Z Południa na Północ. Dzień 2.
Wtorek, 18 sierpnia 2015 | dodano:02.11.2015Kategoria 50-100km, Z moją piękną!, Za granicą, Zachód 2015, Ze zdjęciami
Km: | 72.32 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:19 | km/h: | 16.75 |
Pr. maks.: | 34.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień zaczął się dość leniwie. Niestety nie mieliśmy za dużo rzeczy na śniadanie, więc pakujemy bagaż i postanawiamy ruszyć. Oczywiście samo pakowanie zajęło nam trochę czasu. Mieliśmy natomiast dobrą miejscówkę i nie spieszyliśmy się specjalnie ze zwijaniem obozowiska. W końcu się nam udaję i wyprowadzamy rowery na trasę:
Rozpoczynamy jazdę DW, przed którą tubylcy nas wczoraj ostrzegali. Nie taki diabeł straszny jak go malują, nam jedynie przeszkadzała czasami strasznie nie równo położona kostka. Jednak ją też dało się bokiem ominąć. Kilka chwil później ukazuje nam się przepiękna wieża widokowa:
Mimo jej wysokości postanowiliśmy wejść na górę, a było co wchodzić. Wieża miała 120 stopni, a jej całkowita wysokość wynosiła 29.5m. Mimo wykorzystania 10t stali jak i 89m3 drewna to przy lekkim wietrze jaki wtedy był, wieżą na górze kołysało. Było naprawdę wysoko:
Podobno przy dobrej widoczności widać góry. Pogoda była ładna owszem, ale gór nie było widać, jedynie okolice:
Po nacieszeniu się widokami schodzimy na dół i ufając GPS-owi jedziemy na skróty do Łęknicy:
Jak to ze skrótami bywa okazują się albo dłuższe albo nie przejezdne. Tym razem na końcu ścieżki stała brama. Musieliśmy się kawałek wrócić aby wjechać na właściwą ścieżkę:
Kilka kilometrów dalej wjeżdżamy do miasteczka. Szukamy biedronki gdzie robimy zakupy na pełnowartościowe śniadanie. Zasadniczo wchodzę do sklepu aż z 3 razy do tego jeszcze Marta wchodzi raz. Jak już wszytko kupiliśmy jedziemy wymienić parę złotówek na euro, aby kolejna okazja na kebaba nie przeszła nam koło nosa. Następnie jedziemy w kierunku granicy:
Możemy się zaopatrzyć w firany, papierosy, alkohol, buty laczki itp. Nie kupujemy niczego i przekraczamy granicę. Zaraz po wjeździe na niemiecką stronę trafiamy na nasz szlak rowerowy i przejeżdżamy przez ładnie zadbany park z piękną budowlą na środku:
Chcieliśmy właśnie w tym parku zjeść śniadanie. Jednak nikt zupełnie nikt nie wchodził na trawnik, a ławek ze stolikami nie było. Po objeździe parku wyjeżdżamy i kierujemy się dalej szlakiem. Całe szczęście po przejechaniu kilku kilometrów znaleźliśmy stolik z ławkami. Tam też postanawiamy zrobić przerwę na śniadanie:
Co to by była za wyprawa bez prawdziwej, jedynej, słusznej konserwy:
,,Bo na takiej wyprawie każdy staję się TYROLEM"- Mateusz Szcześniak. Tych słów nie zapomnę do końca życia. Wypowiedziane przez mojego przyjaciela podczas wyprawy do Finlandii w 2012r Szczegóły tutaj! :) (wersja bez ,,rozwalonych" zdjęć" tutaj! :) )
Kontynuujemy jazdę Odra-Nysa-Radweg. Cały czas mijając rowerzystów z większym lub mniejszym bagażem. W większości Niemieccy emeryci lub rodzice z dziećmi. Takich par jak my było stosunkowo mało.
Trasa nadal nas zachwyca. Mimo drogi w środku pola czy lasu cały czas równy asfalt jest:
Po pewnym czasie wjeżdżamy na wał. Tam też robimy kilka minut przerwy:
Droga ciągnie się wzdłuż Nysy. Raz na wale raz pod nim czasami do wyboru mamy nawet możliwość jechania na górze lub na dole.
Co kawałek mijamy stare opuszczone mosty czy to drogowe czy kolejowe:
Oczywiście trasa wjedzie też przez ładnie wyremontowane niemieckie miasteczka:
Po wyjeździe z Forst, dzień zbliżał się ku wieczorowi. Musieliśmy znaleźć jakieś dobre miejsce na nocleg. Patrząc na nasze położenie wiedzieliśmy, że noc spędzimy u naszych zachodnich sąsiadów. Dlatego też nie chcieliśmy szukać nocleg na ostatnią chwilę. Wczesnym wieczorem znajdujemy całkiem dobre miejsce zaraz za wałem obok rzeki. Rozbijanie namiotu poszło nam wyjątkowo sprawnie. Dzisiaj na kolacje mieliśmy kus-kus z sosem i kukurydzą:
Po kolacji poszedłem sprawdzić wejście do rzeki. W tym czasie Marta zajęła się porządkami po kolacji:
Gdy uporządkowaliśmy przestrzeń wokół siebie poszliśmy się wykąpać. Niesamowite uczucie kąpać się i stać jedną nogą w Polsce, a drugą po stronie naszych sąsiadów. Po kąpieli szybciutko poszliśmy spać, by móc rano szybko wstać.
Dzień TRZECI!
Rozpoczynamy jazdę DW, przed którą tubylcy nas wczoraj ostrzegali. Nie taki diabeł straszny jak go malują, nam jedynie przeszkadzała czasami strasznie nie równo położona kostka. Jednak ją też dało się bokiem ominąć. Kilka chwil później ukazuje nam się przepiękna wieża widokowa:
Mimo jej wysokości postanowiliśmy wejść na górę, a było co wchodzić. Wieża miała 120 stopni, a jej całkowita wysokość wynosiła 29.5m. Mimo wykorzystania 10t stali jak i 89m3 drewna to przy lekkim wietrze jaki wtedy był, wieżą na górze kołysało. Było naprawdę wysoko:
Podobno przy dobrej widoczności widać góry. Pogoda była ładna owszem, ale gór nie było widać, jedynie okolice:
Po nacieszeniu się widokami schodzimy na dół i ufając GPS-owi jedziemy na skróty do Łęknicy:
Jak to ze skrótami bywa okazują się albo dłuższe albo nie przejezdne. Tym razem na końcu ścieżki stała brama. Musieliśmy się kawałek wrócić aby wjechać na właściwą ścieżkę:
Kilka kilometrów dalej wjeżdżamy do miasteczka. Szukamy biedronki gdzie robimy zakupy na pełnowartościowe śniadanie. Zasadniczo wchodzę do sklepu aż z 3 razy do tego jeszcze Marta wchodzi raz. Jak już wszytko kupiliśmy jedziemy wymienić parę złotówek na euro, aby kolejna okazja na kebaba nie przeszła nam koło nosa. Następnie jedziemy w kierunku granicy:
Możemy się zaopatrzyć w firany, papierosy, alkohol, buty laczki itp. Nie kupujemy niczego i przekraczamy granicę. Zaraz po wjeździe na niemiecką stronę trafiamy na nasz szlak rowerowy i przejeżdżamy przez ładnie zadbany park z piękną budowlą na środku:
Chcieliśmy właśnie w tym parku zjeść śniadanie. Jednak nikt zupełnie nikt nie wchodził na trawnik, a ławek ze stolikami nie było. Po objeździe parku wyjeżdżamy i kierujemy się dalej szlakiem. Całe szczęście po przejechaniu kilku kilometrów znaleźliśmy stolik z ławkami. Tam też postanawiamy zrobić przerwę na śniadanie:
Co to by była za wyprawa bez prawdziwej, jedynej, słusznej konserwy:
,,Bo na takiej wyprawie każdy staję się TYROLEM"- Mateusz Szcześniak. Tych słów nie zapomnę do końca życia. Wypowiedziane przez mojego przyjaciela podczas wyprawy do Finlandii w 2012r Szczegóły tutaj! :) (wersja bez ,,rozwalonych" zdjęć" tutaj! :) )
Kontynuujemy jazdę Odra-Nysa-Radweg. Cały czas mijając rowerzystów z większym lub mniejszym bagażem. W większości Niemieccy emeryci lub rodzice z dziećmi. Takich par jak my było stosunkowo mało.
Trasa nadal nas zachwyca. Mimo drogi w środku pola czy lasu cały czas równy asfalt jest:
Po pewnym czasie wjeżdżamy na wał. Tam też robimy kilka minut przerwy:
Droga ciągnie się wzdłuż Nysy. Raz na wale raz pod nim czasami do wyboru mamy nawet możliwość jechania na górze lub na dole.
Co kawałek mijamy stare opuszczone mosty czy to drogowe czy kolejowe:
Oczywiście trasa wjedzie też przez ładnie wyremontowane niemieckie miasteczka:
Po wyjeździe z Forst, dzień zbliżał się ku wieczorowi. Musieliśmy znaleźć jakieś dobre miejsce na nocleg. Patrząc na nasze położenie wiedzieliśmy, że noc spędzimy u naszych zachodnich sąsiadów. Dlatego też nie chcieliśmy szukać nocleg na ostatnią chwilę. Wczesnym wieczorem znajdujemy całkiem dobre miejsce zaraz za wałem obok rzeki. Rozbijanie namiotu poszło nam wyjątkowo sprawnie. Dzisiaj na kolacje mieliśmy kus-kus z sosem i kukurydzą:
Po kolacji poszedłem sprawdzić wejście do rzeki. W tym czasie Marta zajęła się porządkami po kolacji:
Gdy uporządkowaliśmy przestrzeń wokół siebie poszliśmy się wykąpać. Niesamowite uczucie kąpać się i stać jedną nogą w Polsce, a drugą po stronie naszych sąsiadów. Po kąpieli szybciutko poszliśmy spać, by móc rano szybko wstać.
Dzień TRZECI!