blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(26)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sq3mko.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

200-300km

Dystans całkowity:7210.43 km (w terenie 236.50 km; 3.28%)
Czas w ruchu:280:41
Średnia prędkość:25.69 km/h
Maksymalna prędkość:66.93 km/h
Suma podjazdów:3815 m
Maks. tętno maksymalne:169 (83 %)
Maks. tętno średnie:124 (61 %)
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:232.59 km i 9h 03m
Więcej statystyk

Południowa pętla z TCT.

Sobota, 23 sierpnia 2014 | dodano:26.08.2014Kategoria 200-300km, TCT, Ze zdjęciami
Km:208.40Km teren:0.00 Czas:07:03km/h:29.56
Pr. maks.:49.08Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Canyon Roadlite
W piątkowy wieczór siedziałem w pracy. Niestety skończyłem o 4 nad ranem. Kilka godzin snu i o 8,45 ruszam w stronę Lubonia po Mateusza.  Jestem trochę przed czasem, Mateusz kończy śniadanie, ja w tym czasie rozmawiam z jego mamą. Około 9.30 ruszamy w stronę śródki tempo koło 40km/h. Na miejscu spotykamy się z Michałem, Młodym Bartkiem. Mieliśmy jechać na północ i wracać pociągiem, ale postanowiliśmy zrobić pętle. Najpierw na południe pod wiatr, aby późnij wracać z wiatrem. Na trasie do Rogalinka robimy szybką przerwę techniczną:


Dalej to już mocnym tempem przez Mosinę, Drużynę do Czempinia gdzie robimy przerwę na rynku:


Tam też chwilę rozmawiamy z miłym panem o życiu w Polsce jak i w Wielkopolsce. Podobało mi się jego podejście do życia :)
Dalej lecimy przez Racot do Wojnowic:


W Wojnowicach odłącza od nas Mateusz, a my po zdjęciu rękawków i nogawek ruszamy w kierunku Leszna. W Lesznie obowiązkowa przerwa w Macu, gdzie jak zwykle tracimy dużo czasu na rozmowę. Na koniec selfie:


Jedziemy dalej w stronę Wschowy. Jak się później okazuję w stronę burzy: 

Niestety deszcz nas złapał, trochę popadało. W międzyczasie wyjechaliśmy i wjeżdżamy do naszego województwa:


Dalej to już droga na Śmigiel (ryneczek w Śmiglu):




Końcówka DK 5 po drodze przerwa w Kościanie na stacji. W Szreniawie się rozdzielamy. Młody z Bartkiem lecą dalej na Poznań, a Michał jedzie mnie odprowadzić:


Wjeżdżamy do Konarzewa gdzie Ania jest na 18 swojej kuzynki, załatwia nam kawałek tortu. Po krótkiej rozmowie jedziemy do domu :) 

Dzięki! :)



Poznań-Kołobrzeg w 13h.

Niedziela, 8 czerwca 2014 | dodano:11.06.2014Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami, TCT, Poznań-Kołobrzeg!
Km:284.07Km teren:0.00 Czas:10:38km/h:26.72
Pr. maks.:64.80Temperatura:25.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Połykacz kilometrów.
I stało się. Śmiało mogę napisać po raz ,,n-ty" dojechałem z Poznania do Kołobrzegu na ,,raz". Tym razem we większej ekipie, naszej ekipie która cały czas się rozwija. Wtrącę tylko wątek o naszym teamie. TCT Poznań rozwijając skrót Travel Cycling Team Poznań. Podróżujemy przede wszystkim rowerem, ale jak przyjdzie zima to pewnie będą też inne wycieczki! Kto żałuję, że znowu go jakaś przygoda ominęła niech polubi nasz ,fanpejdż" i będzie na bieżąco!  Wracając to wycieczki. Rozgłosiliśmy ją naprawdę wszędzie, staraliśmy się, aby do każdego dotarła ta informacja. Tak na miejscu zbiórki w sobotę pojawia się 11 osób i w tym roku po raz pierwszy jedzie z nami dziewczyna. Cieszy nas to bardzo, każdy ma taką moc aby przejechać taką trasę. Wystarczy się za siebie zabrać i jechać z nami. Robimy zbiorowe zdjęcie:
Jedziemy ul. Dąbrowskiego, aby udać się do Kiekrza, niestety silna gruba szosowców gubi się i leci DW do Szamotuł. Reszta ekipy w tym ja lecimy tradycyjnie przez Kiekrz, Rokietnicę, Żydowo, Pamiątkowo. Tak wyglądała nasza wolniejsza ekipa:

W Szamotułach spotykamy się znowu razem. Robimy ostatnie zakupy przed nocką i kierujemy się w na Obrzycko. Przed samym miastem mamy okazję oglądać piękny zachód słońca, którego jak to stwierdzili uczestnicy, nie ujrzymy w Poznaniu miedzy blokami:



Trochę na się ekipa poszarpała, dwóch zawodników swędziała trochę noga i poszli do przodu. Jedziemy dobrze znaną trasą w kierunku Czarnkowa. Zjazd do Czarnkowa jest idealny kto jechał ten wie, kto nie jechał niech pojedzie. Tutaj też pada V-max praktycznie każdego uczestnika wycieczki. W Czarnkowie przerwa na Izobronika, oczywiście nie mogło zabraknąć przerwy na siku. Siedzimy sobie chwile, aż naglę podjeżdża radiowóz godzina koło 23. Krótka dyskusja i po chwili pan policjant robi nam zdjęcie. Niestety nie udane więc nie ma co wstawiać na bs. Już w całkowitych ciemnościach jedziemy w kierunku północnym. W nocy od tyłu wyglądamy mniej więcej tak:


Więc jeśli ktoś używa argumentu nie jadę z wami bo jedziecie w nocy. To nie jest dobry argument. Świecimy się jak choinka w Boże Narodzenie. Jedziemy dobrymi jakościowo drogami wojewódzkimi. Po kilku km docieramy do kolejnego woj:



Po kilku km robimy przerwę na stacji w Wałczu. Oto ona nasza ,,rodzynka" dała radę więc i wy dziewczyny się nie bójcie!


I to jeszcze na rowerze MTB z szerokością opon 2.1. Na konsumpcje jedziemy do parku przy jakieś wieży, gdzie wisi zegar. Przynajmniej widać ile czasu się lenimy zamiast jechać dalej. Kolejne km uciekają po woli widać, gdzie będziemy mogli oglądać wschód słońca. Temperatura taka w sam raz na krótki rękaw i bluzę. Na prawdę nic więcej nie potrzeba jest ciepło. Po pewnym czasie pojawia się tablica Kołobrzeg 100. Z jednej strony cieszy z drugiej ukazuję, że jeszcze trochę jednak zostało:


Mijamy Czaplinek, stajemy dosłownie na chwilę na stacji kupić wodę i jedziemy do Starego Drawska zrobić przerwę odpoczynkową na konsumpcje nie tylko batonów, ale i bułki czy też kotleta. Ruszając mamy okazję oglądać już wschód słońca:
Drogę ostrych zakrętów jak zwykle przejeżdżamy z zachwytem to chyba najładniejszy odcinek na całej trasie! W Połczynie zdrój troszkę dłuższa przerwa, na ciepła herbatę i zimnego izobronika. Jedziemy dalej nadal nie ściągając bluzy, to był błąd. Na górkach przed Białogardem zgrzałem się nie ziemsko było trzeba zrobić krótka nie planowaną przerwę. Te górki dają w kość po tylu km. Jednak satysfakcja, że się jest coraz bliżej jest odwrotnie proporcjonalna do km które zostały do celu. W samym Białogardzie króciutka przerwa na Orlenie. I dłuższa na naprawę dwóch dętek w jednym rowerze. To się nazywa pech dopiero:

Uwaga konkurs! Pytanie brzmi: ,,co chciał powiedzieć Przemo (ten najbardziej po lewej)? " Po naprawię dętek ruszamy już w kierunku Kołobrzegu. Na ostatniej prostej mamy przykry wypadek. Jadąca pani samochodem zahacza jednego z uczestników lusterkiem. Jednak po takim dystansie nogi już ma tytanowe i lusterko całe się roztrzaskało, a koledze nic się nie stało. Na ostatnim odcinku odcinam się od reszty z kolegą na szosie i równym tempem po 33km/h docieramy do Kołobrzegu. Nie mogło zabraknąć zbiorowej fotki:

Potem jedziemy kupić bilety do domu. Następnie jedziemy na ciepłą rybkę, niestety zdjęć nie zrobiłem. Udajemy się po browarki na zakwasy i na plażowanie nad Polskim morzem:


Pokaźna grupa na która, chyba każdy zwrócił uwagę. Po kąpieli spożyciu napojów przeciw za-kwasowych udajemy się do pociągu. Z wejściem do pociągu nie było problemów. Z załadowaniem też nie, nawet z konduktorem nie było więc cała podróż była jak najbardziej OK:


W domu jesteśmy po 20. Tym razem odbiera mnie dziewczyna z dworca. Nie jadę sam do domu a tak to by było ponad 300 :)

Dziękuję każdemu za wspólne kręcenie za wspólne spełnienia marzeń za wspólne przeżywanie takich przygód. Jeszcze raz gratulację dla Kasi, że dała z nami radę. Trzeba podziwiać ją nie tylko za dystans, ale że się wybrała z 10 nieznanymi facetami. Do odważnych świat należy. pozdROWER!  

Poznań-Paryż 2013 dzień 1

Poniedziałek, 15 lipca 2013 | dodano:26.11.2013Kategoria 200-300km, Za granicą, Ze zdjęciami, Poznań-Paryż 2013
Km:200.20Km teren:0.00 Czas:09:23km/h:21.34
Pr. maks.:45.50Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:549mRower:Kellys Magic
Dwoma słowami przed wstępu. Niestety nie miałem ostatnim czasem dużo czasu na opisanie tej wyprawy. Co gorsza nie miałem czasu na jeżdżenie rowerem. Jednak nastał ten czas abym mógł w pełni opisać wyprawę roku 2013. No z rowerem może być gorzej bo idzie zima, za to będzie można czytać o naszym wakacyjnym wyjeździe. Ruch na blogu będzie gwarantowany...


Pomysł samej wyprawy urodził się bardzo szybko. Już po zeszłorocznym krótkim wypadzie w góry wiedziałem, że przyszłe wakacje spędzę na rowerze z Bartkiem. Jechałem już do Finlandii oraz na Węgry. Teraz czas przyszedł na zachód. Nie byłem jeszcze ani razu w Holandii czy też Belgi więc postanowiliśmy udać się przez północne Niemcy.
Chcieliśmy rozgłosić naszą wyprawę. Powstała stronka na facebook'u. Patronatem naszą wyprawę objęło radio Afera działające przy Politechnice Poznańskiej oraz bikestats.pl. Udało nam się też zdobyć sponsora! Jest to sklep rowerowy MaxBike. Szczerze mogę polecić ten sklep miła obsługa oraz duże rabaty. Trochę się rozpisałem na wstępie, teraz należałoby by przejść do wyprawy...


DZIEŃ 1
POLSKA, NIEMCY.

Dnia poprzedniego przyjechał do mnie Bartek aby spakować resztę wspólnych rzeczy. Wieczorem zjawili się również moja dziewczyna Marta (którą bardzo kocham!), Ania, Robert, wpadł też sąsiad no i był również brat. Było naprawdę wesoło. Nadszedł ten długo wyczekiwany dzień 15 lipca godzina 7 rano. Wyją budziki, wstajemy, coś jemy i jedziemy. Przyjechał również Mateusz aby nas kawałek odprowadzić:






Pogoda szybko się psuje, trochę wieje. Jest zimno. Dyskutując docieramy do Buku, gdzie nasi towarzyszę jadą do domu. Oczywiście padła propozycja pożegnalnego izbobronika:




Po pożegnaniu się ze znajomymi ruszamy dalej w kierunku Nowego Tomyśla. Na nasze nieszczęście zaczyna padać deszcz. Z pomocą przychodzi nam stacja benzynowa gdzie czekamy kolejne 15 min, aż przestanie padać. Oczywiście zostaliśmy zauważeni przez pracownika stacji i ucięliśmy sobie z nim chwilę pogawędki. Dalsza część trasy prowadzi drogami wojewódzkimi na których występują długie proste:




Takimi drogami kierujemy się do Świebodzina. Po drodze robimy przerwę w przydrożnym sklepie na śniadanie. Chleb z dżememm był bardzo dobrą opcją!


Dojeżdżamy do słynnego Świebodzina. Bartek chciał z bliska zobaczyć pomnik Jezusa. Przy okazji jedziemy do Tesco. Fotka z parkingu Tesco w Świebodzinie


Kontynuacja naszej podróży to już gnania czym prędzej drogą krajową wśród TIRów i pędzących samochodów do granicy niemieckiej. Całe szczęście że było pobocze. Tak też docieramy do Rzepini. Jest po 20. Musimy dojechać jeszcze do Słubic tam mamy zagwarantowany kawałek ogrodu aby móc się rozbić w środku miasta. Dojeżdżamy koło 21. Rozbijamy namiot i jedziemy rzucić okiem na kraj przez który będziemy jechać kolejny tydzień :)



W drodze powrotnej wjeżdżamy do Małpki po wieczorne piwko. W namiocie krótka rozmowa i ze zmęczenia usypiamy dosyć szybko :)


Tak minął pierwszy dzień naszej 19 dniowej wyprawy podczas której chcemy podbić 5 stolic zachodniej Europy :)

Poznań Kołobrzeg po raz 2, tym razem 17h :)

Sobota, 23 czerwca 2012 | dodano:27.06.2012Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami, Poznań-Kołobrzeg!
Km:287.70Km teren:0.00 Czas:11:54km/h:24.18
Pr. maks.:62.80Temperatura:20.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
W końcu nadszedł ten dzień, aby udać się znów do Kołobrzegu rowerem. Tym razem chciałem, aby jechało nas jak najwięcej. Zebrałem grupę znajomych dałem info na forum rowerowe.org. W końcu w piątek o godzinie 19 pod moim technikum zebrała nas się równa dziesiątka:


Dokładnie o 19.15 ruszamy w kierunku Szamotuł. Po drodze oprócz dziurawej drogi nic innego nie było. Z racji tego, że ja z Mariuszem jechaliśmy na szosach cały czas prowadziliśmy. Prędkość oscylowała około 30km/h. Tak szybkim tempem docieramy do Szamotuł, gdzie jedziemy do Biedronki.Udało nam się, ponieważ byliśmy 15 min przed zamknięciem. Każdy kupił wodę i jedzonko na noc i ruszyliśmy dalej na Czarnków. W miedzy czasie przyszedł i zachód słońca:


W końcu nadeszła noc. Samochody nadjeżdżające z naprzeciwka musiały mieć fajny widok. Jechało się bardzo przyjemnie. Asfalt na tym odcinku był dobry. Przez sam Czarnków przejeżdżamy sprawnie. Zatrzymujemy się przy moście na siku oraz zamianę ubrania na cieplejsze:


Ja sam jadę tylko w koszulce i rękawkach. Jedziemy dobrym tempem robiąc co jakiś czas zmiany. Asfalt też dobry nic tylko jechać. Jadę 3 w rzędzie i nagle Mariusz, który jechał przede mną leży na ziemi, dużo czasu nie minęło i ja leżę koło niego. Jeszcze wywalili sie Robert I Bartek. Szybko zeszliśmy na pobocze. Mi się praktycznie nic nie stało, przetarłem lekko biodro jedynie. Mariusz z rozciętym łukiem brwiowym trafił do szpitala przy pomocy ludzi którzy się zatrzymali. My w 9 jedziemy dalej . Po jakiś 10km zrzucam łańcuch na najmniejsze przełożenie i trzask prach i przerzutka wylądowała na ramie. Wyrwało ja razem z hakiem. Przy pomocy Mateusza szybko demontujemy przerzuteczkę skracamy łańcuch i tak od 150km jadę tylko na jednym przełożeniu. W miedzy czasie zakładam bluzę. W Wałczu odwiedzamy Mariusza w szpitalu, a Robert zauważa, że nie ma komórki. Cała ekpia wraca się do centrum Wałcza na odpoczynek . Udaje mu się znaleźć komórkę i o 3.30 wyjeżdżamy za Wałcza:

Juz po kilkunastu minutach zaczyna się robić jasno. My docieramy do awaryjnego pasa:



Długo nie musieliśmy czekać, aż słońce zaczyna nas przygrzewać:


W nogach mamy już około 180km, a przed nami ukazuję sie ten o to znamy mi znak:


Pojechaliśmy jeszcze trochę i zrobiliśmy przerwę na śniadanko, widoki mieliśmy przednie:


Dalsza droga to walka z wiatrem i podjazdami. Widoki na tym odcinku są na prawdę piękne. Duże zmęczenie nie pozwala do końca cieszyć się widoczkami. Następna przerwa w Połczynie w sklepie. Dalej to juz mozolne nabijanie kilometrów, aby jak najszybciej dojechać do Kołobrzegu. W Białogardzie przerwa na założenie słuchawek złożenie ekipy w jedno miejsce i jedziemy dalej. Przed ostania prostą robimy przerwę, aby cos zjeść. Po 10 może 15 min ruszamy na ostania prostą:



W końcu po niecałych 17h dojeżdżamy do Kołobrzegu:


Jesteśmy o 12 na dworcu kolejowym, gdzie kupujemy bilety powrotne. Później udajemy sie na długo oczekiwaną rybę. Po zjedzeniu takiej sobie rybki idziemy na plaże. Tylko nie liczni udają sie wykąpać w zimnym morzu:


O 14 wracamy w kierunku dworca. Robimy zakupy na drogę powrotną i wsiadamy do zatłoczonego pociągu. Po sprawdzeniu biletów każdy wyjmuję izobronika w celu świętowania wspólnego sukcesu. Po czym udajemy się spać:

Ja:





Nie będę się rozpisywał w podsumowaniu. Napiszę tylko, że dziękuję każdemu za wyjazd. Problemy techniczne zawszę są raz mniejsze raz większe. Mama nadzieję, że następnym razem dojedziemy wszyscy!

DZIĘKI!

Berlin dzień 3!

Niedziela, 10 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Berlin 2012, Ze zdjęciami
Km:200.30Km teren:0.00 Czas:07:03km/h:28.41
Pr. maks.:56.30Temperatura:20.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Przyszedł dzień 3, dzień powrotu do domu. Wstajemy spokojnie koło 9 jemy śniadanie i razem z Mariuszem ruszamy do domu. Wiatr miał być w plecy i tak było. Po paru km Mariusz stwierdził, że nie da rady dojechać. Nie chciał się zaprawić jeszcze bardziej i tak go bardzo bolało gardło. Tak więc dojeżdżamy do Rzepinia, gdzie jedziemy na dworzec. Pociąg, którym miał jechać pojechał 20 min temu następny był o 15. Tak więc się wrócił do Słubic, a ja ruszam w trasę do domu. Po wjechaniu na DK 92 nic ciekawego nie było. Do domu zostało jeszcze trochę:


Jednak wiatr mi dosyć pomagał, a co jakiś czas pojawił się bardzo lubiany prze mnie znak:


Tak sobie jadę szerokim poboczem, aż docieram do Świebodzina. Jezusa widać z każdej strony:


Tutaj się waham czy jechać przez Zbąszyń czy kontynuować jazdę DK. Jednak ja nie lubię jechać tą samą droga więc jadę dalej główną trasą. Po 110km robię pierwszą przerwę. Nie liczę tych na siku oczywiście. Parę km po przerwie wjeżdżam do WLKP. Jadę jeszcze parę km po czym odbijam na Nowy Tomyśl tam 2 przerwa na loda amerykańskiego i lecę dalej na Buk. W Buku krótka przerwa, gdyż umówiłem się tam z Jarzyną. Zdążyłem załatwić potrzebę i zjeść 3/4 kanapki zrobić fotkę:



i już dotarł. Razem (w deszczu ) ruszamy na Stęszew. I dalej DK nr 5 w stronę Poznania. Robimy rundę honorową po okolicznych wsiach i o 19 docieram do domu. Zmęczony mokry, ale zadowolony i dumny z siebie!


Podsumowując przede wszystkim chciałem podziękować Mariuszowi za ten weekend bez niego było by to nie możliwe. Jeśli chodzi o moją kondycje czy tam formę jak zwał tak zwał uważam, że nie jest źle. Trochę zmokłem trochę przypaliło mnie słońce. Trochę z wiatrem trochę bardziej pod wiatr, jednak cały czas z uśmiechem na twarzy.

Berlin dzień 2!

Sobota, 9 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Berlin 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km:200.20Km teren:0.00 Czas:07:55km/h:25.29
Pr. maks.:53.80Temperatura:25.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Nastał dzień 2 pobudka o 5 rano. Rano widok z okna był przedni:




Niecałe 7h snu to całkiem dużo. Mariusz niestety z powodów zdrowotnych został w domu. Ja natomiast spakowałem kanapki od mamy Mariusza i parę min po 5 ruszamy w kierunku Frankfurtu. Po niecałym kilometrze jestem już po stronie niemieckiej. Od razu znaki prowadzą mnie na Berlin i mam 2 wyjście autostrada i zwykła droga. Z racji tego, że jadę rowerem została mi tylko zwykła drogą o nr 5. Początkowo kieruję się na Muncheberg. Jedzie się dobrze po chwili zauważam, że wzdłuż drogi są ścieżki rowerowe. Wjeżdżam na nią bez większego zawahania:



W Munchebergu robię sobie krótka przerwę na śniadanko. Niestety drogi w mieście wyłożone kostką i przejazd nie należał do miłych. Jednak po krótkiej przerwie wracam na trasę i jadę w kierunku Berlin Ringa:


W miedzy czasie tylko szybka przerwa na załatwienia potrzeby, a i przy okazji zrobienia fotki:


Przejeżdżam 3 pasmową autostradę i po paru km docieram do granic Berlina:




Tutaj droga zamienia się w nierówne płyty. Ścieżka rowerowa jeszcze gorsza więc nie jedzie się tak jak przez cała dotychczasową drogę. Berlina nie znam wcale. Nie byłem w nim nigdy nawet mapy nie miałem. Na szczęście po chwili widzę takie duże znane coś (chyba wieża TV) i jadę w tym kierunku na przemian. Raz drogą rowerową raz ulica. Wybieram zawsze lepszą drogę. Docieram pod wieże, robię fotkę:


Dalej jadę zobaczyć ratusz, który jest zaraz obok:



Tutaj robię przerwę przy jakieś fontannie po czym wsiadam na rower. Krążę błądzę cały czas szukając bramy. W końcu przez przypadek zajeżdżam pod samą bramę:



BERLIN ZDOBYTY!

Dalej kieruję się w stronę gmachu parlamentu:


I podjechałem zobaczyć dworzec:



Koło 12 udaję się w drogę powrotną. Wyjazd z Berlina tak samo jak wjazd mało przyjemny. Koło Berlin Ringa robię szybka przerwę na siku i jadę dalej. Po chwili zauważam, że kończy mi się wodą w bidonach. Niestety sklepu żadnego nie spotkałem,a jak już to markety a z rowerem do takiego nie wejdę. Jednak wpadam na pomysł wjechać na stację benzynową. Kupuję wodę i energetyka płacę 5euro. W Niemczech bardzo dużo mijam elektrowni wiatrowych:




A same ścieżki rowerowe po prostu mistrzostwo świata:



Kellys na niemieckiej ścieżce rowerowej:



I tak sobie można jechać po 20km bez żadnych krawężników czy takich tam utrudniających jazdę. Grubo przed 16 docieram do Polski. Most na Odrze:



Po lewej Niemcy po prawej Polska.
Robię rundę honorową i udaję się do Mariusza. Myję się i lecimy na dalszy ciąg otwarcia toru motocrossowego, gdzie sobie piwkujemy. Tego dnia spać kładziemy się grubo po 12.


<--- Dzień poprzedni/ Dzień Następny --->

Berlin dzień 1!

Piątek, 8 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Ze zdjęciami, Berlin 2012
Km:200.70Km teren:0.00 Czas:07:55km/h:25.35
Pr. maks.:46.30Temperatura:25.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Wyjazd zaplanowany z około 2 tygodniowym wyprzedzeniem. Odliczałem każdy dzień do tego wyjazdu. W końcu przyszedł czwartek, dzień w którym Mariusz przyjeżdża do mnie, aby w pt ruszyć w trasę. Niestety po przyjeździe z Poznania, zauważam że mam flaka w przednim kolę. Jedyna myśl, aby zdobyć dętkę w Boże Ciało wieczorem to jakikolwiek kolarz. Przyszedł mi do głowy Jarzynowy. Łapie go na fb i po krótkim czasie jadę do niego. Zabrałem 2 dętki. Wróciłem do domu i już z Mariuszem wymieniamy okazuję się, że dziury nie ma więc tą samą dętkę wsadzamy z powrotem. Pakujemy resztę rzeczy i koło 1 idziemy spać. Rano wstajemy koło 7 wrzucamy resztę niezbędnych rzeczy, w tym rano robione kanapki, i parę min po 8 wyjeżdżamy w trasę. Po chwili przyjeżdża Mateusz, który jechał nas kawałek odprowadzić. Oczywiście nie obyło by się bez fotki:


Jedziemy znaną bardzo dobrze trasę w stronę Buku. Po paru km zaczyna kropić i tak sobie cały czas popaduję. Robiąc zmiany docieramy szybko do trasy Buk- Poznań:


Docieramy szybko do Buku, gdzie Mateusz jedzie do domu. Już w 2 kierujemy się na Nowy Tomyśl. W miedzy czasie przestało padać i nawet na chwilę wyszło słońce:




W Nowym Tomyślu szybka przerwa pod netto na zakupy i lecimy dalej. Cały czas jedziemy na zmianach, gdyż ciężki wiatr nie pozwala nam na spokojną jazdę koło siebie z dobrą prędkością. Po paru km Mariusz łapie laczka. Na szczęście już jest coraz bliżej do Świebodzina, gdzie postanowiliśmy sobie zrobić przerwę śniadanio- obiadową. Podczas, gdy Mariusz łapie laczka ja się bawię aparatem:


Szybko nam poszła naprawa dętki, więc długo nie czekając jedziemy dalej. Po chwili za zakrętu pojawia się coś takiego:




Chciałbym powiedzieć tylko, że jest to droga wojewódzka. Przeprowadziliśmy rowery. Po ruszeniu pojawia nam się wielki pomnik Jezusa:



W samym Świebodzinie wjeżdżamy do Biedronki robimy zakupy i ruszamy pod sam pomnik odpocząć chwilę. Jezus z bliska:


Trasa ze Świebodzina do Słubic do nic innego jak monotonna jazda drogą krajową nr 92. Co chwilą jakiś motel stacja benzynowa czy też burdel. Trasa wjedzie góra dól góra dół. Jedzie się nawet dobrze, gdyż pobocze jest duże i mijające nas tiry nie stwarzają dużego zagrożenia. Jednak wiejący wiatr z rana daje się nam we znaki. Zmęczenie duże średnia niska to pokazuję siłę tego wiatru wiejącego na nas. Na 20 km przed Słubicami zjeżdżamy z głównej drogi, bo dalej idzie tylko autostrada. Tak więc przez okoliczne wioski docieramy do Konowic, gdzie łapie nas deszcz.
W samych Słubicach jedziemy na stadion olimpijski. Mariusz opowiedział mi trochę historii dla zainteresowanych, można sobie poczytać Tu.

Porobiłem trochę zdjęć. Stadion:


oraz miejsce przemowy Hitlera:





Zostałem oprowadzony po Słubicach wjechaliśmy na chwilę do Niemiec. Po czym udaliśmy się do domu rodzinnego Mariusza na ostanie 15 min meczu. Wykapalimy się zjedliśmy pożądny obiad i z piwkiem w ręku koło 22 poszliśmy spać.


Podumowując pierwszy dzień powiem krótko, gdyby nie ten wiatr to bym nie był taki zmęczony :P Dzięki za wspólną jazdę.


Dzień następny --->

Szosowy rekord sezonu,

Czwartek, 24 maja 2012 | dodano:24.05.2012Kategoria 200-300km
Km:229.20Km teren:1.00 Czas:08:35km/h:26.70
Pr. maks.:51.10Temperatura:22.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
bo terenowy mam większy.
Trasa w sumie spontaniczna dowiedziałem się o niej wczoraj o 22 przy rozmowie z barasam. Wstaje 6.30 rano jem 3 kromki chleba, piję herbatę robię sobie bidon izotonika i 7 z minutami ruszam na Maltę. Jestem koło 7.50 ze średnią 30.5. Po chwili przyjechał Bartek i czekając na Roberta robimy 2 kółka wokół Malty. Przyjechał Robert chwila rozmowy i ruszamy na Tulce. Niestety początek był troszkę pechowy. Baras rozwalił mocowanie sakwy. Naprawa około 10 min. Po dosłownie 10m Robert wjechał w słupek skrzywił koło naprawa hamulcy 15 min. Po tych początkowych przygodach w końcu udaję nam się ruszyć w trasę. Do Tulec docieramy bez większych problemów. Z racji tego, że ja jechałem na szosie to cały czas prowadziłem. Pomysł już mi się nie spodobał za Tulcami, gdzie to można spokojnie powiedzieć mieliśmy niezły wicher prosto w twarz. No nic jechać trzeba. Oto moi towarzysze:



Dalej kierujemy się na Kostrzyn. Postanowiłem wjechać na nową nieznaną mi drogę. Jak się później okazało to jest nowa S5. Na owej drodze chwila przerwy na batonika i siku i jazda dalej. Po chwili zjechaliśmy z S5 bo nas jakiś pan wyprosił tylko po to aby po chwili wjechać z powrotem:



Po paru kilometrach zjeżdżamy na Czerniejewo. Ta droga mi się wyjątkowo podobała. W miarę dobry asfalt las i piękny zapach. Tak sobie dojeżdżamy do Czerniejewa, gdzie robimy postój. Małe zakupy konsumpcja, na ławce obok fotka kościoła:


I lecimy dalej. Tu spokojnie mogę powiedzieć, że to był najgorszy odcinek podczas całej trasy. Ja sam na szosię nie mogłem jechać więcej niż 23-24km/h. Wiało jak nie wiem co! Nawet po pewnym czasie chciałem zawrócić. Przy takim wietrze w plecy to chyba ze spokojem jechałbym ze 45km/h. Jednak się nie poddajemy jedziemy dalej. Ja się zatrzymuję chwile na siku. Przy okazji robię fotkę szosy:


Dojeżdżamy do Witkowa, gdzie uzupełniamy zapasy w najlepszym sklepie pod słońcem - nie zawodna biedronka! Dalej to już tylko formalność do naszego celu czyli około 10km do Powidza. W samym Powidzu jedziemy na plaże siedzimy sobie około 30-40 min i w drogę powrotną. Napełnieni optymizmem, że będzie z wiatrem. Pierwsze 25-30 km do Gniezna do wiatr boczny. Jednak bardziej tylny niż przedni. W Gnieźnie przerwa pod UAMemem:


Spotkałem tam 2 koleżanki z gim. Nie spodziewałbym się totalnie tego. One mnie jeszcze do sklepu wysyłały. Ja na to nie mam już 150km przejechane nie chce mi się ;p Po zjedzeniu praktycznie resztek jedzenia ruszamy w kierunku Poznania. I właśnie od tej chwili czuję moc tego wiatru. Bez żadnego wysiłku jedziemy sobie spokojnie 40km/h, a mamy już przejechane po 150km. Tak więc lecimy z jedną mała przerwą na siku na 25km przed Poznaniem:


Do Kobylnicy, gdzie się zatrzymujemy w żabce na małe jedzonko i lecimy dalej. Przejazd przez sam Poznań w sumie gładko i przyjemnie. W miedzy czasie odłącza Robert. Ja jadę odprowadzić Bartka i jadę na chwilę do Szczesia pochwalić się nowo nabytą opalenizną kolarską. Od Szczesia do domu cały czas powyżej 35km/h. No na zakrętach 90 stopni było trochę wolniej.



Do domu przyjechałem coś koło 20. Powiem tak nie wiem dlaczego, ale nie czułem się jakoś specjalnie zmęczony?! Dzięki panowie za wyjazd i następnym razem jestem chętny na takie propozycje!

Pierścień Poznania po raz 2!

Niedziela, 13 maja 2012 | dodano:13.05.2012Kategoria 200-300km
Km:238.13Km teren:110.00 Czas:09:59km/h:23.85
Pr. maks.:49.10Temperatura:12.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Kellys Magic
Szukając po forach chętnych na jedno dniowy wyjazd z Poznania do Kołobrzegu. Trafiliśmy z sąsiadem na ekipę z Poznania, która planowała pierścień. Pomyślałem, że by można spróbować czemu nie. Zgadałem się z Bartkiem on zabrał 2 kolegów, zadzwoniłem do Jarzyny (sąsiad jechał na komunię więc odpadł ) i o 8 rano ,tak jak było umówione na forum ,jesteśmy koło źródełka na Malcie. Parę min po 8 wyruszamy w kierunku Tulc aby tam wjechać na trasę ringa. My 3 lata temu startowaliśmy z Dopiewa, więc ja na do szlaku miałem jakieś 15km w jedną stronę. Dzisiaj akurat miałem na sam dojazd ponad 30 km. Do Tulc docieramy bardzo szybko paru silnych narzuciło tempo i tak jechaliśmy ponad 30km/h. Po chwili się zaczął teren na którym jeden z kolegów Bartka został trochę z tyłu. Cała ekipa szła do przodu nadal ostrym tempem. W okolicach S11 pęka mi łańcuch. Bartek z kolegą docierają, ja szybko naprawiam, okazało się, że to tylko spinka. Na szczęście jej nie zgubiłem. Tak już w 11 osobowej grupie docieramy do Kórnika. Tam poczułem moc w nogach i ruszyłem na przód. Jechało się dobrze. Niestety odpadł Bartek z kolegą później jeszcze odjechał Remik. Nawet nie zauważyłem, że ich nie ma. W sumie za dużo się obracałem. Nic też nie słyszałem co by krzyczeli, żeby zwolnić. Tu miałem dylemat czy wrócić się po nich czy jechać z cała ekipą pierścień. Pomyślałem ich jest 3 więc się nie zgubią. Ruszyłem dalej za resztą. Tutaj kolega który jeździ maratony giga przyspieszył do prawię 40km/h. Nastąpił podział na 2 grupki przez całe Radzewice itp. Dopiero na trasie Kórnik Mosiną jedziemy już razem. Przed nami Osowa Góra na której przerwa. Dalej WPN trochę piaszczyście, ale nadal całkiem dobre. Wpn zszedł bardzo szybko przejazd przez DK5 i znowu masa terenu. Tak polami docieramy do źródełka w Żarnowcu na siku i szybkiego batona. Po kilku km odłącza od nas Jarzyna, który musiał wracać do domu. Dzięki za jazdę! Jechałem tam troszkę jako pilot. Czasem nawigacja zawodziła to byłem ja :P przy przecięciu trasy na Buk. Gigowiec odłącza od nas. Została nas 6. Znowu pola dość piaszczyste, no i właśnie tu mnie złapał pierwszy kryzys miałem przejechane koło 110km w tym jakieś 50km w terenie może trochę mniej średnia ponad 26km/h. Co jakiś czas zaczęli mi uciekać, ale doganiałem ich. Po chwili asfalt i już było dobrze. Chociaż sam kryzys nie minął. Zrobiliśmy szybką przerwę w sklepie, który był wyczekiwany od dłuższego czasu. Kupiłem puszkę coli i było lepiej. W sumie cały czas asfaltem do Kiekrza, gdzie łapie nas deszcz. Jedziemy dalej znowu polną tym razem z duża ilością kałuż. Po chwili wjeżdżamy na drogę prowadząca do Biedruska. Na poligonie mijaliśmy tylu rowerzystów, że mi się aż nie chciało wierzyć ilu jest chętnych na rower w taką pogodę. Ciekawostką na poligonie był dziadek który nas wyprzedził, a sami nie jechaliśmy wolną bo koło 32km/h. Ruszyliśmy za nim po chwili zaczęła się rozmowa i się okazało, że dziadek przyjechał na rozjazd po maratonie. :P W Promnicach odłącza Szymon. Także w 5 jedziemy dalej na Murowaną aby wjechać do Puszczy Zielonki. Przed samą Puszczą parę podjazdów, które dałi mi w kość. Przez owy las jedzię się całkiem spoko. Jedna przerwą na siku i lodzika pod sklepem. Po chwili wyjeżdżamy z typowego lasu i jedziemy po płytach betonowych. Pamiętam jak jechalismy 3 lata temu był skwar nie ziemski ponad 33stopnie słońce, a my w szczerym polu. Po chwili znowu trochę lasu. I tak docieramy do Promna, gdzie przecinamy DK 5 i znów pola. Tej części trasy najmniej pamiętałem, ale z każdym kilometrem przypominały mi się odcinki. Nagle pojawił się zjazd, a i zaraz podjazd. Kamienisty no tutaj było chyba najbardziej ciężko. Jednak nie dałem się podjechałem. Dalej Kostrzyn przerwa na dosłownie 1min na zakup picia i jedziemy dalej. Niestety po zrobieniu prawię całej pętli znów mamy pod wiatr. Już prawie 190km w nogach w tym prawię 100km w terenie daję się odczuć. W końcu po walcę z wiatrem docieramy do Tulc. W miedzy czasię wyszedłem też trochę na przód co by nie było. Udało się PIERŚCIEŃ POZNANIA PRZEJECHANY! Teraz tylko się doczłapać do domu. Na podjeździe zostałem z tyłu. Po 2 km poczekali na mnie i tak juz razem docieramy nad Maltę. Gdzie robimy fotkę.

Żegnamy się dwóch odłącza na malcie a my w 3 jedziemy na myjkę. Ja postanawiam umyć rower w domku. Jeden z kolegów odłącza na Hetmańskiej i 2 docieramy na Górczyn. Tam chwila rozmowy i ja jadę do domu. Z przerwa na lodzika w żabce w Komornikach xD


Dzięki wszystkim za wyjazd! Naprawdę fajnie się jeździ w takiej grupie. Mam nadzieję, że uda się jeszcze parę takich zorganizować.

P.S. Jeszcze raz przepraszam Bartek, że was zostawiłem.

Poznań-Hel dzień 2/2, czyli Hel zdobyty :)

Niedziela, 7 sierpnia 2011 | dodano:10.08.2011Kategoria 200-300km, Hel 2011
Km:220.09Km teren:0.00 Czas:08:31km/h:25.84
Pr. maks.:54.40Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:1046mRower:Kellys Magic
Planowo mieliśmy wstać o 4 rano. W sumie się udało, ale o 4 było jeszcze ciemno, więc postanawiamy pospać sobie jeszcze jakieś 30min. To nasze 30 min zamieniło się 30 razy 10 ;p czyli wstajemy nie o 4.30 tylko 9. Tak więc dojazd dzisiaj na Hel stanął pod dużym znakiem zapytania...

No nic po zwinięciu namiotu ruszamy parę min przed 10 w stronę Brusów, gdzie robimy sobie śniadanie:


Dalej kierujemy się na Kościerzynę. Jednak po drodze zostaliśmy chyba prze-teleportowani:

Po robieniu fotki mija nas starszy pan w dość dobrym tempie. Zaraz ruszamy za nim i tak praktycznie do samej Kościerzyny jedziemy koło 33km/h. Tam przerwa na lodzika i puszkę coli. Jadąc dalej jedziemy całkiem długim zjazdem odbijając po drodze w Egiertowie na Kartuzy. Po drodze zostaliśmy poddani znowu jakieś teleportacji:



W Kartuzach wcale się nie zatrzymujemy i lecimy dalej na Wejherowo. W przodkowie robimy sobie przerwę i doganiają nas czarne chmury z których zaczęło ostro lać. Daszek pod sklepem nie starczył więc przemieszczany na stację. Mimo złej aury humory dopisują:



Ruszamy w delikatnym deszczu, gdyż główna chmura już przeszła... Po drodze do pokonania mamy całkiem spory podjazd. Domel w połowie podjazdu:




Przed samym Wejherowem policja sprawdzała KAŻDEGO czy jest trzeźwy. Taką akcje sobie zrobili ;p W samym mieście przerwa pod Lidlem na obiad. Szef kuchni polecał świeże bułki z sezamem z serkiem pomidorem i parówką :) Dalej jedziemy na Krokową. Po drodze udało nam się nieźle zmoknąć i zaliczyć parę podjazdów, ale w sumie większość trasy była z górki. W końcu nad morze jedziemy. W Krokowie robimy przerwę pod kościołkiem:




Po przerwie na snikersa kierujemy się na Karwię, gdzie widzimy morze:




I już jedziemy na Hel po drodze robiąc fotkę latarni w Jastrzębia Góra:





Wjeżdżając na półwysep helski jedziemy cały czas drogą rowerową, mijając pełno turystów. Przed ostaniom przerwę robimy przy wręcz bym ujął zajebistym widoku w Jastarni:



I już o ciemku zdobywamy Hel:




Na samym Helu jedziemy na zakupy do Polo Marketu, znajdujemy pole namiotowe. Rozbijamy namiot i idziemy na zasłużone piwko, przy okazji ładując komórki:



Spać się kładziemy kilka min przed 2.

Dzień udany mimo tego że udało nam się parę razy zmoknąć :)

<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Roadlite 7836 km
Canyon AL 6.0 834 km
Komunijny :)
Kellys Magic 31165 km
Połykacz kilometrów. 1710 km

szukaj

archiwum