszliśmy zjeść kiełbasę i wypić piwo. Zajęliśmy 25 miejsce na 53 drużyny :) w Przyszłym roku pomyślę o częstszym udziale w takich imprezach.
Dzięki panowie!
Pewnego dnia zadzwonił do mnie Jarzynowy z propozycją udziału w maratonie. Zgodziłem się. Temat ucichł. Parę dni przed samym maratonem udajemy się na wspólne 2 treningi. W samą niedzielę przyjeżdża mój team. Ruszamy do Gostynia. Ubieramy się w ciuchy przygotowujemy rowery i jedziemy na mały trening. W miedzy czasie już pierwsze piątki ruszają. W końcu udajemy się na start:
Ruszamy najpierw pierwsze 2 km spokojnego przejazdu później czekam na odpowiedni start i ruszamy z kopyta. Pierwsze 35km to jazda pod wiatr. Jechaliśmy koło 38-40km/h. Zmęczyłem się strasznie. Czekałem na dystans gdzie będzie z górki. Zostałem nawet przyłapany na trasie:
Zaczęło się z wiatrem ale prędkość podrosła prawie o 10km/h. Po kilku km przestałem w ogóle dawać zmiany. Trzymałem się z tyłu żeby jak najbliżej do mety dojechać. Prędkość cały czas ponad 45km/h. Jedynie na zakrętach wolniej. Było ciężko momentami bardzo ciężko nawet utrzymać mi się na kole. Przyszedł 73km trasy. Odpuściłem. Zjadłem coś na spokojnie i jechałem swoim tempem do mety. Niestety na 84km łapią mnie skurcze w lewym udzie. Muszę się na chwilę zatrzymać. Kilka osób mnie mija. Pytają czy coś pomóc. W końcu się zbieram i jadę powoli do mety. Nazbierałem trochę sił i sam koniec dałem z siebie wszystko:
Po przebraniu się. Poszliśmy zjeść kiełbasę i wypić piwo. Zajęliśmy 25 miejsce na 53 drużyny :) w Przyszłym roku pomyślę o częstszym udziale w takich imprezach.
Dzięki panowie!