Poznań-Paryż 2013 dzień 3
Środa, 17 lipca 2013 | dodano:28.11.2013Kategoria 100-200km, Poznań-Paryż 2013, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 107.47 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:46 | km/h: | 18.64 |
Pr. maks.: | 36.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 294m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 3
Niemcy.
Wstajemy dosyć szybko jak na wyprawowe poranki. Już o 9 jesteśmy gotowi do jazdy. Śniadanie również tam gdzie wczorajsza kolacja czyli na ścieżce. Udało nam się zajechać zaledwie 50m, Bartek informuję mnie o awarii. Pękła mu szprycha i nypel przebił dętkę...
Bartek wymienia dętkę. Miał za krótki wentyl i zaczął zmieniać dętkę na inną. W tym miejscu odbyła się nasza pierwsza wyprawowa sprzeczka. Bartek nie chciał sobie dać pomóc. Ja na siłę nic nie robiłem. Jednak szybko znajdujemy wspólny język i razem naprawiamy awarię. Jedziemy w dalszym ciągu drogą rowerową w miedzy czasie robimy przerwę na zakupy na drugie śniadanie. Mijamy Berlin Ring i kilka km za nim robimy sobie przerwę na 2 posiłek dzisiejszego dnia.
Udaje nam się zahaczyć o ładną wioskę (zabytkową) na środku stał kościółek obok było coś w rodzaju rolnictwa no i oczywiście pałacyk który mi się nie wątpliwie spodobał. Oj ile by było trzeba w nim sprzątać, ale za to jakie imprezy można by zrobić:
Zjeżdżamy z głównej drogi na rzecz mniej ruchliwej. Po kilku set metrach podjeżdża do mnie samochód. Patrzę polskie tablice. Zaczyna pytać po niemiecku o jakąś firmę. Ja jednak odpowiadam po polsku: ,,Panie nie jestem stąd nie pomogę panu" Koleś się trochę zdziwił, chwilkę porozmawialiśmy i ruszyliśmy dalej pięknymi malowniczymi drogami:
Dzień chylił się ku zachodowi. My cały czas drogami rowerowymi podążamy do Tangermünde. Tam też planowaliśmy zrobić zakupy na kolację. Niedawno musiała tu mieć miejsce jakaś powódź. Pola zalane, a jak nie pozalewane to zgniłe od stojącej wody. My czym prędzej jedziemy do miasta. Spieszy nam się, bo jak wiadomo na zachodzie sklepy są czynne do 20. Przed samym miastem widać sprawcę tej że powodzi:
Wjeżdżamy szybko do Lidla byliśmy chyba za 4min 20. Robię szybkie zakupy na wieczór (woda, chleb, ser, izobronik i jakiś jogurt). Zwiedzamy miasteczko, prezentuje się naprawdę ładnie. Takie typowe niemieckie miasto:
Ruszamy szukać miejsca do spania. Trochę musieliśmy przejechać w końcu znajdujemy lasek który na pierwszy rzut oka miał duży potencjał aby nas ugościć. Jedynie mieszkańcy nie byli zadowoleni z naszej wizyty. Cała chmara komarów atakowała nas do ostatniej szpiki wbitej w ziemię. Całe szczęście w namiocie ich nie było...
Dzisiaj na kolacje makaron z sosem. Oprócz awarii to dzień jak najbardziej można zaliczyć do udanych :)
Niemcy.
Wstajemy dosyć szybko jak na wyprawowe poranki. Już o 9 jesteśmy gotowi do jazdy. Śniadanie również tam gdzie wczorajsza kolacja czyli na ścieżce. Udało nam się zajechać zaledwie 50m, Bartek informuję mnie o awarii. Pękła mu szprycha i nypel przebił dętkę...
Bartek wymienia dętkę. Miał za krótki wentyl i zaczął zmieniać dętkę na inną. W tym miejscu odbyła się nasza pierwsza wyprawowa sprzeczka. Bartek nie chciał sobie dać pomóc. Ja na siłę nic nie robiłem. Jednak szybko znajdujemy wspólny język i razem naprawiamy awarię. Jedziemy w dalszym ciągu drogą rowerową w miedzy czasie robimy przerwę na zakupy na drugie śniadanie. Mijamy Berlin Ring i kilka km za nim robimy sobie przerwę na 2 posiłek dzisiejszego dnia.
Udaje nam się zahaczyć o ładną wioskę (zabytkową) na środku stał kościółek obok było coś w rodzaju rolnictwa no i oczywiście pałacyk który mi się nie wątpliwie spodobał. Oj ile by było trzeba w nim sprzątać, ale za to jakie imprezy można by zrobić:
Zjeżdżamy z głównej drogi na rzecz mniej ruchliwej. Po kilku set metrach podjeżdża do mnie samochód. Patrzę polskie tablice. Zaczyna pytać po niemiecku o jakąś firmę. Ja jednak odpowiadam po polsku: ,,Panie nie jestem stąd nie pomogę panu" Koleś się trochę zdziwił, chwilkę porozmawialiśmy i ruszyliśmy dalej pięknymi malowniczymi drogami:
Dzień chylił się ku zachodowi. My cały czas drogami rowerowymi podążamy do Tangermünde. Tam też planowaliśmy zrobić zakupy na kolację. Niedawno musiała tu mieć miejsce jakaś powódź. Pola zalane, a jak nie pozalewane to zgniłe od stojącej wody. My czym prędzej jedziemy do miasta. Spieszy nam się, bo jak wiadomo na zachodzie sklepy są czynne do 20. Przed samym miastem widać sprawcę tej że powodzi:
Wjeżdżamy szybko do Lidla byliśmy chyba za 4min 20. Robię szybkie zakupy na wieczór (woda, chleb, ser, izobronik i jakiś jogurt). Zwiedzamy miasteczko, prezentuje się naprawdę ładnie. Takie typowe niemieckie miasto:
Ruszamy szukać miejsca do spania. Trochę musieliśmy przejechać w końcu znajdujemy lasek który na pierwszy rzut oka miał duży potencjał aby nas ugościć. Jedynie mieszkańcy nie byli zadowoleni z naszej wizyty. Cała chmara komarów atakowała nas do ostatniej szpiki wbitej w ziemię. Całe szczęście w namiocie ich nie było...
Dzisiaj na kolacje makaron z sosem. Oprócz awarii to dzień jak najbardziej można zaliczyć do udanych :)