Europa południowa dzień 9/17
Wtorek, 5 lipca 2011 | dodano:29.07.2011Kategoria Europa południowa
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
czyli przerwa w rowerowaniu...
Wstajemy na spokojnie, bo dopiero po 10. Parę min później przyjeżdża moja ciocia. Jemy pyszne śniadanie, w radio leci sobie muzyczka i tak czas mija do południa. Później razem z ciocią jedziemy do Centrum Metrem U1. Wysiadamy na Stephanplaztz i pierwsze co nam się rzuca w oczy to ogromna ilość ludzi. Jak ciocia mówiła w 90% są to turyści. Oczywiście wielkie bogactwo. Sklepy najwyższych marek. Przeglądając różne wystawy naszym oczom ukazują się garnitury po 10 tys EURO, zegarki kolczyki itp w cenach najróżniejszych. Najdroższą rzeczą były pierścionki za (po przeliczeniu) ponad pół miliona złoty. Fota u Mateusza. Tak spacerując i podziwiając ceny docieramy do Hofburga:
Konie we Wiedniu są naprawdę ważnym elementem stąd pewnie tyle tam dorożek i pomników jeźdźców:
(W tle katedra) Dalej kierujemy się pod parlament uważając na jeżdżących ze wszystkich stron rowerzystów. Ścieżek rowerowych jest tam cała masa. Fotka parlamentu:
Niestety nie udało się go w pełni objąć...
Kierując się dalej docieramy pod samą katedrę:
scena już rozstawiona wiadomo, że wieczorkiem będą jakieś koncerty. Kierując się do domu odwiedzamy po drodze jeszcze parę naprawdę ładnych bogato zdobionych kościołów:
:)
Mieliśmy juz wracać metrem do domu, jednak mieliśmy jeszcze trochę czasu więc udaliśmy się pod Operę:
Opera jest naprawdę ogromna i robi niesamowite wrażenie. Wracając na metro zauważamy kompletnie inną mentalność tutejszych kierowców. Podchodząc do pasów to pieszy ma pierwszeństwo i nie ma opcji aby kierowca się nie zatrzymał ;p
Po powrocie do domu zjedliśmy pyszny obiadek spędziliśmy miło czas na rozmowie od razu zjedliśmy kolację i koło 22 ruszamy na piwko ;p przeliśmy się koło Dunaju, Mateusz porobił trochę zdjęć. Kupiliśmy sobie piwko 2 procentowe i tak posiedzieliśmy sobie do 24 nad Dunajem:
Nogi od chodzenia to mnie tak bolały, że myślałem że jutro nie wstanę. Jednak dnia następnego po paru km rowerkiem było zupełnie inaczej :
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Wstajemy na spokojnie, bo dopiero po 10. Parę min później przyjeżdża moja ciocia. Jemy pyszne śniadanie, w radio leci sobie muzyczka i tak czas mija do południa. Później razem z ciocią jedziemy do Centrum Metrem U1. Wysiadamy na Stephanplaztz i pierwsze co nam się rzuca w oczy to ogromna ilość ludzi. Jak ciocia mówiła w 90% są to turyści. Oczywiście wielkie bogactwo. Sklepy najwyższych marek. Przeglądając różne wystawy naszym oczom ukazują się garnitury po 10 tys EURO, zegarki kolczyki itp w cenach najróżniejszych. Najdroższą rzeczą były pierścionki za (po przeliczeniu) ponad pół miliona złoty. Fota u Mateusza. Tak spacerując i podziwiając ceny docieramy do Hofburga:
Konie we Wiedniu są naprawdę ważnym elementem stąd pewnie tyle tam dorożek i pomników jeźdźców:
(W tle katedra) Dalej kierujemy się pod parlament uważając na jeżdżących ze wszystkich stron rowerzystów. Ścieżek rowerowych jest tam cała masa. Fotka parlamentu:
Niestety nie udało się go w pełni objąć...
Kierując się dalej docieramy pod samą katedrę:
scena już rozstawiona wiadomo, że wieczorkiem będą jakieś koncerty. Kierując się do domu odwiedzamy po drodze jeszcze parę naprawdę ładnych bogato zdobionych kościołów:
:)
Mieliśmy juz wracać metrem do domu, jednak mieliśmy jeszcze trochę czasu więc udaliśmy się pod Operę:
Opera jest naprawdę ogromna i robi niesamowite wrażenie. Wracając na metro zauważamy kompletnie inną mentalność tutejszych kierowców. Podchodząc do pasów to pieszy ma pierwszeństwo i nie ma opcji aby kierowca się nie zatrzymał ;p
Po powrocie do domu zjedliśmy pyszny obiadek spędziliśmy miło czas na rozmowie od razu zjedliśmy kolację i koło 22 ruszamy na piwko ;p przeliśmy się koło Dunaju, Mateusz porobił trochę zdjęć. Kupiliśmy sobie piwko 2 procentowe i tak posiedzieliśmy sobie do 24 nad Dunajem:
Nogi od chodzenia to mnie tak bolały, że myślałem że jutro nie wstanę. Jednak dnia następnego po paru km rowerkiem było zupełnie inaczej :
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->