Poznań-Warszawa w jedną noc.
Niedziela, 13 lipca 2014 | dodano:29.07.2014
Km: | 371.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 14:59 | km/h: | 24.77 |
Pr. maks.: | 56.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Kolejny wyjazd z ekipą TCT. Tym razem ruszamy do naszej stolicy. Miejsce startu to rondo Śródka na miejsce spotkania jadę z Martą, o godzinie 16.50 jesteśmy na miejscu. Czekamy do 17. Żegnam się z Martą, a my w 8 osobowym składzie ruszamy w stronę byłej DK 5. Jest to pierwszy wyjazd gdzie jedzie tak mało szos. Prowadzi Bartek na kolarzówce razem z Remikiem który jedzie na single-speedzie. Tempo mimo tak dużej ilości MTB nadal koło 30km/h. Planowana pierwsza przerwa była w Pobiedziskach. Jednak mieliśmy przerwę techniczną. Uważajcie na takie szpikulce na trasach:
Do samych Pobiedzisk jedzie się dobrze. Nie jadę dzisiaj na szosie, ale mimo to często widać mnie na przodach peletonu. Przed samym miastem stoimy na przejeździe:
Podczas przerwy jedziemy do biedronki zasadniczo tylko po picie i izobronika. Jedziemy na ławkę, spotykamy się z koleżanką na chwilę rozmowy. Nie dowierza, że jedziemy dzisiaj aż do Warszawy. Kierujemy się w stronę Witkowa, gdzie ma dołączyć do nas Tomek. Jednak on nie może wytrzymać i wyjeżdża nam na przeciw. Po drodze łapie nas zachód słońca. Proszę bardzo kolejna wyprawa i po raz kolejny jedzie z nami Kasia naprawdę dziewczyny nie ma czego się bać.
Wjeżdżamy do Tomka na kawę. Ja do picia dostaję mocną kawę, abym w nocy nie zasnął, magnez aby mięśnie dawały radę, izobronika aby rozrzedzić krew, pepsi aby dostarczyć cukru. Naprawdę nie wiedziałem co pierwsze pić :)
Oczywiście nie mogło się obyć bez wspólnej fotki:
Wyjeżdżamy po zmroku także zakładamy wszelakie oświetlenie i ruszamy. Ujechaliśmy ledwie 15 metrów i stalowe kopyto Tomka zrywa łańcuch. Naprawa trochę trwała. W tym samym czasie dostajemy info, że w Poznaniu jest ulewa więc mamy uciekać. Po naprawie ruszamy dalej. Jednak kilka km ze Witkowem Remikowi rozwala się lampka próbujemy naprawić, co też zabiera dużo czasu:
Trasa wzdłuż jeziora powidzkiego czysta masakra dziura za dziurą, ale jak nam sie udało wyjechać z tej drogi to do samej Warszawy mieliśmy przepiękny asfalt. Funkcję pilota obrał Tomek, zna te tereny więc teraz on prowadzi. Dodatkowo jest to trzecia osoba na szosie więc wszyscy wysłaliśmy go na przód.Jedziemy koło kopalń wielkie maszyny widzimy z daleka:
robimy sobie wspólną nocą fotkę, widać rękę mistrza:
Jako zamykający team udało mi się uchwycić prawie wszystkie tylne lampki, niestety zdjęcie w ruchu i w nocy musi być rozmazane:
Dzisiaj jechaliśmy w sobotę, więc przy każdej większej wsi widać pełno młodych imprezujących ludzi. Takich sytuacji się obawiałem, że ktoś się napije wsiądzie za kółko i nas rozjedzie. Na szczęście cali dojeżdżamy do Kłodawy. Tam robimy przerwę na stacji benzynowej, tam też jeden uczestnik postanawia wracać do domu. Odpoczywamy i żegnamy się i ruszamy dalej. Już jedziemy DK 92 ponieważ ruch był znikomy. Jedzie się świetnie, w pewnej chwili mijamy tablicę województwa
Widać już wschód słońca to będzie kolejny gorący dzień. Ruch samochodowy ciągle mały, możemy jechać całą szerokością drogi wszyscy pędzą autostradą.
Czasami, ale to naprawdę czasami minie nas jakaś osobówka jeszcze rzadziej ciężarówka, w sumie dzisiaj niedziela. Do znaku Warszawa zostało jakieś 100km, prędkość cały czas oscyluję miedzy 25-30km/h. Jestem bardzo zadowolony ze swojej formy. Widać jak A-2 odebrała lokalnym przedsiębiorca pracę. Co chwila mijamy opuszczony hotel/motel czy też stację benzynową. Pewnie w tygodniu też nie ma tu za dużego ruchu. Trafiamy na otwartego Orlena gdzie zakupujemy picie i izobronika. Tam też trochę odpoczywamy jemy resztki z sakw. Następna przerwa planowana jest w Sochaczewie w Macu. Niestety nie którzy byli zawiedzeni bo była tzw oferta śniadaniowa:
Tutaj zaczęliśmy się rozdzielać. Kasia ruszyła z przodu. Bartek z Tomkiem drugim Tomkiem oraz Sandisem razem z nią reszta pobierała się i ruszyła z chwilowym opóźnieniem. Narzuciłem tempo i zaczęliśmy gonić jak Remik dał mi zmianę prawie wjechałem do rowu z powodu braku snu. Już na pierwszej spotkanej stacji kupuję energetyka. Ostatnie kilometry przed Warszawą to jest jakiś bez sensowny zakaz dla roweru. Drogi rowerowej obok prawie nie ma cała pozarastana. Zasadniczo nie przejmowaliśmy się tym. W końcu docieramy do Warszawy:
Wjazd do samego centrum poszedł nam całkiem sprawnie, chwile jedziemy za busem. Pierwsze co robimy to kupujemy bilety. Postanowiliśmy wrócić pociągiem o 15 więc nie mamy dużo czasu w Warszawie. Wspólna fotka pod pałacem kultury, do grobu Nieznanego Żołnierza, oraz zobaczyć zamek Królewski:
FAJNIE JEST WSPÓLNIE ZDOBYWAĆ CELE!
Trafiliśmy na zmianę warty.
No i tradycyjnie pod Zamek. Miałem okazję kiedyś go zwiedzić.
Potem lecimy szybko znaleźć sklep, aby kupić izobroniki do pociągu i pędzimy na pociąg. Na dworcu pełno ludzi, martwimy się,że nie uda nam się wejść do pociągu. Jednak nadjeżdża wagon rowerowy gdzie się ładujemy. Miejsce mamy naprawdę dobre. Co duża część uczestników postanowiła to wykorzystać:
Dzięki wszystkim za wspólną podróż do naszej stolicy. Już jest pomysł na następną nocną wycieczkę z TCT. Śledźcie nas na fb.
Do samych Pobiedzisk jedzie się dobrze. Nie jadę dzisiaj na szosie, ale mimo to często widać mnie na przodach peletonu. Przed samym miastem stoimy na przejeździe:
Podczas przerwy jedziemy do biedronki zasadniczo tylko po picie i izobronika. Jedziemy na ławkę, spotykamy się z koleżanką na chwilę rozmowy. Nie dowierza, że jedziemy dzisiaj aż do Warszawy. Kierujemy się w stronę Witkowa, gdzie ma dołączyć do nas Tomek. Jednak on nie może wytrzymać i wyjeżdża nam na przeciw. Po drodze łapie nas zachód słońca. Proszę bardzo kolejna wyprawa i po raz kolejny jedzie z nami Kasia naprawdę dziewczyny nie ma czego się bać.
Wjeżdżamy do Tomka na kawę. Ja do picia dostaję mocną kawę, abym w nocy nie zasnął, magnez aby mięśnie dawały radę, izobronika aby rozrzedzić krew, pepsi aby dostarczyć cukru. Naprawdę nie wiedziałem co pierwsze pić :)
Oczywiście nie mogło się obyć bez wspólnej fotki:
Wyjeżdżamy po zmroku także zakładamy wszelakie oświetlenie i ruszamy. Ujechaliśmy ledwie 15 metrów i stalowe kopyto Tomka zrywa łańcuch. Naprawa trochę trwała. W tym samym czasie dostajemy info, że w Poznaniu jest ulewa więc mamy uciekać. Po naprawie ruszamy dalej. Jednak kilka km ze Witkowem Remikowi rozwala się lampka próbujemy naprawić, co też zabiera dużo czasu:
Trasa wzdłuż jeziora powidzkiego czysta masakra dziura za dziurą, ale jak nam sie udało wyjechać z tej drogi to do samej Warszawy mieliśmy przepiękny asfalt. Funkcję pilota obrał Tomek, zna te tereny więc teraz on prowadzi. Dodatkowo jest to trzecia osoba na szosie więc wszyscy wysłaliśmy go na przód.Jedziemy koło kopalń wielkie maszyny widzimy z daleka:
robimy sobie wspólną nocą fotkę, widać rękę mistrza:
Jako zamykający team udało mi się uchwycić prawie wszystkie tylne lampki, niestety zdjęcie w ruchu i w nocy musi być rozmazane:
Dzisiaj jechaliśmy w sobotę, więc przy każdej większej wsi widać pełno młodych imprezujących ludzi. Takich sytuacji się obawiałem, że ktoś się napije wsiądzie za kółko i nas rozjedzie. Na szczęście cali dojeżdżamy do Kłodawy. Tam robimy przerwę na stacji benzynowej, tam też jeden uczestnik postanawia wracać do domu. Odpoczywamy i żegnamy się i ruszamy dalej. Już jedziemy DK 92 ponieważ ruch był znikomy. Jedzie się świetnie, w pewnej chwili mijamy tablicę województwa
Widać już wschód słońca to będzie kolejny gorący dzień. Ruch samochodowy ciągle mały, możemy jechać całą szerokością drogi wszyscy pędzą autostradą.
Czasami, ale to naprawdę czasami minie nas jakaś osobówka jeszcze rzadziej ciężarówka, w sumie dzisiaj niedziela. Do znaku Warszawa zostało jakieś 100km, prędkość cały czas oscyluję miedzy 25-30km/h. Jestem bardzo zadowolony ze swojej formy. Widać jak A-2 odebrała lokalnym przedsiębiorca pracę. Co chwila mijamy opuszczony hotel/motel czy też stację benzynową. Pewnie w tygodniu też nie ma tu za dużego ruchu. Trafiamy na otwartego Orlena gdzie zakupujemy picie i izobronika. Tam też trochę odpoczywamy jemy resztki z sakw. Następna przerwa planowana jest w Sochaczewie w Macu. Niestety nie którzy byli zawiedzeni bo była tzw oferta śniadaniowa:
Tutaj zaczęliśmy się rozdzielać. Kasia ruszyła z przodu. Bartek z Tomkiem drugim Tomkiem oraz Sandisem razem z nią reszta pobierała się i ruszyła z chwilowym opóźnieniem. Narzuciłem tempo i zaczęliśmy gonić jak Remik dał mi zmianę prawie wjechałem do rowu z powodu braku snu. Już na pierwszej spotkanej stacji kupuję energetyka. Ostatnie kilometry przed Warszawą to jest jakiś bez sensowny zakaz dla roweru. Drogi rowerowej obok prawie nie ma cała pozarastana. Zasadniczo nie przejmowaliśmy się tym. W końcu docieramy do Warszawy:
Wjazd do samego centrum poszedł nam całkiem sprawnie, chwile jedziemy za busem. Pierwsze co robimy to kupujemy bilety. Postanowiliśmy wrócić pociągiem o 15 więc nie mamy dużo czasu w Warszawie. Wspólna fotka pod pałacem kultury, do grobu Nieznanego Żołnierza, oraz zobaczyć zamek Królewski:
FAJNIE JEST WSPÓLNIE ZDOBYWAĆ CELE!
Trafiliśmy na zmianę warty.
No i tradycyjnie pod Zamek. Miałem okazję kiedyś go zwiedzić.
Potem lecimy szybko znaleźć sklep, aby kupić izobroniki do pociągu i pędzimy na pociąg. Na dworcu pełno ludzi, martwimy się,że nie uda nam się wejść do pociągu. Jednak nadjeżdża wagon rowerowy gdzie się ładujemy. Miejsce mamy naprawdę dobre. Co duża część uczestników postanowiła to wykorzystać:
Dzięki wszystkim za wspólną podróż do naszej stolicy. Już jest pomysł na następną nocną wycieczkę z TCT. Śledźcie nas na fb.