Berlin dzień 3!
Niedziela, 10 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Berlin 2012, Ze zdjęciami
Km: | 200.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:03 | km/h: | 28.41 |
Pr. maks.: | 56.30 | Temperatura: | 20.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Przyszedł dzień 3, dzień powrotu do domu. Wstajemy spokojnie koło 9 jemy śniadanie i razem z Mariuszem ruszamy do domu. Wiatr miał być w plecy i tak było. Po paru km Mariusz stwierdził, że nie da rady dojechać. Nie chciał się zaprawić jeszcze bardziej i tak go bardzo bolało gardło. Tak więc dojeżdżamy do Rzepinia, gdzie jedziemy na dworzec. Pociąg, którym miał jechać pojechał 20 min temu następny był o 15. Tak więc się wrócił do Słubic, a ja ruszam w trasę do domu. Po wjechaniu na DK 92 nic ciekawego nie było. Do domu zostało jeszcze trochę:
Jednak wiatr mi dosyć pomagał, a co jakiś czas pojawił się bardzo lubiany prze mnie znak:
Tak sobie jadę szerokim poboczem, aż docieram do Świebodzina. Jezusa widać z każdej strony:
Tutaj się waham czy jechać przez Zbąszyń czy kontynuować jazdę DK. Jednak ja nie lubię jechać tą samą droga więc jadę dalej główną trasą. Po 110km robię pierwszą przerwę. Nie liczę tych na siku oczywiście. Parę km po przerwie wjeżdżam do WLKP. Jadę jeszcze parę km po czym odbijam na Nowy Tomyśl tam 2 przerwa na loda amerykańskiego i lecę dalej na Buk. W Buku krótka przerwa, gdyż umówiłem się tam z Jarzyną. Zdążyłem załatwić potrzebę i zjeść 3/4 kanapki zrobić fotkę:
i już dotarł. Razem (w deszczu ) ruszamy na Stęszew. I dalej DK nr 5 w stronę Poznania. Robimy rundę honorową po okolicznych wsiach i o 19 docieram do domu. Zmęczony mokry, ale zadowolony i dumny z siebie!
Podsumowując przede wszystkim chciałem podziękować Mariuszowi za ten weekend bez niego było by to nie możliwe. Jeśli chodzi o moją kondycje czy tam formę jak zwał tak zwał uważam, że nie jest źle. Trochę zmokłem trochę przypaliło mnie słońce. Trochę z wiatrem trochę bardziej pod wiatr, jednak cały czas z uśmiechem na twarzy.
Jednak wiatr mi dosyć pomagał, a co jakiś czas pojawił się bardzo lubiany prze mnie znak:
Tak sobie jadę szerokim poboczem, aż docieram do Świebodzina. Jezusa widać z każdej strony:
Tutaj się waham czy jechać przez Zbąszyń czy kontynuować jazdę DK. Jednak ja nie lubię jechać tą samą droga więc jadę dalej główną trasą. Po 110km robię pierwszą przerwę. Nie liczę tych na siku oczywiście. Parę km po przerwie wjeżdżam do WLKP. Jadę jeszcze parę km po czym odbijam na Nowy Tomyśl tam 2 przerwa na loda amerykańskiego i lecę dalej na Buk. W Buku krótka przerwa, gdyż umówiłem się tam z Jarzyną. Zdążyłem załatwić potrzebę i zjeść 3/4 kanapki zrobić fotkę:
i już dotarł. Razem (w deszczu ) ruszamy na Stęszew. I dalej DK nr 5 w stronę Poznania. Robimy rundę honorową po okolicznych wsiach i o 19 docieram do domu. Zmęczony mokry, ale zadowolony i dumny z siebie!
Podsumowując przede wszystkim chciałem podziękować Mariuszowi za ten weekend bez niego było by to nie możliwe. Jeśli chodzi o moją kondycje czy tam formę jak zwał tak zwał uważam, że nie jest źle. Trochę zmokłem trochę przypaliło mnie słońce. Trochę z wiatrem trochę bardziej pod wiatr, jednak cały czas z uśmiechem na twarzy.
Berlin dzień 2!
Sobota, 9 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Berlin 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 200.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:55 | km/h: | 25.29 |
Pr. maks.: | 53.80 | Temperatura: | 25.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Nastał dzień 2 pobudka o 5 rano. Rano widok z okna był przedni:
Niecałe 7h snu to całkiem dużo. Mariusz niestety z powodów zdrowotnych został w domu. Ja natomiast spakowałem kanapki od mamy Mariusza i parę min po 5 ruszamy w kierunku Frankfurtu. Po niecałym kilometrze jestem już po stronie niemieckiej. Od razu znaki prowadzą mnie na Berlin i mam 2 wyjście autostrada i zwykła droga. Z racji tego, że jadę rowerem została mi tylko zwykła drogą o nr 5. Początkowo kieruję się na Muncheberg. Jedzie się dobrze po chwili zauważam, że wzdłuż drogi są ścieżki rowerowe. Wjeżdżam na nią bez większego zawahania:
W Munchebergu robię sobie krótka przerwę na śniadanko. Niestety drogi w mieście wyłożone kostką i przejazd nie należał do miłych. Jednak po krótkiej przerwie wracam na trasę i jadę w kierunku Berlin Ringa:
W miedzy czasie tylko szybka przerwa na załatwienia potrzeby, a i przy okazji zrobienia fotki:
Przejeżdżam 3 pasmową autostradę i po paru km docieram do granic Berlina:
Tutaj droga zamienia się w nierówne płyty. Ścieżka rowerowa jeszcze gorsza więc nie jedzie się tak jak przez cała dotychczasową drogę. Berlina nie znam wcale. Nie byłem w nim nigdy nawet mapy nie miałem. Na szczęście po chwili widzę takie duże znane coś (chyba wieża TV) i jadę w tym kierunku na przemian. Raz drogą rowerową raz ulica. Wybieram zawsze lepszą drogę. Docieram pod wieże, robię fotkę:
Dalej jadę zobaczyć ratusz, który jest zaraz obok:
Tutaj robię przerwę przy jakieś fontannie po czym wsiadam na rower. Krążę błądzę cały czas szukając bramy. W końcu przez przypadek zajeżdżam pod samą bramę:
BERLIN ZDOBYTY!
Dalej kieruję się w stronę gmachu parlamentu:
I podjechałem zobaczyć dworzec:
Koło 12 udaję się w drogę powrotną. Wyjazd z Berlina tak samo jak wjazd mało przyjemny. Koło Berlin Ringa robię szybka przerwę na siku i jadę dalej. Po chwili zauważam, że kończy mi się wodą w bidonach. Niestety sklepu żadnego nie spotkałem,a jak już to markety a z rowerem do takiego nie wejdę. Jednak wpadam na pomysł wjechać na stację benzynową. Kupuję wodę i energetyka płacę 5euro. W Niemczech bardzo dużo mijam elektrowni wiatrowych:
A same ścieżki rowerowe po prostu mistrzostwo świata:
Kellys na niemieckiej ścieżce rowerowej:
I tak sobie można jechać po 20km bez żadnych krawężników czy takich tam utrudniających jazdę. Grubo przed 16 docieram do Polski. Most na Odrze:
Po lewej Niemcy po prawej Polska.
Robię rundę honorową i udaję się do Mariusza. Myję się i lecimy na dalszy ciąg otwarcia toru motocrossowego, gdzie sobie piwkujemy. Tego dnia spać kładziemy się grubo po 12.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień Następny --->
Niecałe 7h snu to całkiem dużo. Mariusz niestety z powodów zdrowotnych został w domu. Ja natomiast spakowałem kanapki od mamy Mariusza i parę min po 5 ruszamy w kierunku Frankfurtu. Po niecałym kilometrze jestem już po stronie niemieckiej. Od razu znaki prowadzą mnie na Berlin i mam 2 wyjście autostrada i zwykła droga. Z racji tego, że jadę rowerem została mi tylko zwykła drogą o nr 5. Początkowo kieruję się na Muncheberg. Jedzie się dobrze po chwili zauważam, że wzdłuż drogi są ścieżki rowerowe. Wjeżdżam na nią bez większego zawahania:
W Munchebergu robię sobie krótka przerwę na śniadanko. Niestety drogi w mieście wyłożone kostką i przejazd nie należał do miłych. Jednak po krótkiej przerwie wracam na trasę i jadę w kierunku Berlin Ringa:
W miedzy czasie tylko szybka przerwa na załatwienia potrzeby, a i przy okazji zrobienia fotki:
Przejeżdżam 3 pasmową autostradę i po paru km docieram do granic Berlina:
Tutaj droga zamienia się w nierówne płyty. Ścieżka rowerowa jeszcze gorsza więc nie jedzie się tak jak przez cała dotychczasową drogę. Berlina nie znam wcale. Nie byłem w nim nigdy nawet mapy nie miałem. Na szczęście po chwili widzę takie duże znane coś (chyba wieża TV) i jadę w tym kierunku na przemian. Raz drogą rowerową raz ulica. Wybieram zawsze lepszą drogę. Docieram pod wieże, robię fotkę:
Dalej jadę zobaczyć ratusz, który jest zaraz obok:
Tutaj robię przerwę przy jakieś fontannie po czym wsiadam na rower. Krążę błądzę cały czas szukając bramy. W końcu przez przypadek zajeżdżam pod samą bramę:
BERLIN ZDOBYTY!
Dalej kieruję się w stronę gmachu parlamentu:
I podjechałem zobaczyć dworzec:
Koło 12 udaję się w drogę powrotną. Wyjazd z Berlina tak samo jak wjazd mało przyjemny. Koło Berlin Ringa robię szybka przerwę na siku i jadę dalej. Po chwili zauważam, że kończy mi się wodą w bidonach. Niestety sklepu żadnego nie spotkałem,a jak już to markety a z rowerem do takiego nie wejdę. Jednak wpadam na pomysł wjechać na stację benzynową. Kupuję wodę i energetyka płacę 5euro. W Niemczech bardzo dużo mijam elektrowni wiatrowych:
A same ścieżki rowerowe po prostu mistrzostwo świata:
Kellys na niemieckiej ścieżce rowerowej:
I tak sobie można jechać po 20km bez żadnych krawężników czy takich tam utrudniających jazdę. Grubo przed 16 docieram do Polski. Most na Odrze:
Po lewej Niemcy po prawej Polska.
Robię rundę honorową i udaję się do Mariusza. Myję się i lecimy na dalszy ciąg otwarcia toru motocrossowego, gdzie sobie piwkujemy. Tego dnia spać kładziemy się grubo po 12.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień Następny --->
Berlin dzień 1!
Piątek, 8 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami, Berlin 2012
Km: | 200.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:55 | km/h: | 25.35 |
Pr. maks.: | 46.30 | Temperatura: | 25.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Wyjazd zaplanowany z około 2 tygodniowym wyprzedzeniem. Odliczałem każdy dzień do tego wyjazdu. W końcu przyszedł czwartek, dzień w którym Mariusz przyjeżdża do mnie, aby w pt ruszyć w trasę. Niestety po przyjeździe z Poznania, zauważam że mam flaka w przednim kolę. Jedyna myśl, aby zdobyć dętkę w Boże Ciało wieczorem to jakikolwiek kolarz. Przyszedł mi do głowy Jarzynowy. Łapie go na fb i po krótkim czasie jadę do niego. Zabrałem 2 dętki. Wróciłem do domu i już z Mariuszem wymieniamy okazuję się, że dziury nie ma więc tą samą dętkę wsadzamy z powrotem. Pakujemy resztę rzeczy i koło 1 idziemy spać. Rano wstajemy koło 7 wrzucamy resztę niezbędnych rzeczy, w tym rano robione kanapki, i parę min po 8 wyjeżdżamy w trasę. Po chwili przyjeżdża Mateusz, który jechał nas kawałek odprowadzić. Oczywiście nie obyło by się bez fotki:
Jedziemy znaną bardzo dobrze trasę w stronę Buku. Po paru km zaczyna kropić i tak sobie cały czas popaduję. Robiąc zmiany docieramy szybko do trasy Buk- Poznań:
Docieramy szybko do Buku, gdzie Mateusz jedzie do domu. Już w 2 kierujemy się na Nowy Tomyśl. W miedzy czasie przestało padać i nawet na chwilę wyszło słońce:
W Nowym Tomyślu szybka przerwa pod netto na zakupy i lecimy dalej. Cały czas jedziemy na zmianach, gdyż ciężki wiatr nie pozwala nam na spokojną jazdę koło siebie z dobrą prędkością. Po paru km Mariusz łapie laczka. Na szczęście już jest coraz bliżej do Świebodzina, gdzie postanowiliśmy sobie zrobić przerwę śniadanio- obiadową. Podczas, gdy Mariusz łapie laczka ja się bawię aparatem:
Szybko nam poszła naprawa dętki, więc długo nie czekając jedziemy dalej. Po chwili za zakrętu pojawia się coś takiego:
Chciałbym powiedzieć tylko, że jest to droga wojewódzka. Przeprowadziliśmy rowery. Po ruszeniu pojawia nam się wielki pomnik Jezusa:
W samym Świebodzinie wjeżdżamy do Biedronki robimy zakupy i ruszamy pod sam pomnik odpocząć chwilę. Jezus z bliska:
Trasa ze Świebodzina do Słubic do nic innego jak monotonna jazda drogą krajową nr 92. Co chwilą jakiś motel stacja benzynowa czy też burdel. Trasa wjedzie góra dól góra dół. Jedzie się nawet dobrze, gdyż pobocze jest duże i mijające nas tiry nie stwarzają dużego zagrożenia. Jednak wiejący wiatr z rana daje się nam we znaki. Zmęczenie duże średnia niska to pokazuję siłę tego wiatru wiejącego na nas. Na 20 km przed Słubicami zjeżdżamy z głównej drogi, bo dalej idzie tylko autostrada. Tak więc przez okoliczne wioski docieramy do Konowic, gdzie łapie nas deszcz.
W samych Słubicach jedziemy na stadion olimpijski. Mariusz opowiedział mi trochę historii dla zainteresowanych, można sobie poczytać Tu.
Porobiłem trochę zdjęć. Stadion:
oraz miejsce przemowy Hitlera:
Zostałem oprowadzony po Słubicach wjechaliśmy na chwilę do Niemiec. Po czym udaliśmy się do domu rodzinnego Mariusza na ostanie 15 min meczu. Wykapalimy się zjedliśmy pożądny obiad i z piwkiem w ręku koło 22 poszliśmy spać.
Podumowując pierwszy dzień powiem krótko, gdyby nie ten wiatr to bym nie był taki zmęczony :P Dzięki za wspólną jazdę.
Dzień następny --->
Jedziemy znaną bardzo dobrze trasę w stronę Buku. Po paru km zaczyna kropić i tak sobie cały czas popaduję. Robiąc zmiany docieramy szybko do trasy Buk- Poznań:
Docieramy szybko do Buku, gdzie Mateusz jedzie do domu. Już w 2 kierujemy się na Nowy Tomyśl. W miedzy czasie przestało padać i nawet na chwilę wyszło słońce:
W Nowym Tomyślu szybka przerwa pod netto na zakupy i lecimy dalej. Cały czas jedziemy na zmianach, gdyż ciężki wiatr nie pozwala nam na spokojną jazdę koło siebie z dobrą prędkością. Po paru km Mariusz łapie laczka. Na szczęście już jest coraz bliżej do Świebodzina, gdzie postanowiliśmy sobie zrobić przerwę śniadanio- obiadową. Podczas, gdy Mariusz łapie laczka ja się bawię aparatem:
Szybko nam poszła naprawa dętki, więc długo nie czekając jedziemy dalej. Po chwili za zakrętu pojawia się coś takiego:
Chciałbym powiedzieć tylko, że jest to droga wojewódzka. Przeprowadziliśmy rowery. Po ruszeniu pojawia nam się wielki pomnik Jezusa:
W samym Świebodzinie wjeżdżamy do Biedronki robimy zakupy i ruszamy pod sam pomnik odpocząć chwilę. Jezus z bliska:
Trasa ze Świebodzina do Słubic do nic innego jak monotonna jazda drogą krajową nr 92. Co chwilą jakiś motel stacja benzynowa czy też burdel. Trasa wjedzie góra dól góra dół. Jedzie się nawet dobrze, gdyż pobocze jest duże i mijające nas tiry nie stwarzają dużego zagrożenia. Jednak wiejący wiatr z rana daje się nam we znaki. Zmęczenie duże średnia niska to pokazuję siłę tego wiatru wiejącego na nas. Na 20 km przed Słubicami zjeżdżamy z głównej drogi, bo dalej idzie tylko autostrada. Tak więc przez okoliczne wioski docieramy do Konowic, gdzie łapie nas deszcz.
W samych Słubicach jedziemy na stadion olimpijski. Mariusz opowiedział mi trochę historii dla zainteresowanych, można sobie poczytać Tu.
Porobiłem trochę zdjęć. Stadion:
oraz miejsce przemowy Hitlera:
Zostałem oprowadzony po Słubicach wjechaliśmy na chwilę do Niemiec. Po czym udaliśmy się do domu rodzinnego Mariusza na ostanie 15 min meczu. Wykapalimy się zjedliśmy pożądny obiad i z piwkiem w ręku koło 22 poszliśmy spać.
Podumowując pierwszy dzień powiem krótko, gdyby nie ten wiatr to bym nie był taki zmęczony :P Dzięki za wspólną jazdę.
Dzień następny --->
Rozruch przed obiadem
Czwartek, 7 czerwca 2012 | dodano:07.06.2012Kategoria 0-50km
Km: | 40.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 27.91 |
Pr. maks.: | 47.20 | Temperatura: | 20.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Przez przypadek umówiłem się z Mateuszem. Przyjechał po mnie ruszyliśmy przez Chomęcice Konarzewo Trzcielin do Stęszewa. Po drodze cały czas jadąc koło siebie i spokojnie rozmawiając. Z Stęszewa troszkę szybciej. Odbijamy na Rosnówko i do domu. Dałem Mateuszowi książkę i jadę go odprowadzić do Plewisk, gdzie on wraca do domu, a ja Przez Gołuski wracam do siebie.
Teraz idę na obiad :) Trzeba dobrze zjeść przed tym weekendem bo zapowiada się ciekawie :)
Teraz idę na obiad :) Trzeba dobrze zjeść przed tym weekendem bo zapowiada się ciekawie :)
Dzień Dziecka- dzień 3 :)
Sobota, 2 czerwca 2012 | dodano:04.06.2012Kategoria Ze zdjęciami, 0-50km
Km: | 23.63 | Km teren: | 1.00 | Czas: | 01:17 | km/h: | 18.41 |
Pr. maks.: | 43.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Z racji imprezy urodzinowej w dom mojego taty musieliśmy już wracać, a szkoda bo fajnie by było zostać do niedzieli na przykład :) Pogoda też nie była dobra w sumie można powiedzieć zła. Zimno strasznie i wiatr który byśmy mieli cały czas w twarz. Tak więc postanowiliśmy wrócić parę min po 11 jedziemy do skoków na Dworzec. Jesteśmy trochę za wcześnie. Na szczęście dworzec był otwarty i osłonięci od wiatru czekamy sobie na szynobusa. To nasze rumaki:
Parę min przed odjazdem przychodzi pan sprzedający bilety. Zakupiłem bilety i poszliśmy na peron poczkać na nasz pojazd. Udało mi się całkiem ładną fotkę Marcie zrobić:
Niestety nie zrobiłem zdjęcia szynobusa, ale podsyłam link do galerii wujka google to tu --> Galeria :)
Z dworca w poznaniu jadę odprowadzić Martę i pod morderczy porywsity wiatr wracam do domu. Moja prędkość rzadko przekraczała 20km/h :p
Pierwszy wyjazd z Martą z sakwami uważam za udany. Dziękuję! :* mam nadzieję, że uda nam się powtórzyć jeszcze parę razy coś podobnego :)
Parę min przed odjazdem przychodzi pan sprzedający bilety. Zakupiłem bilety i poszliśmy na peron poczkać na nasz pojazd. Udało mi się całkiem ładną fotkę Marcie zrobić:
Niestety nie zrobiłem zdjęcia szynobusa, ale podsyłam link do galerii wujka google to tu --> Galeria :)
Z dworca w poznaniu jadę odprowadzić Martę i pod morderczy porywsity wiatr wracam do domu. Moja prędkość rzadko przekraczała 20km/h :p
Pierwszy wyjazd z Martą z sakwami uważam za udany. Dziękuję! :* mam nadzieję, że uda nam się powtórzyć jeszcze parę razy coś podobnego :)
Dzień Dziecka- dzień 2 :)
Piątek, 1 czerwca 2012 | dodano:04.06.2012Kategoria Ze zdjęciami, 0-50km
Km: | 19.80 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 01:16 | km/h: | 15.63 |
Pr. maks.: | 60.80 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzisiaj pogoda nie rozpieszczała do jazdy. Dodatkowo Martę bolał po wczoraj tyłek. Tak więc od rana gramy w karty, ale ile można grać w karty? Tak więc po południu ruszamy na spacer. Udało mi się zrobić całkiem ładną fotkę:
Chociaż z drugiej strony taka fotka i żadna wielka filozofia. Pewnie taki komentarz bym dostał od ludzi, którzy na prawdę znają się na fotografii.
Dalej idziemy w kierunku krzyżówki, aby zobaczyć tam owce:
Powrót do domu przez las napawał optymizmem, że się trochę rozpogodziło. Nawet słońce wyszło:
Tak więc po powrocie przebieramy się i jedziemy do Budziszewska na lody.
W drodze powrotnej mieliśmy zahaczyć przez jezioro, ale droga która kiedyś z kuzynem jechałem była zbyt wymagająca i pojechaliśmy przez Potrzanowo. Tam przerwa pod sklepem licząc, że nie jest zamknięty. Jednak był, więc dziewczyny jadą do domu, a ja z Kamilem do Skoków do polo market po chipsy na wieczorne granie w karty :)
Tak minął dzień 2. Gdyby była pogoda na pewno byśmy pojechali, gdzieś dalej. Martę bym na pewno na mówił.
Chociaż z drugiej strony taka fotka i żadna wielka filozofia. Pewnie taki komentarz bym dostał od ludzi, którzy na prawdę znają się na fotografii.
Dalej idziemy w kierunku krzyżówki, aby zobaczyć tam owce:
Powrót do domu przez las napawał optymizmem, że się trochę rozpogodziło. Nawet słońce wyszło:
Tak więc po powrocie przebieramy się i jedziemy do Budziszewska na lody.
W drodze powrotnej mieliśmy zahaczyć przez jezioro, ale droga która kiedyś z kuzynem jechałem była zbyt wymagająca i pojechaliśmy przez Potrzanowo. Tam przerwa pod sklepem licząc, że nie jest zamknięty. Jednak był, więc dziewczyny jadą do domu, a ja z Kamilem do Skoków do polo market po chipsy na wieczorne granie w karty :)
Tak minął dzień 2. Gdyby była pogoda na pewno byśmy pojechali, gdzieś dalej. Martę bym na pewno na mówił.
Dzień Dziecka- dzień 1 :)
Czwartek, 31 maja 2012 | dodano:04.06.2012Kategoria Ze zdjęciami, 50-100km
Km: | 79.90 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 04:31 | km/h: | 17.69 |
Pr. maks.: | 43.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Pierwszy wyjazd z sakwami w tym roku. Może dystans nie powala, może ilość dni i czas spędzony nie jest jakiś wielki. Jednak ważne jest fakt, iż udało mi się wyjechać na taki wyjazd z Martą. Sam pomysł narodził się w niedziele jak byliśmy u mojej babci w Budziszewicach. Do głowy przyszedł mi pomysł odwiedzenie kuzynostwa rowerami. Zaproponowałem Marcie taki wyjazd. Początkowo nie była chętna z racji na odległość jaką musieliśmy pokonać, ale w końcu dała się namówić.
W sam dzień wyjazdu jestem u Marty parę minut po 11. Wrzucamy jej rzeczy do sakwy i ruszamy. Początkowo chodnikami przedzieramy przez Poznań. W miedzy czasie Marta wychodzi z propozycją, że robimy przerwy co 10km. Zaskoczyła mnie trochę nie powiem. Jej dotychczasowy rekord to było ok 35 km. Podczas tego wyjazdu miała ponad godzinną przerwę u koleżanki. Tak więc jak było umówione po 10 km stajemy pod skelepem za przejazdem kolejowym.
W sklepie kupujemy po lodzie i drożdżowce. Po niecałych około 10 minutach jedziemy dalej. Dwa podjazdy jakie na tej trasie występują Marta pokonuje bez zatrzymania się. Jedziemy dobrze mi znaną trasą przez Biedrusko. W miedzy czasie Marta bije swój rekord prędkość na jednej z górek. Ruch na tym odcinku też był całkiem spory. Po ponad 20 km robimy drugą przerwę w sklepie w Biedrusku. Tam zakupujemy wodę i całkiem szybko ruszamy w dalszą trasę. Przecinamy Wartę w Promnicach. Przejeżdżamy przez nieczynną obwodnicę Murowanej Gośliny i zatrzymujemy się w biedronce. Tam robię zakupy. Tym razem więcej jedzenia, niż picia w miedzy czasie przychodzi koleżanka Marty. Chwila rozmowy konsumpcji zakupionych pyszności biedronkowych i czas w dalszą drogę. Za Murowaną jest bardzo ładna ścieżka rowerowa którą docieramy do rozwidlenia na Rogoźno i Skoki. My jednak lecimy mniej uczęszczaną drogą na Rogoźno. Po kilku km za Długą Gośliną skręcamy na Łoskoń Stary, gdzie się kończy już asfalt. Robimy sobie przerwę:
Ten odcinek dla Marty był najgorszy w sumie jej się nie dziwie. Piach tarka i kamienie to nie jest sprzyjające podłoże do jazdy po tylu kilometrach. Dojeżdżamy do Budziszewic. I na krzyżówce podejmujemy decyzję, że jedziemy po moje kuzynostwo, które właśnie wraca ze szkoły. Idealnie można rzecz czasowo się zgraliśmy. W czwórkę jedziemy już do domu:
Po przybyciu i zjedzeniu czegoś konkretnego poszedłem rozbić namiot w celu sprawdzenia w jakim jest stanie. Ostatni raz był używany podczas wyprawy na Hel z zeszłym roku. Nie jest najgorzej:
Potem poszliśmy na spacer. W miedzy czasie urodził się pomysł, aby pojechać na pizzę. Jednak Marta miała dość roweru na dziś i Patrycji też się nie chciało, więc pojechałem po nią sam z kuzynem. Udało mi się dowieź ją całą i zdrową:
Tak właśnie minął dzień pierwszy. Gratulacje dla Marty, w końcu zrobiła ponad 45km z czasem rzeczywistym około 4h :) Jestem z niej naprawdę dumny. Jeśli nie zniechęci się będą z niej ,,ludzie" no bardziej rowerzyści :P
W sam dzień wyjazdu jestem u Marty parę minut po 11. Wrzucamy jej rzeczy do sakwy i ruszamy. Początkowo chodnikami przedzieramy przez Poznań. W miedzy czasie Marta wychodzi z propozycją, że robimy przerwy co 10km. Zaskoczyła mnie trochę nie powiem. Jej dotychczasowy rekord to było ok 35 km. Podczas tego wyjazdu miała ponad godzinną przerwę u koleżanki. Tak więc jak było umówione po 10 km stajemy pod skelepem za przejazdem kolejowym.
W sklepie kupujemy po lodzie i drożdżowce. Po niecałych około 10 minutach jedziemy dalej. Dwa podjazdy jakie na tej trasie występują Marta pokonuje bez zatrzymania się. Jedziemy dobrze mi znaną trasą przez Biedrusko. W miedzy czasie Marta bije swój rekord prędkość na jednej z górek. Ruch na tym odcinku też był całkiem spory. Po ponad 20 km robimy drugą przerwę w sklepie w Biedrusku. Tam zakupujemy wodę i całkiem szybko ruszamy w dalszą trasę. Przecinamy Wartę w Promnicach. Przejeżdżamy przez nieczynną obwodnicę Murowanej Gośliny i zatrzymujemy się w biedronce. Tam robię zakupy. Tym razem więcej jedzenia, niż picia w miedzy czasie przychodzi koleżanka Marty. Chwila rozmowy konsumpcji zakupionych pyszności biedronkowych i czas w dalszą drogę. Za Murowaną jest bardzo ładna ścieżka rowerowa którą docieramy do rozwidlenia na Rogoźno i Skoki. My jednak lecimy mniej uczęszczaną drogą na Rogoźno. Po kilku km za Długą Gośliną skręcamy na Łoskoń Stary, gdzie się kończy już asfalt. Robimy sobie przerwę:
Ten odcinek dla Marty był najgorszy w sumie jej się nie dziwie. Piach tarka i kamienie to nie jest sprzyjające podłoże do jazdy po tylu kilometrach. Dojeżdżamy do Budziszewic. I na krzyżówce podejmujemy decyzję, że jedziemy po moje kuzynostwo, które właśnie wraca ze szkoły. Idealnie można rzecz czasowo się zgraliśmy. W czwórkę jedziemy już do domu:
Po przybyciu i zjedzeniu czegoś konkretnego poszedłem rozbić namiot w celu sprawdzenia w jakim jest stanie. Ostatni raz był używany podczas wyprawy na Hel z zeszłym roku. Nie jest najgorzej:
Potem poszliśmy na spacer. W miedzy czasie urodził się pomysł, aby pojechać na pizzę. Jednak Marta miała dość roweru na dziś i Patrycji też się nie chciało, więc pojechałem po nią sam z kuzynem. Udało mi się dowieź ją całą i zdrową:
Tak właśnie minął dzień pierwszy. Gratulacje dla Marty, w końcu zrobiła ponad 45km z czasem rzeczywistym około 4h :) Jestem z niej naprawdę dumny. Jeśli nie zniechęci się będą z niej ,,ludzie" no bardziej rowerzyści :P
Do Poznania
Środa, 30 maja 2012 | dodano:30.05.2012Kategoria 0-50km
Km: | 26.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:04 | km/h: | 25.12 |
Pr. maks.: | 43.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Jak w tytule :)
Buk wita !
Środa, 30 maja 2012 | dodano:30.05.2012Kategoria 50-100km
Km: | 50.90 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:34 | km/h: | 32.49 |
Pr. maks.: | 43.30 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Miałem dzisiaj się wybrać w jakąś dalszą trasę od rańca, ale jakoś mi się nie chciało dopiero koło 13.30 wsiadam na szosę i jadę do Buku. Tam chwilę pogadałem z Dawidem zjadłem troszkę pomidorówki i wypiłem kompotu za co dziękuję i pojechałem do domu.
Do Poznania
Wtorek, 29 maja 2012 | dodano:29.05.2012Kategoria 0-50km
Km: | 28.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:10 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzisiaj zamontowałem sakwy wrzuciłem tam parę rzeczy i koło 20 pojechałem się przejechać do Poznania. Posiedziałem chwilę u Marty pojechałem później do Szczesia. Spotkałem się ze znajomymi i koło 23 ruszyłem do domu.
Licznik mi nie dział dane wspinane mniej więcej na oko.
Licznik mi nie dział dane wspinane mniej więcej na oko.