Wpisy archiwalne w kategorii
100-200km
Dystans całkowity: | 5555.85 km (w terenie 117.00 km; 2.11%) |
Czas w ruchu: | 267:38 |
Średnia prędkość: | 20.76 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.40 km/h |
Suma podjazdów: | 11742 m |
Liczba aktywności: | 47 |
Średnio na aktywność: | 118.21 km i 5h 41m |
Więcej statystyk |
W góry! Dzień 3.
Środa, 5 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, W górach..., Góry 2012, 100-200km
Km: | 142.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:42 | km/h: | 21.21 |
Pr. maks.: | 63.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W nocy koło naszego namiotu biegało jakieś duże zwierzę. Prawdopodobnie był to jeleń całe szczęście nie wbiegł w nasz namiot. Wychodząc z namiotu otwiera się przede mną piękny widok, dokładnie panorama Lądka Zdrój:
Po spakowaniu namiotu ruszamy dalej pod górę w stronę Czech. Granica jest na samej górze, także Czechy witają nas dłuuugim zjazdem. Po zjeździe trafiamy do ładnego czeskiego miasteczka. Chwila rozmowy z miejscowym dziadkiem oraz fotka pięknego zameczku:
Wyjazd z miasteczka drogą remontowaną, ale już po chwili wjeżdżamy na asfalt równy jak stół:
Przemierzamy piękne czeskie drogi z pięknymi czeskimi krajobrazami. Co jakiś czas podjazd no i zjazd raz większy raz mniejszy.
Powoli zaczyna nam się kończyć picie i jedzenie. Niestety nie mieliśmy koron, więc trzeba dojechać do Polski. W miedzy czasie musimy pokonać wielki podjazd:
Może zdjęcie tego tak nie pokazuję, ale był naprawdę stromy, a przede wszystkim długi. W miedzy czasie trzeba było zrobić przerwę na browarka. Za to widoki na górze odwdzięczyły się:
Jak wiadomo, bo podjeździe jest zjazd więc ruszamy w dół chyba z 20km jechaliśmy na dół wiadomo, nachylenie później było małe jednak cały czas było z górki. Po chwili wjeżdżamy do Polski kilka km i łapiemy sklep. Zakupy chwila rozmowy z mieszkańcami i dalej w drogę. Oczywiście w Polsce podjazdów nie zabrakło:
Docieramy do większej miejscowości wjeżdżamy do zajazdu. Do jedzenia bierzemy spaghetti. Pani mnie zapewniała, że się najem tą porcją. Wyobraźcie sobie jej minę jak zmówiłem później jeszcze Hamburgera. Chociaż moja mina przy jedzeniu spaghetti też do normalnych nie należała. No co trudno było nabrać to widelcem:
Po kolacji jedziemy po zakupy na wieczór jakieś picie, wafelka. Po kilku km wjeżdżamy do woj. Śląskiego:
Jedziemy jeszcze kawałek. Zaczyna się robić ciemno. Zajeżdżamy na pole szukać noclegu. Widzimy rolnika który nawozi pole. Podjeżdżamy zapytać się czy możemy się rozbić. Po pierwsze pan był zdziwiony, że chcemy spać na polu. Jak już doszła do niego ta myśl powiedział tylko gdzie się nie rozbijać co byśmy rano się obudzili. (chodziło mu o miejsca gdzie pryskał przed chwilą). No i postraszył nas trochę dzikami. Bartek było widać się trochę przejął, ale innej opcji nie było. Trzeba iść spać. Nasz namiot rozbiliśmy zaraz przy kukurydzy rowery w ścieżkę miedzy rządkami:
W namiocie jakaś przekąska browarek i spać. Bartkowi spanie nie przyszło tak szybko. Cały czas wydawało mu się, że liście które ocierają się o nasz namiot to są dziki. Po moim przebudzeniu i sprawdzeniu sytuacji w końcu mógł iść spać. Chociaż i tak dobrze pewnie nie spał.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Po spakowaniu namiotu ruszamy dalej pod górę w stronę Czech. Granica jest na samej górze, także Czechy witają nas dłuuugim zjazdem. Po zjeździe trafiamy do ładnego czeskiego miasteczka. Chwila rozmowy z miejscowym dziadkiem oraz fotka pięknego zameczku:
Wyjazd z miasteczka drogą remontowaną, ale już po chwili wjeżdżamy na asfalt równy jak stół:
Przemierzamy piękne czeskie drogi z pięknymi czeskimi krajobrazami. Co jakiś czas podjazd no i zjazd raz większy raz mniejszy.
Powoli zaczyna nam się kończyć picie i jedzenie. Niestety nie mieliśmy koron, więc trzeba dojechać do Polski. W miedzy czasie musimy pokonać wielki podjazd:
Może zdjęcie tego tak nie pokazuję, ale był naprawdę stromy, a przede wszystkim długi. W miedzy czasie trzeba było zrobić przerwę na browarka. Za to widoki na górze odwdzięczyły się:
Jak wiadomo, bo podjeździe jest zjazd więc ruszamy w dół chyba z 20km jechaliśmy na dół wiadomo, nachylenie później było małe jednak cały czas było z górki. Po chwili wjeżdżamy do Polski kilka km i łapiemy sklep. Zakupy chwila rozmowy z mieszkańcami i dalej w drogę. Oczywiście w Polsce podjazdów nie zabrakło:
Docieramy do większej miejscowości wjeżdżamy do zajazdu. Do jedzenia bierzemy spaghetti. Pani mnie zapewniała, że się najem tą porcją. Wyobraźcie sobie jej minę jak zmówiłem później jeszcze Hamburgera. Chociaż moja mina przy jedzeniu spaghetti też do normalnych nie należała. No co trudno było nabrać to widelcem:
Po kolacji jedziemy po zakupy na wieczór jakieś picie, wafelka. Po kilku km wjeżdżamy do woj. Śląskiego:
Jedziemy jeszcze kawałek. Zaczyna się robić ciemno. Zajeżdżamy na pole szukać noclegu. Widzimy rolnika który nawozi pole. Podjeżdżamy zapytać się czy możemy się rozbić. Po pierwsze pan był zdziwiony, że chcemy spać na polu. Jak już doszła do niego ta myśl powiedział tylko gdzie się nie rozbijać co byśmy rano się obudzili. (chodziło mu o miejsca gdzie pryskał przed chwilą). No i postraszył nas trochę dzikami. Bartek było widać się trochę przejął, ale innej opcji nie było. Trzeba iść spać. Nasz namiot rozbiliśmy zaraz przy kukurydzy rowery w ścieżkę miedzy rządkami:
W namiocie jakaś przekąska browarek i spać. Bartkowi spanie nie przyszło tak szybko. Cały czas wydawało mu się, że liście które ocierają się o nasz namiot to są dziki. Po moim przebudzeniu i sprawdzeniu sytuacji w końcu mógł iść spać. Chociaż i tak dobrze pewnie nie spał.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
W góry! Dzień 2.
Wtorek, 4 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, W górach..., Góry 2012, 100-200km
Km: | 130.28 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:19 | km/h: | 20.62 |
Pr. maks.: | 67.80 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Budzimy się koło 7 rano. Jemy śniadanie w szkole. Widok przez okno niesamowity:
Wyruszamy koło 8 rano. Po kilku km zaczyna się podjazd którego dobrze znam. Bartek z racji tego, że był pierwszy raz w górach nie domyślał się ile ten podjazd będzie trwał i ruszył z kopyta. Sam go początkowo dogonić nie mogłem, jednak za zakrętem podjazd trwał nadal i nachylenie już było większe. Bartek odpuścił. Teraz spokojnym tempem wdrapujemy się na górę:
No a jak wiadomo po każdym podjeździe następuje zjazd, a potem znów podjazd:
Po kilku km wjeżdżamy do Czech:
Drogi w Czechach jak zwykle niczego sobie. Zwiedzamy czeskie miasteczko. Ładny pomnik stał na środku:
Po przerwie wracamy do Polski. Kierujemy się na Kłodzko, gdzie robimy zakupy na wieczór kupujemy browarka w sumie to ich trochę więcej, a co tam promocja była i idziemy na Obiad dzisiaj szef kuchni polecił Kebaba na talerzu. W sumie się najadłem. Dalsza droga do dojazd do Lądka Zdrój i podjazd po górę w stronę granicy z Czechami. W połowie podjazdu robimy przerwę na nocleg:
Podczas robienia notatek Bartek zrobił mi całkiem ładną fotkę:
Tak właśnie minął dzień 2 naszego wyjazdu w góry.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Wyruszamy koło 8 rano. Po kilku km zaczyna się podjazd którego dobrze znam. Bartek z racji tego, że był pierwszy raz w górach nie domyślał się ile ten podjazd będzie trwał i ruszył z kopyta. Sam go początkowo dogonić nie mogłem, jednak za zakrętem podjazd trwał nadal i nachylenie już było większe. Bartek odpuścił. Teraz spokojnym tempem wdrapujemy się na górę:
No a jak wiadomo po każdym podjeździe następuje zjazd, a potem znów podjazd:
Po kilku km wjeżdżamy do Czech:
Drogi w Czechach jak zwykle niczego sobie. Zwiedzamy czeskie miasteczko. Ładny pomnik stał na środku:
Po przerwie wracamy do Polski. Kierujemy się na Kłodzko, gdzie robimy zakupy na wieczór kupujemy browarka w sumie to ich trochę więcej, a co tam promocja była i idziemy na Obiad dzisiaj szef kuchni polecił Kebaba na talerzu. W sumie się najadłem. Dalsza droga do dojazd do Lądka Zdrój i podjazd po górę w stronę granicy z Czechami. W połowie podjazdu robimy przerwę na nocleg:
Podczas robienia notatek Bartek zrobił mi całkiem ładną fotkę:
Tak właśnie minął dzień 2 naszego wyjazdu w góry.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 10
Środa, 8 sierpnia 2012 | dodano:26.09.2012Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, Finlandia 2012, 100-200km
Km: | 126.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:18 | km/h: | 20.08 |
Pr. maks.: | 32.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 153m | Rower: | Kellys Magic |
Dzisiejszy dzień był rekordem pod względem ilości kilometrów w jednym dniu, wyszło ich grubo ponad 120. Jednak dlaczego tyle pod koniec opisu. Rano budzimy się koło 8. Pierwsze na co patrzymy to czy nie pada. Pogoda jest całkiem spoko. Tradycyjnie koło naszego namiotu ktoś jeździ, tym razem był to pewien pan zwożący ziemniaki z pola. Miejsce mieliśmy całkiem ładne, martwiłem się tylko o wysoką trawę i możliwe zgubienie tam rzeczy:
Po kilkudziesięciu metrach jesteśmy z powrotem na ViaBaltica:
Jechało się wyśmienicie wręcz cudownie. Idealnie płaski asfalt i mocny wiatr w plecy. Po pewnym czasie zaczęło brakować picia, sklepu nie widzieliśmy przez ostanie 40km. Pojawiła się jakaś stacja benzynowa, ale stwierdziliśmy iż zaraz będzie sklep więc jedziemy dalej. Do pokonania mieliśmy także strasznie dłuuugie proste:
Zakrętów nie było widać przez długie odcinki. Jednak po kilku kilometrach był drogowskaz na miejscowość leżącą nad morzem. Stwierdziliśmy tyle jedziemy tak blisko morza, trzeba je w końcu zobaczyć. Tak więc 3km pod silny boczno przedni wiatr. W mieścinie jest sklep w sklepie miła pani. Po za sklepem deszcz. Także poczekaliśmy trochę pod daszkiem i jedziemy zobaczyć morze. Z tym też był problem morze było słychać czasami widać, ale nie było zjazdu. W końcu udaje nam się dojechać jakąś poboczną ścieżką na pseudo plaże:
Jak widać na zdjęciu plaża to nie to samo co w Polsce. Nie dosyć, że zarośnięta to jeszcze kamieni pełno. Po krótkim odpoczynku ruszamy z powrotem na A1. Około 10km przed granicą z Estonią robimy ostanie zakupy za strasznie drogie Łaty:
Ciekawe co jeszcze polskiego jest na Łotwie:
Koszt jednego jogurcika to 0,15 łata. Po zakupach wracamy na trasę Ryga-Tallin i już po kilku kilometrach docieramy do granicy:
Zaraz po wjeździe do Estonii widzimy znak EuroVelo 10 skręcamy zatem w lewo zjeżdżając z głównej drogi.
Jedzie się genialnie znikomy ruch samochodów las, przyjazna temperatura. Tak jadąc nabieramy ochotę na jogurcik. Po chwili podjeżdża sakwiarz co się później okazuję z Kowna jedzie przez pół Litwy Łotwę i do Tallina. Chwila rozmowy i po chwili ruszamy dalej już w 3. Tempo wzrosło i kilometry uciekały. Po przekroczeniu 120km zaczęliśmy szukać noclegu. Wymiana danymi i kolega woli jechać dalej, a my do spania do lasu:
Jazda ponad 100km z wiatrem w plecy to jest chyba coś co każdy kolarz lubi!!!
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Po kilkudziesięciu metrach jesteśmy z powrotem na ViaBaltica:
Jechało się wyśmienicie wręcz cudownie. Idealnie płaski asfalt i mocny wiatr w plecy. Po pewnym czasie zaczęło brakować picia, sklepu nie widzieliśmy przez ostanie 40km. Pojawiła się jakaś stacja benzynowa, ale stwierdziliśmy iż zaraz będzie sklep więc jedziemy dalej. Do pokonania mieliśmy także strasznie dłuuugie proste:
Zakrętów nie było widać przez długie odcinki. Jednak po kilku kilometrach był drogowskaz na miejscowość leżącą nad morzem. Stwierdziliśmy tyle jedziemy tak blisko morza, trzeba je w końcu zobaczyć. Tak więc 3km pod silny boczno przedni wiatr. W mieścinie jest sklep w sklepie miła pani. Po za sklepem deszcz. Także poczekaliśmy trochę pod daszkiem i jedziemy zobaczyć morze. Z tym też był problem morze było słychać czasami widać, ale nie było zjazdu. W końcu udaje nam się dojechać jakąś poboczną ścieżką na pseudo plaże:
Jak widać na zdjęciu plaża to nie to samo co w Polsce. Nie dosyć, że zarośnięta to jeszcze kamieni pełno. Po krótkim odpoczynku ruszamy z powrotem na A1. Około 10km przed granicą z Estonią robimy ostanie zakupy za strasznie drogie Łaty:
Ciekawe co jeszcze polskiego jest na Łotwie:
Koszt jednego jogurcika to 0,15 łata. Po zakupach wracamy na trasę Ryga-Tallin i już po kilku kilometrach docieramy do granicy:
Zaraz po wjeździe do Estonii widzimy znak EuroVelo 10 skręcamy zatem w lewo zjeżdżając z głównej drogi.
Jedzie się genialnie znikomy ruch samochodów las, przyjazna temperatura. Tak jadąc nabieramy ochotę na jogurcik. Po chwili podjeżdża sakwiarz co się później okazuję z Kowna jedzie przez pół Litwy Łotwę i do Tallina. Chwila rozmowy i po chwili ruszamy dalej już w 3. Tempo wzrosło i kilometry uciekały. Po przekroczeniu 120km zaczęliśmy szukać noclegu. Wymiana danymi i kolega woli jechać dalej, a my do spania do lasu:
Jazda ponad 100km z wiatrem w plecy to jest chyba coś co każdy kolarz lubi!!!
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 8
Poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | dodano:10.09.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 102.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:51 | km/h: | 17.49 |
Pr. maks.: | 30.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 91m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 8 była to w dużej mierze jazda terenowa. Śniadanie jemy w tym samym miejscu, gdzie wczoraj kolacje. Jeszcze na Litwie kupiłem sobie konserwę, jak się później okazało brak umiejętności w języku rosyjskim spowodowało, że kupiłem sobie groch z kawałkami mięsa:
Ruszmy w głąb Łotwy łotewskimi drogami:
Tak jedziemy bardziej lub mnie głównymi drogami cały czas chociaż troszeczkę przybliżając się do Rygi. W miedzy czasie robimy pierwsze zakupy na Łotwie. Łat jest chyba najdroższą monetą na świecie, już na pewno w Europie. Jeden ład kosztuje ponad 6 zł. Po zakupach ruszamy dalej polną drogą. Wjeżdżając na asfalt lub z niego zjeżdżając można zauważyć takie nie typowe znaki w Polsce:
Drogi asfaltowe też nie były w najlepszym stanie. Jednak widoków nie brakowało:
Różnica zasadnicza jaka na pierwszy rzut oka mi się rzuciła miedzy Litwą, Łotwą to fakt iż na Łotwie jest o wiele więcej lasów. Jadąc tymi drogami docieramy do Jelgavy. Tam robimy zakupy na noc parę fotek i ruszamy dalej. Cerkwi tam nie brakowało:
Za tym miastem asfalt przez pewien dłuższy czas był całkiem ładny. Szukając miejsca do spania pojawił się problem. Na każdym wjeździe do lasu był znak z takim wielkim kleszczem. Tak więc co chwilę jechaliśmy dalej, aż w końcu podjechaliśmy pod park narodowy. Nie chcieliśmy się tam rozbić więc zapytaliśmy jedną panią czy możemy się u niej rozbić. Początkowo nas nie zrozumiała i zaczęła tłumaczyć nam drogę do najbliższego pola namiotowego (ok. 12km). Gdy już jej Mateusz wytłumaczył zadzwoniła do męża i zawiozła nas przez ich żwirownie nad ich prywatną szachtę. Tutaj możecie się spokojnie rozbić, jedynie to rano koło 7 będą jeździć ciężarówki.
Robimy kolacje, w pewnym czasie zaczęło padać. Namiot już był rozbity więc szybko zanieść wszystko do namiotu. W miedzy czasie szybka kąpiel w deszczu i do spania. Jednak dzisiaj nie było to takie łatwe. Po chwili przyszła tak potężna burza, że nie pozwoliła nam zasnąć. Jednak jakoś po 1h przeszła nad nami i poszliśmy spać, martwiąc się czy namiot wytrzyma deszcz lub czy nie podniesie się poziom wody w jeziorku.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Ruszmy w głąb Łotwy łotewskimi drogami:
Tak jedziemy bardziej lub mnie głównymi drogami cały czas chociaż troszeczkę przybliżając się do Rygi. W miedzy czasie robimy pierwsze zakupy na Łotwie. Łat jest chyba najdroższą monetą na świecie, już na pewno w Europie. Jeden ład kosztuje ponad 6 zł. Po zakupach ruszamy dalej polną drogą. Wjeżdżając na asfalt lub z niego zjeżdżając można zauważyć takie nie typowe znaki w Polsce:
Drogi asfaltowe też nie były w najlepszym stanie. Jednak widoków nie brakowało:
Różnica zasadnicza jaka na pierwszy rzut oka mi się rzuciła miedzy Litwą, Łotwą to fakt iż na Łotwie jest o wiele więcej lasów. Jadąc tymi drogami docieramy do Jelgavy. Tam robimy zakupy na noc parę fotek i ruszamy dalej. Cerkwi tam nie brakowało:
Za tym miastem asfalt przez pewien dłuższy czas był całkiem ładny. Szukając miejsca do spania pojawił się problem. Na każdym wjeździe do lasu był znak z takim wielkim kleszczem. Tak więc co chwilę jechaliśmy dalej, aż w końcu podjechaliśmy pod park narodowy. Nie chcieliśmy się tam rozbić więc zapytaliśmy jedną panią czy możemy się u niej rozbić. Początkowo nas nie zrozumiała i zaczęła tłumaczyć nam drogę do najbliższego pola namiotowego (ok. 12km). Gdy już jej Mateusz wytłumaczył zadzwoniła do męża i zawiozła nas przez ich żwirownie nad ich prywatną szachtę. Tutaj możecie się spokojnie rozbić, jedynie to rano koło 7 będą jeździć ciężarówki.
Robimy kolacje, w pewnym czasie zaczęło padać. Namiot już był rozbity więc szybko zanieść wszystko do namiotu. W miedzy czasie szybka kąpiel w deszczu i do spania. Jednak dzisiaj nie było to takie łatwe. Po chwili przyszła tak potężna burza, że nie pozwoliła nam zasnąć. Jednak jakoś po 1h przeszła nad nami i poszliśmy spać, martwiąc się czy namiot wytrzyma deszcz lub czy nie podniesie się poziom wody w jeziorku.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 7
Niedziela, 5 sierpnia 2012 | dodano:10.09.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 108.14 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:50 | km/h: | 18.54 |
Pr. maks.: | 38.30 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 178m | Rower: | Kellys Magic |
Plan na ostatni dzień pierwszego tygodnia był zasadniczo prosty. Wstać przejechać mniej więcej sto kilometrów wjechać na Łotwę i iść spać.
Wstajemy zatem koło 7,30. Zwijamy namiot jemy śniadanko i ruszamy w nasze ostanie kilometry po Litwie. Drogi tradycyjnie puste, dzisiaj usprawiedliwieniem tego faktu była niedziela. Jednak mi się wydaje, że świątek piątek czy niedziela ruchu wcale nie ma. Przerażające były długie proste:
Jadąc tak cały czas tymi drogami co jakiś czas mijamy jakieś miasto. Wszystkie do siebie podobne. Przed jednym z nich znaki na miejscowość, na która się kierowaliśmy pokazywały drogę w lewo, na centrum prosto. Pojechaliśmy w lewo i nagle droga wyglądała tak:
Był znak? Był, więc droga musi być dobra. Co się później okazało pojechaliśmy obwodnicą dla TIRów. Po paru km znowu wjechaliśmy na asfalt. Jadać tak podziwiając widoki mijając co jakiś czas miasteczko czy wioskę dochodzę do wniosku, że prawie każdy na Litwie ma krowę. Jeśli nie jest to całe stado to przynajmniej na ogródku jedna sobie leży i ,,kosi" trawę.
Na kilka kilometrów przed granicą robimy ostanie zakupy aby wydać ostanie lity. Po zakupach i małym przekąszeniu niektórych rzeczy ruszamy na Łotwę. Granica z Łotwą w mijscu w którym ją przekraczaliśmy jest tak pusta(nie chodzi o brak ludzi tylko o brak budynków powiązanych z granicą), prawię byśmy nie zauważyli wjazdu na Łotwę:
Parę fotek na granicy i dalej. Do Rygi mamy około 90km. Jednak czasu mamy dużo i postanawiamy zwiedzić trochę Łotwę i wjechać z lewej strony do stolicy. Także po kilku km dziurawą drogę zjeżdżamy na drogę wojewódzką ( na mapie była zaznaczona grubą żółta linią):
Po przejechaniu jakiś 8km zatrzymujemy się na przystanku w celu zjedzenia kolacji:
Po posileniu się wjeżdżamy w las, aby rozbić namiot. Musimy zrobić to jak najszybciej, gdyż komarów jest od zatrzęsienia:
Tak minął dzień 7, koniec pierwszego tygodnia. Zostały już tylko dwa!
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Wstajemy zatem koło 7,30. Zwijamy namiot jemy śniadanko i ruszamy w nasze ostanie kilometry po Litwie. Drogi tradycyjnie puste, dzisiaj usprawiedliwieniem tego faktu była niedziela. Jednak mi się wydaje, że świątek piątek czy niedziela ruchu wcale nie ma. Przerażające były długie proste:
Jadąc tak cały czas tymi drogami co jakiś czas mijamy jakieś miasto. Wszystkie do siebie podobne. Przed jednym z nich znaki na miejscowość, na która się kierowaliśmy pokazywały drogę w lewo, na centrum prosto. Pojechaliśmy w lewo i nagle droga wyglądała tak:
Był znak? Był, więc droga musi być dobra. Co się później okazało pojechaliśmy obwodnicą dla TIRów. Po paru km znowu wjechaliśmy na asfalt. Jadać tak podziwiając widoki mijając co jakiś czas miasteczko czy wioskę dochodzę do wniosku, że prawie każdy na Litwie ma krowę. Jeśli nie jest to całe stado to przynajmniej na ogródku jedna sobie leży i ,,kosi" trawę.
Na kilka kilometrów przed granicą robimy ostanie zakupy aby wydać ostanie lity. Po zakupach i małym przekąszeniu niektórych rzeczy ruszamy na Łotwę. Granica z Łotwą w mijscu w którym ją przekraczaliśmy jest tak pusta(nie chodzi o brak ludzi tylko o brak budynków powiązanych z granicą), prawię byśmy nie zauważyli wjazdu na Łotwę:
Parę fotek na granicy i dalej. Do Rygi mamy około 90km. Jednak czasu mamy dużo i postanawiamy zwiedzić trochę Łotwę i wjechać z lewej strony do stolicy. Także po kilku km dziurawą drogę zjeżdżamy na drogę wojewódzką ( na mapie była zaznaczona grubą żółta linią):
Po przejechaniu jakiś 8km zatrzymujemy się na przystanku w celu zjedzenia kolacji:
Po posileniu się wjeżdżamy w las, aby rozbić namiot. Musimy zrobić to jak najszybciej, gdyż komarów jest od zatrzęsienia:
Tak minął dzień 7, koniec pierwszego tygodnia. Zostały już tylko dwa!
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 6
Sobota, 4 sierpnia 2012 | dodano:08.09.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 106.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:55 | km/h: | 17.95 |
Pr. maks.: | 52.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 605m | Rower: | Kellys Magic |
W nocy nawiedziła nas burza i to sroga burza, oczywiście zaraz po burzy przyszła prawdziwa ulewa, jednak namiot dał radę! Po ,,ciężkiej" nocy budzimy się koło 8,30. Śniadanie spożywamy w namiocie, po najedzeniu się pakujemy manatki i jedziemy do najbliższej wsi aby uzupełnić płyny. Gdy Mateusz poszedł do sklepu przyszedł do mnie pewien pan w celu nawiązania konwersacji. Gdy mu powiedziałem, że go nie rozumiem, bo jestem z Polski uśmiechnął się i powiedział:
- O! Polaki to swoi ludzie jesteście!
i tak zaczął mówić łamaną polszczyzną. Jednak się dogadaliśmy. Proponował mi nawet winka jednak odmówiłem, nie było jeszcze przed 12 :p Po krótkiej rozmowie i wymienieniu się uśmiechami ruszamy dalej. Drogi tradycyjnie puste lekko pagórkowate po bokach zniszczone:
Jadąc sobie spokojnie bez stresu docieramy do Malotai, gdzie pod miejscowym supermarketem robimy ździebka większe zakupy:
Podczas dalszej drogi podjazdów nie brakowało:
Jednak jak wiadomo po każdym podjeździe następuję zjazd, tak i było tym razem jedziemy w dół słyszymy jakiś festyn jedziemy dalej w dół (festyn został w górze) ale na dole jeziorko więc postanawiamy skorzystać z okazji:
Jeden z kolejnych podjazdów był tak wymagający, że po raz pierwszy musiałem zrzucić na żółwia (najmniejsza tarcza z ,,przodu") Jednak na końcu czekał nas ładny kościółek:
Jadąc dalej oprócz pustki która jest wszech obecna jest jeszcze trochę pustki i troszeczkę dziewiczości. Tak jedziemy szeroką asfaltową drogą po chwili ( jakieś 15min jazdy) mija nas samochód, zwalnia otwiera okno. My się zatrzymujemy, miły starszy pan na środku drogi wyłączył silnik wyszedł aby z nami pogadać. Przez 10-15min rozmowy mijał nas tylko jeden samochód. Niestety nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka więc rozmowa za długo nie trwała. Droga wyglądała mniej więcej tak:
Jeszcze kilka kilometrów i wjeżdżamy w jedną z polnych dróżek, aby iść spać:
Spać poszliśmy koło 21. Dzień 6 skończył się bardzo pozytywnie.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
- O! Polaki to swoi ludzie jesteście!
i tak zaczął mówić łamaną polszczyzną. Jednak się dogadaliśmy. Proponował mi nawet winka jednak odmówiłem, nie było jeszcze przed 12 :p Po krótkiej rozmowie i wymienieniu się uśmiechami ruszamy dalej. Drogi tradycyjnie puste lekko pagórkowate po bokach zniszczone:
Jadąc sobie spokojnie bez stresu docieramy do Malotai, gdzie pod miejscowym supermarketem robimy ździebka większe zakupy:
Podczas dalszej drogi podjazdów nie brakowało:
Jednak jak wiadomo po każdym podjeździe następuję zjazd, tak i było tym razem jedziemy w dół słyszymy jakiś festyn jedziemy dalej w dół (festyn został w górze) ale na dole jeziorko więc postanawiamy skorzystać z okazji:
Jeden z kolejnych podjazdów był tak wymagający, że po raz pierwszy musiałem zrzucić na żółwia (najmniejsza tarcza z ,,przodu") Jednak na końcu czekał nas ładny kościółek:
Jadąc dalej oprócz pustki która jest wszech obecna jest jeszcze trochę pustki i troszeczkę dziewiczości. Tak jedziemy szeroką asfaltową drogą po chwili ( jakieś 15min jazdy) mija nas samochód, zwalnia otwiera okno. My się zatrzymujemy, miły starszy pan na środku drogi wyłączył silnik wyszedł aby z nami pogadać. Przez 10-15min rozmowy mijał nas tylko jeden samochód. Niestety nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka więc rozmowa za długo nie trwała. Droga wyglądała mniej więcej tak:
Jeszcze kilka kilometrów i wjeżdżamy w jedną z polnych dróżek, aby iść spać:
Spać poszliśmy koło 21. Dzień 6 skończył się bardzo pozytywnie.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 4
Czwartek, 2 sierpnia 2012 | dodano:30.08.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 104.13 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:46 | km/h: | 18.06 |
Pr. maks.: | 37.10 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 362m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 4.
Pogoda za ,,oknem" całkiem przyjemna. Parę chmurek na niebie słoneczko wysuszyło namiot i suchutki namiot można pakować do sakwy:
Przy składaniu namiotu mieliśmy paru widzów, ale to z ciekawości chyba :) Jedziemy do Alytus. Nie wjeżdżamy do centrum robimy tylko zakupy:
Po wyjeździe przejeżdżamy przez znaną rzekę:
Po przejechaniu rzeki krajobraz na najbliższe 60km jakby stanął w miejscu:
Dzisiejszy dzień był dniem typowo przejazdowym. Dojechać jak najbliżej Wilna. Rozbić namiot i na dzień następny wjechać do Wilna. Prościzna, tylko był mały problem. Słońce, które pokazywało na co je stać i to tak solidnie oraz długie proste które się ciągnęły kilometrami. Jeżeli zsumujemy obydwie rzeczy na raz, plan nie będzie taki łatwy. Jednak my się nie dajemy takim sprawom i lecimy do przodu. Z takimi widokami:
Postanowiliśmy, że do Wilna mamy już blisko więc szukamy noclegu. Jechaliśmy na drodze A4. Początkowo myśleliśmy, że to autostrada, ale zakazów nie było więc nią jechaliśmy ostanie km. Przy takich drogach często występują parkingi leśne. Na takim jednym się zatrzymaliśmy na noc:
Tak właśnie zakończył się dzień typowo przejazdowy bez zabytków, ale z innymi atrakcjami:) Wieczorem zauważam, że mi się przebił materac!
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Pogoda za ,,oknem" całkiem przyjemna. Parę chmurek na niebie słoneczko wysuszyło namiot i suchutki namiot można pakować do sakwy:
Przy składaniu namiotu mieliśmy paru widzów, ale to z ciekawości chyba :) Jedziemy do Alytus. Nie wjeżdżamy do centrum robimy tylko zakupy:
Po wyjeździe przejeżdżamy przez znaną rzekę:
Po przejechaniu rzeki krajobraz na najbliższe 60km jakby stanął w miejscu:
Dzisiejszy dzień był dniem typowo przejazdowym. Dojechać jak najbliżej Wilna. Rozbić namiot i na dzień następny wjechać do Wilna. Prościzna, tylko był mały problem. Słońce, które pokazywało na co je stać i to tak solidnie oraz długie proste które się ciągnęły kilometrami. Jeżeli zsumujemy obydwie rzeczy na raz, plan nie będzie taki łatwy. Jednak my się nie dajemy takim sprawom i lecimy do przodu. Z takimi widokami:
Postanowiliśmy, że do Wilna mamy już blisko więc szukamy noclegu. Jechaliśmy na drodze A4. Początkowo myśleliśmy, że to autostrada, ale zakazów nie było więc nią jechaliśmy ostanie km. Przy takich drogach często występują parkingi leśne. Na takim jednym się zatrzymaliśmy na noc:
Tak właśnie zakończył się dzień typowo przejazdowy bez zabytków, ale z innymi atrakcjami:) Wieczorem zauważam, że mi się przebił materac!
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 3
Środa, 1 sierpnia 2012 | dodano:30.08.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 100.36 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:28 | km/h: | 18.36 |
Pr. maks.: | 38.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 439m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 3 przywitał nas całym zachmurzonym niebem. Całe szczęście nie padało. Pierwsze kilometry to dojazd do Suwałk, gdzie robimy zakupy na śniadanie i okupujemy się na Litwę różnymi ciastkami i tym podobnymi przekąskami. Jeszcze zahaczamy o rowerowy. Wyjazd z Suwałk opieramy na Sejny. Po chwili wjeżdżamy do WPN-u prawie jak Wielkopolski Park Narodowy. Tam robimy przerwę na parkingu leśnym na śniadanko. Dalsza trasa na Sejny to droga z pięknymi krajobrazami:
W samych mieście przerwa na lodzika i zobaczenie klasztoru:
No i wykonałem ostatni telefon z polskiej sieci. Dalsza część drogi to jazda krajówką do samej granicy na której robimy sobie przerwę. Małe jedzonko wykonanie paru telefonów z ,,pozdrowieniami" i wjeżdżamy na Litwę!
Od razu poczułem się inaczej. Nawet słupy elektryczne były inne. Pierwsze co zauważyłem to straszną pustkę. Myślałem, że to tylko tak przy granicy, jednak nie pustki były głównym elementem na Litwie. Co przez to idzie mieliśmy nie codzienne widoki:
Jeszcze parę km mkniemy tymi pustymi drogami szukając jakiegoś sklepu. W końcu się robi późno i wodę do gotowania kupujemy na stacji benzynowej, których też pełno nie było. Woda była nam niezmiernie potrzebna do ugotowania naszej potrawy na kolacje:
Po takiej kolacji rozbijamy nasz namiocik na łące i udajemy się do spania.
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
W samych mieście przerwa na lodzika i zobaczenie klasztoru:
No i wykonałem ostatni telefon z polskiej sieci. Dalsza część drogi to jazda krajówką do samej granicy na której robimy sobie przerwę. Małe jedzonko wykonanie paru telefonów z ,,pozdrowieniami" i wjeżdżamy na Litwę!
Od razu poczułem się inaczej. Nawet słupy elektryczne były inne. Pierwsze co zauważyłem to straszną pustkę. Myślałem, że to tylko tak przy granicy, jednak nie pustki były głównym elementem na Litwie. Co przez to idzie mieliśmy nie codzienne widoki:
Jeszcze parę km mkniemy tymi pustymi drogami szukając jakiegoś sklepu. W końcu się robi późno i wodę do gotowania kupujemy na stacji benzynowej, których też pełno nie było. Woda była nam niezmiernie potrzebna do ugotowania naszej potrawy na kolacje:
Po takiej kolacji rozbijamy nasz namiocik na łące i udajemy się do spania.
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 2
Wtorek, 31 lipca 2012 | dodano:30.08.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Ze zdjęciami
Km: | 115.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:33 | km/h: | 17.65 |
Pr. maks.: | 44.70 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 575m | Rower: | Kellys Magic |
Nadszedł dzień 2.
Rano pobudka o 8. Już parę min po 9 spakowani ruszamy w trasę. Poszło szybko, bo pierwsze kilometry były bez śniadania. Jedziemy w kierunku Suwałk. Zjeżdżamy na typowo boczne drogi, gdzie ruch jest nie wielki i można spotkać znaki których nie ma w WLKP. Przynajmniej ja się nie spotkałem:
Droga technicznie nie za dobra, dużo dziur i bardzo wąsko. Czasami się zdarzały jakieś szambiarki lub małe ciężarówki to było trzeba trzymać się mocno prawej strony. Po paru km robimy sobie przerwę śniadaniową:
. Po śniadanku ruszamy dalej. Jednak po około 5 km droga, która nie była najgorsza stała się najgorszą i to na ponad 4km. Już wolę jechać polną ubitą drogą niż nie równo po układanymi kamieniami:
Jedziemy tak przez 4 km szukając jak najlepszego kawałka drogi. Całe szczęście, że chociaż pogoda dopisuję i piękne widoki mamy cały czas:
. Jedziemy podziwiając widoki bez pośpiechu bez patrzenia na prędkość bez spiny, tak jak to powinno być na takich wakacjach. Po przejechaniu kilku nastu km zwiedzenie jakiegoś pałacu (był tak brzydki i mi się nie podobał, że nawet zdjęcia nie zrobiłem) wjeżdżamy na most który oddziela mazurskie jeziora:
Po chwili wjeżdżamy na drogę, którą znam. Poznałem drogę po sklepie pod którym 2 lata temu robiliśmy przerwę. My jednak nie robimy teraz przerwy. Za to zatrzymujemy się na rozwalonym moście kolejowym:
Dalej kierujemy się na puszcze trochę błądzimy. Tzn tak nam się wydawało. Jednak okazało się, że jedziemy dobrze, poznajemy drogę sprzed 2 lat. Po wyjechaniu z Puszczy zaczyna kropić. Jednak z cukru nie jesteśmy jedziemy dalej. Chwila drogą krajową i później ostania prosta na Suwałki. Przerwa przy sklepie i jak się okazuję barze. Tam zjedliśmy ostatni raz ziemniaki:
Dalej to już droga w deszczu i szukanie miejsca na nocleg. Z tym 2 nie było problemu pierwsze ładne drzewka od razu nam przypasowały:
Już po kolacji szybo rozbijamy namiocik i do spania. Z nadzieją na jutrzejszą ładną pogodę. Tak minął dzień 2.
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Rano pobudka o 8. Już parę min po 9 spakowani ruszamy w trasę. Poszło szybko, bo pierwsze kilometry były bez śniadania. Jedziemy w kierunku Suwałk. Zjeżdżamy na typowo boczne drogi, gdzie ruch jest nie wielki i można spotkać znaki których nie ma w WLKP. Przynajmniej ja się nie spotkałem:
Droga technicznie nie za dobra, dużo dziur i bardzo wąsko. Czasami się zdarzały jakieś szambiarki lub małe ciężarówki to było trzeba trzymać się mocno prawej strony. Po paru km robimy sobie przerwę śniadaniową:
. Po śniadanku ruszamy dalej. Jednak po około 5 km droga, która nie była najgorsza stała się najgorszą i to na ponad 4km. Już wolę jechać polną ubitą drogą niż nie równo po układanymi kamieniami:
Jedziemy tak przez 4 km szukając jak najlepszego kawałka drogi. Całe szczęście, że chociaż pogoda dopisuję i piękne widoki mamy cały czas:
. Jedziemy podziwiając widoki bez pośpiechu bez patrzenia na prędkość bez spiny, tak jak to powinno być na takich wakacjach. Po przejechaniu kilku nastu km zwiedzenie jakiegoś pałacu (był tak brzydki i mi się nie podobał, że nawet zdjęcia nie zrobiłem) wjeżdżamy na most który oddziela mazurskie jeziora:
Po chwili wjeżdżamy na drogę, którą znam. Poznałem drogę po sklepie pod którym 2 lata temu robiliśmy przerwę. My jednak nie robimy teraz przerwy. Za to zatrzymujemy się na rozwalonym moście kolejowym:
Dalej kierujemy się na puszcze trochę błądzimy. Tzn tak nam się wydawało. Jednak okazało się, że jedziemy dobrze, poznajemy drogę sprzed 2 lat. Po wyjechaniu z Puszczy zaczyna kropić. Jednak z cukru nie jesteśmy jedziemy dalej. Chwila drogą krajową i później ostania prosta na Suwałki. Przerwa przy sklepie i jak się okazuję barze. Tam zjedliśmy ostatni raz ziemniaki:
Dalej to już droga w deszczu i szukanie miejsca na nocleg. Z tym 2 nie było problemu pierwsze ładne drzewka od razu nam przypasowały:
Już po kolacji szybo rozbijamy namiocik i do spania. Z nadzieją na jutrzejszą ładną pogodę. Tak minął dzień 2.
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 1
Poniedziałek, 30 lipca 2012 | dodano:30.08.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Ze zdjęciami
Km: | 113.63 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:11 | km/h: | 18.38 |
Pr. maks.: | 46.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 649m | Rower: | Kellys Magic |
W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień 30. lipca roku końca świata. Przy okazji rok ten okazał się spełnieniem jednych z moich marzeń rowerowych wyprawa na 3 tyg po krajach w których jeszcze nigdy nie byłem. Ustaleń było jak zwykle wiele, była nawet opcja, że nas 5 pojedzie. W końcu jedziemy w stałym składzie- Mateusz i ja! To chyba tyle słowami wstępu.
Dzień pierwszy naszej wyprawy zaczął się od wczesnej pobudki. Wstałem koło 5 rano i o godzinie 5,30 po pożegnaniu się z rodzinką ruszam w kierunku dworca PKP. Jedzie się inaczej niż zwykle, w sumie nic dziwnego ostatni raz z sakwami z przodu jechałem rok temu. Pociąg mieliśmy o 6:45. Jadę sobie spokojnie bez nerwów jednak po chwili spojrzałem na licznik- jadę 10km/h mniej niż normalnie czyli tym tempem nie zdążę o normalniej porze na dworzec. Przyspieszam po chwili dzwoni Mateusz. Mówię mu: zaraz będę! Idź kup bilety. Przyjechałem na dworzec. Po odstaniu w kolejce idziemy do pociągu. Samą podróż umila nam starszy pan, który jak się dowiedział gdzie jedziemy to przegadał z nami cała trasę. Jedynym problem w pociągu były niestabilne rowery i ciągle było trzeba je poprawiać aby sie nie wywaliły:
Parę min po 10 docieramy do Olsztyna. Przypominają nam się wakacje z przed dwóch lat, wtedy też wysiadaliśmy na tym dworcu. W tym roku do Suwałk chcieliśmy dojechać bardziej górą niż dołem, tak więc ruszamy w kierunku Kętrzyna. Widoki jak zwykle znakomite tutaj widać prawdziwą polską wieś:
Jedziemy podziwiając piękne krajobrazy. Co jakiś czas robiąc sobie przerwę czy to przy sklepie czy to na przystanku zbliżamy się do naszego pierwszego celu na dzień dzisiejszy- sanktuarium św. Lipka. Zanim tam dojechaliśmy musieliśmy pokonać kilka większych lub mniejszych podjazdów podziwiać kościoły w mijanych wioskach:
W końcu docieramy do św. Lipki:
Turystów dużo nawet spotkaliśmy mała grupkę sakwiarzy podróżujących po Mazurach. Dalej po chwilowym odpoczynku będziemy się kierować na Kętrzyn, gdzie robimy zakupy na kolację. Wyjeżdżamy kilka km za miasto i szukamy miejsca na nocleg. Dużo nam to czasu nie zabrało. Namiot rozbijamy koło jakiegoś pola na jakimś ugorze:
Dzisiaj na kolację szef kuchni poleca kuskus z sosem jasnym do pieczeni. Niestety sos do pieczeni był, samej pieczeni już nie. Po dobrej kolacji ładujemy się do namiotu i idziemy spać.
Tak minął dzień pierwszy, tak zaczęła się nasza wyprawa :)
Dzień następny --->
Dzień pierwszy naszej wyprawy zaczął się od wczesnej pobudki. Wstałem koło 5 rano i o godzinie 5,30 po pożegnaniu się z rodzinką ruszam w kierunku dworca PKP. Jedzie się inaczej niż zwykle, w sumie nic dziwnego ostatni raz z sakwami z przodu jechałem rok temu. Pociąg mieliśmy o 6:45. Jadę sobie spokojnie bez nerwów jednak po chwili spojrzałem na licznik- jadę 10km/h mniej niż normalnie czyli tym tempem nie zdążę o normalniej porze na dworzec. Przyspieszam po chwili dzwoni Mateusz. Mówię mu: zaraz będę! Idź kup bilety. Przyjechałem na dworzec. Po odstaniu w kolejce idziemy do pociągu. Samą podróż umila nam starszy pan, który jak się dowiedział gdzie jedziemy to przegadał z nami cała trasę. Jedynym problem w pociągu były niestabilne rowery i ciągle było trzeba je poprawiać aby sie nie wywaliły:
Parę min po 10 docieramy do Olsztyna. Przypominają nam się wakacje z przed dwóch lat, wtedy też wysiadaliśmy na tym dworcu. W tym roku do Suwałk chcieliśmy dojechać bardziej górą niż dołem, tak więc ruszamy w kierunku Kętrzyna. Widoki jak zwykle znakomite tutaj widać prawdziwą polską wieś:
Jedziemy podziwiając piękne krajobrazy. Co jakiś czas robiąc sobie przerwę czy to przy sklepie czy to na przystanku zbliżamy się do naszego pierwszego celu na dzień dzisiejszy- sanktuarium św. Lipka. Zanim tam dojechaliśmy musieliśmy pokonać kilka większych lub mniejszych podjazdów podziwiać kościoły w mijanych wioskach:
W końcu docieramy do św. Lipki:
Turystów dużo nawet spotkaliśmy mała grupkę sakwiarzy podróżujących po Mazurach. Dalej po chwilowym odpoczynku będziemy się kierować na Kętrzyn, gdzie robimy zakupy na kolację. Wyjeżdżamy kilka km za miasto i szukamy miejsca na nocleg. Dużo nam to czasu nie zabrało. Namiot rozbijamy koło jakiegoś pola na jakimś ugorze:
Dzisiaj na kolację szef kuchni poleca kuskus z sosem jasnym do pieczeni. Niestety sos do pieczeni był, samej pieczeni już nie. Po dobrej kolacji ładujemy się do namiotu i idziemy spać.
Tak minął dzień pierwszy, tak zaczęła się nasza wyprawa :)
Dzień następny --->