Szosowy rekord sezonu,
Czwartek, 24 maja 2012 | dodano:24.05.2012Kategoria 200-300km
Km: | 229.20 | Km teren: | 1.00 | Czas: | 08:35 | km/h: | 26.70 |
Pr. maks.: | 51.10 | Temperatura: | 22.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
bo terenowy mam większy.
Trasa w sumie spontaniczna dowiedziałem się o niej wczoraj o 22 przy rozmowie z barasam. Wstaje 6.30 rano jem 3 kromki chleba, piję herbatę robię sobie bidon izotonika i 7 z minutami ruszam na Maltę. Jestem koło 7.50 ze średnią 30.5. Po chwili przyjechał Bartek i czekając na Roberta robimy 2 kółka wokół Malty. Przyjechał Robert chwila rozmowy i ruszamy na Tulce. Niestety początek był troszkę pechowy. Baras rozwalił mocowanie sakwy. Naprawa około 10 min. Po dosłownie 10m Robert wjechał w słupek skrzywił koło naprawa hamulcy 15 min. Po tych początkowych przygodach w końcu udaję nam się ruszyć w trasę. Do Tulec docieramy bez większych problemów. Z racji tego, że ja jechałem na szosie to cały czas prowadziłem. Pomysł już mi się nie spodobał za Tulcami, gdzie to można spokojnie powiedzieć mieliśmy niezły wicher prosto w twarz. No nic jechać trzeba. Oto moi towarzysze:
Dalej kierujemy się na Kostrzyn. Postanowiłem wjechać na nową nieznaną mi drogę. Jak się później okazało to jest nowa S5. Na owej drodze chwila przerwy na batonika i siku i jazda dalej. Po chwili zjechaliśmy z S5 bo nas jakiś pan wyprosił tylko po to aby po chwili wjechać z powrotem:
Po paru kilometrach zjeżdżamy na Czerniejewo. Ta droga mi się wyjątkowo podobała. W miarę dobry asfalt las i piękny zapach. Tak sobie dojeżdżamy do Czerniejewa, gdzie robimy postój. Małe zakupy konsumpcja, na ławce obok fotka kościoła:
I lecimy dalej. Tu spokojnie mogę powiedzieć, że to był najgorszy odcinek podczas całej trasy. Ja sam na szosię nie mogłem jechać więcej niż 23-24km/h. Wiało jak nie wiem co! Nawet po pewnym czasie chciałem zawrócić. Przy takim wietrze w plecy to chyba ze spokojem jechałbym ze 45km/h. Jednak się nie poddajemy jedziemy dalej. Ja się zatrzymuję chwile na siku. Przy okazji robię fotkę szosy:
Dojeżdżamy do Witkowa, gdzie uzupełniamy zapasy w najlepszym sklepie pod słońcem - nie zawodna biedronka! Dalej to już tylko formalność do naszego celu czyli około 10km do Powidza. W samym Powidzu jedziemy na plaże siedzimy sobie około 30-40 min i w drogę powrotną. Napełnieni optymizmem, że będzie z wiatrem. Pierwsze 25-30 km do Gniezna do wiatr boczny. Jednak bardziej tylny niż przedni. W Gnieźnie przerwa pod UAMemem:
Spotkałem tam 2 koleżanki z gim. Nie spodziewałbym się totalnie tego. One mnie jeszcze do sklepu wysyłały. Ja na to nie mam już 150km przejechane nie chce mi się ;p Po zjedzeniu praktycznie resztek jedzenia ruszamy w kierunku Poznania. I właśnie od tej chwili czuję moc tego wiatru. Bez żadnego wysiłku jedziemy sobie spokojnie 40km/h, a mamy już przejechane po 150km. Tak więc lecimy z jedną mała przerwą na siku na 25km przed Poznaniem:
Do Kobylnicy, gdzie się zatrzymujemy w żabce na małe jedzonko i lecimy dalej. Przejazd przez sam Poznań w sumie gładko i przyjemnie. W miedzy czasie odłącza Robert. Ja jadę odprowadzić Bartka i jadę na chwilę do Szczesia pochwalić się nowo nabytą opalenizną kolarską. Od Szczesia do domu cały czas powyżej 35km/h. No na zakrętach 90 stopni było trochę wolniej.
Do domu przyjechałem coś koło 20. Powiem tak nie wiem dlaczego, ale nie czułem się jakoś specjalnie zmęczony?! Dzięki panowie za wyjazd i następnym razem jestem chętny na takie propozycje!
Trasa w sumie spontaniczna dowiedziałem się o niej wczoraj o 22 przy rozmowie z barasam. Wstaje 6.30 rano jem 3 kromki chleba, piję herbatę robię sobie bidon izotonika i 7 z minutami ruszam na Maltę. Jestem koło 7.50 ze średnią 30.5. Po chwili przyjechał Bartek i czekając na Roberta robimy 2 kółka wokół Malty. Przyjechał Robert chwila rozmowy i ruszamy na Tulce. Niestety początek był troszkę pechowy. Baras rozwalił mocowanie sakwy. Naprawa około 10 min. Po dosłownie 10m Robert wjechał w słupek skrzywił koło naprawa hamulcy 15 min. Po tych początkowych przygodach w końcu udaję nam się ruszyć w trasę. Do Tulec docieramy bez większych problemów. Z racji tego, że ja jechałem na szosie to cały czas prowadziłem. Pomysł już mi się nie spodobał za Tulcami, gdzie to można spokojnie powiedzieć mieliśmy niezły wicher prosto w twarz. No nic jechać trzeba. Oto moi towarzysze:
Dalej kierujemy się na Kostrzyn. Postanowiłem wjechać na nową nieznaną mi drogę. Jak się później okazało to jest nowa S5. Na owej drodze chwila przerwy na batonika i siku i jazda dalej. Po chwili zjechaliśmy z S5 bo nas jakiś pan wyprosił tylko po to aby po chwili wjechać z powrotem:
Po paru kilometrach zjeżdżamy na Czerniejewo. Ta droga mi się wyjątkowo podobała. W miarę dobry asfalt las i piękny zapach. Tak sobie dojeżdżamy do Czerniejewa, gdzie robimy postój. Małe zakupy konsumpcja, na ławce obok fotka kościoła:
I lecimy dalej. Tu spokojnie mogę powiedzieć, że to był najgorszy odcinek podczas całej trasy. Ja sam na szosię nie mogłem jechać więcej niż 23-24km/h. Wiało jak nie wiem co! Nawet po pewnym czasie chciałem zawrócić. Przy takim wietrze w plecy to chyba ze spokojem jechałbym ze 45km/h. Jednak się nie poddajemy jedziemy dalej. Ja się zatrzymuję chwile na siku. Przy okazji robię fotkę szosy:
Dojeżdżamy do Witkowa, gdzie uzupełniamy zapasy w najlepszym sklepie pod słońcem - nie zawodna biedronka! Dalej to już tylko formalność do naszego celu czyli około 10km do Powidza. W samym Powidzu jedziemy na plaże siedzimy sobie około 30-40 min i w drogę powrotną. Napełnieni optymizmem, że będzie z wiatrem. Pierwsze 25-30 km do Gniezna do wiatr boczny. Jednak bardziej tylny niż przedni. W Gnieźnie przerwa pod UAMemem:
Spotkałem tam 2 koleżanki z gim. Nie spodziewałbym się totalnie tego. One mnie jeszcze do sklepu wysyłały. Ja na to nie mam już 150km przejechane nie chce mi się ;p Po zjedzeniu praktycznie resztek jedzenia ruszamy w kierunku Poznania. I właśnie od tej chwili czuję moc tego wiatru. Bez żadnego wysiłku jedziemy sobie spokojnie 40km/h, a mamy już przejechane po 150km. Tak więc lecimy z jedną mała przerwą na siku na 25km przed Poznaniem:
Do Kobylnicy, gdzie się zatrzymujemy w żabce na małe jedzonko i lecimy dalej. Przejazd przez sam Poznań w sumie gładko i przyjemnie. W miedzy czasie odłącza Robert. Ja jadę odprowadzić Bartka i jadę na chwilę do Szczesia pochwalić się nowo nabytą opalenizną kolarską. Od Szczesia do domu cały czas powyżej 35km/h. No na zakrętach 90 stopni było trochę wolniej.
Do domu przyjechałem coś koło 20. Powiem tak nie wiem dlaczego, ale nie czułem się jakoś specjalnie zmęczony?! Dzięki panowie za wyjazd i następnym razem jestem chętny na takie propozycje!