blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(26)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sq3mko.bikestats.pl

linki

Z Południa na Północ. Dzień 4.

Czwartek, 20 sierpnia 2015 | dodano:13.01.2016Kategoria Z moją piękną!, Za granicą, Zachód 2015, Ze zdjęciami
Km:101.69Km teren:0.00 Czas:05:56km/h:17.14
Pr. maks.:42.20Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Dzisiejszego poranka obudził nas śpiew ptaków. Cała masa wróbli przyleciała i siedziała na drzewie, na daszku wiaty oraz na płocie. Było ich naprawdę dużo i ciekawie urozmaiciły nam śniadanie:
Natomiast na śniadanie mieliśmy coś co się często nam nie zdarza. Zostaliśmy poczęstowani kawą i herbatą. Prawdziwy rarytas na wyprawach rowerowych:

Po spakowaniu wszystkich naszych rzeczy żegnamy się z mamą kolegi. Dziękujemy za miłe ugoszczenie i jedziemy dalej. Postanowiliśmy podjechać do sklepu rowerowego, aby zobaczyć co się dzieje z Marty korbą. Oczywiście nie mieli czasu aby to naprawić, ale powiedział że póki co można jechać. Jednak przed sklepem miała miejsce ciekawsze historia. Jakiś wytrawny kolarz jak zobaczył Marty rower podszedł i powiedział:
-Podziwiam! Ja na takim złomie nie odważył bym się jechać. 
Po czym zaczął się wychwalać co to on nie przejechał. Nie wdawałem się w nim w dyskusję. Nie było sensu. W sumie on nawet nie dopuszczał mnie do głosu. Tak więc po chwili ,,rozmowy'' ruszamy dalej. Znów wracamy do naszych sąsiadów:

Po chwili trafiamy na szlak. Jednak po krótkim czasie zaczynamy wątpić czy aby dobrze wjechaliśmy. Cały czas przez te wszystkie przejechane kilometry mieliśmy asfalt pod nogami, a tu taka niespodzianka:

Nie byliśmy jednak pewni czy dobrze jedziemy. Grupa rowerzystów przed nami oraz w oddali wał z asfaltem umocnił nas w przekonaniu, że jedziemy dobrze. Tak też po chwili znaleźliśmy się na drodze która przypominała szlak:

Nie nacieszyliśmy się niestety tą pewnością długo. Już kilkaset metrów dalej znów asfalt się kończył i wjechaliśmy w polną drogę. Marta musiała się zatrzymać na sik-pauzę, a ja w tym czasie dzwonię do Ani, z pytaniem czy dobrze jedziemy. Ona niestety nie kojarzyła tych widoków co jej opisywałem:

Przebiegający pan pokazuje nam, że mamy jechać dalej. Z małym zastanowieniem ruszamy. Jak się później okazało był to najgorszy odcinek naszej wyprawy. Po kilku set metrach przez piachy pola i z dużym podjazdem wjeżdżamy na zagubiony szlak. Od razu widać różnice :

Na dodatek jeszcze mieliśmy długi fajny zjazd, ale jak to w życiu bywa za każdym zjazdem jest podjazd:

Chociaż kolejna zasada mówi: po każdym podjeździe są wspaniałe widoki:

Jedziemy dobrym szlakiem to już jest pewne. Droga ucieka przyjemnie co jakiś czas jakaś krótka przerwa na batonika lub popić co lepszego czego nie było w bidonach. Na jednej z takich przerw wyciągnąłem aparat na małe zabawy:


Hmmm... ciekawe kto lepiej wyszedł. W dobrych nastrojach docieramy do granicy z Kostrzynem. Po raz kolejny postanawiamy wjechać do Polski miedzy innymi po zakupy:

Koło Kostrzyna jest przepiękny Park Narodowy Ujście Warty. Przez chwile zastanawiamy się czy tam nie pojechać. Jednak decydujemy się oglądać Wartę tylko z mostu:

Po zakupach i krótkiej przerwie oraz załatwieniu niektórych spraw na stacji benzynowej wracamy na stronę niemiecką.  Jedziemy już 4, ale jakość asfaltu nas nadal powala:

Jak widać po zdjęciach pogodę mieliśmy cudowną. Nawet wiatr którego nie widać nam pomagał. Tak też przemierzamy kolejne kilometry naszej wyprawy. Po drodze widzimy wiele interesujących rzeczy czy to naturalnych czy zrobionych przez człowieka. Jednym z nim były wagony ustawione zaraz przy rzecze. Zastanawialiśmy się do czego one służą. Pierwsza propozycja padła na małe hoteliki:

Kilka kilometrów dalej postanowiliśmy zrobić sobie dłuższą przerwę i zjeść coś bardziej pożytecznego. Dość sprawnie poszło nam znalezienie odpowiedniego miejsca do gotowania. Marta cały czas marudziła o kaszce mannej więc nie mogło być nic innego. Jednak zanim się ona zrobiła posiliłem się kanapką z fajną pastą:

Po kilkudziesięciu minutach przerwy ruszamy dalej. Dzień się powoli zbliżał ku końcowi. Temperatura powolutku zaczyna spadać, a przede wszystkim na trasie już nie było widać niemieckich sakwiarzy. Widać ogromną różnicę, naprawdę. Za to my mogliśmy się cieszyć widokami w ciszy i spokoju. Tym razem naszym oczom ukazało się stado żurawi:

Gdy zaczynały odlatywać narobiły naprawdę dużo hałasu. Wieczór natomiast zaczął zbliżać się coraz większymi krokami:

Nie chcieliśmy za bardzo rozbijać się znowu po niemieckiej stronie. Z Polakami jakoś łatwiej się dogadać nawet jakby to była policja czy jakaś straż leśna. My mamy parę zasad, które w razie czego nam pomogą:
1. Nie rozbijamy się gdzie jest dużo śmieci. Jak jest mało to pozbieramy.
2. Sami nie śmiecimy.
3. Rozbijamy się na ugorach terenach leśnych, nigdy w zbożu, gdzie byśmy mogli coś zniszczyć. 
4. Staramy się rozbić tak abyśmy byli najmniej widoczni, a najlepiej to wcale. 
5. (Zasada Marty) Rozbijamy się tak aby nas rano traktor nie rozjechał :P 
Tak też chcieliśmy wjechać, a w zasadzie to wpłynąć do Polski. Jednak prom już nie kursował:

Musieliśmy jechać aż do Osinowa Dolnego. Po drodze mijamy długi most kolejowy, który ma zostać odbudowany:


Słońce było już coraz niżej, a do przejścia granicznego mieliśmy jeszcze kilka kilometrów:

Zaczęło się robić chłodniej. Siły już znacząco opadły, ale dojechać było trzeba. Wjeżdżając do Polski naszym oczom ukazuje się ,,maczek". Niby mieliśmy nie jeść już tego fast-fooda, ale nie mogliśmy się powstrzymać. Szybko zjedliśmy sobie po bułce i zaczęliśmy szukać miejsca. Pierwsze miejscówka która miała być doskonała okazała się nie wypałem. Przejechaliśmy na drugą stronę ulicy, zjechaliśmy w dół blisko rzeki, ale też nic nie było. Wjeżdżając na górę zaczepił nas pewien pan i zaczął do nas mówić po niemiecku. Po polsku mu odpowiedziałem, że nic nie rozumiem. Ten pan był Polakiem i pokazał nam miejsce, gdzie możemy za darmo legalnie się przespać. Widoki mieliśmy ładne:

Szybko rozbijamy namiot przypinamy rowery do stołu i idziemy spać. Dzisiaj było bez wieczornego gotowania. Dzień baaardzo pozytywny, no i pierwsza setka na wyprawie strzeliła :)

Dzień PIĄTY!


komentarze
Wreszcie kolejne świetne wpisy :)
sq3mka
- 20:08 czwartek, 14 stycznia 2016 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa gowdu
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Roadlite 7836 km
Canyon AL 6.0 834 km
Komunijny :)
Kellys Magic 31165 km
Połykacz kilometrów. 1710 km

szukaj

archiwum