Wpisy archiwalne w kategorii
Za granicą
Dystans całkowity: | 6590.18 km (w terenie 25.00 km; 0.38%) |
Czas w ruchu: | 333:18 |
Średnia prędkość: | 19.77 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.90 km/h |
Suma podjazdów: | 15404 m |
Liczba aktywności: | 51 |
Średnio na aktywność: | 129.22 km i 6h 32m |
Więcej statystyk |
Finlandia 2012 dzień 9
Wtorek, 7 sierpnia 2012 | dodano:25.09.2012Kategoria 50-100km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 87.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:59 | km/h: | 17.62 |
Pr. maks.: | 39.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 141m | Rower: | Kellys Magic |
Po cało nocnych opadach deszczu budzimy się rano koło 7. Niebo całe zachmurzone, ale nie pada. Jest dobrze. Śniadanko na spokojnie w namiocie. Niestety od 7,30 zaczęło padać, początkowo myśleliśmy, że zaraz przejdzie, jednak padało i padało. Czekaliśmy chyba do godziny 10 może trochę przed po czym w deszczu zaczęliśmy zwijać namiot. Jechaliśmy jakieś 3-4h w deszczu nie było to miłe przeżycie. Sakwy nie przemakalne to jest jednak fajna sprawa. Przerwę na drugie śniadanie zrobiliśmy sobie zaraz na początku Jurmali na przystanku autobusowym, tzn. bardziej zajezdni. Było zimno, więc nie chciało nam się podczas drogi aparatu wyciągać... Z tą całkiem ładną miejscowością wjeżdżamy na A10. Trzypasmowa droga prowadząca do samej Rygi. Zakazu dla rowerów nie było, więc jedziemy obok najnowszych ruskich mercedesów starych ład i innych pędzących grubo ponad 100km/h samochodów:
Jechało się całkiem dobrze pobocze na szerokość półtora roweru była wystarczająca. Wjeżdżając do Rygi jest piękny murowany napis. Nie da się przeoczyć:
Sam wjazd do centrum zrobił na nas duże wrażenie. Wielkie wieżowce wielkie statki wielki most wielka rzeka wszytko było jakieś takie wielkie. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Rygę zwiedzamy w przyspieszonym tempie szukając czegokolwiek z rodzaju maca aby podładować cała naszą elektrykę. W miedzy czasie mijamy znany nam budynek, przynajmniej znajomo wyglądał:
Słynny mac był obładowany ludnością, więc szukamy czegoś innego. Po drugiej stronie była jakaś kebabownia, zajeżdżamy pierwsze co widzimy to 3gniazdka obok siebie. Tak tu zrobimy przerwę! Zamówiliśmy najtańszego kebaba wyszło jakieś ponad 8zł albo i więcej, a wyglądał jak pomniejszony hamburger. Siedząc w knajpce udało nam się przeczekać ulewę, zaraz po niej wyszło słońce:
Wyjazd z Rygi poszedł nam całkiem sprawnie, może to dlatego, że mieliśmy wyjechać na słynną Via Baltica. Znaków było dużo nie było opcji o zabłądzeniu. Tutaj przez dłuższy okres mieliśmy drogę rowerową:
Później było pobocze szerokie z asfaltem równym jak stół. Tak jedziemy kilkanaście kilometrów. Po czym znajdujemy całkiem przyjemne miejsce do spania. Stosunkowo blisko głównej drogi, ale hałasu nie było. Podczas przygotowania kolacji i rozbijania mokrego namiotu (całe szczęście, że wieczorem wyszło słońce- zdążył solidnie przeschnąć) udało mi się zrobić zdjęcie takiemu stworowi. Był naprawdę duży:
Spać kładziemy się koło 21. Gdyby nie ten deszcz dzień bardzo pozytywny, tak to tylko pozytywny :p
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Jechało się całkiem dobrze pobocze na szerokość półtora roweru była wystarczająca. Wjeżdżając do Rygi jest piękny murowany napis. Nie da się przeoczyć:
Sam wjazd do centrum zrobił na nas duże wrażenie. Wielkie wieżowce wielkie statki wielki most wielka rzeka wszytko było jakieś takie wielkie. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Rygę zwiedzamy w przyspieszonym tempie szukając czegokolwiek z rodzaju maca aby podładować cała naszą elektrykę. W miedzy czasie mijamy znany nam budynek, przynajmniej znajomo wyglądał:
Słynny mac był obładowany ludnością, więc szukamy czegoś innego. Po drugiej stronie była jakaś kebabownia, zajeżdżamy pierwsze co widzimy to 3gniazdka obok siebie. Tak tu zrobimy przerwę! Zamówiliśmy najtańszego kebaba wyszło jakieś ponad 8zł albo i więcej, a wyglądał jak pomniejszony hamburger. Siedząc w knajpce udało nam się przeczekać ulewę, zaraz po niej wyszło słońce:
Wyjazd z Rygi poszedł nam całkiem sprawnie, może to dlatego, że mieliśmy wyjechać na słynną Via Baltica. Znaków było dużo nie było opcji o zabłądzeniu. Tutaj przez dłuższy okres mieliśmy drogę rowerową:
Później było pobocze szerokie z asfaltem równym jak stół. Tak jedziemy kilkanaście kilometrów. Po czym znajdujemy całkiem przyjemne miejsce do spania. Stosunkowo blisko głównej drogi, ale hałasu nie było. Podczas przygotowania kolacji i rozbijania mokrego namiotu (całe szczęście, że wieczorem wyszło słońce- zdążył solidnie przeschnąć) udało mi się zrobić zdjęcie takiemu stworowi. Był naprawdę duży:
Spać kładziemy się koło 21. Gdyby nie ten deszcz dzień bardzo pozytywny, tak to tylko pozytywny :p
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 8
Poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | dodano:10.09.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 102.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:51 | km/h: | 17.49 |
Pr. maks.: | 30.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 91m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 8 była to w dużej mierze jazda terenowa. Śniadanie jemy w tym samym miejscu, gdzie wczoraj kolacje. Jeszcze na Litwie kupiłem sobie konserwę, jak się później okazało brak umiejętności w języku rosyjskim spowodowało, że kupiłem sobie groch z kawałkami mięsa:
Ruszmy w głąb Łotwy łotewskimi drogami:
Tak jedziemy bardziej lub mnie głównymi drogami cały czas chociaż troszeczkę przybliżając się do Rygi. W miedzy czasie robimy pierwsze zakupy na Łotwie. Łat jest chyba najdroższą monetą na świecie, już na pewno w Europie. Jeden ład kosztuje ponad 6 zł. Po zakupach ruszamy dalej polną drogą. Wjeżdżając na asfalt lub z niego zjeżdżając można zauważyć takie nie typowe znaki w Polsce:
Drogi asfaltowe też nie były w najlepszym stanie. Jednak widoków nie brakowało:
Różnica zasadnicza jaka na pierwszy rzut oka mi się rzuciła miedzy Litwą, Łotwą to fakt iż na Łotwie jest o wiele więcej lasów. Jadąc tymi drogami docieramy do Jelgavy. Tam robimy zakupy na noc parę fotek i ruszamy dalej. Cerkwi tam nie brakowało:
Za tym miastem asfalt przez pewien dłuższy czas był całkiem ładny. Szukając miejsca do spania pojawił się problem. Na każdym wjeździe do lasu był znak z takim wielkim kleszczem. Tak więc co chwilę jechaliśmy dalej, aż w końcu podjechaliśmy pod park narodowy. Nie chcieliśmy się tam rozbić więc zapytaliśmy jedną panią czy możemy się u niej rozbić. Początkowo nas nie zrozumiała i zaczęła tłumaczyć nam drogę do najbliższego pola namiotowego (ok. 12km). Gdy już jej Mateusz wytłumaczył zadzwoniła do męża i zawiozła nas przez ich żwirownie nad ich prywatną szachtę. Tutaj możecie się spokojnie rozbić, jedynie to rano koło 7 będą jeździć ciężarówki.
Robimy kolacje, w pewnym czasie zaczęło padać. Namiot już był rozbity więc szybko zanieść wszystko do namiotu. W miedzy czasie szybka kąpiel w deszczu i do spania. Jednak dzisiaj nie było to takie łatwe. Po chwili przyszła tak potężna burza, że nie pozwoliła nam zasnąć. Jednak jakoś po 1h przeszła nad nami i poszliśmy spać, martwiąc się czy namiot wytrzyma deszcz lub czy nie podniesie się poziom wody w jeziorku.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Ruszmy w głąb Łotwy łotewskimi drogami:
Tak jedziemy bardziej lub mnie głównymi drogami cały czas chociaż troszeczkę przybliżając się do Rygi. W miedzy czasie robimy pierwsze zakupy na Łotwie. Łat jest chyba najdroższą monetą na świecie, już na pewno w Europie. Jeden ład kosztuje ponad 6 zł. Po zakupach ruszamy dalej polną drogą. Wjeżdżając na asfalt lub z niego zjeżdżając można zauważyć takie nie typowe znaki w Polsce:
Drogi asfaltowe też nie były w najlepszym stanie. Jednak widoków nie brakowało:
Różnica zasadnicza jaka na pierwszy rzut oka mi się rzuciła miedzy Litwą, Łotwą to fakt iż na Łotwie jest o wiele więcej lasów. Jadąc tymi drogami docieramy do Jelgavy. Tam robimy zakupy na noc parę fotek i ruszamy dalej. Cerkwi tam nie brakowało:
Za tym miastem asfalt przez pewien dłuższy czas był całkiem ładny. Szukając miejsca do spania pojawił się problem. Na każdym wjeździe do lasu był znak z takim wielkim kleszczem. Tak więc co chwilę jechaliśmy dalej, aż w końcu podjechaliśmy pod park narodowy. Nie chcieliśmy się tam rozbić więc zapytaliśmy jedną panią czy możemy się u niej rozbić. Początkowo nas nie zrozumiała i zaczęła tłumaczyć nam drogę do najbliższego pola namiotowego (ok. 12km). Gdy już jej Mateusz wytłumaczył zadzwoniła do męża i zawiozła nas przez ich żwirownie nad ich prywatną szachtę. Tutaj możecie się spokojnie rozbić, jedynie to rano koło 7 będą jeździć ciężarówki.
Robimy kolacje, w pewnym czasie zaczęło padać. Namiot już był rozbity więc szybko zanieść wszystko do namiotu. W miedzy czasie szybka kąpiel w deszczu i do spania. Jednak dzisiaj nie było to takie łatwe. Po chwili przyszła tak potężna burza, że nie pozwoliła nam zasnąć. Jednak jakoś po 1h przeszła nad nami i poszliśmy spać, martwiąc się czy namiot wytrzyma deszcz lub czy nie podniesie się poziom wody w jeziorku.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 7
Niedziela, 5 sierpnia 2012 | dodano:10.09.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 108.14 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:50 | km/h: | 18.54 |
Pr. maks.: | 38.30 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 178m | Rower: | Kellys Magic |
Plan na ostatni dzień pierwszego tygodnia był zasadniczo prosty. Wstać przejechać mniej więcej sto kilometrów wjechać na Łotwę i iść spać.
Wstajemy zatem koło 7,30. Zwijamy namiot jemy śniadanko i ruszamy w nasze ostanie kilometry po Litwie. Drogi tradycyjnie puste, dzisiaj usprawiedliwieniem tego faktu była niedziela. Jednak mi się wydaje, że świątek piątek czy niedziela ruchu wcale nie ma. Przerażające były długie proste:
Jadąc tak cały czas tymi drogami co jakiś czas mijamy jakieś miasto. Wszystkie do siebie podobne. Przed jednym z nich znaki na miejscowość, na która się kierowaliśmy pokazywały drogę w lewo, na centrum prosto. Pojechaliśmy w lewo i nagle droga wyglądała tak:
Był znak? Był, więc droga musi być dobra. Co się później okazało pojechaliśmy obwodnicą dla TIRów. Po paru km znowu wjechaliśmy na asfalt. Jadać tak podziwiając widoki mijając co jakiś czas miasteczko czy wioskę dochodzę do wniosku, że prawie każdy na Litwie ma krowę. Jeśli nie jest to całe stado to przynajmniej na ogródku jedna sobie leży i ,,kosi" trawę.
Na kilka kilometrów przed granicą robimy ostanie zakupy aby wydać ostanie lity. Po zakupach i małym przekąszeniu niektórych rzeczy ruszamy na Łotwę. Granica z Łotwą w mijscu w którym ją przekraczaliśmy jest tak pusta(nie chodzi o brak ludzi tylko o brak budynków powiązanych z granicą), prawię byśmy nie zauważyli wjazdu na Łotwę:
Parę fotek na granicy i dalej. Do Rygi mamy około 90km. Jednak czasu mamy dużo i postanawiamy zwiedzić trochę Łotwę i wjechać z lewej strony do stolicy. Także po kilku km dziurawą drogę zjeżdżamy na drogę wojewódzką ( na mapie była zaznaczona grubą żółta linią):
Po przejechaniu jakiś 8km zatrzymujemy się na przystanku w celu zjedzenia kolacji:
Po posileniu się wjeżdżamy w las, aby rozbić namiot. Musimy zrobić to jak najszybciej, gdyż komarów jest od zatrzęsienia:
Tak minął dzień 7, koniec pierwszego tygodnia. Zostały już tylko dwa!
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Wstajemy zatem koło 7,30. Zwijamy namiot jemy śniadanko i ruszamy w nasze ostanie kilometry po Litwie. Drogi tradycyjnie puste, dzisiaj usprawiedliwieniem tego faktu była niedziela. Jednak mi się wydaje, że świątek piątek czy niedziela ruchu wcale nie ma. Przerażające były długie proste:
Jadąc tak cały czas tymi drogami co jakiś czas mijamy jakieś miasto. Wszystkie do siebie podobne. Przed jednym z nich znaki na miejscowość, na która się kierowaliśmy pokazywały drogę w lewo, na centrum prosto. Pojechaliśmy w lewo i nagle droga wyglądała tak:
Był znak? Był, więc droga musi być dobra. Co się później okazało pojechaliśmy obwodnicą dla TIRów. Po paru km znowu wjechaliśmy na asfalt. Jadać tak podziwiając widoki mijając co jakiś czas miasteczko czy wioskę dochodzę do wniosku, że prawie każdy na Litwie ma krowę. Jeśli nie jest to całe stado to przynajmniej na ogródku jedna sobie leży i ,,kosi" trawę.
Na kilka kilometrów przed granicą robimy ostanie zakupy aby wydać ostanie lity. Po zakupach i małym przekąszeniu niektórych rzeczy ruszamy na Łotwę. Granica z Łotwą w mijscu w którym ją przekraczaliśmy jest tak pusta(nie chodzi o brak ludzi tylko o brak budynków powiązanych z granicą), prawię byśmy nie zauważyli wjazdu na Łotwę:
Parę fotek na granicy i dalej. Do Rygi mamy około 90km. Jednak czasu mamy dużo i postanawiamy zwiedzić trochę Łotwę i wjechać z lewej strony do stolicy. Także po kilku km dziurawą drogę zjeżdżamy na drogę wojewódzką ( na mapie była zaznaczona grubą żółta linią):
Po przejechaniu jakiś 8km zatrzymujemy się na przystanku w celu zjedzenia kolacji:
Po posileniu się wjeżdżamy w las, aby rozbić namiot. Musimy zrobić to jak najszybciej, gdyż komarów jest od zatrzęsienia:
Tak minął dzień 7, koniec pierwszego tygodnia. Zostały już tylko dwa!
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 6
Sobota, 4 sierpnia 2012 | dodano:08.09.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 106.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:55 | km/h: | 17.95 |
Pr. maks.: | 52.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 605m | Rower: | Kellys Magic |
W nocy nawiedziła nas burza i to sroga burza, oczywiście zaraz po burzy przyszła prawdziwa ulewa, jednak namiot dał radę! Po ,,ciężkiej" nocy budzimy się koło 8,30. Śniadanie spożywamy w namiocie, po najedzeniu się pakujemy manatki i jedziemy do najbliższej wsi aby uzupełnić płyny. Gdy Mateusz poszedł do sklepu przyszedł do mnie pewien pan w celu nawiązania konwersacji. Gdy mu powiedziałem, że go nie rozumiem, bo jestem z Polski uśmiechnął się i powiedział:
- O! Polaki to swoi ludzie jesteście!
i tak zaczął mówić łamaną polszczyzną. Jednak się dogadaliśmy. Proponował mi nawet winka jednak odmówiłem, nie było jeszcze przed 12 :p Po krótkiej rozmowie i wymienieniu się uśmiechami ruszamy dalej. Drogi tradycyjnie puste lekko pagórkowate po bokach zniszczone:
Jadąc sobie spokojnie bez stresu docieramy do Malotai, gdzie pod miejscowym supermarketem robimy ździebka większe zakupy:
Podczas dalszej drogi podjazdów nie brakowało:
Jednak jak wiadomo po każdym podjeździe następuję zjazd, tak i było tym razem jedziemy w dół słyszymy jakiś festyn jedziemy dalej w dół (festyn został w górze) ale na dole jeziorko więc postanawiamy skorzystać z okazji:
Jeden z kolejnych podjazdów był tak wymagający, że po raz pierwszy musiałem zrzucić na żółwia (najmniejsza tarcza z ,,przodu") Jednak na końcu czekał nas ładny kościółek:
Jadąc dalej oprócz pustki która jest wszech obecna jest jeszcze trochę pustki i troszeczkę dziewiczości. Tak jedziemy szeroką asfaltową drogą po chwili ( jakieś 15min jazdy) mija nas samochód, zwalnia otwiera okno. My się zatrzymujemy, miły starszy pan na środku drogi wyłączył silnik wyszedł aby z nami pogadać. Przez 10-15min rozmowy mijał nas tylko jeden samochód. Niestety nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka więc rozmowa za długo nie trwała. Droga wyglądała mniej więcej tak:
Jeszcze kilka kilometrów i wjeżdżamy w jedną z polnych dróżek, aby iść spać:
Spać poszliśmy koło 21. Dzień 6 skończył się bardzo pozytywnie.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
- O! Polaki to swoi ludzie jesteście!
i tak zaczął mówić łamaną polszczyzną. Jednak się dogadaliśmy. Proponował mi nawet winka jednak odmówiłem, nie było jeszcze przed 12 :p Po krótkiej rozmowie i wymienieniu się uśmiechami ruszamy dalej. Drogi tradycyjnie puste lekko pagórkowate po bokach zniszczone:
Jadąc sobie spokojnie bez stresu docieramy do Malotai, gdzie pod miejscowym supermarketem robimy ździebka większe zakupy:
Podczas dalszej drogi podjazdów nie brakowało:
Jednak jak wiadomo po każdym podjeździe następuję zjazd, tak i było tym razem jedziemy w dół słyszymy jakiś festyn jedziemy dalej w dół (festyn został w górze) ale na dole jeziorko więc postanawiamy skorzystać z okazji:
Jeden z kolejnych podjazdów był tak wymagający, że po raz pierwszy musiałem zrzucić na żółwia (najmniejsza tarcza z ,,przodu") Jednak na końcu czekał nas ładny kościółek:
Jadąc dalej oprócz pustki która jest wszech obecna jest jeszcze trochę pustki i troszeczkę dziewiczości. Tak jedziemy szeroką asfaltową drogą po chwili ( jakieś 15min jazdy) mija nas samochód, zwalnia otwiera okno. My się zatrzymujemy, miły starszy pan na środku drogi wyłączył silnik wyszedł aby z nami pogadać. Przez 10-15min rozmowy mijał nas tylko jeden samochód. Niestety nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka więc rozmowa za długo nie trwała. Droga wyglądała mniej więcej tak:
Jeszcze kilka kilometrów i wjeżdżamy w jedną z polnych dróżek, aby iść spać:
Spać poszliśmy koło 21. Dzień 6 skończył się bardzo pozytywnie.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 5
Piątek, 3 sierpnia 2012 | dodano:01.09.2012Kategoria 50-100km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 81.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:34 | km/h: | 17.82 |
Pr. maks.: | 52.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 415m | Rower: | Kellys Magic |
Nadszedł dzień 5, dzień który miał być przeznaczony typowo na zwiedzanie. Tak też było, ale od początku. Budzimy się parę min przed 8. Z racji tego że rozbiliśmy się na parkingu leśnym z rana mieliśmy dużo widzów, którzy podziwiali jak na sprawnie idzie składanie namiotu. Po zakończonym seansie jemy śniadanko i ruszamy w kierunku Wilna. Niespełna po paru km widzimy pierwszą tablice Wilno, a po jakiś 2km wielki betonowy napis Wilno:
Szybka fotka i wjeżdżamy do miasta. Droga którą jechaliśmy łączyła się jeszcze z dwoma innym głównymi samochodów było pełno. Po chwili widzimy tablice centrum. Kierujemy się cały czas drogą do centrum. W końcu znaki się kończą, a my widzimy no chyba centrum:
Znaleźliśmy tam sklep i ruszamy na tą piękno trawkę na 2 śniadanie. Po najedzeniu się i wygranej walce z osami ruszamy dalej szukać innym ładnych obiektów, którymi można nacieszyć wzrok. Po chwili jazdy pod solidną górkę ukazuję nam się cerkiew:
Jedziemy dalej tym tropem i wjeżdżamy prawdopodobnie na stare miasto. To zdjęcie przedstawia ratusz w Wilnie:
Robimy sobie krótką przerwę pod jednym z kościołów. W miedzy czasie spotykamy dwie polki zatrzymują się na chwilę rozmowy. Po zdradzeniu naszych planów z dużymi oczami odchodzą :P Krążymy robimy fotki i trafiamy na katedrę:
Potężny obiekt! Po zwiedzeniu Wilna próbujemy się z niego wydostać. Podczas naszych głośnych ustaleń z mapą w ręku podchodzi do nas młody chłopak i łamaną polszczyzną próbuję nam wytłumaczyć drogę. Odchodząc zauważamy na jego plecach plecak z napisem ,,Powiat Poznański" Całkiem sprawnie nam wyszło wyjechanie z Wilna. Po drodze robimy jeszcze zakupy w jednym z marketów. Upał doskwierał, było grupo ponad 30 stopni. Sam wyjazd z stolicy Litwy całkiem przyjazny dla rowerzystów. Cały czas szeroka asfaltowa droga rowerowa. Gdy natomiast droga się skończyła my i tak zjeżdżaliśmy na jedną z bocznych dróg. Jedziemy jeszcze parę km i znajdujemy miejsce na nocleg. Kolację robimy zaraz przy drodze:
Namiot rozbijamy za krzakami:
Po zabiegu chirurgicznym o nazwie ,,wyciągi mi szybko tego ch*ja" (czytaj kleszcz) kładziemy się spać. W nocy nasz spokojny sen uniemożliwia potężna burza i ulewa. Jednak namiot wytrzymał nic nie było mokre! :)
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Szybka fotka i wjeżdżamy do miasta. Droga którą jechaliśmy łączyła się jeszcze z dwoma innym głównymi samochodów było pełno. Po chwili widzimy tablice centrum. Kierujemy się cały czas drogą do centrum. W końcu znaki się kończą, a my widzimy no chyba centrum:
Znaleźliśmy tam sklep i ruszamy na tą piękno trawkę na 2 śniadanie. Po najedzeniu się i wygranej walce z osami ruszamy dalej szukać innym ładnych obiektów, którymi można nacieszyć wzrok. Po chwili jazdy pod solidną górkę ukazuję nam się cerkiew:
Jedziemy dalej tym tropem i wjeżdżamy prawdopodobnie na stare miasto. To zdjęcie przedstawia ratusz w Wilnie:
Robimy sobie krótką przerwę pod jednym z kościołów. W miedzy czasie spotykamy dwie polki zatrzymują się na chwilę rozmowy. Po zdradzeniu naszych planów z dużymi oczami odchodzą :P Krążymy robimy fotki i trafiamy na katedrę:
Potężny obiekt! Po zwiedzeniu Wilna próbujemy się z niego wydostać. Podczas naszych głośnych ustaleń z mapą w ręku podchodzi do nas młody chłopak i łamaną polszczyzną próbuję nam wytłumaczyć drogę. Odchodząc zauważamy na jego plecach plecak z napisem ,,Powiat Poznański" Całkiem sprawnie nam wyszło wyjechanie z Wilna. Po drodze robimy jeszcze zakupy w jednym z marketów. Upał doskwierał, było grupo ponad 30 stopni. Sam wyjazd z stolicy Litwy całkiem przyjazny dla rowerzystów. Cały czas szeroka asfaltowa droga rowerowa. Gdy natomiast droga się skończyła my i tak zjeżdżaliśmy na jedną z bocznych dróg. Jedziemy jeszcze parę km i znajdujemy miejsce na nocleg. Kolację robimy zaraz przy drodze:
Namiot rozbijamy za krzakami:
Po zabiegu chirurgicznym o nazwie ,,wyciągi mi szybko tego ch*ja" (czytaj kleszcz) kładziemy się spać. W nocy nasz spokojny sen uniemożliwia potężna burza i ulewa. Jednak namiot wytrzymał nic nie było mokre! :)
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 4
Czwartek, 2 sierpnia 2012 | dodano:30.08.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 104.13 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:46 | km/h: | 18.06 |
Pr. maks.: | 37.10 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 362m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 4.
Pogoda za ,,oknem" całkiem przyjemna. Parę chmurek na niebie słoneczko wysuszyło namiot i suchutki namiot można pakować do sakwy:
Przy składaniu namiotu mieliśmy paru widzów, ale to z ciekawości chyba :) Jedziemy do Alytus. Nie wjeżdżamy do centrum robimy tylko zakupy:
Po wyjeździe przejeżdżamy przez znaną rzekę:
Po przejechaniu rzeki krajobraz na najbliższe 60km jakby stanął w miejscu:
Dzisiejszy dzień był dniem typowo przejazdowym. Dojechać jak najbliżej Wilna. Rozbić namiot i na dzień następny wjechać do Wilna. Prościzna, tylko był mały problem. Słońce, które pokazywało na co je stać i to tak solidnie oraz długie proste które się ciągnęły kilometrami. Jeżeli zsumujemy obydwie rzeczy na raz, plan nie będzie taki łatwy. Jednak my się nie dajemy takim sprawom i lecimy do przodu. Z takimi widokami:
Postanowiliśmy, że do Wilna mamy już blisko więc szukamy noclegu. Jechaliśmy na drodze A4. Początkowo myśleliśmy, że to autostrada, ale zakazów nie było więc nią jechaliśmy ostanie km. Przy takich drogach często występują parkingi leśne. Na takim jednym się zatrzymaliśmy na noc:
Tak właśnie zakończył się dzień typowo przejazdowy bez zabytków, ale z innymi atrakcjami:) Wieczorem zauważam, że mi się przebił materac!
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Pogoda za ,,oknem" całkiem przyjemna. Parę chmurek na niebie słoneczko wysuszyło namiot i suchutki namiot można pakować do sakwy:
Przy składaniu namiotu mieliśmy paru widzów, ale to z ciekawości chyba :) Jedziemy do Alytus. Nie wjeżdżamy do centrum robimy tylko zakupy:
Po wyjeździe przejeżdżamy przez znaną rzekę:
Po przejechaniu rzeki krajobraz na najbliższe 60km jakby stanął w miejscu:
Dzisiejszy dzień był dniem typowo przejazdowym. Dojechać jak najbliżej Wilna. Rozbić namiot i na dzień następny wjechać do Wilna. Prościzna, tylko był mały problem. Słońce, które pokazywało na co je stać i to tak solidnie oraz długie proste które się ciągnęły kilometrami. Jeżeli zsumujemy obydwie rzeczy na raz, plan nie będzie taki łatwy. Jednak my się nie dajemy takim sprawom i lecimy do przodu. Z takimi widokami:
Postanowiliśmy, że do Wilna mamy już blisko więc szukamy noclegu. Jechaliśmy na drodze A4. Początkowo myśleliśmy, że to autostrada, ale zakazów nie było więc nią jechaliśmy ostanie km. Przy takich drogach często występują parkingi leśne. Na takim jednym się zatrzymaliśmy na noc:
Tak właśnie zakończył się dzień typowo przejazdowy bez zabytków, ale z innymi atrakcjami:) Wieczorem zauważam, że mi się przebił materac!
<--- Dzień poprzedni/ Dzień następny --->
Finlandia 2012 dzień 3
Środa, 1 sierpnia 2012 | dodano:30.08.2012Kategoria 100-200km, Finlandia 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 100.36 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:28 | km/h: | 18.36 |
Pr. maks.: | 38.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 439m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień 3 przywitał nas całym zachmurzonym niebem. Całe szczęście nie padało. Pierwsze kilometry to dojazd do Suwałk, gdzie robimy zakupy na śniadanie i okupujemy się na Litwę różnymi ciastkami i tym podobnymi przekąskami. Jeszcze zahaczamy o rowerowy. Wyjazd z Suwałk opieramy na Sejny. Po chwili wjeżdżamy do WPN-u prawie jak Wielkopolski Park Narodowy. Tam robimy przerwę na parkingu leśnym na śniadanko. Dalsza trasa na Sejny to droga z pięknymi krajobrazami:
W samych mieście przerwa na lodzika i zobaczenie klasztoru:
No i wykonałem ostatni telefon z polskiej sieci. Dalsza część drogi to jazda krajówką do samej granicy na której robimy sobie przerwę. Małe jedzonko wykonanie paru telefonów z ,,pozdrowieniami" i wjeżdżamy na Litwę!
Od razu poczułem się inaczej. Nawet słupy elektryczne były inne. Pierwsze co zauważyłem to straszną pustkę. Myślałem, że to tylko tak przy granicy, jednak nie pustki były głównym elementem na Litwie. Co przez to idzie mieliśmy nie codzienne widoki:
Jeszcze parę km mkniemy tymi pustymi drogami szukając jakiegoś sklepu. W końcu się robi późno i wodę do gotowania kupujemy na stacji benzynowej, których też pełno nie było. Woda była nam niezmiernie potrzebna do ugotowania naszej potrawy na kolacje:
Po takiej kolacji rozbijamy nasz namiocik na łące i udajemy się do spania.
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
W samych mieście przerwa na lodzika i zobaczenie klasztoru:
No i wykonałem ostatni telefon z polskiej sieci. Dalsza część drogi to jazda krajówką do samej granicy na której robimy sobie przerwę. Małe jedzonko wykonanie paru telefonów z ,,pozdrowieniami" i wjeżdżamy na Litwę!
Od razu poczułem się inaczej. Nawet słupy elektryczne były inne. Pierwsze co zauważyłem to straszną pustkę. Myślałem, że to tylko tak przy granicy, jednak nie pustki były głównym elementem na Litwie. Co przez to idzie mieliśmy nie codzienne widoki:
Jeszcze parę km mkniemy tymi pustymi drogami szukając jakiegoś sklepu. W końcu się robi późno i wodę do gotowania kupujemy na stacji benzynowej, których też pełno nie było. Woda była nam niezmiernie potrzebna do ugotowania naszej potrawy na kolacje:
Po takiej kolacji rozbijamy nasz namiocik na łące i udajemy się do spania.
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Berlin dzień 2!
Sobota, 9 czerwca 2012 | dodano:11.06.2012Kategoria 200-300km, Berlin 2012, Za granicą, Ze zdjęciami
Km: | 200.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:55 | km/h: | 25.29 |
Pr. maks.: | 53.80 | Temperatura: | 25.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Nastał dzień 2 pobudka o 5 rano. Rano widok z okna był przedni:
Niecałe 7h snu to całkiem dużo. Mariusz niestety z powodów zdrowotnych został w domu. Ja natomiast spakowałem kanapki od mamy Mariusza i parę min po 5 ruszamy w kierunku Frankfurtu. Po niecałym kilometrze jestem już po stronie niemieckiej. Od razu znaki prowadzą mnie na Berlin i mam 2 wyjście autostrada i zwykła droga. Z racji tego, że jadę rowerem została mi tylko zwykła drogą o nr 5. Początkowo kieruję się na Muncheberg. Jedzie się dobrze po chwili zauważam, że wzdłuż drogi są ścieżki rowerowe. Wjeżdżam na nią bez większego zawahania:
W Munchebergu robię sobie krótka przerwę na śniadanko. Niestety drogi w mieście wyłożone kostką i przejazd nie należał do miłych. Jednak po krótkiej przerwie wracam na trasę i jadę w kierunku Berlin Ringa:
W miedzy czasie tylko szybka przerwa na załatwienia potrzeby, a i przy okazji zrobienia fotki:
Przejeżdżam 3 pasmową autostradę i po paru km docieram do granic Berlina:
Tutaj droga zamienia się w nierówne płyty. Ścieżka rowerowa jeszcze gorsza więc nie jedzie się tak jak przez cała dotychczasową drogę. Berlina nie znam wcale. Nie byłem w nim nigdy nawet mapy nie miałem. Na szczęście po chwili widzę takie duże znane coś (chyba wieża TV) i jadę w tym kierunku na przemian. Raz drogą rowerową raz ulica. Wybieram zawsze lepszą drogę. Docieram pod wieże, robię fotkę:
Dalej jadę zobaczyć ratusz, który jest zaraz obok:
Tutaj robię przerwę przy jakieś fontannie po czym wsiadam na rower. Krążę błądzę cały czas szukając bramy. W końcu przez przypadek zajeżdżam pod samą bramę:
BERLIN ZDOBYTY!
Dalej kieruję się w stronę gmachu parlamentu:
I podjechałem zobaczyć dworzec:
Koło 12 udaję się w drogę powrotną. Wyjazd z Berlina tak samo jak wjazd mało przyjemny. Koło Berlin Ringa robię szybka przerwę na siku i jadę dalej. Po chwili zauważam, że kończy mi się wodą w bidonach. Niestety sklepu żadnego nie spotkałem,a jak już to markety a z rowerem do takiego nie wejdę. Jednak wpadam na pomysł wjechać na stację benzynową. Kupuję wodę i energetyka płacę 5euro. W Niemczech bardzo dużo mijam elektrowni wiatrowych:
A same ścieżki rowerowe po prostu mistrzostwo świata:
Kellys na niemieckiej ścieżce rowerowej:
I tak sobie można jechać po 20km bez żadnych krawężników czy takich tam utrudniających jazdę. Grubo przed 16 docieram do Polski. Most na Odrze:
Po lewej Niemcy po prawej Polska.
Robię rundę honorową i udaję się do Mariusza. Myję się i lecimy na dalszy ciąg otwarcia toru motocrossowego, gdzie sobie piwkujemy. Tego dnia spać kładziemy się grubo po 12.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień Następny --->
Niecałe 7h snu to całkiem dużo. Mariusz niestety z powodów zdrowotnych został w domu. Ja natomiast spakowałem kanapki od mamy Mariusza i parę min po 5 ruszamy w kierunku Frankfurtu. Po niecałym kilometrze jestem już po stronie niemieckiej. Od razu znaki prowadzą mnie na Berlin i mam 2 wyjście autostrada i zwykła droga. Z racji tego, że jadę rowerem została mi tylko zwykła drogą o nr 5. Początkowo kieruję się na Muncheberg. Jedzie się dobrze po chwili zauważam, że wzdłuż drogi są ścieżki rowerowe. Wjeżdżam na nią bez większego zawahania:
W Munchebergu robię sobie krótka przerwę na śniadanko. Niestety drogi w mieście wyłożone kostką i przejazd nie należał do miłych. Jednak po krótkiej przerwie wracam na trasę i jadę w kierunku Berlin Ringa:
W miedzy czasie tylko szybka przerwa na załatwienia potrzeby, a i przy okazji zrobienia fotki:
Przejeżdżam 3 pasmową autostradę i po paru km docieram do granic Berlina:
Tutaj droga zamienia się w nierówne płyty. Ścieżka rowerowa jeszcze gorsza więc nie jedzie się tak jak przez cała dotychczasową drogę. Berlina nie znam wcale. Nie byłem w nim nigdy nawet mapy nie miałem. Na szczęście po chwili widzę takie duże znane coś (chyba wieża TV) i jadę w tym kierunku na przemian. Raz drogą rowerową raz ulica. Wybieram zawsze lepszą drogę. Docieram pod wieże, robię fotkę:
Dalej jadę zobaczyć ratusz, który jest zaraz obok:
Tutaj robię przerwę przy jakieś fontannie po czym wsiadam na rower. Krążę błądzę cały czas szukając bramy. W końcu przez przypadek zajeżdżam pod samą bramę:
BERLIN ZDOBYTY!
Dalej kieruję się w stronę gmachu parlamentu:
I podjechałem zobaczyć dworzec:
Koło 12 udaję się w drogę powrotną. Wyjazd z Berlina tak samo jak wjazd mało przyjemny. Koło Berlin Ringa robię szybka przerwę na siku i jadę dalej. Po chwili zauważam, że kończy mi się wodą w bidonach. Niestety sklepu żadnego nie spotkałem,a jak już to markety a z rowerem do takiego nie wejdę. Jednak wpadam na pomysł wjechać na stację benzynową. Kupuję wodę i energetyka płacę 5euro. W Niemczech bardzo dużo mijam elektrowni wiatrowych:
A same ścieżki rowerowe po prostu mistrzostwo świata:
Kellys na niemieckiej ścieżce rowerowej:
I tak sobie można jechać po 20km bez żadnych krawężników czy takich tam utrudniających jazdę. Grubo przed 16 docieram do Polski. Most na Odrze:
Po lewej Niemcy po prawej Polska.
Robię rundę honorową i udaję się do Mariusza. Myję się i lecimy na dalszy ciąg otwarcia toru motocrossowego, gdzie sobie piwkujemy. Tego dnia spać kładziemy się grubo po 12.
<--- Dzień poprzedni/ Dzień Następny --->
Europa południowa dzień 17/17
Środa, 13 lipca 2011 | dodano:07.01.2012Kategoria 50-100km, Europa południowa, W górach..., Za granicą
Km: | 84.66 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:41 | km/h: | 18.08 |
Pr. maks.: | 62.45 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 740m | Rower: | Kellys Magic |
No i przyszedł ten dzień ostatni. Mieliśmy naprawdę jedno z lepszych noclegów podczas tej 17dniowej wyprawy:
Po zwinięciu całego naszego ekwipunku i założenie wszystkiego na rowery, ruszamy w drogę koło 10. Ładna górzysta trasa z pięknymi widokami, gdzie widzimy coraz więcej samochodów z Polski. W końcu do granicy tak niewiele zostało. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w jednym sklepie. Widząc już znaki na Polskie miejscowości po chwili ukazuje nam się piękna panorama tatr:
I po chwili wjeżdżamy do Polski:
Mateusz stwierdził, że od granicy do samego Zakopanego będzie z górki. Jednak się pomylił chociaż nie do końca. Początkowo było cały czas pod górkę mocniej lub mniej ale pod górkę. Jakoś kilka km od Zakopanego było z górki, aż szkoda się zatrzymywać na zdjęcie:
Jako pierwsze jedziemy na PKP kupić bilet, później coś zjeść i na zakupy do pociągu. Dziwnie się tak czułem wiedząc ile co kosztuje czy to jest drogie czy nie;p Jedynie w Austrii i na Słowacji, gdzie było euro miałem jakiś pogląd :)
Pojechaliśmy zobaczyć skocznie, na Krupówki i na dworzec. Podładowaliśmy trochę telefony i przyjechał pociąg. Zajęliśmy cały ostatni przedział
Pociąg ruszył o parę min przed 20. Sam osobiście poszedłem spać koło 22 z dwie stacje za Krakowem. W poznaniu jesteśmy przed 8 rano i wsio do domu.
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Po zwinięciu całego naszego ekwipunku i założenie wszystkiego na rowery, ruszamy w drogę koło 10. Ładna górzysta trasa z pięknymi widokami, gdzie widzimy coraz więcej samochodów z Polski. W końcu do granicy tak niewiele zostało. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w jednym sklepie. Widząc już znaki na Polskie miejscowości po chwili ukazuje nam się piękna panorama tatr:
I po chwili wjeżdżamy do Polski:
Mateusz stwierdził, że od granicy do samego Zakopanego będzie z górki. Jednak się pomylił chociaż nie do końca. Początkowo było cały czas pod górkę mocniej lub mniej ale pod górkę. Jakoś kilka km od Zakopanego było z górki, aż szkoda się zatrzymywać na zdjęcie:
Jako pierwsze jedziemy na PKP kupić bilet, później coś zjeść i na zakupy do pociągu. Dziwnie się tak czułem wiedząc ile co kosztuje czy to jest drogie czy nie;p Jedynie w Austrii i na Słowacji, gdzie było euro miałem jakiś pogląd :)
Pojechaliśmy zobaczyć skocznie, na Krupówki i na dworzec. Podładowaliśmy trochę telefony i przyjechał pociąg. Zajęliśmy cały ostatni przedział
Pociąg ruszył o parę min przed 20. Sam osobiście poszedłem spać koło 22 z dwie stacje za Krakowem. W poznaniu jesteśmy przed 8 rano i wsio do domu.
<--- Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Europa południowa dzień 16/17
Wtorek, 12 lipca 2011 | dodano:28.11.2011Kategoria 100-200km, Europa południowa, W górach..., Za granicą
Km: | 104.56 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:51 | km/h: | 17.87 |
Pr. maks.: | 63.90 | Temperatura: | 30.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1156m | Rower: |
Pobudka dosyć wcześnie rano. Z noclegiem mieliśmy dosyć dużo szczęścia, że nie mieliśmy nie proszonych znajomych w nocy. W końcu się rozbiliśmy zaraz koło jednej z główniejszych dróg.
Początkowo udajemy się Bańskie Bystrzycy. Robimy zakupy i udajemy się na chyba najdłuższy podjazd podczas całej wyprawy.Przed podjazdem jeszcze przerwa na śniadanie:
Dobre 20km pod górkę najpierw delikatny podjazd, a później coraz mocniej. Na samym końcu był nawet znak, że TIR-y mają zjeżdżać na 2 biegu. W końcu docieramy na górę:
Potem nastąpił długi zjazd, gdzie pobijam rekord prędkości. Jednak jak to w górach jest po zjeździe następuję podjazd. Na tym jednak podjeździe nie było wcale mocy ;p Szły nawet takie teksty:
,,Mateusz jedź szybciej bo bym Cię na pieszo wyprzedził."
,,Przerwa na zdjęcie" (30m dalej) ,,no nic trzeba by jakaś przerwą na siku zrobić" (50m dalej) ,,dawno fotki nie robiliśmy"
W końcu udało się jesteśmy na górze:
Jak wiadomo widoki bardzo dopisują. Potem plus każdego podjazdu jest..... ZJAZD!
Ten był wyjątkowy, po 30 sekundach rozpędziłem się do około 40km/h i tak przez jakieś 6min prędkość nie spadała poniżej tej wartości a czasem nawet dochodziło pod 60km/h i to bez pedałowania :) Dalej dojeżdżamy do Dolnego Kubina, gdzie robimy zakupy na kolacje. Teraz tylko zostało znalezienie dobrego miejsca na ostatni nocleg wyprawy. Nie mógł być to byle jaki. W końcu po przejeździe przez drogę szybkiego ruchu ( z naprzeciwka mijał nas niezadowolony policjant) i sprawdzeniu kilku nie ciekawych miejsc znajdujemy idealne nie zawaham się użyć słowa najlepsze miejsce do spania:
A takie widoki nam towarzyszyły przy kolacji:
<---Dzień poprzedni/Dzień następny --->
Początkowo udajemy się Bańskie Bystrzycy. Robimy zakupy i udajemy się na chyba najdłuższy podjazd podczas całej wyprawy.Przed podjazdem jeszcze przerwa na śniadanie:
Dobre 20km pod górkę najpierw delikatny podjazd, a później coraz mocniej. Na samym końcu był nawet znak, że TIR-y mają zjeżdżać na 2 biegu. W końcu docieramy na górę:
Potem nastąpił długi zjazd, gdzie pobijam rekord prędkości. Jednak jak to w górach jest po zjeździe następuję podjazd. Na tym jednak podjeździe nie było wcale mocy ;p Szły nawet takie teksty:
,,Mateusz jedź szybciej bo bym Cię na pieszo wyprzedził."
,,Przerwa na zdjęcie" (30m dalej) ,,no nic trzeba by jakaś przerwą na siku zrobić" (50m dalej) ,,dawno fotki nie robiliśmy"
W końcu udało się jesteśmy na górze:
Jak wiadomo widoki bardzo dopisują. Potem plus każdego podjazdu jest..... ZJAZD!
Ten był wyjątkowy, po 30 sekundach rozpędziłem się do około 40km/h i tak przez jakieś 6min prędkość nie spadała poniżej tej wartości a czasem nawet dochodziło pod 60km/h i to bez pedałowania :) Dalej dojeżdżamy do Dolnego Kubina, gdzie robimy zakupy na kolacje. Teraz tylko zostało znalezienie dobrego miejsca na ostatni nocleg wyprawy. Nie mógł być to byle jaki. W końcu po przejeździe przez drogę szybkiego ruchu ( z naprzeciwka mijał nas niezadowolony policjant) i sprawdzeniu kilku nie ciekawych miejsc znajdujemy idealne nie zawaham się użyć słowa najlepsze miejsce do spania:
A takie widoki nam towarzyszyły przy kolacji:
<---Dzień poprzedni/Dzień następny --->