blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(26)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sq3mko.bikestats.pl

linki

Z Południa na Północ. Dzień 1.

Poniedziałek, 17 sierpnia 2015 | dodano:31.10.2015Kategoria 50-100km, Z moją piękną!, Za granicą, Ze zdjęciami, Zachód 2015
Km:68.47Km teren:0.00 Czas:04:21km/h:15.74
Pr. maks.:40.90Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Po zeszłorocznej wyprawie wzdłuż wybrzeża przyszedł czas na kolejną. Tym razem zamierzmy pokonać zachodnią granicę. Urlop miałem od 15 sierpnia, teoretycznie. Jednak w sobotę musiałem iść jeszcze do pracy, a po drugie przyjechała (w sumie to ją przywieźli rodzice) moja półtoraroczna chrześniaczka. Tak więc postanowiliśmy ruszyć w nocy miedzy sobotą, a niedzielą. Pakowanie zajęło nam dużo czasu, pakujemy się całą sobotę po wizycie Mai. Pociąg mamy w nocy około 2:

Na dworcu jak to bywa duże zamieszanie. Jest dużo opóźnień z racji na burze w północnej części kraju. Nasz pociąg przyjechał nie tam gdzie powinien. W końcu udaje nam się wsiąść do pociągu, byle jakiego, byle do Wrocławia:

Oczywiście nie było innej opcji przewozu rowerów jak zastawienie nimi toalety. Do Wrocławia docieramy nad ranem. Tam mamy przesiadkę i musimy trochę poczekać. W miedzy czasie idę zakupić ,,śniadanie" w KFC. Znalezienie kolejnego pociągu i załadowanie się do niego z rowerami poszło nam sprawnie. Kupno biletów też. Niestety musimy płacić drugi raz za rowery :/ Podróż przebiega bardziej komfortowo:

Bez większych problemów dojeżdżamy do Zgorzelca. Chwila zawahania na której stacji mamy wysiąść, ale wysiadamy na właściwej. Jesteśmy tam przed 9 rano:

Chcemy kupić jakieś bułki na śniadanie, po drodze mijamy biedronkę, ale otwierają ją dopiero o 9. Czekamy tą chwilkę. Gdy Marta robi zakupy ja sprawdzam, czy jest tu w okolicy kościół i na którą mają mszę. Jest i to nie daleko, msza jest na 9.30 więc od razu po wyjściu Marty ze sklepu i spakowaniu zakupów jedziemy. Staliśmy przed wejściem do kościoła z obawy o nasze rowery. Niestety przez słabe nagłośnienie nie słyszeliśmy ponad połowy kazania. Doskwierał nam również upał jak i brak snu. Byliśmy jednak szczęśliwi, że zaczynamy naszą wyprawę z Bogiem:
 
Śniadanie planowaliśmy zjeść już na szlaku. W Polsce robimy ostatnie zakupy i ruszamy za granicę:

Szybko wjeżdżamy na szlak. Jedziemy, jedziemy i jedziemy. Nie spotykamy żadnej ławki, stolika ani niczego gdzie byśmy mogli odpocząć i zjeść. W końcu się wkurzamy i wjeżdżamy w lasek gdzie rozbijamy ,,obóz". Wyciągamy kocyk oraz nasze jedzenie i zaczynamy śniadanie. Z racji na cała nie przespaną noc usypiamy na chwilę zostawiając wszytko na wierzchu. Było to trochę nieodpowiedzialne, ale w końcu to jest ,,zachód". Jedziemy dalej pięknym asfaltowym szlakiem.  Nasza dłuższa przerwa wyszła nam na dobre, drogi które mijamy są całe mokre. Chwile wcześniej musiało tutaj padać. Po drodze mijamy (jak to Marta nazwała) park orientacji przestrzennej, a przy wejściu takie rzeczy:

Następnie naszym oczom ukazuje się przepiękny znak. Musieliśmy się zatrzymać, przygotować i oczywiście zrobić fotografię:

Niestety zjazd trwał jakieś kilkadziesiąt metrów. Takie ot atrakcje.
Mokry asfalt nie przeszkodził nam w zachwycaniu się jakością trasy. Naprawdę jest to coś niesamowitego. Jak to kolega stwierdzi (który przejechał ten szlak kilka tygodni wcześniej) można by tą trasę przejechać kolarzówką. My już kilka kilometrów dalej wjeżdżamy do Rothnenburga. Od razu szlak nas prowadzi na ryneczek:

Po chwili odpoczynku jedziemy dalej. Mijamy kebab, brak euro spowodował jednak, że mijamy go szerokim łukiem :( Kontynuujemy naszą trasę pięknymi drogami miedzy lasem, a polem:

oraz nie zliczonymi polami słoneczników:

Robi się późno i zaczynamy szukać miejsca do spania. Trochę mamy obawy przed rozbiciem namiotów na niemieckiej ziemi. Mimo to szukamy dobrego miejsca. Niestety nic nie znajdujemy. Docieramy do granicy z Polską:

Przejeżdżamy na naszą stronę w miejscowości Przewóz. Znajdujemy otwarty sklep co w Niemczech jest niemożliwe o tej godzinie. Kupuje piwko na wieczór i jedziemy dalej drogą wojewódzką. Tutaj też łatwiej znaleźć miejsce na nocleg. Zaraz po wyjechaniu za miejscowość widzimy piękny zjazd w pole. Tam też spędzimy dzisiejszą noc. Podczas, gdy Marta zajmuję się porządkowaniem sakw, ja mistrz kuchni polowej, zajmuję się gotowaniem:

Tak też minął nasz pierwszy dzień wyprawy. Kilometrów najmniej, z każdym dniem będą rosnąć. Dziękuję kochanie! 

Dzień DRUGI!

komentarze
Pisz, pisz - fajnie poczytać o tym jak ktoś inny jechał tą samą trasą :) Dla nas to był głównie trzeci i czwarty dzień wyprawy, ale pamiętam dokładnie przygotowania do tego 17% zjazdu :D
animalek
- 15:07 niedziela, 1 listopada 2015 | linkuj
Byle do przyszłego roku! <3 Marta - 20:15 sobota, 31 października 2015 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa gowdu
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Roadlite 7836 km
Canyon AL 6.0 834 km
Komunijny :)
Kellys Magic 31165 km
Połykacz kilometrów. 1710 km

szukaj

archiwum