Niedzielnie!
Poniedziałek, 16 czerwca 2014 | dodano:16.06.2014Kategoria 50-100km, Z moją piękną!
Km: | 69.64 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 03:20 | km/h: | 20.89 |
Pr. maks.: | 45.40 | Temperatura: | 22.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Pierwszy raz od 10 sierpnia zeszłego roku wyjechałem na mojego magica. Wcześniej była to głównie szosa, czasami pożyczałem MTB od brata. Problem tkwi w rozwalonej piascie. Teraz mam dylemat czy kupić nowe koło, czy też samą piastę. Na razie pożyczyłem koło od brata i na moim kochanym rowerku z bagażnikiem i dwoma sakwami ruszam do Marty. Byłem u niej kilka min przed 12. Z sakw wyciągam rzeczy na przepranie i na 12.30 idziemy do kościoła. Trafiliśmy na mszę odpustową która trwała ponad 1.5 :)Po 14 jemy obiad i wsiadamy na nasze rumaki aby pojechać na cytadele w celu pooglądania zawodów z psami. Siedzimy chwilkę robimy kółko i jedziemy na drugie kółko na Maltę. Nie da się tam jeździć w niedziele. Nie będę już w ogóle tego komentował... Po jednym okrążeniu ruszamy na ul. Kościelną na najlepsze lody w Poznaniu. Po ich zjedzeniu kierujemy się w stronę rusałki tam też jedno kółko i wzdłuż Bułgarskiej drogą rowerową docieramy na Kopernika. Przejazd przez Kopaninę, przerwa na ul. Ostatniej przy żabce na hoop-coole miętową:) Jak ktoś lubi mięte to polecam. Jeszcze parę km i jesteśmy pod domem Marty. Chwilę rozmawiamy, dostaję obiecanego sernika i jadę do domu :)
Dziękuję za fajny wyjazd po mieście kochanie! Nasze wakacje będą suuuper! :)
p.s. zapomniałem karty pamięci do aparatu dlatego nie ma zdjęć :(
Dziękuję za fajny wyjazd po mieście kochanie! Nasze wakacje będą suuuper! :)
p.s. zapomniałem karty pamięci do aparatu dlatego nie ma zdjęć :(
Poznań-Kołobrzeg w 13h.
Niedziela, 8 czerwca 2014 | dodano:11.06.2014Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami, TCT, Poznań-Kołobrzeg!
Km: | 284.07 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 10:38 | km/h: | 26.72 |
Pr. maks.: | 64.80 | Temperatura: | 25.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Połykacz kilometrów. |
I stało się. Śmiało mogę napisać po raz ,,n-ty" dojechałem z Poznania do Kołobrzegu na ,,raz". Tym razem we większej ekipie, naszej ekipie która cały czas się rozwija. Wtrącę tylko wątek o naszym teamie. TCT Poznań rozwijając skrót Travel Cycling Team Poznań. Podróżujemy przede wszystkim rowerem, ale jak przyjdzie zima to pewnie będą też inne wycieczki! Kto żałuję, że znowu go jakaś przygoda ominęła niech polubi nasz ,fanpejdż" i będzie na bieżąco! Wracając to wycieczki. Rozgłosiliśmy ją naprawdę wszędzie, staraliśmy się, aby do każdego dotarła ta informacja. Tak na miejscu zbiórki w sobotę pojawia się 11 osób i w tym roku po raz pierwszy jedzie z nami dziewczyna. Cieszy nas to bardzo, każdy ma taką moc aby przejechać taką trasę. Wystarczy się za siebie zabrać i jechać z nami. Robimy zbiorowe zdjęcie:
Jedziemy ul. Dąbrowskiego, aby udać się do Kiekrza, niestety silna gruba szosowców gubi się i leci DW do Szamotuł. Reszta ekipy w tym ja lecimy tradycyjnie przez Kiekrz, Rokietnicę, Żydowo, Pamiątkowo. Tak wyglądała nasza wolniejsza ekipa:
W Szamotułach spotykamy się znowu razem. Robimy ostatnie zakupy przed nocką i kierujemy się w na Obrzycko. Przed samym miastem mamy okazję oglądać piękny zachód słońca, którego jak to stwierdzili uczestnicy, nie ujrzymy w Poznaniu miedzy blokami:
Trochę na się ekipa poszarpała, dwóch zawodników swędziała trochę noga i poszli do przodu. Jedziemy dobrze znaną trasą w kierunku Czarnkowa. Zjazd do Czarnkowa jest idealny kto jechał ten wie, kto nie jechał niech pojedzie. Tutaj też pada V-max praktycznie każdego uczestnika wycieczki. W Czarnkowie przerwa na Izobronika, oczywiście nie mogło zabraknąć przerwy na siku. Siedzimy sobie chwile, aż naglę podjeżdża radiowóz godzina koło 23. Krótka dyskusja i po chwili pan policjant robi nam zdjęcie. Niestety nie udane więc nie ma co wstawiać na bs. Już w całkowitych ciemnościach jedziemy w kierunku północnym. W nocy od tyłu wyglądamy mniej więcej tak:
Więc jeśli ktoś używa argumentu nie jadę z wami bo jedziecie w nocy. To nie jest dobry argument. Świecimy się jak choinka w Boże Narodzenie. Jedziemy dobrymi jakościowo drogami wojewódzkimi. Po kilku km docieramy do kolejnego woj:
Po kilku km robimy przerwę na stacji w Wałczu. Oto ona nasza ,,rodzynka" dała radę więc i wy dziewczyny się nie bójcie!
I to jeszcze na rowerze MTB z szerokością opon 2.1. Na konsumpcje jedziemy do parku przy jakieś wieży, gdzie wisi zegar. Przynajmniej widać ile czasu się lenimy zamiast jechać dalej. Kolejne km uciekają po woli widać, gdzie będziemy mogli oglądać wschód słońca. Temperatura taka w sam raz na krótki rękaw i bluzę. Na prawdę nic więcej nie potrzeba jest ciepło. Po pewnym czasie pojawia się tablica Kołobrzeg 100. Z jednej strony cieszy z drugiej ukazuję, że jeszcze trochę jednak zostało:
Mijamy Czaplinek, stajemy dosłownie na chwilę na stacji kupić wodę i jedziemy do Starego Drawska zrobić przerwę odpoczynkową na konsumpcje nie tylko batonów, ale i bułki czy też kotleta. Ruszając mamy okazję oglądać już wschód słońca:
Drogę ostrych zakrętów jak zwykle przejeżdżamy z zachwytem to chyba najładniejszy odcinek na całej trasie! W Połczynie zdrój troszkę dłuższa przerwa, na ciepła herbatę i zimnego izobronika. Jedziemy dalej nadal nie ściągając bluzy, to był błąd. Na górkach przed Białogardem zgrzałem się nie ziemsko było trzeba zrobić krótka nie planowaną przerwę. Te górki dają w kość po tylu km. Jednak satysfakcja, że się jest coraz bliżej jest odwrotnie proporcjonalna do km które zostały do celu. W samym Białogardzie króciutka przerwa na Orlenie. I dłuższa na naprawę dwóch dętek w jednym rowerze. To się nazywa pech dopiero:
Uwaga konkurs! Pytanie brzmi: ,,co chciał powiedzieć Przemo (ten najbardziej po lewej)? " Po naprawię dętek ruszamy już w kierunku Kołobrzegu. Na ostatniej prostej mamy przykry wypadek. Jadąca pani samochodem zahacza jednego z uczestników lusterkiem. Jednak po takim dystansie nogi już ma tytanowe i lusterko całe się roztrzaskało, a koledze nic się nie stało. Na ostatnim odcinku odcinam się od reszty z kolegą na szosie i równym tempem po 33km/h docieramy do Kołobrzegu. Nie mogło zabraknąć zbiorowej fotki:
Potem jedziemy kupić bilety do domu. Następnie jedziemy na ciepłą rybkę, niestety zdjęć nie zrobiłem. Udajemy się po browarki na zakwasy i na plażowanie nad Polskim morzem:
Pokaźna grupa na która, chyba każdy zwrócił uwagę. Po kąpieli spożyciu napojów przeciw za-kwasowych udajemy się do pociągu. Z wejściem do pociągu nie było problemów. Z załadowaniem też nie, nawet z konduktorem nie było więc cała podróż była jak najbardziej OK:
W domu jesteśmy po 20. Tym razem odbiera mnie dziewczyna z dworca. Nie jadę sam do domu a tak to by było ponad 300 :)
Dziękuję każdemu za wspólne kręcenie za wspólne spełnienia marzeń za wspólne przeżywanie takich przygód. Jeszcze raz gratulację dla Kasi, że dała z nami radę. Trzeba podziwiać ją nie tylko za dystans, ale że się wybrała z 10 nieznanymi facetami. Do odważnych świat należy. pozdROWER!
Jedziemy ul. Dąbrowskiego, aby udać się do Kiekrza, niestety silna gruba szosowców gubi się i leci DW do Szamotuł. Reszta ekipy w tym ja lecimy tradycyjnie przez Kiekrz, Rokietnicę, Żydowo, Pamiątkowo. Tak wyglądała nasza wolniejsza ekipa:
W Szamotułach spotykamy się znowu razem. Robimy ostatnie zakupy przed nocką i kierujemy się w na Obrzycko. Przed samym miastem mamy okazję oglądać piękny zachód słońca, którego jak to stwierdzili uczestnicy, nie ujrzymy w Poznaniu miedzy blokami:
Trochę na się ekipa poszarpała, dwóch zawodników swędziała trochę noga i poszli do przodu. Jedziemy dobrze znaną trasą w kierunku Czarnkowa. Zjazd do Czarnkowa jest idealny kto jechał ten wie, kto nie jechał niech pojedzie. Tutaj też pada V-max praktycznie każdego uczestnika wycieczki. W Czarnkowie przerwa na Izobronika, oczywiście nie mogło zabraknąć przerwy na siku. Siedzimy sobie chwile, aż naglę podjeżdża radiowóz godzina koło 23. Krótka dyskusja i po chwili pan policjant robi nam zdjęcie. Niestety nie udane więc nie ma co wstawiać na bs. Już w całkowitych ciemnościach jedziemy w kierunku północnym. W nocy od tyłu wyglądamy mniej więcej tak:
Więc jeśli ktoś używa argumentu nie jadę z wami bo jedziecie w nocy. To nie jest dobry argument. Świecimy się jak choinka w Boże Narodzenie. Jedziemy dobrymi jakościowo drogami wojewódzkimi. Po kilku km docieramy do kolejnego woj:
Po kilku km robimy przerwę na stacji w Wałczu. Oto ona nasza ,,rodzynka" dała radę więc i wy dziewczyny się nie bójcie!
I to jeszcze na rowerze MTB z szerokością opon 2.1. Na konsumpcje jedziemy do parku przy jakieś wieży, gdzie wisi zegar. Przynajmniej widać ile czasu się lenimy zamiast jechać dalej. Kolejne km uciekają po woli widać, gdzie będziemy mogli oglądać wschód słońca. Temperatura taka w sam raz na krótki rękaw i bluzę. Na prawdę nic więcej nie potrzeba jest ciepło. Po pewnym czasie pojawia się tablica Kołobrzeg 100. Z jednej strony cieszy z drugiej ukazuję, że jeszcze trochę jednak zostało:
Mijamy Czaplinek, stajemy dosłownie na chwilę na stacji kupić wodę i jedziemy do Starego Drawska zrobić przerwę odpoczynkową na konsumpcje nie tylko batonów, ale i bułki czy też kotleta. Ruszając mamy okazję oglądać już wschód słońca:
Drogę ostrych zakrętów jak zwykle przejeżdżamy z zachwytem to chyba najładniejszy odcinek na całej trasie! W Połczynie zdrój troszkę dłuższa przerwa, na ciepła herbatę i zimnego izobronika. Jedziemy dalej nadal nie ściągając bluzy, to był błąd. Na górkach przed Białogardem zgrzałem się nie ziemsko było trzeba zrobić krótka nie planowaną przerwę. Te górki dają w kość po tylu km. Jednak satysfakcja, że się jest coraz bliżej jest odwrotnie proporcjonalna do km które zostały do celu. W samym Białogardzie króciutka przerwa na Orlenie. I dłuższa na naprawę dwóch dętek w jednym rowerze. To się nazywa pech dopiero:
Uwaga konkurs! Pytanie brzmi: ,,co chciał powiedzieć Przemo (ten najbardziej po lewej)? " Po naprawię dętek ruszamy już w kierunku Kołobrzegu. Na ostatniej prostej mamy przykry wypadek. Jadąca pani samochodem zahacza jednego z uczestników lusterkiem. Jednak po takim dystansie nogi już ma tytanowe i lusterko całe się roztrzaskało, a koledze nic się nie stało. Na ostatnim odcinku odcinam się od reszty z kolegą na szosie i równym tempem po 33km/h docieramy do Kołobrzegu. Nie mogło zabraknąć zbiorowej fotki:
Potem jedziemy kupić bilety do domu. Następnie jedziemy na ciepłą rybkę, niestety zdjęć nie zrobiłem. Udajemy się po browarki na zakwasy i na plażowanie nad Polskim morzem:
Pokaźna grupa na która, chyba każdy zwrócił uwagę. Po kąpieli spożyciu napojów przeciw za-kwasowych udajemy się do pociągu. Z wejściem do pociągu nie było problemów. Z załadowaniem też nie, nawet z konduktorem nie było więc cała podróż była jak najbardziej OK:
W domu jesteśmy po 20. Tym razem odbiera mnie dziewczyna z dworca. Nie jadę sam do domu a tak to by było ponad 300 :)
Dziękuję każdemu za wspólne kręcenie za wspólne spełnienia marzeń za wspólne przeżywanie takich przygód. Jeszcze raz gratulację dla Kasi, że dała z nami radę. Trzeba podziwiać ją nie tylko za dystans, ale że się wybrała z 10 nieznanymi facetami. Do odważnych świat należy. pozdROWER!
Uczelnia.
Wtorek, 27 maja 2014 | dodano:11.06.2014
Km: | 46.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:48 | km/h: | 26.00 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 28.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Połykacz kilometrów. |
Tradycyjnie rowerkiem na wf. To jest dobre, że jadę sobie w stroju! V-max za Tirem.
Nad morze na spontanie.
Wtorek, 20 maja 2014 | dodano:21.05.2014Kategoria 300-400km, Ze zdjęciami
Km: | 362.20 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 13:15 | km/h: | 27.34 |
Pr. maks.: | 50.00 | Temperatura: | 28.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 15540kcal | Podjazdy: | 790m | Rower: | Połykacz kilometrów. |
To miał być zwykły normalny dzień który bym spędził pewnie w domu no może na chwilę bym wyszedł na rower. Dzień jak co dzień. Jednak po dostaniu telefonu od Tomka wszystko zmieniło się o 180 stopni. Zadzwonił do mnie o 19 z pytaniem czy jutro nie jadę z nim nad morze. Ma być ładnie, ciepło wiatr też przystępny. Pierwsze co pomyślałem to to, że mam wolne. Później oznajmiłem rodzicom o moim pomyślę (chyba się już przyzwyczaili do tych moich ,,wybryków" tata się zapytał tylko co z uczelnią :) ). Szybko przygotowanie roweru pojechanie do biedronki po zapasy i o 21.50 siedzę w pociągu do Gniezna.
W Gnieźnie odbiera mnie Tomek busem. Przed 23 meldujemy się u niego w domu. Tomek do końca się pakuję, a ja idę na relaks przed TV. Wypiliśmy po 2 piwka i o 1 kładziemy się spać, tylko po to by o 4 wstać. Ranna krzątanina zajęła nam sporo czasu. Jednak ruszamy zaraz po wschodzie słońca:
Trasę przygotował Tomek. Bocznymi drogami kierujemy się na Trzemeszno. Tutaj musimy się zmierzyć z pędzącymi Tirami przez kilka km DK 15. W miedzy czasie mijamy tablicę z województwem:
Parę kilometrów dalej uciekamy z głównej drogi na rzecz bocznej prowadzącej do Mogilna. Niestety nie była w tak dobrym stanie. Jak to mówią:,,Kto rano wstaję temu pan Bóg daję" w tym przypadku zapewne chodziło o widoki:
Wystarczy po prostu wstać wcześnie w ładny bezchmurny dzień i udać się na rower/spacer, chociaż z tym spacerem to bym polemizował. Tak też jedziemy bocznymi drogami o minimalnym ruchu. Czasami nowo zrobiony asfalt daję jeszcze więcej radości z jazdy. Tak też nie planową przerwę robimy po 65km, ale było tak gorącą, że musieliśmy się rozebrać:
To była chwilowa przerwa przebraliśmy się zjedliśmy po batonie. Padło pytanie czy jedziemy dalej bokami czy wracamy na główną. Rzuciliśmy monetą wypadła droga krajowa. Tak docieramy do Gniewkowa. Tomek stwierdził, że dalej jedziemy gdzieś bokiem jakimś lasem, który ma jakiś asfalt. Jednak tutaj trochę pobłądziliśmy. Udało nam się wjechać do lasu. Asfalt był idealny nowo położony, ale po kilku km się skończył i zaliczyliśmy trochę terenu. W końcu i tak wpadliśmy na DK 15 i tak docieramy do Torunia. Wjeżdżamy na Starówkę zobaczyć dom Mikołaja:
Następnie pod jego pomnik:
No i było trzeba znaleźć ,,Maczka" z racji tego, że był zaraz obok nie zajęło nam to dużo czasu. Niestety się w nim zasiedzieliśmy trochę. Ja zamówiłem sobie 2 tosty i 2 razy duże frytki. Na przeciwko była biedronka, gdzie idę uzupełnić picie. Tam też zaliczam efektowną glebę na schodach. Ruszamy z Torunia DK 91. Dogania nas kolarz z tego miasta, kawałek jedzie z nami po drodze rozmawiając. Skręcamy na drogi woj. Po chwili kolega odłącza od nas. My lecimy na Wąbrzeźno po drodze robiąc krótką przerwę na siku. W samym Wąbrzeźnie krótka przerwa na zimnego loda i uzupełnienie płynów. Miałem taką ochotę na czystą wodę jak nigdy. Już miałem dosyć tych słodkich napojów... Na wyjeździe z miasteczka pęka mi szprycha. Jednak jedziemy dalej. W Radzyniu Chełmskim mijamy zamek krzyżacki. niestety z braku czasu robimy lotne zdjęcie i lecimy dalej:
Ponad 180km w nogach już mamy. W Łasinie mieliśmy zrobić krótką przerwę lecz lecimy dalej wybiło 200km i z tej okazji specjalnie dla nas czekał (niestety nie zimny) SPECJAŁ
Po ,,doładowaniu się" ruszamy dalej tutaj był ten kawałek co Tomek zapowiadał od samego startu, kawałek bez asfaltu. Nie jechało się jednak źle. Rzekłbym, nawet lepiej niż na tym remontowanym przez kamyki, które niszczą ramę i wklejają się w opony. Potem było trochę lepiej. Jednak po przejeździe przez Prabuty i wjechaniu w Sztumie na DK 55 nie mogłem o niczym więcej marzyć. Zmęczenie moje dawało się we znaki. Pewnie dlatego, że miałem niecały 1000km przejechany w tym sezonie :( Docieramy do Malborka, gdzie robimy upragnioną przerwę pod zamkiem krzyżackim:
Parę kilometrów dalej znów przerwa, ale tylko na chwile bo nie chciało nam się szukać sklepu w Malborku. Tak więc kupujemy wodę, po zimnym Tigerze i jedziemy dalej, aż docieramy do Nowego Dworu Gdańskiego. Tam też przerwa na Hot- Dog'a na Orlenie. Już tak niewiele dzieliło nas od ,,wygranej" godzina stosunkowo późna, było już sporo po 19. Ruszamy razem do Stegny. Jednak Tomek narzucił za duże tempo i się rozdzieliliśmy. Z małą stratą docieram do znaku:
No to po raz pierwszy w tym roku w nadmorskiej miejscowości, ciekawe ile jeszcze razy mnie to spotka. Pusto głucho, w sumie co się dziwić. Jeszcze sezonu nie ma. Docieramy na plażę gdzie czeka nas ten zachód słońca:
Tomek się wykąpał, też bym się wykąpał gdybyśmy trochę wcześniej przyjechali, bo nie dosyć, że woda zimna to jeszcze chłodno na dworze się robiło. Także zamoczyłem tylko nogi. Czasu nie mieliśmy dużo. W sumie to przez chwilę stwierdziliśmy, że go nie mamy wcale. Pociąg z Gdańska odjeżdżał o 22.56, a do dworca mieliśmy jeszcze prawie 50 km, godzina była grubo po 20. Co prawda nocka na dworcu nas zmotywowała i ruszyliśmy czym prędzej. Mieliśmy 2 drogi do wyboru. Jedną trochę ponad 50km, ale bez promu, druga trochę mniej niż 50 km, ale z promem. Po drodze dowiedzieliśmy się, że prom jest czynny także ryzyk-fizyk ruszamy przez prom. Byliśmy jakieś 10-13min przed odpływem czyli tyle czasu spokojnego odpoczynku.
Zostało 24 km i niecała godzina do odjazdu. Nie było opcji, żeby nie dać rady. Pod dworzec w Gdańsku docieramy o 22.38 także mamy jakieś 18 min. Szukamy szybko sklepu. Udało się kupić wodę i piwko do pociągu. Podróż w pociągu minęła spokojnie. Ja spałem Tomek czuwał sam stwierdził, że nie może iść spać bo wstaniemy we Wrocławiu. Tam jechał ten pociąg. W jakimś mieście wsiada 4 kolarzy. Z sakwami. Chyba nie muszę mówić jaki był temat podczas dalszej wspólnej jazdy. Tomek wysiada w Gnieźnie ja jadę dalej do Poznania . Miał mnie ktoś odebrać, ale stwierdziłem co ponad 300km przejechałem to teraz 15 nie zrobię.
Wyróżniał się ten biały kellys. W domu ląduję kilka min po 3.
Dzięki Tomek za akcję spontan. To była najszybciej podjęta decyzja wyjazdu nad morze. Chociaż się strasznie zmęczyłem niczego nie żałuje :) Do następnego!
W Gnieźnie odbiera mnie Tomek busem. Przed 23 meldujemy się u niego w domu. Tomek do końca się pakuję, a ja idę na relaks przed TV. Wypiliśmy po 2 piwka i o 1 kładziemy się spać, tylko po to by o 4 wstać. Ranna krzątanina zajęła nam sporo czasu. Jednak ruszamy zaraz po wschodzie słońca:
Trasę przygotował Tomek. Bocznymi drogami kierujemy się na Trzemeszno. Tutaj musimy się zmierzyć z pędzącymi Tirami przez kilka km DK 15. W miedzy czasie mijamy tablicę z województwem:
Parę kilometrów dalej uciekamy z głównej drogi na rzecz bocznej prowadzącej do Mogilna. Niestety nie była w tak dobrym stanie. Jak to mówią:,,Kto rano wstaję temu pan Bóg daję" w tym przypadku zapewne chodziło o widoki:
Wystarczy po prostu wstać wcześnie w ładny bezchmurny dzień i udać się na rower/spacer, chociaż z tym spacerem to bym polemizował. Tak też jedziemy bocznymi drogami o minimalnym ruchu. Czasami nowo zrobiony asfalt daję jeszcze więcej radości z jazdy. Tak też nie planową przerwę robimy po 65km, ale było tak gorącą, że musieliśmy się rozebrać:
To była chwilowa przerwa przebraliśmy się zjedliśmy po batonie. Padło pytanie czy jedziemy dalej bokami czy wracamy na główną. Rzuciliśmy monetą wypadła droga krajowa. Tak docieramy do Gniewkowa. Tomek stwierdził, że dalej jedziemy gdzieś bokiem jakimś lasem, który ma jakiś asfalt. Jednak tutaj trochę pobłądziliśmy. Udało nam się wjechać do lasu. Asfalt był idealny nowo położony, ale po kilku km się skończył i zaliczyliśmy trochę terenu. W końcu i tak wpadliśmy na DK 15 i tak docieramy do Torunia. Wjeżdżamy na Starówkę zobaczyć dom Mikołaja:
Następnie pod jego pomnik:
No i było trzeba znaleźć ,,Maczka" z racji tego, że był zaraz obok nie zajęło nam to dużo czasu. Niestety się w nim zasiedzieliśmy trochę. Ja zamówiłem sobie 2 tosty i 2 razy duże frytki. Na przeciwko była biedronka, gdzie idę uzupełnić picie. Tam też zaliczam efektowną glebę na schodach. Ruszamy z Torunia DK 91. Dogania nas kolarz z tego miasta, kawałek jedzie z nami po drodze rozmawiając. Skręcamy na drogi woj. Po chwili kolega odłącza od nas. My lecimy na Wąbrzeźno po drodze robiąc krótką przerwę na siku. W samym Wąbrzeźnie krótka przerwa na zimnego loda i uzupełnienie płynów. Miałem taką ochotę na czystą wodę jak nigdy. Już miałem dosyć tych słodkich napojów... Na wyjeździe z miasteczka pęka mi szprycha. Jednak jedziemy dalej. W Radzyniu Chełmskim mijamy zamek krzyżacki. niestety z braku czasu robimy lotne zdjęcie i lecimy dalej:
Ponad 180km w nogach już mamy. W Łasinie mieliśmy zrobić krótką przerwę lecz lecimy dalej wybiło 200km i z tej okazji specjalnie dla nas czekał (niestety nie zimny) SPECJAŁ
Po ,,doładowaniu się" ruszamy dalej tutaj był ten kawałek co Tomek zapowiadał od samego startu, kawałek bez asfaltu. Nie jechało się jednak źle. Rzekłbym, nawet lepiej niż na tym remontowanym przez kamyki, które niszczą ramę i wklejają się w opony. Potem było trochę lepiej. Jednak po przejeździe przez Prabuty i wjechaniu w Sztumie na DK 55 nie mogłem o niczym więcej marzyć. Zmęczenie moje dawało się we znaki. Pewnie dlatego, że miałem niecały 1000km przejechany w tym sezonie :( Docieramy do Malborka, gdzie robimy upragnioną przerwę pod zamkiem krzyżackim:
Parę kilometrów dalej znów przerwa, ale tylko na chwile bo nie chciało nam się szukać sklepu w Malborku. Tak więc kupujemy wodę, po zimnym Tigerze i jedziemy dalej, aż docieramy do Nowego Dworu Gdańskiego. Tam też przerwa na Hot- Dog'a na Orlenie. Już tak niewiele dzieliło nas od ,,wygranej" godzina stosunkowo późna, było już sporo po 19. Ruszamy razem do Stegny. Jednak Tomek narzucił za duże tempo i się rozdzieliliśmy. Z małą stratą docieram do znaku:
No to po raz pierwszy w tym roku w nadmorskiej miejscowości, ciekawe ile jeszcze razy mnie to spotka. Pusto głucho, w sumie co się dziwić. Jeszcze sezonu nie ma. Docieramy na plażę gdzie czeka nas ten zachód słońca:
Tomek się wykąpał, też bym się wykąpał gdybyśmy trochę wcześniej przyjechali, bo nie dosyć, że woda zimna to jeszcze chłodno na dworze się robiło. Także zamoczyłem tylko nogi. Czasu nie mieliśmy dużo. W sumie to przez chwilę stwierdziliśmy, że go nie mamy wcale. Pociąg z Gdańska odjeżdżał o 22.56, a do dworca mieliśmy jeszcze prawie 50 km, godzina była grubo po 20. Co prawda nocka na dworcu nas zmotywowała i ruszyliśmy czym prędzej. Mieliśmy 2 drogi do wyboru. Jedną trochę ponad 50km, ale bez promu, druga trochę mniej niż 50 km, ale z promem. Po drodze dowiedzieliśmy się, że prom jest czynny także ryzyk-fizyk ruszamy przez prom. Byliśmy jakieś 10-13min przed odpływem czyli tyle czasu spokojnego odpoczynku.
Zostało 24 km i niecała godzina do odjazdu. Nie było opcji, żeby nie dać rady. Pod dworzec w Gdańsku docieramy o 22.38 także mamy jakieś 18 min. Szukamy szybko sklepu. Udało się kupić wodę i piwko do pociągu. Podróż w pociągu minęła spokojnie. Ja spałem Tomek czuwał sam stwierdził, że nie może iść spać bo wstaniemy we Wrocławiu. Tam jechał ten pociąg. W jakimś mieście wsiada 4 kolarzy. Z sakwami. Chyba nie muszę mówić jaki był temat podczas dalszej wspólnej jazdy. Tomek wysiada w Gnieźnie ja jadę dalej do Poznania . Miał mnie ktoś odebrać, ale stwierdziłem co ponad 300km przejechałem to teraz 15 nie zrobię.
Wyróżniał się ten biały kellys. W domu ląduję kilka min po 3.
Dzięki Tomek za akcję spontan. To była najszybciej podjęta decyzja wyjazdu nad morze. Chociaż się strasznie zmęczyłem niczego nie żałuje :) Do następnego!
Mój kochany WPN.
Poniedziałek, 19 maja 2014 | dodano:28.05.2014Kategoria 0-50km, z Anią, Ze zdjęciami
Km: | 45.38 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 21.96 |
Pr. maks.: | 43.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Umówiłem się dzisiaj z Anią na rower. W sumie to był mój szybki telefon z pytaniem: Ania idziesz na rower? i odpowiedź była pozytywna natychmiastowa. Przyjechałem po Anię i ruszyliśmy razem do WPN-u. Po chwili zaczyna się to czego mi dawno brakowało, czyli duzo terenu. Wjeżdżamy na górę, gdzie się znajduję wieża widokowa, tylko po to by zaraz Single Trackiem zjechać na dół. Docieramy do j. Jarosławieckiego i dalej udajemy się nad j. Góreckie. Mijamy sporo wycieczek. Pewnie studenciaki poszli oglądać drzewa. Docieramy do wyspy, gdzie tradycyjnie robię fotkę:
Po chwili przerwy musimy wprowadzić rowery po schodach. Naszą podróż kontynuujemy czerwonym szlakiem, aż do j. Kociołek. Ostatnio słyszałem, że można dojechać drezyną do stacji Osowa Góra. Pojechaliśmy to sprawdzić.Rzeczywiście drzewa wykoszone chociaż drezyny nie widzieliśmy to się zgadza, że coś tam jeździ:
Następnie czekał nas podjazd do szpitala. Daliśmy radę, w nagrodę uzupełniamy zapasy w źródełku i ruszmy w kierunku interwałów. Ktoś rzucił jakieś drzewo, lub ustawił ścięte drzewa przez co nie dało się płynnie jechać. Jednak ta trasa ma swój urok:
Udajemy się na czarny szlak. W miedzy czasie pada mi telefon. Czarnym szlakiem lecimy do Trzebawia. Przecinamy DK 5 i przez Wypalanki jedziemy do Chomęcic wpadam do Ani na herbatkę i jadę do domu.
Dzięki za wyjazd!
Po chwili przerwy musimy wprowadzić rowery po schodach. Naszą podróż kontynuujemy czerwonym szlakiem, aż do j. Kociołek. Ostatnio słyszałem, że można dojechać drezyną do stacji Osowa Góra. Pojechaliśmy to sprawdzić.Rzeczywiście drzewa wykoszone chociaż drezyny nie widzieliśmy to się zgadza, że coś tam jeździ:
Następnie czekał nas podjazd do szpitala. Daliśmy radę, w nagrodę uzupełniamy zapasy w źródełku i ruszmy w kierunku interwałów. Ktoś rzucił jakieś drzewo, lub ustawił ścięte drzewa przez co nie dało się płynnie jechać. Jednak ta trasa ma swój urok:
Udajemy się na czarny szlak. W miedzy czasie pada mi telefon. Czarnym szlakiem lecimy do Trzebawia. Przecinamy DK 5 i przez Wypalanki jedziemy do Chomęcic wpadam do Ani na herbatkę i jadę do domu.
Dzięki za wyjazd!
Szosowo z Jarzynem
Czwartek, 8 maja 2014 | dodano:28.05.2014
Km: | 51.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 51.10 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Połykacz kilometrów. |
drugi zaległy wpis. Również z Mateuszem po okolicznych wioskach. Drogi tak wybrane, abyśmy mogli spokojnie jechać koło siebie nie przeszkadzać nikomu i porozmawiać. Niestety trafi się co jakiś czas jakiś palant co trąbić musi...
Szosowo z Jarzynem
Czwartek, 24 kwietnia 2014 | dodano:28.05.2014
Km: | 51.34 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:45 | km/h: | 29.34 |
Pr. maks.: | 64.80 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Połykacz kilometrów. |
Zaległy wpis. Z JArzynowym po okolicznych wioskach. Vmax za tirem :)
Świątecznie.
Sobota, 19 kwietnia 2014 | dodano:29.04.2014Kategoria 100-200km, Ze zdjęciami
Km: | 133.64 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:19 | km/h: | 25.14 |
Pr. maks.: | 43.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Połykacz kilometrów. |
Porządki do świąt już praktycznie skończone. Na święconkę pójdzie brat z rodzicami, a ja korzystam z pięknej i razem z Kubą ruszam. Cel na dzisiaj to Lwówek. Spotykamy się na drodze woj. w Zakrzewie koło ronda. Razem ruszamy w kierunku Nowego Tomyśla.
Nie dosyć, że mamy z wiatrem to jedziemy dłuższą chwilę za traktorem, który ma idealną prędkość koło 35km/h. Tak docieramy pod sam Nowy Tomyśl. W samym mieście pełno ludzi z koszyczkami wędrują na i z święconki. Ja zasiadam sobie wygodnie kupuje dużego loda w znanej mi tam lodziarni. Kuba w tym czasie pojechał szukać studio tatuażu. Oczywiście na wyjeździe nie mogło zabraknąć zdjęcia słynnego kosza wiklinowego:
Ruszamy na Lwówek. Tutaj trochę pobłądziliśmy. Mieliśmy jechać przez Stary Tomyśl jednak jechaliśmy główną drogą. Dla pewności zatrzymujemy się nad A2 i sprawdzamy czy dobrze jedziemy:
Poruszając się DK 92 wiemy co nas czeka. Przejechaliśmy około 60km teraz tyle samo czeka nas pod wiatr. I to nie byle jaki wiatr...
Jedzie się naprawdę ciężko, szczególnie że nic nie jedliśmy. W końcu docieramy do Lwówka.
Tam przerwa u koleżanek Kuby. Zostajemy poczęstowani słodkim, kawą oraz świąteczną kiełbaską.Trochę rozmowy i udajemy się w drogę powrotną. Dziewczyny jadą nas kawałek odprowadzić. Przy okazji zwiedzamy trochę Lwówka. Droga do domu to była totalna męczarnia. Szosą nie dawało rady jechać więcej niż 25km/h. Wybieramy najkrótszą wersje. Po drodze przerwa na ,,siku":
Jedziemy cały czas pod silny wiatr, czasami wieje z boku, mimo to i tak przeszkadza. Docieramy do Buku. Po drodze robimy krótką przerwę na uzupełnienie płynów. Rozdzielamy się w Więckowicach. Pędzę ile sił w nogach do domu. Trzeba dokończyć porządki i szykować się do kościoła.
Dzięki Kuba za tą świąteczną wycieczkę.
Nie dosyć, że mamy z wiatrem to jedziemy dłuższą chwilę za traktorem, który ma idealną prędkość koło 35km/h. Tak docieramy pod sam Nowy Tomyśl. W samym mieście pełno ludzi z koszyczkami wędrują na i z święconki. Ja zasiadam sobie wygodnie kupuje dużego loda w znanej mi tam lodziarni. Kuba w tym czasie pojechał szukać studio tatuażu. Oczywiście na wyjeździe nie mogło zabraknąć zdjęcia słynnego kosza wiklinowego:
Ruszamy na Lwówek. Tutaj trochę pobłądziliśmy. Mieliśmy jechać przez Stary Tomyśl jednak jechaliśmy główną drogą. Dla pewności zatrzymujemy się nad A2 i sprawdzamy czy dobrze jedziemy:
Poruszając się DK 92 wiemy co nas czeka. Przejechaliśmy około 60km teraz tyle samo czeka nas pod wiatr. I to nie byle jaki wiatr...
Jedzie się naprawdę ciężko, szczególnie że nic nie jedliśmy. W końcu docieramy do Lwówka.
Tam przerwa u koleżanek Kuby. Zostajemy poczęstowani słodkim, kawą oraz świąteczną kiełbaską.Trochę rozmowy i udajemy się w drogę powrotną. Dziewczyny jadą nas kawałek odprowadzić. Przy okazji zwiedzamy trochę Lwówka. Droga do domu to była totalna męczarnia. Szosą nie dawało rady jechać więcej niż 25km/h. Wybieramy najkrótszą wersje. Po drodze przerwa na ,,siku":
Jedziemy cały czas pod silny wiatr, czasami wieje z boku, mimo to i tak przeszkadza. Docieramy do Buku. Po drodze robimy krótką przerwę na uzupełnienie płynów. Rozdzielamy się w Więckowicach. Pędzę ile sił w nogach do domu. Trzeba dokończyć porządki i szykować się do kościoła.
Dzięki Kuba za tą świąteczną wycieczkę.
Uczelnia.
Wtorek, 8 kwietnia 2014 | dodano:29.04.2014Kategoria 0-50km
Km: | 46.36 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:49 | km/h: | 25.52 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Połykacz kilometrów. |
Wyjazd rowerem na uczelnie. Tradycyjnie jak we wtorek mam tylko sam wf, więc nawet patrząc na ilość skrazionych rowerów nie muszę się tym martwić. Rower zostawiam w szatni. Krótki odcinek jechałem za tirem, jednak to nie za nim pobiłem rekord prędkości, tylko na Głogowskiej z górki z wiatrem w plecy :)
Uczelnia.
Wtorek, 1 kwietnia 2014 | dodano:08.04.2014Kategoria 0-50km
Km: | 46.48 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:48 | km/h: | 25.82 |
Pr. maks.: | 45.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Połykacz kilometrów. |
Tak jak w tytule. Z racji na sam wf mogę jechać w pełnym stroju rowerowym. Zostawić rower w szatni i nie bać się, że mi go zwiną.