Europa południowa dzień 11/17
Czwartek, 7 lipca 2011 | dodano:29.07.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa, Za granicą
Km: | 118.15 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:08 | km/h: | 19.26 |
Pr. maks.: | 38.43 | Temperatura: | 40.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 174m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 11 przywitał nas z samego rana niezłym upałem... tak więc ruszamy już kilka min po 8. Co ciekawe kilka dosłownie km dalej były pola campingowe ;p Po paru km spotykamy parę z Holandii oraz Niemiec. Śniadanie jemy pod sklepem o charakterystycznej nazwie: CBA ;p Dalej kierujemy się drogą rowerową na Guyor:
Po drodze mijając się parę razy z parą z Niemiec. Po dojechaniu do miasta robimy krótka przerwę pod sklepem i jedziemy zwiedzić bardzo ładne miasteczko:
Centrum.
To nawet nie wiem co był za budynek i charakterystyczne Węgierskie Ikarusy.
Dalej z małymi problemami udaje nam się wyjechać na Papę. Upał był tak niemiłosierny, że każdą przerwę na zdjęcie czy na cokolwiek robimy w cieniu:
W Papie mijamy kościółek, który wymagał remontu:
i jedziemy do Lidla. Rozbijamy się kilka km za Papą. Kolację robimy sobie przy drodze będąc co chwile pozdrawiani przez ludzi, a na nocleg wjeżdżamy trochę głębiej:
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Po drodze mijając się parę razy z parą z Niemiec. Po dojechaniu do miasta robimy krótka przerwę pod sklepem i jedziemy zwiedzić bardzo ładne miasteczko:
Centrum.
To nawet nie wiem co był za budynek i charakterystyczne Węgierskie Ikarusy.
Dalej z małymi problemami udaje nam się wyjechać na Papę. Upał był tak niemiłosierny, że każdą przerwę na zdjęcie czy na cokolwiek robimy w cieniu:
W Papie mijamy kościółek, który wymagał remontu:
i jedziemy do Lidla. Rozbijamy się kilka km za Papą. Kolację robimy sobie przy drodze będąc co chwile pozdrawiani przez ludzi, a na nocleg wjeżdżamy trochę głębiej:
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Europa południowa dzień 10/17
Środa, 6 lipca 2011 | dodano:29.07.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa, Za granicą
Km: | 109.33 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:51 | km/h: | 18.69 |
Pr. maks.: | 38.43 | Temperatura: | 30.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 180m | Rower: | Kellys Magic |
Czas znowu usiąść na swoje siodło...
Wyjeżdżamy sobie spokojnie bez pośpiechu koło 10. Z racji tego, że ciocia mieszka nad samym Dunajem od razu wjeżdżamy na Euro Velo 6:
Początkowo jedziemy zupełnie przypadkowo plażą nudystów... owa plaża wydawała się nie kończyć, a sami plażowicze nie byli zachwycenie, że tam jedziemy. Ciekawe jakby na nas patrzyli jakbyśmy jechali w takim samym ,,ubiorze" jak oni ;p Po wyjechaniu już w pełni na właściwą drogę jedzie się wyśmienicie. Szeroki zadbany asfalt z racji tego, że to droga rowerowa zero samochodów. Tak jedziemy na samą Słowację do samej Bratysławy:
W samej Bratysławie robimy szybkie zakupy i szukamy wyjazdu z tego miasta. Nawet jechaliśmy chwile autostradą... Z racji tego, że słowacki podobny do polskiego o drogę pytaliśmy po polsku odpowiedź słyszeliśmy po słowacko, ale i tak wiedzieliśmy gdzie jechać :)
Udało nam się wjechać z powrotem na ścieżkę naddunajską co dla nas było wielka niespodzianką pozytywna oczywiście:
Droga na zdjęciu jest przeznaczona tylko rowerów. Na tej drodze dostaliśmy z Mateuszem jakiegoś dziwnego przypływu mocy i tak z 10 km jechaliśmy koło 30km/h wycinając praktycznie wszystkich oprócz szosowców ;p Po tych 10 km zjeżdżamy z owej drogi i po kilku km wjeżdżamy na Węgry:
Nocleg znajdujemy kilka km dalej. Najpierw kolacja:
a później rozbicie namiotu:
Zdjęcie zrobione rano. Ogólnie jeszcze wieczorem po rozbiciu namiotu przejechał koło nas samochód osobowy, zwolnił popatrzył ominął rowery i .... pojechał dalej ;p
Dzień bardzo udany: 3 państwa 2 stolice i ponad 100km :)
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Wyjeżdżamy sobie spokojnie bez pośpiechu koło 10. Z racji tego, że ciocia mieszka nad samym Dunajem od razu wjeżdżamy na Euro Velo 6:
Początkowo jedziemy zupełnie przypadkowo plażą nudystów... owa plaża wydawała się nie kończyć, a sami plażowicze nie byli zachwycenie, że tam jedziemy. Ciekawe jakby na nas patrzyli jakbyśmy jechali w takim samym ,,ubiorze" jak oni ;p Po wyjechaniu już w pełni na właściwą drogę jedzie się wyśmienicie. Szeroki zadbany asfalt z racji tego, że to droga rowerowa zero samochodów. Tak jedziemy na samą Słowację do samej Bratysławy:
W samej Bratysławie robimy szybkie zakupy i szukamy wyjazdu z tego miasta. Nawet jechaliśmy chwile autostradą... Z racji tego, że słowacki podobny do polskiego o drogę pytaliśmy po polsku odpowiedź słyszeliśmy po słowacko, ale i tak wiedzieliśmy gdzie jechać :)
Udało nam się wjechać z powrotem na ścieżkę naddunajską co dla nas było wielka niespodzianką pozytywna oczywiście:
Droga na zdjęciu jest przeznaczona tylko rowerów. Na tej drodze dostaliśmy z Mateuszem jakiegoś dziwnego przypływu mocy i tak z 10 km jechaliśmy koło 30km/h wycinając praktycznie wszystkich oprócz szosowców ;p Po tych 10 km zjeżdżamy z owej drogi i po kilku km wjeżdżamy na Węgry:
Nocleg znajdujemy kilka km dalej. Najpierw kolacja:
a później rozbicie namiotu:
Zdjęcie zrobione rano. Ogólnie jeszcze wieczorem po rozbiciu namiotu przejechał koło nas samochód osobowy, zwolnił popatrzył ominął rowery i .... pojechał dalej ;p
Dzień bardzo udany: 3 państwa 2 stolice i ponad 100km :)
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Europa południowa dzień 9/17
Wtorek, 5 lipca 2011 | dodano:29.07.2011Kategoria Europa południowa
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
czyli przerwa w rowerowaniu...
Wstajemy na spokojnie, bo dopiero po 10. Parę min później przyjeżdża moja ciocia. Jemy pyszne śniadanie, w radio leci sobie muzyczka i tak czas mija do południa. Później razem z ciocią jedziemy do Centrum Metrem U1. Wysiadamy na Stephanplaztz i pierwsze co nam się rzuca w oczy to ogromna ilość ludzi. Jak ciocia mówiła w 90% są to turyści. Oczywiście wielkie bogactwo. Sklepy najwyższych marek. Przeglądając różne wystawy naszym oczom ukazują się garnitury po 10 tys EURO, zegarki kolczyki itp w cenach najróżniejszych. Najdroższą rzeczą były pierścionki za (po przeliczeniu) ponad pół miliona złoty. Fota u Mateusza. Tak spacerując i podziwiając ceny docieramy do Hofburga:
Konie we Wiedniu są naprawdę ważnym elementem stąd pewnie tyle tam dorożek i pomników jeźdźców:
(W tle katedra) Dalej kierujemy się pod parlament uważając na jeżdżących ze wszystkich stron rowerzystów. Ścieżek rowerowych jest tam cała masa. Fotka parlamentu:
Niestety nie udało się go w pełni objąć...
Kierując się dalej docieramy pod samą katedrę:
scena już rozstawiona wiadomo, że wieczorkiem będą jakieś koncerty. Kierując się do domu odwiedzamy po drodze jeszcze parę naprawdę ładnych bogato zdobionych kościołów:
:)
Mieliśmy juz wracać metrem do domu, jednak mieliśmy jeszcze trochę czasu więc udaliśmy się pod Operę:
Opera jest naprawdę ogromna i robi niesamowite wrażenie. Wracając na metro zauważamy kompletnie inną mentalność tutejszych kierowców. Podchodząc do pasów to pieszy ma pierwszeństwo i nie ma opcji aby kierowca się nie zatrzymał ;p
Po powrocie do domu zjedliśmy pyszny obiadek spędziliśmy miło czas na rozmowie od razu zjedliśmy kolację i koło 22 ruszamy na piwko ;p przeliśmy się koło Dunaju, Mateusz porobił trochę zdjęć. Kupiliśmy sobie piwko 2 procentowe i tak posiedzieliśmy sobie do 24 nad Dunajem:
Nogi od chodzenia to mnie tak bolały, że myślałem że jutro nie wstanę. Jednak dnia następnego po paru km rowerkiem było zupełnie inaczej :
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Wstajemy na spokojnie, bo dopiero po 10. Parę min później przyjeżdża moja ciocia. Jemy pyszne śniadanie, w radio leci sobie muzyczka i tak czas mija do południa. Później razem z ciocią jedziemy do Centrum Metrem U1. Wysiadamy na Stephanplaztz i pierwsze co nam się rzuca w oczy to ogromna ilość ludzi. Jak ciocia mówiła w 90% są to turyści. Oczywiście wielkie bogactwo. Sklepy najwyższych marek. Przeglądając różne wystawy naszym oczom ukazują się garnitury po 10 tys EURO, zegarki kolczyki itp w cenach najróżniejszych. Najdroższą rzeczą były pierścionki za (po przeliczeniu) ponad pół miliona złoty. Fota u Mateusza. Tak spacerując i podziwiając ceny docieramy do Hofburga:
Konie we Wiedniu są naprawdę ważnym elementem stąd pewnie tyle tam dorożek i pomników jeźdźców:
(W tle katedra) Dalej kierujemy się pod parlament uważając na jeżdżących ze wszystkich stron rowerzystów. Ścieżek rowerowych jest tam cała masa. Fotka parlamentu:
Niestety nie udało się go w pełni objąć...
Kierując się dalej docieramy pod samą katedrę:
scena już rozstawiona wiadomo, że wieczorkiem będą jakieś koncerty. Kierując się do domu odwiedzamy po drodze jeszcze parę naprawdę ładnych bogato zdobionych kościołów:
:)
Mieliśmy juz wracać metrem do domu, jednak mieliśmy jeszcze trochę czasu więc udaliśmy się pod Operę:
Opera jest naprawdę ogromna i robi niesamowite wrażenie. Wracając na metro zauważamy kompletnie inną mentalność tutejszych kierowców. Podchodząc do pasów to pieszy ma pierwszeństwo i nie ma opcji aby kierowca się nie zatrzymał ;p
Po powrocie do domu zjedliśmy pyszny obiadek spędziliśmy miło czas na rozmowie od razu zjedliśmy kolację i koło 22 ruszamy na piwko ;p przeliśmy się koło Dunaju, Mateusz porobił trochę zdjęć. Kupiliśmy sobie piwko 2 procentowe i tak posiedzieliśmy sobie do 24 nad Dunajem:
Nogi od chodzenia to mnie tak bolały, że myślałem że jutro nie wstanę. Jednak dnia następnego po paru km rowerkiem było zupełnie inaczej :
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Europa południowa dzień 8/17
Poniedziałek, 4 lipca 2011 | dodano:27.07.2011Kategoria 50-100km, Europa południowa, Za granicą
Km: | 61.56 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 03:16 | km/h: | 18.84 |
Pr. maks.: | 45.64 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 150m | Rower: | Kellys Magic |
Po wczorajszych wieczornych chmurach mieliśmy nadzieję, że po obudzeniu przywita nas słońce. Wstajemy o 6 rano i niestety nad nami wiszą ciemne chmury... tak więc zostajemy w namiocie do 10. Zwijamy się i ruszamy w trasę... z racji tego, ze dziś poniedziałek to już na drodze pojawiły się TIR-y... Pierwszą przerwę robimy pod billa market:
Przerwa trwała, aż półtorej godziny ;p W końcu najedzeni ruszamy dalej. Następną przerwę robimy po 2km. Ładne miejsce przy słonecznikach:
Ta przerwa trwała ,,jedynie" 30 min Myjemy ząbki ,,korzystamy" z wc i jedziemy dalej. Tym razem jedziemy znacznie dłużej bo około po 14km robimy przerwę, gdzie nakręcamy filmik. Będzie on prawdopodobnie ostatniego dnia na Mateusza blogu. Po następnych 5km robimy przerwę pod penny market. Ruszamy dalej. Udaje nam się znaleźć Euro Velo 6 która to prowadzi nas nad sam Dunaj:
Po przejechaniu kilku km robimy przerwę obiadową:
Po najedzeniu się mieliśmy już wchodzić do pseudo lasku rozbijać namiot, a tu dzwoni moja Ciocia, że już dzisiaj możemy u niej spać. Tak więc ruszmy te kilka km do Wiednia i w sumie bez większego problemu udaje nam się znaleźć dom Cioci. Na miejscu pełen relaks, muzyka, nie trzeba było rozbijać namiotu ;p a i bym zapomniał prawię pół godzinna kąpiel w wannie. W pełni zrelaksowani zasypiamy coś koło 24 :)
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Przerwa trwała, aż półtorej godziny ;p W końcu najedzeni ruszamy dalej. Następną przerwę robimy po 2km. Ładne miejsce przy słonecznikach:
Ta przerwa trwała ,,jedynie" 30 min Myjemy ząbki ,,korzystamy" z wc i jedziemy dalej. Tym razem jedziemy znacznie dłużej bo około po 14km robimy przerwę, gdzie nakręcamy filmik. Będzie on prawdopodobnie ostatniego dnia na Mateusza blogu. Po następnych 5km robimy przerwę pod penny market. Ruszamy dalej. Udaje nam się znaleźć Euro Velo 6 która to prowadzi nas nad sam Dunaj:
Po przejechaniu kilku km robimy przerwę obiadową:
Po najedzeniu się mieliśmy już wchodzić do pseudo lasku rozbijać namiot, a tu dzwoni moja Ciocia, że już dzisiaj możemy u niej spać. Tak więc ruszmy te kilka km do Wiednia i w sumie bez większego problemu udaje nam się znaleźć dom Cioci. Na miejscu pełen relaks, muzyka, nie trzeba było rozbijać namiotu ;p a i bym zapomniał prawię pół godzinna kąpiel w wannie. W pełni zrelaksowani zasypiamy coś koło 24 :)
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Europa południowa dzień 7/17
Niedziela, 3 lipca 2011 | dodano:23.07.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa, W górach..., Za granicą
Km: | 105.95 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:08 | km/h: | 20.64 |
Pr. maks.: | 61.01 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 940m | Rower: | Kellys Magic |
Po zwinięciu bagażu ruszamy koło 10.30. Pada deszcz temperatura nie za duża w sumie bardzo mała jak na lipiec bo koło 12 stopni do tego ten deszcz. Było naprawdę nie przyjemnie... Robimy ostanie zakupy w Czechach, zaliczamy stację benzynową i kierujemy się w kierunku Austrii. W drodze do Austrii:
Po dojechaniu do Austrii:
Pogoda wcale się nie poprawiła:
Na dodatek zaczęło mocniej padać. Schowaliśmy się na przystanku, gdzie przeprowadziliśmy zmianę walut w naszych portfelach:
Dojechaliśmy do drogi krajowej i postanowiliśmy już nigdzie nie kombinować i dojechać ową drogą do samego Wiednia. Była to akurat niedziela. Plus to taki i to duży plus, że nie było praktycznie żadnego tira na drodze, a minus że wszystkie sklepy pozamykane... NIE MIELIŚMY NA CZYM UGOTOWAĆ MAKARONU !? ;p no tak ale od czego jest duża mądra głowa Gumisia ;p Woda jest zazwyczaj w toalecie, a jedyna z nielicznych otwartych toalet to MC ;p Tak więc idę kupić sobie cheeseburgera za 1 EURO !! a Mateusz zabrał wodę do mego bukłaka z toalety. Po całej udanej misji wracamy z powrotem na ową krajówkę i szukamy miejsca do noclegu...
W końcu udało się znaleźć. Najpierw robimy kolacje:
Później idziemy rozbić namiot:
i niesiemy resztę bagażu z rowerami do namiotu. Na którym było już pełno obrzydliwych ślimaków:
Ogólnie to się rozbiliśmy koło cholera wie czego, gdzie całą noc pracowała jakaś maszyna i nam uniemożliwiała przyjemny nocleg na dziko w Austrii.
Dzień bardzo zimny mokry ale udany, może to przez około 20km zjazd z górki ;p
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Po dojechaniu do Austrii:
Pogoda wcale się nie poprawiła:
Na dodatek zaczęło mocniej padać. Schowaliśmy się na przystanku, gdzie przeprowadziliśmy zmianę walut w naszych portfelach:
Dojechaliśmy do drogi krajowej i postanowiliśmy już nigdzie nie kombinować i dojechać ową drogą do samego Wiednia. Była to akurat niedziela. Plus to taki i to duży plus, że nie było praktycznie żadnego tira na drodze, a minus że wszystkie sklepy pozamykane... NIE MIELIŚMY NA CZYM UGOTOWAĆ MAKARONU !? ;p no tak ale od czego jest duża mądra głowa Gumisia ;p Woda jest zazwyczaj w toalecie, a jedyna z nielicznych otwartych toalet to MC ;p Tak więc idę kupić sobie cheeseburgera za 1 EURO !! a Mateusz zabrał wodę do mego bukłaka z toalety. Po całej udanej misji wracamy z powrotem na ową krajówkę i szukamy miejsca do noclegu...
W końcu udało się znaleźć. Najpierw robimy kolacje:
Później idziemy rozbić namiot:
i niesiemy resztę bagażu z rowerami do namiotu. Na którym było już pełno obrzydliwych ślimaków:
Ogólnie to się rozbiliśmy koło cholera wie czego, gdzie całą noc pracowała jakaś maszyna i nam uniemożliwiała przyjemny nocleg na dziko w Austrii.
Dzień bardzo zimny mokry ale udany, może to przez około 20km zjazd z górki ;p
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Europa południowa dzień 6/17
Sobota, 2 lipca 2011 | dodano:20.07.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa, W górach..., Za granicą
Km: | 112.14 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:42 | km/h: | 19.67 |
Pr. maks.: | 63.90 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1549m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 6 był praktycznie dniem przejazdowym nie mieliśmy w planach niczego zwiedzać tylko była to jazda przez Czechy w kierunku Austrii. Obudziliśmy się ze spokojem koło 9. Na nie było pełno chmur które nas demotywowały do jazdy. Temperatura też za wysoka nie była. Ruszamy w trasę koło 11 i już po kilku km łapie nas deszcz:
Na szczęście później było już trochę cieplej i co najważniejsze przestało padać. Zakupy śniadaniowe robimy w Tesco, gdzie spotykamy czeskiego sawkiwarza. Nie był zbytnio rozmowny. Może bał się bariery językowej. Tego dnia zaliczyliśmy kilka większych podjazdów:
Nawet oznakowanych:
A to podczas przerwy po jednym z podjazdów...
Właśnie tego dnia mieliśmy najwięcej podjazdów, bo wyszło ponad 1500m. Po całkiem długim zjeździe wjeżdżamy do bardzo ładnego miasteczka
gdzie robimy ostanie zakupy dnia dzisiejszego, wydając resztki koron. Z noclegiem mieliśmy mały problem, gdyż obawialiśmy się burzy:
Natomiast miejsce, gdzie chcieliśmy rozbić namiot było otoczone wielkimi dębami....
Tak więc po kolejnej setce i półtora tys podjazdów rozbijamy się w owym lesie koło godziny 21.
<---- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Na szczęście później było już trochę cieplej i co najważniejsze przestało padać. Zakupy śniadaniowe robimy w Tesco, gdzie spotykamy czeskiego sawkiwarza. Nie był zbytnio rozmowny. Może bał się bariery językowej. Tego dnia zaliczyliśmy kilka większych podjazdów:
Nawet oznakowanych:
A to podczas przerwy po jednym z podjazdów...
Właśnie tego dnia mieliśmy najwięcej podjazdów, bo wyszło ponad 1500m. Po całkiem długim zjeździe wjeżdżamy do bardzo ładnego miasteczka
gdzie robimy ostanie zakupy dnia dzisiejszego, wydając resztki koron. Z noclegiem mieliśmy mały problem, gdyż obawialiśmy się burzy:
Natomiast miejsce, gdzie chcieliśmy rozbić namiot było otoczone wielkimi dębami....
Tak więc po kolejnej setce i półtora tys podjazdów rozbijamy się w owym lesie koło godziny 21.
<---- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Europa południowa dzień 5/17
Piątek, 1 lipca 2011 | dodano:20.07.2011Kategoria 50-100km, Europa południowa, W górach..., Za granicą
Km: | 84.33 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:59 | km/h: | 16.92 |
Pr. maks.: | 62.45 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 885m | Rower: | Kellys Magic |
Wstaliśmy dzisiaj wyjątkowo wcześnie może to z powodu na umiejscowienie naszego namiotu:
Po zwinięciu namiotu wpadłem na jeszcze pomysł ratowania opony. Wyglądał on mniej więcej tak:
Niestety na nic on się nie zdał bo po przejechaniu 600m łapie laczka, a do Pragi zostało jakieś 10-15km... No nic znowu ściąganie bagażu łatanie koło łatanie założenie koła, a powietrze dalej ucieka. Znowu ściągam oponę łatam no i teraz wydaje się dobrze. Dojeżdżamy do Pragi:
Jedziemy do pierwszego napotkanego sklepu rowerowego, gdzie zakupuję nową oponę opaskę na koło oraz dętkę:
Jedziemy dalej zatrzymując się w parku na wymianę opony. Stara opona poszła od razu do śmieci. Cóż za uczucie przy tym mi towarzyszyło :p
Miejmy nadzieję, że to koniec moich problemów z dętką. Jadąc dalej mijamy czeski parlament:
Po chwili już widzimy zabytkowe centrum Pragi:
Aby się tam dostać musimy pokonać spory podjazd. Wjeżdżając zaczepił nas policjant mówiąc po czesku że musimy prowadzić rowery. Jakoś udało się go zrozumieć. Tak więc prowadząc rowery wchodzimy do środka:
Podczas pilnowania rowerów, gdzie Mateusz poszedł robić zdjęcia Katedry koło mnie przechodzi polska wycieczka :) a oto Katedra od środka:
Wychodząc z centrum mamy okazję zobaczyć panoramę Pragi oraz taki oto czołg na rzece:
Sam wyjazd był dość skomplikowany. Najpierw nam starsza pani tłumaczyła po ang jak wyjechać chociaż jak mówiła sama nie była pewna. Później wytłumaczył nam koleś co się później okazało kolarz który właśnie jechał z rowerem do Polski. Pytał się czy nie jedziemy z nim. Jednak odmówiliśmy ;p Pan wyciągnął swego wielkiego tableta włączył mapę i wskazał nam drogę. Udało nam się bez problemów wyjechać z Pragi. Wstępuję jeszcze do sklepu rowerowego kupując łyżki łatki oraz pożyczyłem pompkę. Niestety po kilku km łapię kapcia okazało się, że źle wsadziłem dętkę... No nic zakładam nowiutką dętkę i mam nadzieję że się nic nie stanie już do końca wyprawy. Całę szczęście widoki były niesamowite:
Zakupy na wieczór robimy tym razem pod Kauflandem:
a nasz nocleg znajdujemy koło godziny 21 przy drodze wojewódzkiej.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Po zwinięciu namiotu wpadłem na jeszcze pomysł ratowania opony. Wyglądał on mniej więcej tak:
Niestety na nic on się nie zdał bo po przejechaniu 600m łapie laczka, a do Pragi zostało jakieś 10-15km... No nic znowu ściąganie bagażu łatanie koło łatanie założenie koła, a powietrze dalej ucieka. Znowu ściągam oponę łatam no i teraz wydaje się dobrze. Dojeżdżamy do Pragi:
Jedziemy do pierwszego napotkanego sklepu rowerowego, gdzie zakupuję nową oponę opaskę na koło oraz dętkę:
Jedziemy dalej zatrzymując się w parku na wymianę opony. Stara opona poszła od razu do śmieci. Cóż za uczucie przy tym mi towarzyszyło :p
Miejmy nadzieję, że to koniec moich problemów z dętką. Jadąc dalej mijamy czeski parlament:
Po chwili już widzimy zabytkowe centrum Pragi:
Aby się tam dostać musimy pokonać spory podjazd. Wjeżdżając zaczepił nas policjant mówiąc po czesku że musimy prowadzić rowery. Jakoś udało się go zrozumieć. Tak więc prowadząc rowery wchodzimy do środka:
Podczas pilnowania rowerów, gdzie Mateusz poszedł robić zdjęcia Katedry koło mnie przechodzi polska wycieczka :) a oto Katedra od środka:
Wychodząc z centrum mamy okazję zobaczyć panoramę Pragi oraz taki oto czołg na rzece:
Sam wyjazd był dość skomplikowany. Najpierw nam starsza pani tłumaczyła po ang jak wyjechać chociaż jak mówiła sama nie była pewna. Później wytłumaczył nam koleś co się później okazało kolarz który właśnie jechał z rowerem do Polski. Pytał się czy nie jedziemy z nim. Jednak odmówiliśmy ;p Pan wyciągnął swego wielkiego tableta włączył mapę i wskazał nam drogę. Udało nam się bez problemów wyjechać z Pragi. Wstępuję jeszcze do sklepu rowerowego kupując łyżki łatki oraz pożyczyłem pompkę. Niestety po kilku km łapię kapcia okazało się, że źle wsadziłem dętkę... No nic zakładam nowiutką dętkę i mam nadzieję że się nic nie stanie już do końca wyprawy. Całę szczęście widoki były niesamowite:
Zakupy na wieczór robimy tym razem pod Kauflandem:
a nasz nocleg znajdujemy koło godziny 21 przy drodze wojewódzkiej.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Europa południowa dzień 4/17
Czwartek, 30 czerwca 2011 | dodano:19.07.2011Kategoria 50-100km, Europa południowa, W górach..., Za granicą
Km: | 94.54 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:12 | km/h: | 18.18 |
Pr. maks.: | 52.85 | Temperatura: | 18.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 699m | Rower: | Kellys Magic |
Pierwsza noc na obczyźnie minęła całkiem dobrze. Rano wstajemy widząc pochmurne niebo co jednak nie motywuję do jazdy tak jak ostanie dni. No cóż tak dobrze, że nie pada. Wyjeżdżamy koło 10.30 w najbliższej miejscowości robi zakupy w nieznanym nam dotychczas penny market. Po zakupach jedziemy dalej po drodze mijając pełno elektrowni słonecznych:
Po przejechaniu kilku km robimy sobie przerwę śniadaniową. Dzisiaj było trochę podjazdów ale piękne widoczki krajobrazy nam to rekompensowały:
Podczas całego praktycznie naszego dnia widać było górę z zamkiem:
To właśnie dzisiaj rozmawialiśmy pierwszy raz z Czechami. My po swojemu oni po swojemu i jakoś się dogadaliśmy. Oczywiście bez zmiany dętki się nie obyło. No i cała opona zaczęła się rozpadać dętka bokiem wychodziła....
Zakupy na wieczór robimy w tesco tam chciałem kupić oponę ale niestety nie miała kodu kreskowego. Nocleg znajdujemy koło ścieżki rowerowej:
w następny dzień będzie widok namiotu za ścieżki ;p
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Po przejechaniu kilku km robimy sobie przerwę śniadaniową. Dzisiaj było trochę podjazdów ale piękne widoczki krajobrazy nam to rekompensowały:
Podczas całego praktycznie naszego dnia widać było górę z zamkiem:
To właśnie dzisiaj rozmawialiśmy pierwszy raz z Czechami. My po swojemu oni po swojemu i jakoś się dogadaliśmy. Oczywiście bez zmiany dętki się nie obyło. No i cała opona zaczęła się rozpadać dętka bokiem wychodziła....
Zakupy na wieczór robimy w tesco tam chciałem kupić oponę ale niestety nie miała kodu kreskowego. Nocleg znajdujemy koło ścieżki rowerowej:
w następny dzień będzie widok namiotu za ścieżki ;p
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Europa południowa dzień 3/17
Środa, 29 czerwca 2011 | dodano:17.07.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa, W górach...
Km: | 105.84 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:06 | km/h: | 17.35 |
Pr. maks.: | 44.20 | Temperatura: | 28.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 737m | Rower: | Kellys Magic |
Po obudzeniu się i zwinięciu całego naszego bagażu ruszamy w kierunku Nowogrodzia. Tam właśnie zaplanowaliśmy sobie śniadanie. Tak wygląda najedzony szczęśliwy Paweł:
Jedzie się bardzo dobrze z rana jeszcze słońce tak nie grzeje. Zaczynają już się większe podjazdy nie to co w Wielkopolsce ;p Podczas przerwy 2 śniadaniowej przychodzi do nas bardzo sympatyczny pan i umila nam przerwę rozmową. Dodatkowo tłumaczy nam drogę jak dojechać do niemieckiej granicy. Wykorzystując tą informację szybko dojeżdżamy do naszych zachodnich sąsiadów:
Kierujemy się w kierunku Zittau szlakiem rowerowym prowadzącym wzdłuż całej granicy. Po drodze przejeżdżamy przez Klasztor:
Tak mniej więcej wyglądała ta ścieżka rowerowa:
To właśnie na niej ,,wykorzystujemy" flagę Mateusza, gdyż zatrzymują nas sakwiarze z Polski, a co się okazuję po chwili rozmowy też są z Poznania. Po chwili rozmowy jedziemy dalej miedzy innymi przez typowe niemieckie miasteczka:
Po przejechaniu Niemiec docieramy znowu do Polski i udajemy się na trójstyk granic:
Zdjęcie jest robione z Czech za mną są Niemcy a po mojej lewej znajduję się Polska. Następnie jedziemy jeszcze do Polskiego sklepu po ostanie zakupy. Tak to było pod sklepem:
Oczywiście żeby łatwo nie było sklep znajdował się na niezłym wzniesieniu. Zjeżdżając z tej górki łapię kolejnego laczka.
W Czechach zaliczamy z 2 większe podjazdy i powoli szukamy miejsca noclegowego. Udało się w sumie znaleźć bez większych problemów:
Szcz zajął się gotowaniem a ja naprawą tzn łataniem opony. Po najedzeniu się rozbijamy namiot i idziemy spać...
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Jedzie się bardzo dobrze z rana jeszcze słońce tak nie grzeje. Zaczynają już się większe podjazdy nie to co w Wielkopolsce ;p Podczas przerwy 2 śniadaniowej przychodzi do nas bardzo sympatyczny pan i umila nam przerwę rozmową. Dodatkowo tłumaczy nam drogę jak dojechać do niemieckiej granicy. Wykorzystując tą informację szybko dojeżdżamy do naszych zachodnich sąsiadów:
Kierujemy się w kierunku Zittau szlakiem rowerowym prowadzącym wzdłuż całej granicy. Po drodze przejeżdżamy przez Klasztor:
Tak mniej więcej wyglądała ta ścieżka rowerowa:
To właśnie na niej ,,wykorzystujemy" flagę Mateusza, gdyż zatrzymują nas sakwiarze z Polski, a co się okazuję po chwili rozmowy też są z Poznania. Po chwili rozmowy jedziemy dalej miedzy innymi przez typowe niemieckie miasteczka:
Po przejechaniu Niemiec docieramy znowu do Polski i udajemy się na trójstyk granic:
Zdjęcie jest robione z Czech za mną są Niemcy a po mojej lewej znajduję się Polska. Następnie jedziemy jeszcze do Polskiego sklepu po ostanie zakupy. Tak to było pod sklepem:
Oczywiście żeby łatwo nie było sklep znajdował się na niezłym wzniesieniu. Zjeżdżając z tej górki łapię kolejnego laczka.
W Czechach zaliczamy z 2 większe podjazdy i powoli szukamy miejsca noclegowego. Udało się w sumie znaleźć bez większych problemów:
Szcz zajął się gotowaniem a ja naprawą tzn łataniem opony. Po najedzeniu się rozbijamy namiot i idziemy spać...
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Europa południowa dzień 2/17
Wtorek, 28 czerwca 2011 | dodano:16.07.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa
Km: | 120.57 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:36 | km/h: | 21.53 |
Pr. maks.: | 47.56 | Temperatura: | 28.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 397m | Rower: | Kellys Magic |
Po wczorajszej rozmowie do północy przy czeskim piwku dzisiaj budzimy się koło 8 zwijamy namiot, montujemy sakwy na rowery i koło 9.30 ruszamy w trasę. Najpierw ruszamy DK 32 do Głogowa po drodze mijając województwo:
W Głogowie przejeżdżamy Odrę:
Jedziemy do sklepu rowerowego, gdzie kupujemy dętki oraz ja dopompowuje koło. Dalej na zakupy do Lidla i ruszamy dalej w kierunku Przemkowa. Elektrownia na Głogowem:
Za Przemkowem gdzie zrobiliśmy zakupy w biedronce jedziemy jeszcze kawałek DK 32 aby odbić na woj 297, która była jeszcze bardziej ruchliwa. Nią docieramy do Bolesławca. Zakupy już na wieczór tym razem w Kauflandzie. Bolesławiec słynie z ceramiki, nie ma się co dziwić, że co rondo stało takie coś:
Za Bolesławcem widać już pierwsze większe górki:
My natomiast rozbijamy namiot pod lasem:
Dzień bardzo pozytywny.
<---Dzień poprzedni/Dzień następny --->
W Głogowie przejeżdżamy Odrę:
Jedziemy do sklepu rowerowego, gdzie kupujemy dętki oraz ja dopompowuje koło. Dalej na zakupy do Lidla i ruszamy dalej w kierunku Przemkowa. Elektrownia na Głogowem:
Za Przemkowem gdzie zrobiliśmy zakupy w biedronce jedziemy jeszcze kawałek DK 32 aby odbić na woj 297, która była jeszcze bardziej ruchliwa. Nią docieramy do Bolesławca. Zakupy już na wieczór tym razem w Kauflandzie. Bolesławiec słynie z ceramiki, nie ma się co dziwić, że co rondo stało takie coś:
Za Bolesławcem widać już pierwsze większe górki:
My natomiast rozbijamy namiot pod lasem:
Dzień bardzo pozytywny.
<---Dzień poprzedni/Dzień następny --->