Wpisy archiwalne w kategorii
Z moją piękną!
Dystans całkowity: | 4203.93 km (w terenie 746.50 km; 17.76%) |
Czas w ruchu: | 244:35 |
Średnia prędkość: | 16.97 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.40 km/h |
Suma podjazdów: | 658 m |
Liczba aktywności: | 89 |
Średnio na aktywność: | 47.24 km i 2h 50m |
Więcej statystyk |
Z Południa na Północ. Dzień 2.
Wtorek, 18 sierpnia 2015 | dodano:02.11.2015Kategoria 50-100km, Z moją piękną!, Za granicą, Zachód 2015, Ze zdjęciami
Km: | 72.32 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:19 | km/h: | 16.75 |
Pr. maks.: | 34.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień zaczął się dość leniwie. Niestety nie mieliśmy za dużo rzeczy na śniadanie, więc pakujemy bagaż i postanawiamy ruszyć. Oczywiście samo pakowanie zajęło nam trochę czasu. Mieliśmy natomiast dobrą miejscówkę i nie spieszyliśmy się specjalnie ze zwijaniem obozowiska. W końcu się nam udaję i wyprowadzamy rowery na trasę:
Rozpoczynamy jazdę DW, przed którą tubylcy nas wczoraj ostrzegali. Nie taki diabeł straszny jak go malują, nam jedynie przeszkadzała czasami strasznie nie równo położona kostka. Jednak ją też dało się bokiem ominąć. Kilka chwil później ukazuje nam się przepiękna wieża widokowa:
Mimo jej wysokości postanowiliśmy wejść na górę, a było co wchodzić. Wieża miała 120 stopni, a jej całkowita wysokość wynosiła 29.5m. Mimo wykorzystania 10t stali jak i 89m3 drewna to przy lekkim wietrze jaki wtedy był, wieżą na górze kołysało. Było naprawdę wysoko:
Podobno przy dobrej widoczności widać góry. Pogoda była ładna owszem, ale gór nie było widać, jedynie okolice:
Po nacieszeniu się widokami schodzimy na dół i ufając GPS-owi jedziemy na skróty do Łęknicy:
Jak to ze skrótami bywa okazują się albo dłuższe albo nie przejezdne. Tym razem na końcu ścieżki stała brama. Musieliśmy się kawałek wrócić aby wjechać na właściwą ścieżkę:
Kilka kilometrów dalej wjeżdżamy do miasteczka. Szukamy biedronki gdzie robimy zakupy na pełnowartościowe śniadanie. Zasadniczo wchodzę do sklepu aż z 3 razy do tego jeszcze Marta wchodzi raz. Jak już wszytko kupiliśmy jedziemy wymienić parę złotówek na euro, aby kolejna okazja na kebaba nie przeszła nam koło nosa. Następnie jedziemy w kierunku granicy:
Możemy się zaopatrzyć w firany, papierosy, alkohol, buty laczki itp. Nie kupujemy niczego i przekraczamy granicę. Zaraz po wjeździe na niemiecką stronę trafiamy na nasz szlak rowerowy i przejeżdżamy przez ładnie zadbany park z piękną budowlą na środku:
Chcieliśmy właśnie w tym parku zjeść śniadanie. Jednak nikt zupełnie nikt nie wchodził na trawnik, a ławek ze stolikami nie było. Po objeździe parku wyjeżdżamy i kierujemy się dalej szlakiem. Całe szczęście po przejechaniu kilku kilometrów znaleźliśmy stolik z ławkami. Tam też postanawiamy zrobić przerwę na śniadanie:
Co to by była za wyprawa bez prawdziwej, jedynej, słusznej konserwy:
,,Bo na takiej wyprawie każdy staję się TYROLEM"- Mateusz Szcześniak. Tych słów nie zapomnę do końca życia. Wypowiedziane przez mojego przyjaciela podczas wyprawy do Finlandii w 2012r Szczegóły tutaj! :) (wersja bez ,,rozwalonych" zdjęć" tutaj! :) )
Kontynuujemy jazdę Odra-Nysa-Radweg. Cały czas mijając rowerzystów z większym lub mniejszym bagażem. W większości Niemieccy emeryci lub rodzice z dziećmi. Takich par jak my było stosunkowo mało.
Trasa nadal nas zachwyca. Mimo drogi w środku pola czy lasu cały czas równy asfalt jest:
Po pewnym czasie wjeżdżamy na wał. Tam też robimy kilka minut przerwy:
Droga ciągnie się wzdłuż Nysy. Raz na wale raz pod nim czasami do wyboru mamy nawet możliwość jechania na górze lub na dole.
Co kawałek mijamy stare opuszczone mosty czy to drogowe czy kolejowe:
Oczywiście trasa wjedzie też przez ładnie wyremontowane niemieckie miasteczka:
Po wyjeździe z Forst, dzień zbliżał się ku wieczorowi. Musieliśmy znaleźć jakieś dobre miejsce na nocleg. Patrząc na nasze położenie wiedzieliśmy, że noc spędzimy u naszych zachodnich sąsiadów. Dlatego też nie chcieliśmy szukać nocleg na ostatnią chwilę. Wczesnym wieczorem znajdujemy całkiem dobre miejsce zaraz za wałem obok rzeki. Rozbijanie namiotu poszło nam wyjątkowo sprawnie. Dzisiaj na kolacje mieliśmy kus-kus z sosem i kukurydzą:
Po kolacji poszedłem sprawdzić wejście do rzeki. W tym czasie Marta zajęła się porządkami po kolacji:
Gdy uporządkowaliśmy przestrzeń wokół siebie poszliśmy się wykąpać. Niesamowite uczucie kąpać się i stać jedną nogą w Polsce, a drugą po stronie naszych sąsiadów. Po kąpieli szybciutko poszliśmy spać, by móc rano szybko wstać.
Dzień TRZECI!
Rozpoczynamy jazdę DW, przed którą tubylcy nas wczoraj ostrzegali. Nie taki diabeł straszny jak go malują, nam jedynie przeszkadzała czasami strasznie nie równo położona kostka. Jednak ją też dało się bokiem ominąć. Kilka chwil później ukazuje nam się przepiękna wieża widokowa:
Mimo jej wysokości postanowiliśmy wejść na górę, a było co wchodzić. Wieża miała 120 stopni, a jej całkowita wysokość wynosiła 29.5m. Mimo wykorzystania 10t stali jak i 89m3 drewna to przy lekkim wietrze jaki wtedy był, wieżą na górze kołysało. Było naprawdę wysoko:
Podobno przy dobrej widoczności widać góry. Pogoda była ładna owszem, ale gór nie było widać, jedynie okolice:
Po nacieszeniu się widokami schodzimy na dół i ufając GPS-owi jedziemy na skróty do Łęknicy:
Jak to ze skrótami bywa okazują się albo dłuższe albo nie przejezdne. Tym razem na końcu ścieżki stała brama. Musieliśmy się kawałek wrócić aby wjechać na właściwą ścieżkę:
Kilka kilometrów dalej wjeżdżamy do miasteczka. Szukamy biedronki gdzie robimy zakupy na pełnowartościowe śniadanie. Zasadniczo wchodzę do sklepu aż z 3 razy do tego jeszcze Marta wchodzi raz. Jak już wszytko kupiliśmy jedziemy wymienić parę złotówek na euro, aby kolejna okazja na kebaba nie przeszła nam koło nosa. Następnie jedziemy w kierunku granicy:
Możemy się zaopatrzyć w firany, papierosy, alkohol, buty laczki itp. Nie kupujemy niczego i przekraczamy granicę. Zaraz po wjeździe na niemiecką stronę trafiamy na nasz szlak rowerowy i przejeżdżamy przez ładnie zadbany park z piękną budowlą na środku:
Chcieliśmy właśnie w tym parku zjeść śniadanie. Jednak nikt zupełnie nikt nie wchodził na trawnik, a ławek ze stolikami nie było. Po objeździe parku wyjeżdżamy i kierujemy się dalej szlakiem. Całe szczęście po przejechaniu kilku kilometrów znaleźliśmy stolik z ławkami. Tam też postanawiamy zrobić przerwę na śniadanie:
Co to by była za wyprawa bez prawdziwej, jedynej, słusznej konserwy:
,,Bo na takiej wyprawie każdy staję się TYROLEM"- Mateusz Szcześniak. Tych słów nie zapomnę do końca życia. Wypowiedziane przez mojego przyjaciela podczas wyprawy do Finlandii w 2012r Szczegóły tutaj! :) (wersja bez ,,rozwalonych" zdjęć" tutaj! :) )
Kontynuujemy jazdę Odra-Nysa-Radweg. Cały czas mijając rowerzystów z większym lub mniejszym bagażem. W większości Niemieccy emeryci lub rodzice z dziećmi. Takich par jak my było stosunkowo mało.
Trasa nadal nas zachwyca. Mimo drogi w środku pola czy lasu cały czas równy asfalt jest:
Po pewnym czasie wjeżdżamy na wał. Tam też robimy kilka minut przerwy:
Droga ciągnie się wzdłuż Nysy. Raz na wale raz pod nim czasami do wyboru mamy nawet możliwość jechania na górze lub na dole.
Co kawałek mijamy stare opuszczone mosty czy to drogowe czy kolejowe:
Oczywiście trasa wjedzie też przez ładnie wyremontowane niemieckie miasteczka:
Po wyjeździe z Forst, dzień zbliżał się ku wieczorowi. Musieliśmy znaleźć jakieś dobre miejsce na nocleg. Patrząc na nasze położenie wiedzieliśmy, że noc spędzimy u naszych zachodnich sąsiadów. Dlatego też nie chcieliśmy szukać nocleg na ostatnią chwilę. Wczesnym wieczorem znajdujemy całkiem dobre miejsce zaraz za wałem obok rzeki. Rozbijanie namiotu poszło nam wyjątkowo sprawnie. Dzisiaj na kolacje mieliśmy kus-kus z sosem i kukurydzą:
Po kolacji poszedłem sprawdzić wejście do rzeki. W tym czasie Marta zajęła się porządkami po kolacji:
Gdy uporządkowaliśmy przestrzeń wokół siebie poszliśmy się wykąpać. Niesamowite uczucie kąpać się i stać jedną nogą w Polsce, a drugą po stronie naszych sąsiadów. Po kąpieli szybciutko poszliśmy spać, by móc rano szybko wstać.
Dzień TRZECI!
Z Południa na Północ. Dzień 1.
Poniedziałek, 17 sierpnia 2015 | dodano:31.10.2015Kategoria 50-100km, Z moją piękną!, Za granicą, Ze zdjęciami, Zachód 2015
Km: | 68.47 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:21 | km/h: | 15.74 |
Pr. maks.: | 40.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Po zeszłorocznej wyprawie wzdłuż wybrzeża przyszedł czas na kolejną. Tym razem zamierzmy pokonać zachodnią granicę. Urlop miałem od 15 sierpnia, teoretycznie. Jednak w sobotę musiałem iść jeszcze do pracy, a po drugie przyjechała (w sumie to ją przywieźli rodzice) moja półtoraroczna chrześniaczka. Tak więc postanowiliśmy ruszyć w nocy miedzy sobotą, a niedzielą. Pakowanie zajęło nam dużo czasu, pakujemy się całą sobotę po wizycie Mai. Pociąg mamy w nocy około 2:
Na dworcu jak to bywa duże zamieszanie. Jest dużo opóźnień z racji na burze w północnej części kraju. Nasz pociąg przyjechał nie tam gdzie powinien. W końcu udaje nam się wsiąść do pociągu, byle jakiego, byle do Wrocławia:
Oczywiście nie było innej opcji przewozu rowerów jak zastawienie nimi toalety. Do Wrocławia docieramy nad ranem. Tam mamy przesiadkę i musimy trochę poczekać. W miedzy czasie idę zakupić ,,śniadanie" w KFC. Znalezienie kolejnego pociągu i załadowanie się do niego z rowerami poszło nam sprawnie. Kupno biletów też. Niestety musimy płacić drugi raz za rowery :/ Podróż przebiega bardziej komfortowo:
Bez większych problemów dojeżdżamy do Zgorzelca. Chwila zawahania na której stacji mamy wysiąść, ale wysiadamy na właściwej. Jesteśmy tam przed 9 rano:
Chcemy kupić jakieś bułki na śniadanie, po drodze mijamy biedronkę, ale otwierają ją dopiero o 9. Czekamy tą chwilkę. Gdy Marta robi zakupy ja sprawdzam, czy jest tu w okolicy kościół i na którą mają mszę. Jest i to nie daleko, msza jest na 9.30 więc od razu po wyjściu Marty ze sklepu i spakowaniu zakupów jedziemy. Staliśmy przed wejściem do kościoła z obawy o nasze rowery. Niestety przez słabe nagłośnienie nie słyszeliśmy ponad połowy kazania. Doskwierał nam również upał jak i brak snu. Byliśmy jednak szczęśliwi, że zaczynamy naszą wyprawę z Bogiem:
Śniadanie planowaliśmy zjeść już na szlaku. W Polsce robimy ostatnie zakupy i ruszamy za granicę:
Szybko wjeżdżamy na szlak. Jedziemy, jedziemy i jedziemy. Nie spotykamy żadnej ławki, stolika ani niczego gdzie byśmy mogli odpocząć i zjeść. W końcu się wkurzamy i wjeżdżamy w lasek gdzie rozbijamy ,,obóz". Wyciągamy kocyk oraz nasze jedzenie i zaczynamy śniadanie. Z racji na cała nie przespaną noc usypiamy na chwilę zostawiając wszytko na wierzchu. Było to trochę nieodpowiedzialne, ale w końcu to jest ,,zachód". Jedziemy dalej pięknym asfaltowym szlakiem. Nasza dłuższa przerwa wyszła nam na dobre, drogi które mijamy są całe mokre. Chwile wcześniej musiało tutaj padać. Po drodze mijamy (jak to Marta nazwała) park orientacji przestrzennej, a przy wejściu takie rzeczy:
Następnie naszym oczom ukazuje się przepiękny znak. Musieliśmy się zatrzymać, przygotować i oczywiście zrobić fotografię:
Niestety zjazd trwał jakieś kilkadziesiąt metrów. Takie ot atrakcje.
Mokry asfalt nie przeszkodził nam w zachwycaniu się jakością trasy. Naprawdę jest to coś niesamowitego. Jak to kolega stwierdzi (który przejechał ten szlak kilka tygodni wcześniej) można by tą trasę przejechać kolarzówką. My już kilka kilometrów dalej wjeżdżamy do Rothnenburga. Od razu szlak nas prowadzi na ryneczek:
Po chwili odpoczynku jedziemy dalej. Mijamy kebab, brak euro spowodował jednak, że mijamy go szerokim łukiem :( Kontynuujemy naszą trasę pięknymi drogami miedzy lasem, a polem:
oraz nie zliczonymi polami słoneczników:
Robi się późno i zaczynamy szukać miejsca do spania. Trochę mamy obawy przed rozbiciem namiotów na niemieckiej ziemi. Mimo to szukamy dobrego miejsca. Niestety nic nie znajdujemy. Docieramy do granicy z Polską:
Przejeżdżamy na naszą stronę w miejscowości Przewóz. Znajdujemy otwarty sklep co w Niemczech jest niemożliwe o tej godzinie. Kupuje piwko na wieczór i jedziemy dalej drogą wojewódzką. Tutaj też łatwiej znaleźć miejsce na nocleg. Zaraz po wyjechaniu za miejscowość widzimy piękny zjazd w pole. Tam też spędzimy dzisiejszą noc. Podczas, gdy Marta zajmuję się porządkowaniem sakw, ja mistrz kuchni polowej, zajmuję się gotowaniem:
Tak też minął nasz pierwszy dzień wyprawy. Kilometrów najmniej, z każdym dniem będą rosnąć. Dziękuję kochanie!
Dzień DRUGI!
Na dworcu jak to bywa duże zamieszanie. Jest dużo opóźnień z racji na burze w północnej części kraju. Nasz pociąg przyjechał nie tam gdzie powinien. W końcu udaje nam się wsiąść do pociągu, byle jakiego, byle do Wrocławia:
Oczywiście nie było innej opcji przewozu rowerów jak zastawienie nimi toalety. Do Wrocławia docieramy nad ranem. Tam mamy przesiadkę i musimy trochę poczekać. W miedzy czasie idę zakupić ,,śniadanie" w KFC. Znalezienie kolejnego pociągu i załadowanie się do niego z rowerami poszło nam sprawnie. Kupno biletów też. Niestety musimy płacić drugi raz za rowery :/ Podróż przebiega bardziej komfortowo:
Bez większych problemów dojeżdżamy do Zgorzelca. Chwila zawahania na której stacji mamy wysiąść, ale wysiadamy na właściwej. Jesteśmy tam przed 9 rano:
Chcemy kupić jakieś bułki na śniadanie, po drodze mijamy biedronkę, ale otwierają ją dopiero o 9. Czekamy tą chwilkę. Gdy Marta robi zakupy ja sprawdzam, czy jest tu w okolicy kościół i na którą mają mszę. Jest i to nie daleko, msza jest na 9.30 więc od razu po wyjściu Marty ze sklepu i spakowaniu zakupów jedziemy. Staliśmy przed wejściem do kościoła z obawy o nasze rowery. Niestety przez słabe nagłośnienie nie słyszeliśmy ponad połowy kazania. Doskwierał nam również upał jak i brak snu. Byliśmy jednak szczęśliwi, że zaczynamy naszą wyprawę z Bogiem:
Śniadanie planowaliśmy zjeść już na szlaku. W Polsce robimy ostatnie zakupy i ruszamy za granicę:
Szybko wjeżdżamy na szlak. Jedziemy, jedziemy i jedziemy. Nie spotykamy żadnej ławki, stolika ani niczego gdzie byśmy mogli odpocząć i zjeść. W końcu się wkurzamy i wjeżdżamy w lasek gdzie rozbijamy ,,obóz". Wyciągamy kocyk oraz nasze jedzenie i zaczynamy śniadanie. Z racji na cała nie przespaną noc usypiamy na chwilę zostawiając wszytko na wierzchu. Było to trochę nieodpowiedzialne, ale w końcu to jest ,,zachód". Jedziemy dalej pięknym asfaltowym szlakiem. Nasza dłuższa przerwa wyszła nam na dobre, drogi które mijamy są całe mokre. Chwile wcześniej musiało tutaj padać. Po drodze mijamy (jak to Marta nazwała) park orientacji przestrzennej, a przy wejściu takie rzeczy:
Następnie naszym oczom ukazuje się przepiękny znak. Musieliśmy się zatrzymać, przygotować i oczywiście zrobić fotografię:
Niestety zjazd trwał jakieś kilkadziesiąt metrów. Takie ot atrakcje.
Mokry asfalt nie przeszkodził nam w zachwycaniu się jakością trasy. Naprawdę jest to coś niesamowitego. Jak to kolega stwierdzi (który przejechał ten szlak kilka tygodni wcześniej) można by tą trasę przejechać kolarzówką. My już kilka kilometrów dalej wjeżdżamy do Rothnenburga. Od razu szlak nas prowadzi na ryneczek:
Po chwili odpoczynku jedziemy dalej. Mijamy kebab, brak euro spowodował jednak, że mijamy go szerokim łukiem :( Kontynuujemy naszą trasę pięknymi drogami miedzy lasem, a polem:
oraz nie zliczonymi polami słoneczników:
Robi się późno i zaczynamy szukać miejsca do spania. Trochę mamy obawy przed rozbiciem namiotów na niemieckiej ziemi. Mimo to szukamy dobrego miejsca. Niestety nic nie znajdujemy. Docieramy do granicy z Polską:
Przejeżdżamy na naszą stronę w miejscowości Przewóz. Znajdujemy otwarty sklep co w Niemczech jest niemożliwe o tej godzinie. Kupuje piwko na wieczór i jedziemy dalej drogą wojewódzką. Tutaj też łatwiej znaleźć miejsce na nocleg. Zaraz po wyjechaniu za miejscowość widzimy piękny zjazd w pole. Tam też spędzimy dzisiejszą noc. Podczas, gdy Marta zajmuję się porządkowaniem sakw, ja mistrz kuchni polowej, zajmuję się gotowaniem:
Tak też minął nasz pierwszy dzień wyprawy. Kilometrów najmniej, z każdym dniem będą rosnąć. Dziękuję kochanie!
Dzień DRUGI!
Warta.
Poniedziałek, 6 lipca 2015 | dodano:21.07.2015Kategoria 0-50km, Z moją piękną!
Km: | 16.46 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:10 | km/h: | 14.11 |
Pr. maks.: | 26.40 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzisiaj rower miałem ulokowany u Marty. Tak więc po pracy samochodem pojechałem do niej, zjadłem obiad i byłem gotowy do drogi. Razem ruszamy na rondo starołęke, gdzie jesteśmy umówieni z kuzynem. W czwórkę jedziemy przez rataje, aż do kampusu polibudy. Kupujemy piwka i udajemy się nad Wartę:
Kocyk, gry karciane, żelki oraz piękna pogoda czego chcieć więcej:
Niestety się zasiedzieliśmy i do domu nie wracam rowerem, a odwozi mnie Marta. Za co ładnie dziękuję! :)
Kocyk, gry karciane, żelki oraz piękna pogoda czego chcieć więcej:
Niestety się zasiedzieliśmy i do domu nie wracam rowerem, a odwozi mnie Marta. Za co ładnie dziękuję! :)
Praca. Wycieczka do WPN-u.
Niedziela, 10 maja 2015 | dodano:21.05.2015Kategoria 50-100km, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 72.20 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 03:51 | km/h: | 18.75 |
Pr. maks.: | 43.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzisiaj od rana tradycyjnie do pracy. Piękny wschód słońca dzisiaj wymusił na mnie chwilowy postój i uwiecznienie widoku na zdjęciu:
Dzień w pracy minął naprawdę szybko. Cały czas myślałem o popołudniowym rowerze. W końcu przyszła godzina 14, wskakuje w rowerowe ciuszki i gnam szybko do Marty. Przejazd rowerem przez zawalony Dębiec, coś wspaniałego. Samochody stoją, a ja jadę. U Marty jem obiadek i po 16 ruszamy w kierunku WPN-u. Oczywiście szlakiem nadwarciańskim:
Podczas chwilowej przerwy udało mi się zrobić fajne zdjęcie jaszczurce. Wystarczyło nie ruszać nogami i wcale nie uciekała:
Dalsza droga szlakiem minęła sprawnie. Wyjechaliśmy trochę szybciej. Nie chcieliśmy się spóźnić na umówione spotkanie z Anią i Lotką. W Puszczykowie przy lodach jak zwykle kolejka, jednak idzie sprawnie. Z Martą wybieramy po 2 gałki. Zjedliśmy. Nie są jakieś specjalne te lody. Jadłem lepsze. Po chwili przyjeżdżają dziewczyny, chwila rozmowy i ruszamy w kierunku WPN-u. Na początku wita nas terenowy podjazd żółtym szlakiem. Dalsza droga to fajny single-track:
Wyjeżdżamy na Grajzerówce. Tutaj padła decyzja czy jedziemy w kierunku domu czy jedziemy dalej w ,,las". Decyzja padła na dalszą jazdę. Tak też po chwili jesteśmy koło jeziora Góreckiego. Postanowiliśmy zrobić krótką przerwę na podziwianie widoków:
Kolejny etap dzisiejszej wycieczki to jazd PP. Jadąc dyskutując o rowerach i nie tylko docieramy do Łodzi. Tam na środku skrzyżowania musieliśmy chwile przystanąć, aby podjąć decyzje gdzie jechać dalej. Postanowiliśmy jechać do Trzebawia. W miedzy czasie wyprzedzający nas samochód strasznie nas zakurzył. Było widać, że zrobił to specjalnie. W samym Trzebawiu przerwa pod domem cioci Marty:
Marta odwiedza ciocie na chwilę. Po chwili przerwy ruszamy dalej. Jedziemy jeszcze w kierunku Stęszewa. Niestety nie udało mi się namówić dziewczyn na czekoladę. Zasmucony kieruję się w kierunku domu. Jednak po chwili przepiękny zachód słońca poprawia mi humor. Chyba czekolada nie była tak ważna jak te chwile na świeżym powietrzu:
Po kilku kilometrach lądujemy w Chomęcicach, gdzie żegnamy się z dziewczynami. Ja z Martą ruszamy do Głuchowa. Mimo, iż mojej pani się nie chciało wracać i miała możliwość powrotu do domu samochodem, wraca rowerem. Ja oczywiście jadę ją odprowadzić:
Tradycyjnie w Luboniu się rozstajemy. Szybko wracam po zmroku do domu.
Dzięki wam wszystkim za tą fajną terenową wycieczkę! :)
Dzień w pracy minął naprawdę szybko. Cały czas myślałem o popołudniowym rowerze. W końcu przyszła godzina 14, wskakuje w rowerowe ciuszki i gnam szybko do Marty. Przejazd rowerem przez zawalony Dębiec, coś wspaniałego. Samochody stoją, a ja jadę. U Marty jem obiadek i po 16 ruszamy w kierunku WPN-u. Oczywiście szlakiem nadwarciańskim:
Podczas chwilowej przerwy udało mi się zrobić fajne zdjęcie jaszczurce. Wystarczyło nie ruszać nogami i wcale nie uciekała:
Dalsza droga szlakiem minęła sprawnie. Wyjechaliśmy trochę szybciej. Nie chcieliśmy się spóźnić na umówione spotkanie z Anią i Lotką. W Puszczykowie przy lodach jak zwykle kolejka, jednak idzie sprawnie. Z Martą wybieramy po 2 gałki. Zjedliśmy. Nie są jakieś specjalne te lody. Jadłem lepsze. Po chwili przyjeżdżają dziewczyny, chwila rozmowy i ruszamy w kierunku WPN-u. Na początku wita nas terenowy podjazd żółtym szlakiem. Dalsza droga to fajny single-track:
Wyjeżdżamy na Grajzerówce. Tutaj padła decyzja czy jedziemy w kierunku domu czy jedziemy dalej w ,,las". Decyzja padła na dalszą jazdę. Tak też po chwili jesteśmy koło jeziora Góreckiego. Postanowiliśmy zrobić krótką przerwę na podziwianie widoków:
Kolejny etap dzisiejszej wycieczki to jazd PP. Jadąc dyskutując o rowerach i nie tylko docieramy do Łodzi. Tam na środku skrzyżowania musieliśmy chwile przystanąć, aby podjąć decyzje gdzie jechać dalej. Postanowiliśmy jechać do Trzebawia. W miedzy czasie wyprzedzający nas samochód strasznie nas zakurzył. Było widać, że zrobił to specjalnie. W samym Trzebawiu przerwa pod domem cioci Marty:
Marta odwiedza ciocie na chwilę. Po chwili przerwy ruszamy dalej. Jedziemy jeszcze w kierunku Stęszewa. Niestety nie udało mi się namówić dziewczyn na czekoladę. Zasmucony kieruję się w kierunku domu. Jednak po chwili przepiękny zachód słońca poprawia mi humor. Chyba czekolada nie była tak ważna jak te chwile na świeżym powietrzu:
Po kilku kilometrach lądujemy w Chomęcicach, gdzie żegnamy się z dziewczynami. Ja z Martą ruszamy do Głuchowa. Mimo, iż mojej pani się nie chciało wracać i miała możliwość powrotu do domu samochodem, wraca rowerem. Ja oczywiście jadę ją odprowadzić:
Tradycyjnie w Luboniu się rozstajemy. Szybko wracam po zmroku do domu.
Dzięki wam wszystkim za tą fajną terenową wycieczkę! :)
Odprowadzić Martę.
Poniedziałek, 4 maja 2015 | dodano:10.05.2015Kategoria Z moją piękną!
Km: | 12.91 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:07 | km/h: | 11.56 |
Pr. maks.: | 38.10 | Temperatura: | 12.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Tak jak w tytule. Po weekendzie majowym Marta chciała mieć swój rower u siebie w domu. Spokojnym tempem odprowadzam ją w nasze umówione miejsce.
Majówka. Rodzinna niedziela.
Niedziela, 3 maja 2015 | dodano:20.05.2015Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 13.38 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 00:45 | km/h: | 17.84 |
Pr. maks.: | 42.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W dniu dzisiejszym również mieliśmy jechać rowerami na imieniny, ale po prostu nam się nie chciało. Jednak jak mogliśmy odpuścić całkowicie rower w tak słoneczny, a przede wszystkim wolny dzień. Namawiamy rodziców na krótką przejażdżkę po okolicy. Im też się za bardzo nie chciało, więc namawiamy ich chociaż na przejażdżkę nad jezioro. Już po kilku metrach stwierdzili, że chcą jechać kawałek dalej. Tak też polną drogą jedziemy do Rosnówka:
Zaraz po wjeździe do wioski skręcamy w prawo i kierujemy się w stronę mostku nad jeziorami. Rodzice nawet nie wiedzieli o jego istnieniu. Tak też docieramy do WPN-u. Leśnymi ścieżkami kręcimy dalej. Niestety powalone drzewo wymusiło zejście z rowerów. Ja korzystam z okazji i strzelam szybką fotkę mojej dzielnej brygady!
Kilkaset metrów dalej robimy przerwę nad jeziorkiem. Ja podejmuję próbę naprawy roweru taty, a dokładniej korby. Jedyne moje narzędzie to kombinerki:
Po krótkim odpoczynku wracamy już do domu. Naprawdę fajna krótka wycieczka. W drodze powrotnej jeszcze spotykamy bryczkę:
Fajnie jak można tak rodzinkę wyciągnąć na rower!
Zaraz po wjeździe do wioski skręcamy w prawo i kierujemy się w stronę mostku nad jeziorami. Rodzice nawet nie wiedzieli o jego istnieniu. Tak też docieramy do WPN-u. Leśnymi ścieżkami kręcimy dalej. Niestety powalone drzewo wymusiło zejście z rowerów. Ja korzystam z okazji i strzelam szybką fotkę mojej dzielnej brygady!
Kilkaset metrów dalej robimy przerwę nad jeziorkiem. Ja podejmuję próbę naprawy roweru taty, a dokładniej korby. Jedyne moje narzędzie to kombinerki:
Po krótkim odpoczynku wracamy już do domu. Naprawdę fajna krótka wycieczka. W drodze powrotnej jeszcze spotykamy bryczkę:
Fajnie jak można tak rodzinkę wyciągnąć na rower!
Majówka. Na imieniny.
Sobota, 2 maja 2015 | dodano:19.05.2015Kategoria 50-100km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 55.47 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 03:11 | km/h: | 17.43 |
Pr. maks.: | 64.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W tym roku majówka wypadała mizernie. Jednak jak mogło się obyć na majówce bez roweru. Dziadek wyprawiał imieniny, mieszka koło 50km od nas. Idealnie aby połączyć odwiedziny z rowerem. Z Martą ruszamy koło południa. Przejazd przez Poznań idzie świetnie. Cały czas drogami rowerowymi. Od Junikowa aż do Niestachowskiej. Kawałek dalej musieliśmy jechać wśród samochodów. Gdy widzimy kierunkowskazach na Morasko. Tam też przy biedronce robimy przerwę na lodzika i zakup kilku batoników na podróż:
Jak widać prognozy się nie sprawdziły, że będzie 30 stopni: 10 w piątek, 10 w sobotę i 10 w niedzielę, ale w sobotę było dobre 20.
Za przejazdem kolejowym szybka sik-pauza. Parę górek na tej trasie pokonujemy sprawnie. W Morasku odbijamy na Biedrusko. Ten kawałek drogi jest cudowny, gdyby tylko nie te trąbiące samochody:
W Radajewie odbijamy na Nadwarciański Szlak Rowerowy. Mimo momentami piaszczystej drogi i górek to i tak się jedzie lepiej niż wśród pędzących samochodów. Wyjeżdżamy koło Warty w Biedrusku. Przecinamy rzekę i jedziemy dalej NSR. W majówkę nie tylko rowerzyści wyciągają swój sprzęt:
W Mściszewie odbijamy w nieznane mi drogi ,,nie jechałem tam nigdy, dlaczego dzisiaj by nie spróbować" pomyślałem sobie. Po cięższym podjeździe robimy krótką przerwę aby zjeść batoniki z biedronki oraz kanapki zabrane z domu. Musiałem posłużyć się nawigacją w telefonie aby specjalnie nie błądzić. Na telefonie miałem zaznaczone nawet takie drogi:
Bez błędnie kieruje nas i wyjeżdżamy w Białęgach. Przejeżdżamy przez Kąty i już jesteśmy w Długiej Goślinie. Podoba mi się ta opcja dojazdu do dziadka. Kawałek za Długą wjeżdżamy do lasu, aby ostatnie kilometry pokonać leśnymi duktami. Nie obyło się też bez oglądania zwierzyny:
Po ponad 50 km kilometrach, docieramy jako pierwsi na imieniny
Dziękuje kochanie za te fajne 50km :* Teraz będziemy częściej taką formę dojazdu stosować.
Jak widać prognozy się nie sprawdziły, że będzie 30 stopni: 10 w piątek, 10 w sobotę i 10 w niedzielę, ale w sobotę było dobre 20.
Za przejazdem kolejowym szybka sik-pauza. Parę górek na tej trasie pokonujemy sprawnie. W Morasku odbijamy na Biedrusko. Ten kawałek drogi jest cudowny, gdyby tylko nie te trąbiące samochody:
W Radajewie odbijamy na Nadwarciański Szlak Rowerowy. Mimo momentami piaszczystej drogi i górek to i tak się jedzie lepiej niż wśród pędzących samochodów. Wyjeżdżamy koło Warty w Biedrusku. Przecinamy rzekę i jedziemy dalej NSR. W majówkę nie tylko rowerzyści wyciągają swój sprzęt:
W Mściszewie odbijamy w nieznane mi drogi ,,nie jechałem tam nigdy, dlaczego dzisiaj by nie spróbować" pomyślałem sobie. Po cięższym podjeździe robimy krótką przerwę aby zjeść batoniki z biedronki oraz kanapki zabrane z domu. Musiałem posłużyć się nawigacją w telefonie aby specjalnie nie błądzić. Na telefonie miałem zaznaczone nawet takie drogi:
Bez błędnie kieruje nas i wyjeżdżamy w Białęgach. Przejeżdżamy przez Kąty i już jesteśmy w Długiej Goślinie. Podoba mi się ta opcja dojazdu do dziadka. Kawałek za Długą wjeżdżamy do lasu, aby ostatnie kilometry pokonać leśnymi duktami. Nie obyło się też bez oglądania zwierzyny:
Po ponad 50 km kilometrach, docieramy jako pierwsi na imieniny
Dziękuje kochanie za te fajne 50km :* Teraz będziemy częściej taką formę dojazdu stosować.
Z ukochaną do kochanego WPN.
Niedziela, 19 kwietnia 2015 | dodano:27.04.2015Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 40.26 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:43 | km/h: | 14.82 |
Pr. maks.: | 47.10 | Temperatura: | 18.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
O tym jak lubię jeździć po Wielkopolskim Parku Narodowym chyba nie muszę po raz kolejny wspominać. Nic też dziwnego, że właśnie te tereny wybraliśmy na niedzielną wycieczkę. Ruszamy z Głuchowa na Chomęcice i tam już wjeżdżamy w teren. Polną drogą docieramy do Rosnówka. Przecinamy DK 5 i jesteśmy w WPN-ie. Jadąc wzdłuż jeziora Jarosławieckiego obiecuję sobie w myślach: ,,Na pewno w tym roku przyjadę tu popływać". Po kilku kilometrach jesteśmy na czerwonym szlaku którym okrążamy jezioro Góreckie:
Przepięknym single-trackiem jedziemy nad wyspę. Teraz jest tam piękny punkt widokowy z ławką i widokiem na zamek Klaudyny Potockiej:
Zaraz po tym czeka nas najtrudniejszy odcinek dzisiejszego dnia. Podejście pod schody, kontynuując jazdę czerwonym szlakiem. Jeszcze zaproponowałem wciągnięcie tam Marty rower, który był naprawdę ciężki. Zmachałem się co nie miara. Jadąc przez las miejscami po 30km/h na godzinę czuję się coś niesamowitego. Tak też było tym razem, nawet nie zauważyliśmy szlaku PP. Szybko docieramy do jeziora Kociołek i wspinamy się na Osową Górę. Mimo zmęczenia podjazdem decydujemy się wejść na wieżę widokową. Widok z niej naprawdę ładny:
Zjeżdżamy w kierunku drogi woj. miedzy Poznaniem, a Mosiną. Jedziemy asfaltem tylko chwilę bo znów wjeżdżamy w las. Jedziemy żółtym szlakiem. Odnośnie szlaku opcje są dwie, albo nim nie jechałem, albo jechałem dawno bo pamiętam tylko jedną górkę :) Po świetnej jeździe single trackiem: jesteśmy znowu na Grajezerówce. Marta już czuję się lekko zmęczona mimo to chętnie zgadza się na dalszą jazdę leśnymi ścieżkami. Tak też znowu jedziemy koło Jarosławieckiego, aby po chwili wrócić na słynną drogę z płyt.
Zjazd w dół i jesteśmy w Komornikach. Szybkie zakupy w biedrze i jesteśmy w domu. To było wspaniała popołudnie spędzone z ukochaną osobą. Oby więcej takich!!!
Przepięknym single-trackiem jedziemy nad wyspę. Teraz jest tam piękny punkt widokowy z ławką i widokiem na zamek Klaudyny Potockiej:
Zaraz po tym czeka nas najtrudniejszy odcinek dzisiejszego dnia. Podejście pod schody, kontynuując jazdę czerwonym szlakiem. Jeszcze zaproponowałem wciągnięcie tam Marty rower, który był naprawdę ciężki. Zmachałem się co nie miara. Jadąc przez las miejscami po 30km/h na godzinę czuję się coś niesamowitego. Tak też było tym razem, nawet nie zauważyliśmy szlaku PP. Szybko docieramy do jeziora Kociołek i wspinamy się na Osową Górę. Mimo zmęczenia podjazdem decydujemy się wejść na wieżę widokową. Widok z niej naprawdę ładny:
Zjeżdżamy w kierunku drogi woj. miedzy Poznaniem, a Mosiną. Jedziemy asfaltem tylko chwilę bo znów wjeżdżamy w las. Jedziemy żółtym szlakiem. Odnośnie szlaku opcje są dwie, albo nim nie jechałem, albo jechałem dawno bo pamiętam tylko jedną górkę :) Po świetnej jeździe single trackiem: jesteśmy znowu na Grajezerówce. Marta już czuję się lekko zmęczona mimo to chętnie zgadza się na dalszą jazdę leśnymi ścieżkami. Tak też znowu jedziemy koło Jarosławieckiego, aby po chwili wrócić na słynną drogę z płyt.
Zjazd w dół i jesteśmy w Komornikach. Szybkie zakupy w biedrze i jesteśmy w domu. To było wspaniała popołudnie spędzone z ukochaną osobą. Oby więcej takich!!!
Nad Maltę :)
Wtorek, 24 marca 2015 | dodano:07.04.2015Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 24.09 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 16.06 |
Pr. maks.: | 33.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Dzisiaj po pracy postanowiliśmy iść na rower. Parę kilometrów zrobione, a uśmiech na twarzy się pojawia. Nie jadłem nawet u Marty obiadu tylko od razu pojechaliśmy. Jechaliśmy wzdłuż Warty aż do Mostu Bolesława Chrobrego. Tam przecinamy Wartę i udajemy się nad Maltę. Akurat słońce zachodziło.
Marcie się przypomniało, że czegoś zapomniała ostatnio zabrać od Michała jak u niego byliśmy więc podjechaliśmy na moment. I rzeczywiście był to moment :D Po krótkiej rozmowie jedziemy dokończył kółko nad Maltą. Wracamy przez Rataje, gdzie mam kilka sprzeczek z kierowcami....
Dziękuję kochanie za tą krótką, ale treściwą wycieczkę :D
Marcie się przypomniało, że czegoś zapomniała ostatnio zabrać od Michała jak u niego byliśmy więc podjechaliśmy na moment. I rzeczywiście był to moment :D Po krótkiej rozmowie jedziemy dokończył kółko nad Maltą. Wracamy przez Rataje, gdzie mam kilka sprzeczek z kierowcami....
Dziękuję kochanie za tą krótką, ale treściwą wycieczkę :D
We wtorkowe po południe...
Wtorek, 10 marca 2015 | dodano:10.03.2015Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 35.61 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:32 | km/h: | 14.06 |
Pr. maks.: | 54.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzisiaj musiałem załatwić parę spraw na mieście, a w dodatku nie mogłem załatwić tego rowerem. Jednak razem z Martą już o godzinie 14 jesteśmy zwarci i gotowi i ruszamy w kierunku NSR na południe, a dokładnie naszym celem było Puszczykowo. Sam wyjazd z Poznania i przejazd przez Luboń idzie nam sprawnie. Jak już wjeżdżamy do lasu, to się robi dopiero ciekawie. Korzenie, piaski, góreczki, spady do rzeki. To jest to co lubię najbardziej, a jak możesz robić to z ukochaną to czego chcieć więcej:
Mkniemy tam tym szlakiem omijając korzenie i duże piachy. Po drodze spotykamy parę łabędzi. Ten jak się zatrzymaliśmy zrobić mu zdjęcie zdecydowanie oczekiwał od nas na początku jedzenia:
Kawałek dalej spotykamy dwa wręcz wyjące żurawie. Ogromne ptaszyska, niestety były daleko. Początkowo chciałem podejść bliżej. Jednak stwierdziłem, że zdjęcie z zooma musi wystarczyć:
Dalej docieramy do Puszczykowa, niestety lodziarnia jeszcze zamknięta, tak więc musimy się nacieszyć czekoladą z żabki. Dalsza trasa to kierunek Grajzerówka i droga terenowa wzdłuż. Mimo dziur lubię tędy jeździć. Przy zjeździe nad góreckie przerwa na niezdrowe chipsy, ale mieliśmy takiego smaka, nie dało się oprzeć. Kontynuujemy wzdłuż płytowej drogi. W Jarosławcu odbijamy na Wiry. Później przejazd przez Luboń i jesteśmy na Dębcu.
Dziękuje kochanie za kolejne wspólne kilometry! :D
Mkniemy tam tym szlakiem omijając korzenie i duże piachy. Po drodze spotykamy parę łabędzi. Ten jak się zatrzymaliśmy zrobić mu zdjęcie zdecydowanie oczekiwał od nas na początku jedzenia:
Kawałek dalej spotykamy dwa wręcz wyjące żurawie. Ogromne ptaszyska, niestety były daleko. Początkowo chciałem podejść bliżej. Jednak stwierdziłem, że zdjęcie z zooma musi wystarczyć:
Dalej docieramy do Puszczykowa, niestety lodziarnia jeszcze zamknięta, tak więc musimy się nacieszyć czekoladą z żabki. Dalsza trasa to kierunek Grajzerówka i droga terenowa wzdłuż. Mimo dziur lubię tędy jeździć. Przy zjeździe nad góreckie przerwa na niezdrowe chipsy, ale mieliśmy takiego smaka, nie dało się oprzeć. Kontynuujemy wzdłuż płytowej drogi. W Jarosławcu odbijamy na Wiry. Później przejazd przez Luboń i jesteśmy na Dębcu.
Dziękuje kochanie za kolejne wspólne kilometry! :D