Poznań-Kołobrzeg w jedną noc.
Piątek, 15 maja 2015 | dodano:04.06.2015Kategoria 200-300km, TCT, Ze zdjęciami, Poznań-Kołobrzeg!
Km: | 295.81 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 12:04 | km/h: | 24.51 |
Pr. maks.: | 60.65 | Temperatura: | 12.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Zastanawiam się czy by nie zrobić nowej kategorii na blogu: Poznań - Kołobrzeg. W końcu jest to nasza etatowa trasa, którą przynajmniej raz w roku przejadę jak nie więcej. To wcale nie był by taki głupi pomysł. Kwestia przemyślenia. Tymczasem kilka słów o samej wycieczce...
W tym roku wyjechaliśmy dosyć wcześnie i nie chodzi mi tu o godzinę jak o datę. Ruszamy już 15 maja. Na starcie pojawia się 12 ochotników. Nie mogło by zabraknąć wspólnego zdjęcia:
Z lekkim poślizgiem ruszamy w kierunku Szamotuł. W tym roku nie popełniamy błędu z zeszłego i ruszamy drogą wojewódzką zamiast bocznymi, które mają pełno dziur. Widać różnicę wyjazdu prawie miesiąc wcześniej. Już przed Szamotułami widać po woli zachodzące słońce:
W zeszłym roku taki widok obserwowaliśmy za Szamotułami. Oczywiście nie mogło zabraknąć tradycyjnej przerwy pod biedrą na nocne zakupy:
Po zakupach i spakowaniu się ruszamy w kierunku Czarnkowa. Zrobiło już się ciemno. Jeszcze przed Obrzyckiej 3minutowa sik-pauza. Lampki poszły w ruch i jedziemy dalej:
Robi się coraz zimniej. Postanowiliśmy nie robić przerwy w Czarnkowie tradycyjnie koło mostu tylko zaraz na początku na stacji benzynowej. Zawsze można się trochę ogrzać i zjeść ciepłego Hot-Doga lub wypić kawę. Także tutaj każdy ubiera praktycznie wszytko co ma. Temperatura już spadła grubo poniżej 10 stopni. Za Notecią spore mgły, przez co odczuwalna temperatura jeszcze mniejsza. W Trzciance nie planujemy przerwy. Jedynie czekamy na resztę grupy bo się trochę poszarpaliśmy. Ja szybko korzystam i robię sik-pauzę. W komplecie ruszamy dalej:
Jazda w lesie z takim oświetleniem jakim dysponowaliśmy to nic strasznego. Jednak, żadne oświetlenie nie zatrzyma wyobraźni, która zaczyna pracować, jak słychać zwierzynę biegnącą w lesie zaraz przy drodze. W taki właśnie warunkach docieramy do województwa Zachodnio-Pomorskiego:
Temperatura nie ,,próżnowała" i cały czas spadała na łeb na szyję:
Plan był dojechać do Wałcza zapytać się czy jest czynna grochówka na trasie. Jednak temperatura wymusiła na nas postój konieczny. Znajdujemy w Wałczu stacje, która jest czynna i gdzie można wejść do środka. Był Orlen, ale nie było Hot-Dog'ów. Na dworze coraz zimniej, a my musimy jechać dalej. Trzeba sobie jakoś dodatkowo radzić:
Na stacji dwóch ochotników rezygnuje z dalszej jazdy i wracają na pociąg. W 10 osób jedziemy dalej w te prawie, że arktyczne warunki. Każdy myślał tylko o ciepłej grochówce, a temperatura dalej spadała:
Robimy chwilową przerwę w lesie czekając na resztą. Jakby ktoś chciał z nami jechać to w tym momencie napiszę dwie rzeczy. Taka temperatura spotkała nas po raz pierwszy wcześniej najzimniej było koło 4-5 stopni. Drugą sprawą jest oświetlenie. Każdy posiada jakąś dobrą lampkę, więc nie ma się o co martwić:
Po za tym takie lampki nie są drogie. Grochówka była całe szczęście czynna. Wchodzimy do środka, a na widok kominka wszystkim pojawia się szczery uśmiech na twarzy. Spędzamy tam dobre 2h. Grochówka się znajduję na początku byłego pasa startowego:
Słońce zaczyna świecić już prawie z pełną mocą, co widać na jeziorach. Widok niesamowity:
Kilka kilometrów dalej mijamy słynny znak. Tak blisko, a jednak tak daleko. Jednak nie ma co narzekać robi się ciepło:
W samym Czaplinku chwilowa przerwa na stacji, aby móc skorzystać z toalety. Chwilę później postanawiamy podzielić się na dwie grupy. Pomysł został zaakceptowany. Grupa szosowa jedzie pierwsza, mamy spotkać się w Białogardzie. Jak wiadomo przed tym mamy drogę 100-zakrętów, gdzie jest cudownie pięknie:
W Białogardzie czekamy za resztą. Szosowcy lecą dalej do Kołobrzegu kupić miedzy innymi bilety. Tam też poczekamy za resztą. Nie mogło oczywiście zabraknąć fotki pod tablicą Kołobrzeg. Ile razy już tam byłem, a ile razy jeszcze tam będę:
Po zakupieniu jedziemy pod latarnie, gdzie spotykamy się z całą ekipą. Zdjęcie muszę wstawić beze mnie. bo oczywiście jak poprosiłem kogoś aby zrobił fotkę to musiał uciąć czubek latarni ech...
Niestety przez mróz w nocy przyjeżdżamy dosyć późno. Nie mamy za dużo czasu więc pierwsze co robimy to uderzamy na rybkę:
Nie mogło oczywiście zabraknąć zbiorowej fotki na plaży! Po raz kolejny udało się!
Taka ciekawostka: mój canyon po raz pierwszy zawitał w Kołobrzegu. Nad morzem był w Świnoujściu w zeszłym roku.
Młody nawet wygrywając zakład wszedł do wody. Temperatura na dworze koło 12 stopni wody poniżej 10, ech czego się nie robi dla piwa :P Tak więc robimy zakupy do pociągu i lecimy na dworzec równo 14.50 wyjeżdżamy do Poznania:
W pociągu świętowania nie mogło zabraknąć. Rekordzista pobił swój rekord o 190km! Da się!
Dzięki panowie za kolejny wspaniały wyjazd. Wszystkich, którzy by chcieli dołączyć zapraszam do śledzenia nas na FB.
W tym roku wyjechaliśmy dosyć wcześnie i nie chodzi mi tu o godzinę jak o datę. Ruszamy już 15 maja. Na starcie pojawia się 12 ochotników. Nie mogło by zabraknąć wspólnego zdjęcia:
Z lekkim poślizgiem ruszamy w kierunku Szamotuł. W tym roku nie popełniamy błędu z zeszłego i ruszamy drogą wojewódzką zamiast bocznymi, które mają pełno dziur. Widać różnicę wyjazdu prawie miesiąc wcześniej. Już przed Szamotułami widać po woli zachodzące słońce:
W zeszłym roku taki widok obserwowaliśmy za Szamotułami. Oczywiście nie mogło zabraknąć tradycyjnej przerwy pod biedrą na nocne zakupy:
Po zakupach i spakowaniu się ruszamy w kierunku Czarnkowa. Zrobiło już się ciemno. Jeszcze przed Obrzyckiej 3minutowa sik-pauza. Lampki poszły w ruch i jedziemy dalej:
Robi się coraz zimniej. Postanowiliśmy nie robić przerwy w Czarnkowie tradycyjnie koło mostu tylko zaraz na początku na stacji benzynowej. Zawsze można się trochę ogrzać i zjeść ciepłego Hot-Doga lub wypić kawę. Także tutaj każdy ubiera praktycznie wszytko co ma. Temperatura już spadła grubo poniżej 10 stopni. Za Notecią spore mgły, przez co odczuwalna temperatura jeszcze mniejsza. W Trzciance nie planujemy przerwy. Jedynie czekamy na resztę grupy bo się trochę poszarpaliśmy. Ja szybko korzystam i robię sik-pauzę. W komplecie ruszamy dalej:
Jazda w lesie z takim oświetleniem jakim dysponowaliśmy to nic strasznego. Jednak, żadne oświetlenie nie zatrzyma wyobraźni, która zaczyna pracować, jak słychać zwierzynę biegnącą w lesie zaraz przy drodze. W taki właśnie warunkach docieramy do województwa Zachodnio-Pomorskiego:
Temperatura nie ,,próżnowała" i cały czas spadała na łeb na szyję:
Plan był dojechać do Wałcza zapytać się czy jest czynna grochówka na trasie. Jednak temperatura wymusiła na nas postój konieczny. Znajdujemy w Wałczu stacje, która jest czynna i gdzie można wejść do środka. Był Orlen, ale nie było Hot-Dog'ów. Na dworze coraz zimniej, a my musimy jechać dalej. Trzeba sobie jakoś dodatkowo radzić:
Na stacji dwóch ochotników rezygnuje z dalszej jazdy i wracają na pociąg. W 10 osób jedziemy dalej w te prawie, że arktyczne warunki. Każdy myślał tylko o ciepłej grochówce, a temperatura dalej spadała:
Robimy chwilową przerwę w lesie czekając na resztą. Jakby ktoś chciał z nami jechać to w tym momencie napiszę dwie rzeczy. Taka temperatura spotkała nas po raz pierwszy wcześniej najzimniej było koło 4-5 stopni. Drugą sprawą jest oświetlenie. Każdy posiada jakąś dobrą lampkę, więc nie ma się o co martwić:
Po za tym takie lampki nie są drogie. Grochówka była całe szczęście czynna. Wchodzimy do środka, a na widok kominka wszystkim pojawia się szczery uśmiech na twarzy. Spędzamy tam dobre 2h. Grochówka się znajduję na początku byłego pasa startowego:
Słońce zaczyna świecić już prawie z pełną mocą, co widać na jeziorach. Widok niesamowity:
Kilka kilometrów dalej mijamy słynny znak. Tak blisko, a jednak tak daleko. Jednak nie ma co narzekać robi się ciepło:
W samym Czaplinku chwilowa przerwa na stacji, aby móc skorzystać z toalety. Chwilę później postanawiamy podzielić się na dwie grupy. Pomysł został zaakceptowany. Grupa szosowa jedzie pierwsza, mamy spotkać się w Białogardzie. Jak wiadomo przed tym mamy drogę 100-zakrętów, gdzie jest cudownie pięknie:
W Białogardzie czekamy za resztą. Szosowcy lecą dalej do Kołobrzegu kupić miedzy innymi bilety. Tam też poczekamy za resztą. Nie mogło oczywiście zabraknąć fotki pod tablicą Kołobrzeg. Ile razy już tam byłem, a ile razy jeszcze tam będę:
Po zakupieniu jedziemy pod latarnie, gdzie spotykamy się z całą ekipą. Zdjęcie muszę wstawić beze mnie. bo oczywiście jak poprosiłem kogoś aby zrobił fotkę to musiał uciąć czubek latarni ech...
Niestety przez mróz w nocy przyjeżdżamy dosyć późno. Nie mamy za dużo czasu więc pierwsze co robimy to uderzamy na rybkę:
Nie mogło oczywiście zabraknąć zbiorowej fotki na plaży! Po raz kolejny udało się!
Taka ciekawostka: mój canyon po raz pierwszy zawitał w Kołobrzegu. Nad morzem był w Świnoujściu w zeszłym roku.
Młody nawet wygrywając zakład wszedł do wody. Temperatura na dworze koło 12 stopni wody poniżej 10, ech czego się nie robi dla piwa :P Tak więc robimy zakupy do pociągu i lecimy na dworzec równo 14.50 wyjeżdżamy do Poznania:
W pociągu świętowania nie mogło zabraknąć. Rekordzista pobił swój rekord o 190km! Da się!
Dzięki panowie za kolejny wspaniały wyjazd. Wszystkich, którzy by chcieli dołączyć zapraszam do śledzenia nas na FB.
Praca.
Czwartek, 14 maja 2015 | dodano:20.05.2015
Km: | 19.72 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:41 | km/h: | 28.86 |
Pr. maks.: | 37.59 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Powtórka z dnia poprzedniego.
Praca.
Środa, 13 maja 2015 | dodano:20.05.2015Kategoria 0-50km
Km: | 19.02 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:40 | km/h: | 28.53 |
Pr. maks.: | 44.17 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Fajnie jest mieć możliwość dojazdu do pracy kolarzówką. Średnia rano 30.5km/h i wcale nie dlatego, że za późno wyjeżdżam. Po prostu rano dobrze noga podaje.
Szosowo.
Poniedziałek, 11 maja 2015 | dodano:12.05.2015Kategoria 0-50km, Ze zdjęciami
Km: | 44.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:35 | km/h: | 28.23 |
Pr. maks.: | 60.77 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Spontaniczny wyjazd ze Szczesiem. Tak by można opisać ten wyjazd w czterech słowach. Dzwonił już jak bylem w pracy, później zadzwonił poinformować mnie o jego dodatkowych godzinach w pracy. Mi to nie przeszkadzało i tak około 19 umawiamy się w Gołuskach. Robimy tradycyjną rundkę przez Palędzie, Dopierwiec, Dopiewo, Fiałkowo. Kawałek dalej musiałem robić szybką techniczną przerwę. Przy okazji Mateusz zauważa ładną scenę do zdjęcia:
Podczas przerwy gadamy o naszych małych planach. Dojeżdżamy do Więckowic, kawałek Bukowską, gdzie ograniczona jest możliwość rozmowy docieramy do Zakrzewa. Wzdłuż S11 jedziemy aż do Gołusek. Jadę Mateusza odprowadzić do Fabianowa. W drodze powrotnej podziwiam piękny zachód słońca:
W Komornikach łapię Tira, za którym jadę sobie spokojnie 60km/h. Żałuję, że nie jechał trochę szybciej, może byłby rekord :)
Dzięki za spontaniczny wyjazd :D
Podczas przerwy gadamy o naszych małych planach. Dojeżdżamy do Więckowic, kawałek Bukowską, gdzie ograniczona jest możliwość rozmowy docieramy do Zakrzewa. Wzdłuż S11 jedziemy aż do Gołusek. Jadę Mateusza odprowadzić do Fabianowa. W drodze powrotnej podziwiam piękny zachód słońca:
W Komornikach łapię Tira, za którym jadę sobie spokojnie 60km/h. Żałuję, że nie jechał trochę szybciej, może byłby rekord :)
Dzięki za spontaniczny wyjazd :D
Praca.
Poniedziałek, 11 maja 2015 | dodano:12.05.2015Kategoria 0-50km
Km: | 16.20 | Km teren: | 1.00 | Czas: | 00:38 | km/h: | 25.58 |
Pr. maks.: | 44.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Tradycyjna droga do i z pracy. Jazda rowerem o 5.30 rano jest wyjątkowa.
Praca. Wycieczka do WPN-u.
Niedziela, 10 maja 2015 | dodano:21.05.2015Kategoria 50-100km, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 72.20 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 03:51 | km/h: | 18.75 |
Pr. maks.: | 43.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzisiaj od rana tradycyjnie do pracy. Piękny wschód słońca dzisiaj wymusił na mnie chwilowy postój i uwiecznienie widoku na zdjęciu:
Dzień w pracy minął naprawdę szybko. Cały czas myślałem o popołudniowym rowerze. W końcu przyszła godzina 14, wskakuje w rowerowe ciuszki i gnam szybko do Marty. Przejazd rowerem przez zawalony Dębiec, coś wspaniałego. Samochody stoją, a ja jadę. U Marty jem obiadek i po 16 ruszamy w kierunku WPN-u. Oczywiście szlakiem nadwarciańskim:
Podczas chwilowej przerwy udało mi się zrobić fajne zdjęcie jaszczurce. Wystarczyło nie ruszać nogami i wcale nie uciekała:
Dalsza droga szlakiem minęła sprawnie. Wyjechaliśmy trochę szybciej. Nie chcieliśmy się spóźnić na umówione spotkanie z Anią i Lotką. W Puszczykowie przy lodach jak zwykle kolejka, jednak idzie sprawnie. Z Martą wybieramy po 2 gałki. Zjedliśmy. Nie są jakieś specjalne te lody. Jadłem lepsze. Po chwili przyjeżdżają dziewczyny, chwila rozmowy i ruszamy w kierunku WPN-u. Na początku wita nas terenowy podjazd żółtym szlakiem. Dalsza droga to fajny single-track:
Wyjeżdżamy na Grajzerówce. Tutaj padła decyzja czy jedziemy w kierunku domu czy jedziemy dalej w ,,las". Decyzja padła na dalszą jazdę. Tak też po chwili jesteśmy koło jeziora Góreckiego. Postanowiliśmy zrobić krótką przerwę na podziwianie widoków:
Kolejny etap dzisiejszej wycieczki to jazd PP. Jadąc dyskutując o rowerach i nie tylko docieramy do Łodzi. Tam na środku skrzyżowania musieliśmy chwile przystanąć, aby podjąć decyzje gdzie jechać dalej. Postanowiliśmy jechać do Trzebawia. W miedzy czasie wyprzedzający nas samochód strasznie nas zakurzył. Było widać, że zrobił to specjalnie. W samym Trzebawiu przerwa pod domem cioci Marty:
Marta odwiedza ciocie na chwilę. Po chwili przerwy ruszamy dalej. Jedziemy jeszcze w kierunku Stęszewa. Niestety nie udało mi się namówić dziewczyn na czekoladę. Zasmucony kieruję się w kierunku domu. Jednak po chwili przepiękny zachód słońca poprawia mi humor. Chyba czekolada nie była tak ważna jak te chwile na świeżym powietrzu:
Po kilku kilometrach lądujemy w Chomęcicach, gdzie żegnamy się z dziewczynami. Ja z Martą ruszamy do Głuchowa. Mimo, iż mojej pani się nie chciało wracać i miała możliwość powrotu do domu samochodem, wraca rowerem. Ja oczywiście jadę ją odprowadzić:
Tradycyjnie w Luboniu się rozstajemy. Szybko wracam po zmroku do domu.
Dzięki wam wszystkim za tą fajną terenową wycieczkę! :)
Dzień w pracy minął naprawdę szybko. Cały czas myślałem o popołudniowym rowerze. W końcu przyszła godzina 14, wskakuje w rowerowe ciuszki i gnam szybko do Marty. Przejazd rowerem przez zawalony Dębiec, coś wspaniałego. Samochody stoją, a ja jadę. U Marty jem obiadek i po 16 ruszamy w kierunku WPN-u. Oczywiście szlakiem nadwarciańskim:
Podczas chwilowej przerwy udało mi się zrobić fajne zdjęcie jaszczurce. Wystarczyło nie ruszać nogami i wcale nie uciekała:
Dalsza droga szlakiem minęła sprawnie. Wyjechaliśmy trochę szybciej. Nie chcieliśmy się spóźnić na umówione spotkanie z Anią i Lotką. W Puszczykowie przy lodach jak zwykle kolejka, jednak idzie sprawnie. Z Martą wybieramy po 2 gałki. Zjedliśmy. Nie są jakieś specjalne te lody. Jadłem lepsze. Po chwili przyjeżdżają dziewczyny, chwila rozmowy i ruszamy w kierunku WPN-u. Na początku wita nas terenowy podjazd żółtym szlakiem. Dalsza droga to fajny single-track:
Wyjeżdżamy na Grajzerówce. Tutaj padła decyzja czy jedziemy w kierunku domu czy jedziemy dalej w ,,las". Decyzja padła na dalszą jazdę. Tak też po chwili jesteśmy koło jeziora Góreckiego. Postanowiliśmy zrobić krótką przerwę na podziwianie widoków:
Kolejny etap dzisiejszej wycieczki to jazd PP. Jadąc dyskutując o rowerach i nie tylko docieramy do Łodzi. Tam na środku skrzyżowania musieliśmy chwile przystanąć, aby podjąć decyzje gdzie jechać dalej. Postanowiliśmy jechać do Trzebawia. W miedzy czasie wyprzedzający nas samochód strasznie nas zakurzył. Było widać, że zrobił to specjalnie. W samym Trzebawiu przerwa pod domem cioci Marty:
Marta odwiedza ciocie na chwilę. Po chwili przerwy ruszamy dalej. Jedziemy jeszcze w kierunku Stęszewa. Niestety nie udało mi się namówić dziewczyn na czekoladę. Zasmucony kieruję się w kierunku domu. Jednak po chwili przepiękny zachód słońca poprawia mi humor. Chyba czekolada nie była tak ważna jak te chwile na świeżym powietrzu:
Po kilku kilometrach lądujemy w Chomęcicach, gdzie żegnamy się z dziewczynami. Ja z Martą ruszamy do Głuchowa. Mimo, iż mojej pani się nie chciało wracać i miała możliwość powrotu do domu samochodem, wraca rowerem. Ja oczywiście jadę ją odprowadzić:
Tradycyjnie w Luboniu się rozstajemy. Szybko wracam po zmroku do domu.
Dzięki wam wszystkim za tą fajną terenową wycieczkę! :)
Odprowadzić Martę.
Poniedziałek, 4 maja 2015 | dodano:10.05.2015Kategoria Z moją piękną!
Km: | 12.91 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:07 | km/h: | 11.56 |
Pr. maks.: | 38.10 | Temperatura: | 12.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Tak jak w tytule. Po weekendzie majowym Marta chciała mieć swój rower u siebie w domu. Spokojnym tempem odprowadzam ją w nasze umówione miejsce.
Majówka. Rodzinna niedziela.
Niedziela, 3 maja 2015 | dodano:20.05.2015Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 13.38 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 00:45 | km/h: | 17.84 |
Pr. maks.: | 42.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W dniu dzisiejszym również mieliśmy jechać rowerami na imieniny, ale po prostu nam się nie chciało. Jednak jak mogliśmy odpuścić całkowicie rower w tak słoneczny, a przede wszystkim wolny dzień. Namawiamy rodziców na krótką przejażdżkę po okolicy. Im też się za bardzo nie chciało, więc namawiamy ich chociaż na przejażdżkę nad jezioro. Już po kilku metrach stwierdzili, że chcą jechać kawałek dalej. Tak też polną drogą jedziemy do Rosnówka:
Zaraz po wjeździe do wioski skręcamy w prawo i kierujemy się w stronę mostku nad jeziorami. Rodzice nawet nie wiedzieli o jego istnieniu. Tak też docieramy do WPN-u. Leśnymi ścieżkami kręcimy dalej. Niestety powalone drzewo wymusiło zejście z rowerów. Ja korzystam z okazji i strzelam szybką fotkę mojej dzielnej brygady!
Kilkaset metrów dalej robimy przerwę nad jeziorkiem. Ja podejmuję próbę naprawy roweru taty, a dokładniej korby. Jedyne moje narzędzie to kombinerki:
Po krótkim odpoczynku wracamy już do domu. Naprawdę fajna krótka wycieczka. W drodze powrotnej jeszcze spotykamy bryczkę:
Fajnie jak można tak rodzinkę wyciągnąć na rower!
Zaraz po wjeździe do wioski skręcamy w prawo i kierujemy się w stronę mostku nad jeziorami. Rodzice nawet nie wiedzieli o jego istnieniu. Tak też docieramy do WPN-u. Leśnymi ścieżkami kręcimy dalej. Niestety powalone drzewo wymusiło zejście z rowerów. Ja korzystam z okazji i strzelam szybką fotkę mojej dzielnej brygady!
Kilkaset metrów dalej robimy przerwę nad jeziorkiem. Ja podejmuję próbę naprawy roweru taty, a dokładniej korby. Jedyne moje narzędzie to kombinerki:
Po krótkim odpoczynku wracamy już do domu. Naprawdę fajna krótka wycieczka. W drodze powrotnej jeszcze spotykamy bryczkę:
Fajnie jak można tak rodzinkę wyciągnąć na rower!
Majówka. Na imieniny.
Sobota, 2 maja 2015 | dodano:19.05.2015Kategoria 50-100km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 55.47 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 03:11 | km/h: | 17.43 |
Pr. maks.: | 64.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W tym roku majówka wypadała mizernie. Jednak jak mogło się obyć na majówce bez roweru. Dziadek wyprawiał imieniny, mieszka koło 50km od nas. Idealnie aby połączyć odwiedziny z rowerem. Z Martą ruszamy koło południa. Przejazd przez Poznań idzie świetnie. Cały czas drogami rowerowymi. Od Junikowa aż do Niestachowskiej. Kawałek dalej musieliśmy jechać wśród samochodów. Gdy widzimy kierunkowskazach na Morasko. Tam też przy biedronce robimy przerwę na lodzika i zakup kilku batoników na podróż:
Jak widać prognozy się nie sprawdziły, że będzie 30 stopni: 10 w piątek, 10 w sobotę i 10 w niedzielę, ale w sobotę było dobre 20.
Za przejazdem kolejowym szybka sik-pauza. Parę górek na tej trasie pokonujemy sprawnie. W Morasku odbijamy na Biedrusko. Ten kawałek drogi jest cudowny, gdyby tylko nie te trąbiące samochody:
W Radajewie odbijamy na Nadwarciański Szlak Rowerowy. Mimo momentami piaszczystej drogi i górek to i tak się jedzie lepiej niż wśród pędzących samochodów. Wyjeżdżamy koło Warty w Biedrusku. Przecinamy rzekę i jedziemy dalej NSR. W majówkę nie tylko rowerzyści wyciągają swój sprzęt:
W Mściszewie odbijamy w nieznane mi drogi ,,nie jechałem tam nigdy, dlaczego dzisiaj by nie spróbować" pomyślałem sobie. Po cięższym podjeździe robimy krótką przerwę aby zjeść batoniki z biedronki oraz kanapki zabrane z domu. Musiałem posłużyć się nawigacją w telefonie aby specjalnie nie błądzić. Na telefonie miałem zaznaczone nawet takie drogi:
Bez błędnie kieruje nas i wyjeżdżamy w Białęgach. Przejeżdżamy przez Kąty i już jesteśmy w Długiej Goślinie. Podoba mi się ta opcja dojazdu do dziadka. Kawałek za Długą wjeżdżamy do lasu, aby ostatnie kilometry pokonać leśnymi duktami. Nie obyło się też bez oglądania zwierzyny:
Po ponad 50 km kilometrach, docieramy jako pierwsi na imieniny
Dziękuje kochanie za te fajne 50km :* Teraz będziemy częściej taką formę dojazdu stosować.
Jak widać prognozy się nie sprawdziły, że będzie 30 stopni: 10 w piątek, 10 w sobotę i 10 w niedzielę, ale w sobotę było dobre 20.
Za przejazdem kolejowym szybka sik-pauza. Parę górek na tej trasie pokonujemy sprawnie. W Morasku odbijamy na Biedrusko. Ten kawałek drogi jest cudowny, gdyby tylko nie te trąbiące samochody:
W Radajewie odbijamy na Nadwarciański Szlak Rowerowy. Mimo momentami piaszczystej drogi i górek to i tak się jedzie lepiej niż wśród pędzących samochodów. Wyjeżdżamy koło Warty w Biedrusku. Przecinamy rzekę i jedziemy dalej NSR. W majówkę nie tylko rowerzyści wyciągają swój sprzęt:
W Mściszewie odbijamy w nieznane mi drogi ,,nie jechałem tam nigdy, dlaczego dzisiaj by nie spróbować" pomyślałem sobie. Po cięższym podjeździe robimy krótką przerwę aby zjeść batoniki z biedronki oraz kanapki zabrane z domu. Musiałem posłużyć się nawigacją w telefonie aby specjalnie nie błądzić. Na telefonie miałem zaznaczone nawet takie drogi:
Bez błędnie kieruje nas i wyjeżdżamy w Białęgach. Przejeżdżamy przez Kąty i już jesteśmy w Długiej Goślinie. Podoba mi się ta opcja dojazdu do dziadka. Kawałek za Długą wjeżdżamy do lasu, aby ostatnie kilometry pokonać leśnymi duktami. Nie obyło się też bez oglądania zwierzyny:
Po ponad 50 km kilometrach, docieramy jako pierwsi na imieniny
Dziękuje kochanie za te fajne 50km :* Teraz będziemy częściej taką formę dojazdu stosować.
Terenowo z Michałem.
Niedziela, 26 kwietnia 2015 | dodano:03.05.2015Kategoria 100-200km, Ze zdjęciami
Km: | 128.01 | Km teren: | 60.00 | Czas: | 05:38 | km/h: | 22.72 |
Pr. maks.: | 45.80 | Temperatura: | 25.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Przed tą wycieczką razem z Michałem mieliśmy mały dylemat. Jaki rodzaj roweru wybrać. Jednak z racji na ostatnią DWU-setkę na szosie wybraliśmy teren. Umówiłem się z Michałem o 10 pod jego domem. Ruszyłem kilka minut po 9, a wiatr mi sprzyjał:
Wiatr pomagał, noga podawała tak więc wjeżdżam na ,,buziaka" do Marty. Akurat szykowała się do pracy, więc dużo czasu nie mieliśmy. Mój rumak mógł sobie odpocząć na słoneczku przed dalszą jazdą:
Zamieniam jeszcze z Martą kilka słów, daje buziaka pocieszającego do pracy i lecę dalej. W Dębinie wjeżdżam na Szlak Nadwarciański, którym docieram nad Maltę. Szybkie okrążenie i jestem u Michała, który akurat wychodził z klatki. Michał mnie kieruje przez miasto i już po chwili wjeżdżamy na zachodnią cześć NSR. Tą trasę jadę po raz pierwszy. Tereny poznaję dopiero za Radajewem. Jest cudowanie szczególnie o tej porze roku:
Oj wrócę tu jeszcze nie raz na pewno:
Jedziemy i rozmawiamy sobie o rowerach o pomysłach na wyjazdy. Michał mi pokazuje jak kiedyś wylała Warta i nagle jesteśmy w Biedrusku. Przecinamy Wartę i wjeżdżamy na szlak PP i NSR. Tak też docieramy do Murowanej Gośliny. Postanowiliśmy zrobić sobie przerwę pod biedronką na zrobienie zapasów:
Dalszą drogę przemierzamy właśnie szlakiem pierścienia Poznania przez Puszczę Zielonkę. Przyznam się trochę mi siły opadły. Piasek sprawiał trudności, górki wydawały się dłuższe, ale wiedziałem, że to tylko kryzys. Dojechaliśmy w końcu do Dąbrówki Kościelnej, gdzie znajduję się piękny kościół:
Znanymi trasami podążamy dalej. Przypominają nam się wszystkie odcinki z przejechanego nie jednokrotnie szlaku PP. Oczywiście piasku nie brakowało. Zrobiliśmy sobie tam przerwę na chwilowe pogaduchy o ,,interesach":
Docieramy do Promna, gdzie zjeżdżamy na czarny szlak, którym podążamy do Poznania. Jedzie się przyjemnie trochę pod wiatr, ale wróciły siły po kryzysie. Jednak przerwa musiała być zatrzymujemy się pod sklepem kupujemy picie i rożka.
Po drodze spotkaliśmy pełno żab wszystkie uciekały, ale ta jedna chciała się fotografować:
Docieramy szybko do Poznania. Jedziemy kółko wokół Malty. Siadamy jeszcze chwilę na ławce dyskutując, jakby czasu na rowerze było mało. Widocznie było mało. Z Malty szybkim tempem przez Dębiec, Luboń i Komorniki wracam do domu.
Dzięki Michał za te terenowe dobre 100km. Do następnego razu!
Wiatr pomagał, noga podawała tak więc wjeżdżam na ,,buziaka" do Marty. Akurat szykowała się do pracy, więc dużo czasu nie mieliśmy. Mój rumak mógł sobie odpocząć na słoneczku przed dalszą jazdą:
Zamieniam jeszcze z Martą kilka słów, daje buziaka pocieszającego do pracy i lecę dalej. W Dębinie wjeżdżam na Szlak Nadwarciański, którym docieram nad Maltę. Szybkie okrążenie i jestem u Michała, który akurat wychodził z klatki. Michał mnie kieruje przez miasto i już po chwili wjeżdżamy na zachodnią cześć NSR. Tą trasę jadę po raz pierwszy. Tereny poznaję dopiero za Radajewem. Jest cudowanie szczególnie o tej porze roku:
Oj wrócę tu jeszcze nie raz na pewno:
Jedziemy i rozmawiamy sobie o rowerach o pomysłach na wyjazdy. Michał mi pokazuje jak kiedyś wylała Warta i nagle jesteśmy w Biedrusku. Przecinamy Wartę i wjeżdżamy na szlak PP i NSR. Tak też docieramy do Murowanej Gośliny. Postanowiliśmy zrobić sobie przerwę pod biedronką na zrobienie zapasów:
Dalszą drogę przemierzamy właśnie szlakiem pierścienia Poznania przez Puszczę Zielonkę. Przyznam się trochę mi siły opadły. Piasek sprawiał trudności, górki wydawały się dłuższe, ale wiedziałem, że to tylko kryzys. Dojechaliśmy w końcu do Dąbrówki Kościelnej, gdzie znajduję się piękny kościół:
Znanymi trasami podążamy dalej. Przypominają nam się wszystkie odcinki z przejechanego nie jednokrotnie szlaku PP. Oczywiście piasku nie brakowało. Zrobiliśmy sobie tam przerwę na chwilowe pogaduchy o ,,interesach":
Docieramy do Promna, gdzie zjeżdżamy na czarny szlak, którym podążamy do Poznania. Jedzie się przyjemnie trochę pod wiatr, ale wróciły siły po kryzysie. Jednak przerwa musiała być zatrzymujemy się pod sklepem kupujemy picie i rożka.
Po drodze spotkaliśmy pełno żab wszystkie uciekały, ale ta jedna chciała się fotografować:
Docieramy szybko do Poznania. Jedziemy kółko wokół Malty. Siadamy jeszcze chwilę na ławce dyskutując, jakby czasu na rowerze było mało. Widocznie było mało. Z Malty szybkim tempem przez Dębiec, Luboń i Komorniki wracam do domu.
Dzięki Michał za te terenowe dobre 100km. Do następnego razu!