blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(26)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sq3mko.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

100-200km

Dystans całkowity:5555.85 km (w terenie 117.00 km; 2.11%)
Czas w ruchu:267:38
Średnia prędkość:20.76 km/h
Maksymalna prędkość:71.40 km/h
Suma podjazdów:11742 m
Liczba aktywności:47
Średnio na aktywność:118.21 km i 5h 41m
Więcej statystyk

Poznań-Paryż 2013 dzień 4

Czwartek, 18 lipca 2013 | dodano:11.12.2013Kategoria 100-200km, Poznań-Paryż 2013, Za granicą, Ze zdjęciami
Km:106.35Km teren:0.00 Czas:05:20km/h:19.94
Pr. maks.:33.50Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:265mRower:Kellys Magic
Dzień 4.
Niemcy.

Budzimy się wcześnie podobnie jak wczoraj. Pakowanie namiotu idzie nam sprawnie. Pewnie przez dużo ilość komarów. Pierwsze co zrobiliśmy to rowery wystawiliśmy na drogę aby zminimalizować ryzyko przebicia się dętki przez leśne rośliny z kolcami. Tym samym zastawiliśmy przejazd panu (leśniczemu/rolnikowi). Szybko usuwamy rowery bojąc się o konsekwencje złego doboru miejsca na spanie. Jednak pan tylko się do nas uśmiechnął pomachał nam i pojechał dalej :) Oczywiście śniadania nie dało się tutaj zjeść. Było za dużo ,,chętnych" do naszego posiłku. Chociaż wydaję mi się, że te owady polowały na coś innego niż chleb z żółtym serem. Tak więc pierwszy posiłek jemy przy głównej drodze:





Najedzeni zadowoleni ruszamy. Jedzie się przyjemnie. Jak już wcześniej wspominałem drogi niemieckie pierwsza klasa. Temperatura odpowiednia czego chcieć więcej. Jak wiadomo przerwy trzeba robić więc siadamy przy polu, aby się posilić i napoić:





Celem na dzisiaj było przejechanie sporego kawałka drogi znaleźć sklep rowerowy i dojechać do Wolfsburga. W Gardenlagen, naprawdę ładnym miasteczku:



Znajdujemy sklep rowerowy. Bartek naprawia rower ja wykorzystuje czas na zjedzenie jogurcików z musli. Nieodłączny element praktycznie każdej dłuższej przerwy. Ruszamy dalej. Mijamy po drodze kanał na którym można zauważyć pełno barek (chociaż na zdjęciu jest tylko jedna):




Do Wolfsburga docieramy doscyć późno całe szczęście znajdujemy otwarty sklep. W tym też sklepie Bartek spotyka polaków którzy nam pomagają dobrze wyjechać z miasta. Z racji na fabrykę VW zauważamy pełno samochodów tej marki. Tak dobre 70% jeżdżących tam pojazdów miała z przodu znaczek VW. Wyjeżdżając z miasta widać pełno wolno biegających królików. Miejsce do spania może nie pierwszej jakości, ale było:




Tak też zakończył się dzień 4 który był zasadniczo dniem przelotowym. Z racji na błogie nasze lenistwo zrobiliśmy tyle kilometrów, a nie więcej :)

Poznań-Paryż 2013 dzień 3

Środa, 17 lipca 2013 | dodano:28.11.2013Kategoria 100-200km, Poznań-Paryż 2013, Za granicą, Ze zdjęciami
Km:107.47Km teren:0.00 Czas:05:46km/h:18.64
Pr. maks.:36.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:294mRower:Kellys Magic
Dzień 3
Niemcy.

Wstajemy dosyć szybko jak na wyprawowe poranki. Już o 9 jesteśmy gotowi do jazdy. Śniadanie również tam gdzie wczorajsza kolacja czyli na ścieżce. Udało nam się zajechać zaledwie 50m, Bartek informuję mnie o awarii. Pękła mu szprycha i nypel przebił dętkę...


Bartek wymienia dętkę. Miał za krótki wentyl i zaczął zmieniać dętkę na inną. W tym miejscu odbyła się nasza pierwsza wyprawowa sprzeczka. Bartek nie chciał sobie dać pomóc. Ja na siłę nic nie robiłem. Jednak szybko znajdujemy wspólny język i razem naprawiamy awarię. Jedziemy w dalszym ciągu drogą rowerową w miedzy czasie robimy przerwę na zakupy na drugie śniadanie. Mijamy Berlin Ring i kilka km za nim robimy sobie przerwę na 2 posiłek dzisiejszego dnia.


Udaje nam się zahaczyć o ładną wioskę (zabytkową) na środku stał kościółek obok było coś w rodzaju rolnictwa no i oczywiście pałacyk który mi się nie wątpliwie spodobał. Oj ile by było trzeba w nim sprzątać, ale za to jakie imprezy można by zrobić:



Zjeżdżamy z głównej drogi na rzecz mniej ruchliwej. Po kilku set metrach podjeżdża do mnie samochód. Patrzę polskie tablice. Zaczyna pytać po niemiecku o jakąś firmę. Ja jednak odpowiadam po polsku: ,,Panie nie jestem stąd nie pomogę panu" Koleś się trochę zdziwił, chwilkę porozmawialiśmy i ruszyliśmy dalej pięknymi malowniczymi drogami:



Dzień chylił się ku zachodowi. My cały czas drogami rowerowymi podążamy do Tangermünde. Tam też planowaliśmy zrobić zakupy na kolację. Niedawno musiała tu mieć miejsce jakaś powódź. Pola zalane, a jak nie pozalewane to zgniłe od stojącej wody. My czym prędzej jedziemy do miasta. Spieszy nam się, bo jak wiadomo na zachodzie sklepy są czynne do 20. Przed samym miastem widać sprawcę tej że powodzi:


Wjeżdżamy szybko do Lidla byliśmy chyba za 4min 20. Robię szybkie zakupy na wieczór (woda, chleb, ser, izobronik i jakiś jogurt). Zwiedzamy miasteczko, prezentuje się naprawdę ładnie. Takie typowe niemieckie miasto:



Ruszamy szukać miejsca do spania. Trochę musieliśmy przejechać w końcu znajdujemy lasek który na pierwszy rzut oka miał duży potencjał aby nas ugościć. Jedynie mieszkańcy nie byli zadowoleni z naszej wizyty. Cała chmara komarów atakowała nas do ostatniej szpiki wbitej w ziemię. Całe szczęście w namiocie ich nie było...

Dzisiaj na kolacje makaron z sosem. Oprócz awarii to dzień jak najbardziej można zaliczyć do udanych :)

Poznań-Paryż 2013 dzień 2

Wtorek, 16 lipca 2013 | dodano:26.11.2013Kategoria 100-200km, Poznań-Paryż 2013, Za granicą, Ze zdjęciami
Km:117.07Km teren:0.00 Czas:06:18km/h:18.58
Pr. maks.:37.08Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:437mRower:Kellys Magic
Dzień 2.
Polska, Niemcy.

Dzisiejszy dzień wita nas słoneczkiem. Wstajemy dosyć wcześnie, bo już o 8 jesteśmy na nogach. Popijając kawkę składamy namiot i szykujemy się do drogi. Jeszcze w Polsce zahaczamy o biedronkę, aby kupić jeszcze trochę zapasów oraz wydać ostatnie złotówki. Po szybkich zakupach udajemy się w stronę granicy niemieckiej. Znaną mi drogą jedziemy w kierunku Munchebergu. Jedzie się świetnie słońce świeci. O drogach niemieckich już nie będę tutaj wspominał. Pokaże tylko zdjęcie:


Tak też mija nam pierwsze 40km dzisiejszego dnia. Na ryneczku robimy sobie przerwę śniadaniową.


Berlin jest już coraz bliżej. Jedziemy świetnie usytuowanymi ścieżkami rowerowymi które prowadzą nas pod sam Berlin. Mijamy Berlin Ring:




Sam wjazd do Berlina idzie całkiem sprawnie chociaż jedziemy pod silny wiatr to eskortuje nas spychacz który jedzie z prędkością idealne jak na nasze warunki. Tak też szybko docieramy do samego Berlina:





Zwiedzamy Berlin (oto kilka fotek):


:)

:)

:)


Wyjeżdżając z Berlina postanowiliśmy zjeść prawdziwego ,,Berlin Doner Kebeb" Trafiliśmy na taką małą knajpę. Usiedliśmy koło starszego małżeństwa cały czas rozmawiając o naszej obecnej przygodzie. Robiło się późno więc ruszamy dalej. Za Berlinem kupiliśmy zakupy na kolacje oraz śniadanie. Osobiście myślałem, że będziemy mieć większy problem ze znalezieniem noclegu. Myliłem się już kilka km za Berlinem rozbijamy namiot przy ścieżce rowerowej. Jemy tylko ciepłą zupkę chińską. Miejscówka była przednia:




Spać jesteśmy gotowi o 21.45. Już widać opaleniznę kolarską :)

To był udany dzień! :)

Niedzielne szosowanie.

Niedziela, 23 czerwca 2013 | dodano:28.06.2013Kategoria 100-200km
Km:138.06Km teren:0.00 Czas:05:24km/h:25.57
Pr. maks.:67.50Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Jak wykorzystać wolny dzień? Oczywiście rowerowo. Z racji iż moja babcia miała dzisiaj imieniny postanowiłem pojechać do niej rowerem. Zabieram ze sobą Bartka Umówiłem się z nim o 13 u niego. Zostałem poczęstowany pyszną pizzą. Najedzeni ruszamy w kierunku niestachowskiej. Ledwo ruszyliśmy, a zaczęło lać. Na wylocie z Poznania łapie laczka. Naprawa idzie sprawnie Bartek podjeżdża jeszcze do Zuzy po taśmę izolacyjną. Do mojej babci kierujemy się tradycyjnie przez Biedrusko. Tam też bije rekord prędkości. Szybko dostajemy się do Murowanej, gdzie robimy małą przerwę na ,,izobronika" z Murowanej jedziemy na Skoków jest dłuższy odcinek asfaltu niż od Długiej Gośliny. W Skokach przerwa na uzupełnienie płynów. Akurat były dni tego ładnego miasteczka. Obejrzeliśmy sobie występ kabaretu RAK. Po 19 jedziemy do mojej babci tam dostajemy kolację, a i ciasta się trochę ostało :) Już prawie mieliśmy jechać, ale zacząłem temat gier i tak kuzyn pochwalił się swoim PS3. Graliśmy aż do 23.45. Parę min przed północą wyjechaliśmy do domu. Wracaliśmy przez Czerwonak i Koziegłowy. Szybki przejazd przez miasto i jesteśmy na górczynie gdzie się rozdzielamy. W domu ląduję parę min po 2 w nocy.

Dzięki Bartek za tą niedzielną wycieczkę, szkoda że musiałeś iść do pracy bo noc była długo i jasna :)

Nad morze! Dzień drugi :)

Piątek, 31 maja 2013 | dodano:05.06.2013Kategoria 100-200km, Czerwcówka 2013, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km:109.92Km teren:0.00 Czas:06:15km/h:17.59
Pr. maks.:45.50Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Dzień drugi wita nas pięknym słońcem. Budzimy się koło 7 jednak mały leń nie pozwala nam od razu wstać. Pakować zaczynamy się po 8. Przy takiej pogodzie idzie to całkiem sprawnie:


Po kilku początkowych kilometrach zastajemy przeteleportowani przez morze Bałtyckie i trafiamy do Szwecji :P



Znów teleport i jesteśmy na drodze do Kłomina. Chwilę przed goni nas cała plaga zmutowanych końskich much. W końcu udaje nam się udziec i trafiamy do miasta duchów:



Tam też robimy przerwę na śniadanie. Pyszne bułeczki z serkiem i pomidorem. Kilka kilometrów dalej zatrzymujemy się w sklepie aby uzupełnić picie. Spotykamy tam dużą grupę rowerzystów. Oni chyba nie planują za daleko jeszcze tego dnia dojechać. Otwierali już 3 piwko :) My ruszamy w stronę Bornego Sulinowa. Tam przerwa na lodzika i sok pomidorowy i oglądanie burzowych chmur. Całe szczęście przeszły bokiem. Na wyjeździe z miasta znajduję się cmentarz radziecki:




Szybka fotka i lecimy dalej. Dojeżdżamy do DK 20 aby udać się w stronę Czaplinka. Jednak po chwili odbijamy na mniej uczęszczane drogi. Tymi właśnie drogami uciekaliśmy przed chmurami:




Udało się uciekliśmy. Przerwę robimy sobie w Barwicach pod Biedronką. Tam też spożywamy dobre bułeczki:






Słoneczko pięknie świeciło. Najedzeni ruszamy dalej. Naszym oczom ukazuję się mało optymistyczny widok:

Tak znowu zaczęło padać, niestety zanim dojechaliśmy na przystanek udało nam się trochę zmoknąć. Siedzieliśmy tam z dobre półtorej godziny. W końcu przestało lać lekko kropiło. Podjęliśmy decyzję jechać dalej.Po zaledwie 1km zaczęło lać, nie mieliśmy wyboru było trzeba jechać:





Następny przystanek był dla nas upragnionym odpoczynkiem. Minusem tego odpoczynku był coraz bardziej padający deszcz. Tak lało przez dobre 2 godziny:



Z przystanku ruszamy dopiero o 21.45 W końcu przestało padać. W Tychowie robimy zakupy na kolacje. Kupujemy litr mleka i płatki. Ruszamy już w totalnych ciemnościach za miasto. Do Koszalina zostaje nam 32 km, dzisiaj udaje nam się przejechać z 3km, aby znaleźć w miarę porządne miejsce na spanie. Rozbijamy sprawnie namiot, udaje nam się nic nie zgubić ładujemy się do namiotu. Mimo później pory postanawiamy ugotować kubek na ,,Gorący Kubek":




Płatki i mleko będą na śniadanie :)

Nad morze! Dzień pierwszy :)

Czwartek, 30 maja 2013 | dodano:05.06.2013Kategoria 100-200km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami, Czerwcówka 2013
Km:142.58Km teren:0.00 Czas:06:21km/h:22.45
Pr. maks.:40.90Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Od pojawienia się pomysłu do wykonania go nie minęło dużo czasu. Jakieś 2 tygodnie przed postanowiliśmy razem z Martą wykorzystać ten długi weekend. Pomyślałem aby wyjechać nad morze. Marta bez wahania się zgodziła.
Pierwszy termin wyjazdu to środa po południu zaraz po zajęciach. Jednak spore problemy z rowerami ( o tym kiedy indziej) oraz zła pogoda uniemożliwia nam wyjazd w środę. W czwartek rano idziemy do Kościoła na 7.30 wracamy pakujemy resztę rzeczy i parę min po 9 ruszamy w drogę:



Z racji na wolny dzień umawiam się z Bartkiem aby kawałek nam potowarzyszył. Spotykamy się na trasie wojewódzkiej do Szamotuł. Ruch na drodze znikomy jedziemy całą szerokością pasa swobodnie sobie rozmawiając. W miedzy czasie robimy ,,sik-pauze"




Tym właśnie sprzętem mam zamiar dojechać nad morze:


Do Szamotuł docieramy bardzo szybko. Tam robimy też przerwę na śniadanie. Niestety Bartek musi nas opuścić. Jedzie grillować do Pobiedzisk. Robimy wspólną fotkę i żegnamy się z Bartkiem:



My natomiast ruszamy dobrze mi znaną trasą na Czarnków. Jechałem tam chociaż by półtora tygodnia temu kiedy to razem z ekipą z forum i znajomymi zdobyliśmy Kołobrzeg w jedną noc. Tutaj link ---> TO TU! :) Trasa do Czarnkowa to sama przyjemność:





Jednak najlepszy jest sam zjazd przed Czarnkowem. Dosłownie jak w górach piękna sprawa. W samym mieście robimy przerwę na 2 śniadanie mamy już około 80km w nogach. Jeść trzeba! Jako miejsce odpoczynku wybieramy park gdzie stoi czołg T-34:





Mijamy Noteć i po kilku km wjeżdżamy do ,,przeklętego lasu". Dlaczego przeklętego? Hmm... Pewnie tak go nazwałem bo jadąc tam rok temu, kolega miał wypadek rozbił głowę przez co nie dojechał nad morze. Jadąc tam w tym roku łapiemy laczka. Gdy my z Martą jechaliśmy przez ten las zaczęło padać. Tak, zaczęło początkowo nie było źle. Kropiło sobie tylko. Tak też wjeżdżamy do woj. Zachodnio-Pomorskiego:



Jednak kilka kilometrów dalej rozpadało się na dobre. W solidnym deszczu docieramy do Wałcza, gdzie wjeżdżamy na stację benzynową. To właśnie tam spędzamy najbliższe prawie 2 godziny. Traciliśmy nadzieję, że przestanie padać. Szukaliśmy planu B. Jednym z planów było rozbicie się za stacją. W końcu przestało lać i grzmieć. Z uśmiechami na twarzy wyjeżdżamy z Wałcza:




Kilka km za rozbijamy namiot. Miejsce idealne, gdyż na dużej ilości mchu śpi się bardzo wygodnie. Nie mamy już sił na gotowanie czegokolwiek także po kilku minutach zasypiamy w naszym ciepłym przenośnym domku :)

Pierwszy maja. Oczywiście rowerowo!

Środa, 1 maja 2013 | dodano:24.05.2013Kategoria 100-200km, Ze zdjęciami, Z moją piękną!
Km:109.74Km teren:25.00 Czas:05:12km/h:21.10
Pr. maks.:50.30Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Takie wyjazdy zawsze cieszą, kiedy na rower da się wyciągnąć osoby które tak często nie jeżdżą. Mam tu na myśli kuzyna z żoną.
Miejsce spotkania: źródełko nad Maltą.
Cel: Pojechanie do Pobiedzisz odwiedzając park linowy w Kobylnicy.
Uczestnicy: Agata, Mikołaj, Marta oraz ja!

Parę min po 9 startuję z domu. Zasadniczo dawno nie jechałem na MTB, dziwnie mi się jedzie. Jakoś tak wolniej. Docieram do Marty kilka min przed 10 i ruszamy w kierunku Malty. Docieramy ,,bardziej po niż przed" tak jak było to ustalone z Mikołajem. Łyk wody i już w 4 ruszamy szlakiem znanym mi dobrze w stronę Pobiedzisk. Górki pagórki mijamy sprawnie, niespodziankę (schody) na szlaku, znaną pewnie każdemu kto chociaż raz miał okazję startować w maratonie też mijamy sprawnie. W pewnym momencie przypomniało mi się, iż nie mamy zbiorowej fotki. Oto i ona:





Parę km dalej przerwa na dwa trzy łyki wody oraz wciągnięcie jakiegoś batona. Jadąc tak szybko minęliśmy zjazd na Kobylnicę i dopiero w Uzarzewie wjeżdżamy na DK5 wracając się nią kilka km do parku linowego :)
Docieramy na miejsce kilka min przed otwarciem. Mamy zatem czas na wybranie trasy. Zdecydowaliśmy się na tą najwyższą. Równo o 12 idziemy kupić bilety. Zapytaliśmy się o możliwe miejsce przypięcia rowerów dostajemy klucz od bufetu, gdzie bezpiecznie chowamy swoje rowery. Szybki kurs obsługi linek i już jesteśmy na pierwszej przeszkodzie:




Jednak, aby ją pokonać było trzeba się po linkach w drapać na naprawdę dużą wysokość. Było to około 10-12 metrów nad ziemią. Nie mając lęku wysokości miejscami się bałem:





Pokonujemy całą trasę. Okazało się, iż była ona zaplanowana na jakieś 2h my szliśmy prawie 4 :P ale co tam mieliśmy czas. Na koniec czekał nas kilkuset metrowy zjazd tyrolką. Po zrzuceniu zabezpieczeń z siebie wracamy na trasę szlaku do Pobiedzisk. Humory dopisują, pogoda też nie najgorsza:




Dojeżdżając do Pobiedzisk wyszło już w pełni słońce. To było to miejsce, gdzie trzeba znów walnąć sobie zbiorową fotkę :)


W samych Pobiedziskach odwiedzamy wuja, jemy dwie pizze 50cm. Jemy ale nie dojadamy przeceniliśmy swoje możliwości :P Objedzeni wracamy do domu. Tradycyjnie już szosą. Marta narzuca takie tempo, że prędkość nie spadała poniżej 30km/h. Wiem wiem miałem iść na 22.30 do pracy, ale żeby aż tak gnać :P Koło Starego Rynku rozdzielamy się z Mikołajem i Agatą. Jadę odwieź Martę do domu chwilę sobie jeszcze rozmawiamy i wracam do domu aby zdążyć do pracy.

Dzięki wam kochani za tą piękną wycieczkę. Jak tylko przyjadą wakacje będę was coraz częściej wyciągał :)

Wielkopolska Pętla Północna.

Wtorek, 11 września 2012 | dodano:11.09.2012Kategoria 100-200km, Ze zdjęciami
Km:148.54Km teren:2.00 Czas:05:18km/h:28.03
Pr. maks.:62.10Temperatura:30.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Miałem praktycznie cały wolny dzień, więc ruszyłem na rower. Wczoraj wieczorem wszedłem na google poszukałem trasy. Dzisiaj o 11 wyjeżdżam kieruję się na Poznań. Chciałem zahaczyć o sklep rowerowy, gdyż pojawił mi się luz w korbie. Za samo rozebrania i sprawdzenie 40zł plus nie wiadomo ile nowe części. Kupie sobie klucz i sam sprawdzę, co mi tam. Będzie na zaś mam nadzieję, że jak najmniej potrzebny. Ruszam dalej w kierunku Murowanej. Ze zjazdu z Obornickiej w kierunku Biedruska po kilku set metrach stoi policja! Co ona tam robiła to nie wiem, znaczy się wiem, ale dlaczego tam? :O Górki przed Moraskiem przejeżdżam z dużą łatwością, 5dniowy wyjazd w góry dał swoje. Zjazd z wiatrem więc tutaj pada dzisiejszy rekord wycieczki. Za Biedruskiem czepiam się jakiegoś skuterkowicza. W Murowanej robię pierwszą przerwę na litr coli i lodzika. Kellys też ma prawo odpocząć od tego słońca:







Dalej ruszam dobrze znaną mi drogą z Murowanej do Obornik. Parę kilometrów za Murowaną robi się łądny asfalt, któty ciądnie się, aż za Szamotuły. Za Obornikami ruszam od razu na Szamotuły bez przerwy, nawet światła pasowały. Kawałek za Obornikami robię przerwę na zakup wody i szybkiego izobronika. Oczywiście po chwili się domagał wyjścia z powrotem więc muszę robić przerwę. Taką na chwilę, ale za to aparat wyciągnąłem i uwieczniłem piękne Wielkopolskie asfalty:




Przez Szamotuły też bez przerwy. Kilka km dalej mam odbić na Buk. Jednak do niego mam tylko 28km, a jest przed 14. U Dawida miałem być po 17 wiec co ja będę robił tyle czasu. Postanowiłem odwiedzić rodzinkę. Dostałem herbatkę kanapeczki i zimne picie. W miedzy czasie byk się urwał i latał po podwórzu, całe szczęście, że nie mam czerwonego roweru! Posiedziałem pojadłem pogadałem, zrobiło się późno ruszyłem w dalszą drogę. Ciemne chmury z zachodu zaczęły się zbliżać, po chwili zaczęło groźnie wiać. Szkoda, bo mogłem się zatrzymać i zrobić zdjęcie ala burzy piaskowej. Jednak bałem się że zmoknę. Prędkość nie spadała poniżej 30km/h miejscami koło 40km/h. Zależy jak wiatr powiewał. W końcu udało się uciekłem burza idzie za mną, ale nie do mnie:





U Dawida przerwa na izobronika i koło 19 z groszem ruszam do domu, nowo poznaną drogą. W domu pojawiam się koło 20.



Wyjazd udany! fajnie bardzo mi się jechało. Jazda samemu ma swój urok.

W góry! Dzień 5.

Piątek, 7 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria 100-200km, Góry 2012, Ze zdjęciami
Km:132.34Km teren:0.00 Czas:06:29km/h:20.41
Pr. maks.:71.40Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Wstajemy rano dostajemy śniadanie, pyszne. Oczywiście bułki na trasę również dostaliśmy. Przepyszne w życiu tak dobrze zrobionych bułek nie jadłem. Nie zabrakło zbiorowego zdjęcia:


Jedziemy najpierw do Bielska-Białej, aby kupić, zarezerwować bilety z Krakowa do Poznania. Niestety na miejscu okazuje się, że już nie ma wolnych miejsc. No nic, mimo wszytko będziemy kombinować po drodze. Ruszamy główną trasą do Krakowa. Po drodze oprócz ładnych widoków nie ma nic ciekawego. Oczywiście nie mówimy tu o Wadowicach:


Wjechaliśmy na chwilę do Centrum zrobiliśmy przerwę, zjedliśmy pyszne bułki, zrobiliśmy fotkę:



Następnie ruszyliśmy w kierunku Kalwarii Zebrzydowskiej. Podjazd tam był wykańczający... Jednak daliśmy radę:


Tutaj mała fotka z wnętrza kościoła:



Następny cel jaki stał na drodze to Kraków. Niestety trzeba było jechać Zakopianką pod koniec. Nawet pytałem policji czy nie ma ciekawszej dla nas drogi to jak zaczął tłumaczyć coś o jakieś drodze miedzy wioskami to stwierdziłem jedziemy główną. Tak właśnie dotarliśmy do Krakowa:


Udajemy się na Starówkę. Tam czekamy, aż Ania skończy pracę mieliśmy zapewniony u niej nocleg. Oczywiście wyszedł na spontanie. Czekając robimy zdjęcie sukiennic:



W miedzy czasie się ściemnia, jedziemy do Smoka:


Potem próbuję zrobić artystyczne zdjęcie wieży na Wawelu:



Nie wiem jak mi to wszyło, myślę że całkiem spoko. Po 22 spotykamy się z Ania i jedziemy do jej domu. Oczywiście nie obyło się bez gonienia tramwaju przez pół miasta. W końcu dotarliśmy mieliśmy dach nad głową.(za co bardzo dziękuję) Spać jednak nie poszliśmy cała noc przeleciała na pogaduchach. Pociąg był koło 6 tak więc po 5 ruszamy. Jeszcze zakupy do pociągu i wracamy do domu.



Dzięki Bartek za tą dłuższą wycieczkę :) Mam nadzieję, że się spodobało i będziemy razem więcej jeździć na tego typu wyprawy. Co do pogody to jak na wrzesień mieliśmy bardzo ładną :) Jeszcze raz dzięki!
<--- Dzień poprzedni.

W góry! Dzień 4.

Czwartek, 6 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, Góry 2012, 100-200km
Km:121.30Km teren:0.00 Czas:05:38km/h:21.53
Pr. maks.:69.40Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Wstajemy rano całkiem wcześnie. Zbieramy namiot, całe szczęście żadne dziki nas nie zaatakowały. Rano ujrzałem tylko sarnę jednak jak mnie zauważyła to od razu uciekała. Ruszamy w kierunku granicy z Czechami. Po drodze przerwa na śniadanie i zakupy w biedronce. Po kilku km mijamy Odrę:



i wjeżdżamy do Czech:


W Czechach początkowo jedziemy kawałek autostradą. Nie było jakieś innej drogi. Po kilku km docieramy do miasteczka o którym nas informowały znaki od dłuższej chwili. Wjeżdżamy do centrum robimy sobie przerwę na jedzonko i strzelamy fotkę pałacyku:



Po przerwie jedziemy dalej w kierunku granicy z Polską. Do samej granicy musieliśmy nieźle podjechać, jednak widoki z góry były naprawdę fajne:





Jedziemy kilka km po czym robimy zakupy w polskim sklepie i udajemy się dalej w kierunku Wisły. Przerwa na ryneczku to był dobry pomysł:





Po obejrzeniu Wisły kierujemy się w stronę największego podjazdu podczas całej naszej wyprawy. Przy okazji mijamy Wisłę:





Tam trafiamy na pewnego pana, który jak się okazuję też rowerowy zapaleniec. Chwila rozmowy i pan nam proponuję w przyszłym roku wyjazd dookoła Europy. Niestety, żadnego kontaktu nie zabraliśmy i pojechaliśmy dalej. Przed nami podjazd, ale zanim zaczął się ten prawdziwy mijamy skocznie w Wiśle:





Dalej to walka z samym sobą, aby podjechać nie zatrzymać się. Pewnie dla ludzi którzy mają więcej do czynienia z górami ten podjazd nie był taki straszny, ale dla takich dwóch laików jak my z WLKP był naprawdę ciężki. Jednak na górze piękny widoczek i zjazd:




Potem mały podjazd i jesteśmy na miejscu. U dwóch kochanych dziewczyn które nas ugościły. Dały jeść, pozwoliły prysznic wziąć, na dodatek miały piwko, żyć nie umierać jeszcze przesympatyczni goście przyszli (pozdrowienia dla Pauliny ;) ) Spać kładziemy się stosunkowo późno. Jednak wykąpani najedzeni i napici. Dzięki wam jeszcze raz! :)


<--- Dzień poprzedni /Dzień następny --->

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Roadlite 7836 km
Canyon AL 6.0 834 km
Komunijny :)
Kellys Magic 31165 km
Połykacz kilometrów. 1710 km

szukaj

archiwum