Wpisy archiwalne w kategorii
50-100km
Dystans całkowity: | 7053.26 km (w terenie 827.40 km; 11.73%) |
Czas w ruchu: | 335:27 |
Średnia prędkość: | 20.46 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.66 km/h |
Suma podjazdów: | 9077 m |
Maks. tętno maksymalne: | 183 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 152 (74 %) |
Liczba aktywności: | 101 |
Średnio na aktywność: | 69.83 km i 3h 25m |
Więcej statystyk |
Finlandia 2012 dzień 11
Czwartek, 9 sierpnia 2012 | dodano:30.09.2012Kategoria 50-100km, Za granicą, Finlandia 2012, Ze zdjęciami
Km: | 95.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:26 | km/h: | 17.63 |
Pr. maks.: | 24.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 53m | Rower: | Kellys Magic |
Pierwszy dzień w pełni spędzony w Estonii. Początkowo w planach mieliśmy się dłużej wyspać, jednak nie udało się. Wstajemy o 8.30. Przy składaniu namiotu jakiś pan przyszedł oglądać co robimy po czym udał się do samochodu i długo nie odjeżdżał. Prawdopodobnie gdzieś dzwonił, może to tylko nasze wyobrażenie, ale tak czy siak zwiększyliśmy szybkość zwijania naszego namiotu. Po chwili już nas nie było. Jedziemy w dalszym ciągu EuroVelo po chwili wjeżdżamy na krajówką, jedziemy nią do Parnu. Początkowo jest cały czas z górki, ogólnie dzisiaj było, albo płasko albo z górki co widać po przewyższeniach. Parę kilometrów przed chcemy sobie zrobić przerwę, najlepiej na plaży niestety nasza plaża wyglądała tak:
Może na zdjęciu tego nie widać, ale w tle jest Bałtyk.
Odpoczęliśmy sobie na trawce, w miedzy czasie ugryzła mnie mrówka pod okiem. Ból niesamowity, ale trzeba jechać dalej. Przez same Parnu jedziemy EV, bardzo ładne miasteczko nawet zwykła plaże mają:
Wyjeżdżając z owego miasta trochę pokropiło dzisiaj pogoda była cały czas w kratkę. Jak zakładałem kurtkę wychodziło słońce jak już ją zdjąłem zaczęło kropić. Z tego jednak na kilku kroplach by się nie skończyło:
Uciekamy wzdłuż Bałtyku. Droga gruntowa, kamienista utrudnia nam ucieczkę. Po jakimś czasie widzimy iż udało nam się uciec robimy przerwę na przystanku. Wymieniamy również tam karty pamięci w aparatach:
Trasa którą jedziemy jest wyśmienita pojawił się już asfalt cały czas widzimy morze ruchu samochodów praktycznie nie ma. Czego chcieć więcej??
Widoków naprawdę można pozazdrościć tym mieszkańcom:
Tutaj było idealne miejsce na nocleg, jednak nie mieliśmy wystarczającej liczy prowiantu i musieliśmy szukać jakiegoś sklepu. Było trzeba szybko szukać sklepu bo szedł już wieczór:
Po pierwszych zakupach na Estonii szukamy miejsca do spania. Był z tym problem, nie chcieliśmy znowu się rozbić w jakimś parku. Tak więc początkowo jemy zaraz przy drodze i spać idziemy zaraz obok:
Pierwszy dzień w Estonii wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie!
<---Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Może na zdjęciu tego nie widać, ale w tle jest Bałtyk.
Odpoczęliśmy sobie na trawce, w miedzy czasie ugryzła mnie mrówka pod okiem. Ból niesamowity, ale trzeba jechać dalej. Przez same Parnu jedziemy EV, bardzo ładne miasteczko nawet zwykła plaże mają:
Wyjeżdżając z owego miasta trochę pokropiło dzisiaj pogoda była cały czas w kratkę. Jak zakładałem kurtkę wychodziło słońce jak już ją zdjąłem zaczęło kropić. Z tego jednak na kilku kroplach by się nie skończyło:
Uciekamy wzdłuż Bałtyku. Droga gruntowa, kamienista utrudnia nam ucieczkę. Po jakimś czasie widzimy iż udało nam się uciec robimy przerwę na przystanku. Wymieniamy również tam karty pamięci w aparatach:
Trasa którą jedziemy jest wyśmienita pojawił się już asfalt cały czas widzimy morze ruchu samochodów praktycznie nie ma. Czego chcieć więcej??
Widoków naprawdę można pozazdrościć tym mieszkańcom:
Tutaj było idealne miejsce na nocleg, jednak nie mieliśmy wystarczającej liczy prowiantu i musieliśmy szukać jakiegoś sklepu. Było trzeba szybko szukać sklepu bo szedł już wieczór:
Po pierwszych zakupach na Estonii szukamy miejsca do spania. Był z tym problem, nie chcieliśmy znowu się rozbić w jakimś parku. Tak więc początkowo jemy zaraz przy drodze i spać idziemy zaraz obok:
Pierwszy dzień w Estonii wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie!
<---Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 9
Wtorek, 7 sierpnia 2012 | dodano:25.09.2012Kategoria 50-100km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 87.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:59 | km/h: | 17.62 |
Pr. maks.: | 39.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 141m | Rower: | Kellys Magic |
Po cało nocnych opadach deszczu budzimy się rano koło 7. Niebo całe zachmurzone, ale nie pada. Jest dobrze. Śniadanko na spokojnie w namiocie. Niestety od 7,30 zaczęło padać, początkowo myśleliśmy, że zaraz przejdzie, jednak padało i padało. Czekaliśmy chyba do godziny 10 może trochę przed po czym w deszczu zaczęliśmy zwijać namiot. Jechaliśmy jakieś 3-4h w deszczu nie było to miłe przeżycie. Sakwy nie przemakalne to jest jednak fajna sprawa. Przerwę na drugie śniadanie zrobiliśmy sobie zaraz na początku Jurmali na przystanku autobusowym, tzn. bardziej zajezdni. Było zimno, więc nie chciało nam się podczas drogi aparatu wyciągać... Z tą całkiem ładną miejscowością wjeżdżamy na A10. Trzypasmowa droga prowadząca do samej Rygi. Zakazu dla rowerów nie było, więc jedziemy obok najnowszych ruskich mercedesów starych ład i innych pędzących grubo ponad 100km/h samochodów:
Jechało się całkiem dobrze pobocze na szerokość półtora roweru była wystarczająca. Wjeżdżając do Rygi jest piękny murowany napis. Nie da się przeoczyć:
Sam wjazd do centrum zrobił na nas duże wrażenie. Wielkie wieżowce wielkie statki wielki most wielka rzeka wszytko było jakieś takie wielkie. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Rygę zwiedzamy w przyspieszonym tempie szukając czegokolwiek z rodzaju maca aby podładować cała naszą elektrykę. W miedzy czasie mijamy znany nam budynek, przynajmniej znajomo wyglądał:
Słynny mac był obładowany ludnością, więc szukamy czegoś innego. Po drugiej stronie była jakaś kebabownia, zajeżdżamy pierwsze co widzimy to 3gniazdka obok siebie. Tak tu zrobimy przerwę! Zamówiliśmy najtańszego kebaba wyszło jakieś ponad 8zł albo i więcej, a wyglądał jak pomniejszony hamburger. Siedząc w knajpce udało nam się przeczekać ulewę, zaraz po niej wyszło słońce:
Wyjazd z Rygi poszedł nam całkiem sprawnie, może to dlatego, że mieliśmy wyjechać na słynną Via Baltica. Znaków było dużo nie było opcji o zabłądzeniu. Tutaj przez dłuższy okres mieliśmy drogę rowerową:
Później było pobocze szerokie z asfaltem równym jak stół. Tak jedziemy kilkanaście kilometrów. Po czym znajdujemy całkiem przyjemne miejsce do spania. Stosunkowo blisko głównej drogi, ale hałasu nie było. Podczas przygotowania kolacji i rozbijania mokrego namiotu (całe szczęście, że wieczorem wyszło słońce- zdążył solidnie przeschnąć) udało mi się zrobić zdjęcie takiemu stworowi. Był naprawdę duży:
Spać kładziemy się koło 21. Gdyby nie ten deszcz dzień bardzo pozytywny, tak to tylko pozytywny :p
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Jechało się całkiem dobrze pobocze na szerokość półtora roweru była wystarczająca. Wjeżdżając do Rygi jest piękny murowany napis. Nie da się przeoczyć:
Sam wjazd do centrum zrobił na nas duże wrażenie. Wielkie wieżowce wielkie statki wielki most wielka rzeka wszytko było jakieś takie wielkie. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Rygę zwiedzamy w przyspieszonym tempie szukając czegokolwiek z rodzaju maca aby podładować cała naszą elektrykę. W miedzy czasie mijamy znany nam budynek, przynajmniej znajomo wyglądał:
Słynny mac był obładowany ludnością, więc szukamy czegoś innego. Po drugiej stronie była jakaś kebabownia, zajeżdżamy pierwsze co widzimy to 3gniazdka obok siebie. Tak tu zrobimy przerwę! Zamówiliśmy najtańszego kebaba wyszło jakieś ponad 8zł albo i więcej, a wyglądał jak pomniejszony hamburger. Siedząc w knajpce udało nam się przeczekać ulewę, zaraz po niej wyszło słońce:
Wyjazd z Rygi poszedł nam całkiem sprawnie, może to dlatego, że mieliśmy wyjechać na słynną Via Baltica. Znaków było dużo nie było opcji o zabłądzeniu. Tutaj przez dłuższy okres mieliśmy drogę rowerową:
Później było pobocze szerokie z asfaltem równym jak stół. Tak jedziemy kilkanaście kilometrów. Po czym znajdujemy całkiem przyjemne miejsce do spania. Stosunkowo blisko głównej drogi, ale hałasu nie było. Podczas przygotowania kolacji i rozbijania mokrego namiotu (całe szczęście, że wieczorem wyszło słońce- zdążył solidnie przeschnąć) udało mi się zrobić zdjęcie takiemu stworowi. Był naprawdę duży:
Spać kładziemy się koło 21. Gdyby nie ten deszcz dzień bardzo pozytywny, tak to tylko pozytywny :p
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 5
Piątek, 3 sierpnia 2012 | dodano:01.09.2012Kategoria 50-100km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 81.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:34 | km/h: | 17.82 |
Pr. maks.: | 52.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 415m | Rower: | Kellys Magic |
Nadszedł dzień 5, dzień który miał być przeznaczony typowo na zwiedzanie. Tak też było, ale od początku. Budzimy się parę min przed 8. Z racji tego że rozbiliśmy się na parkingu leśnym z rana mieliśmy dużo widzów, którzy podziwiali jak na sprawnie idzie składanie namiotu. Po zakończonym seansie jemy śniadanko i ruszamy w kierunku Wilna. Niespełna po paru km widzimy pierwszą tablice Wilno, a po jakiś 2km wielki betonowy napis Wilno:
Szybka fotka i wjeżdżamy do miasta. Droga którą jechaliśmy łączyła się jeszcze z dwoma innym głównymi samochodów było pełno. Po chwili widzimy tablice centrum. Kierujemy się cały czas drogą do centrum. W końcu znaki się kończą, a my widzimy no chyba centrum:
Znaleźliśmy tam sklep i ruszamy na tą piękno trawkę na 2 śniadanie. Po najedzeniu się i wygranej walce z osami ruszamy dalej szukać innym ładnych obiektów, którymi można nacieszyć wzrok. Po chwili jazdy pod solidną górkę ukazuję nam się cerkiew:
Jedziemy dalej tym tropem i wjeżdżamy prawdopodobnie na stare miasto. To zdjęcie przedstawia ratusz w Wilnie:
Robimy sobie krótką przerwę pod jednym z kościołów. W miedzy czasie spotykamy dwie polki zatrzymują się na chwilę rozmowy. Po zdradzeniu naszych planów z dużymi oczami odchodzą :P Krążymy robimy fotki i trafiamy na katedrę:
Potężny obiekt! Po zwiedzeniu Wilna próbujemy się z niego wydostać. Podczas naszych głośnych ustaleń z mapą w ręku podchodzi do nas młody chłopak i łamaną polszczyzną próbuję nam wytłumaczyć drogę. Odchodząc zauważamy na jego plecach plecak z napisem ,,Powiat Poznański" Całkiem sprawnie nam wyszło wyjechanie z Wilna. Po drodze robimy jeszcze zakupy w jednym z marketów. Upał doskwierał, było grupo ponad 30 stopni. Sam wyjazd z stolicy Litwy całkiem przyjazny dla rowerzystów. Cały czas szeroka asfaltowa droga rowerowa. Gdy natomiast droga się skończyła my i tak zjeżdżaliśmy na jedną z bocznych dróg. Jedziemy jeszcze parę km i znajdujemy miejsce na nocleg. Kolację robimy zaraz przy drodze:
Namiot rozbijamy za krzakami:
Po zabiegu chirurgicznym o nazwie ,,wyciągi mi szybko tego ch*ja" (czytaj kleszcz) kładziemy się spać. W nocy nasz spokojny sen uniemożliwia potężna burza i ulewa. Jednak namiot wytrzymał nic nie było mokre! :)
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Szybka fotka i wjeżdżamy do miasta. Droga którą jechaliśmy łączyła się jeszcze z dwoma innym głównymi samochodów było pełno. Po chwili widzimy tablice centrum. Kierujemy się cały czas drogą do centrum. W końcu znaki się kończą, a my widzimy no chyba centrum:
Znaleźliśmy tam sklep i ruszamy na tą piękno trawkę na 2 śniadanie. Po najedzeniu się i wygranej walce z osami ruszamy dalej szukać innym ładnych obiektów, którymi można nacieszyć wzrok. Po chwili jazdy pod solidną górkę ukazuję nam się cerkiew:
Jedziemy dalej tym tropem i wjeżdżamy prawdopodobnie na stare miasto. To zdjęcie przedstawia ratusz w Wilnie:
Robimy sobie krótką przerwę pod jednym z kościołów. W miedzy czasie spotykamy dwie polki zatrzymują się na chwilę rozmowy. Po zdradzeniu naszych planów z dużymi oczami odchodzą :P Krążymy robimy fotki i trafiamy na katedrę:
Potężny obiekt! Po zwiedzeniu Wilna próbujemy się z niego wydostać. Podczas naszych głośnych ustaleń z mapą w ręku podchodzi do nas młody chłopak i łamaną polszczyzną próbuję nam wytłumaczyć drogę. Odchodząc zauważamy na jego plecach plecak z napisem ,,Powiat Poznański" Całkiem sprawnie nam wyszło wyjechanie z Wilna. Po drodze robimy jeszcze zakupy w jednym z marketów. Upał doskwierał, było grupo ponad 30 stopni. Sam wyjazd z stolicy Litwy całkiem przyjazny dla rowerzystów. Cały czas szeroka asfaltowa droga rowerowa. Gdy natomiast droga się skończyła my i tak zjeżdżaliśmy na jedną z bocznych dróg. Jedziemy jeszcze parę km i znajdujemy miejsce na nocleg. Kolację robimy zaraz przy drodze:
Namiot rozbijamy za krzakami:
Po zabiegu chirurgicznym o nazwie ,,wyciągi mi szybko tego ch*ja" (czytaj kleszcz) kładziemy się spać. W nocy nasz spokojny sen uniemożliwia potężna burza i ulewa. Jednak namiot wytrzymał nic nie było mokre! :)
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Dzień Dziecka- dzień 1 :)
Czwartek, 31 maja 2012 | dodano:04.06.2012Kategoria Ze zdjęciami, 50-100km
Km: | 79.90 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 04:31 | km/h: | 17.69 |
Pr. maks.: | 43.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Pierwszy wyjazd z sakwami w tym roku. Może dystans nie powala, może ilość dni i czas spędzony nie jest jakiś wielki. Jednak ważne jest fakt, iż udało mi się wyjechać na taki wyjazd z Martą. Sam pomysł narodził się w niedziele jak byliśmy u mojej babci w Budziszewicach. Do głowy przyszedł mi pomysł odwiedzenie kuzynostwa rowerami. Zaproponowałem Marcie taki wyjazd. Początkowo nie była chętna z racji na odległość jaką musieliśmy pokonać, ale w końcu dała się namówić.
W sam dzień wyjazdu jestem u Marty parę minut po 11. Wrzucamy jej rzeczy do sakwy i ruszamy. Początkowo chodnikami przedzieramy przez Poznań. W miedzy czasie Marta wychodzi z propozycją, że robimy przerwy co 10km. Zaskoczyła mnie trochę nie powiem. Jej dotychczasowy rekord to było ok 35 km. Podczas tego wyjazdu miała ponad godzinną przerwę u koleżanki. Tak więc jak było umówione po 10 km stajemy pod skelepem za przejazdem kolejowym.
W sklepie kupujemy po lodzie i drożdżowce. Po niecałych około 10 minutach jedziemy dalej. Dwa podjazdy jakie na tej trasie występują Marta pokonuje bez zatrzymania się. Jedziemy dobrze mi znaną trasą przez Biedrusko. W miedzy czasie Marta bije swój rekord prędkość na jednej z górek. Ruch na tym odcinku też był całkiem spory. Po ponad 20 km robimy drugą przerwę w sklepie w Biedrusku. Tam zakupujemy wodę i całkiem szybko ruszamy w dalszą trasę. Przecinamy Wartę w Promnicach. Przejeżdżamy przez nieczynną obwodnicę Murowanej Gośliny i zatrzymujemy się w biedronce. Tam robię zakupy. Tym razem więcej jedzenia, niż picia w miedzy czasie przychodzi koleżanka Marty. Chwila rozmowy konsumpcji zakupionych pyszności biedronkowych i czas w dalszą drogę. Za Murowaną jest bardzo ładna ścieżka rowerowa którą docieramy do rozwidlenia na Rogoźno i Skoki. My jednak lecimy mniej uczęszczaną drogą na Rogoźno. Po kilku km za Długą Gośliną skręcamy na Łoskoń Stary, gdzie się kończy już asfalt. Robimy sobie przerwę:
Ten odcinek dla Marty był najgorszy w sumie jej się nie dziwie. Piach tarka i kamienie to nie jest sprzyjające podłoże do jazdy po tylu kilometrach. Dojeżdżamy do Budziszewic. I na krzyżówce podejmujemy decyzję, że jedziemy po moje kuzynostwo, które właśnie wraca ze szkoły. Idealnie można rzecz czasowo się zgraliśmy. W czwórkę jedziemy już do domu:
Po przybyciu i zjedzeniu czegoś konkretnego poszedłem rozbić namiot w celu sprawdzenia w jakim jest stanie. Ostatni raz był używany podczas wyprawy na Hel z zeszłym roku. Nie jest najgorzej:
Potem poszliśmy na spacer. W miedzy czasie urodził się pomysł, aby pojechać na pizzę. Jednak Marta miała dość roweru na dziś i Patrycji też się nie chciało, więc pojechałem po nią sam z kuzynem. Udało mi się dowieź ją całą i zdrową:
Tak właśnie minął dzień pierwszy. Gratulacje dla Marty, w końcu zrobiła ponad 45km z czasem rzeczywistym około 4h :) Jestem z niej naprawdę dumny. Jeśli nie zniechęci się będą z niej ,,ludzie" no bardziej rowerzyści :P
W sam dzień wyjazdu jestem u Marty parę minut po 11. Wrzucamy jej rzeczy do sakwy i ruszamy. Początkowo chodnikami przedzieramy przez Poznań. W miedzy czasie Marta wychodzi z propozycją, że robimy przerwy co 10km. Zaskoczyła mnie trochę nie powiem. Jej dotychczasowy rekord to było ok 35 km. Podczas tego wyjazdu miała ponad godzinną przerwę u koleżanki. Tak więc jak było umówione po 10 km stajemy pod skelepem za przejazdem kolejowym.
W sklepie kupujemy po lodzie i drożdżowce. Po niecałych około 10 minutach jedziemy dalej. Dwa podjazdy jakie na tej trasie występują Marta pokonuje bez zatrzymania się. Jedziemy dobrze mi znaną trasą przez Biedrusko. W miedzy czasie Marta bije swój rekord prędkość na jednej z górek. Ruch na tym odcinku też był całkiem spory. Po ponad 20 km robimy drugą przerwę w sklepie w Biedrusku. Tam zakupujemy wodę i całkiem szybko ruszamy w dalszą trasę. Przecinamy Wartę w Promnicach. Przejeżdżamy przez nieczynną obwodnicę Murowanej Gośliny i zatrzymujemy się w biedronce. Tam robię zakupy. Tym razem więcej jedzenia, niż picia w miedzy czasie przychodzi koleżanka Marty. Chwila rozmowy konsumpcji zakupionych pyszności biedronkowych i czas w dalszą drogę. Za Murowaną jest bardzo ładna ścieżka rowerowa którą docieramy do rozwidlenia na Rogoźno i Skoki. My jednak lecimy mniej uczęszczaną drogą na Rogoźno. Po kilku km za Długą Gośliną skręcamy na Łoskoń Stary, gdzie się kończy już asfalt. Robimy sobie przerwę:
Ten odcinek dla Marty był najgorszy w sumie jej się nie dziwie. Piach tarka i kamienie to nie jest sprzyjające podłoże do jazdy po tylu kilometrach. Dojeżdżamy do Budziszewic. I na krzyżówce podejmujemy decyzję, że jedziemy po moje kuzynostwo, które właśnie wraca ze szkoły. Idealnie można rzecz czasowo się zgraliśmy. W czwórkę jedziemy już do domu:
Po przybyciu i zjedzeniu czegoś konkretnego poszedłem rozbić namiot w celu sprawdzenia w jakim jest stanie. Ostatni raz był używany podczas wyprawy na Hel z zeszłym roku. Nie jest najgorzej:
Potem poszliśmy na spacer. W miedzy czasie urodził się pomysł, aby pojechać na pizzę. Jednak Marta miała dość roweru na dziś i Patrycji też się nie chciało, więc pojechałem po nią sam z kuzynem. Udało mi się dowieź ją całą i zdrową:
Tak właśnie minął dzień pierwszy. Gratulacje dla Marty, w końcu zrobiła ponad 45km z czasem rzeczywistym około 4h :) Jestem z niej naprawdę dumny. Jeśli nie zniechęci się będą z niej ,,ludzie" no bardziej rowerzyści :P
Buk wita !
Środa, 30 maja 2012 | dodano:30.05.2012Kategoria 50-100km
Km: | 50.90 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:34 | km/h: | 32.49 |
Pr. maks.: | 43.30 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Miałem dzisiaj się wybrać w jakąś dalszą trasę od rańca, ale jakoś mi się nie chciało dopiero koło 13.30 wsiadam na szosę i jadę do Buku. Tam chwilę pogadałem z Dawidem zjadłem troszkę pomidorówki i wypiłem kompotu za co dziękuję i pojechałem do domu.
Szosa ciąg dalszy.
Poniedziałek, 21 maja 2012 | dodano:21.05.2012Kategoria 50-100km
Km: | 57.01 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:51 | km/h: | 30.82 |
Pr. maks.: | 46.10 | Temperatura: | 32.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Na początku powiem, że też chciałem zrobić dzisiaj jakąś setkę jednak nie udało się. Pojechałem do kuzynki naprawić jej dętkę. Zajęło mi to chwilę, a jeszcze z rok temu potrafiłem się przy takim zadaniu męczyć. Chwilę czasu na pogaduchy już mam jechać w trasę, a tu tata dzwoni informując mnie abym odebrał samochód. Nie spodobał mi się ten pomysł. Jednak mus to mus. Jadę na rataję robię kółko wokół Malty i lecę po samochód. Rower na pakę i wio passatem w stroju rowerowym i co lepsze w butach SPD-SL :) Śmiesznie się jechało. Pojechałem po mamę tam musiałem z 40 min czekać. No i wracamy do domu. Oczywiście bez wstąpienia do Piotra i Pawła się nie odbyło. Wróciłem do domu. Zjadłem obiad i wyciągnąłem rower. Miałem przejechane 30km więc zrobiłem sobie taka małą pętle po okolicznych wioskach:Dom-Komorniki-Plewiska-Gołuski-Palędzie-Dopiewiec-Trzcielin-Konarzewo-Chomęcice-Dom.
WPN z ekipą z RINGA
Czwartek, 17 maja 2012 | dodano:17.05.2012Kategoria 50-100km
Km: | 65.60 | Km teren: | 45.00 | Czas: | 03:04 | km/h: | 21.39 |
Pr. maks.: | 60.50 | Temperatura: | 10.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Zgadałem się z Topą przez maila na dzisiejszy wyjazd do WPN-u. Umówiliśmy się o 17.40 koło Green Hotelu. Jadać na miejsce dostałem sms-a, że się trochę spóźnią. Pokręciłem trochę po okolicy i za 15min 18 jestem na miejscu poczekałem chwilę i zaraz przyjechała 4 osobowa ekipa. Nawet się nie zatrzymali od raz ruszyliśmy do WPN. Jako pierwsze wieża widokowa w Szreniawie. Lekki podjazd na rozgrzewkę i zjazd w kierunku żółtego szlaku. Prawię bym tu zaliczył glebę. Jadąc z górki około 40km/h chciałem skręcić, ale nie zauważyłem pisaku. Udało się gleby nie ma :P dalej żółtym szlakiem nad j. Jarosławieckie. Tam single trackiem dookoła. Po drodze parę razy było trzeba przenieś rower przez obalone drzewa. Z Jarosławickiego kierujemy się do czerwonego szlaku, którym objeżdżamy całe j. Góreckie. Wjeżdżamy na szlak PP i zaraz zjeżdżamy na czarny szlak. Burza jaka nie dawno przeszła zrobiła tam niezłe zniszczenia. Przejeżdżamy czarny szlak i kierujemy się na Ludwikowo nowo poznaną drogą prze zemnie, która mi pokazał Przemek. Muszę się tam szybko wybrać. Dalej Ludwikowo zjazd na dół i podjazd pod Osową. Zjazd główną drogą (tam pobiłem rekord dnia :P) i podjazd ul. Spacerową. I jedziemy na tor DH jadę pierwszy z racji, że znam już te trasy. Jadę trasą najbardziej w prawo. Podjeżdżam pod stromy podjazd, a przede mną dosłownie 2-3m stado dzików z małymi. Całe szczęście się wystraszyły jako pierwsze, a nie pomyślały o mnie jako o intruzie i uciekły. Chwilę postaliśmy i dalej na dół. Po chwili jesteśmy już na Nadwarciańskim. Tutaj tempo znacznie wzrosło. Jedziemy tak koło 30km/h a tu nagle zonk przejścia nie ma:
Tylko, że my jechaliśmy od drugiej strony. Przenieśliśmy rowery i dzida dalej. Nawet nie zauważam kiedy dojechaliśmy do Lubonia. Po paru km ja odłączam od reszty grupy i jadę spokojnie kolo 23-25km/h do domu.
Dzięki panowie za wyjazd. Mam nadzieję, że już nie długo coś się powtórzy, a może coś dłuższego.v
Tylko, że my jechaliśmy od drugiej strony. Przenieśliśmy rowery i dzida dalej. Nawet nie zauważam kiedy dojechaliśmy do Lubonia. Po paru km ja odłączam od reszty grupy i jadę spokojnie kolo 23-25km/h do domu.
Dzięki panowie za wyjazd. Mam nadzieję, że już nie długo coś się powtórzy, a może coś dłuższego.v
Po maturalny WPN
Piątek, 4 maja 2012 | dodano:05.05.2012Kategoria 50-100km
Km: | 54.50 | Km teren: | 40.00 | Czas: | 02:44 | km/h: | 19.94 |
Pr. maks.: | 20.00 | Temperatura: | 43.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Po pierwszej tegorocznej maturze miałem ochotę na rower. Początkowo zgadałem się z Tomkiem, ale miałem przyjechać do niego do Kórnika. Tak daleko mi się nie chciało jechać. Namówiłem brata na krótką wycieczkę po WPN. Ruszamy na Rosnówka polną drogą i po porannych deszczach jesteśmy już cali brudni od błota. Do WPN wjeżdżamy przez Szreniawę. Pierwszy raz w życiu stałem na tam przejdzie kolejowym. Postanowiłem strzelić fotkę:
No a po chwili dostrzegłem fotografów koło przejazdów, więc wiedziałem, że nie pojedzie to zwyczajny pociąg. Prawdopodobnie wracał z Wolsztyna:
W samym WPN ruszamy przez wieże widokową, żółty szlak, j. Jarosławieckie, j, Góreckie, czerwony szlak przez wyspę nad j, Kociołek, Ujęcie wody w ludwikowie, stacja PKP Osowa Góra. Tutaj nam się zachciało jechać jakimiś dzikimi ścieżkami. Niestety wszystkie się pokończyły w najmniej odpowiednim momencie i prowadziliśmy rower torami jakieś 400m. Dalej przez Mosinę i Puszczykowo na Nadwarciański szlak, który jest w pełni przejezdny. Spotkaliśmy kilku rowerzystów. Dalej przez Luboń do domu.
No a po chwili dostrzegłem fotografów koło przejazdów, więc wiedziałem, że nie pojedzie to zwyczajny pociąg. Prawdopodobnie wracał z Wolsztyna:
W samym WPN ruszamy przez wieże widokową, żółty szlak, j. Jarosławieckie, j, Góreckie, czerwony szlak przez wyspę nad j, Kociołek, Ujęcie wody w ludwikowie, stacja PKP Osowa Góra. Tutaj nam się zachciało jechać jakimiś dzikimi ścieżkami. Niestety wszystkie się pokończyły w najmniej odpowiednim momencie i prowadziliśmy rower torami jakieś 400m. Dalej przez Mosinę i Puszczykowo na Nadwarciański szlak, który jest w pełni przejezdny. Spotkaliśmy kilku rowerzystów. Dalej przez Luboń do domu.
Rower jako transport.
Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 | dodano:02.05.2012Kategoria 50-100km
Km: | 57.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:40 | km/h: | 15.76 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Rano do Poznania do rowerowego. Załatwiłem znajomemu 100zł rabatu na rower. Później do Marty pouczyć się polskiego. Po wspólnej nauce jedziemy do Koziegłów do Marty, aby mogły się razem pouczyć Wosu. Ja w tym czasie uczyłem się polaka. Z Koziegłów wracamy koło 18 u Marty, kolacyjka i koło 20.30 jadę do domu.
WPN terenowo!
Sobota, 28 kwietnia 2012 | dodano:02.05.2012Kategoria 50-100km
Km: | 50.10 | Km teren: | 40.00 | Czas: | 02:45 | km/h: | 18.22 |
Pr. maks.: | 41.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Miałem jechać z Jarzynowym na szosę, ale wiatr nie wspomagał tego pomysłu. Wybraliśmy teren, a jak teren to WPN. Jarzynowy jest u mnie o 16. ruszamy kilka min po w stronę Chomęcic. Tam się zaczyna teren i tak leśnymi drogami jak i polnymi docieramy do czarnego szlaku. Jedzie się całkiem spoko, chociaż uważam, że w drugą stronę jest o wiele lepiej. Docieramy do trasy Mosina- Stęszew jedziemy kilka km po asfalcie, wjeżdżamy do źródełka, robimy ładną fotkę i ruszamy znów w teren.
Zjeżdżamy na była stacje PKP. Podjeżdżamy pod Osową Górę, zjeżdżamy torem DH i zatrzymujemy się w Mosinie przy Tesco. Robimy małe zakupy i jedziemy z powrotem na Osową Górę. Tam zjedliśmy zakupy:
Ruszyliśmy najróżniejszymi ścieżkami czasem nawet brakiem ścieżek w stronę góreckiego. Przy zachodzie słońca robię foto z moimi nowymi oponkami:
Już bez przerw przez j. Jarosławieckie docieramy do Komornik, gdzie się rozłączamy z Jarzynowym.
Zjeżdżamy na była stacje PKP. Podjeżdżamy pod Osową Górę, zjeżdżamy torem DH i zatrzymujemy się w Mosinie przy Tesco. Robimy małe zakupy i jedziemy z powrotem na Osową Górę. Tam zjedliśmy zakupy:
Ruszyliśmy najróżniejszymi ścieżkami czasem nawet brakiem ścieżek w stronę góreckiego. Przy zachodzie słońca robię foto z moimi nowymi oponkami:
Już bez przerw przez j. Jarosławieckie docieramy do Komornik, gdzie się rozłączamy z Jarzynowym.