blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(26)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sq3mko.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Z moją piękną!

Dystans całkowity:4203.93 km (w terenie 746.50 km; 17.76%)
Czas w ruchu:244:35
Średnia prędkość:16.97 km/h
Maksymalna prędkość:64.40 km/h
Suma podjazdów:658 m
Liczba aktywności:89
Średnio na aktywność:47.24 km i 2h 50m
Więcej statystyk

Mazury 2013 dzień drugi.

Środa, 7 sierpnia 2013 | dodano:12.09.2013Kategoria 50-100km, Mazury 2013, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:70.19Km teren:20.00 Czas:04:31km/h:15.54
Pr. maks.:60.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Wstajemy rana bez większego pośpiechu. Dzisiejszy cel to Mikołajki. Już po chwili asfalt zmienia się w piaszczystą drogę co dziewczyną zbytnio się to nie podoba. Ja nie ukrywam też się nie cieszyłem taką drogą w moich oponkach 1.6:





Jedziemy kierując się głównie papierową mapą ogolą Polski. Czasami nie ma nie których dróg zaznaczonych więc włączamy nawigację w komórkach. Jednak cały czas jedziemy w dobrym kierunku. Po chwili z drogi piaszczystej robi się asfalt, my robimy też sik-pauze:


Dzisiaj udaje nam się znaleźć jezioro w którym nie ma płatnego wstępu i można do niego wejść, chociaż nie było plaży tylko zejście z pomostu. Tak czy siak przy tych upałach korzystamy z kąpieli:






Ruszamy dalej zaledwie kilkanaście km zostaje nam do Mikołajek i to dobrym asfaltem. Znam tą drogę z mojego wyjazdu z 2010r. Docieramy zadowoleni do Mikołajek:






Wjeżdżamy na ryneczek. Robimy zakupy na wieczór. Podejmujemy decyzję, że jemy dzisiaj kebaba:




Wyjeżdżamy kilka km za miasteczko i rozbijamy się na ładnej łączce. Wieczorem smakowanie nowej Lubelskiej-Ananasówki.

Mazury 2013 dzień pierwszy.

Wtorek, 6 sierpnia 2013 | dodano:11.09.2013Kategoria 50-100km, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami, Mazury 2013
Km:59.93Km teren:35.00 Czas:03:32km/h:16.96
Pr. maks.:48.80Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Wczoraj ledwie wróciliśmy, a dzisiaj już ruszamy w kolejną wyprawę. Tym razem na Mazury. Ruszamy wspólnie z Głuchowa. Jedziemy w czwórkę Marta, Ania, Bartek i Ja. Pociąg mieliśmy koło 7 rano. Wyjechaliśmy trochę za późno było trzeba gnać. Niestety czas uciekał, a kilometrów nie ubywało. Ruszyłem do przodu kupić bilety. Stanąłem nie w tej kasie... Stwierdzamy jedziemy na pociąg. Przechodzimy służbowym przejściem. SOKiści robią problemy, ale całe szczęście udaje nam się wejść do pociągu:



Podróż mija spokojnie przy wysiadaniu zgubiłem okularki. Będzie trzeba jechać bez. W samym Olsztynie robimy zakupy i lecimy za miasto. Już po kilku km zaczynają się piękne tereny:


Dojeżdżamy do Barczewa tam przerwa na lodzika i piwko. Dalej kierujemy się wzdłuż DK 16 w stronę Biskupic. Po kilku km zjeżdżamy na polną ubitą drogę w celu znalezienia jakiegoś jeziorka. I nagle pierwsza awaria. Koło staje mi w miejscu łożyska się zacięły. Kombinujemy naprawiamy nic to nie daje:


Udaje nam się znaleźć pana Adama, co jak nam powiedzieli co wszystko naprawia. Tak też zrobił rozkręcił nasmarował skręcił. Mimo, że dał gwarancję tylko do płotu to dało się jechać dalej :)
Znajdujemy sklep gdzie robimy zakupy na wieczór. Nie mogło zabraknąć regionalnych piwek:


Szukamy miejsca do spania. Jako, że tak spaliśmy przez ostatni 3 tygodnie znalezienie noclegu nie jest większym problemem. Czas rozbić namioty:


Na kolacje ryż z komarami :P Niestety nic nie pomagało. Ryż zjedliśmy z cukrem :P Udany dzień pierwszy.

Rozjadowo treningowo.

Wtorek, 2 lipca 2013 | dodano:02.07.2013Kategoria 0-50km, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:44.76Km teren:35.00 Czas:02:41km/h:16.68
Pr. maks.:36.35Temperatura:20.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:148mRower:Kellys Magic
Po sobotnim rekordzie przyszedł czas na rozjazd. Namówiłem moją ukochaną i przyjaciółkę na rower. Początkowo miał to być wyjazd na czereśnie do mojej babci, ale z racji na moją prace musieliśmy go odłożyć na kiedyś indziej. Postanowiliśmy przejechać się po okolicznych wioskach. Ruszamy w kierunku Gołusek i dalej na Palędzie, tam też stoimy na przejeździe:



Czekaliśmy na przejazd 2 pociągów, już myślałem, że pojedzie 3 jednak barierki się otworzyły. Ruszamy dalej. Słońce wyszło, robimy techniczną przerwę na zrzucenie długiego rękawku:



oraz szybki serwis kierownicy:



Za kilka set metrów wjeżdżamy na czarny szlak rowerowy. Nie wiedziałem o nim tak dużo. Elegancko się jedzie a i jest dobrze oznakowany:



Dojeżdżamy nim przez Sierosław do Lusówka. Tam też odbijamy na szlak Pierścienia Poznania. Trasa mi znana. Przejechałem pierścień 2 no prawie 3 razy i nie wiadomo ile razy krążyłem tymi szlakami po odcinkach. Ukazuję nam się piękne jeziorko:



Jedziemy na plażę odpocząć trochę. Po chwili wpadam na pomysł, aby popływać na rowerku wodnym. Szybkie pytanie do dziewczyn szybka decyzja i zaraz jesteśmy na wodzie:


Po godzinie pływania ruszamy dalej. Dołącza do nas Dorota i tak wspólnie przemierzamy trasę, aż do Żarnowca. Tam krótki odpoczynek:


Wracamy do domu. Tempo było trzeba narzucić niezłe bo goniły nas totalne deszczowo-burzowe chmury. Na zdjęciu tego tak nie widać:


Ostatnia prosta i jesteśmy w domu.

Dzięki dziewczyny za wycieczkę, oby więcej takich! :)

Nad morze! Dzień czwarty :)

Niedziela, 2 czerwca 2013 | dodano:07.06.2013Kategoria 0-50km, Czerwcówka 2013, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:40.00Km teren:0.00 Czas:02:08km/h:18.75
Pr. maks.:34.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Nadszedł dzień powrotu do domu. Szkoda, mimo pogody takie wyjazdy są fajne :)
Wstajemy rano pogoda nie rozpieszcza, nie uda nam się pospacerować po plaży w pełnym słońcu. Śniadanie w namiocie poranna toaleta i zwijamy nasz mały bałagan:




Ruszamy na plażę zrobić sobie zdjęcie. Nasze rowery podczas odpoczynku na plaży:


Pogoda jak widać nie zachęcała do kąpieli. Jednak kąpali się morsy oraz ludzie co mają nie równo pod sufitem (ja należałem do tej 2 grupy) być nad morzem, a się nie wykąpać...


Po kąpieli lecimy na gofry, chodziły one za mną od samego wjazdu do Mielna:



Następnym punktem dnia dzisiejszego był pójście do Kościoła. Problemem był fakt, że chciało nam się bardzo do toalety, a ksiądz przedłużał...
Po mszy szybko do toalety i nadszedł czas powrotu. Do Koszalina prowadzi ścieżka o której wcześniej wspomniałem:



W samym Koszalinie robimy zakupy do pociągu do biedronki i od razu na dworzec. Czekając na odjazd:




Początkowo mieliśmy pełen komfort jazdy:




My nasze dwa rowery i nic więcej. Takie podróże lubię. Tak też było do Piły. Po Pile było tak:




W Poznaniu lądujemy po 22. Jadę odprowadzić Martę. Przerwa przymusowa na przejeździe kolejowym:





Po odwiezieniu Marty wracam do domu. Wiało, strasznie wiało. Prawie zrobiłem przerwę w Luboniu bo już nie mogłem.


Dwa słowa podsumowania. Wyprawa zakończona pełnym sukcesem. Dziękuję kochanie za wspólne spędzone te 4 dni. Przy podróżowaniu z ukochaną nawet zła pogoda nie stoi na przeszkodzie aby mieć uśmiech na twarzy. Po sesji jedziemy jeszcze raz może tym razem nie nad morze! :)

Nad morze! Dzień trzeci :)

Sobota, 1 czerwca 2013 | dodano:05.06.2013Kategoria 0-50km, Czerwcówka 2013, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:49.51Km teren:0.00 Czas:02:52km/h:17.27
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Dzień trzeci nie był tak łaskawy jak 2 i nie obudził nas słońcem. Co gorsza o 5 nad ranem jeszcze padał deszcz. Jednak koło 8 już nie padało spokojnie ugotowaliśmy mleczko:


Płatki lepiej smakują z ciepłym mlekiem. Po śniadaniu zwijamy nasz podróżniczy grajdołek:


Wyjeżdżamy koło 11.30. Dzisiaj nie mamy dużo do przejechania. Jednak trochę podjazdów było. Marta dawała radę na wszystkich bez wyjątku:


W samym Koszalinie jedziemy na dworzec PKP. Kupujemy bilety i udajemy się do Maca gdzie spotykamy się z Mateuszem. Robimy sobie sweet focie z coca-colą:



Ruszamy do Mielna. Z Koszalina jest ładna ścieżka rowerowa. To właśnie nią szybko docieramy do morza:


Udajemy się na rybkę. Tradycyjnie jedziemy do Unieścia na ciepłego wędzonego dorsza! Potem pojechaliśmy na pole namiotowe. Nikogo nie było myśleliśmy, że jest zamknięte. Okazało się iż jest czynne jednak nikogo nie ma z wczasowiczów. Potem spacer brzegiem morza. Próbowałem zobaczyć jakiś statek, ale widoczność była za słaba:

Udajemy się na zakupy na kolacje do polo marketu. Powrót ciężki, dużo ciężkich zakupów :P


Na kolacje szef kuchni poleca gołąbeczki ze słoiczka:


Bardzo udany dzień dziecka! :)

Nad morze! Dzień drugi :)

Piątek, 31 maja 2013 | dodano:05.06.2013Kategoria 100-200km, Czerwcówka 2013, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:109.92Km teren:0.00 Czas:06:15km/h:17.59
Pr. maks.:45.50Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Dzień drugi wita nas pięknym słońcem. Budzimy się koło 7 jednak mały leń nie pozwala nam od razu wstać. Pakować zaczynamy się po 8. Przy takiej pogodzie idzie to całkiem sprawnie:


Po kilku początkowych kilometrach zastajemy przeteleportowani przez morze Bałtyckie i trafiamy do Szwecji :P



Znów teleport i jesteśmy na drodze do Kłomina. Chwilę przed goni nas cała plaga zmutowanych końskich much. W końcu udaje nam się udziec i trafiamy do miasta duchów:



Tam też robimy przerwę na śniadanie. Pyszne bułeczki z serkiem i pomidorem. Kilka kilometrów dalej zatrzymujemy się w sklepie aby uzupełnić picie. Spotykamy tam dużą grupę rowerzystów. Oni chyba nie planują za daleko jeszcze tego dnia dojechać. Otwierali już 3 piwko :) My ruszamy w stronę Bornego Sulinowa. Tam przerwa na lodzika i sok pomidorowy i oglądanie burzowych chmur. Całe szczęście przeszły bokiem. Na wyjeździe z miasta znajduję się cmentarz radziecki:




Szybka fotka i lecimy dalej. Dojeżdżamy do DK 20 aby udać się w stronę Czaplinka. Jednak po chwili odbijamy na mniej uczęszczane drogi. Tymi właśnie drogami uciekaliśmy przed chmurami:




Udało się uciekliśmy. Przerwę robimy sobie w Barwicach pod Biedronką. Tam też spożywamy dobre bułeczki:






Słoneczko pięknie świeciło. Najedzeni ruszamy dalej. Naszym oczom ukazuję się mało optymistyczny widok:

Tak znowu zaczęło padać, niestety zanim dojechaliśmy na przystanek udało nam się trochę zmoknąć. Siedzieliśmy tam z dobre półtorej godziny. W końcu przestało lać lekko kropiło. Podjęliśmy decyzję jechać dalej.Po zaledwie 1km zaczęło lać, nie mieliśmy wyboru było trzeba jechać:





Następny przystanek był dla nas upragnionym odpoczynkiem. Minusem tego odpoczynku był coraz bardziej padający deszcz. Tak lało przez dobre 2 godziny:



Z przystanku ruszamy dopiero o 21.45 W końcu przestało padać. W Tychowie robimy zakupy na kolacje. Kupujemy litr mleka i płatki. Ruszamy już w totalnych ciemnościach za miasto. Do Koszalina zostaje nam 32 km, dzisiaj udaje nam się przejechać z 3km, aby znaleźć w miarę porządne miejsce na spanie. Rozbijamy sprawnie namiot, udaje nam się nic nie zgubić ładujemy się do namiotu. Mimo później pory postanawiamy ugotować kubek na ,,Gorący Kubek":




Płatki i mleko będą na śniadanie :)

Nad morze! Dzień pierwszy :)

Czwartek, 30 maja 2013 | dodano:05.06.2013Kategoria 100-200km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami, Czerwcówka 2013
Km:142.58Km teren:0.00 Czas:06:21km/h:22.45
Pr. maks.:40.90Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Od pojawienia się pomysłu do wykonania go nie minęło dużo czasu. Jakieś 2 tygodnie przed postanowiliśmy razem z Martą wykorzystać ten długi weekend. Pomyślałem aby wyjechać nad morze. Marta bez wahania się zgodziła.
Pierwszy termin wyjazdu to środa po południu zaraz po zajęciach. Jednak spore problemy z rowerami ( o tym kiedy indziej) oraz zła pogoda uniemożliwia nam wyjazd w środę. W czwartek rano idziemy do Kościoła na 7.30 wracamy pakujemy resztę rzeczy i parę min po 9 ruszamy w drogę:



Z racji na wolny dzień umawiam się z Bartkiem aby kawałek nam potowarzyszył. Spotykamy się na trasie wojewódzkiej do Szamotuł. Ruch na drodze znikomy jedziemy całą szerokością pasa swobodnie sobie rozmawiając. W miedzy czasie robimy ,,sik-pauze"




Tym właśnie sprzętem mam zamiar dojechać nad morze:


Do Szamotuł docieramy bardzo szybko. Tam robimy też przerwę na śniadanie. Niestety Bartek musi nas opuścić. Jedzie grillować do Pobiedzisk. Robimy wspólną fotkę i żegnamy się z Bartkiem:



My natomiast ruszamy dobrze mi znaną trasą na Czarnków. Jechałem tam chociaż by półtora tygodnia temu kiedy to razem z ekipą z forum i znajomymi zdobyliśmy Kołobrzeg w jedną noc. Tutaj link ---> TO TU! :) Trasa do Czarnkowa to sama przyjemność:





Jednak najlepszy jest sam zjazd przed Czarnkowem. Dosłownie jak w górach piękna sprawa. W samym mieście robimy przerwę na 2 śniadanie mamy już około 80km w nogach. Jeść trzeba! Jako miejsce odpoczynku wybieramy park gdzie stoi czołg T-34:





Mijamy Noteć i po kilku km wjeżdżamy do ,,przeklętego lasu". Dlaczego przeklętego? Hmm... Pewnie tak go nazwałem bo jadąc tam rok temu, kolega miał wypadek rozbił głowę przez co nie dojechał nad morze. Jadąc tam w tym roku łapiemy laczka. Gdy my z Martą jechaliśmy przez ten las zaczęło padać. Tak, zaczęło początkowo nie było źle. Kropiło sobie tylko. Tak też wjeżdżamy do woj. Zachodnio-Pomorskiego:



Jednak kilka kilometrów dalej rozpadało się na dobre. W solidnym deszczu docieramy do Wałcza, gdzie wjeżdżamy na stację benzynową. To właśnie tam spędzamy najbliższe prawie 2 godziny. Traciliśmy nadzieję, że przestanie padać. Szukaliśmy planu B. Jednym z planów było rozbicie się za stacją. W końcu przestało lać i grzmieć. Z uśmiechami na twarzy wyjeżdżamy z Wałcza:




Kilka km za rozbijamy namiot. Miejsce idealne, gdyż na dużej ilości mchu śpi się bardzo wygodnie. Nie mamy już sił na gotowanie czegokolwiek także po kilku minutach zasypiamy w naszym ciepłym przenośnym domku :)

Do kochanego WPN-u z kochaną osobą!

Wtorek, 14 maja 2013 | dodano:28.05.2013Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:28.13Km teren:15.00 Czas:01:26km/h:19.62
Pr. maks.:37.50Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Trochę wolnego i już rzucam propozycję na krótką wycieczkę rowerową. Marta bez większych zastanowień się godzi. Spotykamy się w Luboniu przy straży pożarnej i już w 2 ruszamy do WPN-u przez Wiry. Piękna zieleń w WPN pozwala odetchnąć. Docieramy do j.Jarosławieckiego. Tam przerwa:





Ja się wdrapuję na drzewo. Z tego drzewa są 3 warianty skoku do jeziora. Jednego jeszcze nie próbowałem (boję się :P )



Z racji na czas musieliśmy uciekać do domu. Wracamy przez Rosnówko i dalej polnymi drogami w około których rośnie masa rzepaku:



W domu jem szybki obiadek i lecę do pracy już samochodem.

Dzięki kotek za przyjemnie spędzone prawie 2h :*

Pierwszy maja. Oczywiście rowerowo!

Środa, 1 maja 2013 | dodano:24.05.2013Kategoria 100-200km, Ze zdjęciami, Z moją piękną!
Km:109.74Km teren:25.00 Czas:05:12km/h:21.10
Pr. maks.:50.30Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Takie wyjazdy zawsze cieszą, kiedy na rower da się wyciągnąć osoby które tak często nie jeżdżą. Mam tu na myśli kuzyna z żoną.
Miejsce spotkania: źródełko nad Maltą.
Cel: Pojechanie do Pobiedzisz odwiedzając park linowy w Kobylnicy.
Uczestnicy: Agata, Mikołaj, Marta oraz ja!

Parę min po 9 startuję z domu. Zasadniczo dawno nie jechałem na MTB, dziwnie mi się jedzie. Jakoś tak wolniej. Docieram do Marty kilka min przed 10 i ruszamy w kierunku Malty. Docieramy ,,bardziej po niż przed" tak jak było to ustalone z Mikołajem. Łyk wody i już w 4 ruszamy szlakiem znanym mi dobrze w stronę Pobiedzisk. Górki pagórki mijamy sprawnie, niespodziankę (schody) na szlaku, znaną pewnie każdemu kto chociaż raz miał okazję startować w maratonie też mijamy sprawnie. W pewnym momencie przypomniało mi się, iż nie mamy zbiorowej fotki. Oto i ona:





Parę km dalej przerwa na dwa trzy łyki wody oraz wciągnięcie jakiegoś batona. Jadąc tak szybko minęliśmy zjazd na Kobylnicę i dopiero w Uzarzewie wjeżdżamy na DK5 wracając się nią kilka km do parku linowego :)
Docieramy na miejsce kilka min przed otwarciem. Mamy zatem czas na wybranie trasy. Zdecydowaliśmy się na tą najwyższą. Równo o 12 idziemy kupić bilety. Zapytaliśmy się o możliwe miejsce przypięcia rowerów dostajemy klucz od bufetu, gdzie bezpiecznie chowamy swoje rowery. Szybki kurs obsługi linek i już jesteśmy na pierwszej przeszkodzie:




Jednak, aby ją pokonać było trzeba się po linkach w drapać na naprawdę dużą wysokość. Było to około 10-12 metrów nad ziemią. Nie mając lęku wysokości miejscami się bałem:





Pokonujemy całą trasę. Okazało się, iż była ona zaplanowana na jakieś 2h my szliśmy prawie 4 :P ale co tam mieliśmy czas. Na koniec czekał nas kilkuset metrowy zjazd tyrolką. Po zrzuceniu zabezpieczeń z siebie wracamy na trasę szlaku do Pobiedzisk. Humory dopisują, pogoda też nie najgorsza:




Dojeżdżając do Pobiedzisk wyszło już w pełni słońce. To było to miejsce, gdzie trzeba znów walnąć sobie zbiorową fotkę :)


W samych Pobiedziskach odwiedzamy wuja, jemy dwie pizze 50cm. Jemy ale nie dojadamy przeceniliśmy swoje możliwości :P Objedzeni wracamy do domu. Tradycyjnie już szosą. Marta narzuca takie tempo, że prędkość nie spadała poniżej 30km/h. Wiem wiem miałem iść na 22.30 do pracy, ale żeby aż tak gnać :P Koło Starego Rynku rozdzielamy się z Mikołajem i Agatą. Jadę odwieź Martę do domu chwilę sobie jeszcze rozmawiamy i wracam do domu aby zdążyć do pracy.

Dzięki wam kochani za tą piękną wycieczkę. Jak tylko przyjadą wakacje będę was coraz częściej wyciągał :)

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Roadlite 7836 km
Canyon AL 6.0 834 km
Komunijny :)
Kellys Magic 31165 km
Połykacz kilometrów. 1710 km

szukaj

archiwum