Z Południa na Północ. Dzień 5.
Piątek, 21 sierpnia 2015 | dodano:16.01.2016Kategoria 100-200km, Z moją piękną!, Za granicą, Zachód 2015, Ze zdjęciami
Km: | 105.11 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:41 | km/h: | 15.73 |
Pr. maks.: | 42.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Obudziliśmy się rano nie wiedząc co nas czeka dookoła. Od razu sprawdziłem czy są rowery. Zasadniczo robię tak za każdym razem. Po wyjściu z namiotu okazało się, że mamy bardzo fajne miejsce. Na zdjęciu namiot już został przestawiony, aby mógł doschnąć po porannej rosie:
Ja zaraz się zabrałem za robienie śniadania. Miejsce do tego mieliśmy idealne. W sakwach znaleźliśmy jeszcze trochę jedzenia. Oczywiście nie mogło zabraknąć gorącego kubka:
Na górze było pełno straganów, barów oraz sklepów z alkoholem i papierosami. Jeden budynek wyjątkowo mi się spodobał, może dlatego, że kojarzył mi się z grą GTA. Na dole tego budynku znajdowała się myjnia:
Trochę czasu minęło zanim się najedliśmy i spakowaliśmy. W końcu my oraz dwa nasze ,,bliźniaki" byliśmy gotowi do drogi:
Jeden duży, drugi mały. Jednak obydwa mocno obładowane. Zaraz po starcie wracamy na niemiecką stronę i znów jedziemy bardzo ładną ścieżką rowerową wzdłuż Odry:
Jedzie się wyśmienicie. Słońce grzeje wiatr nie wieje, nic tylko grzać do przodu. Przejeżdżając przez zabudowania widzimy ograniczenia dla rowerzystów. My musieliśmy tylko delikatnie zwolnić:
Słońce grzało coraz mocniej. Marcie zaczęło doskwierać i musiała ratować się kremami. Co ciekawe jechaliśmy cały czas na północ i Marta miała ,,przypaloną" tylko jedną łydkę. Gdy tylko znaleźliśmy jakaś ławkę od razu się zatrzymujemy na smarowanie:
Kilka kilometrów dalej dojeżdżamy do miejscowości Schwedt:
Trochę czasu nam zleciało na znalezieniu tam sklepu. W końcu znalazłem panią, która szła z siatką z kauflanda i od razu zapytałem o drogę. Trafiliśmy bez większych problemów. Ja poszedłem na zakupy. Marta pilnowała rowerów. Zaraz obok sklepu był kebab. Długo nie musieliśmy się namawiać. Kebab był bardzo dobry:
Przelaliśmy picia do bidonów i ja jeszcze raz poszedłem do sklepu w celu wymienienia butelek i dokupienia jakiś jogurtów. Po uzupełnieniu zapasów ruszamy dalej. Zaraz za miastem widnieje tablica informująca nas o wjeździe do Parku Narodowego. Ta tablica dała nam do zrozumienia, że tutaj namiotu nie postawimy:
Droga uciekała stosunkowo szybko. Mimo powtarzającego się widoku nie mogliśmy się napatrzeć na okolicę. Było naprawdę cudownie. Polecam każdemu przejechać tą trasę. Nawet gdy są jakieś remonty na naszym szlaku to Niemcy zadbali o to aby się nie zgubić:
Z każdym kilometrem oddalamy się od rzeki. Teraz będziemy podziwiać inne widoki. Na przykład bardzo ładne miejscowości wypoczynkowe:
Po przejechaniu tylu kilometrów po niemieckiej stronie, aż nam się nie chce wierzyć gdy widzimy coś w rodzaju rodzinnych ogródków działkowych. Nie było to zbyt często spotykane, a gdy wieczorami przejeżdżaliśmy przez miasteczka nie spotykaliśmy nikogo. Jednak co Niemcom trzeba przyznać to potrafią wykorzystywać energię odnawialną. Na każdym gospodarstwie można było spotkać całą masę kolektorów słonecznych:
Jak wcześniej zauważyłem byliśmy coraz dalej od rzeki, ale ciągle jechaliśmy przy naszej granicy. Jednakże to ,,przejście graniczne" w środku pola nas całkiem zdziwiło:
Jeśli ktoś by chciał tam kiedyś pojechać podaję współrzędne: 53.276161, 14.421127.
Jechaliśmy dalej cały czas dobrze oznakowanym szlakiem. Cały czas oddalając się od rzeki, a później nawet już od granicy. Co nas zaczęło martwić to fakt, iż cały czas są pola, a dzień zaczął chylić się ku wieczorowi:
Na mapie też nie było widać jakiś lasów. Jednak nadzieja umiera ostatnia, więc jechaliśmy dalej. Słońce natomiast z każdym kilometrem było niżej. Jak wiadomo przy zachodzie powstają piękne zdjęcia. Wykorzystuje chwilę gdy Marta musi iść załatwić swoje potrzeby robię dość ładne zdjęcia kolejnych elektrowni, tym razem wiatrowych:
W miedzy czasie znajdujemy jedno miejsce do spania. Miedzy polami w takich większych zaroślach. Niestety leży tam pełno dużych kamieni i musimy szukać dalej. Po paru kilometrach słońce zachodzi na dobre:
Automatycznie robi się chłodniej. Mieliśmy już sporo przejechane. Szukaliśmy tylko odpowiedniego miejsca do spania. Z tym było naprawdę ciężko. Przejechaliśmy przez parę miejscowości. O noclegu na gospodarza mogliśmy tylko pomarzyć. Każdy był zaszyty w swoich 4 kątach. Po drodze sprawdziliśmy kilka miejscówek, żadna się nie nadawała. Tak też zrobiło się całkiem ciemno. Ja zafascynowany wiatrakami robię im kolejne zdjęcie:
Te światełka w tle to też są wiatraki.
W nocy można się fajnie pobawić aparatem oraz światłem. Czasami wychodzą fajne efekty:
Jednak gdy robiło się coraz zimniej i później odechciewało nam się robienia zdjęć czy nawet jazdy dalej. Szukaliśmy już miejsca byle by było i tak też rozbiliśmy się polu. Zdjęcie będzie w dniu kolejnym
Mimo ciężkiej końcówki dzień uważam za bardzo udany.
Dzień SZÓSTY!
Ja zaraz się zabrałem za robienie śniadania. Miejsce do tego mieliśmy idealne. W sakwach znaleźliśmy jeszcze trochę jedzenia. Oczywiście nie mogło zabraknąć gorącego kubka:
Na górze było pełno straganów, barów oraz sklepów z alkoholem i papierosami. Jeden budynek wyjątkowo mi się spodobał, może dlatego, że kojarzył mi się z grą GTA. Na dole tego budynku znajdowała się myjnia:
Trochę czasu minęło zanim się najedliśmy i spakowaliśmy. W końcu my oraz dwa nasze ,,bliźniaki" byliśmy gotowi do drogi:
Jeden duży, drugi mały. Jednak obydwa mocno obładowane. Zaraz po starcie wracamy na niemiecką stronę i znów jedziemy bardzo ładną ścieżką rowerową wzdłuż Odry:
Jedzie się wyśmienicie. Słońce grzeje wiatr nie wieje, nic tylko grzać do przodu. Przejeżdżając przez zabudowania widzimy ograniczenia dla rowerzystów. My musieliśmy tylko delikatnie zwolnić:
Słońce grzało coraz mocniej. Marcie zaczęło doskwierać i musiała ratować się kremami. Co ciekawe jechaliśmy cały czas na północ i Marta miała ,,przypaloną" tylko jedną łydkę. Gdy tylko znaleźliśmy jakaś ławkę od razu się zatrzymujemy na smarowanie:
Kilka kilometrów dalej dojeżdżamy do miejscowości Schwedt:
Trochę czasu nam zleciało na znalezieniu tam sklepu. W końcu znalazłem panią, która szła z siatką z kauflanda i od razu zapytałem o drogę. Trafiliśmy bez większych problemów. Ja poszedłem na zakupy. Marta pilnowała rowerów. Zaraz obok sklepu był kebab. Długo nie musieliśmy się namawiać. Kebab był bardzo dobry:
Przelaliśmy picia do bidonów i ja jeszcze raz poszedłem do sklepu w celu wymienienia butelek i dokupienia jakiś jogurtów. Po uzupełnieniu zapasów ruszamy dalej. Zaraz za miastem widnieje tablica informująca nas o wjeździe do Parku Narodowego. Ta tablica dała nam do zrozumienia, że tutaj namiotu nie postawimy:
Droga uciekała stosunkowo szybko. Mimo powtarzającego się widoku nie mogliśmy się napatrzeć na okolicę. Było naprawdę cudownie. Polecam każdemu przejechać tą trasę. Nawet gdy są jakieś remonty na naszym szlaku to Niemcy zadbali o to aby się nie zgubić:
Z każdym kilometrem oddalamy się od rzeki. Teraz będziemy podziwiać inne widoki. Na przykład bardzo ładne miejscowości wypoczynkowe:
Po przejechaniu tylu kilometrów po niemieckiej stronie, aż nam się nie chce wierzyć gdy widzimy coś w rodzaju rodzinnych ogródków działkowych. Nie było to zbyt często spotykane, a gdy wieczorami przejeżdżaliśmy przez miasteczka nie spotykaliśmy nikogo. Jednak co Niemcom trzeba przyznać to potrafią wykorzystywać energię odnawialną. Na każdym gospodarstwie można było spotkać całą masę kolektorów słonecznych:
Jak wcześniej zauważyłem byliśmy coraz dalej od rzeki, ale ciągle jechaliśmy przy naszej granicy. Jednakże to ,,przejście graniczne" w środku pola nas całkiem zdziwiło:
Jeśli ktoś by chciał tam kiedyś pojechać podaję współrzędne: 53.276161, 14.421127.
Jechaliśmy dalej cały czas dobrze oznakowanym szlakiem. Cały czas oddalając się od rzeki, a później nawet już od granicy. Co nas zaczęło martwić to fakt, iż cały czas są pola, a dzień zaczął chylić się ku wieczorowi:
Na mapie też nie było widać jakiś lasów. Jednak nadzieja umiera ostatnia, więc jechaliśmy dalej. Słońce natomiast z każdym kilometrem było niżej. Jak wiadomo przy zachodzie powstają piękne zdjęcia. Wykorzystuje chwilę gdy Marta musi iść załatwić swoje potrzeby robię dość ładne zdjęcia kolejnych elektrowni, tym razem wiatrowych:
W miedzy czasie znajdujemy jedno miejsce do spania. Miedzy polami w takich większych zaroślach. Niestety leży tam pełno dużych kamieni i musimy szukać dalej. Po paru kilometrach słońce zachodzi na dobre:
Automatycznie robi się chłodniej. Mieliśmy już sporo przejechane. Szukaliśmy tylko odpowiedniego miejsca do spania. Z tym było naprawdę ciężko. Przejechaliśmy przez parę miejscowości. O noclegu na gospodarza mogliśmy tylko pomarzyć. Każdy był zaszyty w swoich 4 kątach. Po drodze sprawdziliśmy kilka miejscówek, żadna się nie nadawała. Tak też zrobiło się całkiem ciemno. Ja zafascynowany wiatrakami robię im kolejne zdjęcie:
Te światełka w tle to też są wiatraki.
W nocy można się fajnie pobawić aparatem oraz światłem. Czasami wychodzą fajne efekty:
Jednak gdy robiło się coraz zimniej i później odechciewało nam się robienia zdjęć czy nawet jazdy dalej. Szukaliśmy już miejsca byle by było i tak też rozbiliśmy się polu. Zdjęcie będzie w dniu kolejnym
Mimo ciężkiej końcówki dzień uważam za bardzo udany.
Dzień SZÓSTY!