Wpisy archiwalne w kategorii
Ze zdjęciami
Dystans całkowity: | 18782.79 km (w terenie 1059.30 km; 5.64%) |
Czas w ruchu: | 847:53 |
Średnia prędkość: | 21.97 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.90 km/h |
Suma podjazdów: | 9265 m |
Maks. tętno maksymalne: | 169 (83 %) |
Maks. tętno średnie: | 124 (61 %) |
Suma kalorii: | 15540 kcal |
Liczba aktywności: | 178 |
Średnio na aktywność: | 105.52 km i 4h 55m |
Więcej statystyk |
Treningowa 200setka.
Niedziela, 7 czerwca 2015 | dodano:15.06.2015Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami
Km: | 212.52 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:09 | km/h: | 26.08 |
Pr. maks.: | 49.48 | Temperatura: | 30.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Zacznę może od pewnej ciekawostki. W tym sezonie nie zrobiłem na szosie jeszcze żadnej ,,setki", za to jest to moja trzecia ,,dwu-setka". Na tą wycieczkę dystans planowany był większy o co najmniej 87,48km. Niestety pogoda ,, nie dopisała". Jednak zacznę może od początku. Umówiłem się z Michałem o 7 w Chomęcicach. Michał właśnie tam spędził noc testując nowo zakupiono materac. Michałowi się tak dobrze spało i się nie wyrobił na czas. Wyjeżdżam parę minut po 7 i spokojnym tempem, przy pięknej pogodzie ruszam do wioski obok:
Podjeżdżam Michał kończy pakowanie się, idziemy jeszcze zobaczyć materac i kilka minut przed 7.30 ruszamy. Nie mamy objętego żadnego celu. Podczas pierwszych kilometrów postanawiamy uderzyć na Kórnik. Z racji na słabą nawierzchnię w WPN-ie, jedziemy przez Stęszew. Jazdą DK 5 to typowa jazda jeden za drugim. Natomiast ze Stęszewa na Mosinę jedziemy większość dyskutując jadąc obok siebie. Parom kierowcom się to nie spodobało... Kiedy oni się nauczą. Przez Mosinę szybki przejazd i po chwili jesteśmy na DW do Kórnika. Kto zna tą drogę zna też ten kościół. Akurat była msza święta:
W miedzy czasie mijamy kilku kolarzy na szosach. Jeden nawet pyta czy jesteśmy ze zgrupki Luboń. Przez Kórnik przejeżdżamy nie zatrzymując się. Nawet zapach z ,, maczka" nie ugiął nas i pojechaliśmy dalej. Za to na około 49km przed Gnieznem robimy krótką przerwę. Była to tzw. sik-pauza oraz Michał musiał wysłać jakiegoś maila czy coś:
W nogach już dobre 50 km postanawiamy w Kostrzynie zrobić krótką przerwę aby usiąść i coś zjeść. Do Kostrzyna prowadzi Michał. Ja poznaje dopiero tereny kiedy jedziemy kawałek przez szlak PP. Po drodze mijamy coraz więcej kolarzy. W samym Kostrzynie zatrzymujemy się na rynku, posilamy się i jedziemy dalej:
Po przerwie mieliśmy jechać na Gniezno, ale pomyliły nas się drogi i ruszyliśmy na Pobiedziska. Chwila moment i jesteśmy w Pobiedziskach. Przejeżdżamy docieramy do byłej krajówki. Szybkie zastanowienie czy uderzamy na Gniezno czy od razu na Kiszkowo. Odpowiedź brzmi Kiszkowo. Tutaj też Michała łapie kryzys, ale odpala dopalacze (mp3 <3 ) i szybciutko docieramy do samego Kiszkowa:
Niestety muzyka też przestała działać i w Kiszkowie robimy przerwę na lodzika. Michał wciąga nawet dwa, a nasze rumaki odpoczywają na słońcu:
Na tym zdjęciu widać różnice wielkości rowerów. Widać też coś jeszcze co zauważyli by tylko wtajemniczenie. Ja jednak wtajemniczę wszystkich. To jest pierwsza dłuższa trasa kiedy Michał jedzie z bagażnikiem na sztycę, a ja mam ze sobą plecak.
W centrum Kiszkowa nie było miejsca, aby zrobić sik-pauzę więc musimy zatrzymać się za. Jednak piękny asfalt ,,ciągnie" nas do przodu i zatrzymujemy się dopiero za Rejowcem:
Na tym zdjęciu widać natomiast różnice wielkości miedzy naszymi rowerami. Na tym odcinku wiatr strasznie doskwierał. Nie wiał centralnie w twarz, ale przeszkadzał. Jaką ulgę poczuliśmy wyjeżdżając na trasę Murowana Goślina - Wągrowiec. Tak też mała zmiana planów i uderzamy na Wągrowiec. Takimi drogami to można jeździć:
Nawet skusiliśmy się na jazdę drogą rowerową:
W Wągrowcu jedziemy zobaczyć skrzyżowanie rzek. Michał nie chciał mi uwierzyć, że jest coś takiego. Niestety zdjęcia nie zrobiłem. Jak dostanę od Michała to postaram się wrzucić. Z Wągrowca cofamy się na Rogoźno. Michał uświadamia mnie, iż z Rogoźna nie jedzie dalej na Czarnków tylko wraca do domu. Jednak ostateczną decyzje podejmie w jak się naje. Droga wojewódzka nr 241 ma również doskonały asfalt. Michał nawet skusił się aby trochę poprowadzić:
W samym malowniczym miasteczku jedziemy na dość dobry makaron. Porcja duża ja się w miarę najadłem. Michał się najadł, końcówkę oddał jeszcze mi:
W nogach prawie 150 km. Godzina około 15. Przystaję na propozycję Michała i nie lecimy dalej na Czarnków, a wracamy do domu. Po posiłku jeszcze 40 minutowa przerwa pod biedronką. Kurcze to dopiero są pochłaniacze czasu na takich wyjazdach. Wracamy przez Murowaną, a dalej żeby uniknąć nie przyjaznej trasy dla rowerzystów przez Czerwonak jedziemy przez Biedrusko. W Biedrusku wjeżdżamy pod pałac. Tam krótka przerwa na podziwiania sprzętu wojskowego oraz odnowionego pałacyku:
W Poznaniu rozdzielamy się na skrzyżowaniu Naramowickiej i Lechickiej. Michał gna szybko do domu bo go nadusiły poważna sprawy. Chyba makaron za szybko się strawił. Ja też pokaźnym tempem przez miasto, koło Cytadeli i przez Garbary. Na Dębcu ,,krótka" (40min) przerwa pod Marty blokiem na pogaduchach. Przy zachodzącym słońcu gnam do domu. Jeden koleś chciał się ze mną ścigać.
On MTB ja szosa. On koło 35 km ja już ponad 200. Mimo to wygrałem. Miedzy Komornikami, a Głuchowem jadę nową drogą:
W domu ląduje koło 21.
Na początku pisałem o pogodzie, która nie dopisała. Chodziło o wiatr który prawie przez całą trasę nam przeszkadzał oraz o upał. Ponad 30 stopni w cieniu. W takich warunkach ciężko zrobić 300km. Tutaj właśnie widać plus jazdy w nocy. Może nie przy takich temperaturach jakie mieliśmy podczas ostatniego WYJAZDU DO KOŁOBRZEGU. Dzięki Michał za dobrą 200 setkę w tych cieżkich warunkach. Do następnego!
Podjeżdżam Michał kończy pakowanie się, idziemy jeszcze zobaczyć materac i kilka minut przed 7.30 ruszamy. Nie mamy objętego żadnego celu. Podczas pierwszych kilometrów postanawiamy uderzyć na Kórnik. Z racji na słabą nawierzchnię w WPN-ie, jedziemy przez Stęszew. Jazdą DK 5 to typowa jazda jeden za drugim. Natomiast ze Stęszewa na Mosinę jedziemy większość dyskutując jadąc obok siebie. Parom kierowcom się to nie spodobało... Kiedy oni się nauczą. Przez Mosinę szybki przejazd i po chwili jesteśmy na DW do Kórnika. Kto zna tą drogę zna też ten kościół. Akurat była msza święta:
W miedzy czasie mijamy kilku kolarzy na szosach. Jeden nawet pyta czy jesteśmy ze zgrupki Luboń. Przez Kórnik przejeżdżamy nie zatrzymując się. Nawet zapach z ,, maczka" nie ugiął nas i pojechaliśmy dalej. Za to na około 49km przed Gnieznem robimy krótką przerwę. Była to tzw. sik-pauza oraz Michał musiał wysłać jakiegoś maila czy coś:
W nogach już dobre 50 km postanawiamy w Kostrzynie zrobić krótką przerwę aby usiąść i coś zjeść. Do Kostrzyna prowadzi Michał. Ja poznaje dopiero tereny kiedy jedziemy kawałek przez szlak PP. Po drodze mijamy coraz więcej kolarzy. W samym Kostrzynie zatrzymujemy się na rynku, posilamy się i jedziemy dalej:
Po przerwie mieliśmy jechać na Gniezno, ale pomyliły nas się drogi i ruszyliśmy na Pobiedziska. Chwila moment i jesteśmy w Pobiedziskach. Przejeżdżamy docieramy do byłej krajówki. Szybkie zastanowienie czy uderzamy na Gniezno czy od razu na Kiszkowo. Odpowiedź brzmi Kiszkowo. Tutaj też Michała łapie kryzys, ale odpala dopalacze (mp3 <3 ) i szybciutko docieramy do samego Kiszkowa:
Niestety muzyka też przestała działać i w Kiszkowie robimy przerwę na lodzika. Michał wciąga nawet dwa, a nasze rumaki odpoczywają na słońcu:
Na tym zdjęciu widać różnice wielkości rowerów. Widać też coś jeszcze co zauważyli by tylko wtajemniczenie. Ja jednak wtajemniczę wszystkich. To jest pierwsza dłuższa trasa kiedy Michał jedzie z bagażnikiem na sztycę, a ja mam ze sobą plecak.
W centrum Kiszkowa nie było miejsca, aby zrobić sik-pauzę więc musimy zatrzymać się za. Jednak piękny asfalt ,,ciągnie" nas do przodu i zatrzymujemy się dopiero za Rejowcem:
Na tym zdjęciu widać natomiast różnice wielkości miedzy naszymi rowerami. Na tym odcinku wiatr strasznie doskwierał. Nie wiał centralnie w twarz, ale przeszkadzał. Jaką ulgę poczuliśmy wyjeżdżając na trasę Murowana Goślina - Wągrowiec. Tak też mała zmiana planów i uderzamy na Wągrowiec. Takimi drogami to można jeździć:
Nawet skusiliśmy się na jazdę drogą rowerową:
W Wągrowcu jedziemy zobaczyć skrzyżowanie rzek. Michał nie chciał mi uwierzyć, że jest coś takiego. Niestety zdjęcia nie zrobiłem. Jak dostanę od Michała to postaram się wrzucić. Z Wągrowca cofamy się na Rogoźno. Michał uświadamia mnie, iż z Rogoźna nie jedzie dalej na Czarnków tylko wraca do domu. Jednak ostateczną decyzje podejmie w jak się naje. Droga wojewódzka nr 241 ma również doskonały asfalt. Michał nawet skusił się aby trochę poprowadzić:
W samym malowniczym miasteczku jedziemy na dość dobry makaron. Porcja duża ja się w miarę najadłem. Michał się najadł, końcówkę oddał jeszcze mi:
W nogach prawie 150 km. Godzina około 15. Przystaję na propozycję Michała i nie lecimy dalej na Czarnków, a wracamy do domu. Po posiłku jeszcze 40 minutowa przerwa pod biedronką. Kurcze to dopiero są pochłaniacze czasu na takich wyjazdach. Wracamy przez Murowaną, a dalej żeby uniknąć nie przyjaznej trasy dla rowerzystów przez Czerwonak jedziemy przez Biedrusko. W Biedrusku wjeżdżamy pod pałac. Tam krótka przerwa na podziwiania sprzętu wojskowego oraz odnowionego pałacyku:
W Poznaniu rozdzielamy się na skrzyżowaniu Naramowickiej i Lechickiej. Michał gna szybko do domu bo go nadusiły poważna sprawy. Chyba makaron za szybko się strawił. Ja też pokaźnym tempem przez miasto, koło Cytadeli i przez Garbary. Na Dębcu ,,krótka" (40min) przerwa pod Marty blokiem na pogaduchach. Przy zachodzącym słońcu gnam do domu. Jeden koleś chciał się ze mną ścigać.
On MTB ja szosa. On koło 35 km ja już ponad 200. Mimo to wygrałem. Miedzy Komornikami, a Głuchowem jadę nową drogą:
W domu ląduje koło 21.
Na początku pisałem o pogodzie, która nie dopisała. Chodziło o wiatr który prawie przez całą trasę nam przeszkadzał oraz o upał. Ponad 30 stopni w cieniu. W takich warunkach ciężko zrobić 300km. Tutaj właśnie widać plus jazdy w nocy. Może nie przy takich temperaturach jakie mieliśmy podczas ostatniego WYJAZDU DO KOŁOBRZEGU. Dzięki Michał za dobrą 200 setkę w tych cieżkich warunkach. Do następnego!
Poznań-Kołobrzeg w jedną noc.
Piątek, 15 maja 2015 | dodano:04.06.2015Kategoria 200-300km, TCT, Ze zdjęciami, Poznań-Kołobrzeg!
Km: | 295.81 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 12:04 | km/h: | 24.51 |
Pr. maks.: | 60.65 | Temperatura: | 12.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Zastanawiam się czy by nie zrobić nowej kategorii na blogu: Poznań - Kołobrzeg. W końcu jest to nasza etatowa trasa, którą przynajmniej raz w roku przejadę jak nie więcej. To wcale nie był by taki głupi pomysł. Kwestia przemyślenia. Tymczasem kilka słów o samej wycieczce...
W tym roku wyjechaliśmy dosyć wcześnie i nie chodzi mi tu o godzinę jak o datę. Ruszamy już 15 maja. Na starcie pojawia się 12 ochotników. Nie mogło by zabraknąć wspólnego zdjęcia:
Z lekkim poślizgiem ruszamy w kierunku Szamotuł. W tym roku nie popełniamy błędu z zeszłego i ruszamy drogą wojewódzką zamiast bocznymi, które mają pełno dziur. Widać różnicę wyjazdu prawie miesiąc wcześniej. Już przed Szamotułami widać po woli zachodzące słońce:
W zeszłym roku taki widok obserwowaliśmy za Szamotułami. Oczywiście nie mogło zabraknąć tradycyjnej przerwy pod biedrą na nocne zakupy:
Po zakupach i spakowaniu się ruszamy w kierunku Czarnkowa. Zrobiło już się ciemno. Jeszcze przed Obrzyckiej 3minutowa sik-pauza. Lampki poszły w ruch i jedziemy dalej:
Robi się coraz zimniej. Postanowiliśmy nie robić przerwy w Czarnkowie tradycyjnie koło mostu tylko zaraz na początku na stacji benzynowej. Zawsze można się trochę ogrzać i zjeść ciepłego Hot-Doga lub wypić kawę. Także tutaj każdy ubiera praktycznie wszytko co ma. Temperatura już spadła grubo poniżej 10 stopni. Za Notecią spore mgły, przez co odczuwalna temperatura jeszcze mniejsza. W Trzciance nie planujemy przerwy. Jedynie czekamy na resztę grupy bo się trochę poszarpaliśmy. Ja szybko korzystam i robię sik-pauzę. W komplecie ruszamy dalej:
Jazda w lesie z takim oświetleniem jakim dysponowaliśmy to nic strasznego. Jednak, żadne oświetlenie nie zatrzyma wyobraźni, która zaczyna pracować, jak słychać zwierzynę biegnącą w lesie zaraz przy drodze. W taki właśnie warunkach docieramy do województwa Zachodnio-Pomorskiego:
Temperatura nie ,,próżnowała" i cały czas spadała na łeb na szyję:
Plan był dojechać do Wałcza zapytać się czy jest czynna grochówka na trasie. Jednak temperatura wymusiła na nas postój konieczny. Znajdujemy w Wałczu stacje, która jest czynna i gdzie można wejść do środka. Był Orlen, ale nie było Hot-Dog'ów. Na dworze coraz zimniej, a my musimy jechać dalej. Trzeba sobie jakoś dodatkowo radzić:
Na stacji dwóch ochotników rezygnuje z dalszej jazdy i wracają na pociąg. W 10 osób jedziemy dalej w te prawie, że arktyczne warunki. Każdy myślał tylko o ciepłej grochówce, a temperatura dalej spadała:
Robimy chwilową przerwę w lesie czekając na resztą. Jakby ktoś chciał z nami jechać to w tym momencie napiszę dwie rzeczy. Taka temperatura spotkała nas po raz pierwszy wcześniej najzimniej było koło 4-5 stopni. Drugą sprawą jest oświetlenie. Każdy posiada jakąś dobrą lampkę, więc nie ma się o co martwić:
Po za tym takie lampki nie są drogie. Grochówka była całe szczęście czynna. Wchodzimy do środka, a na widok kominka wszystkim pojawia się szczery uśmiech na twarzy. Spędzamy tam dobre 2h. Grochówka się znajduję na początku byłego pasa startowego:
Słońce zaczyna świecić już prawie z pełną mocą, co widać na jeziorach. Widok niesamowity:
Kilka kilometrów dalej mijamy słynny znak. Tak blisko, a jednak tak daleko. Jednak nie ma co narzekać robi się ciepło:
W samym Czaplinku chwilowa przerwa na stacji, aby móc skorzystać z toalety. Chwilę później postanawiamy podzielić się na dwie grupy. Pomysł został zaakceptowany. Grupa szosowa jedzie pierwsza, mamy spotkać się w Białogardzie. Jak wiadomo przed tym mamy drogę 100-zakrętów, gdzie jest cudownie pięknie:
W Białogardzie czekamy za resztą. Szosowcy lecą dalej do Kołobrzegu kupić miedzy innymi bilety. Tam też poczekamy za resztą. Nie mogło oczywiście zabraknąć fotki pod tablicą Kołobrzeg. Ile razy już tam byłem, a ile razy jeszcze tam będę:
Po zakupieniu jedziemy pod latarnie, gdzie spotykamy się z całą ekipą. Zdjęcie muszę wstawić beze mnie. bo oczywiście jak poprosiłem kogoś aby zrobił fotkę to musiał uciąć czubek latarni ech...
Niestety przez mróz w nocy przyjeżdżamy dosyć późno. Nie mamy za dużo czasu więc pierwsze co robimy to uderzamy na rybkę:
Nie mogło oczywiście zabraknąć zbiorowej fotki na plaży! Po raz kolejny udało się!
Taka ciekawostka: mój canyon po raz pierwszy zawitał w Kołobrzegu. Nad morzem był w Świnoujściu w zeszłym roku.
Młody nawet wygrywając zakład wszedł do wody. Temperatura na dworze koło 12 stopni wody poniżej 10, ech czego się nie robi dla piwa :P Tak więc robimy zakupy do pociągu i lecimy na dworzec równo 14.50 wyjeżdżamy do Poznania:
W pociągu świętowania nie mogło zabraknąć. Rekordzista pobił swój rekord o 190km! Da się!
Dzięki panowie za kolejny wspaniały wyjazd. Wszystkich, którzy by chcieli dołączyć zapraszam do śledzenia nas na FB.
W tym roku wyjechaliśmy dosyć wcześnie i nie chodzi mi tu o godzinę jak o datę. Ruszamy już 15 maja. Na starcie pojawia się 12 ochotników. Nie mogło by zabraknąć wspólnego zdjęcia:
Z lekkim poślizgiem ruszamy w kierunku Szamotuł. W tym roku nie popełniamy błędu z zeszłego i ruszamy drogą wojewódzką zamiast bocznymi, które mają pełno dziur. Widać różnicę wyjazdu prawie miesiąc wcześniej. Już przed Szamotułami widać po woli zachodzące słońce:
W zeszłym roku taki widok obserwowaliśmy za Szamotułami. Oczywiście nie mogło zabraknąć tradycyjnej przerwy pod biedrą na nocne zakupy:
Po zakupach i spakowaniu się ruszamy w kierunku Czarnkowa. Zrobiło już się ciemno. Jeszcze przed Obrzyckiej 3minutowa sik-pauza. Lampki poszły w ruch i jedziemy dalej:
Robi się coraz zimniej. Postanowiliśmy nie robić przerwy w Czarnkowie tradycyjnie koło mostu tylko zaraz na początku na stacji benzynowej. Zawsze można się trochę ogrzać i zjeść ciepłego Hot-Doga lub wypić kawę. Także tutaj każdy ubiera praktycznie wszytko co ma. Temperatura już spadła grubo poniżej 10 stopni. Za Notecią spore mgły, przez co odczuwalna temperatura jeszcze mniejsza. W Trzciance nie planujemy przerwy. Jedynie czekamy na resztę grupy bo się trochę poszarpaliśmy. Ja szybko korzystam i robię sik-pauzę. W komplecie ruszamy dalej:
Jazda w lesie z takim oświetleniem jakim dysponowaliśmy to nic strasznego. Jednak, żadne oświetlenie nie zatrzyma wyobraźni, która zaczyna pracować, jak słychać zwierzynę biegnącą w lesie zaraz przy drodze. W taki właśnie warunkach docieramy do województwa Zachodnio-Pomorskiego:
Temperatura nie ,,próżnowała" i cały czas spadała na łeb na szyję:
Plan był dojechać do Wałcza zapytać się czy jest czynna grochówka na trasie. Jednak temperatura wymusiła na nas postój konieczny. Znajdujemy w Wałczu stacje, która jest czynna i gdzie można wejść do środka. Był Orlen, ale nie było Hot-Dog'ów. Na dworze coraz zimniej, a my musimy jechać dalej. Trzeba sobie jakoś dodatkowo radzić:
Na stacji dwóch ochotników rezygnuje z dalszej jazdy i wracają na pociąg. W 10 osób jedziemy dalej w te prawie, że arktyczne warunki. Każdy myślał tylko o ciepłej grochówce, a temperatura dalej spadała:
Robimy chwilową przerwę w lesie czekając na resztą. Jakby ktoś chciał z nami jechać to w tym momencie napiszę dwie rzeczy. Taka temperatura spotkała nas po raz pierwszy wcześniej najzimniej było koło 4-5 stopni. Drugą sprawą jest oświetlenie. Każdy posiada jakąś dobrą lampkę, więc nie ma się o co martwić:
Po za tym takie lampki nie są drogie. Grochówka była całe szczęście czynna. Wchodzimy do środka, a na widok kominka wszystkim pojawia się szczery uśmiech na twarzy. Spędzamy tam dobre 2h. Grochówka się znajduję na początku byłego pasa startowego:
Słońce zaczyna świecić już prawie z pełną mocą, co widać na jeziorach. Widok niesamowity:
Kilka kilometrów dalej mijamy słynny znak. Tak blisko, a jednak tak daleko. Jednak nie ma co narzekać robi się ciepło:
W samym Czaplinku chwilowa przerwa na stacji, aby móc skorzystać z toalety. Chwilę później postanawiamy podzielić się na dwie grupy. Pomysł został zaakceptowany. Grupa szosowa jedzie pierwsza, mamy spotkać się w Białogardzie. Jak wiadomo przed tym mamy drogę 100-zakrętów, gdzie jest cudownie pięknie:
W Białogardzie czekamy za resztą. Szosowcy lecą dalej do Kołobrzegu kupić miedzy innymi bilety. Tam też poczekamy za resztą. Nie mogło oczywiście zabraknąć fotki pod tablicą Kołobrzeg. Ile razy już tam byłem, a ile razy jeszcze tam będę:
Po zakupieniu jedziemy pod latarnie, gdzie spotykamy się z całą ekipą. Zdjęcie muszę wstawić beze mnie. bo oczywiście jak poprosiłem kogoś aby zrobił fotkę to musiał uciąć czubek latarni ech...
Niestety przez mróz w nocy przyjeżdżamy dosyć późno. Nie mamy za dużo czasu więc pierwsze co robimy to uderzamy na rybkę:
Nie mogło oczywiście zabraknąć zbiorowej fotki na plaży! Po raz kolejny udało się!
Taka ciekawostka: mój canyon po raz pierwszy zawitał w Kołobrzegu. Nad morzem był w Świnoujściu w zeszłym roku.
Młody nawet wygrywając zakład wszedł do wody. Temperatura na dworze koło 12 stopni wody poniżej 10, ech czego się nie robi dla piwa :P Tak więc robimy zakupy do pociągu i lecimy na dworzec równo 14.50 wyjeżdżamy do Poznania:
W pociągu świętowania nie mogło zabraknąć. Rekordzista pobił swój rekord o 190km! Da się!
Dzięki panowie za kolejny wspaniały wyjazd. Wszystkich, którzy by chcieli dołączyć zapraszam do śledzenia nas na FB.
Szosowo.
Poniedziałek, 11 maja 2015 | dodano:12.05.2015Kategoria 0-50km, Ze zdjęciami
Km: | 44.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:35 | km/h: | 28.23 |
Pr. maks.: | 60.77 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Spontaniczny wyjazd ze Szczesiem. Tak by można opisać ten wyjazd w czterech słowach. Dzwonił już jak bylem w pracy, później zadzwonił poinformować mnie o jego dodatkowych godzinach w pracy. Mi to nie przeszkadzało i tak około 19 umawiamy się w Gołuskach. Robimy tradycyjną rundkę przez Palędzie, Dopierwiec, Dopiewo, Fiałkowo. Kawałek dalej musiałem robić szybką techniczną przerwę. Przy okazji Mateusz zauważa ładną scenę do zdjęcia:
Podczas przerwy gadamy o naszych małych planach. Dojeżdżamy do Więckowic, kawałek Bukowską, gdzie ograniczona jest możliwość rozmowy docieramy do Zakrzewa. Wzdłuż S11 jedziemy aż do Gołusek. Jadę Mateusza odprowadzić do Fabianowa. W drodze powrotnej podziwiam piękny zachód słońca:
W Komornikach łapię Tira, za którym jadę sobie spokojnie 60km/h. Żałuję, że nie jechał trochę szybciej, może byłby rekord :)
Dzięki za spontaniczny wyjazd :D
Podczas przerwy gadamy o naszych małych planach. Dojeżdżamy do Więckowic, kawałek Bukowską, gdzie ograniczona jest możliwość rozmowy docieramy do Zakrzewa. Wzdłuż S11 jedziemy aż do Gołusek. Jadę Mateusza odprowadzić do Fabianowa. W drodze powrotnej podziwiam piękny zachód słońca:
W Komornikach łapię Tira, za którym jadę sobie spokojnie 60km/h. Żałuję, że nie jechał trochę szybciej, może byłby rekord :)
Dzięki za spontaniczny wyjazd :D
Praca. Wycieczka do WPN-u.
Niedziela, 10 maja 2015 | dodano:21.05.2015Kategoria 50-100km, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 72.20 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 03:51 | km/h: | 18.75 |
Pr. maks.: | 43.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzisiaj od rana tradycyjnie do pracy. Piękny wschód słońca dzisiaj wymusił na mnie chwilowy postój i uwiecznienie widoku na zdjęciu:
Dzień w pracy minął naprawdę szybko. Cały czas myślałem o popołudniowym rowerze. W końcu przyszła godzina 14, wskakuje w rowerowe ciuszki i gnam szybko do Marty. Przejazd rowerem przez zawalony Dębiec, coś wspaniałego. Samochody stoją, a ja jadę. U Marty jem obiadek i po 16 ruszamy w kierunku WPN-u. Oczywiście szlakiem nadwarciańskim:
Podczas chwilowej przerwy udało mi się zrobić fajne zdjęcie jaszczurce. Wystarczyło nie ruszać nogami i wcale nie uciekała:
Dalsza droga szlakiem minęła sprawnie. Wyjechaliśmy trochę szybciej. Nie chcieliśmy się spóźnić na umówione spotkanie z Anią i Lotką. W Puszczykowie przy lodach jak zwykle kolejka, jednak idzie sprawnie. Z Martą wybieramy po 2 gałki. Zjedliśmy. Nie są jakieś specjalne te lody. Jadłem lepsze. Po chwili przyjeżdżają dziewczyny, chwila rozmowy i ruszamy w kierunku WPN-u. Na początku wita nas terenowy podjazd żółtym szlakiem. Dalsza droga to fajny single-track:
Wyjeżdżamy na Grajzerówce. Tutaj padła decyzja czy jedziemy w kierunku domu czy jedziemy dalej w ,,las". Decyzja padła na dalszą jazdę. Tak też po chwili jesteśmy koło jeziora Góreckiego. Postanowiliśmy zrobić krótką przerwę na podziwianie widoków:
Kolejny etap dzisiejszej wycieczki to jazd PP. Jadąc dyskutując o rowerach i nie tylko docieramy do Łodzi. Tam na środku skrzyżowania musieliśmy chwile przystanąć, aby podjąć decyzje gdzie jechać dalej. Postanowiliśmy jechać do Trzebawia. W miedzy czasie wyprzedzający nas samochód strasznie nas zakurzył. Było widać, że zrobił to specjalnie. W samym Trzebawiu przerwa pod domem cioci Marty:
Marta odwiedza ciocie na chwilę. Po chwili przerwy ruszamy dalej. Jedziemy jeszcze w kierunku Stęszewa. Niestety nie udało mi się namówić dziewczyn na czekoladę. Zasmucony kieruję się w kierunku domu. Jednak po chwili przepiękny zachód słońca poprawia mi humor. Chyba czekolada nie była tak ważna jak te chwile na świeżym powietrzu:
Po kilku kilometrach lądujemy w Chomęcicach, gdzie żegnamy się z dziewczynami. Ja z Martą ruszamy do Głuchowa. Mimo, iż mojej pani się nie chciało wracać i miała możliwość powrotu do domu samochodem, wraca rowerem. Ja oczywiście jadę ją odprowadzić:
Tradycyjnie w Luboniu się rozstajemy. Szybko wracam po zmroku do domu.
Dzięki wam wszystkim za tą fajną terenową wycieczkę! :)
Dzień w pracy minął naprawdę szybko. Cały czas myślałem o popołudniowym rowerze. W końcu przyszła godzina 14, wskakuje w rowerowe ciuszki i gnam szybko do Marty. Przejazd rowerem przez zawalony Dębiec, coś wspaniałego. Samochody stoją, a ja jadę. U Marty jem obiadek i po 16 ruszamy w kierunku WPN-u. Oczywiście szlakiem nadwarciańskim:
Podczas chwilowej przerwy udało mi się zrobić fajne zdjęcie jaszczurce. Wystarczyło nie ruszać nogami i wcale nie uciekała:
Dalsza droga szlakiem minęła sprawnie. Wyjechaliśmy trochę szybciej. Nie chcieliśmy się spóźnić na umówione spotkanie z Anią i Lotką. W Puszczykowie przy lodach jak zwykle kolejka, jednak idzie sprawnie. Z Martą wybieramy po 2 gałki. Zjedliśmy. Nie są jakieś specjalne te lody. Jadłem lepsze. Po chwili przyjeżdżają dziewczyny, chwila rozmowy i ruszamy w kierunku WPN-u. Na początku wita nas terenowy podjazd żółtym szlakiem. Dalsza droga to fajny single-track:
Wyjeżdżamy na Grajzerówce. Tutaj padła decyzja czy jedziemy w kierunku domu czy jedziemy dalej w ,,las". Decyzja padła na dalszą jazdę. Tak też po chwili jesteśmy koło jeziora Góreckiego. Postanowiliśmy zrobić krótką przerwę na podziwianie widoków:
Kolejny etap dzisiejszej wycieczki to jazd PP. Jadąc dyskutując o rowerach i nie tylko docieramy do Łodzi. Tam na środku skrzyżowania musieliśmy chwile przystanąć, aby podjąć decyzje gdzie jechać dalej. Postanowiliśmy jechać do Trzebawia. W miedzy czasie wyprzedzający nas samochód strasznie nas zakurzył. Było widać, że zrobił to specjalnie. W samym Trzebawiu przerwa pod domem cioci Marty:
Marta odwiedza ciocie na chwilę. Po chwili przerwy ruszamy dalej. Jedziemy jeszcze w kierunku Stęszewa. Niestety nie udało mi się namówić dziewczyn na czekoladę. Zasmucony kieruję się w kierunku domu. Jednak po chwili przepiękny zachód słońca poprawia mi humor. Chyba czekolada nie była tak ważna jak te chwile na świeżym powietrzu:
Po kilku kilometrach lądujemy w Chomęcicach, gdzie żegnamy się z dziewczynami. Ja z Martą ruszamy do Głuchowa. Mimo, iż mojej pani się nie chciało wracać i miała możliwość powrotu do domu samochodem, wraca rowerem. Ja oczywiście jadę ją odprowadzić:
Tradycyjnie w Luboniu się rozstajemy. Szybko wracam po zmroku do domu.
Dzięki wam wszystkim za tą fajną terenową wycieczkę! :)
Majówka. Rodzinna niedziela.
Niedziela, 3 maja 2015 | dodano:20.05.2015Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 13.38 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 00:45 | km/h: | 17.84 |
Pr. maks.: | 42.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W dniu dzisiejszym również mieliśmy jechać rowerami na imieniny, ale po prostu nam się nie chciało. Jednak jak mogliśmy odpuścić całkowicie rower w tak słoneczny, a przede wszystkim wolny dzień. Namawiamy rodziców na krótką przejażdżkę po okolicy. Im też się za bardzo nie chciało, więc namawiamy ich chociaż na przejażdżkę nad jezioro. Już po kilku metrach stwierdzili, że chcą jechać kawałek dalej. Tak też polną drogą jedziemy do Rosnówka:
Zaraz po wjeździe do wioski skręcamy w prawo i kierujemy się w stronę mostku nad jeziorami. Rodzice nawet nie wiedzieli o jego istnieniu. Tak też docieramy do WPN-u. Leśnymi ścieżkami kręcimy dalej. Niestety powalone drzewo wymusiło zejście z rowerów. Ja korzystam z okazji i strzelam szybką fotkę mojej dzielnej brygady!
Kilkaset metrów dalej robimy przerwę nad jeziorkiem. Ja podejmuję próbę naprawy roweru taty, a dokładniej korby. Jedyne moje narzędzie to kombinerki:
Po krótkim odpoczynku wracamy już do domu. Naprawdę fajna krótka wycieczka. W drodze powrotnej jeszcze spotykamy bryczkę:
Fajnie jak można tak rodzinkę wyciągnąć na rower!
Zaraz po wjeździe do wioski skręcamy w prawo i kierujemy się w stronę mostku nad jeziorami. Rodzice nawet nie wiedzieli o jego istnieniu. Tak też docieramy do WPN-u. Leśnymi ścieżkami kręcimy dalej. Niestety powalone drzewo wymusiło zejście z rowerów. Ja korzystam z okazji i strzelam szybką fotkę mojej dzielnej brygady!
Kilkaset metrów dalej robimy przerwę nad jeziorkiem. Ja podejmuję próbę naprawy roweru taty, a dokładniej korby. Jedyne moje narzędzie to kombinerki:
Po krótkim odpoczynku wracamy już do domu. Naprawdę fajna krótka wycieczka. W drodze powrotnej jeszcze spotykamy bryczkę:
Fajnie jak można tak rodzinkę wyciągnąć na rower!
Majówka. Na imieniny.
Sobota, 2 maja 2015 | dodano:19.05.2015Kategoria 50-100km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 55.47 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 03:11 | km/h: | 17.43 |
Pr. maks.: | 64.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W tym roku majówka wypadała mizernie. Jednak jak mogło się obyć na majówce bez roweru. Dziadek wyprawiał imieniny, mieszka koło 50km od nas. Idealnie aby połączyć odwiedziny z rowerem. Z Martą ruszamy koło południa. Przejazd przez Poznań idzie świetnie. Cały czas drogami rowerowymi. Od Junikowa aż do Niestachowskiej. Kawałek dalej musieliśmy jechać wśród samochodów. Gdy widzimy kierunkowskazach na Morasko. Tam też przy biedronce robimy przerwę na lodzika i zakup kilku batoników na podróż:
Jak widać prognozy się nie sprawdziły, że będzie 30 stopni: 10 w piątek, 10 w sobotę i 10 w niedzielę, ale w sobotę było dobre 20.
Za przejazdem kolejowym szybka sik-pauza. Parę górek na tej trasie pokonujemy sprawnie. W Morasku odbijamy na Biedrusko. Ten kawałek drogi jest cudowny, gdyby tylko nie te trąbiące samochody:
W Radajewie odbijamy na Nadwarciański Szlak Rowerowy. Mimo momentami piaszczystej drogi i górek to i tak się jedzie lepiej niż wśród pędzących samochodów. Wyjeżdżamy koło Warty w Biedrusku. Przecinamy rzekę i jedziemy dalej NSR. W majówkę nie tylko rowerzyści wyciągają swój sprzęt:
W Mściszewie odbijamy w nieznane mi drogi ,,nie jechałem tam nigdy, dlaczego dzisiaj by nie spróbować" pomyślałem sobie. Po cięższym podjeździe robimy krótką przerwę aby zjeść batoniki z biedronki oraz kanapki zabrane z domu. Musiałem posłużyć się nawigacją w telefonie aby specjalnie nie błądzić. Na telefonie miałem zaznaczone nawet takie drogi:
Bez błędnie kieruje nas i wyjeżdżamy w Białęgach. Przejeżdżamy przez Kąty i już jesteśmy w Długiej Goślinie. Podoba mi się ta opcja dojazdu do dziadka. Kawałek za Długą wjeżdżamy do lasu, aby ostatnie kilometry pokonać leśnymi duktami. Nie obyło się też bez oglądania zwierzyny:
Po ponad 50 km kilometrach, docieramy jako pierwsi na imieniny
Dziękuje kochanie za te fajne 50km :* Teraz będziemy częściej taką formę dojazdu stosować.
Jak widać prognozy się nie sprawdziły, że będzie 30 stopni: 10 w piątek, 10 w sobotę i 10 w niedzielę, ale w sobotę było dobre 20.
Za przejazdem kolejowym szybka sik-pauza. Parę górek na tej trasie pokonujemy sprawnie. W Morasku odbijamy na Biedrusko. Ten kawałek drogi jest cudowny, gdyby tylko nie te trąbiące samochody:
W Radajewie odbijamy na Nadwarciański Szlak Rowerowy. Mimo momentami piaszczystej drogi i górek to i tak się jedzie lepiej niż wśród pędzących samochodów. Wyjeżdżamy koło Warty w Biedrusku. Przecinamy rzekę i jedziemy dalej NSR. W majówkę nie tylko rowerzyści wyciągają swój sprzęt:
W Mściszewie odbijamy w nieznane mi drogi ,,nie jechałem tam nigdy, dlaczego dzisiaj by nie spróbować" pomyślałem sobie. Po cięższym podjeździe robimy krótką przerwę aby zjeść batoniki z biedronki oraz kanapki zabrane z domu. Musiałem posłużyć się nawigacją w telefonie aby specjalnie nie błądzić. Na telefonie miałem zaznaczone nawet takie drogi:
Bez błędnie kieruje nas i wyjeżdżamy w Białęgach. Przejeżdżamy przez Kąty i już jesteśmy w Długiej Goślinie. Podoba mi się ta opcja dojazdu do dziadka. Kawałek za Długą wjeżdżamy do lasu, aby ostatnie kilometry pokonać leśnymi duktami. Nie obyło się też bez oglądania zwierzyny:
Po ponad 50 km kilometrach, docieramy jako pierwsi na imieniny
Dziękuje kochanie za te fajne 50km :* Teraz będziemy częściej taką formę dojazdu stosować.
Terenowo z Michałem.
Niedziela, 26 kwietnia 2015 | dodano:03.05.2015Kategoria 100-200km, Ze zdjęciami
Km: | 128.01 | Km teren: | 60.00 | Czas: | 05:38 | km/h: | 22.72 |
Pr. maks.: | 45.80 | Temperatura: | 25.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Przed tą wycieczką razem z Michałem mieliśmy mały dylemat. Jaki rodzaj roweru wybrać. Jednak z racji na ostatnią DWU-setkę na szosie wybraliśmy teren. Umówiłem się z Michałem o 10 pod jego domem. Ruszyłem kilka minut po 9, a wiatr mi sprzyjał:
Wiatr pomagał, noga podawała tak więc wjeżdżam na ,,buziaka" do Marty. Akurat szykowała się do pracy, więc dużo czasu nie mieliśmy. Mój rumak mógł sobie odpocząć na słoneczku przed dalszą jazdą:
Zamieniam jeszcze z Martą kilka słów, daje buziaka pocieszającego do pracy i lecę dalej. W Dębinie wjeżdżam na Szlak Nadwarciański, którym docieram nad Maltę. Szybkie okrążenie i jestem u Michała, który akurat wychodził z klatki. Michał mnie kieruje przez miasto i już po chwili wjeżdżamy na zachodnią cześć NSR. Tą trasę jadę po raz pierwszy. Tereny poznaję dopiero za Radajewem. Jest cudowanie szczególnie o tej porze roku:
Oj wrócę tu jeszcze nie raz na pewno:
Jedziemy i rozmawiamy sobie o rowerach o pomysłach na wyjazdy. Michał mi pokazuje jak kiedyś wylała Warta i nagle jesteśmy w Biedrusku. Przecinamy Wartę i wjeżdżamy na szlak PP i NSR. Tak też docieramy do Murowanej Gośliny. Postanowiliśmy zrobić sobie przerwę pod biedronką na zrobienie zapasów:
Dalszą drogę przemierzamy właśnie szlakiem pierścienia Poznania przez Puszczę Zielonkę. Przyznam się trochę mi siły opadły. Piasek sprawiał trudności, górki wydawały się dłuższe, ale wiedziałem, że to tylko kryzys. Dojechaliśmy w końcu do Dąbrówki Kościelnej, gdzie znajduję się piękny kościół:
Znanymi trasami podążamy dalej. Przypominają nam się wszystkie odcinki z przejechanego nie jednokrotnie szlaku PP. Oczywiście piasku nie brakowało. Zrobiliśmy sobie tam przerwę na chwilowe pogaduchy o ,,interesach":
Docieramy do Promna, gdzie zjeżdżamy na czarny szlak, którym podążamy do Poznania. Jedzie się przyjemnie trochę pod wiatr, ale wróciły siły po kryzysie. Jednak przerwa musiała być zatrzymujemy się pod sklepem kupujemy picie i rożka.
Po drodze spotkaliśmy pełno żab wszystkie uciekały, ale ta jedna chciała się fotografować:
Docieramy szybko do Poznania. Jedziemy kółko wokół Malty. Siadamy jeszcze chwilę na ławce dyskutując, jakby czasu na rowerze było mało. Widocznie było mało. Z Malty szybkim tempem przez Dębiec, Luboń i Komorniki wracam do domu.
Dzięki Michał za te terenowe dobre 100km. Do następnego razu!
Wiatr pomagał, noga podawała tak więc wjeżdżam na ,,buziaka" do Marty. Akurat szykowała się do pracy, więc dużo czasu nie mieliśmy. Mój rumak mógł sobie odpocząć na słoneczku przed dalszą jazdą:
Zamieniam jeszcze z Martą kilka słów, daje buziaka pocieszającego do pracy i lecę dalej. W Dębinie wjeżdżam na Szlak Nadwarciański, którym docieram nad Maltę. Szybkie okrążenie i jestem u Michała, który akurat wychodził z klatki. Michał mnie kieruje przez miasto i już po chwili wjeżdżamy na zachodnią cześć NSR. Tą trasę jadę po raz pierwszy. Tereny poznaję dopiero za Radajewem. Jest cudowanie szczególnie o tej porze roku:
Oj wrócę tu jeszcze nie raz na pewno:
Jedziemy i rozmawiamy sobie o rowerach o pomysłach na wyjazdy. Michał mi pokazuje jak kiedyś wylała Warta i nagle jesteśmy w Biedrusku. Przecinamy Wartę i wjeżdżamy na szlak PP i NSR. Tak też docieramy do Murowanej Gośliny. Postanowiliśmy zrobić sobie przerwę pod biedronką na zrobienie zapasów:
Dalszą drogę przemierzamy właśnie szlakiem pierścienia Poznania przez Puszczę Zielonkę. Przyznam się trochę mi siły opadły. Piasek sprawiał trudności, górki wydawały się dłuższe, ale wiedziałem, że to tylko kryzys. Dojechaliśmy w końcu do Dąbrówki Kościelnej, gdzie znajduję się piękny kościół:
Znanymi trasami podążamy dalej. Przypominają nam się wszystkie odcinki z przejechanego nie jednokrotnie szlaku PP. Oczywiście piasku nie brakowało. Zrobiliśmy sobie tam przerwę na chwilowe pogaduchy o ,,interesach":
Docieramy do Promna, gdzie zjeżdżamy na czarny szlak, którym podążamy do Poznania. Jedzie się przyjemnie trochę pod wiatr, ale wróciły siły po kryzysie. Jednak przerwa musiała być zatrzymujemy się pod sklepem kupujemy picie i rożka.
Po drodze spotkaliśmy pełno żab wszystkie uciekały, ale ta jedna chciała się fotografować:
Docieramy szybko do Poznania. Jedziemy kółko wokół Malty. Siadamy jeszcze chwilę na ławce dyskutując, jakby czasu na rowerze było mało. Widocznie było mało. Z Malty szybkim tempem przez Dębiec, Luboń i Komorniki wracam do domu.
Dzięki Michał za te terenowe dobre 100km. Do następnego razu!
Z ukochaną do kochanego WPN.
Niedziela, 19 kwietnia 2015 | dodano:27.04.2015Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 40.26 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:43 | km/h: | 14.82 |
Pr. maks.: | 47.10 | Temperatura: | 18.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
O tym jak lubię jeździć po Wielkopolskim Parku Narodowym chyba nie muszę po raz kolejny wspominać. Nic też dziwnego, że właśnie te tereny wybraliśmy na niedzielną wycieczkę. Ruszamy z Głuchowa na Chomęcice i tam już wjeżdżamy w teren. Polną drogą docieramy do Rosnówka. Przecinamy DK 5 i jesteśmy w WPN-ie. Jadąc wzdłuż jeziora Jarosławieckiego obiecuję sobie w myślach: ,,Na pewno w tym roku przyjadę tu popływać". Po kilku kilometrach jesteśmy na czerwonym szlaku którym okrążamy jezioro Góreckie:
Przepięknym single-trackiem jedziemy nad wyspę. Teraz jest tam piękny punkt widokowy z ławką i widokiem na zamek Klaudyny Potockiej:
Zaraz po tym czeka nas najtrudniejszy odcinek dzisiejszego dnia. Podejście pod schody, kontynuując jazdę czerwonym szlakiem. Jeszcze zaproponowałem wciągnięcie tam Marty rower, który był naprawdę ciężki. Zmachałem się co nie miara. Jadąc przez las miejscami po 30km/h na godzinę czuję się coś niesamowitego. Tak też było tym razem, nawet nie zauważyliśmy szlaku PP. Szybko docieramy do jeziora Kociołek i wspinamy się na Osową Górę. Mimo zmęczenia podjazdem decydujemy się wejść na wieżę widokową. Widok z niej naprawdę ładny:
Zjeżdżamy w kierunku drogi woj. miedzy Poznaniem, a Mosiną. Jedziemy asfaltem tylko chwilę bo znów wjeżdżamy w las. Jedziemy żółtym szlakiem. Odnośnie szlaku opcje są dwie, albo nim nie jechałem, albo jechałem dawno bo pamiętam tylko jedną górkę :) Po świetnej jeździe single trackiem: jesteśmy znowu na Grajezerówce. Marta już czuję się lekko zmęczona mimo to chętnie zgadza się na dalszą jazdę leśnymi ścieżkami. Tak też znowu jedziemy koło Jarosławieckiego, aby po chwili wrócić na słynną drogę z płyt.
Zjazd w dół i jesteśmy w Komornikach. Szybkie zakupy w biedrze i jesteśmy w domu. To było wspaniała popołudnie spędzone z ukochaną osobą. Oby więcej takich!!!
Przepięknym single-trackiem jedziemy nad wyspę. Teraz jest tam piękny punkt widokowy z ławką i widokiem na zamek Klaudyny Potockiej:
Zaraz po tym czeka nas najtrudniejszy odcinek dzisiejszego dnia. Podejście pod schody, kontynuując jazdę czerwonym szlakiem. Jeszcze zaproponowałem wciągnięcie tam Marty rower, który był naprawdę ciężki. Zmachałem się co nie miara. Jadąc przez las miejscami po 30km/h na godzinę czuję się coś niesamowitego. Tak też było tym razem, nawet nie zauważyliśmy szlaku PP. Szybko docieramy do jeziora Kociołek i wspinamy się na Osową Górę. Mimo zmęczenia podjazdem decydujemy się wejść na wieżę widokową. Widok z niej naprawdę ładny:
Zjeżdżamy w kierunku drogi woj. miedzy Poznaniem, a Mosiną. Jedziemy asfaltem tylko chwilę bo znów wjeżdżamy w las. Jedziemy żółtym szlakiem. Odnośnie szlaku opcje są dwie, albo nim nie jechałem, albo jechałem dawno bo pamiętam tylko jedną górkę :) Po świetnej jeździe single trackiem: jesteśmy znowu na Grajezerówce. Marta już czuję się lekko zmęczona mimo to chętnie zgadza się na dalszą jazdę leśnymi ścieżkami. Tak też znowu jedziemy koło Jarosławieckiego, aby po chwili wrócić na słynną drogę z płyt.
Zjazd w dół i jesteśmy w Komornikach. Szybkie zakupy w biedrze i jesteśmy w domu. To było wspaniała popołudnie spędzone z ukochaną osobą. Oby więcej takich!!!
Pierwsza 2-setka w sezonie!
Sobota, 11 kwietnia 2015 | dodano:13.04.2015Kategoria 200-300km, TCT, Ze zdjęciami
Km: | 207.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:15 | km/h: | 28.58 |
Pr. maks.: | 47.41 | Temperatura: | 22.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Canyon Roadlite |
Jest to zapewne historyczne dla mnie wydarzenie. Mamy dopiero początek kwietnia, ja mam przejechane niespełna 500km w tym roku, a tu taki dystans. Sam pomysł na wycieczkę podrzucił Kuba. Zrobił wydarzenie na stronie TCT i zaprosił ludzi. Problem polegał na krótkim dystansie (ok. 130km) i powrót miał być pociągiem. Zadzwoniłem do Michała. Tak jak myślałem nie oparł się mojej propozycji i również był chętny na powrót rowerem do domu.
Chłopacy spotykają się o 8 na skrzyżowaniu Bułgarskiej/Bukowskiej. Jak już ruszyli dostałem znak iż jest czas na mnie. Zrobiłem sobie zdjęcie i ruszam na spotkanie z 4 osobową ekipą:
Szybki przejazd przez okoliczne wsie. Po drodze zastanawiam się czy ja będę musiał czekać czy oni na mnie. Jednak udało się idealnie wpasować. Bez żadnej przerwy ruszamy w piątkę w kierunku Buku:
Jedziemy po zmianach jeden za jeden. Prędkość koło 32km/h wiatr mocny boczny, ale raczej nie przeszkadza. Przez sam Buk jedziemy niestety przez centrum. Jednak nie robimy przerwy. Ta natomiast nastąpiła w Opalenicy na ryneczku:
Nieźle jak na początek sezonu. 30km dobrym tempem i dopiero pierwsza przerwa. Parę żartów opowiedzianych, parę batonów zjedzonych i ruszamy dalej. Miedzy Opalenicą, a Nowym Tomyślem nie działo się nic specjalnego. Postanowiliśmy wjechać do Nowego Tomyśla na lody, ale jeszcze były nie czynne. Zrobiliśmy przerwę pod biedronką. Na licznikach 50km, my już po 2 przerwie. Wyjeżdżając z tego ładnego miasteczka udało mi się uchwycić wielki kosz wiklinowy:
Kolejny cel Zbąszyń. Trasa wiedzie bardzo ładnymi drogami wojewódzkimi przez las. Temperatura grubo powyżej 20 stopni Celsjusza. W miedzy czasie przerwa na siku. Ja korzystam i ściągam bluzę. Szczerze powiedziawszy uważam, że nie ma co narzekać na polskie drogi:
W samym Zbąszyniu nie robimy przerwy. Jednak za tym miasteczkiem zmieniamy trochę kierunek jazdy i wiatr nam zdecydowanie przeszkadza. Tak więc przymusową przerwę robimy w Kosieczynie na puszkę coli. Przy okazji możemy zobaczyć ładny drewniany kościół z XVw.
Poszedłem zajrzeć do środka. Zaraz za mną przyszedł Michał. Panie które sprzątały trochę się zdziwiły naszą obecnością. Chwilę posiedziałem i poszedłem do chłopaków. Znowu kilka żartów i jedziemy dalej. Po paru kilometrach pada pierwsza setka w tym sezonie:
Wiatr dawał się we znaki. Pod kościołem nie było toalety więc w pobliskim lesie robimy przymusową przerwę. Z Michałem ,,łapiemy" traktor który jedzie idealnie 40km/h. Niestety reszta została, a sam traktor po chwili skręcał. W końcu docieramy zobaczyć lotnisko Babimost. Dla mnie i Michała był to cel naszej wycieczki:
Tutaj robimy długą przerwę. Rozmowy tyczyły się przede wszystkim sprawami związanymi z podróżami, czy to wyprawy rowerowe, czy podróże camperem, czy też wyjazdy służbowe można zaliczyć do podróży i wiele innych. Po posileniu się jedziemy dalej. Kilka kilometrów jeszcze pod wiatr i dojeżdżamy do DK 32. Tam też ostatnie wspólne zdjęcie:
Dominik Kuba i Piotr jadą dalej pod wiatr abym osiągnąć cel, czyli Zieloną Górę. Ja z Michałem ruszam z wiatrem w kierunku Wolsztyna. Rozdzielając się miałem średnią nie całe 26km/h. Tutaj było można poczuć siłę wiatru. Dobrze ponad 120km w nogach i mimo to prędkość nie spadała poniżej 35km/h. Takim właśnie tempem docieramy do Wolsztyna, gdzie robimy przerwę na Fast-Fooda i zakupy w biedronce
Łączny czas przerwy 1h! Prędkość po Wolsztynie wcale nie zmalała cały czas powyżej 33km/h. Planowaliśmy zrobić przerwę po 30 km za Grodziskiem, ale się tak dobrze jechało, że pojechaliśmy dalej. W sumie nic dziwnego, wiatr w plecy i piękny asfalt.
Siku się chciało coraz bardziej, ale kilometrów do mety coraz mniej, a prędkość nadal dobra. Tak też mijamy Stęszew i skręcamy w kierunku Walerianowa. W miedzy czasie pada pierwsze 200km w tym sezonie:
Mieliśmy wjechać do Ani na szybką kawę, ale akurat dzisiaj miała grilla więc załapujemy się na kiełbaskę i ZIMNIE PIWKO!
Po około 30 minutach jadę do domu. Muszę jednak pożyczyć od Ani przednią lampkę bo zapomniałem. I tak dojeżdżam do domu z dystansem 207,02 i średnią prędkością 28,54km/h, co mnie bardzo cieszy jak na 11 kwietnia :)
Dzięki panowie za wspólne kręcenie. Dzięki Michał za naprawdę mocną końcówkę. Te ostatnie 60km bez przerwy z tą prędkością to jest coś! Trzeba działać aby marzenia spełnić na ten rok! :)
Chłopacy spotykają się o 8 na skrzyżowaniu Bułgarskiej/Bukowskiej. Jak już ruszyli dostałem znak iż jest czas na mnie. Zrobiłem sobie zdjęcie i ruszam na spotkanie z 4 osobową ekipą:
Szybki przejazd przez okoliczne wsie. Po drodze zastanawiam się czy ja będę musiał czekać czy oni na mnie. Jednak udało się idealnie wpasować. Bez żadnej przerwy ruszamy w piątkę w kierunku Buku:
Jedziemy po zmianach jeden za jeden. Prędkość koło 32km/h wiatr mocny boczny, ale raczej nie przeszkadza. Przez sam Buk jedziemy niestety przez centrum. Jednak nie robimy przerwy. Ta natomiast nastąpiła w Opalenicy na ryneczku:
Nieźle jak na początek sezonu. 30km dobrym tempem i dopiero pierwsza przerwa. Parę żartów opowiedzianych, parę batonów zjedzonych i ruszamy dalej. Miedzy Opalenicą, a Nowym Tomyślem nie działo się nic specjalnego. Postanowiliśmy wjechać do Nowego Tomyśla na lody, ale jeszcze były nie czynne. Zrobiliśmy przerwę pod biedronką. Na licznikach 50km, my już po 2 przerwie. Wyjeżdżając z tego ładnego miasteczka udało mi się uchwycić wielki kosz wiklinowy:
Kolejny cel Zbąszyń. Trasa wiedzie bardzo ładnymi drogami wojewódzkimi przez las. Temperatura grubo powyżej 20 stopni Celsjusza. W miedzy czasie przerwa na siku. Ja korzystam i ściągam bluzę. Szczerze powiedziawszy uważam, że nie ma co narzekać na polskie drogi:
W samym Zbąszyniu nie robimy przerwy. Jednak za tym miasteczkiem zmieniamy trochę kierunek jazdy i wiatr nam zdecydowanie przeszkadza. Tak więc przymusową przerwę robimy w Kosieczynie na puszkę coli. Przy okazji możemy zobaczyć ładny drewniany kościół z XVw.
Poszedłem zajrzeć do środka. Zaraz za mną przyszedł Michał. Panie które sprzątały trochę się zdziwiły naszą obecnością. Chwilę posiedziałem i poszedłem do chłopaków. Znowu kilka żartów i jedziemy dalej. Po paru kilometrach pada pierwsza setka w tym sezonie:
Wiatr dawał się we znaki. Pod kościołem nie było toalety więc w pobliskim lesie robimy przymusową przerwę. Z Michałem ,,łapiemy" traktor który jedzie idealnie 40km/h. Niestety reszta została, a sam traktor po chwili skręcał. W końcu docieramy zobaczyć lotnisko Babimost. Dla mnie i Michała był to cel naszej wycieczki:
Tutaj robimy długą przerwę. Rozmowy tyczyły się przede wszystkim sprawami związanymi z podróżami, czy to wyprawy rowerowe, czy podróże camperem, czy też wyjazdy służbowe można zaliczyć do podróży i wiele innych. Po posileniu się jedziemy dalej. Kilka kilometrów jeszcze pod wiatr i dojeżdżamy do DK 32. Tam też ostatnie wspólne zdjęcie:
Dominik Kuba i Piotr jadą dalej pod wiatr abym osiągnąć cel, czyli Zieloną Górę. Ja z Michałem ruszam z wiatrem w kierunku Wolsztyna. Rozdzielając się miałem średnią nie całe 26km/h. Tutaj było można poczuć siłę wiatru. Dobrze ponad 120km w nogach i mimo to prędkość nie spadała poniżej 35km/h. Takim właśnie tempem docieramy do Wolsztyna, gdzie robimy przerwę na Fast-Fooda i zakupy w biedronce
Łączny czas przerwy 1h! Prędkość po Wolsztynie wcale nie zmalała cały czas powyżej 33km/h. Planowaliśmy zrobić przerwę po 30 km za Grodziskiem, ale się tak dobrze jechało, że pojechaliśmy dalej. W sumie nic dziwnego, wiatr w plecy i piękny asfalt.
Siku się chciało coraz bardziej, ale kilometrów do mety coraz mniej, a prędkość nadal dobra. Tak też mijamy Stęszew i skręcamy w kierunku Walerianowa. W miedzy czasie pada pierwsze 200km w tym sezonie:
Mieliśmy wjechać do Ani na szybką kawę, ale akurat dzisiaj miała grilla więc załapujemy się na kiełbaskę i ZIMNIE PIWKO!
Po około 30 minutach jadę do domu. Muszę jednak pożyczyć od Ani przednią lampkę bo zapomniałem. I tak dojeżdżam do domu z dystansem 207,02 i średnią prędkością 28,54km/h, co mnie bardzo cieszy jak na 11 kwietnia :)
Dzięki panowie za wspólne kręcenie. Dzięki Michał za naprawdę mocną końcówkę. Te ostatnie 60km bez przerwy z tą prędkością to jest coś! Trzeba działać aby marzenia spełnić na ten rok! :)
Nad Maltę :)
Wtorek, 24 marca 2015 | dodano:07.04.2015Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 24.09 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 16.06 |
Pr. maks.: | 33.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Dzisiaj po pracy postanowiliśmy iść na rower. Parę kilometrów zrobione, a uśmiech na twarzy się pojawia. Nie jadłem nawet u Marty obiadu tylko od razu pojechaliśmy. Jechaliśmy wzdłuż Warty aż do Mostu Bolesława Chrobrego. Tam przecinamy Wartę i udajemy się nad Maltę. Akurat słońce zachodziło.
Marcie się przypomniało, że czegoś zapomniała ostatnio zabrać od Michała jak u niego byliśmy więc podjechaliśmy na moment. I rzeczywiście był to moment :D Po krótkiej rozmowie jedziemy dokończył kółko nad Maltą. Wracamy przez Rataje, gdzie mam kilka sprzeczek z kierowcami....
Dziękuję kochanie za tą krótką, ale treściwą wycieczkę :D
Marcie się przypomniało, że czegoś zapomniała ostatnio zabrać od Michała jak u niego byliśmy więc podjechaliśmy na moment. I rzeczywiście był to moment :D Po krótkiej rozmowie jedziemy dokończył kółko nad Maltą. Wracamy przez Rataje, gdzie mam kilka sprzeczek z kierowcami....
Dziękuję kochanie za tą krótką, ale treściwą wycieczkę :D