blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(26)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sq3mko.bikestats.pl

linki

Rodzinna wycieczka z TCT.

Niedziela, 27 lipca 2014 | dodano:19.08.2014Kategoria 50-100km, TCT, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:74.40Km teren:20.00 Czas:04:54km/h:15.18
Pr. maks.:41.40Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Przynajmniej takie było założenie. Po sobotnich moich urodzinach w kiepskim stanie wsiadamy na rower. Było wydarzenie było trzeba dojechać. Bartka ratowały jego okularki i nie wyglądał tak źle chociaż czuł się o wiele gorzej niż ja:


Dzwonimy do Michała który jest na miejscu, że się trochę spóźnimy. Docieramy na miejsce spotkania, a tam czeka na nas jeden chętny na niedzielną wycieczkę rowerową:


Jedziemy razem szlakiem piastowskim w kierunku Gniezna. Jedzie się ciężko (wczorajsza impreza daje się we znaki) do tego jeszcze żar lejący się z nieba. Po drodze natykamy się na rowerową część poznańskiego triathlonu:


W Uzarzewie z Martą oddzielamy się od reszty. Dzisiaj babcie wyprawiała imieniny musieliśmy wcześniej wrócić. Wracamy trasą mini poznańskiego bike-maratonu do samej Malty. Później przejazd przez miasto i z pokaźnym wynikiem lądujemy na kawie na imieninach babci!

Przejażdżka z Martą.

Środa, 16 lipca 2014 | dodano:18.08.2014Kategoria 50-100km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:55.11Km teren:10.00 Czas:02:38km/h:20.93
Pr. maks.:40.60Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Treningi do wyprawy z moją dziewczyną idą pełną parą. Dzisiaj przyjechała do mnie i udaliśmy się na małą przejażdżkę. Udajemy się w kierunku Żarnowca. Po drodze podziwiamy domki jedno rodzinne i się zastanawiamy jak będzie kiedyś wyglądać nasza mała chatka. Ze źródełka jedziemy do drogi Stęszew-Buk. Skręcamy w kierunku Stęszewa, dość spory ruch uniemożliwia spokojną jazdę koło siebie i rozmowę. Przecinamy rondo i kierujemy się na Mosinę. Tutaj jedzie się zdecydowanie lepiej. Przed samą Mosiną robimy przerwę na lodzika:


Jedziemy zobaczyć stację naprawczą w Mosinie. Bardzo fajny pomysł :)

Jak się okazuje zaraz obok jest początek kolejki drezynowej na Osową Górę. Kiedyś będę musiał się przejechać jest też opcja dla rowerzystów :)


  Dalej jedziemy ostatnie kilometry w kierunku Poznania. Ja miałem odbić początkowo na Grajzerówkę do Komornik, jednak jadę aż do zjazdu na Wiry. Tam się żegnam z Martą i jadę do domu znaną trasą. 

Jestem z Ciebie kochanie bardzo dumny jeszcze trochę i pojedziemy pierścień!

Mały rozjazd..

Poniedziałek, 14 lipca 2014 | dodano:17.07.2014Kategoria 0-50km, Z moją piękną!
Km:30.06Km teren:0.00 Czas:01:27km/h:20.73
Pr. maks.:37.20Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Wczoraj wróciłem z Warszawy, opis wkrótce, z dworca odebrała mnie Marta. Dzisiaj postanowiłem ją kawałek odprowadzić. Jedziemy przez Wiry do Niwki. Dalej już prosta droga do jej domu, miałem po drodze odbić do siebie,  obiad i lody mnie przekonały. Po 17 wracam do domu. 

Poznań-Warszawa w jedną noc.

Niedziela, 13 lipca 2014 | dodano:29.07.2014
Km:371.20Km teren:0.00 Czas:14:59km/h:24.77
Pr. maks.:56.20Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Kolejny wyjazd z ekipą TCT. Tym razem ruszamy do naszej stolicy. Miejsce startu to rondo Śródka na miejsce spotkania jadę z Martą, o godzinie 16.50 jesteśmy na miejscu. Czekamy do 17. Żegnam się z Martą, a my w 8 osobowym składzie ruszamy w stronę byłej DK 5. Jest to pierwszy wyjazd gdzie jedzie tak mało szos. Prowadzi Bartek na kolarzówce razem z Remikiem który jedzie na single-speedzie. Tempo mimo tak dużej ilości MTB nadal koło 30km/h. Planowana pierwsza przerwa była w Pobiedziskach. Jednak mieliśmy przerwę techniczną. Uważajcie na takie szpikulce na trasach:


 
Do samych Pobiedzisk jedzie się dobrze. Nie jadę dzisiaj na szosie, ale mimo to często widać mnie na przodach peletonu. Przed samym miastem stoimy na przejeździe:


Podczas przerwy jedziemy do biedronki zasadniczo tylko po picie i izobronika. Jedziemy na ławkę, spotykamy się z koleżanką na chwilę rozmowy. Nie dowierza, że jedziemy dzisiaj aż do Warszawy. Kierujemy się w stronę Witkowa, gdzie ma dołączyć do nas Tomek. Jednak on nie może wytrzymać i wyjeżdża nam na przeciw. Po drodze łapie nas zachód słońca. Proszę bardzo kolejna wyprawa i po raz kolejny jedzie z nami Kasia naprawdę dziewczyny nie ma czego się bać. 
Wjeżdżamy do Tomka na kawę. Ja do picia dostaję mocną kawę, abym w nocy nie zasnął, magnez aby mięśnie dawały radę, izobronika aby rozrzedzić krew, pepsi aby dostarczyć cukru. Naprawdę nie wiedziałem co pierwsze pić :)
Oczywiście nie mogło się obyć bez wspólnej fotki:


Wyjeżdżamy po zmroku także zakładamy wszelakie oświetlenie i ruszamy. Ujechaliśmy ledwie 15 metrów i stalowe kopyto Tomka zrywa łańcuch. Naprawa trochę trwała. W tym samym czasie dostajemy info, że w Poznaniu jest ulewa więc mamy uciekać. Po naprawie ruszamy dalej. Jednak kilka km ze Witkowem Remikowi rozwala się lampka próbujemy naprawić, co też zabiera dużo czasu:

 

Trasa wzdłuż jeziora powidzkiego czysta masakra dziura za dziurą, ale jak nam sie udało wyjechać z tej drogi to do samej Warszawy mieliśmy przepiękny asfalt. Funkcję pilota obrał Tomek, zna te tereny więc teraz on prowadzi. Dodatkowo jest to trzecia osoba na szosie więc wszyscy wysłaliśmy go na przód.Jedziemy koło kopalń wielkie maszyny widzimy z daleka:


robimy sobie wspólną nocą fotkę, widać rękę mistrza:



Jako zamykający team udało mi się uchwycić prawie wszystkie tylne lampki, niestety zdjęcie w ruchu i w nocy musi być rozmazane:

 

Dzisiaj jechaliśmy w sobotę, więc przy każdej większej wsi widać pełno młodych imprezujących ludzi. Takich sytuacji się obawiałem, że ktoś się napije wsiądzie za kółko i nas rozjedzie. Na szczęście cali dojeżdżamy do Kłodawy. Tam robimy przerwę na stacji benzynowej, tam też jeden uczestnik postanawia wracać do domu. Odpoczywamy i żegnamy się i ruszamy dalej. Już jedziemy DK 92 ponieważ ruch był znikomy. Jedzie się świetnie, w pewnej chwili mijamy tablicę województwa 

Widać już wschód słońca to będzie kolejny gorący dzień. Ruch samochodowy ciągle mały, możemy jechać całą szerokością drogi wszyscy pędzą autostradą. 
Czasami, ale to naprawdę czasami minie nas jakaś osobówka jeszcze rzadziej ciężarówka, w sumie dzisiaj niedziela. Do znaku Warszawa zostało jakieś 100km, prędkość cały czas oscyluję miedzy 25-30km/h. Jestem bardzo zadowolony ze swojej formy. Widać jak A-2 odebrała lokalnym przedsiębiorca pracę. Co chwila mijamy opuszczony hotel/motel czy też stację benzynową. Pewnie w tygodniu też nie ma tu za dużego ruchu. Trafiamy na otwartego Orlena gdzie zakupujemy picie i izobronika. Tam też trochę odpoczywamy jemy resztki z sakw. Następna przerwa planowana jest w Sochaczewie w Macu. Niestety nie którzy byli zawiedzeni bo była tzw oferta śniadaniowa:



Tutaj zaczęliśmy się rozdzielać. Kasia ruszyła z przodu. Bartek z Tomkiem drugim Tomkiem oraz Sandisem razem z nią reszta pobierała się i ruszyła z chwilowym opóźnieniem. Narzuciłem tempo i zaczęliśmy gonić jak Remik dał mi zmianę prawie wjechałem do rowu z powodu braku snu. Już na pierwszej spotkanej stacji kupuję energetyka. Ostatnie kilometry przed Warszawą to jest jakiś bez sensowny zakaz dla roweru. Drogi rowerowej obok prawie nie ma cała pozarastana. Zasadniczo nie przejmowaliśmy się tym. W końcu docieramy do Warszawy:



Wjazd do samego centrum poszedł nam całkiem sprawnie, chwile jedziemy za busem. Pierwsze co robimy to kupujemy bilety. Postanowiliśmy wrócić pociągiem o 15 więc nie mamy dużo czasu w Warszawie. Wspólna fotka pod pałacem kultury, do grobu Nieznanego Żołnierza, oraz zobaczyć zamek Królewski:


FAJNIE JEST WSPÓLNIE ZDOBYWAĆ CELE!

Trafiliśmy na zmianę warty.

No i tradycyjnie pod Zamek. Miałem okazję kiedyś go zwiedzić.

Potem lecimy szybko znaleźć sklep, aby kupić izobroniki do pociągu i pędzimy na pociąg. Na dworcu pełno ludzi, martwimy się,że nie uda nam się wejść do pociągu. Jednak nadjeżdża wagon rowerowy gdzie się ładujemy. Miejsce mamy naprawdę dobre. Co duża część uczestników postanowiła to wykorzystać:



Dzięki wszystkim za wspólną podróż do naszej stolicy. Już jest pomysł na następną nocną wycieczkę z TCT. Śledźcie nas na fb

Po wyjeździe...

Poniedziałek, 7 lipca 2014 | dodano:17.07.2014Kategoria 0-50km
Km:40.59Km teren:0.00 Czas:01:45km/h:23.19
Pr. maks.:37.90Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Chociaż cały weekend spędziłem z dziewczyną, następnego dnia wsiadam na rower i jadę do niej na działkę. Trochę przyciąłem drzewek, ale zostałem odesłany na ławkę. Wypiłem kawę z jej rodzicami pogadaliśmy chwilę i mam ruszać do domu. W tym momencie dostaję telefon od Mateusza. Wybierał się na rower, zdecydowałem się z nim przejechać kawałek. Spotykamy się w Luboniu, jedziemy przez Wiry do Komornik. Chmury zbierają się nad nami. Docieramy do Plewisk robimy kółko do Fabianowa. Wstępuję tylko do biedronki po coś do picia. Rozdzielamy się ja jadę przez polną drogę do Głuchowa mijając obok straszne chmury. Dojechałem do domu wstawiłem rower do garażu i zaczęło padać. To się nazywa szczęście.  

Weekend na wsi dzień 3.

Niedziela, 6 lipca 2014 | dodano:17.07.2014Kategoria 50-100km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:62.78Km teren:8.00 Czas:03:38km/h:17.28
Pr. maks.:44.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Nadszedł ten dzień którego chyba nikt nie lubi. Dzień powrotu... Rano jeszcze na 8 jedziemy do kościoła, ale samochodem. Po zjedzeniu śniadania trochę odpoczynku. Z kuzynem pograłem parę meczy w fifę i po godzinie 14 ruszamy do domu. Dziadek sprawdzał siodełko czy da się na nim tyle km jechać. Dla Marty one było za duże i uwaga za miękkie. Czyli coś w tym jest im twardsze siodełko tym lepiej. 




Trochę asfaltu jednak po chwili znowu musimy przeprawić się przez piaski. Całe szczęście dużo tego nie było, po chwili znajdujemy się na trasie Rogoźno- Murowana. Temperatura wysoka, a zapomnieliśmy zabrać picia z domu. W Długiej Goślinie wstępujemy do sklepu po butelkę wody. Ja dzwonie do kuzyna czy jest w domu. Informuje nas, że już jedzie i nie mamy co się spieszyć. Tak więc spokojnym tempem kierujemy się na Białęgi. Po drodze Marta robi mi fotkę. Podobno śmiesznie wyglądam na tym rowerze jakby był mi za mały...


Docieramy do Białężyna. Niestety ich jeszcze nie ma w domu, jedziemy do sklepu na loda. Trochę czekaliśmy to i zjedliśmy drugiego. Dostaję telefon, że możemy przyjechać. Odwiedzić w szczególności chcieliśmy moją chrześniaczkę. Rośnie jak na drożdżach:




Przy okazji korzystam ze swoich łatek do dętki i naprawiam kółko od wózka. Trochę posiedzieliśmy, w planach było zostanie na noc. Namiot mieliśmy, więc problemu z nami nie było, ale na samą myśl dmuchania dużego 2 osobowego namiotu wolałem jechać do domu. Jedziemy wzdłuż obwodnicy, aż docieramy do szlaku PP. Nim jedziemy do poligonu w Biedrusku. Tam też łapie nas powolny zachód słońca:

Z racji, że mieliśmy pełne oświetlenie rowerów pozwoliliśmy zjechać trochę z trasy i sprawdzić czy czołgi nadal stoją. Jak się okazuję nic się nie zmieniło. Może jedynie trochę części ubyło:



Wyjeżdżając z poligonu przecinamy DK 11 i jedziemy w kierunku Kiekrza. Tam też przerwa na Hot-Doga, i montaż lampek. Ostatnie kilometry przez Przeźmierowo, Skórzewo i polną drogą miedzy Plewiskami, a Głuchowem. 

Bardzo fajny wyjazd. Liczy się przede wszystkim z kim, a wyjazd z ukochaną osobą zawsze jest fajny. Nie trzeba zrobić nie wiadomo ile kilometrów. Jak jest kochana przez Ciebie osoba i to wszytko dzieje się na rowerze to nie można wymarzyć sobie niczego więcej! 
Dziękuję! <3

Weekend na wsi dzień 2.

Sobota, 5 lipca 2014 | dodano:15.07.2014Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:33.03Km teren:4.00 Czas:02:03km/h:16.11
Pr. maks.:43.70Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
W dzień drugi postanowiliśmy jechać do Rogoźna na lody. Wstajemy rano zostawiamy nie potrzebne rzeczy. I ruszmy parę set metrów asfalt, później przez 4 km piach spory piach


Mimo trudności docieramy do trasy Murowana-Rogoźno. Nie było większego problemu znaleźć lodziarni. Była zaraz po prawej stronie. Tak wygląda moja piękna po zjedzeniu duże porcji lodów. Z czystym sumieniem możemy polecić.


Jedziemy na chwile do kuzynki do pizzerii na chwilę rozmowy czasu za dużo nie miała więc już po kilku minutach wracamy. Wstępuje jeszcze do Biedronki na zakupy na wieczór. Na wyjeździe z Rogoźna widzimy plaże po lewej stronie wjeżdżamy na chwilę:


Jezioro duże, woda nie za czysta, a i temperatura jakoś specjalnie nie zachęcała do kąpieli. 
Rogoźno leży w lekkim dołku więc po wjeździe na górę mamy ładny widoczek. 



Aby uniknąć jazdy w piachu skręcamy na Budziszewko. Tam też jest ładny drewniany kościół w którym miedzy innymi moi rodzice brali ślub:




Jedziemy przez Potrzanowo nadrabiając kilku kilometrów, ale za to pod sam dom mamy asfalt pod kołami.



Na miejscu znowu odpoczynek. Poszliśmy łowić ryby, coś tam złowiłem:


Cały czas towarzyszył nam uroczy wilk:


Wieczorem piwko, mecz i znowu odpoczynek.

Weekend na wsi dzień 1.

Piątek, 4 lipca 2014 | dodano:15.07.2014Kategoria 50-100km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:56.20Km teren:8.00 Czas:02:58km/h:18.94
Pr. maks.:48.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Po zakończonej sesji nie koniecznie udanej ruszam z moją kochaną na weekend do mojej babci. Zaraz po ostatnim zaliczeniu jedziemy do mnie pakujemy resztę rzeczy i koło 13 ruszamy w drogę. Jedziemy przez Poznań, gdzie wjeżdżamy do dwóch sklepów szukając szosy dla mnie, niestety nie skutecznie. Dalej kierujemy się w stronę ul. Niestachowskiej. Ciężko było jechać tutaj rowerami, ale daliśmy radę:


Dostajemy się do trasy na Oborniki. W tym korku jedziemy kilka kilometrów. Zjeżdżamy do biedronki. Ja idę kupić coś do picia. Marta pilnuje rowerów. Po przyjściu patrzę, że ma flaka z przodu. Przeżyliśmy chwilę grozy jak się okazało, że jej koło jest mocowane na śrubę, a nie na szybko-zamykacz. Całe szczęście znalazłem klucze w swoim nie zawodnym zestawie. Szybka naprawa i jedziemy dalej. Jedziemy moją ulubioną trasą przez Biedrusko. Ma ona jeden duży minus. Występuję tam duży ruch samochodowy...


Do Murowanej Gośliny jedziemy bez przerw. Dopiero tam zatrzymujemy się na loda włoskiego i zimne picie. Upał doskwierał. Ostatni kawałek to jazda przez Długą Goślinę. Ruch zdecydowanie mniejszy, jedzie się przyjemniej.


Po pewnym dystansie odbijamy w prawo wjeżdżamy do cienia. Droga zamienia się w gruntową, po chwili zaczyna się duża ilość piasku. Na moich opnkach 1.6 bez bieżnika jedzie się ciężko, ale daje radę. Parę kilometrów przed miejscem docelowym zaczyna się asfalt. Na miejscu rozbijamy namiot:


Mam możliwość przejechania się traktorem:


Wieczorem to była kolacja odpoczynek oglądanie mundialu. Po 24 kładziemy się spać.

Trening!

Czwartek, 26 czerwca 2014 | dodano:26.06.2014
Km:43.81Km teren:0.00 Czas:01:22km/h:32.06
Pr. maks.:42.90Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Połykacz kilometrów.
Umówiłem się z Bartkiem i Michałem na mały trening. Jest duża szansa, że wystartujemy w Amber-Road w tym roku, chcieliśmy się przekonać czy damy radę. Wynik końcowy- nie jest źle trochę treningów i powinniśmy dać radę nie zrobić sobie wstydu. Co do trasy nie będę się rozpisywał. Po okolicznych wioskach. Michałowi się tak spodobało i się zastanawiał czy się tu nie przeprowadzić.

Może ktoś czyta tego bloga. Jak tak to zapraszam do polubienia TCT Poznań. Może się zabierzecie z nami na wypad do Warszawy 13.07.14r :) Serdecznie zapraszamy.

Poznań Berlin czyli prawie nowy rekord życiowy.

Czwartek, 19 czerwca 2014 | dodano:20.06.2014Kategoria 400 i w góre :), Za granicą, Ze zdjęciami
Km:433.94Km teren:0.00 Czas:16:46km/h:25.88
Pr. maks.:52.40Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Połykacz kilometrów.
Udało się po raz drugi dojechać do Berlina rowerem. Tym razem większą ekipą i w jeden dzień, w sumie tutaj bardziej pasuję określenie na jeden raz. Jednym słowem kolejna wycieczka z TCT Poznań zakończona sukcesem! Jeszcze raz serdecznie zapraszam wszystkich do polubienia strony, byciu na bieżąco i może ktoś się zdecyduje na wspólne kręcenie. Tyle słowami wstępu teraz odnośnie wycieczki.

Start był zaplanowany na godzinę 19 na skrzyżowaniu Bułgarskiej i Bukowskiej. O godzinie 17 przyjeżdża do mnie Wojtek, który wracał ze śląska. Parę min po 18 przyjeżdża Chwast. Panowie się przebierają w rzeczy rowerowe i parę min przed 19 ruszamy w trójkę w kierunku Zakrzewa. Tam postanowiliśmy się spotkać z resztą:



Jedziemy sobie spokojnie w trójkę na miejsce spotkania. Po chwili przyjeżdża reszta 7 osobowej ekipy. Po przywitaniu się zaraz ruszamy w trasę. Jako pierwszą przerwę ustalamy Nowy Tomyśl. Mieliśmy jechać po zmianach całą drogę. Tylu nas było więc zasadniczo nikt by się nie zmęczył. Jednak jeden kolega nie umie tak jeździć i cały plan poszedł w odstawkę. Szarpiąc jadąc raz po 40km/h po chwili 25km/h docieramy wspólnie do Nowego Tomyśla. Dzień się nachylił wieczór prawie już nastał:



W samym mieście robimy stosunkowo krótką przerwę na zakupy na noc. Jedziemy dalej. Jedzie się dobrze asfalt znakomity czasami jakieś załamanie, ale daje radę. W Zbąszyniu atakuje nas cała chmura muszek. Na szczęście za miastem ustaję to zjawisko, za to kończy się dobry asfalt. Przed Zbąszynkiem robimy przerwę na stacji benzynowej aby dopompować koło Bartka. Najpierw była próba kompresorem, jednak i tak się skończyła na ręcznej pompce:


Jedziemy dalej DW do Świebodzina. Kto jechał tą trasą na pewno zna ten odcinek kostki brukowej. Na szosie jest ona straszny do przejechania. Jak się ma buty SPD szosowe to jeszcze można się poślizgnąć... Jednak daliśmy radę. Chwilę dalej już widać Jezusa ze Świebodzina. To był nasz cel na przerwę. Stamtąd mamy też zabrać Kasię. Wjeżdżamy do Tesco kupujemy z Bartkiem izobronika i jedziemy na przerwę pod Jezusa. Na miejscu spotykam kolegę z uczelni. Przyszedł z kolegą który też ma zajawki rowerowe nie muszę chyba mówić jak był temat rozmów :) Na zakończenie przerwy zdjęcie pomnika i lecimy dalej:

Tutaj ,,stery" przejmuje Kasia. Zna ona bardziej te tereny i jedziemy według jej wskazówek. Taka ciekawostka. Podczas najkrótszych nocy w Polsce widać cały czas łunę od słońca. Ciekawie musi być dopiero gdzieś tam daleko na północy jak są dni polarne. W nocy za dużo zdjęć nie robiłem, nic ciekawego nie wychodzi. Jednak w nocy ciekawie się jedzie, a ten dreszczyk adrenaliny jak słyszysz dziki czy też sarny jakieś kilkanaście metrów obok Ciebie. Po takich emocjach przydała się przerwa. Akurat w Sulęcinie na wjeździe była stacja benzynowa. Tam też spożywamy ciepłe hot-dogi rozmawiamy chwile z tubylcami i lecimy dalej. Trochę pobłądziliśmy. Mi pęka szprycha morale spadają o jakieś 40%. Jednak po wyjechaniu na dobrą drogę robi się jasno. Widoki przednie, ruch samochodowy zerowy. Jeszcze asfalt byłby lepszy i by było miodzio. Jedziemy DW 137 w Kowalewie krótka przerwa na zregenerowanie sił. Tutaj miałem poważny kryzys. Miałem czarne myśli, aby się poddać dojechać do granicy i wrócić na pociąg. Do tego to bijące koło;/ Jednak mój nie zawodny energetyk postawił mnie na nogi. Ruszamy dalej. Po chwili na liczniku pojawia się 200km:


Jak widać prędkość cały czas dobra. Do Słubic docieramy trochę poszatkowani. Jednak na granicy stajemy wszyscy. Tutaj dzielimy się też na 3 grupy. Pierwsza grupa 4 osobowa (Tomek, Michał, Wojtek i ja - 3 szosy jeden MTB) jedziemy szybko do Berlina robimy fotkę pod bramą i jedziemy szybko na pociąg na 18. Druga grupa 3 osobowa (Kasia, Bartek i Kuba- szosa MTB z oponom 1 cala i MTB 2.1) jadą również do Berlina, ale tam zostają dłużej i na bieżąco myślą co dalej. Trzecia grupa została jednoosobowa Hubert- szosa stwierdził, że zwiedza Frankfurt i jedzie na pociąg. Tak prezentowała się cała ekipa:

 Zdjęcie zrobione o 6.15. Tak więc ruszamy dalej. Jedziemy stosunkowo szybko jak na panujące warunki. Wraz z nowym dniem przyszedł zachodni wiatr który uciążliwie nam przeszkadzał. Przed Munchebergiem robimy jedną szybką przerwę na siku i zrzucenie odzieży. Bluzy nadal zostały. Dzień nie zapowiadał się za ciepły. W samym mieście wjeżdżamy do Lidla aby się posilić i uzupełnić zapasy wody. Przerwa trwała około 30 min. Tyle też mieliśmy przewagi nad 2 grupą. Jak my wyjeżdżaliśmy dostaliśmy smsa, że właśnie wjechali na parking lidla. Następna przerwa przewidziana była pod tablicą Berlin. Jednak w pewnym momencie złapałem taki kryzys na spanie, że musieliśmy się zatrzymać ja wypijam energetyka, oddaje to co już nie potrzebne i ruszamy dalej. Wjeżdżamy do Berlina. Tutaj są bardzo nędzne ścieżki, a kierowcy nie lubią rowerzystów na drogach. Dosłownie 2 min przerwy na zdjęcie i czas zdobyć jakiegoś prawdziwego kebaba. 
W mieście ścigami się za pewną blondynką na MTB, daje radę za nami iść. Nie wie za pewne, że mamy już ponad 300km w nogach. Tak byśmy wygrali ten pojedynek gdyby nie było z jej strony oszustw typu: ,,lewo prawo nic nie jedzie to lece na czerwonym-na razie chłopaki" :) Jedziemy najpierw pod bramę, żeby ,,mieć to za sobą''.
Jedziemy na kebaba. Całe szczęście nie musieliśmy dużo szukać wiedziałem, gdzie są kebabownie. Zamawiam kebaba w bułce z białym serem. Reszta robi tak samo. Jednak tym dwóm było mało i poszli po jeszcze jednego tradycyjnego:
Straciliśmy tu chyba z 40 min, ale nie ma to jak się dobrze najeść. Jedziemy pod Iglice, ponieważ dostaliśmy wiadomość, że reszta ekipy wjechała już do Berlina. Tam czekamy na nich 15 min. Atmosfera była trochę napięta, ponieważ byliśmy ograniczeni czasowo. Jednak przyjechali, tradycyjnie wspólne zdjęcie i czubek obcięty:

Chwilka rozmowy i lecimy na pociąg. Wojtka po drodze kebab nacisnął, nawet siedzenie na siodełku nie pomogło i robimy techniczną przerwę przy barze z toaletami. Wyjazd z Berlina tragedia drogi rowerowe tragedia kierowcy tragedia, światła tragedia... Jednak jak już wyjechaliśmy to zaczęliśmy gnać po 35km/h momentami więcej. Uwielbiam jeździć z wiatrem. Na parę kilometrów przed Munchebergiem przerwa na ścieżce rowerowej. Posilamy się, niektórzy wykorzystują czas na krótką drzemkę. Jednak Tomek zdążył zasnąć i już go budzimy, że musimy jechać dalej.   
Tym razem nie jedziemy przez miasto tylko obwodnicą, szczególnie się nie przejęliśmy znakiem droga szybkiego ruchu. Za zjazdem na Frankfurt łapie nas chwilowa ulewa. Po tylu km najgorsze jednak i tak były górki. Ostatnie km na niemieckiej ziemi:


W Polsce wjeżdżamy na stacje kupujemy picie ponieważ dojechaliśmy na resztkach w bidonach. Zostało jeszcze 22km i koło 1h czasu. Mimo bycia tak blisko Michał nas uświadamia, że nawet dętka może nam popsuć cały plan... Jednak dajemy radę jesteśmy na dworcu o godzinie 18;12 kupujemy bilety. Za bilet zapłaciłem nie całe 17 zł życie studenta jest jednak piękne. Michał z Tomkiem mając 15 min ryzykują i jadą do sklepu w pociągu witamy ich za 2 min odjazd! Przesiadka w Zbąszynku nie poszła tak sprawnie. Jednym słowem zasiedzieliśmy się! Ze Zbąszynka Kolejami Wielkopolskimi. Pierwsza klasa muszę powiedzieć! W Poznaniu z Wojtkiem i Tomkiem wysiadamy na Górczynie, Michał jedzie dalej na główny. Po wyjściu z pociągu wita mnie moja piękność na rowerze. Razem w 4 treptamy te ostatnie 12 km do domu. Panowie się przebierają i zaraz wsiadają robiąc kolejne km teraz już samochodem! 

W tym miejscu dziękuję za wyjazd wszystkim którzy z nami jechali. Dziękuje Tomkowi za to, że mnie zmotywował nie pozwolił odpuścić. Naprawdę fajny wyjazd. Do rekordu życiowego zabrakło nie całych 6km. Nie lubię kręcić ,,wokół bloku" teraz mam motywację, aby przejechać więcej. Jest to za to rekord tego sezonu.
pozdROWER!  

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Roadlite 7836 km
Canyon AL 6.0 834 km
Komunijny :)
Kellys Magic 31165 km
Połykacz kilometrów. 1710 km

szukaj

archiwum