Wpisy archiwalne w kategorii
50-100km
Dystans całkowity: | 7053.26 km (w terenie 827.40 km; 11.73%) |
Czas w ruchu: | 335:27 |
Średnia prędkość: | 20.46 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.66 km/h |
Suma podjazdów: | 9077 m |
Maks. tętno maksymalne: | 183 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 152 (74 %) |
Liczba aktywności: | 101 |
Średnio na aktywność: | 69.83 km i 3h 25m |
Więcej statystyk |
Weekend na wsi dzień 1.
Piątek, 4 lipca 2014 | dodano:15.07.2014Kategoria 50-100km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 56.20 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 02:58 | km/h: | 18.94 |
Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Po zakończonej sesji nie koniecznie udanej ruszam z moją kochaną na weekend do mojej babci. Zaraz po ostatnim zaliczeniu jedziemy do mnie pakujemy resztę rzeczy i koło 13 ruszamy w drogę. Jedziemy przez Poznań, gdzie wjeżdżamy do dwóch sklepów szukając szosy dla mnie, niestety nie skutecznie. Dalej kierujemy się w stronę ul. Niestachowskiej. Ciężko było jechać tutaj rowerami, ale daliśmy radę:
Dostajemy się do trasy na Oborniki. W tym korku jedziemy kilka kilometrów. Zjeżdżamy do biedronki. Ja idę kupić coś do picia. Marta pilnuje rowerów. Po przyjściu patrzę, że ma flaka z przodu. Przeżyliśmy chwilę grozy jak się okazało, że jej koło jest mocowane na śrubę, a nie na szybko-zamykacz. Całe szczęście znalazłem klucze w swoim nie zawodnym zestawie. Szybka naprawa i jedziemy dalej. Jedziemy moją ulubioną trasą przez Biedrusko. Ma ona jeden duży minus. Występuję tam duży ruch samochodowy...
Do Murowanej Gośliny jedziemy bez przerw. Dopiero tam zatrzymujemy się na loda włoskiego i zimne picie. Upał doskwierał. Ostatni kawałek to jazda przez Długą Goślinę. Ruch zdecydowanie mniejszy, jedzie się przyjemniej.
Po pewnym dystansie odbijamy w prawo wjeżdżamy do cienia. Droga zamienia się w gruntową, po chwili zaczyna się duża ilość piasku. Na moich opnkach 1.6 bez bieżnika jedzie się ciężko, ale daje radę. Parę kilometrów przed miejscem docelowym zaczyna się asfalt. Na miejscu rozbijamy namiot:
Mam możliwość przejechania się traktorem:
Wieczorem to była kolacja odpoczynek oglądanie mundialu. Po 24 kładziemy się spać.
Dostajemy się do trasy na Oborniki. W tym korku jedziemy kilka kilometrów. Zjeżdżamy do biedronki. Ja idę kupić coś do picia. Marta pilnuje rowerów. Po przyjściu patrzę, że ma flaka z przodu. Przeżyliśmy chwilę grozy jak się okazało, że jej koło jest mocowane na śrubę, a nie na szybko-zamykacz. Całe szczęście znalazłem klucze w swoim nie zawodnym zestawie. Szybka naprawa i jedziemy dalej. Jedziemy moją ulubioną trasą przez Biedrusko. Ma ona jeden duży minus. Występuję tam duży ruch samochodowy...
Do Murowanej Gośliny jedziemy bez przerw. Dopiero tam zatrzymujemy się na loda włoskiego i zimne picie. Upał doskwierał. Ostatni kawałek to jazda przez Długą Goślinę. Ruch zdecydowanie mniejszy, jedzie się przyjemniej.
Po pewnym dystansie odbijamy w prawo wjeżdżamy do cienia. Droga zamienia się w gruntową, po chwili zaczyna się duża ilość piasku. Na moich opnkach 1.6 bez bieżnika jedzie się ciężko, ale daje radę. Parę kilometrów przed miejscem docelowym zaczyna się asfalt. Na miejscu rozbijamy namiot:
Mam możliwość przejechania się traktorem:
Wieczorem to była kolacja odpoczynek oglądanie mundialu. Po 24 kładziemy się spać.
Niedzielnie!
Poniedziałek, 16 czerwca 2014 | dodano:16.06.2014Kategoria 50-100km, Z moją piękną!
Km: | 69.64 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 03:20 | km/h: | 20.89 |
Pr. maks.: | 45.40 | Temperatura: | 22.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Pierwszy raz od 10 sierpnia zeszłego roku wyjechałem na mojego magica. Wcześniej była to głównie szosa, czasami pożyczałem MTB od brata. Problem tkwi w rozwalonej piascie. Teraz mam dylemat czy kupić nowe koło, czy też samą piastę. Na razie pożyczyłem koło od brata i na moim kochanym rowerku z bagażnikiem i dwoma sakwami ruszam do Marty. Byłem u niej kilka min przed 12. Z sakw wyciągam rzeczy na przepranie i na 12.30 idziemy do kościoła. Trafiliśmy na mszę odpustową która trwała ponad 1.5 :)Po 14 jemy obiad i wsiadamy na nasze rumaki aby pojechać na cytadele w celu pooglądania zawodów z psami. Siedzimy chwilkę robimy kółko i jedziemy na drugie kółko na Maltę. Nie da się tam jeździć w niedziele. Nie będę już w ogóle tego komentował... Po jednym okrążeniu ruszamy na ul. Kościelną na najlepsze lody w Poznaniu. Po ich zjedzeniu kierujemy się w stronę rusałki tam też jedno kółko i wzdłuż Bułgarskiej drogą rowerową docieramy na Kopernika. Przejazd przez Kopaninę, przerwa na ul. Ostatniej przy żabce na hoop-coole miętową:) Jak ktoś lubi mięte to polecam. Jeszcze parę km i jesteśmy pod domem Marty. Chwilę rozmawiamy, dostaję obiecanego sernika i jadę do domu :)
Dziękuję za fajny wyjazd po mieście kochanie! Nasze wakacje będą suuuper! :)
p.s. zapomniałem karty pamięci do aparatu dlatego nie ma zdjęć :(
Dziękuję za fajny wyjazd po mieście kochanie! Nasze wakacje będą suuuper! :)
p.s. zapomniałem karty pamięci do aparatu dlatego nie ma zdjęć :(
Szosowa pętla.
Środa, 26 lutego 2014 | dodano:11.03.2014Kategoria 50-100km
Km: | 57.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:56 | km/h: | 29.74 |
Pr. maks.: | 41.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 159m | Rower: |
Kto by pomyślał, że w lutym będziemy jeździć na szosie. Dzisiaj dzwoni do mnie Mateusz i pyta czy jestem chętny na rower. Czemu by nie. Przyjeżdża po mnie. Początkowo mieliśmy robić rundki po okolicznych wioskach. Jednak postanowiliśmy ruszyć dzisiaj dalej. Wybór pada na Buk. Początkowo jedziemy koło siebie dyskutując na DW już jedziemy po zmianach, aż do samego Buku. Tam przerwa na pepsi i batonika. Z powrotem wracam przez Stęszew z jedną przerwą na siku :) Mieliśmy jechać przez Mosinę, ale musiałem iść do pracy więc odbijamy na DK 5 w stronę Poznania. Zjeżdżamy na Walerianowo. Jadę Jarzyna odprowadzić do Komornik i jadę do domu :)
Szosowo tak na jesień :)
Środa, 30 października 2013 | dodano:05.11.2013Kategoria Ze zdjęciami, 50-100km
Km: | 96.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:53 | km/h: | 24.77 |
Pr. maks.: | 55.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Naprawdę nie wiem kiedy taka sytuacja miała ostatnio miejsce. UWAGA! Poszedłem z Mateuszem na rower. Kiedyś to były czasy, po 2 razy w tygodniu wychodziliśmy na rower. Teraz jest inaczej na prawdę ciężko ustalić wspólny dzień, aby była pogoda i czas. W końcu się udało. Ja mam dzień wolny Mateusz ma dzień wolny, i nie liczyć wiatru, dużego wiatru, to pogoda też była dobra.
Umawiam się ze Szczesiem koło 11.30 w Wirach. Udaję mi się nie spóźnić i to ja chwilę czekam. Razem już kręcimy w kierunku Niwki, łamiemy szybko przepis i lecimy dalej na Puszczykowo. Tutaj zatrzymujemy się na przejeździe. Słoneczko ładnie pokazuję swoją moc:
Jedziemy dobrze znaną nam trasą przez Rogalinek. Za Rogalinem odbijamy w prawo na Śrem. Ta trasa kojarzy nam się z nocnych powrotów z masy oraz zimowych wypraw do Tomasza. Przed samym Śremem przerwa na siku. Trochę słoneczko nam zaszło:
Dojeżdżamy do Śremu. Przerwa na ryneczku obowiązkowa. Robię zakupy w pobliskim sklepie. Trzeba się posilić przed zbliżającą się walką z wiatrem. Oczywiście zdjęcie na rynku:
Ruszamy w kierunku Czempinia. Totalnie pod wiatr, jedzie się naprawdę ciężko. Słoneczko jednak daje radę i nam ładnie przygrzewa na długich prostych:
W Czempiniu robimy upragnioną przerwę. Ja lecę do biedronki po małe zakupy i coś do picia. Potem chwila rozmowy i gotowi do drogi ruszamy dalej.
Dojeżdżamy do Głuchowa. Jednak nie do mojego. Wjeżdżamy dopiero na DK 5 wiatr już nam tak nie przeszkadza. Słońce chyli się ku zachodowi naprawdę lubię takie widoki:
Kilka kilometrów Krajówką. Kilka-set metrów zakazem. Kilka dziesiąt metrów za tirem i docieramy do Rosnówka. Spokojnie jadać koło Ciebie dojeżdżamy do Komornik gdzie się rozdzielamy. Dojechałem do domu. Pierwszy raz zmarzły mi trochę nogi. Byłem zmęczony, ale pyszne spaghetti zrekompensowało dzisiejszy trud dnia:
Dzięki Mateusz, że udało nam się razem wyjechać mam nadzieję na powtórkę :)
Umawiam się ze Szczesiem koło 11.30 w Wirach. Udaję mi się nie spóźnić i to ja chwilę czekam. Razem już kręcimy w kierunku Niwki, łamiemy szybko przepis i lecimy dalej na Puszczykowo. Tutaj zatrzymujemy się na przejeździe. Słoneczko ładnie pokazuję swoją moc:
Jedziemy dobrze znaną nam trasą przez Rogalinek. Za Rogalinem odbijamy w prawo na Śrem. Ta trasa kojarzy nam się z nocnych powrotów z masy oraz zimowych wypraw do Tomasza. Przed samym Śremem przerwa na siku. Trochę słoneczko nam zaszło:
Dojeżdżamy do Śremu. Przerwa na ryneczku obowiązkowa. Robię zakupy w pobliskim sklepie. Trzeba się posilić przed zbliżającą się walką z wiatrem. Oczywiście zdjęcie na rynku:
Ruszamy w kierunku Czempinia. Totalnie pod wiatr, jedzie się naprawdę ciężko. Słoneczko jednak daje radę i nam ładnie przygrzewa na długich prostych:
W Czempiniu robimy upragnioną przerwę. Ja lecę do biedronki po małe zakupy i coś do picia. Potem chwila rozmowy i gotowi do drogi ruszamy dalej.
Dojeżdżamy do Głuchowa. Jednak nie do mojego. Wjeżdżamy dopiero na DK 5 wiatr już nam tak nie przeszkadza. Słońce chyli się ku zachodowi naprawdę lubię takie widoki:
Kilka kilometrów Krajówką. Kilka-set metrów zakazem. Kilka dziesiąt metrów za tirem i docieramy do Rosnówka. Spokojnie jadać koło Ciebie dojeżdżamy do Komornik gdzie się rozdzielamy. Dojechałem do domu. Pierwszy raz zmarzły mi trochę nogi. Byłem zmęczony, ale pyszne spaghetti zrekompensowało dzisiejszy trud dnia:
Dzięki Mateusz, że udało nam się razem wyjechać mam nadzieję na powtórkę :)
Szosowo.
Niedziela, 1 września 2013 | dodano:06.09.2013Kategoria 50-100km
Km: | 76.04 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:36 | km/h: | 29.25 |
Pr. maks.: | 59.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Miałem jechać z na dłuższą wycieczkę z Chwastem. Jednak w sobotę dzwoni do mnie Mateusz z pytaniem o wyjście na rower. Ja bardzo chętnie. Namówiłem Chwasta aby przyjechał z Witkowa do mnie później pojechaliśmy się przejechać po okolicznych wioskach z Mateuszem jego tatą i Adamem. Tempo było zabójcze. Dużo treningów przede mną! Po krótkie przejażdżce wjeżdżamy do mnie oglądamy zdjęcia z wyprawy i jadę odwieź Chwasta do Poznania. W drodze powrotnej wstępuję do mojej ukochanej! :)
Amber Road, czyli
Niedziela, 25 sierpnia 2013 | dodano:10.09.2013Kategoria 50-100km, Ze zdjęciami, Maratony
Km: | 95.91 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 33.85 |
Pr. maks.: | 49.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
mój pierwszy maraton rowerowy. Oczywiście w którym brałem udział jako zawodnik. Było to tak:
Pewnego dnia zadzwonił do mnie Jarzynowy z propozycją udziału w maratonie. Zgodziłem się. Temat ucichł. Parę dni przed samym maratonem udajemy się na wspólne 2 treningi. W samą niedzielę przyjeżdża mój team. Ruszamy do Gostynia. Ubieramy się w ciuchy przygotowujemy rowery i jedziemy na mały trening. W miedzy czasie już pierwsze piątki ruszają. W końcu udajemy się na start:
Ruszamy najpierw pierwsze 2 km spokojnego przejazdu później czekam na odpowiedni start i ruszamy z kopyta. Pierwsze 35km to jazda pod wiatr. Jechaliśmy koło 38-40km/h. Zmęczyłem się strasznie. Czekałem na dystans gdzie będzie z górki. Zostałem nawet przyłapany na trasie:
Zaczęło się z wiatrem ale prędkość podrosła prawie o 10km/h. Po kilku km przestałem w ogóle dawać zmiany. Trzymałem się z tyłu żeby jak najbliżej do mety dojechać. Prędkość cały czas ponad 45km/h. Jedynie na zakrętach wolniej. Było ciężko momentami bardzo ciężko nawet utrzymać mi się na kole. Przyszedł 73km trasy. Odpuściłem. Zjadłem coś na spokojnie i jechałem swoim tempem do mety. Niestety na 84km łapią mnie skurcze w lewym udzie. Muszę się na chwilę zatrzymać. Kilka osób mnie mija. Pytają czy coś pomóc. W końcu się zbieram i jadę powoli do mety. Nazbierałem trochę sił i sam koniec dałem z siebie wszystko:
Po przebraniu się. Poszliśmy zjeść kiełbasę i wypić piwo. Zajęliśmy 25 miejsce na 53 drużyny :) w Przyszłym roku pomyślę o częstszym udziale w takich imprezach.
Dzięki panowie!
Pewnego dnia zadzwonił do mnie Jarzynowy z propozycją udziału w maratonie. Zgodziłem się. Temat ucichł. Parę dni przed samym maratonem udajemy się na wspólne 2 treningi. W samą niedzielę przyjeżdża mój team. Ruszamy do Gostynia. Ubieramy się w ciuchy przygotowujemy rowery i jedziemy na mały trening. W miedzy czasie już pierwsze piątki ruszają. W końcu udajemy się na start:
Ruszamy najpierw pierwsze 2 km spokojnego przejazdu później czekam na odpowiedni start i ruszamy z kopyta. Pierwsze 35km to jazda pod wiatr. Jechaliśmy koło 38-40km/h. Zmęczyłem się strasznie. Czekałem na dystans gdzie będzie z górki. Zostałem nawet przyłapany na trasie:
Zaczęło się z wiatrem ale prędkość podrosła prawie o 10km/h. Po kilku km przestałem w ogóle dawać zmiany. Trzymałem się z tyłu żeby jak najbliżej do mety dojechać. Prędkość cały czas ponad 45km/h. Jedynie na zakrętach wolniej. Było ciężko momentami bardzo ciężko nawet utrzymać mi się na kole. Przyszedł 73km trasy. Odpuściłem. Zjadłem coś na spokojnie i jechałem swoim tempem do mety. Niestety na 84km łapią mnie skurcze w lewym udzie. Muszę się na chwilę zatrzymać. Kilka osób mnie mija. Pytają czy coś pomóc. W końcu się zbieram i jadę powoli do mety. Nazbierałem trochę sił i sam koniec dałem z siebie wszystko:
Po przebraniu się. Poszliśmy zjeść kiełbasę i wypić piwo. Zajęliśmy 25 miejsce na 53 drużyny :) w Przyszłym roku pomyślę o częstszym udziale w takich imprezach.
Dzięki panowie!
Mazury 2013 dzień piąty.
Sobota, 10 sierpnia 2013 | dodano:12.09.2013Kategoria 50-100km, Mazury 2013, z Anią, Ze zdjęciami, Z moją piękną!
Km: | 69.33 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:15 | km/h: | 16.31 |
Pr. maks.: | 43.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Nadszedł dzień piąty. Niestety wita nas całkowicie zachmurzonym niebem. Zwijamy namiot i ruszamy do Świętej Lipki:
Tam też robimy śniadanie na przystanku. W miedzy czasie zaczyna padać. Przyjmujemy pod ,,nasz dach" parę sakwiarzy jadących do Giżycka na zlot. Chwila rozmowy, może w przyszłym roku się wybierzemy. Postanawiamy, że nie zależnie od pogody za 20 min ruszamy. Akurat przestało padać. Jednak już po kilku km deszcz do nas wraca. I to nie byle jaki:
Jedziemy tak do Biskupca w tym deszczu czasami nawet w ulewie. Postanawiamy skrócić nasz wyjazd o jeden dzień i chcemy w tym mieście wsiąść do pociągu byle jakiego, byle bliżej domu. Okazuję się, że tory tam są stacja PKP też ale pociąg tam nie jeździ... Miły pan który prowadził sklep z oknami przy dworcu poinformował nas o stacji PKP w Czerwonce (6km dalej). Z racji na duży czas do odjazdu pociągu grzejemy się na ,,opuszczonym" dworcu. Po kilkudziesięciu minutach ruszamy do Czerwonki:
Tam wjeżdżamy do sklepu kupujemy sobie chipsy i piwko i czekam na przyjazd pociągu:
Niestety mieliśmy mieć 3 przesiadki zanim dojedziemy do Poznania. W Olsztynie, w Iławie oraz w Tczewie. Nagle zamyka się przejazd przed stacją już ma nadjeżdżać nasz pociąg, a my słyszymy, że jest opóźniony o 20min... Jednak jakiś pociąg nadjeżdża. Pospieszny, patrzymy on się zatrzymuje. Na rozpisce jest Tczew. Postanawiamy wejść do pociągu. Nie ma większych problemów jedynie bilety musimy kupić z poprzedniej stacji. Suma sumarów i tak nam pani sprzedaje z Olsztyna-Zachodniego. Nie może nam sprzedać z Tczewa do Poznania do nie mam miejsc... No nic ale przynajmniej jedziemy do Tczewa:
Na samym dworcu też nam nie sprzedają biletów. Następny pociąg o 5.53 rano. Próbujemy się jednak wbić do pociągu w którym nie ma miejsc. Tak jak myśleliśmy nic z tego czeka nas noc na dworcu. Zanim jeszcze to nastąpiło poszedłem z Martą po kebaby i zwiedzić miasteczko:
Później poszliśmy spać:
Jakiś SOKista próbował się dowalić, że nie ma leżenia. Typowy służbista. Jednak jego kolega był w porządku i go odciągnął. Tak mija noc nastaję ranek dnia następnego. Oczywiście problemy z wejściem do pociągu. Jednak zanim konduktor zaczął się sadzić ja już byłem z rower w pociągu. Oczywiście chciał nas wyrzucić, jednak się nie dałem. Stwierdził że za długo zatrzymujemy pociąg i pozwolił reszcie wejść. Układamy rowery i spokojnie jedziemy do domu. W Bydgoszczy wsiada pełno ludzi było trzeba zmienić przedział. Jednak po kilku godzinach docieramy do Poznania:
Zadowoleni wracamy do domów. Dziewczyny wchodzą do mnie na śniadanie. Uświadamiam im, że gdybyśmy nie weszli wtedy do pociągu to teraz byśmy wchodzili do następnego.
Dzięki wam wszystkim za bardzo fajnie spędzone 5 dni. Mam nadzieje, że w przyszłym roku uda nam się na te kilka dni również wyjechać! :)
Tam też robimy śniadanie na przystanku. W miedzy czasie zaczyna padać. Przyjmujemy pod ,,nasz dach" parę sakwiarzy jadących do Giżycka na zlot. Chwila rozmowy, może w przyszłym roku się wybierzemy. Postanawiamy, że nie zależnie od pogody za 20 min ruszamy. Akurat przestało padać. Jednak już po kilku km deszcz do nas wraca. I to nie byle jaki:
Jedziemy tak do Biskupca w tym deszczu czasami nawet w ulewie. Postanawiamy skrócić nasz wyjazd o jeden dzień i chcemy w tym mieście wsiąść do pociągu byle jakiego, byle bliżej domu. Okazuję się, że tory tam są stacja PKP też ale pociąg tam nie jeździ... Miły pan który prowadził sklep z oknami przy dworcu poinformował nas o stacji PKP w Czerwonce (6km dalej). Z racji na duży czas do odjazdu pociągu grzejemy się na ,,opuszczonym" dworcu. Po kilkudziesięciu minutach ruszamy do Czerwonki:
Tam wjeżdżamy do sklepu kupujemy sobie chipsy i piwko i czekam na przyjazd pociągu:
Niestety mieliśmy mieć 3 przesiadki zanim dojedziemy do Poznania. W Olsztynie, w Iławie oraz w Tczewie. Nagle zamyka się przejazd przed stacją już ma nadjeżdżać nasz pociąg, a my słyszymy, że jest opóźniony o 20min... Jednak jakiś pociąg nadjeżdża. Pospieszny, patrzymy on się zatrzymuje. Na rozpisce jest Tczew. Postanawiamy wejść do pociągu. Nie ma większych problemów jedynie bilety musimy kupić z poprzedniej stacji. Suma sumarów i tak nam pani sprzedaje z Olsztyna-Zachodniego. Nie może nam sprzedać z Tczewa do Poznania do nie mam miejsc... No nic ale przynajmniej jedziemy do Tczewa:
Na samym dworcu też nam nie sprzedają biletów. Następny pociąg o 5.53 rano. Próbujemy się jednak wbić do pociągu w którym nie ma miejsc. Tak jak myśleliśmy nic z tego czeka nas noc na dworcu. Zanim jeszcze to nastąpiło poszedłem z Martą po kebaby i zwiedzić miasteczko:
Później poszliśmy spać:
Jakiś SOKista próbował się dowalić, że nie ma leżenia. Typowy służbista. Jednak jego kolega był w porządku i go odciągnął. Tak mija noc nastaję ranek dnia następnego. Oczywiście problemy z wejściem do pociągu. Jednak zanim konduktor zaczął się sadzić ja już byłem z rower w pociągu. Oczywiście chciał nas wyrzucić, jednak się nie dałem. Stwierdził że za długo zatrzymujemy pociąg i pozwolił reszcie wejść. Układamy rowery i spokojnie jedziemy do domu. W Bydgoszczy wsiada pełno ludzi było trzeba zmienić przedział. Jednak po kilku godzinach docieramy do Poznania:
Zadowoleni wracamy do domów. Dziewczyny wchodzą do mnie na śniadanie. Uświadamiam im, że gdybyśmy nie weszli wtedy do pociągu to teraz byśmy wchodzili do następnego.
Dzięki wam wszystkim za bardzo fajnie spędzone 5 dni. Mam nadzieje, że w przyszłym roku uda nam się na te kilka dni również wyjechać! :)
Mazury 2013 dzień czwarty.
Piątek, 9 sierpnia 2013 | dodano:12.09.2013Kategoria 50-100km, Mazury 2013, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 63.42 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 03:43 | km/h: | 17.06 |
Pr. maks.: | 51.30 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W nocy trochę popadało rano wisi parę chmur nad nami. My zwijamy nasze namioty:
Wjeżdżamy z powrotem na DK i docieramy do Giżycka, gdzie stoimy na przejeździe:
W samym mieście zwiedzamy zabytkową wieżę ciśnień:
Wchodzimy do sklepu jedziemy zobaczyć most obrotowy który był obecnie nie przejezdny:
Jedziemy przez przejazd kolejowy gdzie mamy okazję zrobić sobie wspólne zdjęcie. Oto nasza cała czwórka:
Dalej Twierdza Boyen:
I uciekamy z miasta. Wjeżdżamy na DW. Jednak tam też jest duży ruch więc postanawiamy jechać szlakiem rowerowym. Droga taka sobie, trochę dziur ale póki co asfalt. Widać tutaj zniszczenia po wczorajszej burzy. Mieliśmy dużo szczęścia:
Docieramy do większej wioski gdzie robimy przerwę na kąpiel. Dzisiaj już tak ciepło nie było, ale wykąpaliśmy się. Oczywiście nie zabrakło chwili dla zimnego Żubra. Za wioską asfalt się skończył, jedziemy polnymi drogami:
Tutaj trochę pobłądziliśmy wyjechaliśmy nie w tej wiosce co chcieliśmy. Jednak zapytaliśmy o drogę i już kierujemy się w kierunku Kętrzyna. Po drodze mijamy ładny wiatrak:
W Kętrzynie zakupy na kolację. I ruszamy dalej w kierunku Świętej Lipki. Jednak słońce już zaszło:
Kilka km dalej znajdujemy miejsce na nocleg. Dzisiaj na kolację szef kuchni poleca kiełbasę smażoną z cebulką oraz makaron:)
Wjeżdżamy z powrotem na DK i docieramy do Giżycka, gdzie stoimy na przejeździe:
W samym mieście zwiedzamy zabytkową wieżę ciśnień:
Wchodzimy do sklepu jedziemy zobaczyć most obrotowy który był obecnie nie przejezdny:
Jedziemy przez przejazd kolejowy gdzie mamy okazję zrobić sobie wspólne zdjęcie. Oto nasza cała czwórka:
Dalej Twierdza Boyen:
I uciekamy z miasta. Wjeżdżamy na DW. Jednak tam też jest duży ruch więc postanawiamy jechać szlakiem rowerowym. Droga taka sobie, trochę dziur ale póki co asfalt. Widać tutaj zniszczenia po wczorajszej burzy. Mieliśmy dużo szczęścia:
Docieramy do większej wioski gdzie robimy przerwę na kąpiel. Dzisiaj już tak ciepło nie było, ale wykąpaliśmy się. Oczywiście nie zabrakło chwili dla zimnego Żubra. Za wioską asfalt się skończył, jedziemy polnymi drogami:
Tutaj trochę pobłądziliśmy wyjechaliśmy nie w tej wiosce co chcieliśmy. Jednak zapytaliśmy o drogę i już kierujemy się w kierunku Kętrzyna. Po drodze mijamy ładny wiatrak:
W Kętrzynie zakupy na kolację. I ruszamy dalej w kierunku Świętej Lipki. Jednak słońce już zaszło:
Kilka km dalej znajdujemy miejsce na nocleg. Dzisiaj na kolację szef kuchni poleca kiełbasę smażoną z cebulką oraz makaron:)
Mazury 2013 dzień trzeci.
Czwartek, 8 sierpnia 2013 | dodano:12.09.2013Kategoria 50-100km, Mazury 2013, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 63.69 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 03:43 | km/h: | 17.14 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Wstajemy rano nie za wcześnie nie za późno, tak w sam raz. Słoneczko świeci pełną parą, nasze namioty zaraz powędrowały na słońce aby się suszyć:
Jemy śniadanie na łące, widzimy jeżdżące traktory. W pewnej chwili nadjeżdża jeden. Ciekawi jesteśmy czy nas opierniczy czy co w końcu to jego pole. To są jego słowa: ,,spać można wszędzie byle by śmieci nie zostawiać". Akurat z tym problemu nie było bo my nigdzie śmieci nie zostawiamy :) Zwinęliśmy do końca nasz biwak i ruszamy znowu polnymi drogami:
Trochę zabłądziliśmy, trafiamy do biedronki na lodzika i zakupy wody. Wracamy tą samą drogą aby dojechać do j.Śniardwy. Jeden z cięższych odcinków tego wyjazdu. Piach kamienie i jeszcze trochę pod górkę. Widać było, że wszyscy czekali nad plażą obiecaną. W końcu docieramy. Niestety zapomnieliśmy zrobić jakiegokolwiek zdjęcia. Idziemy się kąpać pijemy piwko jemy 2 śniadanie i ruszamy dalej. Zdjęcie jeziorka z dala (jak mi się przypomniało):
Wjeżdżamy na DK 16. Dojeżdżamy do Orzysza, takie widoki można często tam zauważyć:
W mieście robimy zakupy na kolację i ruszamy w stronę Giżycka. W połowie miedzy Orzyszem, a Giżyckiem robimy przerwę na zakup wody. Jedziemy dalej szukać miejsca na nocleg:
Moje czujne oko wyczaiło dobre miejsce na spanie. Rozbijamy namioty robimy kolację i wsłuchujemy się w grzmoty które sieją pogrom na niebie. Dzisiaj na kolacje mamy makaron jajecznicę oraz ogórka konserwowego:
Pogaduchy wieczorne miedzy namiotowe piwko i idziemy spać :)
Jemy śniadanie na łące, widzimy jeżdżące traktory. W pewnej chwili nadjeżdża jeden. Ciekawi jesteśmy czy nas opierniczy czy co w końcu to jego pole. To są jego słowa: ,,spać można wszędzie byle by śmieci nie zostawiać". Akurat z tym problemu nie było bo my nigdzie śmieci nie zostawiamy :) Zwinęliśmy do końca nasz biwak i ruszamy znowu polnymi drogami:
Trochę zabłądziliśmy, trafiamy do biedronki na lodzika i zakupy wody. Wracamy tą samą drogą aby dojechać do j.Śniardwy. Jeden z cięższych odcinków tego wyjazdu. Piach kamienie i jeszcze trochę pod górkę. Widać było, że wszyscy czekali nad plażą obiecaną. W końcu docieramy. Niestety zapomnieliśmy zrobić jakiegokolwiek zdjęcia. Idziemy się kąpać pijemy piwko jemy 2 śniadanie i ruszamy dalej. Zdjęcie jeziorka z dala (jak mi się przypomniało):
Wjeżdżamy na DK 16. Dojeżdżamy do Orzysza, takie widoki można często tam zauważyć:
W mieście robimy zakupy na kolację i ruszamy w stronę Giżycka. W połowie miedzy Orzyszem, a Giżyckiem robimy przerwę na zakup wody. Jedziemy dalej szukać miejsca na nocleg:
Moje czujne oko wyczaiło dobre miejsce na spanie. Rozbijamy namioty robimy kolację i wsłuchujemy się w grzmoty które sieją pogrom na niebie. Dzisiaj na kolacje mamy makaron jajecznicę oraz ogórka konserwowego:
Pogaduchy wieczorne miedzy namiotowe piwko i idziemy spać :)
Mazury 2013 dzień drugi.
Środa, 7 sierpnia 2013 | dodano:12.09.2013Kategoria 50-100km, Mazury 2013, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 70.19 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 04:31 | km/h: | 15.54 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Wstajemy rana bez większego pośpiechu. Dzisiejszy cel to Mikołajki. Już po chwili asfalt zmienia się w piaszczystą drogę co dziewczyną zbytnio się to nie podoba. Ja nie ukrywam też się nie cieszyłem taką drogą w moich oponkach 1.6:
Jedziemy kierując się głównie papierową mapą ogolą Polski. Czasami nie ma nie których dróg zaznaczonych więc włączamy nawigację w komórkach. Jednak cały czas jedziemy w dobrym kierunku. Po chwili z drogi piaszczystej robi się asfalt, my robimy też sik-pauze:
Dzisiaj udaje nam się znaleźć jezioro w którym nie ma płatnego wstępu i można do niego wejść, chociaż nie było plaży tylko zejście z pomostu. Tak czy siak przy tych upałach korzystamy z kąpieli:
Ruszamy dalej zaledwie kilkanaście km zostaje nam do Mikołajek i to dobrym asfaltem. Znam tą drogę z mojego wyjazdu z 2010r. Docieramy zadowoleni do Mikołajek:
Wjeżdżamy na ryneczek. Robimy zakupy na wieczór. Podejmujemy decyzję, że jemy dzisiaj kebaba:
Wyjeżdżamy kilka km za miasteczko i rozbijamy się na ładnej łączce. Wieczorem smakowanie nowej Lubelskiej-Ananasówki.
Jedziemy kierując się głównie papierową mapą ogolą Polski. Czasami nie ma nie których dróg zaznaczonych więc włączamy nawigację w komórkach. Jednak cały czas jedziemy w dobrym kierunku. Po chwili z drogi piaszczystej robi się asfalt, my robimy też sik-pauze:
Dzisiaj udaje nam się znaleźć jezioro w którym nie ma płatnego wstępu i można do niego wejść, chociaż nie było plaży tylko zejście z pomostu. Tak czy siak przy tych upałach korzystamy z kąpieli:
Ruszamy dalej zaledwie kilkanaście km zostaje nam do Mikołajek i to dobrym asfaltem. Znam tą drogę z mojego wyjazdu z 2010r. Docieramy zadowoleni do Mikołajek:
Wjeżdżamy na ryneczek. Robimy zakupy na wieczór. Podejmujemy decyzję, że jemy dzisiaj kebaba:
Wyjeżdżamy kilka km za miasteczko i rozbijamy się na ładnej łączce. Wieczorem smakowanie nowej Lubelskiej-Ananasówki.