Nieudany wyjazd długodystansowy...
Piątek, 26 sierpnia 2016 | dodano:31.08.2016Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami
Km: | 251.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:54 | km/h: | 25.37 |
Pr. maks.: | 44.86 | Temperatura: | 32.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Miał być długo wyczekiwany wyjazd długodystansowy. Jednak wyszło trochę inaczej. Umówiłem się z chłopakami na podbój Zakopanego. Większego przygotowania nie miałem. Mimo to uważam, że jak jeżdżę w miarę regularnie, ostatnio byłem na małej wyprawie rowerowej to po prostu dam radę.
Start piątek godzina 9 rano w Mosinie. Przyjeżdżam parę minut spóźniony, w sumie tak samo jak chłopaki. Praktycznie bez przerwy ruszamy od razu w drogę. Jedziemy przez Rogalinek, Świątniki, Zabrudzewo do Śremu. Droga tragiczna, ale jakoś jedziemy. Słońce zaczyna coraz mocniej grzać i czuć wiatr dość mocny w twarz. Przed Śrem Michał gubi lampkę, która wypadła mu na dziurach. Zatrzymaliśmy się na chwilę, ale poszukiwania nie przyniosły zamierzonego efektu:
Przez Śrem przelatujemy dosyć sprawnie:
Ze Śremu kierujemy się na Dolsk, tutaj zdecydowanie jest większy ruch. Mimo przejechanych +-50km odczuwam zmęczenie, zapewne winny jest wiatr i wysoka temperatura. Dobrym tempem (jak na panujące warunki) docieramy do Borka Wielkopolskiego. Tam się zatrzymujemy dosłownie na chwilę, aby sprawdzić drogę. W tym samym czasie dzwoni Chwast i pyta się jak nam idzie. Czekał już na nas w Krotoszynie. Na wyjeździe z Borka Michałowi odczepia się druga tylna lampka. Tym razem wszyto udało się pozbierać. Z dobrymi nastrojami wyjeżdżamy na Koźmin Wielkopolski:
Dojeżdżamy do Krotoszyna. Tam od dłuższego czasu czaka na nas Tomek ze swoją czasówką:
Za dużo nie zjadłem, za to dużo wypiłem. Nawet wypiłem od Piotrka magnez na skurcze bo zaczynały mnie chwytać...
Po przerwie w 4 ruszamy dalej DW 444. Jedzie się trochę lepiej wiatr nie jest tak odczuwalny, liczne lasy dają chwilę wytchnienia. Natomiast tempo cały czas dobre. Tak docieramy do Antonina, gdzie po niecałych 150km robimy 2 przerwę. Dalsza drogą to jazda DW 447 do Grabowa nad Prosną. Tam też zapada moja decyzja: nie jadę dalej. Tzn powiedziałem chłopakom, że będę jechał za nimi jednak jak odpadnę nie mają już za mną czekać. Jeszcze w 4 docieramy do Doruchowa. Zatrzymuję się, robię sobie przymusową przerwę, a Tomek, Michał i Piotrek jadą dalej. Chwilę posiedziałem w parku po czym zawracam do stacji benzynowej obok której była restauracjo-knajpka. Tam zamawiam dużego schabowego z frytkami i surówką:
Kotlet był trochę przepieprzony, ale po za tym był w porządku. Co najważniejsze kosztowało to jedynie 15zł :D Posiliłem się, odpocząłem i postanowiłem jechać dalej. Miałem dużo czasu, gdyż cała noc z piątku na sobotę oraz sobota była dla roweru. Jechałem sobie tak od 18 do 30km/h. Miałem myśli od takich, aby samemu swoim tempem dojechać do Zakopanego, aż po takie aby zadzwonić po brata żeby przyjechał po mnie te ponad 150km samochodem! Raz jechało się dobrze raz jechało się źle. Po prostu taka sinusoida. Tak też docieram do woj. Łódzkiego:
Dalej drogami o nie najlepszej nawierzchni przemijam kolejne wioski. W Galewicach robię przerwę w Dino gdzie kupuję izobronika oraz gazowany napój. Docieram do byłej DK 8. Po drodze mijam piękny zachód słońca:
Montuje oświetlenie. I kieruję się w stronę Wielunia już DK 74. Gdzieś na przystanku robię przerwę, aby spożyć czekającego izobronika, sprawdzić pociągi i pogadać trochę przez telefon. Jak się później okazało, pociąg z Wielunia był o 1.39 do Poznania Telefon wskazywał godzinę 20, a do dworca miałem +-15km. Tak więc nie spieszyło mi się zanadto. Spokojnym tempem oglądając gwiazdy docieram do miasteczka z którego mam wracać do domu. Pojechałem najpierw obczaić dworzec PKP. Był w stanie krytycznym. Potem pojechałem do sklepu, a następnie pojechałem na dworzec PKS, który się okazał być w o wiele lepszym stanie. Tam też przeczekałem czas który mi pozostał do pociągu. Na dworcu jestem o 1.25 czekam parę minut i wsiadam do pociągu który tym razem przyjechał punktualnie. (tydzień temu wracałem dokładnie tym samym pociągiem z dziewczyną z Krakowa i pociąg miał opóźnienie 1,5h :) ) Podróż przebiegła spokojnie pogadałem sobie z ludźmi w przedziale, rower miałem cały czas na oku. Docieram do Poznania punktualnie. Ostatnie 15km i jestem w domu.
Trzy słowa odnośnie wyjazdu:
1. Rzuciłem się na za duży dystans bez odpowiedniego przygotowania.
2. Upał skutecznie przeszkadzał w jeździe
3. Wiatr dawał w kość bardziej od upału.
4. Wybrałem sobie za mocnych towarzyszy.
5. W przyszłym roku spróbuje po raz 3 podbić Zakopane, mam nadzieję, że skutecznie (Link do pierwszej próby TUTAJ!)
Mimo wszytko dzięki panowie za te wspólne kilometry!