Poznań-Paryż 2013 dzień 4
Czwartek, 18 lipca 2013 | dodano:11.12.2013Kategoria 100-200km, Poznań-Paryż 2013, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 106.35 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:20 | km/h: | 19.94 |
Pr. maks.: | 33.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 265m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 4.
Niemcy.
Budzimy się wcześnie podobnie jak wczoraj. Pakowanie namiotu idzie nam sprawnie. Pewnie przez dużo ilość komarów. Pierwsze co zrobiliśmy to rowery wystawiliśmy na drogę aby zminimalizować ryzyko przebicia się dętki przez leśne rośliny z kolcami. Tym samym zastawiliśmy przejazd panu (leśniczemu/rolnikowi). Szybko usuwamy rowery bojąc się o konsekwencje złego doboru miejsca na spanie. Jednak pan tylko się do nas uśmiechnął pomachał nam i pojechał dalej :) Oczywiście śniadania nie dało się tutaj zjeść. Było za dużo ,,chętnych" do naszego posiłku. Chociaż wydaję mi się, że te owady polowały na coś innego niż chleb z żółtym serem. Tak więc pierwszy posiłek jemy przy głównej drodze:
Najedzeni zadowoleni ruszamy. Jedzie się przyjemnie. Jak już wcześniej wspominałem drogi niemieckie pierwsza klasa. Temperatura odpowiednia czego chcieć więcej. Jak wiadomo przerwy trzeba robić więc siadamy przy polu, aby się posilić i napoić:
Celem na dzisiaj było przejechanie sporego kawałka drogi znaleźć sklep rowerowy i dojechać do Wolfsburga. W Gardenlagen, naprawdę ładnym miasteczku:
Znajdujemy sklep rowerowy. Bartek naprawia rower ja wykorzystuje czas na zjedzenie jogurcików z musli. Nieodłączny element praktycznie każdej dłuższej przerwy. Ruszamy dalej. Mijamy po drodze kanał na którym można zauważyć pełno barek (chociaż na zdjęciu jest tylko jedna):
Do Wolfsburga docieramy doscyć późno całe szczęście znajdujemy otwarty sklep. W tym też sklepie Bartek spotyka polaków którzy nam pomagają dobrze wyjechać z miasta. Z racji na fabrykę VW zauważamy pełno samochodów tej marki. Tak dobre 70% jeżdżących tam pojazdów miała z przodu znaczek VW. Wyjeżdżając z miasta widać pełno wolno biegających królików. Miejsce do spania może nie pierwszej jakości, ale było:
Tak też zakończył się dzień 4 który był zasadniczo dniem przelotowym. Z racji na błogie nasze lenistwo zrobiliśmy tyle kilometrów, a nie więcej :)
Niemcy.
Budzimy się wcześnie podobnie jak wczoraj. Pakowanie namiotu idzie nam sprawnie. Pewnie przez dużo ilość komarów. Pierwsze co zrobiliśmy to rowery wystawiliśmy na drogę aby zminimalizować ryzyko przebicia się dętki przez leśne rośliny z kolcami. Tym samym zastawiliśmy przejazd panu (leśniczemu/rolnikowi). Szybko usuwamy rowery bojąc się o konsekwencje złego doboru miejsca na spanie. Jednak pan tylko się do nas uśmiechnął pomachał nam i pojechał dalej :) Oczywiście śniadania nie dało się tutaj zjeść. Było za dużo ,,chętnych" do naszego posiłku. Chociaż wydaję mi się, że te owady polowały na coś innego niż chleb z żółtym serem. Tak więc pierwszy posiłek jemy przy głównej drodze:
Najedzeni zadowoleni ruszamy. Jedzie się przyjemnie. Jak już wcześniej wspominałem drogi niemieckie pierwsza klasa. Temperatura odpowiednia czego chcieć więcej. Jak wiadomo przerwy trzeba robić więc siadamy przy polu, aby się posilić i napoić:
Celem na dzisiaj było przejechanie sporego kawałka drogi znaleźć sklep rowerowy i dojechać do Wolfsburga. W Gardenlagen, naprawdę ładnym miasteczku:
Znajdujemy sklep rowerowy. Bartek naprawia rower ja wykorzystuje czas na zjedzenie jogurcików z musli. Nieodłączny element praktycznie każdej dłuższej przerwy. Ruszamy dalej. Mijamy po drodze kanał na którym można zauważyć pełno barek (chociaż na zdjęciu jest tylko jedna):
Do Wolfsburga docieramy doscyć późno całe szczęście znajdujemy otwarty sklep. W tym też sklepie Bartek spotyka polaków którzy nam pomagają dobrze wyjechać z miasta. Z racji na fabrykę VW zauważamy pełno samochodów tej marki. Tak dobre 70% jeżdżących tam pojazdów miała z przodu znaczek VW. Wyjeżdżając z miasta widać pełno wolno biegających królików. Miejsce do spania może nie pierwszej jakości, ale było:
Tak też zakończył się dzień 4 który był zasadniczo dniem przelotowym. Z racji na błogie nasze lenistwo zrobiliśmy tyle kilometrów, a nie więcej :)