Poznań-Paryż 2013 dzień 5
Piątek, 19 lipca 2013 | dodano:27.03.2014Kategoria 100-200km, Poznań-Paryż 2013, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 101.88 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:41 | km/h: | 17.93 |
Pr. maks.: | 32.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 280m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 5.
Niemcy.
Rano budzą nas pociągi które jadą kilkanaście metrów od naszych namiotów. Również słońce nie pozwalało nam spać. Kto sypia w namiocie ten wie, jak promienie słoneczne nagrzewają wnętrze namiotu. Poranna toaleta i krzątanina idzie nam wyjątkowo szybko. Może przez to, że co chwilę ktoś tu przechodzi na spacer z psem. Ruszamy zdobywać dalej Europę. Dzisiejszy cel to Hannover. Słońce nam sprzyja czego nie można powiedzieć o wietrze... Tradycyjnie wieje z zachodu. W pewnej wiosce przy rozstaju dróg robimy przerwę. Należało wciągnąć coś słodkiego i sprawdzić trasę. Rozkładam się z mapą na chodniku i po chwili już mam pomoc:
Po wytłumaczeniu drogi i dowiedzeniu się mniej więcej ile nam zostało do Holandii ruszamy dalej. Niestety nadal wieje z zachodu. Jedziemy sobie raz koło siebie raz w odległości kilkudziesięciu metrów. Raz rozmawiając ze sobą raz milcząc jakbyśmy mieli siebie już dosyć. Jednak cały czas jedziemy do przodu. Jakie pomysły nam wpadały do głowy to jest coś niesamowitego. Polecam każdemu kto wygra w totka przejechać się gdzieś rowerem. Od razu będzie wiedział co z pieniędzmi zrobić. Marzy się fajnie ale nasze nogi i brzuchy przywracają nas do rzeczywistości. Trzeba zrobić przerwę odpocząć i coś zjeść. Duża część przerw spędzam na rozmowie ze swoją ukochaną:
Ciekawie kto wie co jest w słoiku z zieloną nakrętką? Po przerwie ruszamy dalej zdobyć Hannover. Po kilku km jesteśmy na przedmieściach tegoż miasta. Widać to po budowlach (jakaś tam fabryka i zdecydowanie więcej domków jednorodzinnych):
Wjeżdżamy do miasta. Trudno nam się odnaleźć. Nie posiadamy niestety planów miast więc jedziemy na tzw. ,,czuja". Po drodze zdarzył się mały wypadek. Bartek jadąc za mną nie zauważył słupka którego szybko wyminąłem i tak też się w niego w montował. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Trochę rower ucierpiał. Ruszamy dalej w kierunku centrum. Przynajmniej tak nam się wydawało. Dojeżdżamy do centrum. Naprawiamy rower. Ja jadę na lekki ,,lans po Hannoverze'':
Przejeżdżając przez jedną z ulic nieszczęścia ciąg dalszy. Bartek się zagapił. Pewnie na jakąś ładną dziewczynę i nie zdążył się wypiąć i trzask leży przed Operą w środku miasta. Zdjęcia Bartka nie mam bo się szybko pozbierał ale za to jest Opera:
Robimy zakupy w Lidlu tradycyjnie na ostatnią chwilę ciężko nam się jest przyzwyczaić do godzin panujących na zachodzie. Sam wyjazd z miasta poszedł na sprawnie. Miejsce na nocleg też bardzo ładne nam się podobało. Kto ma takie widoki wieczorem z okna?
Wieczorem jeszcze mieliśmy pokaz fajerwerków. Spać kładziemy się koło północy
Niemcy.
Rano budzą nas pociągi które jadą kilkanaście metrów od naszych namiotów. Również słońce nie pozwalało nam spać. Kto sypia w namiocie ten wie, jak promienie słoneczne nagrzewają wnętrze namiotu. Poranna toaleta i krzątanina idzie nam wyjątkowo szybko. Może przez to, że co chwilę ktoś tu przechodzi na spacer z psem. Ruszamy zdobywać dalej Europę. Dzisiejszy cel to Hannover. Słońce nam sprzyja czego nie można powiedzieć o wietrze... Tradycyjnie wieje z zachodu. W pewnej wiosce przy rozstaju dróg robimy przerwę. Należało wciągnąć coś słodkiego i sprawdzić trasę. Rozkładam się z mapą na chodniku i po chwili już mam pomoc:
Po wytłumaczeniu drogi i dowiedzeniu się mniej więcej ile nam zostało do Holandii ruszamy dalej. Niestety nadal wieje z zachodu. Jedziemy sobie raz koło siebie raz w odległości kilkudziesięciu metrów. Raz rozmawiając ze sobą raz milcząc jakbyśmy mieli siebie już dosyć. Jednak cały czas jedziemy do przodu. Jakie pomysły nam wpadały do głowy to jest coś niesamowitego. Polecam każdemu kto wygra w totka przejechać się gdzieś rowerem. Od razu będzie wiedział co z pieniędzmi zrobić. Marzy się fajnie ale nasze nogi i brzuchy przywracają nas do rzeczywistości. Trzeba zrobić przerwę odpocząć i coś zjeść. Duża część przerw spędzam na rozmowie ze swoją ukochaną:
Ciekawie kto wie co jest w słoiku z zieloną nakrętką? Po przerwie ruszamy dalej zdobyć Hannover. Po kilku km jesteśmy na przedmieściach tegoż miasta. Widać to po budowlach (jakaś tam fabryka i zdecydowanie więcej domków jednorodzinnych):
Wjeżdżamy do miasta. Trudno nam się odnaleźć. Nie posiadamy niestety planów miast więc jedziemy na tzw. ,,czuja". Po drodze zdarzył się mały wypadek. Bartek jadąc za mną nie zauważył słupka którego szybko wyminąłem i tak też się w niego w montował. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Trochę rower ucierpiał. Ruszamy dalej w kierunku centrum. Przynajmniej tak nam się wydawało. Dojeżdżamy do centrum. Naprawiamy rower. Ja jadę na lekki ,,lans po Hannoverze'':
Przejeżdżając przez jedną z ulic nieszczęścia ciąg dalszy. Bartek się zagapił. Pewnie na jakąś ładną dziewczynę i nie zdążył się wypiąć i trzask leży przed Operą w środku miasta. Zdjęcia Bartka nie mam bo się szybko pozbierał ale za to jest Opera:
Robimy zakupy w Lidlu tradycyjnie na ostatnią chwilę ciężko nam się jest przyzwyczaić do godzin panujących na zachodzie. Sam wyjazd z miasta poszedł na sprawnie. Miejsce na nocleg też bardzo ładne nam się podobało. Kto ma takie widoki wieczorem z okna?
Wieczorem jeszcze mieliśmy pokaz fajerwerków. Spać kładziemy się koło północy