Wpisy archiwalne w kategorii
100-200km
Dystans całkowity: | 5555.85 km (w terenie 117.00 km; 2.11%) |
Czas w ruchu: | 267:38 |
Średnia prędkość: | 20.76 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.40 km/h |
Suma podjazdów: | 11742 m |
Liczba aktywności: | 47 |
Średnio na aktywność: | 118.21 km i 5h 41m |
Więcej statystyk |
Europa południowa dzień 11/17
Czwartek, 7 lipca 2011 | dodano:29.07.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa, Za granicą
Km: | 118.15 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:08 | km/h: | 19.26 |
Pr. maks.: | 38.43 | Temperatura: | 40.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 174m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 11 przywitał nas z samego rana niezłym upałem... tak więc ruszamy już kilka min po 8. Co ciekawe kilka dosłownie km dalej były pola campingowe ;p Po paru km spotykamy parę z Holandii oraz Niemiec. Śniadanie jemy pod sklepem o charakterystycznej nazwie: CBA ;p Dalej kierujemy się drogą rowerową na Guyor:
Po drodze mijając się parę razy z parą z Niemiec. Po dojechaniu do miasta robimy krótka przerwę pod sklepem i jedziemy zwiedzić bardzo ładne miasteczko:
Centrum.
To nawet nie wiem co był za budynek i charakterystyczne Węgierskie Ikarusy.
Dalej z małymi problemami udaje nam się wyjechać na Papę. Upał był tak niemiłosierny, że każdą przerwę na zdjęcie czy na cokolwiek robimy w cieniu:
W Papie mijamy kościółek, który wymagał remontu:
i jedziemy do Lidla. Rozbijamy się kilka km za Papą. Kolację robimy sobie przy drodze będąc co chwile pozdrawiani przez ludzi, a na nocleg wjeżdżamy trochę głębiej:
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Po drodze mijając się parę razy z parą z Niemiec. Po dojechaniu do miasta robimy krótka przerwę pod sklepem i jedziemy zwiedzić bardzo ładne miasteczko:
Centrum.
To nawet nie wiem co był za budynek i charakterystyczne Węgierskie Ikarusy.
Dalej z małymi problemami udaje nam się wyjechać na Papę. Upał był tak niemiłosierny, że każdą przerwę na zdjęcie czy na cokolwiek robimy w cieniu:
W Papie mijamy kościółek, który wymagał remontu:
i jedziemy do Lidla. Rozbijamy się kilka km za Papą. Kolację robimy sobie przy drodze będąc co chwile pozdrawiani przez ludzi, a na nocleg wjeżdżamy trochę głębiej:
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Europa południowa dzień 10/17
Środa, 6 lipca 2011 | dodano:29.07.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa, Za granicą
Km: | 109.33 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:51 | km/h: | 18.69 |
Pr. maks.: | 38.43 | Temperatura: | 30.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 180m | Rower: | Kellys Magic |
Czas znowu usiąść na swoje siodło...
Wyjeżdżamy sobie spokojnie bez pośpiechu koło 10. Z racji tego, że ciocia mieszka nad samym Dunajem od razu wjeżdżamy na Euro Velo 6:
Początkowo jedziemy zupełnie przypadkowo plażą nudystów... owa plaża wydawała się nie kończyć, a sami plażowicze nie byli zachwycenie, że tam jedziemy. Ciekawe jakby na nas patrzyli jakbyśmy jechali w takim samym ,,ubiorze" jak oni ;p Po wyjechaniu już w pełni na właściwą drogę jedzie się wyśmienicie. Szeroki zadbany asfalt z racji tego, że to droga rowerowa zero samochodów. Tak jedziemy na samą Słowację do samej Bratysławy:
W samej Bratysławie robimy szybkie zakupy i szukamy wyjazdu z tego miasta. Nawet jechaliśmy chwile autostradą... Z racji tego, że słowacki podobny do polskiego o drogę pytaliśmy po polsku odpowiedź słyszeliśmy po słowacko, ale i tak wiedzieliśmy gdzie jechać :)
Udało nam się wjechać z powrotem na ścieżkę naddunajską co dla nas było wielka niespodzianką pozytywna oczywiście:
Droga na zdjęciu jest przeznaczona tylko rowerów. Na tej drodze dostaliśmy z Mateuszem jakiegoś dziwnego przypływu mocy i tak z 10 km jechaliśmy koło 30km/h wycinając praktycznie wszystkich oprócz szosowców ;p Po tych 10 km zjeżdżamy z owej drogi i po kilku km wjeżdżamy na Węgry:
Nocleg znajdujemy kilka km dalej. Najpierw kolacja:
a później rozbicie namiotu:
Zdjęcie zrobione rano. Ogólnie jeszcze wieczorem po rozbiciu namiotu przejechał koło nas samochód osobowy, zwolnił popatrzył ominął rowery i .... pojechał dalej ;p
Dzień bardzo udany: 3 państwa 2 stolice i ponad 100km :)
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Wyjeżdżamy sobie spokojnie bez pośpiechu koło 10. Z racji tego, że ciocia mieszka nad samym Dunajem od razu wjeżdżamy na Euro Velo 6:
Początkowo jedziemy zupełnie przypadkowo plażą nudystów... owa plaża wydawała się nie kończyć, a sami plażowicze nie byli zachwycenie, że tam jedziemy. Ciekawe jakby na nas patrzyli jakbyśmy jechali w takim samym ,,ubiorze" jak oni ;p Po wyjechaniu już w pełni na właściwą drogę jedzie się wyśmienicie. Szeroki zadbany asfalt z racji tego, że to droga rowerowa zero samochodów. Tak jedziemy na samą Słowację do samej Bratysławy:
W samej Bratysławie robimy szybkie zakupy i szukamy wyjazdu z tego miasta. Nawet jechaliśmy chwile autostradą... Z racji tego, że słowacki podobny do polskiego o drogę pytaliśmy po polsku odpowiedź słyszeliśmy po słowacko, ale i tak wiedzieliśmy gdzie jechać :)
Udało nam się wjechać z powrotem na ścieżkę naddunajską co dla nas było wielka niespodzianką pozytywna oczywiście:
Droga na zdjęciu jest przeznaczona tylko rowerów. Na tej drodze dostaliśmy z Mateuszem jakiegoś dziwnego przypływu mocy i tak z 10 km jechaliśmy koło 30km/h wycinając praktycznie wszystkich oprócz szosowców ;p Po tych 10 km zjeżdżamy z owej drogi i po kilku km wjeżdżamy na Węgry:
Nocleg znajdujemy kilka km dalej. Najpierw kolacja:
a później rozbicie namiotu:
Zdjęcie zrobione rano. Ogólnie jeszcze wieczorem po rozbiciu namiotu przejechał koło nas samochód osobowy, zwolnił popatrzył ominął rowery i .... pojechał dalej ;p
Dzień bardzo udany: 3 państwa 2 stolice i ponad 100km :)
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Europa południowa dzień 7/17
Niedziela, 3 lipca 2011 | dodano:23.07.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa, W górach..., Za granicą
Km: | 105.95 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:08 | km/h: | 20.64 |
Pr. maks.: | 61.01 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 940m | Rower: | Kellys Magic |
Po zwinięciu bagażu ruszamy koło 10.30. Pada deszcz temperatura nie za duża w sumie bardzo mała jak na lipiec bo koło 12 stopni do tego ten deszcz. Było naprawdę nie przyjemnie... Robimy ostanie zakupy w Czechach, zaliczamy stację benzynową i kierujemy się w kierunku Austrii. W drodze do Austrii:
Po dojechaniu do Austrii:
Pogoda wcale się nie poprawiła:
Na dodatek zaczęło mocniej padać. Schowaliśmy się na przystanku, gdzie przeprowadziliśmy zmianę walut w naszych portfelach:
Dojechaliśmy do drogi krajowej i postanowiliśmy już nigdzie nie kombinować i dojechać ową drogą do samego Wiednia. Była to akurat niedziela. Plus to taki i to duży plus, że nie było praktycznie żadnego tira na drodze, a minus że wszystkie sklepy pozamykane... NIE MIELIŚMY NA CZYM UGOTOWAĆ MAKARONU !? ;p no tak ale od czego jest duża mądra głowa Gumisia ;p Woda jest zazwyczaj w toalecie, a jedyna z nielicznych otwartych toalet to MC ;p Tak więc idę kupić sobie cheeseburgera za 1 EURO !! a Mateusz zabrał wodę do mego bukłaka z toalety. Po całej udanej misji wracamy z powrotem na ową krajówkę i szukamy miejsca do noclegu...
W końcu udało się znaleźć. Najpierw robimy kolacje:
Później idziemy rozbić namiot:
i niesiemy resztę bagażu z rowerami do namiotu. Na którym było już pełno obrzydliwych ślimaków:
Ogólnie to się rozbiliśmy koło cholera wie czego, gdzie całą noc pracowała jakaś maszyna i nam uniemożliwiała przyjemny nocleg na dziko w Austrii.
Dzień bardzo zimny mokry ale udany, może to przez około 20km zjazd z górki ;p
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Po dojechaniu do Austrii:
Pogoda wcale się nie poprawiła:
Na dodatek zaczęło mocniej padać. Schowaliśmy się na przystanku, gdzie przeprowadziliśmy zmianę walut w naszych portfelach:
Dojechaliśmy do drogi krajowej i postanowiliśmy już nigdzie nie kombinować i dojechać ową drogą do samego Wiednia. Była to akurat niedziela. Plus to taki i to duży plus, że nie było praktycznie żadnego tira na drodze, a minus że wszystkie sklepy pozamykane... NIE MIELIŚMY NA CZYM UGOTOWAĆ MAKARONU !? ;p no tak ale od czego jest duża mądra głowa Gumisia ;p Woda jest zazwyczaj w toalecie, a jedyna z nielicznych otwartych toalet to MC ;p Tak więc idę kupić sobie cheeseburgera za 1 EURO !! a Mateusz zabrał wodę do mego bukłaka z toalety. Po całej udanej misji wracamy z powrotem na ową krajówkę i szukamy miejsca do noclegu...
W końcu udało się znaleźć. Najpierw robimy kolacje:
Później idziemy rozbić namiot:
i niesiemy resztę bagażu z rowerami do namiotu. Na którym było już pełno obrzydliwych ślimaków:
Ogólnie to się rozbiliśmy koło cholera wie czego, gdzie całą noc pracowała jakaś maszyna i nam uniemożliwiała przyjemny nocleg na dziko w Austrii.
Dzień bardzo zimny mokry ale udany, może to przez około 20km zjazd z górki ;p
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Europa południowa dzień 6/17
Sobota, 2 lipca 2011 | dodano:20.07.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa, W górach..., Za granicą
Km: | 112.14 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:42 | km/h: | 19.67 |
Pr. maks.: | 63.90 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1549m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 6 był praktycznie dniem przejazdowym nie mieliśmy w planach niczego zwiedzać tylko była to jazda przez Czechy w kierunku Austrii. Obudziliśmy się ze spokojem koło 9. Na nie było pełno chmur które nas demotywowały do jazdy. Temperatura też za wysoka nie była. Ruszamy w trasę koło 11 i już po kilku km łapie nas deszcz:
Na szczęście później było już trochę cieplej i co najważniejsze przestało padać. Zakupy śniadaniowe robimy w Tesco, gdzie spotykamy czeskiego sawkiwarza. Nie był zbytnio rozmowny. Może bał się bariery językowej. Tego dnia zaliczyliśmy kilka większych podjazdów:
Nawet oznakowanych:
A to podczas przerwy po jednym z podjazdów...
Właśnie tego dnia mieliśmy najwięcej podjazdów, bo wyszło ponad 1500m. Po całkiem długim zjeździe wjeżdżamy do bardzo ładnego miasteczka
gdzie robimy ostanie zakupy dnia dzisiejszego, wydając resztki koron. Z noclegiem mieliśmy mały problem, gdyż obawialiśmy się burzy:
Natomiast miejsce, gdzie chcieliśmy rozbić namiot było otoczone wielkimi dębami....
Tak więc po kolejnej setce i półtora tys podjazdów rozbijamy się w owym lesie koło godziny 21.
<---- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Na szczęście później było już trochę cieplej i co najważniejsze przestało padać. Zakupy śniadaniowe robimy w Tesco, gdzie spotykamy czeskiego sawkiwarza. Nie był zbytnio rozmowny. Może bał się bariery językowej. Tego dnia zaliczyliśmy kilka większych podjazdów:
Nawet oznakowanych:
A to podczas przerwy po jednym z podjazdów...
Właśnie tego dnia mieliśmy najwięcej podjazdów, bo wyszło ponad 1500m. Po całkiem długim zjeździe wjeżdżamy do bardzo ładnego miasteczka
gdzie robimy ostanie zakupy dnia dzisiejszego, wydając resztki koron. Z noclegiem mieliśmy mały problem, gdyż obawialiśmy się burzy:
Natomiast miejsce, gdzie chcieliśmy rozbić namiot było otoczone wielkimi dębami....
Tak więc po kolejnej setce i półtora tys podjazdów rozbijamy się w owym lesie koło godziny 21.
<---- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Europa południowa dzień 3/17
Środa, 29 czerwca 2011 | dodano:17.07.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa, W górach...
Km: | 105.84 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:06 | km/h: | 17.35 |
Pr. maks.: | 44.20 | Temperatura: | 28.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 737m | Rower: | Kellys Magic |
Po obudzeniu się i zwinięciu całego naszego bagażu ruszamy w kierunku Nowogrodzia. Tam właśnie zaplanowaliśmy sobie śniadanie. Tak wygląda najedzony szczęśliwy Paweł:
Jedzie się bardzo dobrze z rana jeszcze słońce tak nie grzeje. Zaczynają już się większe podjazdy nie to co w Wielkopolsce ;p Podczas przerwy 2 śniadaniowej przychodzi do nas bardzo sympatyczny pan i umila nam przerwę rozmową. Dodatkowo tłumaczy nam drogę jak dojechać do niemieckiej granicy. Wykorzystując tą informację szybko dojeżdżamy do naszych zachodnich sąsiadów:
Kierujemy się w kierunku Zittau szlakiem rowerowym prowadzącym wzdłuż całej granicy. Po drodze przejeżdżamy przez Klasztor:
Tak mniej więcej wyglądała ta ścieżka rowerowa:
To właśnie na niej ,,wykorzystujemy" flagę Mateusza, gdyż zatrzymują nas sakwiarze z Polski, a co się okazuję po chwili rozmowy też są z Poznania. Po chwili rozmowy jedziemy dalej miedzy innymi przez typowe niemieckie miasteczka:
Po przejechaniu Niemiec docieramy znowu do Polski i udajemy się na trójstyk granic:
Zdjęcie jest robione z Czech za mną są Niemcy a po mojej lewej znajduję się Polska. Następnie jedziemy jeszcze do Polskiego sklepu po ostanie zakupy. Tak to było pod sklepem:
Oczywiście żeby łatwo nie było sklep znajdował się na niezłym wzniesieniu. Zjeżdżając z tej górki łapię kolejnego laczka.
W Czechach zaliczamy z 2 większe podjazdy i powoli szukamy miejsca noclegowego. Udało się w sumie znaleźć bez większych problemów:
Szcz zajął się gotowaniem a ja naprawą tzn łataniem opony. Po najedzeniu się rozbijamy namiot i idziemy spać...
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Jedzie się bardzo dobrze z rana jeszcze słońce tak nie grzeje. Zaczynają już się większe podjazdy nie to co w Wielkopolsce ;p Podczas przerwy 2 śniadaniowej przychodzi do nas bardzo sympatyczny pan i umila nam przerwę rozmową. Dodatkowo tłumaczy nam drogę jak dojechać do niemieckiej granicy. Wykorzystując tą informację szybko dojeżdżamy do naszych zachodnich sąsiadów:
Kierujemy się w kierunku Zittau szlakiem rowerowym prowadzącym wzdłuż całej granicy. Po drodze przejeżdżamy przez Klasztor:
Tak mniej więcej wyglądała ta ścieżka rowerowa:
To właśnie na niej ,,wykorzystujemy" flagę Mateusza, gdyż zatrzymują nas sakwiarze z Polski, a co się okazuję po chwili rozmowy też są z Poznania. Po chwili rozmowy jedziemy dalej miedzy innymi przez typowe niemieckie miasteczka:
Po przejechaniu Niemiec docieramy znowu do Polski i udajemy się na trójstyk granic:
Zdjęcie jest robione z Czech za mną są Niemcy a po mojej lewej znajduję się Polska. Następnie jedziemy jeszcze do Polskiego sklepu po ostanie zakupy. Tak to było pod sklepem:
Oczywiście żeby łatwo nie było sklep znajdował się na niezłym wzniesieniu. Zjeżdżając z tej górki łapię kolejnego laczka.
W Czechach zaliczamy z 2 większe podjazdy i powoli szukamy miejsca noclegowego. Udało się w sumie znaleźć bez większych problemów:
Szcz zajął się gotowaniem a ja naprawą tzn łataniem opony. Po najedzeniu się rozbijamy namiot i idziemy spać...
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Europa południowa dzień 2/17
Wtorek, 28 czerwca 2011 | dodano:16.07.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa
Km: | 120.57 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:36 | km/h: | 21.53 |
Pr. maks.: | 47.56 | Temperatura: | 28.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 397m | Rower: | Kellys Magic |
Po wczorajszej rozmowie do północy przy czeskim piwku dzisiaj budzimy się koło 8 zwijamy namiot, montujemy sakwy na rowery i koło 9.30 ruszamy w trasę. Najpierw ruszamy DK 32 do Głogowa po drodze mijając województwo:
W Głogowie przejeżdżamy Odrę:
Jedziemy do sklepu rowerowego, gdzie kupujemy dętki oraz ja dopompowuje koło. Dalej na zakupy do Lidla i ruszamy dalej w kierunku Przemkowa. Elektrownia na Głogowem:
Za Przemkowem gdzie zrobiliśmy zakupy w biedronce jedziemy jeszcze kawałek DK 32 aby odbić na woj 297, która była jeszcze bardziej ruchliwa. Nią docieramy do Bolesławca. Zakupy już na wieczór tym razem w Kauflandzie. Bolesławiec słynie z ceramiki, nie ma się co dziwić, że co rondo stało takie coś:
Za Bolesławcem widać już pierwsze większe górki:
My natomiast rozbijamy namiot pod lasem:
Dzień bardzo pozytywny.
<---Dzień poprzedni/Dzień następny --->
W Głogowie przejeżdżamy Odrę:
Jedziemy do sklepu rowerowego, gdzie kupujemy dętki oraz ja dopompowuje koło. Dalej na zakupy do Lidla i ruszamy dalej w kierunku Przemkowa. Elektrownia na Głogowem:
Za Przemkowem gdzie zrobiliśmy zakupy w biedronce jedziemy jeszcze kawałek DK 32 aby odbić na woj 297, która była jeszcze bardziej ruchliwa. Nią docieramy do Bolesławca. Zakupy już na wieczór tym razem w Kauflandzie. Bolesławiec słynie z ceramiki, nie ma się co dziwić, że co rondo stało takie coś:
Za Bolesławcem widać już pierwsze większe górki:
My natomiast rozbijamy namiot pod lasem:
Dzień bardzo pozytywny.
<---Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Majówka - redkord sezonu :)
Sobota, 30 kwietnia 2011 | dodano:02.05.2011Kategoria 100-200km
Km: | 154.93 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:18 | km/h: | 24.59 |
Pr. maks.: | 51.30 | Temperatura: | 25.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Wycieczka można powiedzieć planowana w zeszłym roku. Dla mnie i Mateusza to już 3 wyjazd z rzędu do Wolsztyna. Można rzec, że to już taka mała tradycja :)
Teraz z 2 słowa o wycieczce.
Wyjazd zaplanowany na 8 rano. Wyjechaliśmy parę min po, w składzie:
-Mateusz (Szczesiu)
-Mateusz (młody -brachol)
-Mateusz (Wachu)
-Mateusz (Jarzyna)
-Maciej
-Grzegorz
-Ja
Ledwo wyjechałem z chaty i już problem z licznikiem. Zatrzymałem się próbowałem coś naprawić, ale nic nie wychodziło. Więc jadę bez licznika :( (Dane w całości spisane od brachola :)) Na przodzie jechał cały czas Jarzynowy, jako jedyny na szosie. Prędkości były całkiem duże, 35-40km/h, ale jechało się wyjątkowo łatwo. Wjechaliśmy na DK 5, gdzie ruch niesamowity. Jednak udało nam się bez problemów dojechać do DK 32, tam ruch już trochę mniejszy, a my jedziemy kolumną :) po około 8km jazdy zjeżdżamy na wieś Modrze. Jarzynowy mówi, że zawraca już tam. No to krótka przerwa na wspólną fote:
Dalej znaną mi trasą przez Modrze do Maksymilianowa, gdzie robimy normalną przerwę śniadaniową i na siku ;p
Dalej przez Kamieniec i w Wielichowie też w sumie z tradycji w parku krótka przerwa. 3 młodych i stary weteran:
Po przerwie ciśniemy, aż do samego Wolsztyna, gdzie robimy tradycyjnie fotkę:
oraz foto zbiorowe:
Dalej jedziemy koło Parowozowni, później spotkać się z Piotrem( przyjechał swoim maluchem na zlot ), dalej na rynek oraz z powrotem na paradę parowozów. Zdjęcia z parady będzie miał Szczesiu, jak mi parę da to wrzucę :P
Po paradzie na obiadek i poszukać owego zlotu. Po krążeniu docieramy na zlot. Szcz robi fotki i nadchodzi czas powrotu do domu. Tak jak były podejrzenia rano jedziemy pod wiatr i to całkiem mocny. Na początku nie jest źle, ale z biegiem czasu jest coraz gorzej. Po za tym max dystans dzienny mój w tym roku to ok 80km, a w całym roku przejechałem około 10 razy mnie niż w zeszłym. No nic ale wracać trzeba. Jedziemy tą samą trasą robiąc łącznie 5 przerw... Po niezłej męczarni co najmniej dla mnie docieramy do Stęszewa. Tam Wachu postanawia zadzwonić po rodziców bo nie daje już rady. My jedziemy dalej przez Konarzewo i Chomęcice do Głuchowa. Gdzie się rozstajemy z SZCZ Maciejem i Grzesiem. W domku coś zjadłem umyłem się i pojechałem na ognisko do Kuzyna ( już samochodem) Nie dałem rady wytrzymać dłużej przy ognisku niż do 1.20 ;p
Podsumowując:
Wycieczka udana.
Pogoda dopisała. (w pewnym momencie było 32 stopnie:)w słońcu oczywiście:p)
Ekipa jak zwykle wspaniała. (może się uda za rok zebrać ponad 10 osób jak ktoś chętny niech pisze:)
Można nazwać tradycją ten nasz wyjazd:
- z zeszłego roku --> Link
- dwa lata wcześniej --> Link.
Pobiłem rekord sezonu.
Dzięki panowie za wyjazd :)
Teraz z 2 słowa o wycieczce.
Wyjazd zaplanowany na 8 rano. Wyjechaliśmy parę min po, w składzie:
-Mateusz (Szczesiu)
-Mateusz (młody -brachol)
-Mateusz (Wachu)
-Mateusz (Jarzyna)
-Maciej
-Grzegorz
-Ja
Ledwo wyjechałem z chaty i już problem z licznikiem. Zatrzymałem się próbowałem coś naprawić, ale nic nie wychodziło. Więc jadę bez licznika :( (Dane w całości spisane od brachola :)) Na przodzie jechał cały czas Jarzynowy, jako jedyny na szosie. Prędkości były całkiem duże, 35-40km/h, ale jechało się wyjątkowo łatwo. Wjechaliśmy na DK 5, gdzie ruch niesamowity. Jednak udało nam się bez problemów dojechać do DK 32, tam ruch już trochę mniejszy, a my jedziemy kolumną :) po około 8km jazdy zjeżdżamy na wieś Modrze. Jarzynowy mówi, że zawraca już tam. No to krótka przerwa na wspólną fote:
Dalej znaną mi trasą przez Modrze do Maksymilianowa, gdzie robimy normalną przerwę śniadaniową i na siku ;p
Dalej przez Kamieniec i w Wielichowie też w sumie z tradycji w parku krótka przerwa. 3 młodych i stary weteran:
Po przerwie ciśniemy, aż do samego Wolsztyna, gdzie robimy tradycyjnie fotkę:
oraz foto zbiorowe:
Dalej jedziemy koło Parowozowni, później spotkać się z Piotrem( przyjechał swoim maluchem na zlot ), dalej na rynek oraz z powrotem na paradę parowozów. Zdjęcia z parady będzie miał Szczesiu, jak mi parę da to wrzucę :P
Po paradzie na obiadek i poszukać owego zlotu. Po krążeniu docieramy na zlot. Szcz robi fotki i nadchodzi czas powrotu do domu. Tak jak były podejrzenia rano jedziemy pod wiatr i to całkiem mocny. Na początku nie jest źle, ale z biegiem czasu jest coraz gorzej. Po za tym max dystans dzienny mój w tym roku to ok 80km, a w całym roku przejechałem około 10 razy mnie niż w zeszłym. No nic ale wracać trzeba. Jedziemy tą samą trasą robiąc łącznie 5 przerw... Po niezłej męczarni co najmniej dla mnie docieramy do Stęszewa. Tam Wachu postanawia zadzwonić po rodziców bo nie daje już rady. My jedziemy dalej przez Konarzewo i Chomęcice do Głuchowa. Gdzie się rozstajemy z SZCZ Maciejem i Grzesiem. W domku coś zjadłem umyłem się i pojechałem na ognisko do Kuzyna ( już samochodem) Nie dałem rady wytrzymać dłużej przy ognisku niż do 1.20 ;p
Podsumowując:
Wycieczka udana.
Pogoda dopisała. (w pewnym momencie było 32 stopnie:)w słońcu oczywiście:p)
Ekipa jak zwykle wspaniała. (może się uda za rok zebrać ponad 10 osób jak ktoś chętny niech pisze:)
Można nazwać tradycją ten nasz wyjazd:
- z zeszłego roku --> Link
- dwa lata wcześniej --> Link.
Pobiłem rekord sezonu.
Dzięki panowie za wyjazd :)