Polska Egzotyczna-dzień6: Rekord jazdy z sakwami :)
Sobota, 24 lipca 2010 | dodano:27.08.2010Kategoria Polska egzotyczna 2010, Ze zdjęciami, 200-300km
Km: | 221.90 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 10:35 | km/h: | 20.97 |
Pr. maks.: | 41.10 | Temperatura: | 28.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Nadszedł dzień 6. Tego dnia nasza 3 osobowa wycieczka zmienia się w 2, gdyż Jarzyna jedzie bezpośrednio do domu (tzn. na pociąg do Chełma). W trasę wyruszamy koło 9. Już na samym początku było wiadomo, że ten dzień nie będzie łatwy, ponieważ będziemy jechać cały czas pod wiatr i to dość spory... Pierwszą przerwę robimy pod sklepem we Włodawie. Uzupełniamy płyny i jedziemy dalej. Następny postój robimy na terenie byłego obozu zakłady Sobibór:
Po zwiedzeniu jedziemy dalej. Niestety z zachodu docierają do nas czarne chmury.
W obawie, że nas złapie deszcz ruszamy trochę szybciej. W końcu docieramy do Dorohuska. Pod granicą gigantyczne korki TIR-ów:
Jak to Mateusz ładnie powiedział wczuwamy się w klimat i jedziemy coś zjeść. Można rzec, że tradycyjnie szef kuchni polecił Hamburgery. Przed wyjazdem w dalszą trasę przyleciał z Ukrainy bąk któremu się nie podobała moja żółta koszulka i postanowił mnie użądlić.... Po paru km jazdy znajdujemy jeziorko, gdzie oczywiście się kąpiemy:) Wychodząc z wody już słyszymy jakieś grzmoty. Jadąc dalej na niebie zauważamy takie dziwne coś:
Widząc, że dookoła nas pada, a mniej więcej nad nami grzmi jedziemy jak najszybciej do dużej miejscowości zapomniałem już nazwy aby przeczekać tam deszcz. Rzeczywiście w pewnym stopniu nam to się udało. Będąc pod sklepem rozpadało się na dobre. Po około 15min przestaje padać to my szybko w drogę. Pośpiech jest jednak złym doradcą gdyż poi jakiś 1.5km zaczyna lać i to bardzo konkretnie. My w tym czasie znajdowaliśmy się w środku lasu bez żadnych szans na uniknięcie całkowitego zmoknięcia. To jest chyba winowajca:
Po chwili zatrzymujemy się na przystanku. To mój kellys czekający na słońce:P
Tutaj zapadła decyzja, że jedziemy do Zosina, a później od razu do Chełma. Wyszło nam, że musimy przejechać ponad 200km (po 5 dniach jazdy po około 150km na dzień) jechać w nocy i co gorsza możemy jechać w deszczu. Na szczęście ostatniego udało nam się uniknąć :)Dojechaliśmy do Zosina robimy fotki. Muszę przyznać, że fajne uczucie być na maksymalnym na wschód punkcie Polski :) Nie wiem czemu ale tutaj dostajemy nowych sił i do Hrubieszowa jedziemy cały czas z 30-34km/h :) W owym mieście robimy zakupy na kolacje oraz montujemy lampki i jedziemy dalej. Kilka km za Hrubieszowem robimy kolację:
Sama droga Do Chełma tragiczna na odcinku około 50 km wystąpiły całe 2 zakręty. W tych ciemnicach atrakcja dla nas była chociaż by karetka która widzieliśmy po 10 min jak nas wyprzedziła :P W końcu około 3 w nocy docieramy do Chełma. Bez większych problemów znajdujemy dworzec PKP. Szczesiu znalazł kontakt i ze szczęścia zasnął:
To nasze rowerki na dworcu po prawie 1000km :)
Po odpoczynku (małej drzemce udaliśmy się zobaczyć Chełm:
Dzień suuuper chociaż bardzo męczący. Pociąg mamy o 5.09. Jeszcze jeden dzień został, ale już spokojny :)
Po zwiedzeniu jedziemy dalej. Niestety z zachodu docierają do nas czarne chmury.
W obawie, że nas złapie deszcz ruszamy trochę szybciej. W końcu docieramy do Dorohuska. Pod granicą gigantyczne korki TIR-ów:
Jak to Mateusz ładnie powiedział wczuwamy się w klimat i jedziemy coś zjeść. Można rzec, że tradycyjnie szef kuchni polecił Hamburgery. Przed wyjazdem w dalszą trasę przyleciał z Ukrainy bąk któremu się nie podobała moja żółta koszulka i postanowił mnie użądlić.... Po paru km jazdy znajdujemy jeziorko, gdzie oczywiście się kąpiemy:) Wychodząc z wody już słyszymy jakieś grzmoty. Jadąc dalej na niebie zauważamy takie dziwne coś:
Widząc, że dookoła nas pada, a mniej więcej nad nami grzmi jedziemy jak najszybciej do dużej miejscowości zapomniałem już nazwy aby przeczekać tam deszcz. Rzeczywiście w pewnym stopniu nam to się udało. Będąc pod sklepem rozpadało się na dobre. Po około 15min przestaje padać to my szybko w drogę. Pośpiech jest jednak złym doradcą gdyż poi jakiś 1.5km zaczyna lać i to bardzo konkretnie. My w tym czasie znajdowaliśmy się w środku lasu bez żadnych szans na uniknięcie całkowitego zmoknięcia. To jest chyba winowajca:
Po chwili zatrzymujemy się na przystanku. To mój kellys czekający na słońce:P
Tutaj zapadła decyzja, że jedziemy do Zosina, a później od razu do Chełma. Wyszło nam, że musimy przejechać ponad 200km (po 5 dniach jazdy po około 150km na dzień) jechać w nocy i co gorsza możemy jechać w deszczu. Na szczęście ostatniego udało nam się uniknąć :)Dojechaliśmy do Zosina robimy fotki. Muszę przyznać, że fajne uczucie być na maksymalnym na wschód punkcie Polski :) Nie wiem czemu ale tutaj dostajemy nowych sił i do Hrubieszowa jedziemy cały czas z 30-34km/h :) W owym mieście robimy zakupy na kolacje oraz montujemy lampki i jedziemy dalej. Kilka km za Hrubieszowem robimy kolację:
Sama droga Do Chełma tragiczna na odcinku około 50 km wystąpiły całe 2 zakręty. W tych ciemnicach atrakcja dla nas była chociaż by karetka która widzieliśmy po 10 min jak nas wyprzedziła :P W końcu około 3 w nocy docieramy do Chełma. Bez większych problemów znajdujemy dworzec PKP. Szczesiu znalazł kontakt i ze szczęścia zasnął:
To nasze rowerki na dworcu po prawie 1000km :)
Po odpoczynku (małej drzemce udaliśmy się zobaczyć Chełm:
Dzień suuuper chociaż bardzo męczący. Pociąg mamy o 5.09. Jeszcze jeden dzień został, ale już spokojny :)