Wpisy archiwalne w kategorii
Za granicą
Dystans całkowity: | 6590.18 km (w terenie 25.00 km; 0.38%) |
Czas w ruchu: | 333:18 |
Średnia prędkość: | 19.77 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.90 km/h |
Suma podjazdów: | 15404 m |
Liczba aktywności: | 51 |
Średnio na aktywność: | 129.22 km i 6h 32m |
Więcej statystyk |
Poznań- Szklarska w jedną noc! :)
Sobota, 7 września 2013 | dodano:10.09.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, W górach..., 300-400km
Km: | 332.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 12:58 | km/h: | 25.64 |
Pr. maks.: | 75.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Prawdopodobnie ostatni wyjazd nocny w tym roku. Jechaliśmy już 2 razy na północ czas teraz na południe. Wybraliśmy Szklarską Porębę. Spotykamy się o 17 na stacji Orlen w Mosinie. Przyjechało na miejsce 5 osób i w miedzy czasie Tomek, który jechał nas odprowadzić do Czempinia :) W takim składzie ruszmy w trasę:
Jedzie się przyjemnie temperatura nie za niska, droga bez większych dziur wiatr lekki z boku. Jedziemy dyskutujemy, aż nagle robi się Czempiń. Tam przerwa na ryneczku. Naprawa manetki, browarek i ruszamy dalej na Leszno. W miedzy czasie zaczyna zachodzić słońce:
Przed Lesznem stoimy na przejeździe kolejowym całe szczęście pociąg szybko nadjechał:
Chwilę minut po 20, a tu już prawie ciemno :( smutne to. Prowadzę ekipę do Maca na kolację. Qupony kuponiki i idzie całkiem dobrze zjeść za nie dużo. Przed 21 szybko jedziemy zahaczyć biedronkę na nocne zakupy. Udało się. Wyjeżdżamy z Leszna kierując się na Górę. W miedzy czasie mijamy woj. Nie zatrzymujemy się tym razem na foto. Zdjęcie w nocy w czasie jazdy bywają rozmazane:
Przejeżdżamy Górę i udajemy się w stronę Odry. Całę szczęście zbudowali tam most. Droga którą jedziemy stała się strasznie wąska. Na szczęście ruch jest mały. Przejeżdżamy Rudę Docieramy do Lubina. Szybkość z jaką jechaliśmy była wyższa od planowanej, ilość postojów mniejsza, więc bylibyśmy za wcześnie w górach więc robimy 2h przerwę w Macu. Ruszamy dalej na Legnicę. Mamy pierwszą i całe szczęście ostatnią awarię:
Temperatura spada coraz niżej. Legnicę mijamy obwodnicą. Powoli zaczynają się podjazdy. Pierwszy dłuższy podjazd pokonujemy o ciemku. Słońce wychodzi. Temperatura spadła do 5.5 stopni. Czekamy jakieś 40 min na stacji. Pijemy ciepła herbatkę i ruszamy w ten ,,mróz" dalej. Jednak widoki wszystko rekompensują:
Dojeżdżamy do Jeleniej jest parę min przed 8 rano. Kasa biletowa czynna dopiero od 15 po. Czekamy na ciepłym dworcu. Kupujemy dalej jedziemy podbić Szklarską! W miedzy czasie przerwa w Lidlu. Podjazd podjazd i jeszcze kawałek podjazdu i jesteśmy u celu naszej podróży:
W samym miasteczku przerwa na browarka i dzielimy się na 3 grupy. Przemo i Kuba wracają do Jeleniej. Wojtek i Michał jadą na podjazd do schroniska odrodzenie. Tomasz i ja ruszamy do Czech. Czyli znowu podjazd podjazd i jesteśmy przy granicy:
Później zjazd do Harrachowa. Chwila odpoczynku fota i wracamy:
Od granicy mieliśmy prawię 12 km zjazdu. Potem mimo zjazdów widoczki pierwszorzędne:
Dojazd do Jeleniej Mc i gnamy na pociąg. Pociąg jak zwykle nie przystosowany do przewozu rowerów. Jednak konduktor w porządku więc wsiadamy bez problemu.
Zachód słońca oglądamy z pociągu popijając zimnego browarka:
Dzięki panowie za wyjazd. Może uda się jeszcze w tym roku na coś podobnego wyjechać byle w dzień! :)
Jedzie się przyjemnie temperatura nie za niska, droga bez większych dziur wiatr lekki z boku. Jedziemy dyskutujemy, aż nagle robi się Czempiń. Tam przerwa na ryneczku. Naprawa manetki, browarek i ruszamy dalej na Leszno. W miedzy czasie zaczyna zachodzić słońce:
Przed Lesznem stoimy na przejeździe kolejowym całe szczęście pociąg szybko nadjechał:
Chwilę minut po 20, a tu już prawie ciemno :( smutne to. Prowadzę ekipę do Maca na kolację. Qupony kuponiki i idzie całkiem dobrze zjeść za nie dużo. Przed 21 szybko jedziemy zahaczyć biedronkę na nocne zakupy. Udało się. Wyjeżdżamy z Leszna kierując się na Górę. W miedzy czasie mijamy woj. Nie zatrzymujemy się tym razem na foto. Zdjęcie w nocy w czasie jazdy bywają rozmazane:
Przejeżdżamy Górę i udajemy się w stronę Odry. Całę szczęście zbudowali tam most. Droga którą jedziemy stała się strasznie wąska. Na szczęście ruch jest mały. Przejeżdżamy Rudę Docieramy do Lubina. Szybkość z jaką jechaliśmy była wyższa od planowanej, ilość postojów mniejsza, więc bylibyśmy za wcześnie w górach więc robimy 2h przerwę w Macu. Ruszamy dalej na Legnicę. Mamy pierwszą i całe szczęście ostatnią awarię:
Temperatura spada coraz niżej. Legnicę mijamy obwodnicą. Powoli zaczynają się podjazdy. Pierwszy dłuższy podjazd pokonujemy o ciemku. Słońce wychodzi. Temperatura spadła do 5.5 stopni. Czekamy jakieś 40 min na stacji. Pijemy ciepła herbatkę i ruszamy w ten ,,mróz" dalej. Jednak widoki wszystko rekompensują:
Dojeżdżamy do Jeleniej jest parę min przed 8 rano. Kasa biletowa czynna dopiero od 15 po. Czekamy na ciepłym dworcu. Kupujemy dalej jedziemy podbić Szklarską! W miedzy czasie przerwa w Lidlu. Podjazd podjazd i jeszcze kawałek podjazdu i jesteśmy u celu naszej podróży:
W samym miasteczku przerwa na browarka i dzielimy się na 3 grupy. Przemo i Kuba wracają do Jeleniej. Wojtek i Michał jadą na podjazd do schroniska odrodzenie. Tomasz i ja ruszamy do Czech. Czyli znowu podjazd podjazd i jesteśmy przy granicy:
Później zjazd do Harrachowa. Chwila odpoczynku fota i wracamy:
Od granicy mieliśmy prawię 12 km zjazdu. Potem mimo zjazdów widoczki pierwszorzędne:
Dojazd do Jeleniej Mc i gnamy na pociąg. Pociąg jak zwykle nie przystosowany do przewozu rowerów. Jednak konduktor w porządku więc wsiadamy bez problemu.
Zachód słońca oglądamy z pociągu popijając zimnego browarka:
Dzięki panowie za wyjazd. Może uda się jeszcze w tym roku na coś podobnego wyjechać byle w dzień! :)
Poznań-Paryż 2013 dzień 5
Piątek, 19 lipca 2013 | dodano:27.03.2014Kategoria 100-200km, Poznań-Paryż 2013, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 101.88 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:41 | km/h: | 17.93 |
Pr. maks.: | 32.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 280m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 5.
Niemcy.
Rano budzą nas pociągi które jadą kilkanaście metrów od naszych namiotów. Również słońce nie pozwalało nam spać. Kto sypia w namiocie ten wie, jak promienie słoneczne nagrzewają wnętrze namiotu. Poranna toaleta i krzątanina idzie nam wyjątkowo szybko. Może przez to, że co chwilę ktoś tu przechodzi na spacer z psem. Ruszamy zdobywać dalej Europę. Dzisiejszy cel to Hannover. Słońce nam sprzyja czego nie można powiedzieć o wietrze... Tradycyjnie wieje z zachodu. W pewnej wiosce przy rozstaju dróg robimy przerwę. Należało wciągnąć coś słodkiego i sprawdzić trasę. Rozkładam się z mapą na chodniku i po chwili już mam pomoc:
Po wytłumaczeniu drogi i dowiedzeniu się mniej więcej ile nam zostało do Holandii ruszamy dalej. Niestety nadal wieje z zachodu. Jedziemy sobie raz koło siebie raz w odległości kilkudziesięciu metrów. Raz rozmawiając ze sobą raz milcząc jakbyśmy mieli siebie już dosyć. Jednak cały czas jedziemy do przodu. Jakie pomysły nam wpadały do głowy to jest coś niesamowitego. Polecam każdemu kto wygra w totka przejechać się gdzieś rowerem. Od razu będzie wiedział co z pieniędzmi zrobić. Marzy się fajnie ale nasze nogi i brzuchy przywracają nas do rzeczywistości. Trzeba zrobić przerwę odpocząć i coś zjeść. Duża część przerw spędzam na rozmowie ze swoją ukochaną:
Ciekawie kto wie co jest w słoiku z zieloną nakrętką? Po przerwie ruszamy dalej zdobyć Hannover. Po kilku km jesteśmy na przedmieściach tegoż miasta. Widać to po budowlach (jakaś tam fabryka i zdecydowanie więcej domków jednorodzinnych):
Wjeżdżamy do miasta. Trudno nam się odnaleźć. Nie posiadamy niestety planów miast więc jedziemy na tzw. ,,czuja". Po drodze zdarzył się mały wypadek. Bartek jadąc za mną nie zauważył słupka którego szybko wyminąłem i tak też się w niego w montował. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Trochę rower ucierpiał. Ruszamy dalej w kierunku centrum. Przynajmniej tak nam się wydawało. Dojeżdżamy do centrum. Naprawiamy rower. Ja jadę na lekki ,,lans po Hannoverze'':
Przejeżdżając przez jedną z ulic nieszczęścia ciąg dalszy. Bartek się zagapił. Pewnie na jakąś ładną dziewczynę i nie zdążył się wypiąć i trzask leży przed Operą w środku miasta. Zdjęcia Bartka nie mam bo się szybko pozbierał ale za to jest Opera:
Robimy zakupy w Lidlu tradycyjnie na ostatnią chwilę ciężko nam się jest przyzwyczaić do godzin panujących na zachodzie. Sam wyjazd z miasta poszedł na sprawnie. Miejsce na nocleg też bardzo ładne nam się podobało. Kto ma takie widoki wieczorem z okna?
Wieczorem jeszcze mieliśmy pokaz fajerwerków. Spać kładziemy się koło północy
Niemcy.
Rano budzą nas pociągi które jadą kilkanaście metrów od naszych namiotów. Również słońce nie pozwalało nam spać. Kto sypia w namiocie ten wie, jak promienie słoneczne nagrzewają wnętrze namiotu. Poranna toaleta i krzątanina idzie nam wyjątkowo szybko. Może przez to, że co chwilę ktoś tu przechodzi na spacer z psem. Ruszamy zdobywać dalej Europę. Dzisiejszy cel to Hannover. Słońce nam sprzyja czego nie można powiedzieć o wietrze... Tradycyjnie wieje z zachodu. W pewnej wiosce przy rozstaju dróg robimy przerwę. Należało wciągnąć coś słodkiego i sprawdzić trasę. Rozkładam się z mapą na chodniku i po chwili już mam pomoc:
Po wytłumaczeniu drogi i dowiedzeniu się mniej więcej ile nam zostało do Holandii ruszamy dalej. Niestety nadal wieje z zachodu. Jedziemy sobie raz koło siebie raz w odległości kilkudziesięciu metrów. Raz rozmawiając ze sobą raz milcząc jakbyśmy mieli siebie już dosyć. Jednak cały czas jedziemy do przodu. Jakie pomysły nam wpadały do głowy to jest coś niesamowitego. Polecam każdemu kto wygra w totka przejechać się gdzieś rowerem. Od razu będzie wiedział co z pieniędzmi zrobić. Marzy się fajnie ale nasze nogi i brzuchy przywracają nas do rzeczywistości. Trzeba zrobić przerwę odpocząć i coś zjeść. Duża część przerw spędzam na rozmowie ze swoją ukochaną:
Ciekawie kto wie co jest w słoiku z zieloną nakrętką? Po przerwie ruszamy dalej zdobyć Hannover. Po kilku km jesteśmy na przedmieściach tegoż miasta. Widać to po budowlach (jakaś tam fabryka i zdecydowanie więcej domków jednorodzinnych):
Wjeżdżamy do miasta. Trudno nam się odnaleźć. Nie posiadamy niestety planów miast więc jedziemy na tzw. ,,czuja". Po drodze zdarzył się mały wypadek. Bartek jadąc za mną nie zauważył słupka którego szybko wyminąłem i tak też się w niego w montował. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Trochę rower ucierpiał. Ruszamy dalej w kierunku centrum. Przynajmniej tak nam się wydawało. Dojeżdżamy do centrum. Naprawiamy rower. Ja jadę na lekki ,,lans po Hannoverze'':
Przejeżdżając przez jedną z ulic nieszczęścia ciąg dalszy. Bartek się zagapił. Pewnie na jakąś ładną dziewczynę i nie zdążył się wypiąć i trzask leży przed Operą w środku miasta. Zdjęcia Bartka nie mam bo się szybko pozbierał ale za to jest Opera:
Robimy zakupy w Lidlu tradycyjnie na ostatnią chwilę ciężko nam się jest przyzwyczaić do godzin panujących na zachodzie. Sam wyjazd z miasta poszedł na sprawnie. Miejsce na nocleg też bardzo ładne nam się podobało. Kto ma takie widoki wieczorem z okna?
Wieczorem jeszcze mieliśmy pokaz fajerwerków. Spać kładziemy się koło północy
Poznań-Paryż 2013 dzień 4
Czwartek, 18 lipca 2013 | dodano:11.12.2013Kategoria 100-200km, Poznań-Paryż 2013, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 106.35 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:20 | km/h: | 19.94 |
Pr. maks.: | 33.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 265m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 4.
Niemcy.
Budzimy się wcześnie podobnie jak wczoraj. Pakowanie namiotu idzie nam sprawnie. Pewnie przez dużo ilość komarów. Pierwsze co zrobiliśmy to rowery wystawiliśmy na drogę aby zminimalizować ryzyko przebicia się dętki przez leśne rośliny z kolcami. Tym samym zastawiliśmy przejazd panu (leśniczemu/rolnikowi). Szybko usuwamy rowery bojąc się o konsekwencje złego doboru miejsca na spanie. Jednak pan tylko się do nas uśmiechnął pomachał nam i pojechał dalej :) Oczywiście śniadania nie dało się tutaj zjeść. Było za dużo ,,chętnych" do naszego posiłku. Chociaż wydaję mi się, że te owady polowały na coś innego niż chleb z żółtym serem. Tak więc pierwszy posiłek jemy przy głównej drodze:
Najedzeni zadowoleni ruszamy. Jedzie się przyjemnie. Jak już wcześniej wspominałem drogi niemieckie pierwsza klasa. Temperatura odpowiednia czego chcieć więcej. Jak wiadomo przerwy trzeba robić więc siadamy przy polu, aby się posilić i napoić:
Celem na dzisiaj było przejechanie sporego kawałka drogi znaleźć sklep rowerowy i dojechać do Wolfsburga. W Gardenlagen, naprawdę ładnym miasteczku:
Znajdujemy sklep rowerowy. Bartek naprawia rower ja wykorzystuje czas na zjedzenie jogurcików z musli. Nieodłączny element praktycznie każdej dłuższej przerwy. Ruszamy dalej. Mijamy po drodze kanał na którym można zauważyć pełno barek (chociaż na zdjęciu jest tylko jedna):
Do Wolfsburga docieramy doscyć późno całe szczęście znajdujemy otwarty sklep. W tym też sklepie Bartek spotyka polaków którzy nam pomagają dobrze wyjechać z miasta. Z racji na fabrykę VW zauważamy pełno samochodów tej marki. Tak dobre 70% jeżdżących tam pojazdów miała z przodu znaczek VW. Wyjeżdżając z miasta widać pełno wolno biegających królików. Miejsce do spania może nie pierwszej jakości, ale było:
Tak też zakończył się dzień 4 który był zasadniczo dniem przelotowym. Z racji na błogie nasze lenistwo zrobiliśmy tyle kilometrów, a nie więcej :)
Niemcy.
Budzimy się wcześnie podobnie jak wczoraj. Pakowanie namiotu idzie nam sprawnie. Pewnie przez dużo ilość komarów. Pierwsze co zrobiliśmy to rowery wystawiliśmy na drogę aby zminimalizować ryzyko przebicia się dętki przez leśne rośliny z kolcami. Tym samym zastawiliśmy przejazd panu (leśniczemu/rolnikowi). Szybko usuwamy rowery bojąc się o konsekwencje złego doboru miejsca na spanie. Jednak pan tylko się do nas uśmiechnął pomachał nam i pojechał dalej :) Oczywiście śniadania nie dało się tutaj zjeść. Było za dużo ,,chętnych" do naszego posiłku. Chociaż wydaję mi się, że te owady polowały na coś innego niż chleb z żółtym serem. Tak więc pierwszy posiłek jemy przy głównej drodze:
Najedzeni zadowoleni ruszamy. Jedzie się przyjemnie. Jak już wcześniej wspominałem drogi niemieckie pierwsza klasa. Temperatura odpowiednia czego chcieć więcej. Jak wiadomo przerwy trzeba robić więc siadamy przy polu, aby się posilić i napoić:
Celem na dzisiaj było przejechanie sporego kawałka drogi znaleźć sklep rowerowy i dojechać do Wolfsburga. W Gardenlagen, naprawdę ładnym miasteczku:
Znajdujemy sklep rowerowy. Bartek naprawia rower ja wykorzystuje czas na zjedzenie jogurcików z musli. Nieodłączny element praktycznie każdej dłuższej przerwy. Ruszamy dalej. Mijamy po drodze kanał na którym można zauważyć pełno barek (chociaż na zdjęciu jest tylko jedna):
Do Wolfsburga docieramy doscyć późno całe szczęście znajdujemy otwarty sklep. W tym też sklepie Bartek spotyka polaków którzy nam pomagają dobrze wyjechać z miasta. Z racji na fabrykę VW zauważamy pełno samochodów tej marki. Tak dobre 70% jeżdżących tam pojazdów miała z przodu znaczek VW. Wyjeżdżając z miasta widać pełno wolno biegających królików. Miejsce do spania może nie pierwszej jakości, ale było:
Tak też zakończył się dzień 4 który był zasadniczo dniem przelotowym. Z racji na błogie nasze lenistwo zrobiliśmy tyle kilometrów, a nie więcej :)
Poznań-Paryż 2013 dzień 3
Środa, 17 lipca 2013 | dodano:28.11.2013Kategoria 100-200km, Poznań-Paryż 2013, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 107.47 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:46 | km/h: | 18.64 |
Pr. maks.: | 36.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 294m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 3
Niemcy.
Wstajemy dosyć szybko jak na wyprawowe poranki. Już o 9 jesteśmy gotowi do jazdy. Śniadanie również tam gdzie wczorajsza kolacja czyli na ścieżce. Udało nam się zajechać zaledwie 50m, Bartek informuję mnie o awarii. Pękła mu szprycha i nypel przebił dętkę...
Bartek wymienia dętkę. Miał za krótki wentyl i zaczął zmieniać dętkę na inną. W tym miejscu odbyła się nasza pierwsza wyprawowa sprzeczka. Bartek nie chciał sobie dać pomóc. Ja na siłę nic nie robiłem. Jednak szybko znajdujemy wspólny język i razem naprawiamy awarię. Jedziemy w dalszym ciągu drogą rowerową w miedzy czasie robimy przerwę na zakupy na drugie śniadanie. Mijamy Berlin Ring i kilka km za nim robimy sobie przerwę na 2 posiłek dzisiejszego dnia.
Udaje nam się zahaczyć o ładną wioskę (zabytkową) na środku stał kościółek obok było coś w rodzaju rolnictwa no i oczywiście pałacyk który mi się nie wątpliwie spodobał. Oj ile by było trzeba w nim sprzątać, ale za to jakie imprezy można by zrobić:
Zjeżdżamy z głównej drogi na rzecz mniej ruchliwej. Po kilku set metrach podjeżdża do mnie samochód. Patrzę polskie tablice. Zaczyna pytać po niemiecku o jakąś firmę. Ja jednak odpowiadam po polsku: ,,Panie nie jestem stąd nie pomogę panu" Koleś się trochę zdziwił, chwilkę porozmawialiśmy i ruszyliśmy dalej pięknymi malowniczymi drogami:
Dzień chylił się ku zachodowi. My cały czas drogami rowerowymi podążamy do Tangermünde. Tam też planowaliśmy zrobić zakupy na kolację. Niedawno musiała tu mieć miejsce jakaś powódź. Pola zalane, a jak nie pozalewane to zgniłe od stojącej wody. My czym prędzej jedziemy do miasta. Spieszy nam się, bo jak wiadomo na zachodzie sklepy są czynne do 20. Przed samym miastem widać sprawcę tej że powodzi:
Wjeżdżamy szybko do Lidla byliśmy chyba za 4min 20. Robię szybkie zakupy na wieczór (woda, chleb, ser, izobronik i jakiś jogurt). Zwiedzamy miasteczko, prezentuje się naprawdę ładnie. Takie typowe niemieckie miasto:
Ruszamy szukać miejsca do spania. Trochę musieliśmy przejechać w końcu znajdujemy lasek który na pierwszy rzut oka miał duży potencjał aby nas ugościć. Jedynie mieszkańcy nie byli zadowoleni z naszej wizyty. Cała chmara komarów atakowała nas do ostatniej szpiki wbitej w ziemię. Całe szczęście w namiocie ich nie było...
Dzisiaj na kolacje makaron z sosem. Oprócz awarii to dzień jak najbardziej można zaliczyć do udanych :)
Niemcy.
Wstajemy dosyć szybko jak na wyprawowe poranki. Już o 9 jesteśmy gotowi do jazdy. Śniadanie również tam gdzie wczorajsza kolacja czyli na ścieżce. Udało nam się zajechać zaledwie 50m, Bartek informuję mnie o awarii. Pękła mu szprycha i nypel przebił dętkę...
Bartek wymienia dętkę. Miał za krótki wentyl i zaczął zmieniać dętkę na inną. W tym miejscu odbyła się nasza pierwsza wyprawowa sprzeczka. Bartek nie chciał sobie dać pomóc. Ja na siłę nic nie robiłem. Jednak szybko znajdujemy wspólny język i razem naprawiamy awarię. Jedziemy w dalszym ciągu drogą rowerową w miedzy czasie robimy przerwę na zakupy na drugie śniadanie. Mijamy Berlin Ring i kilka km za nim robimy sobie przerwę na 2 posiłek dzisiejszego dnia.
Udaje nam się zahaczyć o ładną wioskę (zabytkową) na środku stał kościółek obok było coś w rodzaju rolnictwa no i oczywiście pałacyk który mi się nie wątpliwie spodobał. Oj ile by było trzeba w nim sprzątać, ale za to jakie imprezy można by zrobić:
Zjeżdżamy z głównej drogi na rzecz mniej ruchliwej. Po kilku set metrach podjeżdża do mnie samochód. Patrzę polskie tablice. Zaczyna pytać po niemiecku o jakąś firmę. Ja jednak odpowiadam po polsku: ,,Panie nie jestem stąd nie pomogę panu" Koleś się trochę zdziwił, chwilkę porozmawialiśmy i ruszyliśmy dalej pięknymi malowniczymi drogami:
Dzień chylił się ku zachodowi. My cały czas drogami rowerowymi podążamy do Tangermünde. Tam też planowaliśmy zrobić zakupy na kolację. Niedawno musiała tu mieć miejsce jakaś powódź. Pola zalane, a jak nie pozalewane to zgniłe od stojącej wody. My czym prędzej jedziemy do miasta. Spieszy nam się, bo jak wiadomo na zachodzie sklepy są czynne do 20. Przed samym miastem widać sprawcę tej że powodzi:
Wjeżdżamy szybko do Lidla byliśmy chyba za 4min 20. Robię szybkie zakupy na wieczór (woda, chleb, ser, izobronik i jakiś jogurt). Zwiedzamy miasteczko, prezentuje się naprawdę ładnie. Takie typowe niemieckie miasto:
Ruszamy szukać miejsca do spania. Trochę musieliśmy przejechać w końcu znajdujemy lasek który na pierwszy rzut oka miał duży potencjał aby nas ugościć. Jedynie mieszkańcy nie byli zadowoleni z naszej wizyty. Cała chmara komarów atakowała nas do ostatniej szpiki wbitej w ziemię. Całe szczęście w namiocie ich nie było...
Dzisiaj na kolacje makaron z sosem. Oprócz awarii to dzień jak najbardziej można zaliczyć do udanych :)
Poznań-Paryż 2013 dzień 2
Wtorek, 16 lipca 2013 | dodano:26.11.2013Kategoria 100-200km, Poznań-Paryż 2013, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 117.07 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:18 | km/h: | 18.58 |
Pr. maks.: | 37.08 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 437m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 2.
Polska, Niemcy.
Dzisiejszy dzień wita nas słoneczkiem. Wstajemy dosyć wcześnie, bo już o 8 jesteśmy na nogach. Popijając kawkę składamy namiot i szykujemy się do drogi. Jeszcze w Polsce zahaczamy o biedronkę, aby kupić jeszcze trochę zapasów oraz wydać ostatnie złotówki. Po szybkich zakupach udajemy się w stronę granicy niemieckiej. Znaną mi drogą jedziemy w kierunku Munchebergu. Jedzie się świetnie słońce świeci. O drogach niemieckich już nie będę tutaj wspominał. Pokaże tylko zdjęcie:
Tak też mija nam pierwsze 40km dzisiejszego dnia. Na ryneczku robimy sobie przerwę śniadaniową.
Berlin jest już coraz bliżej. Jedziemy świetnie usytuowanymi ścieżkami rowerowymi które prowadzą nas pod sam Berlin. Mijamy Berlin Ring:
Sam wjazd do Berlina idzie całkiem sprawnie chociaż jedziemy pod silny wiatr to eskortuje nas spychacz który jedzie z prędkością idealne jak na nasze warunki. Tak też szybko docieramy do samego Berlina:
Zwiedzamy Berlin (oto kilka fotek):
:)
:)
:)
Wyjeżdżając z Berlina postanowiliśmy zjeść prawdziwego ,,Berlin Doner Kebeb" Trafiliśmy na taką małą knajpę. Usiedliśmy koło starszego małżeństwa cały czas rozmawiając o naszej obecnej przygodzie. Robiło się późno więc ruszamy dalej. Za Berlinem kupiliśmy zakupy na kolacje oraz śniadanie. Osobiście myślałem, że będziemy mieć większy problem ze znalezieniem noclegu. Myliłem się już kilka km za Berlinem rozbijamy namiot przy ścieżce rowerowej. Jemy tylko ciepłą zupkę chińską. Miejscówka była przednia:
Spać jesteśmy gotowi o 21.45. Już widać opaleniznę kolarską :)
To był udany dzień! :)
Polska, Niemcy.
Dzisiejszy dzień wita nas słoneczkiem. Wstajemy dosyć wcześnie, bo już o 8 jesteśmy na nogach. Popijając kawkę składamy namiot i szykujemy się do drogi. Jeszcze w Polsce zahaczamy o biedronkę, aby kupić jeszcze trochę zapasów oraz wydać ostatnie złotówki. Po szybkich zakupach udajemy się w stronę granicy niemieckiej. Znaną mi drogą jedziemy w kierunku Munchebergu. Jedzie się świetnie słońce świeci. O drogach niemieckich już nie będę tutaj wspominał. Pokaże tylko zdjęcie:
Tak też mija nam pierwsze 40km dzisiejszego dnia. Na ryneczku robimy sobie przerwę śniadaniową.
Berlin jest już coraz bliżej. Jedziemy świetnie usytuowanymi ścieżkami rowerowymi które prowadzą nas pod sam Berlin. Mijamy Berlin Ring:
Sam wjazd do Berlina idzie całkiem sprawnie chociaż jedziemy pod silny wiatr to eskortuje nas spychacz który jedzie z prędkością idealne jak na nasze warunki. Tak też szybko docieramy do samego Berlina:
Zwiedzamy Berlin (oto kilka fotek):
:)
:)
:)
Wyjeżdżając z Berlina postanowiliśmy zjeść prawdziwego ,,Berlin Doner Kebeb" Trafiliśmy na taką małą knajpę. Usiedliśmy koło starszego małżeństwa cały czas rozmawiając o naszej obecnej przygodzie. Robiło się późno więc ruszamy dalej. Za Berlinem kupiliśmy zakupy na kolacje oraz śniadanie. Osobiście myślałem, że będziemy mieć większy problem ze znalezieniem noclegu. Myliłem się już kilka km za Berlinem rozbijamy namiot przy ścieżce rowerowej. Jemy tylko ciepłą zupkę chińską. Miejscówka była przednia:
Spać jesteśmy gotowi o 21.45. Już widać opaleniznę kolarską :)
To był udany dzień! :)
Poznań-Paryż 2013 dzień 1
Poniedziałek, 15 lipca 2013 | dodano:26.11.2013Kategoria 200-300km, Za granicą, Ze zdjęciami, Poznań-Paryż 2013
Km: | 200.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:23 | km/h: | 21.34 |
Pr. maks.: | 45.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 549m | Rower: | Kellys Magic |
Dwoma słowami przed wstępu. Niestety nie miałem ostatnim czasem dużo czasu na opisanie tej wyprawy. Co gorsza nie miałem czasu na jeżdżenie rowerem. Jednak nastał ten czas abym mógł w pełni opisać wyprawę roku 2013. No z rowerem może być gorzej bo idzie zima, za to będzie można czytać o naszym wakacyjnym wyjeździe. Ruch na blogu będzie gwarantowany...
Pomysł samej wyprawy urodził się bardzo szybko. Już po zeszłorocznym krótkim wypadzie w góry wiedziałem, że przyszłe wakacje spędzę na rowerze z Bartkiem. Jechałem już do Finlandii oraz na Węgry. Teraz czas przyszedł na zachód. Nie byłem jeszcze ani razu w Holandii czy też Belgi więc postanowiliśmy udać się przez północne Niemcy.
Chcieliśmy rozgłosić naszą wyprawę. Powstała stronka na facebook'u. Patronatem naszą wyprawę objęło radio Afera działające przy Politechnice Poznańskiej oraz bikestats.pl. Udało nam się też zdobyć sponsora! Jest to sklep rowerowy MaxBike. Szczerze mogę polecić ten sklep miła obsługa oraz duże rabaty. Trochę się rozpisałem na wstępie, teraz należałoby by przejść do wyprawy...
DZIEŃ 1
POLSKA, NIEMCY.
Dnia poprzedniego przyjechał do mnie Bartek aby spakować resztę wspólnych rzeczy. Wieczorem zjawili się również moja dziewczyna Marta (którą bardzo kocham!), Ania, Robert, wpadł też sąsiad no i był również brat. Było naprawdę wesoło. Nadszedł ten długo wyczekiwany dzień 15 lipca godzina 7 rano. Wyją budziki, wstajemy, coś jemy i jedziemy. Przyjechał również Mateusz aby nas kawałek odprowadzić:
Pogoda szybko się psuje, trochę wieje. Jest zimno. Dyskutując docieramy do Buku, gdzie nasi towarzyszę jadą do domu. Oczywiście padła propozycja pożegnalnego izbobronika:
Po pożegnaniu się ze znajomymi ruszamy dalej w kierunku Nowego Tomyśla. Na nasze nieszczęście zaczyna padać deszcz. Z pomocą przychodzi nam stacja benzynowa gdzie czekamy kolejne 15 min, aż przestanie padać. Oczywiście zostaliśmy zauważeni przez pracownika stacji i ucięliśmy sobie z nim chwilę pogawędki. Dalsza część trasy prowadzi drogami wojewódzkimi na których występują długie proste:
Takimi drogami kierujemy się do Świebodzina. Po drodze robimy przerwę w przydrożnym sklepie na śniadanie. Chleb z dżememm był bardzo dobrą opcją!
Dojeżdżamy do słynnego Świebodzina. Bartek chciał z bliska zobaczyć pomnik Jezusa. Przy okazji jedziemy do Tesco. Fotka z parkingu Tesco w Świebodzinie
Kontynuacja naszej podróży to już gnania czym prędzej drogą krajową wśród TIRów i pędzących samochodów do granicy niemieckiej. Całe szczęście że było pobocze. Tak też docieramy do Rzepini. Jest po 20. Musimy dojechać jeszcze do Słubic tam mamy zagwarantowany kawałek ogrodu aby móc się rozbić w środku miasta. Dojeżdżamy koło 21. Rozbijamy namiot i jedziemy rzucić okiem na kraj przez który będziemy jechać kolejny tydzień :)
W drodze powrotnej wjeżdżamy do Małpki po wieczorne piwko. W namiocie krótka rozmowa i ze zmęczenia usypiamy dosyć szybko :)
Tak minął pierwszy dzień naszej 19 dniowej wyprawy podczas której chcemy podbić 5 stolic zachodniej Europy :)
Pomysł samej wyprawy urodził się bardzo szybko. Już po zeszłorocznym krótkim wypadzie w góry wiedziałem, że przyszłe wakacje spędzę na rowerze z Bartkiem. Jechałem już do Finlandii oraz na Węgry. Teraz czas przyszedł na zachód. Nie byłem jeszcze ani razu w Holandii czy też Belgi więc postanowiliśmy udać się przez północne Niemcy.
Chcieliśmy rozgłosić naszą wyprawę. Powstała stronka na facebook'u. Patronatem naszą wyprawę objęło radio Afera działające przy Politechnice Poznańskiej oraz bikestats.pl. Udało nam się też zdobyć sponsora! Jest to sklep rowerowy MaxBike. Szczerze mogę polecić ten sklep miła obsługa oraz duże rabaty. Trochę się rozpisałem na wstępie, teraz należałoby by przejść do wyprawy...
DZIEŃ 1
POLSKA, NIEMCY.
Dnia poprzedniego przyjechał do mnie Bartek aby spakować resztę wspólnych rzeczy. Wieczorem zjawili się również moja dziewczyna Marta (którą bardzo kocham!), Ania, Robert, wpadł też sąsiad no i był również brat. Było naprawdę wesoło. Nadszedł ten długo wyczekiwany dzień 15 lipca godzina 7 rano. Wyją budziki, wstajemy, coś jemy i jedziemy. Przyjechał również Mateusz aby nas kawałek odprowadzić:
Pogoda szybko się psuje, trochę wieje. Jest zimno. Dyskutując docieramy do Buku, gdzie nasi towarzyszę jadą do domu. Oczywiście padła propozycja pożegnalnego izbobronika:
Po pożegnaniu się ze znajomymi ruszamy dalej w kierunku Nowego Tomyśla. Na nasze nieszczęście zaczyna padać deszcz. Z pomocą przychodzi nam stacja benzynowa gdzie czekamy kolejne 15 min, aż przestanie padać. Oczywiście zostaliśmy zauważeni przez pracownika stacji i ucięliśmy sobie z nim chwilę pogawędki. Dalsza część trasy prowadzi drogami wojewódzkimi na których występują długie proste:
Takimi drogami kierujemy się do Świebodzina. Po drodze robimy przerwę w przydrożnym sklepie na śniadanie. Chleb z dżememm był bardzo dobrą opcją!
Dojeżdżamy do słynnego Świebodzina. Bartek chciał z bliska zobaczyć pomnik Jezusa. Przy okazji jedziemy do Tesco. Fotka z parkingu Tesco w Świebodzinie
Kontynuacja naszej podróży to już gnania czym prędzej drogą krajową wśród TIRów i pędzących samochodów do granicy niemieckiej. Całe szczęście że było pobocze. Tak też docieramy do Rzepini. Jest po 20. Musimy dojechać jeszcze do Słubic tam mamy zagwarantowany kawałek ogrodu aby móc się rozbić w środku miasta. Dojeżdżamy koło 21. Rozbijamy namiot i jedziemy rzucić okiem na kraj przez który będziemy jechać kolejny tydzień :)
W drodze powrotnej wjeżdżamy do Małpki po wieczorne piwko. W namiocie krótka rozmowa i ze zmęczenia usypiamy dosyć szybko :)
Tak minął pierwszy dzień naszej 19 dniowej wyprawy podczas której chcemy podbić 5 stolic zachodniej Europy :)
W góry! Dzień 4.
Czwartek, 6 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, Góry 2012, 100-200km
Km: | 121.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:38 | km/h: | 21.53 |
Pr. maks.: | 69.40 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Wstajemy rano całkiem wcześnie. Zbieramy namiot, całe szczęście żadne dziki nas nie zaatakowały. Rano ujrzałem tylko sarnę jednak jak mnie zauważyła to od razu uciekała. Ruszamy w kierunku granicy z Czechami. Po drodze przerwa na śniadanie i zakupy w biedronce. Po kilku km mijamy Odrę:
i wjeżdżamy do Czech:
W Czechach początkowo jedziemy kawałek autostradą. Nie było jakieś innej drogi. Po kilku km docieramy do miasteczka o którym nas informowały znaki od dłuższej chwili. Wjeżdżamy do centrum robimy sobie przerwę na jedzonko i strzelamy fotkę pałacyku:
Po przerwie jedziemy dalej w kierunku granicy z Polską. Do samej granicy musieliśmy nieźle podjechać, jednak widoki z góry były naprawdę fajne:
Jedziemy kilka km po czym robimy zakupy w polskim sklepie i udajemy się dalej w kierunku Wisły. Przerwa na ryneczku to był dobry pomysł:
Po obejrzeniu Wisły kierujemy się w stronę największego podjazdu podczas całej naszej wyprawy. Przy okazji mijamy Wisłę:
Tam trafiamy na pewnego pana, który jak się okazuję też rowerowy zapaleniec. Chwila rozmowy i pan nam proponuję w przyszłym roku wyjazd dookoła Europy. Niestety, żadnego kontaktu nie zabraliśmy i pojechaliśmy dalej. Przed nami podjazd, ale zanim zaczął się ten prawdziwy mijamy skocznie w Wiśle:
Dalej to walka z samym sobą, aby podjechać nie zatrzymać się. Pewnie dla ludzi którzy mają więcej do czynienia z górami ten podjazd nie był taki straszny, ale dla takich dwóch laików jak my z WLKP był naprawdę ciężki. Jednak na górze piękny widoczek i zjazd:
Potem mały podjazd i jesteśmy na miejscu. U dwóch kochanych dziewczyn które nas ugościły. Dały jeść, pozwoliły prysznic wziąć, na dodatek miały piwko, żyć nie umierać jeszcze przesympatyczni goście przyszli (pozdrowienia dla Pauliny ;) ) Spać kładziemy się stosunkowo późno. Jednak wykąpani najedzeni i napici. Dzięki wam jeszcze raz! :)
<--- Dzień poprzedni /Dzień następny --->
i wjeżdżamy do Czech:
W Czechach początkowo jedziemy kawałek autostradą. Nie było jakieś innej drogi. Po kilku km docieramy do miasteczka o którym nas informowały znaki od dłuższej chwili. Wjeżdżamy do centrum robimy sobie przerwę na jedzonko i strzelamy fotkę pałacyku:
Po przerwie jedziemy dalej w kierunku granicy z Polską. Do samej granicy musieliśmy nieźle podjechać, jednak widoki z góry były naprawdę fajne:
Jedziemy kilka km po czym robimy zakupy w polskim sklepie i udajemy się dalej w kierunku Wisły. Przerwa na ryneczku to był dobry pomysł:
Po obejrzeniu Wisły kierujemy się w stronę największego podjazdu podczas całej naszej wyprawy. Przy okazji mijamy Wisłę:
Tam trafiamy na pewnego pana, który jak się okazuję też rowerowy zapaleniec. Chwila rozmowy i pan nam proponuję w przyszłym roku wyjazd dookoła Europy. Niestety, żadnego kontaktu nie zabraliśmy i pojechaliśmy dalej. Przed nami podjazd, ale zanim zaczął się ten prawdziwy mijamy skocznie w Wiśle:
Dalej to walka z samym sobą, aby podjechać nie zatrzymać się. Pewnie dla ludzi którzy mają więcej do czynienia z górami ten podjazd nie był taki straszny, ale dla takich dwóch laików jak my z WLKP był naprawdę ciężki. Jednak na górze piękny widoczek i zjazd:
Potem mały podjazd i jesteśmy na miejscu. U dwóch kochanych dziewczyn które nas ugościły. Dały jeść, pozwoliły prysznic wziąć, na dodatek miały piwko, żyć nie umierać jeszcze przesympatyczni goście przyszli (pozdrowienia dla Pauliny ;) ) Spać kładziemy się stosunkowo późno. Jednak wykąpani najedzeni i napici. Dzięki wam jeszcze raz! :)
<--- Dzień poprzedni /Dzień następny --->
W góry! Dzień 3.
Środa, 5 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, W górach..., Góry 2012, 100-200km
Km: | 142.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:42 | km/h: | 21.21 |
Pr. maks.: | 63.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W nocy koło naszego namiotu biegało jakieś duże zwierzę. Prawdopodobnie był to jeleń całe szczęście nie wbiegł w nasz namiot. Wychodząc z namiotu otwiera się przede mną piękny widok, dokładnie panorama Lądka Zdrój:
Po spakowaniu namiotu ruszamy dalej pod górę w stronę Czech. Granica jest na samej górze, także Czechy witają nas dłuuugim zjazdem. Po zjeździe trafiamy do ładnego czeskiego miasteczka. Chwila rozmowy z miejscowym dziadkiem oraz fotka pięknego zameczku:
Wyjazd z miasteczka drogą remontowaną, ale już po chwili wjeżdżamy na asfalt równy jak stół:
Przemierzamy piękne czeskie drogi z pięknymi czeskimi krajobrazami. Co jakiś czas podjazd no i zjazd raz większy raz mniejszy.
Powoli zaczyna nam się kończyć picie i jedzenie. Niestety nie mieliśmy koron, więc trzeba dojechać do Polski. W miedzy czasie musimy pokonać wielki podjazd:
Może zdjęcie tego tak nie pokazuję, ale był naprawdę stromy, a przede wszystkim długi. W miedzy czasie trzeba było zrobić przerwę na browarka. Za to widoki na górze odwdzięczyły się:
Jak wiadomo, bo podjeździe jest zjazd więc ruszamy w dół chyba z 20km jechaliśmy na dół wiadomo, nachylenie później było małe jednak cały czas było z górki. Po chwili wjeżdżamy do Polski kilka km i łapiemy sklep. Zakupy chwila rozmowy z mieszkańcami i dalej w drogę. Oczywiście w Polsce podjazdów nie zabrakło:
Docieramy do większej miejscowości wjeżdżamy do zajazdu. Do jedzenia bierzemy spaghetti. Pani mnie zapewniała, że się najem tą porcją. Wyobraźcie sobie jej minę jak zmówiłem później jeszcze Hamburgera. Chociaż moja mina przy jedzeniu spaghetti też do normalnych nie należała. No co trudno było nabrać to widelcem:
Po kolacji jedziemy po zakupy na wieczór jakieś picie, wafelka. Po kilku km wjeżdżamy do woj. Śląskiego:
Jedziemy jeszcze kawałek. Zaczyna się robić ciemno. Zajeżdżamy na pole szukać noclegu. Widzimy rolnika który nawozi pole. Podjeżdżamy zapytać się czy możemy się rozbić. Po pierwsze pan był zdziwiony, że chcemy spać na polu. Jak już doszła do niego ta myśl powiedział tylko gdzie się nie rozbijać co byśmy rano się obudzili. (chodziło mu o miejsca gdzie pryskał przed chwilą). No i postraszył nas trochę dzikami. Bartek było widać się trochę przejął, ale innej opcji nie było. Trzeba iść spać. Nasz namiot rozbiliśmy zaraz przy kukurydzy rowery w ścieżkę miedzy rządkami:
W namiocie jakaś przekąska browarek i spać. Bartkowi spanie nie przyszło tak szybko. Cały czas wydawało mu się, że liście które ocierają się o nasz namiot to są dziki. Po moim przebudzeniu i sprawdzeniu sytuacji w końcu mógł iść spać. Chociaż i tak dobrze pewnie nie spał.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Po spakowaniu namiotu ruszamy dalej pod górę w stronę Czech. Granica jest na samej górze, także Czechy witają nas dłuuugim zjazdem. Po zjeździe trafiamy do ładnego czeskiego miasteczka. Chwila rozmowy z miejscowym dziadkiem oraz fotka pięknego zameczku:
Wyjazd z miasteczka drogą remontowaną, ale już po chwili wjeżdżamy na asfalt równy jak stół:
Przemierzamy piękne czeskie drogi z pięknymi czeskimi krajobrazami. Co jakiś czas podjazd no i zjazd raz większy raz mniejszy.
Powoli zaczyna nam się kończyć picie i jedzenie. Niestety nie mieliśmy koron, więc trzeba dojechać do Polski. W miedzy czasie musimy pokonać wielki podjazd:
Może zdjęcie tego tak nie pokazuję, ale był naprawdę stromy, a przede wszystkim długi. W miedzy czasie trzeba było zrobić przerwę na browarka. Za to widoki na górze odwdzięczyły się:
Jak wiadomo, bo podjeździe jest zjazd więc ruszamy w dół chyba z 20km jechaliśmy na dół wiadomo, nachylenie później było małe jednak cały czas było z górki. Po chwili wjeżdżamy do Polski kilka km i łapiemy sklep. Zakupy chwila rozmowy z mieszkańcami i dalej w drogę. Oczywiście w Polsce podjazdów nie zabrakło:
Docieramy do większej miejscowości wjeżdżamy do zajazdu. Do jedzenia bierzemy spaghetti. Pani mnie zapewniała, że się najem tą porcją. Wyobraźcie sobie jej minę jak zmówiłem później jeszcze Hamburgera. Chociaż moja mina przy jedzeniu spaghetti też do normalnych nie należała. No co trudno było nabrać to widelcem:
Po kolacji jedziemy po zakupy na wieczór jakieś picie, wafelka. Po kilku km wjeżdżamy do woj. Śląskiego:
Jedziemy jeszcze kawałek. Zaczyna się robić ciemno. Zajeżdżamy na pole szukać noclegu. Widzimy rolnika który nawozi pole. Podjeżdżamy zapytać się czy możemy się rozbić. Po pierwsze pan był zdziwiony, że chcemy spać na polu. Jak już doszła do niego ta myśl powiedział tylko gdzie się nie rozbijać co byśmy rano się obudzili. (chodziło mu o miejsca gdzie pryskał przed chwilą). No i postraszył nas trochę dzikami. Bartek było widać się trochę przejął, ale innej opcji nie było. Trzeba iść spać. Nasz namiot rozbiliśmy zaraz przy kukurydzy rowery w ścieżkę miedzy rządkami:
W namiocie jakaś przekąska browarek i spać. Bartkowi spanie nie przyszło tak szybko. Cały czas wydawało mu się, że liście które ocierają się o nasz namiot to są dziki. Po moim przebudzeniu i sprawdzeniu sytuacji w końcu mógł iść spać. Chociaż i tak dobrze pewnie nie spał.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
W góry! Dzień 2.
Wtorek, 4 września 2012 | dodano:09.01.2013Kategoria Ze zdjęciami, Za granicą, W górach..., Góry 2012, 100-200km
Km: | 130.28 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:19 | km/h: | 20.62 |
Pr. maks.: | 67.80 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Budzimy się koło 7 rano. Jemy śniadanie w szkole. Widok przez okno niesamowity:
Wyruszamy koło 8 rano. Po kilku km zaczyna się podjazd którego dobrze znam. Bartek z racji tego, że był pierwszy raz w górach nie domyślał się ile ten podjazd będzie trwał i ruszył z kopyta. Sam go początkowo dogonić nie mogłem, jednak za zakrętem podjazd trwał nadal i nachylenie już było większe. Bartek odpuścił. Teraz spokojnym tempem wdrapujemy się na górę:
No a jak wiadomo po każdym podjeździe następuje zjazd, a potem znów podjazd:
Po kilku km wjeżdżamy do Czech:
Drogi w Czechach jak zwykle niczego sobie. Zwiedzamy czeskie miasteczko. Ładny pomnik stał na środku:
Po przerwie wracamy do Polski. Kierujemy się na Kłodzko, gdzie robimy zakupy na wieczór kupujemy browarka w sumie to ich trochę więcej, a co tam promocja była i idziemy na Obiad dzisiaj szef kuchni polecił Kebaba na talerzu. W sumie się najadłem. Dalsza droga do dojazd do Lądka Zdrój i podjazd po górę w stronę granicy z Czechami. W połowie podjazdu robimy przerwę na nocleg:
Podczas robienia notatek Bartek zrobił mi całkiem ładną fotkę:
Tak właśnie minął dzień 2 naszego wyjazdu w góry.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Wyruszamy koło 8 rano. Po kilku km zaczyna się podjazd którego dobrze znam. Bartek z racji tego, że był pierwszy raz w górach nie domyślał się ile ten podjazd będzie trwał i ruszył z kopyta. Sam go początkowo dogonić nie mogłem, jednak za zakrętem podjazd trwał nadal i nachylenie już było większe. Bartek odpuścił. Teraz spokojnym tempem wdrapujemy się na górę:
No a jak wiadomo po każdym podjeździe następuje zjazd, a potem znów podjazd:
Po kilku km wjeżdżamy do Czech:
Drogi w Czechach jak zwykle niczego sobie. Zwiedzamy czeskie miasteczko. Ładny pomnik stał na środku:
Po przerwie wracamy do Polski. Kierujemy się na Kłodzko, gdzie robimy zakupy na wieczór kupujemy browarka w sumie to ich trochę więcej, a co tam promocja była i idziemy na Obiad dzisiaj szef kuchni polecił Kebaba na talerzu. W sumie się najadłem. Dalsza droga do dojazd do Lądka Zdrój i podjazd po górę w stronę granicy z Czechami. W połowie podjazdu robimy przerwę na nocleg:
Podczas robienia notatek Bartek zrobił mi całkiem ładną fotkę:
Tak właśnie minął dzień 2 naszego wyjazdu w góry.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 20
Sobota, 18 sierpnia 2012 | dodano:08.01.2013Kategoria Za granicą, Finlandia 2012, 0-50km
Km: | 29.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:54 | km/h: | 15.58 |
Pr. maks.: | 39.40 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 168m | Rower: | Kellys Magic |
Ostatni nocleg na dziko wyglądał naprawdę ładnie:
Jednak nie było za bardzo dobrego technicznego miejsca do rozbicia go i spaliśmy z dużym skosem. Mimo to i tak spaliśmy dłuuugo. Po zjedzeniu jakiegoś małego śniadanka i spakowania namiotu i reszty do sakw jedziemy szukać naszej odprawy. Nie mieliśmy z tym dużo problemów, już po kilku km docieramy do check-in:
Dowiedzieliśmy się o której jest odprawa i ruszyliśmy w kierunku Helsinek. Niestety nie udało nam się dojechać do centrum. Robimy zakupy w nie za ładnej galerii handlowej:
Zakupy na rejs powrotny odbyły się szybko i sprawnie. Udało mi się kupić oranżadę słodzoną cukrem, a nie słodzikiem. Dla mnie to duża różnica.
Po spakowaniu jedzenia w sakwy ruszamy w kierunku odprawy. Sama odprawa trwała dosyć długo nawet bardzo długo. Najpierw zostali wpuszczani ludzie płynący do Rostocku. Nie rozumieliśmy dlaczego nas nie chcą wpuścić przecież jesteśmy z rowerami nie potrzebujemy tyle miejsca to wyjechania co samochody. Podczas oczekiwania na naszą kolej podszedł do nas Polak na chwilę miłej rozmowy. W końcu udało się wjeżdżamy na pokład, a razem z nami cała wycieczka rowerowa z Niemiec:
Po zabraniu potrzebnych rzeczy na pokład zostawiamy rowery i udajemy się na górę.
Po pewnym czasie nasz prom odpływa, a nam zostaję ostatnie spojrzenie na Finlandię:
Zwiedzamy statek szukamy miejsca do spania i w końcu po znalezieniu miejsca udajemy się spać.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Jednak nie było za bardzo dobrego technicznego miejsca do rozbicia go i spaliśmy z dużym skosem. Mimo to i tak spaliśmy dłuuugo. Po zjedzeniu jakiegoś małego śniadanka i spakowania namiotu i reszty do sakw jedziemy szukać naszej odprawy. Nie mieliśmy z tym dużo problemów, już po kilku km docieramy do check-in:
Dowiedzieliśmy się o której jest odprawa i ruszyliśmy w kierunku Helsinek. Niestety nie udało nam się dojechać do centrum. Robimy zakupy w nie za ładnej galerii handlowej:
Zakupy na rejs powrotny odbyły się szybko i sprawnie. Udało mi się kupić oranżadę słodzoną cukrem, a nie słodzikiem. Dla mnie to duża różnica.
Po spakowaniu jedzenia w sakwy ruszamy w kierunku odprawy. Sama odprawa trwała dosyć długo nawet bardzo długo. Najpierw zostali wpuszczani ludzie płynący do Rostocku. Nie rozumieliśmy dlaczego nas nie chcą wpuścić przecież jesteśmy z rowerami nie potrzebujemy tyle miejsca to wyjechania co samochody. Podczas oczekiwania na naszą kolej podszedł do nas Polak na chwilę miłej rozmowy. W końcu udało się wjeżdżamy na pokład, a razem z nami cała wycieczka rowerowa z Niemiec:
Po zabraniu potrzebnych rzeczy na pokład zostawiamy rowery i udajemy się na górę.
Po pewnym czasie nasz prom odpływa, a nam zostaję ostatnie spojrzenie na Finlandię:
Zwiedzamy statek szukamy miejsca do spania i w końcu po znalezieniu miejsca udajemy się spać.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->