Wpisy archiwalne w kategorii
Ze zdjęciami
Dystans całkowity: | 18782.79 km (w terenie 1059.30 km; 5.64%) |
Czas w ruchu: | 847:53 |
Średnia prędkość: | 21.97 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.90 km/h |
Suma podjazdów: | 9265 m |
Maks. tętno maksymalne: | 169 (83 %) |
Maks. tętno średnie: | 124 (61 %) |
Suma kalorii: | 15540 kcal |
Liczba aktywności: | 178 |
Średnio na aktywność: | 105.52 km i 4h 55m |
Więcej statystyk |
Powrót do BS :)
Środa, 11 stycznia 2017 | dodano:12.01.2017Kategoria Ze zdjęciami, 0-50km
Km: | 22.23 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 01:09 | km/h: | 19.33 |
Pr. maks.: | 30.10 | Temperatura: | -5.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dawno mnie tu nie było, dawno nie dodałem żadnej wycieczki :( Jednak postanowiłem wrócić. Totalna motywacja! mam plan, plan taki sam jak w 2010 roku, przejechać 10k km w roku. Wtedy mi zabrakło dosłownie kilkunastu km, teraz mam nadzieje że się uda! Pierwsze kilometry za mną! Póki co to tylko dojazd do pracy, ale w jakich warunkach. Jadąc do temperatura wskazywała około minus 7 stopni. Jak wracałem przeżyłem coś niesamowitego. Na drodze między Trzcielinem, a Konarzewem widziałem pierwszy raz w życiu burzę podczas zamieci śnieżnej! :)
Wyjazd z pracy:
Po przyjeździe pod dom:
Ja pod domem:
p.s. Wycieczek nie opisanych już pewnie nie opiszę, ale obiecuję ten rok uzupełniać na bieżąco! Kto lubił czytać mojego bloga na pewno będzie miał co czytać i oglądać :)
Wyjazd z pracy:
Po przyjeździe pod dom:
Ja pod domem:
p.s. Wycieczek nie opisanych już pewnie nie opiszę, ale obiecuję ten rok uzupełniać na bieżąco! Kto lubił czytać mojego bloga na pewno będzie miał co czytać i oglądać :)
Typowa rodzinna wycieczka rowerowa!
Niedziela, 28 sierpnia 2016 | dodano:31.08.2016Kategoria 100-200km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami, Z rodzicami.
Km: | 114.05 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 06:52 | km/h: | 16.61 |
Pr. maks.: | 46.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Ten dzień zapadnie długo w naszej pamięci. Data będzie nie wątpliwie historyczna. Mianowicie moi rodzice dojechali rowerami do dziadka na wieś. Jednak zacznę od początku...
Długo trwało namawianie ich na ten wyjazd. Cały czas chcieli nas przekonać, że nie dadzą rady. W końcu udało ich się namówić. W niedziele rano po śniadaniu ruszamy w 4 w stronę Budziszewic. Ojciec jechał na swoim nowym Wagancie, natomiast mama jechała na swoim zasłużonym rowerze, którym codziennie dojeżdża do pracy (15km w jedną stronę). Początkowo jedziemy na Skórzewo, Wysogotowo i Kiekrz. Po drodze zatrzymujemy się w biedronce, aby kupić jakiś prowiant na drogę. Kiekrz omijamy bokiem, od razu kierujemy się na Złotniki, gdzie robimy pierwszą oficjalną przerwę. Miejsce zauważyła Marta:
Na stawku znajdował się domek dla kaczek. Nie wątpliwie przykuło to moją uwagę:
Po przerwie wjechaliśmy na szlak Pierścienia Poznaniu, którym udaliśmy się w stronę poligonu. Rowerzystów na poligonie była cała masa. Niestety większość nie potrafiła odpowiedzieć głupiego cześć... Mimo to nie popsuliśmy sobie tym humoru i sprawnie przemierzamy drogę na poligonie:
Prawie na końcu poligonu znajdują się ruiny kościoła. Zatrzymaliśmy się tam też na chwilkę:
W Biedrusku znajduję się karczma do której udaliśmy się na obiad.
Szczerze nic szczególnego. Jedak jedzenie samo w sobie nie było takie złe. Jednak jeśli chodzi o ceny, obsługę i parę innych rzeczy było by się do czego przyczepić. Po najedzeniu ruszamy dalej szlakiem PP i przecinamy Wartę:
Jedziemy tak jak oznakowanie szlaku, czyli po chwili skręcamy w lewo i udajemy się polną drogą w kierunku Złotoryjska i dalej wjeżdżamy na NSR i docieramy do Mściszewa. Tam zatrzymaliśmy się na chwilę, aby odwiedzić ,, leśną toaletę" i odsapnąć trochę w cieniu:
Ostatnie kilometry prowadziły nie dosyć, że w piasku to jeszcze w słońcu. Dalszą część drogi wytyczyłem lasami, nie ma takiego upału. Rodzice już lekko zmęczeni, ale przypuszczamy, że ostatni podjazd dał im trochę w kość. Przecinamy szosę Murowa Goślina-Oborniki i docieramy do Kątów. Dalej już kawałek przez Długą Goślinę. Jednak ten kawałek był chyba najtrudniejszym kawałkiem podczas całego wyjazdu. Słońce paliło nie miłosiernie. W końcu dotarliśmy do lasu za Długą. Mama dzwoni do dziadka, żeby się nie martwił:
Postanowiliśmy jeszcze udać się do Nienawiszcza nad jeziorko:
Po ochładzającym kąpieli każdemu wróciło sił i udaliśmy się na ostatnie kilometry naszej wycieczki:
Po prawie 60km docieramy o 17 do dziadka. Posiedzieliśmy z godzinę wypiliśmy kawę, zjedliśmy ciastka i po 18 już tylko z Martą udaliśmy się w drogę powrotną. Temperatura spadła o kilka stopni więc nawet w podczas odcinków bez cienia jechało się przyjemnie:
My postanowiliśmy jechać przez Murowaną, Owinska, Czerwonak. Marta narzuciła dobre tempo 25km/h+. Przed Czerwonakiem słońce zaczyna się chować za drzewami:
W samym Czerwonaku jesteśmy po godzinie. Zatrzymujemy się przy czerwonej torebce. Zjadamy loda i trochę żelek, montujemy oświetlenie i udajemy się dalej. W Poznaniu jedziemy wartostradą. Tam też słońce pożegnało się z nami na dobre:
Następnie przejazd przez Dębiec, Luboń, Komorniki i po 3,5h lądujemy w Głuchowie. Jest to dobry wynik nie wątpliwie.
Chciałem w tym miejscu pogratulować rodzicom. Mam nadzieję, że te 60km to dopiero początki ich rowerowych przygód. Również gratuluję mojej ukochanej. Przejechała ponad 110km i to z bardzo dobrym tempem na ostatnich 50km :)
Dzięki! :)
Długo trwało namawianie ich na ten wyjazd. Cały czas chcieli nas przekonać, że nie dadzą rady. W końcu udało ich się namówić. W niedziele rano po śniadaniu ruszamy w 4 w stronę Budziszewic. Ojciec jechał na swoim nowym Wagancie, natomiast mama jechała na swoim zasłużonym rowerze, którym codziennie dojeżdża do pracy (15km w jedną stronę). Początkowo jedziemy na Skórzewo, Wysogotowo i Kiekrz. Po drodze zatrzymujemy się w biedronce, aby kupić jakiś prowiant na drogę. Kiekrz omijamy bokiem, od razu kierujemy się na Złotniki, gdzie robimy pierwszą oficjalną przerwę. Miejsce zauważyła Marta:
Na stawku znajdował się domek dla kaczek. Nie wątpliwie przykuło to moją uwagę:
Po przerwie wjechaliśmy na szlak Pierścienia Poznaniu, którym udaliśmy się w stronę poligonu. Rowerzystów na poligonie była cała masa. Niestety większość nie potrafiła odpowiedzieć głupiego cześć... Mimo to nie popsuliśmy sobie tym humoru i sprawnie przemierzamy drogę na poligonie:
Prawie na końcu poligonu znajdują się ruiny kościoła. Zatrzymaliśmy się tam też na chwilkę:
W Biedrusku znajduję się karczma do której udaliśmy się na obiad.
Szczerze nic szczególnego. Jedak jedzenie samo w sobie nie było takie złe. Jednak jeśli chodzi o ceny, obsługę i parę innych rzeczy było by się do czego przyczepić. Po najedzeniu ruszamy dalej szlakiem PP i przecinamy Wartę:
Jedziemy tak jak oznakowanie szlaku, czyli po chwili skręcamy w lewo i udajemy się polną drogą w kierunku Złotoryjska i dalej wjeżdżamy na NSR i docieramy do Mściszewa. Tam zatrzymaliśmy się na chwilę, aby odwiedzić ,, leśną toaletę" i odsapnąć trochę w cieniu:
Ostatnie kilometry prowadziły nie dosyć, że w piasku to jeszcze w słońcu. Dalszą część drogi wytyczyłem lasami, nie ma takiego upału. Rodzice już lekko zmęczeni, ale przypuszczamy, że ostatni podjazd dał im trochę w kość. Przecinamy szosę Murowa Goślina-Oborniki i docieramy do Kątów. Dalej już kawałek przez Długą Goślinę. Jednak ten kawałek był chyba najtrudniejszym kawałkiem podczas całego wyjazdu. Słońce paliło nie miłosiernie. W końcu dotarliśmy do lasu za Długą. Mama dzwoni do dziadka, żeby się nie martwił:
Postanowiliśmy jeszcze udać się do Nienawiszcza nad jeziorko:
Po ochładzającym kąpieli każdemu wróciło sił i udaliśmy się na ostatnie kilometry naszej wycieczki:
Po prawie 60km docieramy o 17 do dziadka. Posiedzieliśmy z godzinę wypiliśmy kawę, zjedliśmy ciastka i po 18 już tylko z Martą udaliśmy się w drogę powrotną. Temperatura spadła o kilka stopni więc nawet w podczas odcinków bez cienia jechało się przyjemnie:
My postanowiliśmy jechać przez Murowaną, Owinska, Czerwonak. Marta narzuciła dobre tempo 25km/h+. Przed Czerwonakiem słońce zaczyna się chować za drzewami:
W samym Czerwonaku jesteśmy po godzinie. Zatrzymujemy się przy czerwonej torebce. Zjadamy loda i trochę żelek, montujemy oświetlenie i udajemy się dalej. W Poznaniu jedziemy wartostradą. Tam też słońce pożegnało się z nami na dobre:
Następnie przejazd przez Dębiec, Luboń, Komorniki i po 3,5h lądujemy w Głuchowie. Jest to dobry wynik nie wątpliwie.
Chciałem w tym miejscu pogratulować rodzicom. Mam nadzieję, że te 60km to dopiero początki ich rowerowych przygód. Również gratuluję mojej ukochanej. Przejechała ponad 110km i to z bardzo dobrym tempem na ostatnich 50km :)
Dzięki! :)
Nieudany wyjazd długodystansowy...
Piątek, 26 sierpnia 2016 | dodano:31.08.2016Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami
Km: | 251.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:54 | km/h: | 25.37 |
Pr. maks.: | 44.86 | Temperatura: | 32.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Miał być długo wyczekiwany wyjazd długodystansowy. Jednak wyszło trochę inaczej. Umówiłem się z chłopakami na podbój Zakopanego. Większego przygotowania nie miałem. Mimo to uważam, że jak jeżdżę w miarę regularnie, ostatnio byłem na małej wyprawie rowerowej to po prostu dam radę.
Start piątek godzina 9 rano w Mosinie. Przyjeżdżam parę minut spóźniony, w sumie tak samo jak chłopaki. Praktycznie bez przerwy ruszamy od razu w drogę. Jedziemy przez Rogalinek, Świątniki, Zabrudzewo do Śremu. Droga tragiczna, ale jakoś jedziemy. Słońce zaczyna coraz mocniej grzać i czuć wiatr dość mocny w twarz. Przed Śrem Michał gubi lampkę, która wypadła mu na dziurach. Zatrzymaliśmy się na chwilę, ale poszukiwania nie przyniosły zamierzonego efektu:
Przez Śrem przelatujemy dosyć sprawnie:
Ze Śremu kierujemy się na Dolsk, tutaj zdecydowanie jest większy ruch. Mimo przejechanych +-50km odczuwam zmęczenie, zapewne winny jest wiatr i wysoka temperatura. Dobrym tempem (jak na panujące warunki) docieramy do Borka Wielkopolskiego. Tam się zatrzymujemy dosłownie na chwilę, aby sprawdzić drogę. W tym samym czasie dzwoni Chwast i pyta się jak nam idzie. Czekał już na nas w Krotoszynie. Na wyjeździe z Borka Michałowi odczepia się druga tylna lampka. Tym razem wszyto udało się pozbierać. Z dobrymi nastrojami wyjeżdżamy na Koźmin Wielkopolski:
Dojeżdżamy do Krotoszyna. Tam od dłuższego czasu czaka na nas Tomek ze swoją czasówką:
Za dużo nie zjadłem, za to dużo wypiłem. Nawet wypiłem od Piotrka magnez na skurcze bo zaczynały mnie chwytać...
Po przerwie w 4 ruszamy dalej DW 444. Jedzie się trochę lepiej wiatr nie jest tak odczuwalny, liczne lasy dają chwilę wytchnienia. Natomiast tempo cały czas dobre. Tak docieramy do Antonina, gdzie po niecałych 150km robimy 2 przerwę. Dalsza drogą to jazda DW 447 do Grabowa nad Prosną. Tam też zapada moja decyzja: nie jadę dalej. Tzn powiedziałem chłopakom, że będę jechał za nimi jednak jak odpadnę nie mają już za mną czekać. Jeszcze w 4 docieramy do Doruchowa. Zatrzymuję się, robię sobie przymusową przerwę, a Tomek, Michał i Piotrek jadą dalej. Chwilę posiedziałem w parku po czym zawracam do stacji benzynowej obok której była restauracjo-knajpka. Tam zamawiam dużego schabowego z frytkami i surówką:
Kotlet był trochę przepieprzony, ale po za tym był w porządku. Co najważniejsze kosztowało to jedynie 15zł :D Posiliłem się, odpocząłem i postanowiłem jechać dalej. Miałem dużo czasu, gdyż cała noc z piątku na sobotę oraz sobota była dla roweru. Jechałem sobie tak od 18 do 30km/h. Miałem myśli od takich, aby samemu swoim tempem dojechać do Zakopanego, aż po takie aby zadzwonić po brata żeby przyjechał po mnie te ponad 150km samochodem! Raz jechało się dobrze raz jechało się źle. Po prostu taka sinusoida. Tak też docieram do woj. Łódzkiego:
Dalej drogami o nie najlepszej nawierzchni przemijam kolejne wioski. W Galewicach robię przerwę w Dino gdzie kupuję izobronika oraz gazowany napój. Docieram do byłej DK 8. Po drodze mijam piękny zachód słońca:
Montuje oświetlenie. I kieruję się w stronę Wielunia już DK 74. Gdzieś na przystanku robię przerwę, aby spożyć czekającego izobronika, sprawdzić pociągi i pogadać trochę przez telefon. Jak się później okazało, pociąg z Wielunia był o 1.39 do Poznania Telefon wskazywał godzinę 20, a do dworca miałem +-15km. Tak więc nie spieszyło mi się zanadto. Spokojnym tempem oglądając gwiazdy docieram do miasteczka z którego mam wracać do domu. Pojechałem najpierw obczaić dworzec PKP. Był w stanie krytycznym. Potem pojechałem do sklepu, a następnie pojechałem na dworzec PKS, który się okazał być w o wiele lepszym stanie. Tam też przeczekałem czas który mi pozostał do pociągu. Na dworcu jestem o 1.25 czekam parę minut i wsiadam do pociągu który tym razem przyjechał punktualnie. (tydzień temu wracałem dokładnie tym samym pociągiem z dziewczyną z Krakowa i pociąg miał opóźnienie 1,5h :) ) Podróż przebiegła spokojnie pogadałem sobie z ludźmi w przedziale, rower miałem cały czas na oku. Docieram do Poznania punktualnie. Ostatnie 15km i jestem w domu.
Trzy słowa odnośnie wyjazdu:
1. Rzuciłem się na za duży dystans bez odpowiedniego przygotowania.
2. Upał skutecznie przeszkadzał w jeździe
3. Wiatr dawał w kość bardziej od upału.
4. Wybrałem sobie za mocnych towarzyszy.
5. W przyszłym roku spróbuje po raz 3 podbić Zakopane, mam nadzieję, że skutecznie (Link do pierwszej próby TUTAJ!)
Mimo wszytko dzięki panowie za te wspólne kilometry!
Ranny WPN.
Sobota, 7 maja 2016 | dodano:10.05.2016Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 24.60 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 01:27 | km/h: | 16.97 |
Pr. maks.: | 32.70 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Majówkowo szosowo.
Sobota, 30 kwietnia 2016 | dodano:07.05.2016Kategoria 50-100km, Ze zdjęciami
Km: | 85.13 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:57 | km/h: | 28.86 |
Pr. maks.: | 52.89 | Temperatura: | 12.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
W tegoroczną majówkę mieliśmy udać się na 4 dniową wyprawę rowerową. Niestety jeszcze zbyt zimne noce nie pozwoliły nam na wyjazd. Natomiast nie mogło obyć się bez roweru.
Brat umówił się z Przemkiem, a ja chętnie do nich dołączyłem. Ruszyliśmy dość wcześnie, bo parę minut po 7. Przez Komorniki, Wiry, Łęczyce dojechaliśmy do Puszczykowa, gdzie na trasie Mosina Kórnik czekamy za kolegą.
Po kilu chwilach dołączył do nas Przemo. Już w trójkę jechaliśmy w stronę Kórnika zmagając się z silnym wiatrem. Po częstych mocnych zmianach dotarliśmy na rynek w Kórniku.
Posileni batonikiem z pobliskiego sklepu udaliśmy się w drogę powrotną. Nie chcieliśmy jechać tą samą drogą więc postanowiliśmy wrócić przez Radzewo i Radzewice. Po drodze mijaliśmy pięknie kwitnące sady.
Z wiatrem, co pomagało utrzymać szybkie tempo, jechaliśmy w stronę Mosiny. Dalej kontynuowaliśmy drogę na Stęszew, gdzie też mieliśmy pierwszą w tym roku wymianę gestów z niezadowolonym kierowcą. Jazda rowerem o tej porze roku ma duże plusy jeśli chodzi o widoki które można oglądać. Nawet z pozoru taki zwykły rzepak wygląda wyśmienicie.
W Stęszewie Przemek odbił do domu, a ja z młodym przez DK 5, Walerianowo, Rosnowo, Chomęcice udaliśmy się do domu.
Dzięki panowie za wyjazd!
Brat umówił się z Przemkiem, a ja chętnie do nich dołączyłem. Ruszyliśmy dość wcześnie, bo parę minut po 7. Przez Komorniki, Wiry, Łęczyce dojechaliśmy do Puszczykowa, gdzie na trasie Mosina Kórnik czekamy za kolegą.
Po kilu chwilach dołączył do nas Przemo. Już w trójkę jechaliśmy w stronę Kórnika zmagając się z silnym wiatrem. Po częstych mocnych zmianach dotarliśmy na rynek w Kórniku.
Posileni batonikiem z pobliskiego sklepu udaliśmy się w drogę powrotną. Nie chcieliśmy jechać tą samą drogą więc postanowiliśmy wrócić przez Radzewo i Radzewice. Po drodze mijaliśmy pięknie kwitnące sady.
Z wiatrem, co pomagało utrzymać szybkie tempo, jechaliśmy w stronę Mosiny. Dalej kontynuowaliśmy drogę na Stęszew, gdzie też mieliśmy pierwszą w tym roku wymianę gestów z niezadowolonym kierowcą. Jazda rowerem o tej porze roku ma duże plusy jeśli chodzi o widoki które można oglądać. Nawet z pozoru taki zwykły rzepak wygląda wyśmienicie.
W Stęszewie Przemek odbił do domu, a ja z młodym przez DK 5, Walerianowo, Rosnowo, Chomęcice udaliśmy się do domu.
Dzięki panowie za wyjazd!
Nad Maltę.
Sobota, 16 kwietnia 2016 | dodano:07.05.2016Kategoria 0-50km, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 22.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 15.47 |
Pr. maks.: | 27.30 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Nie posiadaliśmy za dużo czasu, tak więc Ania z Michałem przyjechali po nas na Dębiec. Troszkę niestety musieli poczekać, ale w końcu ruszyliśmy. Początkowo nasza trasa wiodła szlakiem nadwarciańskim w stronę polibudy. Tam też próbowaliśmy wjechać na Warto-stradę.
Samą ścieżką rowerową jechaliśmy dosłownie kawałek, bo już po chwili skręciliśmy na Śródkę. Ja chciałem zobaczyć tą słynną pomalowaną ścianę. Rzeczywiście robi wrażenie.
Dalej udaliśmy się nad Maltę gdzie zrobiliśmy kółko po drodze dyskutując. Jedzie się naprawdę przyjemnie mimo wiejącego wiatru. Po zrobieniu nie pełnego okrążenie zrobiliśmy sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie. W końcu udało nam się wyjść w 4 na rower.
Tam też się rozdzieliliśmy. My przez miasto szybko wróciliśmy do domu.
Dzięki wam za wspólną jazdę :)
Samą ścieżką rowerową jechaliśmy dosłownie kawałek, bo już po chwili skręciliśmy na Śródkę. Ja chciałem zobaczyć tą słynną pomalowaną ścianę. Rzeczywiście robi wrażenie.
Dalej udaliśmy się nad Maltę gdzie zrobiliśmy kółko po drodze dyskutując. Jedzie się naprawdę przyjemnie mimo wiejącego wiatru. Po zrobieniu nie pełnego okrążenie zrobiliśmy sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie. W końcu udało nam się wyjść w 4 na rower.
Tam też się rozdzieliliśmy. My przez miasto szybko wróciliśmy do domu.
Dzięki wam za wspólną jazdę :)
Terenowo z ukochaną!
Wtorek, 5 kwietnia 2016 | dodano:04.05.2016Kategoria Ze zdjęciami, Z moją piękną!, 0-50km
Km: | 36.35 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:09 | km/h: | 16.91 |
Pr. maks.: | 33.65 | Temperatura: | 22.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Tego dnia mieliśmy trochę czasu do wykorzystania na rower. Ruszyliśmy popołudniu od Marty i od razu udaliśmy się na nadwarciański szlak. Chcieliśmy nim dojechać do słynnej WartoStrady. Jechało się fantastycznie:
Jechaliśmy wzdłuż Warty zaraz obok osiedla Piastowskiego. Myśleliśmy, że już tam zaczyna się poszukiwana przez nas ścieżka rowerowa. Zawiedliśmy się gdyż owa ścieżka zaczyna się obok Katedry, a po drodze do pokonania są ciężkie tereny, min schody.
Sama trasa ładnie poprowadzona. Dojechaliśmy tak na koniec ulicy Hlonda. Udało nam się zrealizować taki mały plan, a mianowicie udać się wzdłuż Warty na wysokości Koziegłów. Trasa bardzo przyjemna i spokojna:
Tak też dojechaliśmy do Czerwonaka. Szybkie zakupy w biedronce i w drogę powrotną. Jechaliśmy przez Kicin i Koziegłowy. Znowu wjechaliśmy na Wartostradę:
Szybki przejazd przez miasto i wróciliśmy na Dębiec. Trochę zmęczeni, ale zadowoleni. Przede wszystkim już było ciepło. Można było założyć krótki rękawek! :)
Dziękuję kochanie!
Jechaliśmy wzdłuż Warty zaraz obok osiedla Piastowskiego. Myśleliśmy, że już tam zaczyna się poszukiwana przez nas ścieżka rowerowa. Zawiedliśmy się gdyż owa ścieżka zaczyna się obok Katedry, a po drodze do pokonania są ciężkie tereny, min schody.
Sama trasa ładnie poprowadzona. Dojechaliśmy tak na koniec ulicy Hlonda. Udało nam się zrealizować taki mały plan, a mianowicie udać się wzdłuż Warty na wysokości Koziegłów. Trasa bardzo przyjemna i spokojna:
Tak też dojechaliśmy do Czerwonaka. Szybkie zakupy w biedronce i w drogę powrotną. Jechaliśmy przez Kicin i Koziegłowy. Znowu wjechaliśmy na Wartostradę:
Szybki przejazd przez miasto i wróciliśmy na Dębiec. Trochę zmęczeni, ale zadowoleni. Przede wszystkim już było ciepło. Można było założyć krótki rękawek! :)
Dziękuję kochanie!
Pierwszy raz na szosie!
Niedziela, 28 lutego 2016 | dodano:29.02.2016Kategoria 0-50km, Ze zdjęciami
Km: | 46.29 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:48 | km/h: | 25.72 |
Pr. maks.: | 39.26 | Temperatura: | 5.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Początkowo tego dnia mieliśmy jechać razem z Martą i Mateuszem na podbój WPN-u. Niestety Marta musiała przysiąść przy swojej pracy inżynierskiej i nie miała zbytnio czasu. Ja wykorzystując ładną pogodę zadzwoniłem do Mateusza i Przemka z propozycją przejechania kilku kilometrów na kolarzówce. Chętni byli. Spotykamy się koło Lidla w Komornikach i jedziemy następującą trasę:
Wiry-Puszczykowo-Mosina-Dymaczewo-Stęszew.
Początkowo jazdę utrudniał nam wiatr, ale z Mosiny do Stęszewa prędkość nie spadała poniżej 35km/h. Zrobiliśmy przerwę pod biedronką. Przemek nas zostawił i pojechał do domu. Po zjedzeniu banana i wypiciu soczku ruszyliśmy dalej. Początkowo mieliśmy ominąć dziury na drodze do Dopiewa i jechać DK5, ale ruch był stosunkowo duży i postanowiliśmy pojechać ,,na skróty". Prędkość spadła znacząco. Do tego nie przyjemny wiatr uniemożliwiał szybszą jazdę. Za Konarzewem byliśmy świadkami jak powstaje nowa linia energetyczna:
Zatrzymaliśmy się na chwilę dyskusji i zdjęcie. Następnie przez Chomęcice wracamy do Głuchowa. Mateusz nie dał się zaprosić na kawę. Niech żałuję!
Dzięki panowie za te pierwsze kilometry na szosie!
Wiry-Puszczykowo-Mosina-Dymaczewo-Stęszew.
Początkowo jazdę utrudniał nam wiatr, ale z Mosiny do Stęszewa prędkość nie spadała poniżej 35km/h. Zrobiliśmy przerwę pod biedronką. Przemek nas zostawił i pojechał do domu. Po zjedzeniu banana i wypiciu soczku ruszyliśmy dalej. Początkowo mieliśmy ominąć dziury na drodze do Dopiewa i jechać DK5, ale ruch był stosunkowo duży i postanowiliśmy pojechać ,,na skróty". Prędkość spadła znacząco. Do tego nie przyjemny wiatr uniemożliwiał szybszą jazdę. Za Konarzewem byliśmy świadkami jak powstaje nowa linia energetyczna:
Zatrzymaliśmy się na chwilę dyskusji i zdjęcie. Następnie przez Chomęcice wracamy do Głuchowa. Mateusz nie dał się zaprosić na kawę. Niech żałuję!
Dzięki panowie za te pierwsze kilometry na szosie!
Po okolicy!
Niedziela, 14 lutego 2016 | dodano:27.02.2016Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 11.60 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 00:41 | km/h: | 16.98 |
Pr. maks.: | 28.00 | Temperatura: | 1.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Pomimo zimna które panowało na dworze postanowiliśmy z Martą wyjechać na kilka kilometrów. Główną drogą dojechaliśmy do Chomęcic. Dalej polną pojechaliśmy kierunku jeziora. Wjechaliśmy do WPN-u i kierowaliśmy się na kładkę:
Za kładką skręciliśmy w lewo i polną drogą docieramy do Chomęcic, a następnie główną do domu. Fajnie przejechane 10km :)
Za kładką skręciliśmy w lewo i polną drogą docieramy do Chomęcic, a następnie główną do domu. Fajnie przejechane 10km :)
Pierwsza wycieczka w roku!
Niedziela, 7 lutego 2016 | dodano:08.02.2016Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 11.90 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 00:42 | km/h: | 17.00 |
Pr. maks.: | 31.80 | Temperatura: | 4.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Ostatni weekend karnawału udał się znakomicie. W sobotę mała domówka w kameralnym gronie. Natomiast w niedziele pełno sportowych atrakcji. Najpierw pojechaliśmy (samochodem) nad jezioro. Brat z kolegą zażyli kąpieli. Później udaliśmy się na łyżwy (Marta w końcu mnie namówiła), a po południu pojechaliśmy na pierwszy rower w tym roku. Kilometrów mało, ale liczy się fakt. Ubraliśmy się i po 16 pojechaliśmy na mały objazd. Najpierw polną drogą poszukać rodziców, którzy byli na spacerze z psem. Tam też robię ładne zdjęcie:
Dalej polną drogą do Konarzewa. Po chwili zastanowienia się ruszamy drogą na około w stronę jeziorka w Chomęcicach. Zimno w uszy mi się zrobiło. Nie przewidziałem takiego wiatru i nie zabrałem ani czapki ani buffa. Wracamy szybko do domu. Zmarznięci, ale zadowoleni z pierwszych kilometrów w tym roku!
p.s. Jeszcze tylko 9988,1km, aby spełnić moje rowerowe marzenie!
Dalej polną drogą do Konarzewa. Po chwili zastanowienia się ruszamy drogą na około w stronę jeziorka w Chomęcicach. Zimno w uszy mi się zrobiło. Nie przewidziałem takiego wiatru i nie zabrałem ani czapki ani buffa. Wracamy szybko do domu. Zmarznięci, ale zadowoleni z pierwszych kilometrów w tym roku!
p.s. Jeszcze tylko 9988,1km, aby spełnić moje rowerowe marzenie!