blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(26)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sq3mko.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Ze zdjęciami

Dystans całkowity:18782.79 km (w terenie 1059.30 km; 5.64%)
Czas w ruchu:847:53
Średnia prędkość:21.97 km/h
Maksymalna prędkość:75.90 km/h
Suma podjazdów:9265 m
Maks. tętno maksymalne:169 (83 %)
Maks. tętno średnie:124 (61 %)
Suma kalorii:15540 kcal
Liczba aktywności:178
Średnio na aktywność:105.52 km i 4h 55m
Więcej statystyk

Finlandia 2012 dzień 4

Czwartek, 2 sierpnia 2012 | dodano:30.08.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km:104.13Km teren:0.00 Czas:05:46km/h:18.06
Pr. maks.:37.10Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:362mRower:Kellys Magic
Dzień 4.
Pogoda za ,,oknem" całkiem przyjemna. Parę chmurek na niebie słoneczko wysuszyło namiot i suchutki namiot można pakować do sakwy:




Przy składaniu namiotu mieliśmy paru widzów, ale to z ciekawości chyba :) Jedziemy do Alytus. Nie wjeżdżamy do centrum robimy tylko zakupy:


Po wyjeździe przejeżdżamy przez znaną rzekę:


Po przejechaniu rzeki krajobraz na najbliższe 60km jakby stanął w miejscu:



Dzisiejszy dzień był dniem typowo przejazdowym. Dojechać jak najbliżej Wilna. Rozbić namiot i na dzień następny wjechać do Wilna. Prościzna, tylko był mały problem. Słońce, które pokazywało na co je stać i to tak solidnie oraz długie proste które się ciągnęły kilometrami. Jeżeli zsumujemy obydwie rzeczy na raz, plan nie będzie taki łatwy. Jednak my się nie dajemy takim sprawom i lecimy do przodu. Z takimi widokami:





Postanowiliśmy, że do Wilna mamy już blisko więc szukamy noclegu. Jechaliśmy na drodze A4. Początkowo myśleliśmy, że to autostrada, ale zakazów nie było więc nią jechaliśmy ostanie km. Przy takich drogach często występują parkingi leśne. Na takim jednym się zatrzymaliśmy na noc:





Tak właśnie zakończył się dzień typowo przejazdowy bez zabytków, ale z innymi atrakcjami:) Wieczorem zauważam, że mi się przebił materac!


<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->

Finlandia 2012 dzień 3

Środa, 1 sierpnia 2012 | dodano:30.08.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km:100.36Km teren:0.00 Czas:05:28km/h:18.36
Pr. maks.:38.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:439mRower:Kellys Magic
Dzień 3 przywitał nas całym zachmurzonym niebem. Całe szczęście nie padało. Pierwsze kilometry to dojazd do Suwałk, gdzie robimy zakupy na śniadanie i okupujemy się na Litwę różnymi ciastkami i tym podobnymi przekąskami. Jeszcze zahaczamy o rowerowy. Wyjazd z Suwałk opieramy na Sejny. Po chwili wjeżdżamy do WPN-u prawie jak Wielkopolski Park Narodowy. Tam robimy przerwę na parkingu leśnym na śniadanko. Dalsza trasa na Sejny to droga z pięknymi krajobrazami:





W samych mieście przerwa na lodzika i zobaczenie klasztoru:


No i wykonałem ostatni telefon z polskiej sieci. Dalsza część drogi to jazda krajówką do samej granicy na której robimy sobie przerwę. Małe jedzonko wykonanie paru telefonów z ,,pozdrowieniami" i wjeżdżamy na Litwę!




Od razu poczułem się inaczej. Nawet słupy elektryczne były inne. Pierwsze co zauważyłem to straszną pustkę. Myślałem, że to tylko tak przy granicy, jednak nie pustki były głównym elementem na Litwie. Co przez to idzie mieliśmy nie codzienne widoki:






Jeszcze parę km mkniemy tymi pustymi drogami szukając jakiegoś sklepu. W końcu się robi późno i wodę do gotowania kupujemy na stacji benzynowej, których też pełno nie było. Woda była nam niezmiernie potrzebna do ugotowania naszej potrawy na kolacje:



Po takiej kolacji rozbijamy nasz namiocik na łące i udajemy się do spania.


<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->

Finlandia 2012 dzień 2

Wtorek, 31 lipca 2012 | dodano:30.08.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Ze zdjęciami
Km:115.60Km teren:0.00 Czas:06:33km/h:17.65
Pr. maks.:44.70Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:575mRower:Kellys Magic
Nadszedł dzień 2.
Rano pobudka o 8. Już parę min po 9 spakowani ruszamy w trasę. Poszło szybko, bo pierwsze kilometry były bez śniadania. Jedziemy w kierunku Suwałk. Zjeżdżamy na typowo boczne drogi, gdzie ruch jest nie wielki i można spotkać znaki których nie ma w WLKP. Przynajmniej ja się nie spotkałem:



Droga technicznie nie za dobra, dużo dziur i bardzo wąsko. Czasami się zdarzały jakieś szambiarki lub małe ciężarówki to było trzeba trzymać się mocno prawej strony. Po paru km robimy sobie przerwę śniadaniową:

. Po śniadanku ruszamy dalej. Jednak po około 5 km droga, która nie była najgorsza stała się najgorszą i to na ponad 4km. Już wolę jechać polną ubitą drogą niż nie równo po układanymi kamieniami:





Jedziemy tak przez 4 km szukając jak najlepszego kawałka drogi. Całe szczęście, że chociaż pogoda dopisuję i piękne widoki mamy cały czas:


. Jedziemy podziwiając widoki bez pośpiechu bez patrzenia na prędkość bez spiny, tak jak to powinno być na takich wakacjach. Po przejechaniu kilku nastu km zwiedzenie jakiegoś pałacu (był tak brzydki i mi się nie podobał, że nawet zdjęcia nie zrobiłem) wjeżdżamy na most który oddziela mazurskie jeziora:


Po chwili wjeżdżamy na drogę, którą znam. Poznałem drogę po sklepie pod którym 2 lata temu robiliśmy przerwę. My jednak nie robimy teraz przerwy. Za to zatrzymujemy się na rozwalonym moście kolejowym:






Dalej kierujemy się na puszcze trochę błądzimy. Tzn tak nam się wydawało. Jednak okazało się, że jedziemy dobrze, poznajemy drogę sprzed 2 lat. Po wyjechaniu z Puszczy zaczyna kropić. Jednak z cukru nie jesteśmy jedziemy dalej. Chwila drogą krajową i później ostania prosta na Suwałki. Przerwa przy sklepie i jak się okazuję barze. Tam zjedliśmy ostatni raz ziemniaki:




Dalej to już droga w deszczu i szukanie miejsca na nocleg. Z tym 2 nie było problemu pierwsze ładne drzewka od razu nam przypasowały:





Już po kolacji szybo rozbijamy namiocik i do spania. Z nadzieją na jutrzejszą ładną pogodę. Tak minął dzień 2.

<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->

Finlandia 2012 dzień 1

Poniedziałek, 30 lipca 2012 | dodano:30.08.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Ze zdjęciami
Km:113.63Km teren:0.00 Czas:06:11km/h:18.38
Pr. maks.:46.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:649mRower:Kellys Magic
W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień 30. lipca roku końca świata. Przy okazji rok ten okazał się spełnieniem jednych z moich marzeń rowerowych wyprawa na 3 tyg po krajach w których jeszcze nigdy nie byłem. Ustaleń było jak zwykle wiele, była nawet opcja, że nas 5 pojedzie. W końcu jedziemy w stałym składzie- Mateusz i ja! To chyba tyle słowami wstępu.

Dzień pierwszy naszej wyprawy zaczął się od wczesnej pobudki. Wstałem koło 5 rano i o godzinie 5,30 po pożegnaniu się z rodzinką ruszam w kierunku dworca PKP. Jedzie się inaczej niż zwykle, w sumie nic dziwnego ostatni raz z sakwami z przodu jechałem rok temu. Pociąg mieliśmy o 6:45. Jadę sobie spokojnie bez nerwów jednak po chwili spojrzałem na licznik- jadę 10km/h mniej niż normalnie czyli tym tempem nie zdążę o normalniej porze na dworzec. Przyspieszam po chwili dzwoni Mateusz. Mówię mu: zaraz będę! Idź kup bilety. Przyjechałem na dworzec. Po odstaniu w kolejce idziemy do pociągu. Samą podróż umila nam starszy pan, który jak się dowiedział gdzie jedziemy to przegadał z nami cała trasę. Jedynym problem w pociągu były niestabilne rowery i ciągle było trzeba je poprawiać aby sie nie wywaliły:



Parę min po 10 docieramy do Olsztyna. Przypominają nam się wakacje z przed dwóch lat, wtedy też wysiadaliśmy na tym dworcu. W tym roku do Suwałk chcieliśmy dojechać bardziej górą niż dołem, tak więc ruszamy w kierunku Kętrzyna. Widoki jak zwykle znakomite tutaj widać prawdziwą polską wieś:



Jedziemy podziwiając piękne krajobrazy. Co jakiś czas robiąc sobie przerwę czy to przy sklepie czy to na przystanku zbliżamy się do naszego pierwszego celu na dzień dzisiejszy- sanktuarium św. Lipka. Zanim tam dojechaliśmy musieliśmy pokonać kilka większych lub mniejszych podjazdów podziwiać kościoły w mijanych wioskach:



W końcu docieramy do św. Lipki:



Turystów dużo nawet spotkaliśmy mała grupkę sakwiarzy podróżujących po Mazurach. Dalej po chwilowym odpoczynku będziemy się kierować na Kętrzyn, gdzie robimy zakupy na kolację. Wyjeżdżamy kilka km za miasto i szukamy miejsca na nocleg. Dużo nam to czasu nie zabrało. Namiot rozbijamy koło jakiegoś pola na jakimś ugorze:



Dzisiaj na kolację szef kuchni poleca kuskus z sosem jasnym do pieczeni. Niestety sos do pieczeni był, samej pieczeni już nie. Po dobrej kolacji ładujemy się do namiotu i idziemy spać.

Tak minął dzień pierwszy, tak zaczęła się nasza wyprawa :)


Dzień następny --->

Finlandia 2012 dzień 0

Niedziela, 29 lipca 2012 | dodano:29.07.2012Kategoria Ze zdjęciami, Finlandia 2012
Km:0.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
No stało się w końcu wyjeżdżam na 2 podróż po Europie! Tym razem na północ. Jedziemy 3 tyg popływamy trochę statkami, oczywiście przede wszystkim rowerkiem. Wracamy 18 sierpnia jak nic się złego nie stanie :P Jednak ja jestem dobrej myśli! Trzymajcie się za nas kciuki :) jutro koło 10 będziemy w Olsztynie i i dalej na Północ :)


Wakacyjnie!

Piątek, 27 lipca 2012 | dodano:28.07.2012Kategoria 100-200km, Ze zdjęciami
Km:111.30Km teren:5.00 Czas:04:37km/h:24.11
Pr. maks.:54.00Temperatura:32.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Na ostatni wyjazd przed wyprawą wybrałem się z Czechem do babci. Mieliśmy wyjechać wcześnie rano, aby tam posiedzieć. Niestety zdjęcia mi się rano tyle nagrywały, że w Poznaniu jestem koło 8.30. Razem już przebijamy się w miarę sprawnie przez Poznań, aby dojechać do Kozich. Upał już daje się we znaki, jesteśmy tak mokrzy jakbyśmy dopiero wszyli z jeziora ;p Chwila rozmowy z Martą i jedziemy dalej. Do Murowanej jedziemy praktycznie ścieżkami rowerowymi. Jeszcze mały podjeździk przed miasteczkiem i w końcu wyczekiwana przerwa na urodzinowego izobroniksa. Zrobiliśmy sobie też pamiątkowe zdjęcie:

Dalej również ścieżką rowerową do Długiej Gośliny, później jeszcze kawałek na rozgrzanym asfaltem gdzie nie było żadnych drzew co by trochę cienia dawały. Jednak po chwili zjeżdżamy na leśną drogę. Jedzie się o wiele lepiej. Po paru km wjazd na polną drogę i już jesteśmy u babci. Dostarczamy duża ilość płynów i lecimy się ochłodzić troszeczkę w pobliskim stawku. Jedynie co ściągnąłem to buty i skarpetki. Po ochłodzeniu się w zimnej wodzie idziemy na odpoczynek. Rowerek też musiał odpocząć:


My jemy obiad i zbieramy się w drogę powrotną. Wracamy obwodnicą i przez Biedrusko, gdzie robimy przerwę w sklepie. Tam się rozdzielamy i ja już swoim tempem (spóźniony do pracy byłem) przez poligon Kiekrz i Skórzewo docieram do domu. I tak po raz ostatni wyjechałem w przed wyprawą na rower. Co do samej wyprawy dodam jeszcze mały opis, ale to w następnym wpisie :)

Poznań Kołobrzeg po raz 2, tym razem 17h :)

Sobota, 23 czerwca 2012 | dodano:27.06.2012Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami, Poznań-Kołobrzeg!
Km:287.70Km teren:0.00 Czas:11:54km/h:24.18
Pr. maks.:62.80Temperatura:20.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
W końcu nadszedł ten dzień, aby udać się znów do Kołobrzegu rowerem. Tym razem chciałem, aby jechało nas jak najwięcej. Zebrałem grupę znajomych dałem info na forum rowerowe.org. W końcu w piątek o godzinie 19 pod moim technikum zebrała nas się równa dziesiątka:


Dokładnie o 19.15 ruszamy w kierunku Szamotuł. Po drodze oprócz dziurawej drogi nic innego nie było. Z racji tego, że ja z Mariuszem jechaliśmy na szosach cały czas prowadziliśmy. Prędkość oscylowała około 30km/h. Tak szybkim tempem docieramy do Szamotuł, gdzie jedziemy do Biedronki.Udało nam się, ponieważ byliśmy 15 min przed zamknięciem. Każdy kupił wodę i jedzonko na noc i ruszyliśmy dalej na Czarnków. W miedzy czasie przyszedł i zachód słońca:


W końcu nadeszła noc. Samochody nadjeżdżające z naprzeciwka musiały mieć fajny widok. Jechało się bardzo przyjemnie. Asfalt na tym odcinku był dobry. Przez sam Czarnków przejeżdżamy sprawnie. Zatrzymujemy się przy moście na siku oraz zamianę ubrania na cieplejsze:


Ja sam jadę tylko w koszulce i rękawkach. Jedziemy dobrym tempem robiąc co jakiś czas zmiany. Asfalt też dobry nic tylko jechać. Jadę 3 w rzędzie i nagle Mariusz, który jechał przede mną leży na ziemi, dużo czasu nie minęło i ja leżę koło niego. Jeszcze wywalili sie Robert I Bartek. Szybko zeszliśmy na pobocze. Mi się praktycznie nic nie stało, przetarłem lekko biodro jedynie. Mariusz z rozciętym łukiem brwiowym trafił do szpitala przy pomocy ludzi którzy się zatrzymali. My w 9 jedziemy dalej . Po jakiś 10km zrzucam łańcuch na najmniejsze przełożenie i trzask prach i przerzutka wylądowała na ramie. Wyrwało ja razem z hakiem. Przy pomocy Mateusza szybko demontujemy przerzuteczkę skracamy łańcuch i tak od 150km jadę tylko na jednym przełożeniu. W miedzy czasie zakładam bluzę. W Wałczu odwiedzamy Mariusza w szpitalu, a Robert zauważa, że nie ma komórki. Cała ekpia wraca się do centrum Wałcza na odpoczynek . Udaje mu się znaleźć komórkę i o 3.30 wyjeżdżamy za Wałcza:

Juz po kilkunastu minutach zaczyna się robić jasno. My docieramy do awaryjnego pasa:



Długo nie musieliśmy czekać, aż słońce zaczyna nas przygrzewać:


W nogach mamy już około 180km, a przed nami ukazuję sie ten o to znamy mi znak:


Pojechaliśmy jeszcze trochę i zrobiliśmy przerwę na śniadanko, widoki mieliśmy przednie:


Dalsza droga to walka z wiatrem i podjazdami. Widoki na tym odcinku są na prawdę piękne. Duże zmęczenie nie pozwala do końca cieszyć się widoczkami. Następna przerwa w Połczynie w sklepie. Dalej to juz mozolne nabijanie kilometrów, aby jak najszybciej dojechać do Kołobrzegu. W Białogardzie przerwa na założenie słuchawek złożenie ekipy w jedno miejsce i jedziemy dalej. Przed ostania prostą robimy przerwę, aby cos zjeść. Po 10 może 15 min ruszamy na ostania prostą:



W końcu po niecałych 17h dojeżdżamy do Kołobrzegu:


Jesteśmy o 12 na dworcu kolejowym, gdzie kupujemy bilety powrotne. Później udajemy sie na długo oczekiwaną rybę. Po zjedzeniu takiej sobie rybki idziemy na plaże. Tylko nie liczni udają sie wykąpać w zimnym morzu:


O 14 wracamy w kierunku dworca. Robimy zakupy na drogę powrotną i wsiadamy do zatłoczonego pociągu. Po sprawdzeniu biletów każdy wyjmuję izobronika w celu świętowania wspólnego sukcesu. Po czym udajemy się spać:

Ja:





Nie będę się rozpisywał w podsumowaniu. Napiszę tylko, że dziękuję każdemu za wyjazd. Problemy techniczne zawszę są raz mniejsze raz większe. Mama nadzieję, że następnym razem dojedziemy wszyscy!

DZIĘKI!

Berlin dzień 3!

Niedziela, 10 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Berlin 2012, Ze zdjęciami
Km:200.30Km teren:0.00 Czas:07:03km/h:28.41
Pr. maks.:56.30Temperatura:20.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Przyszedł dzień 3, dzień powrotu do domu. Wstajemy spokojnie koło 9 jemy śniadanie i razem z Mariuszem ruszamy do domu. Wiatr miał być w plecy i tak było. Po paru km Mariusz stwierdził, że nie da rady dojechać. Nie chciał się zaprawić jeszcze bardziej i tak go bardzo bolało gardło. Tak więc dojeżdżamy do Rzepinia, gdzie jedziemy na dworzec. Pociąg, którym miał jechać pojechał 20 min temu następny był o 15. Tak więc się wrócił do Słubic, a ja ruszam w trasę do domu. Po wjechaniu na DK 92 nic ciekawego nie było. Do domu zostało jeszcze trochę:


Jednak wiatr mi dosyć pomagał, a co jakiś czas pojawił się bardzo lubiany prze mnie znak:


Tak sobie jadę szerokim poboczem, aż docieram do Świebodzina. Jezusa widać z każdej strony:


Tutaj się waham czy jechać przez Zbąszyń czy kontynuować jazdę DK. Jednak ja nie lubię jechać tą samą droga więc jadę dalej główną trasą. Po 110km robię pierwszą przerwę. Nie liczę tych na siku oczywiście. Parę km po przerwie wjeżdżam do WLKP. Jadę jeszcze parę km po czym odbijam na Nowy Tomyśl tam 2 przerwa na loda amerykańskiego i lecę dalej na Buk. W Buku krótka przerwa, gdyż umówiłem się tam z Jarzyną. Zdążyłem załatwić potrzebę i zjeść 3/4 kanapki zrobić fotkę:



i już dotarł. Razem (w deszczu ) ruszamy na Stęszew. I dalej DK nr 5 w stronę Poznania. Robimy rundę honorową po okolicznych wsiach i o 19 docieram do domu. Zmęczony mokry, ale zadowolony i dumny z siebie!


Podsumowując przede wszystkim chciałem podziękować Mariuszowi za ten weekend bez niego było by to nie możliwe. Jeśli chodzi o moją kondycje czy tam formę jak zwał tak zwał uważam, że nie jest źle. Trochę zmokłem trochę przypaliło mnie słońce. Trochę z wiatrem trochę bardziej pod wiatr, jednak cały czas z uśmiechem na twarzy.

Berlin dzień 2!

Sobota, 9 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Berlin 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km:200.20Km teren:0.00 Czas:07:55km/h:25.29
Pr. maks.:53.80Temperatura:25.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Nastał dzień 2 pobudka o 5 rano. Rano widok z okna był przedni:




Niecałe 7h snu to całkiem dużo. Mariusz niestety z powodów zdrowotnych został w domu. Ja natomiast spakowałem kanapki od mamy Mariusza i parę min po 5 ruszamy w kierunku Frankfurtu. Po niecałym kilometrze jestem już po stronie niemieckiej. Od razu znaki prowadzą mnie na Berlin i mam 2 wyjście autostrada i zwykła droga. Z racji tego, że jadę rowerem została mi tylko zwykła drogą o nr 5. Początkowo kieruję się na Muncheberg. Jedzie się dobrze po chwili zauważam, że wzdłuż drogi są ścieżki rowerowe. Wjeżdżam na nią bez większego zawahania:



W Munchebergu robię sobie krótka przerwę na śniadanko. Niestety drogi w mieście wyłożone kostką i przejazd nie należał do miłych. Jednak po krótkiej przerwie wracam na trasę i jadę w kierunku Berlin Ringa:


W miedzy czasie tylko szybka przerwa na załatwienia potrzeby, a i przy okazji zrobienia fotki:


Przejeżdżam 3 pasmową autostradę i po paru km docieram do granic Berlina:




Tutaj droga zamienia się w nierówne płyty. Ścieżka rowerowa jeszcze gorsza więc nie jedzie się tak jak przez cała dotychczasową drogę. Berlina nie znam wcale. Nie byłem w nim nigdy nawet mapy nie miałem. Na szczęście po chwili widzę takie duże znane coś (chyba wieża TV) i jadę w tym kierunku na przemian. Raz drogą rowerową raz ulica. Wybieram zawsze lepszą drogę. Docieram pod wieże, robię fotkę:


Dalej jadę zobaczyć ratusz, który jest zaraz obok:



Tutaj robię przerwę przy jakieś fontannie po czym wsiadam na rower. Krążę błądzę cały czas szukając bramy. W końcu przez przypadek zajeżdżam pod samą bramę:



BERLIN ZDOBYTY!

Dalej kieruję się w stronę gmachu parlamentu:


I podjechałem zobaczyć dworzec:



Koło 12 udaję się w drogę powrotną. Wyjazd z Berlina tak samo jak wjazd mało przyjemny. Koło Berlin Ringa robię szybka przerwę na siku i jadę dalej. Po chwili zauważam, że kończy mi się wodą w bidonach. Niestety sklepu żadnego nie spotkałem,a jak już to markety a z rowerem do takiego nie wejdę. Jednak wpadam na pomysł wjechać na stację benzynową. Kupuję wodę i energetyka płacę 5euro. W Niemczech bardzo dużo mijam elektrowni wiatrowych:




A same ścieżki rowerowe po prostu mistrzostwo świata:



Kellys na niemieckiej ścieżce rowerowej:



I tak sobie można jechać po 20km bez żadnych krawężników czy takich tam utrudniających jazdę. Grubo przed 16 docieram do Polski. Most na Odrze:



Po lewej Niemcy po prawej Polska.
Robię rundę honorową i udaję się do Mariusza. Myję się i lecimy na dalszy ciąg otwarcia toru motocrossowego, gdzie sobie piwkujemy. Tego dnia spać kładziemy się grubo po 12.


<--- Dzień poprzedni/ Dzień Następny --->

Berlin dzień 1!

Piątek, 8 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami, Berlin 2012
Km:200.70Km teren:0.00 Czas:07:55km/h:25.35
Pr. maks.:46.30Temperatura:25.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Wyjazd zaplanowany z około 2 tygodniowym wyprzedzeniem. Odliczałem każdy dzień do tego wyjazdu. W końcu przyszedł czwartek, dzień w którym Mariusz przyjeżdża do mnie, aby w pt ruszyć w trasę. Niestety po przyjeździe z Poznania, zauważam że mam flaka w przednim kolę. Jedyna myśl, aby zdobyć dętkę w Boże Ciało wieczorem to jakikolwiek kolarz. Przyszedł mi do głowy Jarzynowy. Łapie go na fb i po krótkim czasie jadę do niego. Zabrałem 2 dętki. Wróciłem do domu i już z Mariuszem wymieniamy okazuję się, że dziury nie ma więc tą samą dętkę wsadzamy z powrotem. Pakujemy resztę rzeczy i koło 1 idziemy spać. Rano wstajemy koło 7 wrzucamy resztę niezbędnych rzeczy, w tym rano robione kanapki, i parę min po 8 wyjeżdżamy w trasę. Po chwili przyjeżdża Mateusz, który jechał nas kawałek odprowadzić. Oczywiście nie obyło by się bez fotki:


Jedziemy znaną bardzo dobrze trasę w stronę Buku. Po paru km zaczyna kropić i tak sobie cały czas popaduję. Robiąc zmiany docieramy szybko do trasy Buk- Poznań:


Docieramy szybko do Buku, gdzie Mateusz jedzie do domu. Już w 2 kierujemy się na Nowy Tomyśl. W miedzy czasie przestało padać i nawet na chwilę wyszło słońce:




W Nowym Tomyślu szybka przerwa pod netto na zakupy i lecimy dalej. Cały czas jedziemy na zmianach, gdyż ciężki wiatr nie pozwala nam na spokojną jazdę koło siebie z dobrą prędkością. Po paru km Mariusz łapie laczka. Na szczęście już jest coraz bliżej do Świebodzina, gdzie postanowiliśmy sobie zrobić przerwę śniadanio- obiadową. Podczas, gdy Mariusz łapie laczka ja się bawię aparatem:


Szybko nam poszła naprawa dętki, więc długo nie czekając jedziemy dalej. Po chwili za zakrętu pojawia się coś takiego:




Chciałbym powiedzieć tylko, że jest to droga wojewódzka. Przeprowadziliśmy rowery. Po ruszeniu pojawia nam się wielki pomnik Jezusa:



W samym Świebodzinie wjeżdżamy do Biedronki robimy zakupy i ruszamy pod sam pomnik odpocząć chwilę. Jezus z bliska:


Trasa ze Świebodzina do Słubic do nic innego jak monotonna jazda drogą krajową nr 92. Co chwilą jakiś motel stacja benzynowa czy też burdel. Trasa wjedzie góra dól góra dół. Jedzie się nawet dobrze, gdyż pobocze jest duże i mijające nas tiry nie stwarzają dużego zagrożenia. Jednak wiejący wiatr z rana daje się nam we znaki. Zmęczenie duże średnia niska to pokazuję siłę tego wiatru wiejącego na nas. Na 20 km przed Słubicami zjeżdżamy z głównej drogi, bo dalej idzie tylko autostrada. Tak więc przez okoliczne wioski docieramy do Konowic, gdzie łapie nas deszcz.
W samych Słubicach jedziemy na stadion olimpijski. Mariusz opowiedział mi trochę historii dla zainteresowanych, można sobie poczytać Tu.

Porobiłem trochę zdjęć. Stadion:


oraz miejsce przemowy Hitlera:





Zostałem oprowadzony po Słubicach wjechaliśmy na chwilę do Niemiec. Po czym udaliśmy się do domu rodzinnego Mariusza na ostanie 15 min meczu. Wykapalimy się zjedliśmy pożądny obiad i z piwkiem w ręku koło 22 poszliśmy spać.


Podumowując pierwszy dzień powiem krótko, gdyby nie ten wiatr to bym nie był taki zmęczony :P Dzięki za wspólną jazdę.


Dzień następny --->

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Roadlite 7836 km
Canyon AL 6.0 834 km
Komunijny :)
Kellys Magic 31165 km
Połykacz kilometrów. 1710 km

szukaj

archiwum