Wpisy archiwalne w kategorii
Ze zdjęciami
Dystans całkowity: | 18782.79 km (w terenie 1059.30 km; 5.64%) |
Czas w ruchu: | 847:53 |
Średnia prędkość: | 21.97 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.90 km/h |
Suma podjazdów: | 9265 m |
Maks. tętno maksymalne: | 169 (83 %) |
Maks. tętno średnie: | 124 (61 %) |
Suma kalorii: | 15540 kcal |
Liczba aktywności: | 178 |
Średnio na aktywność: | 105.52 km i 4h 55m |
Więcej statystyk |
Poznań-Kołobrzeg w 13h.
Niedziela, 8 czerwca 2014 | dodano:11.06.2014Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami, TCT, Poznań-Kołobrzeg!
Km: | 284.07 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 10:38 | km/h: | 26.72 |
Pr. maks.: | 64.80 | Temperatura: | 25.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Połykacz kilometrów. |
I stało się. Śmiało mogę napisać po raz ,,n-ty" dojechałem z Poznania do Kołobrzegu na ,,raz". Tym razem we większej ekipie, naszej ekipie która cały czas się rozwija. Wtrącę tylko wątek o naszym teamie. TCT Poznań rozwijając skrót Travel Cycling Team Poznań. Podróżujemy przede wszystkim rowerem, ale jak przyjdzie zima to pewnie będą też inne wycieczki! Kto żałuję, że znowu go jakaś przygoda ominęła niech polubi nasz ,fanpejdż" i będzie na bieżąco! Wracając to wycieczki. Rozgłosiliśmy ją naprawdę wszędzie, staraliśmy się, aby do każdego dotarła ta informacja. Tak na miejscu zbiórki w sobotę pojawia się 11 osób i w tym roku po raz pierwszy jedzie z nami dziewczyna. Cieszy nas to bardzo, każdy ma taką moc aby przejechać taką trasę. Wystarczy się za siebie zabrać i jechać z nami. Robimy zbiorowe zdjęcie:
Jedziemy ul. Dąbrowskiego, aby udać się do Kiekrza, niestety silna gruba szosowców gubi się i leci DW do Szamotuł. Reszta ekipy w tym ja lecimy tradycyjnie przez Kiekrz, Rokietnicę, Żydowo, Pamiątkowo. Tak wyglądała nasza wolniejsza ekipa:
W Szamotułach spotykamy się znowu razem. Robimy ostatnie zakupy przed nocką i kierujemy się w na Obrzycko. Przed samym miastem mamy okazję oglądać piękny zachód słońca, którego jak to stwierdzili uczestnicy, nie ujrzymy w Poznaniu miedzy blokami:
Trochę na się ekipa poszarpała, dwóch zawodników swędziała trochę noga i poszli do przodu. Jedziemy dobrze znaną trasą w kierunku Czarnkowa. Zjazd do Czarnkowa jest idealny kto jechał ten wie, kto nie jechał niech pojedzie. Tutaj też pada V-max praktycznie każdego uczestnika wycieczki. W Czarnkowie przerwa na Izobronika, oczywiście nie mogło zabraknąć przerwy na siku. Siedzimy sobie chwile, aż naglę podjeżdża radiowóz godzina koło 23. Krótka dyskusja i po chwili pan policjant robi nam zdjęcie. Niestety nie udane więc nie ma co wstawiać na bs. Już w całkowitych ciemnościach jedziemy w kierunku północnym. W nocy od tyłu wyglądamy mniej więcej tak:
Więc jeśli ktoś używa argumentu nie jadę z wami bo jedziecie w nocy. To nie jest dobry argument. Świecimy się jak choinka w Boże Narodzenie. Jedziemy dobrymi jakościowo drogami wojewódzkimi. Po kilku km docieramy do kolejnego woj:
Po kilku km robimy przerwę na stacji w Wałczu. Oto ona nasza ,,rodzynka" dała radę więc i wy dziewczyny się nie bójcie!
I to jeszcze na rowerze MTB z szerokością opon 2.1. Na konsumpcje jedziemy do parku przy jakieś wieży, gdzie wisi zegar. Przynajmniej widać ile czasu się lenimy zamiast jechać dalej. Kolejne km uciekają po woli widać, gdzie będziemy mogli oglądać wschód słońca. Temperatura taka w sam raz na krótki rękaw i bluzę. Na prawdę nic więcej nie potrzeba jest ciepło. Po pewnym czasie pojawia się tablica Kołobrzeg 100. Z jednej strony cieszy z drugiej ukazuję, że jeszcze trochę jednak zostało:
Mijamy Czaplinek, stajemy dosłownie na chwilę na stacji kupić wodę i jedziemy do Starego Drawska zrobić przerwę odpoczynkową na konsumpcje nie tylko batonów, ale i bułki czy też kotleta. Ruszając mamy okazję oglądać już wschód słońca:
Drogę ostrych zakrętów jak zwykle przejeżdżamy z zachwytem to chyba najładniejszy odcinek na całej trasie! W Połczynie zdrój troszkę dłuższa przerwa, na ciepła herbatę i zimnego izobronika. Jedziemy dalej nadal nie ściągając bluzy, to był błąd. Na górkach przed Białogardem zgrzałem się nie ziemsko było trzeba zrobić krótka nie planowaną przerwę. Te górki dają w kość po tylu km. Jednak satysfakcja, że się jest coraz bliżej jest odwrotnie proporcjonalna do km które zostały do celu. W samym Białogardzie króciutka przerwa na Orlenie. I dłuższa na naprawę dwóch dętek w jednym rowerze. To się nazywa pech dopiero:
Uwaga konkurs! Pytanie brzmi: ,,co chciał powiedzieć Przemo (ten najbardziej po lewej)? " Po naprawię dętek ruszamy już w kierunku Kołobrzegu. Na ostatniej prostej mamy przykry wypadek. Jadąca pani samochodem zahacza jednego z uczestników lusterkiem. Jednak po takim dystansie nogi już ma tytanowe i lusterko całe się roztrzaskało, a koledze nic się nie stało. Na ostatnim odcinku odcinam się od reszty z kolegą na szosie i równym tempem po 33km/h docieramy do Kołobrzegu. Nie mogło zabraknąć zbiorowej fotki:
Potem jedziemy kupić bilety do domu. Następnie jedziemy na ciepłą rybkę, niestety zdjęć nie zrobiłem. Udajemy się po browarki na zakwasy i na plażowanie nad Polskim morzem:
Pokaźna grupa na która, chyba każdy zwrócił uwagę. Po kąpieli spożyciu napojów przeciw za-kwasowych udajemy się do pociągu. Z wejściem do pociągu nie było problemów. Z załadowaniem też nie, nawet z konduktorem nie było więc cała podróż była jak najbardziej OK:
W domu jesteśmy po 20. Tym razem odbiera mnie dziewczyna z dworca. Nie jadę sam do domu a tak to by było ponad 300 :)
Dziękuję każdemu za wspólne kręcenie za wspólne spełnienia marzeń za wspólne przeżywanie takich przygód. Jeszcze raz gratulację dla Kasi, że dała z nami radę. Trzeba podziwiać ją nie tylko za dystans, ale że się wybrała z 10 nieznanymi facetami. Do odważnych świat należy. pozdROWER!
Jedziemy ul. Dąbrowskiego, aby udać się do Kiekrza, niestety silna gruba szosowców gubi się i leci DW do Szamotuł. Reszta ekipy w tym ja lecimy tradycyjnie przez Kiekrz, Rokietnicę, Żydowo, Pamiątkowo. Tak wyglądała nasza wolniejsza ekipa:
W Szamotułach spotykamy się znowu razem. Robimy ostatnie zakupy przed nocką i kierujemy się w na Obrzycko. Przed samym miastem mamy okazję oglądać piękny zachód słońca, którego jak to stwierdzili uczestnicy, nie ujrzymy w Poznaniu miedzy blokami:
Trochę na się ekipa poszarpała, dwóch zawodników swędziała trochę noga i poszli do przodu. Jedziemy dobrze znaną trasą w kierunku Czarnkowa. Zjazd do Czarnkowa jest idealny kto jechał ten wie, kto nie jechał niech pojedzie. Tutaj też pada V-max praktycznie każdego uczestnika wycieczki. W Czarnkowie przerwa na Izobronika, oczywiście nie mogło zabraknąć przerwy na siku. Siedzimy sobie chwile, aż naglę podjeżdża radiowóz godzina koło 23. Krótka dyskusja i po chwili pan policjant robi nam zdjęcie. Niestety nie udane więc nie ma co wstawiać na bs. Już w całkowitych ciemnościach jedziemy w kierunku północnym. W nocy od tyłu wyglądamy mniej więcej tak:
Więc jeśli ktoś używa argumentu nie jadę z wami bo jedziecie w nocy. To nie jest dobry argument. Świecimy się jak choinka w Boże Narodzenie. Jedziemy dobrymi jakościowo drogami wojewódzkimi. Po kilku km docieramy do kolejnego woj:
Po kilku km robimy przerwę na stacji w Wałczu. Oto ona nasza ,,rodzynka" dała radę więc i wy dziewczyny się nie bójcie!
I to jeszcze na rowerze MTB z szerokością opon 2.1. Na konsumpcje jedziemy do parku przy jakieś wieży, gdzie wisi zegar. Przynajmniej widać ile czasu się lenimy zamiast jechać dalej. Kolejne km uciekają po woli widać, gdzie będziemy mogli oglądać wschód słońca. Temperatura taka w sam raz na krótki rękaw i bluzę. Na prawdę nic więcej nie potrzeba jest ciepło. Po pewnym czasie pojawia się tablica Kołobrzeg 100. Z jednej strony cieszy z drugiej ukazuję, że jeszcze trochę jednak zostało:
Mijamy Czaplinek, stajemy dosłownie na chwilę na stacji kupić wodę i jedziemy do Starego Drawska zrobić przerwę odpoczynkową na konsumpcje nie tylko batonów, ale i bułki czy też kotleta. Ruszając mamy okazję oglądać już wschód słońca:
Drogę ostrych zakrętów jak zwykle przejeżdżamy z zachwytem to chyba najładniejszy odcinek na całej trasie! W Połczynie zdrój troszkę dłuższa przerwa, na ciepła herbatę i zimnego izobronika. Jedziemy dalej nadal nie ściągając bluzy, to był błąd. Na górkach przed Białogardem zgrzałem się nie ziemsko było trzeba zrobić krótka nie planowaną przerwę. Te górki dają w kość po tylu km. Jednak satysfakcja, że się jest coraz bliżej jest odwrotnie proporcjonalna do km które zostały do celu. W samym Białogardzie króciutka przerwa na Orlenie. I dłuższa na naprawę dwóch dętek w jednym rowerze. To się nazywa pech dopiero:
Uwaga konkurs! Pytanie brzmi: ,,co chciał powiedzieć Przemo (ten najbardziej po lewej)? " Po naprawię dętek ruszamy już w kierunku Kołobrzegu. Na ostatniej prostej mamy przykry wypadek. Jadąca pani samochodem zahacza jednego z uczestników lusterkiem. Jednak po takim dystansie nogi już ma tytanowe i lusterko całe się roztrzaskało, a koledze nic się nie stało. Na ostatnim odcinku odcinam się od reszty z kolegą na szosie i równym tempem po 33km/h docieramy do Kołobrzegu. Nie mogło zabraknąć zbiorowej fotki:
Potem jedziemy kupić bilety do domu. Następnie jedziemy na ciepłą rybkę, niestety zdjęć nie zrobiłem. Udajemy się po browarki na zakwasy i na plażowanie nad Polskim morzem:
Pokaźna grupa na która, chyba każdy zwrócił uwagę. Po kąpieli spożyciu napojów przeciw za-kwasowych udajemy się do pociągu. Z wejściem do pociągu nie było problemów. Z załadowaniem też nie, nawet z konduktorem nie było więc cała podróż była jak najbardziej OK:
W domu jesteśmy po 20. Tym razem odbiera mnie dziewczyna z dworca. Nie jadę sam do domu a tak to by było ponad 300 :)
Dziękuję każdemu za wspólne kręcenie za wspólne spełnienia marzeń za wspólne przeżywanie takich przygód. Jeszcze raz gratulację dla Kasi, że dała z nami radę. Trzeba podziwiać ją nie tylko za dystans, ale że się wybrała z 10 nieznanymi facetami. Do odważnych świat należy. pozdROWER!
Nad morze na spontanie.
Wtorek, 20 maja 2014 | dodano:21.05.2014Kategoria 300-400km, Ze zdjęciami
Km: | 362.20 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 13:15 | km/h: | 27.34 |
Pr. maks.: | 50.00 | Temperatura: | 28.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 15540kcal | Podjazdy: | 790m | Rower: | Połykacz kilometrów. |
To miał być zwykły normalny dzień który bym spędził pewnie w domu no może na chwilę bym wyszedł na rower. Dzień jak co dzień. Jednak po dostaniu telefonu od Tomka wszystko zmieniło się o 180 stopni. Zadzwonił do mnie o 19 z pytaniem czy jutro nie jadę z nim nad morze. Ma być ładnie, ciepło wiatr też przystępny. Pierwsze co pomyślałem to to, że mam wolne. Później oznajmiłem rodzicom o moim pomyślę (chyba się już przyzwyczaili do tych moich ,,wybryków" tata się zapytał tylko co z uczelnią :) ). Szybko przygotowanie roweru pojechanie do biedronki po zapasy i o 21.50 siedzę w pociągu do Gniezna.
W Gnieźnie odbiera mnie Tomek busem. Przed 23 meldujemy się u niego w domu. Tomek do końca się pakuję, a ja idę na relaks przed TV. Wypiliśmy po 2 piwka i o 1 kładziemy się spać, tylko po to by o 4 wstać. Ranna krzątanina zajęła nam sporo czasu. Jednak ruszamy zaraz po wschodzie słońca:
Trasę przygotował Tomek. Bocznymi drogami kierujemy się na Trzemeszno. Tutaj musimy się zmierzyć z pędzącymi Tirami przez kilka km DK 15. W miedzy czasie mijamy tablicę z województwem:
Parę kilometrów dalej uciekamy z głównej drogi na rzecz bocznej prowadzącej do Mogilna. Niestety nie była w tak dobrym stanie. Jak to mówią:,,Kto rano wstaję temu pan Bóg daję" w tym przypadku zapewne chodziło o widoki:
Wystarczy po prostu wstać wcześnie w ładny bezchmurny dzień i udać się na rower/spacer, chociaż z tym spacerem to bym polemizował. Tak też jedziemy bocznymi drogami o minimalnym ruchu. Czasami nowo zrobiony asfalt daję jeszcze więcej radości z jazdy. Tak też nie planową przerwę robimy po 65km, ale było tak gorącą, że musieliśmy się rozebrać:
To była chwilowa przerwa przebraliśmy się zjedliśmy po batonie. Padło pytanie czy jedziemy dalej bokami czy wracamy na główną. Rzuciliśmy monetą wypadła droga krajowa. Tak docieramy do Gniewkowa. Tomek stwierdził, że dalej jedziemy gdzieś bokiem jakimś lasem, który ma jakiś asfalt. Jednak tutaj trochę pobłądziliśmy. Udało nam się wjechać do lasu. Asfalt był idealny nowo położony, ale po kilku km się skończył i zaliczyliśmy trochę terenu. W końcu i tak wpadliśmy na DK 15 i tak docieramy do Torunia. Wjeżdżamy na Starówkę zobaczyć dom Mikołaja:
Następnie pod jego pomnik:
No i było trzeba znaleźć ,,Maczka" z racji tego, że był zaraz obok nie zajęło nam to dużo czasu. Niestety się w nim zasiedzieliśmy trochę. Ja zamówiłem sobie 2 tosty i 2 razy duże frytki. Na przeciwko była biedronka, gdzie idę uzupełnić picie. Tam też zaliczam efektowną glebę na schodach. Ruszamy z Torunia DK 91. Dogania nas kolarz z tego miasta, kawałek jedzie z nami po drodze rozmawiając. Skręcamy na drogi woj. Po chwili kolega odłącza od nas. My lecimy na Wąbrzeźno po drodze robiąc krótką przerwę na siku. W samym Wąbrzeźnie krótka przerwa na zimnego loda i uzupełnienie płynów. Miałem taką ochotę na czystą wodę jak nigdy. Już miałem dosyć tych słodkich napojów... Na wyjeździe z miasteczka pęka mi szprycha. Jednak jedziemy dalej. W Radzyniu Chełmskim mijamy zamek krzyżacki. niestety z braku czasu robimy lotne zdjęcie i lecimy dalej:
Ponad 180km w nogach już mamy. W Łasinie mieliśmy zrobić krótką przerwę lecz lecimy dalej wybiło 200km i z tej okazji specjalnie dla nas czekał (niestety nie zimny) SPECJAŁ
Po ,,doładowaniu się" ruszamy dalej tutaj był ten kawałek co Tomek zapowiadał od samego startu, kawałek bez asfaltu. Nie jechało się jednak źle. Rzekłbym, nawet lepiej niż na tym remontowanym przez kamyki, które niszczą ramę i wklejają się w opony. Potem było trochę lepiej. Jednak po przejeździe przez Prabuty i wjechaniu w Sztumie na DK 55 nie mogłem o niczym więcej marzyć. Zmęczenie moje dawało się we znaki. Pewnie dlatego, że miałem niecały 1000km przejechany w tym sezonie :( Docieramy do Malborka, gdzie robimy upragnioną przerwę pod zamkiem krzyżackim:
Parę kilometrów dalej znów przerwa, ale tylko na chwile bo nie chciało nam się szukać sklepu w Malborku. Tak więc kupujemy wodę, po zimnym Tigerze i jedziemy dalej, aż docieramy do Nowego Dworu Gdańskiego. Tam też przerwa na Hot- Dog'a na Orlenie. Już tak niewiele dzieliło nas od ,,wygranej" godzina stosunkowo późna, było już sporo po 19. Ruszamy razem do Stegny. Jednak Tomek narzucił za duże tempo i się rozdzieliliśmy. Z małą stratą docieram do znaku:
No to po raz pierwszy w tym roku w nadmorskiej miejscowości, ciekawe ile jeszcze razy mnie to spotka. Pusto głucho, w sumie co się dziwić. Jeszcze sezonu nie ma. Docieramy na plażę gdzie czeka nas ten zachód słońca:
Tomek się wykąpał, też bym się wykąpał gdybyśmy trochę wcześniej przyjechali, bo nie dosyć, że woda zimna to jeszcze chłodno na dworze się robiło. Także zamoczyłem tylko nogi. Czasu nie mieliśmy dużo. W sumie to przez chwilę stwierdziliśmy, że go nie mamy wcale. Pociąg z Gdańska odjeżdżał o 22.56, a do dworca mieliśmy jeszcze prawie 50 km, godzina była grubo po 20. Co prawda nocka na dworcu nas zmotywowała i ruszyliśmy czym prędzej. Mieliśmy 2 drogi do wyboru. Jedną trochę ponad 50km, ale bez promu, druga trochę mniej niż 50 km, ale z promem. Po drodze dowiedzieliśmy się, że prom jest czynny także ryzyk-fizyk ruszamy przez prom. Byliśmy jakieś 10-13min przed odpływem czyli tyle czasu spokojnego odpoczynku.
Zostało 24 km i niecała godzina do odjazdu. Nie było opcji, żeby nie dać rady. Pod dworzec w Gdańsku docieramy o 22.38 także mamy jakieś 18 min. Szukamy szybko sklepu. Udało się kupić wodę i piwko do pociągu. Podróż w pociągu minęła spokojnie. Ja spałem Tomek czuwał sam stwierdził, że nie może iść spać bo wstaniemy we Wrocławiu. Tam jechał ten pociąg. W jakimś mieście wsiada 4 kolarzy. Z sakwami. Chyba nie muszę mówić jaki był temat podczas dalszej wspólnej jazdy. Tomek wysiada w Gnieźnie ja jadę dalej do Poznania . Miał mnie ktoś odebrać, ale stwierdziłem co ponad 300km przejechałem to teraz 15 nie zrobię.
Wyróżniał się ten biały kellys. W domu ląduję kilka min po 3.
Dzięki Tomek za akcję spontan. To była najszybciej podjęta decyzja wyjazdu nad morze. Chociaż się strasznie zmęczyłem niczego nie żałuje :) Do następnego!
W Gnieźnie odbiera mnie Tomek busem. Przed 23 meldujemy się u niego w domu. Tomek do końca się pakuję, a ja idę na relaks przed TV. Wypiliśmy po 2 piwka i o 1 kładziemy się spać, tylko po to by o 4 wstać. Ranna krzątanina zajęła nam sporo czasu. Jednak ruszamy zaraz po wschodzie słońca:
Trasę przygotował Tomek. Bocznymi drogami kierujemy się na Trzemeszno. Tutaj musimy się zmierzyć z pędzącymi Tirami przez kilka km DK 15. W miedzy czasie mijamy tablicę z województwem:
Parę kilometrów dalej uciekamy z głównej drogi na rzecz bocznej prowadzącej do Mogilna. Niestety nie była w tak dobrym stanie. Jak to mówią:,,Kto rano wstaję temu pan Bóg daję" w tym przypadku zapewne chodziło o widoki:
Wystarczy po prostu wstać wcześnie w ładny bezchmurny dzień i udać się na rower/spacer, chociaż z tym spacerem to bym polemizował. Tak też jedziemy bocznymi drogami o minimalnym ruchu. Czasami nowo zrobiony asfalt daję jeszcze więcej radości z jazdy. Tak też nie planową przerwę robimy po 65km, ale było tak gorącą, że musieliśmy się rozebrać:
To była chwilowa przerwa przebraliśmy się zjedliśmy po batonie. Padło pytanie czy jedziemy dalej bokami czy wracamy na główną. Rzuciliśmy monetą wypadła droga krajowa. Tak docieramy do Gniewkowa. Tomek stwierdził, że dalej jedziemy gdzieś bokiem jakimś lasem, który ma jakiś asfalt. Jednak tutaj trochę pobłądziliśmy. Udało nam się wjechać do lasu. Asfalt był idealny nowo położony, ale po kilku km się skończył i zaliczyliśmy trochę terenu. W końcu i tak wpadliśmy na DK 15 i tak docieramy do Torunia. Wjeżdżamy na Starówkę zobaczyć dom Mikołaja:
Następnie pod jego pomnik:
No i było trzeba znaleźć ,,Maczka" z racji tego, że był zaraz obok nie zajęło nam to dużo czasu. Niestety się w nim zasiedzieliśmy trochę. Ja zamówiłem sobie 2 tosty i 2 razy duże frytki. Na przeciwko była biedronka, gdzie idę uzupełnić picie. Tam też zaliczam efektowną glebę na schodach. Ruszamy z Torunia DK 91. Dogania nas kolarz z tego miasta, kawałek jedzie z nami po drodze rozmawiając. Skręcamy na drogi woj. Po chwili kolega odłącza od nas. My lecimy na Wąbrzeźno po drodze robiąc krótką przerwę na siku. W samym Wąbrzeźnie krótka przerwa na zimnego loda i uzupełnienie płynów. Miałem taką ochotę na czystą wodę jak nigdy. Już miałem dosyć tych słodkich napojów... Na wyjeździe z miasteczka pęka mi szprycha. Jednak jedziemy dalej. W Radzyniu Chełmskim mijamy zamek krzyżacki. niestety z braku czasu robimy lotne zdjęcie i lecimy dalej:
Ponad 180km w nogach już mamy. W Łasinie mieliśmy zrobić krótką przerwę lecz lecimy dalej wybiło 200km i z tej okazji specjalnie dla nas czekał (niestety nie zimny) SPECJAŁ
Po ,,doładowaniu się" ruszamy dalej tutaj był ten kawałek co Tomek zapowiadał od samego startu, kawałek bez asfaltu. Nie jechało się jednak źle. Rzekłbym, nawet lepiej niż na tym remontowanym przez kamyki, które niszczą ramę i wklejają się w opony. Potem było trochę lepiej. Jednak po przejeździe przez Prabuty i wjechaniu w Sztumie na DK 55 nie mogłem o niczym więcej marzyć. Zmęczenie moje dawało się we znaki. Pewnie dlatego, że miałem niecały 1000km przejechany w tym sezonie :( Docieramy do Malborka, gdzie robimy upragnioną przerwę pod zamkiem krzyżackim:
Parę kilometrów dalej znów przerwa, ale tylko na chwile bo nie chciało nam się szukać sklepu w Malborku. Tak więc kupujemy wodę, po zimnym Tigerze i jedziemy dalej, aż docieramy do Nowego Dworu Gdańskiego. Tam też przerwa na Hot- Dog'a na Orlenie. Już tak niewiele dzieliło nas od ,,wygranej" godzina stosunkowo późna, było już sporo po 19. Ruszamy razem do Stegny. Jednak Tomek narzucił za duże tempo i się rozdzieliliśmy. Z małą stratą docieram do znaku:
No to po raz pierwszy w tym roku w nadmorskiej miejscowości, ciekawe ile jeszcze razy mnie to spotka. Pusto głucho, w sumie co się dziwić. Jeszcze sezonu nie ma. Docieramy na plażę gdzie czeka nas ten zachód słońca:
Tomek się wykąpał, też bym się wykąpał gdybyśmy trochę wcześniej przyjechali, bo nie dosyć, że woda zimna to jeszcze chłodno na dworze się robiło. Także zamoczyłem tylko nogi. Czasu nie mieliśmy dużo. W sumie to przez chwilę stwierdziliśmy, że go nie mamy wcale. Pociąg z Gdańska odjeżdżał o 22.56, a do dworca mieliśmy jeszcze prawie 50 km, godzina była grubo po 20. Co prawda nocka na dworcu nas zmotywowała i ruszyliśmy czym prędzej. Mieliśmy 2 drogi do wyboru. Jedną trochę ponad 50km, ale bez promu, druga trochę mniej niż 50 km, ale z promem. Po drodze dowiedzieliśmy się, że prom jest czynny także ryzyk-fizyk ruszamy przez prom. Byliśmy jakieś 10-13min przed odpływem czyli tyle czasu spokojnego odpoczynku.
Zostało 24 km i niecała godzina do odjazdu. Nie było opcji, żeby nie dać rady. Pod dworzec w Gdańsku docieramy o 22.38 także mamy jakieś 18 min. Szukamy szybko sklepu. Udało się kupić wodę i piwko do pociągu. Podróż w pociągu minęła spokojnie. Ja spałem Tomek czuwał sam stwierdził, że nie może iść spać bo wstaniemy we Wrocławiu. Tam jechał ten pociąg. W jakimś mieście wsiada 4 kolarzy. Z sakwami. Chyba nie muszę mówić jaki był temat podczas dalszej wspólnej jazdy. Tomek wysiada w Gnieźnie ja jadę dalej do Poznania . Miał mnie ktoś odebrać, ale stwierdziłem co ponad 300km przejechałem to teraz 15 nie zrobię.
Wyróżniał się ten biały kellys. W domu ląduję kilka min po 3.
Dzięki Tomek za akcję spontan. To była najszybciej podjęta decyzja wyjazdu nad morze. Chociaż się strasznie zmęczyłem niczego nie żałuje :) Do następnego!
Mój kochany WPN.
Poniedziałek, 19 maja 2014 | dodano:28.05.2014Kategoria 0-50km, z Anią, Ze zdjęciami
Km: | 45.38 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 21.96 |
Pr. maks.: | 43.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Umówiłem się dzisiaj z Anią na rower. W sumie to był mój szybki telefon z pytaniem: Ania idziesz na rower? i odpowiedź była pozytywna natychmiastowa. Przyjechałem po Anię i ruszyliśmy razem do WPN-u. Po chwili zaczyna się to czego mi dawno brakowało, czyli duzo terenu. Wjeżdżamy na górę, gdzie się znajduję wieża widokowa, tylko po to by zaraz Single Trackiem zjechać na dół. Docieramy do j. Jarosławieckiego i dalej udajemy się nad j. Góreckie. Mijamy sporo wycieczek. Pewnie studenciaki poszli oglądać drzewa. Docieramy do wyspy, gdzie tradycyjnie robię fotkę:
Po chwili przerwy musimy wprowadzić rowery po schodach. Naszą podróż kontynuujemy czerwonym szlakiem, aż do j. Kociołek. Ostatnio słyszałem, że można dojechać drezyną do stacji Osowa Góra. Pojechaliśmy to sprawdzić.Rzeczywiście drzewa wykoszone chociaż drezyny nie widzieliśmy to się zgadza, że coś tam jeździ:
Następnie czekał nas podjazd do szpitala. Daliśmy radę, w nagrodę uzupełniamy zapasy w źródełku i ruszmy w kierunku interwałów. Ktoś rzucił jakieś drzewo, lub ustawił ścięte drzewa przez co nie dało się płynnie jechać. Jednak ta trasa ma swój urok:
Udajemy się na czarny szlak. W miedzy czasie pada mi telefon. Czarnym szlakiem lecimy do Trzebawia. Przecinamy DK 5 i przez Wypalanki jedziemy do Chomęcic wpadam do Ani na herbatkę i jadę do domu.
Dzięki za wyjazd!
Po chwili przerwy musimy wprowadzić rowery po schodach. Naszą podróż kontynuujemy czerwonym szlakiem, aż do j. Kociołek. Ostatnio słyszałem, że można dojechać drezyną do stacji Osowa Góra. Pojechaliśmy to sprawdzić.Rzeczywiście drzewa wykoszone chociaż drezyny nie widzieliśmy to się zgadza, że coś tam jeździ:
Następnie czekał nas podjazd do szpitala. Daliśmy radę, w nagrodę uzupełniamy zapasy w źródełku i ruszmy w kierunku interwałów. Ktoś rzucił jakieś drzewo, lub ustawił ścięte drzewa przez co nie dało się płynnie jechać. Jednak ta trasa ma swój urok:
Udajemy się na czarny szlak. W miedzy czasie pada mi telefon. Czarnym szlakiem lecimy do Trzebawia. Przecinamy DK 5 i przez Wypalanki jedziemy do Chomęcic wpadam do Ani na herbatkę i jadę do domu.
Dzięki za wyjazd!
Świątecznie.
Sobota, 19 kwietnia 2014 | dodano:29.04.2014Kategoria 100-200km, Ze zdjęciami
Km: | 133.64 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:19 | km/h: | 25.14 |
Pr. maks.: | 43.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Połykacz kilometrów. |
Porządki do świąt już praktycznie skończone. Na święconkę pójdzie brat z rodzicami, a ja korzystam z pięknej i razem z Kubą ruszam. Cel na dzisiaj to Lwówek. Spotykamy się na drodze woj. w Zakrzewie koło ronda. Razem ruszamy w kierunku Nowego Tomyśla.
Nie dosyć, że mamy z wiatrem to jedziemy dłuższą chwilę za traktorem, który ma idealną prędkość koło 35km/h. Tak docieramy pod sam Nowy Tomyśl. W samym mieście pełno ludzi z koszyczkami wędrują na i z święconki. Ja zasiadam sobie wygodnie kupuje dużego loda w znanej mi tam lodziarni. Kuba w tym czasie pojechał szukać studio tatuażu. Oczywiście na wyjeździe nie mogło zabraknąć zdjęcia słynnego kosza wiklinowego:
Ruszamy na Lwówek. Tutaj trochę pobłądziliśmy. Mieliśmy jechać przez Stary Tomyśl jednak jechaliśmy główną drogą. Dla pewności zatrzymujemy się nad A2 i sprawdzamy czy dobrze jedziemy:
Poruszając się DK 92 wiemy co nas czeka. Przejechaliśmy około 60km teraz tyle samo czeka nas pod wiatr. I to nie byle jaki wiatr...
Jedzie się naprawdę ciężko, szczególnie że nic nie jedliśmy. W końcu docieramy do Lwówka.
Tam przerwa u koleżanek Kuby. Zostajemy poczęstowani słodkim, kawą oraz świąteczną kiełbaską.Trochę rozmowy i udajemy się w drogę powrotną. Dziewczyny jadą nas kawałek odprowadzić. Przy okazji zwiedzamy trochę Lwówka. Droga do domu to była totalna męczarnia. Szosą nie dawało rady jechać więcej niż 25km/h. Wybieramy najkrótszą wersje. Po drodze przerwa na ,,siku":
Jedziemy cały czas pod silny wiatr, czasami wieje z boku, mimo to i tak przeszkadza. Docieramy do Buku. Po drodze robimy krótką przerwę na uzupełnienie płynów. Rozdzielamy się w Więckowicach. Pędzę ile sił w nogach do domu. Trzeba dokończyć porządki i szykować się do kościoła.
Dzięki Kuba za tą świąteczną wycieczkę.
Nie dosyć, że mamy z wiatrem to jedziemy dłuższą chwilę za traktorem, który ma idealną prędkość koło 35km/h. Tak docieramy pod sam Nowy Tomyśl. W samym mieście pełno ludzi z koszyczkami wędrują na i z święconki. Ja zasiadam sobie wygodnie kupuje dużego loda w znanej mi tam lodziarni. Kuba w tym czasie pojechał szukać studio tatuażu. Oczywiście na wyjeździe nie mogło zabraknąć zdjęcia słynnego kosza wiklinowego:
Ruszamy na Lwówek. Tutaj trochę pobłądziliśmy. Mieliśmy jechać przez Stary Tomyśl jednak jechaliśmy główną drogą. Dla pewności zatrzymujemy się nad A2 i sprawdzamy czy dobrze jedziemy:
Poruszając się DK 92 wiemy co nas czeka. Przejechaliśmy około 60km teraz tyle samo czeka nas pod wiatr. I to nie byle jaki wiatr...
Jedzie się naprawdę ciężko, szczególnie że nic nie jedliśmy. W końcu docieramy do Lwówka.
Tam przerwa u koleżanek Kuby. Zostajemy poczęstowani słodkim, kawą oraz świąteczną kiełbaską.Trochę rozmowy i udajemy się w drogę powrotną. Dziewczyny jadą nas kawałek odprowadzić. Przy okazji zwiedzamy trochę Lwówka. Droga do domu to była totalna męczarnia. Szosą nie dawało rady jechać więcej niż 25km/h. Wybieramy najkrótszą wersje. Po drodze przerwa na ,,siku":
Jedziemy cały czas pod silny wiatr, czasami wieje z boku, mimo to i tak przeszkadza. Docieramy do Buku. Po drodze robimy krótką przerwę na uzupełnienie płynów. Rozdzielamy się w Więckowicach. Pędzę ile sił w nogach do domu. Trzeba dokończyć porządki i szykować się do kościoła.
Dzięki Kuba za tą świąteczną wycieczkę.
Lutowe treningi ! cz.2
Czwartek, 13 lutego 2014 | dodano:19.02.2014Kategoria Ze zdjęciami, Z moją piękną!, z Anią, 0-50km
Km: | 24.38 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:31 | km/h: | 16.07 |
Pr. maks.: | 29.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 157m | Rower: |
Wczoraj umówiliśmy się na godzinę 9. Jednak nikomu nie chciało się wstać później pogoda się zepsuła i początkowo z roweru zrezygnowaliśmy. Po 12 słonce tak zaczęło świecić, że nie było opcji nie wyjść na rower. Ruszam z moją ukochaną na przeciw Ani i Dorocie :) Wjeżdżamy na chwilę do mnie napompować koła i ruszamy w trasę. Tym razem przeciwną stronę niż wczoraj:
Jedzie się dobrze słońce świeci. Kto by pomyślał, że to luty. Jest pogoda jest trening:
Po drodze robimy konkurs wiedzy o Poznaniu. Docieramy tak w dobrych humorach do komornik, gdzie robie zakupy na dzisiejszy obiad. Jeszcze tylko na chwilę do biedronki ( tam odłącza Ania z Dorotą) i razem z Martą ruszamy do domu :)
Jedzie się dobrze słońce świeci. Kto by pomyślał, że to luty. Jest pogoda jest trening:
Po drodze robimy konkurs wiedzy o Poznaniu. Docieramy tak w dobrych humorach do komornik, gdzie robie zakupy na dzisiejszy obiad. Jeszcze tylko na chwilę do biedronki ( tam odłącza Ania z Dorotą) i razem z Martą ruszamy do domu :)
Pierwsza wycieczką w roku z moją miłością!
Wtorek, 4 lutego 2014 | dodano:10.02.2014Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 21.75 | Km teren: | 2.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 31.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 205m | Rower: |
Pierwszy raz w tym roku udało mi się z Martą wyjechać na rower. I to wcale nic nie planowanego. Na spontanie przyjechała mnie odwiedzić, a że jej rower stoi u mnie i 2 warunek był spełniony czyt. świeciło słońce ruszyliśmy chwilę po 14. Ruszamy w kierunku Chomęcic. Taka pogoda to i się uśmiech sam pojawia:
Jedziemy na Wypalanki. W WPN-ie biała drogą. Po chwili orientujemy się że to nie śnieg tylko sam lód. Po dłuższej chwili Marta i ja leżymy na ziemi :P Zdjęcia wypadku nie mam. Jednak zdjęcie drogi już jest.
Tą drogą docieramy do DK 5. Przecinamy ją. Słoneczko tak pięknie świeciło że przypomniały mi się wiosenno letnie czasy kiedy to cały dzień, aż do zachodu słońca człowiek spędzał na rowerze. W Trzebawiu przerwa i cioci Marty na Herbatkę. Wracamy już po zachodzie słońca przez Rosnówko, Walerianowo i Chomęcice :)
Dzięki kochanie za to wspaniale spędzone popołudnie!
P.S. Dane pochodzą z Endomondo :)
Jedziemy na Wypalanki. W WPN-ie biała drogą. Po chwili orientujemy się że to nie śnieg tylko sam lód. Po dłuższej chwili Marta i ja leżymy na ziemi :P Zdjęcia wypadku nie mam. Jednak zdjęcie drogi już jest.
Tą drogą docieramy do DK 5. Przecinamy ją. Słoneczko tak pięknie świeciło że przypomniały mi się wiosenno letnie czasy kiedy to cały dzień, aż do zachodu słońca człowiek spędzał na rowerze. W Trzebawiu przerwa i cioci Marty na Herbatkę. Wracamy już po zachodzie słońca przez Rosnówko, Walerianowo i Chomęcice :)
Dzięki kochanie za to wspaniale spędzone popołudnie!
P.S. Dane pochodzą z Endomondo :)
Szosowo tak na jesień :)
Środa, 30 października 2013 | dodano:05.11.2013Kategoria Ze zdjęciami, 50-100km
Km: | 96.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:53 | km/h: | 24.77 |
Pr. maks.: | 55.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Naprawdę nie wiem kiedy taka sytuacja miała ostatnio miejsce. UWAGA! Poszedłem z Mateuszem na rower. Kiedyś to były czasy, po 2 razy w tygodniu wychodziliśmy na rower. Teraz jest inaczej na prawdę ciężko ustalić wspólny dzień, aby była pogoda i czas. W końcu się udało. Ja mam dzień wolny Mateusz ma dzień wolny, i nie liczyć wiatru, dużego wiatru, to pogoda też była dobra.
Umawiam się ze Szczesiem koło 11.30 w Wirach. Udaję mi się nie spóźnić i to ja chwilę czekam. Razem już kręcimy w kierunku Niwki, łamiemy szybko przepis i lecimy dalej na Puszczykowo. Tutaj zatrzymujemy się na przejeździe. Słoneczko ładnie pokazuję swoją moc:
Jedziemy dobrze znaną nam trasą przez Rogalinek. Za Rogalinem odbijamy w prawo na Śrem. Ta trasa kojarzy nam się z nocnych powrotów z masy oraz zimowych wypraw do Tomasza. Przed samym Śremem przerwa na siku. Trochę słoneczko nam zaszło:
Dojeżdżamy do Śremu. Przerwa na ryneczku obowiązkowa. Robię zakupy w pobliskim sklepie. Trzeba się posilić przed zbliżającą się walką z wiatrem. Oczywiście zdjęcie na rynku:
Ruszamy w kierunku Czempinia. Totalnie pod wiatr, jedzie się naprawdę ciężko. Słoneczko jednak daje radę i nam ładnie przygrzewa na długich prostych:
W Czempiniu robimy upragnioną przerwę. Ja lecę do biedronki po małe zakupy i coś do picia. Potem chwila rozmowy i gotowi do drogi ruszamy dalej.
Dojeżdżamy do Głuchowa. Jednak nie do mojego. Wjeżdżamy dopiero na DK 5 wiatr już nam tak nie przeszkadza. Słońce chyli się ku zachodowi naprawdę lubię takie widoki:
Kilka kilometrów Krajówką. Kilka-set metrów zakazem. Kilka dziesiąt metrów za tirem i docieramy do Rosnówka. Spokojnie jadać koło Ciebie dojeżdżamy do Komornik gdzie się rozdzielamy. Dojechałem do domu. Pierwszy raz zmarzły mi trochę nogi. Byłem zmęczony, ale pyszne spaghetti zrekompensowało dzisiejszy trud dnia:
Dzięki Mateusz, że udało nam się razem wyjechać mam nadzieję na powtórkę :)
Umawiam się ze Szczesiem koło 11.30 w Wirach. Udaję mi się nie spóźnić i to ja chwilę czekam. Razem już kręcimy w kierunku Niwki, łamiemy szybko przepis i lecimy dalej na Puszczykowo. Tutaj zatrzymujemy się na przejeździe. Słoneczko ładnie pokazuję swoją moc:
Jedziemy dobrze znaną nam trasą przez Rogalinek. Za Rogalinem odbijamy w prawo na Śrem. Ta trasa kojarzy nam się z nocnych powrotów z masy oraz zimowych wypraw do Tomasza. Przed samym Śremem przerwa na siku. Trochę słoneczko nam zaszło:
Dojeżdżamy do Śremu. Przerwa na ryneczku obowiązkowa. Robię zakupy w pobliskim sklepie. Trzeba się posilić przed zbliżającą się walką z wiatrem. Oczywiście zdjęcie na rynku:
Ruszamy w kierunku Czempinia. Totalnie pod wiatr, jedzie się naprawdę ciężko. Słoneczko jednak daje radę i nam ładnie przygrzewa na długich prostych:
W Czempiniu robimy upragnioną przerwę. Ja lecę do biedronki po małe zakupy i coś do picia. Potem chwila rozmowy i gotowi do drogi ruszamy dalej.
Dojeżdżamy do Głuchowa. Jednak nie do mojego. Wjeżdżamy dopiero na DK 5 wiatr już nam tak nie przeszkadza. Słońce chyli się ku zachodowi naprawdę lubię takie widoki:
Kilka kilometrów Krajówką. Kilka-set metrów zakazem. Kilka dziesiąt metrów za tirem i docieramy do Rosnówka. Spokojnie jadać koło Ciebie dojeżdżamy do Komornik gdzie się rozdzielamy. Dojechałem do domu. Pierwszy raz zmarzły mi trochę nogi. Byłem zmęczony, ale pyszne spaghetti zrekompensowało dzisiejszy trud dnia:
Dzięki Mateusz, że udało nam się razem wyjechać mam nadzieję na powtórkę :)
Poznań- Szklarska w jedną noc! :)
Sobota, 7 września 2013 | dodano:10.09.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, W górach..., 300-400km
Km: | 332.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 12:58 | km/h: | 25.64 |
Pr. maks.: | 75.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Prawdopodobnie ostatni wyjazd nocny w tym roku. Jechaliśmy już 2 razy na północ czas teraz na południe. Wybraliśmy Szklarską Porębę. Spotykamy się o 17 na stacji Orlen w Mosinie. Przyjechało na miejsce 5 osób i w miedzy czasie Tomek, który jechał nas odprowadzić do Czempinia :) W takim składzie ruszmy w trasę:
Jedzie się przyjemnie temperatura nie za niska, droga bez większych dziur wiatr lekki z boku. Jedziemy dyskutujemy, aż nagle robi się Czempiń. Tam przerwa na ryneczku. Naprawa manetki, browarek i ruszamy dalej na Leszno. W miedzy czasie zaczyna zachodzić słońce:
Przed Lesznem stoimy na przejeździe kolejowym całe szczęście pociąg szybko nadjechał:
Chwilę minut po 20, a tu już prawie ciemno :( smutne to. Prowadzę ekipę do Maca na kolację. Qupony kuponiki i idzie całkiem dobrze zjeść za nie dużo. Przed 21 szybko jedziemy zahaczyć biedronkę na nocne zakupy. Udało się. Wyjeżdżamy z Leszna kierując się na Górę. W miedzy czasie mijamy woj. Nie zatrzymujemy się tym razem na foto. Zdjęcie w nocy w czasie jazdy bywają rozmazane:
Przejeżdżamy Górę i udajemy się w stronę Odry. Całę szczęście zbudowali tam most. Droga którą jedziemy stała się strasznie wąska. Na szczęście ruch jest mały. Przejeżdżamy Rudę Docieramy do Lubina. Szybkość z jaką jechaliśmy była wyższa od planowanej, ilość postojów mniejsza, więc bylibyśmy za wcześnie w górach więc robimy 2h przerwę w Macu. Ruszamy dalej na Legnicę. Mamy pierwszą i całe szczęście ostatnią awarię:
Temperatura spada coraz niżej. Legnicę mijamy obwodnicą. Powoli zaczynają się podjazdy. Pierwszy dłuższy podjazd pokonujemy o ciemku. Słońce wychodzi. Temperatura spadła do 5.5 stopni. Czekamy jakieś 40 min na stacji. Pijemy ciepła herbatkę i ruszamy w ten ,,mróz" dalej. Jednak widoki wszystko rekompensują:
Dojeżdżamy do Jeleniej jest parę min przed 8 rano. Kasa biletowa czynna dopiero od 15 po. Czekamy na ciepłym dworcu. Kupujemy dalej jedziemy podbić Szklarską! W miedzy czasie przerwa w Lidlu. Podjazd podjazd i jeszcze kawałek podjazdu i jesteśmy u celu naszej podróży:
W samym miasteczku przerwa na browarka i dzielimy się na 3 grupy. Przemo i Kuba wracają do Jeleniej. Wojtek i Michał jadą na podjazd do schroniska odrodzenie. Tomasz i ja ruszamy do Czech. Czyli znowu podjazd podjazd i jesteśmy przy granicy:
Później zjazd do Harrachowa. Chwila odpoczynku fota i wracamy:
Od granicy mieliśmy prawię 12 km zjazdu. Potem mimo zjazdów widoczki pierwszorzędne:
Dojazd do Jeleniej Mc i gnamy na pociąg. Pociąg jak zwykle nie przystosowany do przewozu rowerów. Jednak konduktor w porządku więc wsiadamy bez problemu.
Zachód słońca oglądamy z pociągu popijając zimnego browarka:
Dzięki panowie za wyjazd. Może uda się jeszcze w tym roku na coś podobnego wyjechać byle w dzień! :)
Jedzie się przyjemnie temperatura nie za niska, droga bez większych dziur wiatr lekki z boku. Jedziemy dyskutujemy, aż nagle robi się Czempiń. Tam przerwa na ryneczku. Naprawa manetki, browarek i ruszamy dalej na Leszno. W miedzy czasie zaczyna zachodzić słońce:
Przed Lesznem stoimy na przejeździe kolejowym całe szczęście pociąg szybko nadjechał:
Chwilę minut po 20, a tu już prawie ciemno :( smutne to. Prowadzę ekipę do Maca na kolację. Qupony kuponiki i idzie całkiem dobrze zjeść za nie dużo. Przed 21 szybko jedziemy zahaczyć biedronkę na nocne zakupy. Udało się. Wyjeżdżamy z Leszna kierując się na Górę. W miedzy czasie mijamy woj. Nie zatrzymujemy się tym razem na foto. Zdjęcie w nocy w czasie jazdy bywają rozmazane:
Przejeżdżamy Górę i udajemy się w stronę Odry. Całę szczęście zbudowali tam most. Droga którą jedziemy stała się strasznie wąska. Na szczęście ruch jest mały. Przejeżdżamy Rudę Docieramy do Lubina. Szybkość z jaką jechaliśmy była wyższa od planowanej, ilość postojów mniejsza, więc bylibyśmy za wcześnie w górach więc robimy 2h przerwę w Macu. Ruszamy dalej na Legnicę. Mamy pierwszą i całe szczęście ostatnią awarię:
Temperatura spada coraz niżej. Legnicę mijamy obwodnicą. Powoli zaczynają się podjazdy. Pierwszy dłuższy podjazd pokonujemy o ciemku. Słońce wychodzi. Temperatura spadła do 5.5 stopni. Czekamy jakieś 40 min na stacji. Pijemy ciepła herbatkę i ruszamy w ten ,,mróz" dalej. Jednak widoki wszystko rekompensują:
Dojeżdżamy do Jeleniej jest parę min przed 8 rano. Kasa biletowa czynna dopiero od 15 po. Czekamy na ciepłym dworcu. Kupujemy dalej jedziemy podbić Szklarską! W miedzy czasie przerwa w Lidlu. Podjazd podjazd i jeszcze kawałek podjazdu i jesteśmy u celu naszej podróży:
W samym miasteczku przerwa na browarka i dzielimy się na 3 grupy. Przemo i Kuba wracają do Jeleniej. Wojtek i Michał jadą na podjazd do schroniska odrodzenie. Tomasz i ja ruszamy do Czech. Czyli znowu podjazd podjazd i jesteśmy przy granicy:
Później zjazd do Harrachowa. Chwila odpoczynku fota i wracamy:
Od granicy mieliśmy prawię 12 km zjazdu. Potem mimo zjazdów widoczki pierwszorzędne:
Dojazd do Jeleniej Mc i gnamy na pociąg. Pociąg jak zwykle nie przystosowany do przewozu rowerów. Jednak konduktor w porządku więc wsiadamy bez problemu.
Zachód słońca oglądamy z pociągu popijając zimnego browarka:
Dzięki panowie za wyjazd. Może uda się jeszcze w tym roku na coś podobnego wyjechać byle w dzień! :)
Amber Road, czyli
Niedziela, 25 sierpnia 2013 | dodano:10.09.2013Kategoria 50-100km, Ze zdjęciami, Maratony
Km: | 95.91 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 33.85 |
Pr. maks.: | 49.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
mój pierwszy maraton rowerowy. Oczywiście w którym brałem udział jako zawodnik. Było to tak:
Pewnego dnia zadzwonił do mnie Jarzynowy z propozycją udziału w maratonie. Zgodziłem się. Temat ucichł. Parę dni przed samym maratonem udajemy się na wspólne 2 treningi. W samą niedzielę przyjeżdża mój team. Ruszamy do Gostynia. Ubieramy się w ciuchy przygotowujemy rowery i jedziemy na mały trening. W miedzy czasie już pierwsze piątki ruszają. W końcu udajemy się na start:
Ruszamy najpierw pierwsze 2 km spokojnego przejazdu później czekam na odpowiedni start i ruszamy z kopyta. Pierwsze 35km to jazda pod wiatr. Jechaliśmy koło 38-40km/h. Zmęczyłem się strasznie. Czekałem na dystans gdzie będzie z górki. Zostałem nawet przyłapany na trasie:
Zaczęło się z wiatrem ale prędkość podrosła prawie o 10km/h. Po kilku km przestałem w ogóle dawać zmiany. Trzymałem się z tyłu żeby jak najbliżej do mety dojechać. Prędkość cały czas ponad 45km/h. Jedynie na zakrętach wolniej. Było ciężko momentami bardzo ciężko nawet utrzymać mi się na kole. Przyszedł 73km trasy. Odpuściłem. Zjadłem coś na spokojnie i jechałem swoim tempem do mety. Niestety na 84km łapią mnie skurcze w lewym udzie. Muszę się na chwilę zatrzymać. Kilka osób mnie mija. Pytają czy coś pomóc. W końcu się zbieram i jadę powoli do mety. Nazbierałem trochę sił i sam koniec dałem z siebie wszystko:
Po przebraniu się. Poszliśmy zjeść kiełbasę i wypić piwo. Zajęliśmy 25 miejsce na 53 drużyny :) w Przyszłym roku pomyślę o częstszym udziale w takich imprezach.
Dzięki panowie!
Pewnego dnia zadzwonił do mnie Jarzynowy z propozycją udziału w maratonie. Zgodziłem się. Temat ucichł. Parę dni przed samym maratonem udajemy się na wspólne 2 treningi. W samą niedzielę przyjeżdża mój team. Ruszamy do Gostynia. Ubieramy się w ciuchy przygotowujemy rowery i jedziemy na mały trening. W miedzy czasie już pierwsze piątki ruszają. W końcu udajemy się na start:
Ruszamy najpierw pierwsze 2 km spokojnego przejazdu później czekam na odpowiedni start i ruszamy z kopyta. Pierwsze 35km to jazda pod wiatr. Jechaliśmy koło 38-40km/h. Zmęczyłem się strasznie. Czekałem na dystans gdzie będzie z górki. Zostałem nawet przyłapany na trasie:
Zaczęło się z wiatrem ale prędkość podrosła prawie o 10km/h. Po kilku km przestałem w ogóle dawać zmiany. Trzymałem się z tyłu żeby jak najbliżej do mety dojechać. Prędkość cały czas ponad 45km/h. Jedynie na zakrętach wolniej. Było ciężko momentami bardzo ciężko nawet utrzymać mi się na kole. Przyszedł 73km trasy. Odpuściłem. Zjadłem coś na spokojnie i jechałem swoim tempem do mety. Niestety na 84km łapią mnie skurcze w lewym udzie. Muszę się na chwilę zatrzymać. Kilka osób mnie mija. Pytają czy coś pomóc. W końcu się zbieram i jadę powoli do mety. Nazbierałem trochę sił i sam koniec dałem z siebie wszystko:
Po przebraniu się. Poszliśmy zjeść kiełbasę i wypić piwo. Zajęliśmy 25 miejsce na 53 drużyny :) w Przyszłym roku pomyślę o częstszym udziale w takich imprezach.
Dzięki panowie!
Mazury 2013 dzień piąty.
Sobota, 10 sierpnia 2013 | dodano:12.09.2013Kategoria 50-100km, Mazury 2013, z Anią, Ze zdjęciami, Z moją piękną!
Km: | 69.33 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:15 | km/h: | 16.31 |
Pr. maks.: | 43.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Nadszedł dzień piąty. Niestety wita nas całkowicie zachmurzonym niebem. Zwijamy namiot i ruszamy do Świętej Lipki:
Tam też robimy śniadanie na przystanku. W miedzy czasie zaczyna padać. Przyjmujemy pod ,,nasz dach" parę sakwiarzy jadących do Giżycka na zlot. Chwila rozmowy, może w przyszłym roku się wybierzemy. Postanawiamy, że nie zależnie od pogody za 20 min ruszamy. Akurat przestało padać. Jednak już po kilku km deszcz do nas wraca. I to nie byle jaki:
Jedziemy tak do Biskupca w tym deszczu czasami nawet w ulewie. Postanawiamy skrócić nasz wyjazd o jeden dzień i chcemy w tym mieście wsiąść do pociągu byle jakiego, byle bliżej domu. Okazuję się, że tory tam są stacja PKP też ale pociąg tam nie jeździ... Miły pan który prowadził sklep z oknami przy dworcu poinformował nas o stacji PKP w Czerwonce (6km dalej). Z racji na duży czas do odjazdu pociągu grzejemy się na ,,opuszczonym" dworcu. Po kilkudziesięciu minutach ruszamy do Czerwonki:
Tam wjeżdżamy do sklepu kupujemy sobie chipsy i piwko i czekam na przyjazd pociągu:
Niestety mieliśmy mieć 3 przesiadki zanim dojedziemy do Poznania. W Olsztynie, w Iławie oraz w Tczewie. Nagle zamyka się przejazd przed stacją już ma nadjeżdżać nasz pociąg, a my słyszymy, że jest opóźniony o 20min... Jednak jakiś pociąg nadjeżdża. Pospieszny, patrzymy on się zatrzymuje. Na rozpisce jest Tczew. Postanawiamy wejść do pociągu. Nie ma większych problemów jedynie bilety musimy kupić z poprzedniej stacji. Suma sumarów i tak nam pani sprzedaje z Olsztyna-Zachodniego. Nie może nam sprzedać z Tczewa do Poznania do nie mam miejsc... No nic ale przynajmniej jedziemy do Tczewa:
Na samym dworcu też nam nie sprzedają biletów. Następny pociąg o 5.53 rano. Próbujemy się jednak wbić do pociągu w którym nie ma miejsc. Tak jak myśleliśmy nic z tego czeka nas noc na dworcu. Zanim jeszcze to nastąpiło poszedłem z Martą po kebaby i zwiedzić miasteczko:
Później poszliśmy spać:
Jakiś SOKista próbował się dowalić, że nie ma leżenia. Typowy służbista. Jednak jego kolega był w porządku i go odciągnął. Tak mija noc nastaję ranek dnia następnego. Oczywiście problemy z wejściem do pociągu. Jednak zanim konduktor zaczął się sadzić ja już byłem z rower w pociągu. Oczywiście chciał nas wyrzucić, jednak się nie dałem. Stwierdził że za długo zatrzymujemy pociąg i pozwolił reszcie wejść. Układamy rowery i spokojnie jedziemy do domu. W Bydgoszczy wsiada pełno ludzi było trzeba zmienić przedział. Jednak po kilku godzinach docieramy do Poznania:
Zadowoleni wracamy do domów. Dziewczyny wchodzą do mnie na śniadanie. Uświadamiam im, że gdybyśmy nie weszli wtedy do pociągu to teraz byśmy wchodzili do następnego.
Dzięki wam wszystkim za bardzo fajnie spędzone 5 dni. Mam nadzieje, że w przyszłym roku uda nam się na te kilka dni również wyjechać! :)
Tam też robimy śniadanie na przystanku. W miedzy czasie zaczyna padać. Przyjmujemy pod ,,nasz dach" parę sakwiarzy jadących do Giżycka na zlot. Chwila rozmowy, może w przyszłym roku się wybierzemy. Postanawiamy, że nie zależnie od pogody za 20 min ruszamy. Akurat przestało padać. Jednak już po kilku km deszcz do nas wraca. I to nie byle jaki:
Jedziemy tak do Biskupca w tym deszczu czasami nawet w ulewie. Postanawiamy skrócić nasz wyjazd o jeden dzień i chcemy w tym mieście wsiąść do pociągu byle jakiego, byle bliżej domu. Okazuję się, że tory tam są stacja PKP też ale pociąg tam nie jeździ... Miły pan który prowadził sklep z oknami przy dworcu poinformował nas o stacji PKP w Czerwonce (6km dalej). Z racji na duży czas do odjazdu pociągu grzejemy się na ,,opuszczonym" dworcu. Po kilkudziesięciu minutach ruszamy do Czerwonki:
Tam wjeżdżamy do sklepu kupujemy sobie chipsy i piwko i czekam na przyjazd pociągu:
Niestety mieliśmy mieć 3 przesiadki zanim dojedziemy do Poznania. W Olsztynie, w Iławie oraz w Tczewie. Nagle zamyka się przejazd przed stacją już ma nadjeżdżać nasz pociąg, a my słyszymy, że jest opóźniony o 20min... Jednak jakiś pociąg nadjeżdża. Pospieszny, patrzymy on się zatrzymuje. Na rozpisce jest Tczew. Postanawiamy wejść do pociągu. Nie ma większych problemów jedynie bilety musimy kupić z poprzedniej stacji. Suma sumarów i tak nam pani sprzedaje z Olsztyna-Zachodniego. Nie może nam sprzedać z Tczewa do Poznania do nie mam miejsc... No nic ale przynajmniej jedziemy do Tczewa:
Na samym dworcu też nam nie sprzedają biletów. Następny pociąg o 5.53 rano. Próbujemy się jednak wbić do pociągu w którym nie ma miejsc. Tak jak myśleliśmy nic z tego czeka nas noc na dworcu. Zanim jeszcze to nastąpiło poszedłem z Martą po kebaby i zwiedzić miasteczko:
Później poszliśmy spać:
Jakiś SOKista próbował się dowalić, że nie ma leżenia. Typowy służbista. Jednak jego kolega był w porządku i go odciągnął. Tak mija noc nastaję ranek dnia następnego. Oczywiście problemy z wejściem do pociągu. Jednak zanim konduktor zaczął się sadzić ja już byłem z rower w pociągu. Oczywiście chciał nas wyrzucić, jednak się nie dałem. Stwierdził że za długo zatrzymujemy pociąg i pozwolił reszcie wejść. Układamy rowery i spokojnie jedziemy do domu. W Bydgoszczy wsiada pełno ludzi było trzeba zmienić przedział. Jednak po kilku godzinach docieramy do Poznania:
Zadowoleni wracamy do domów. Dziewczyny wchodzą do mnie na śniadanie. Uświadamiam im, że gdybyśmy nie weszli wtedy do pociągu to teraz byśmy wchodzili do następnego.
Dzięki wam wszystkim za bardzo fajnie spędzone 5 dni. Mam nadzieje, że w przyszłym roku uda nam się na te kilka dni również wyjechać! :)