Wpisy archiwalne w kategorii
Z moją piękną!
Dystans całkowity: | 4203.93 km (w terenie 746.50 km; 17.76%) |
Czas w ruchu: | 244:35 |
Średnia prędkość: | 16.97 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.40 km/h |
Suma podjazdów: | 658 m |
Liczba aktywności: | 89 |
Średnio na aktywność: | 47.24 km i 2h 50m |
Więcej statystyk |
Świnoujście-Hel 2014 Dzień 6
Sobota, 16 sierpnia 2014 | dodano:04.11.2014Kategoria 100-200km, Wybrzeże 2014, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 103.03 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 07:12 | km/h: | 14.31 |
Pr. maks.: | 37.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Przed ostatni dzień naszej wyprawy był dniem rekordowym. Dzisiaj spaliśmy w jednym namiocie więc zwijanie całego obozu poszło szybko. Wczesnym rankiem jesteśmy już na szlaku gotowi do drogi:
Jedziemy dalej leśną drogą w stronę Helu. Patrząc na mapę nie widzimy, żadnych większych miejscowości, gdzie byśmy mogli zjeść śniadanie. Głodni byliśmy nie ma co ukrywać. Droga prowadzi cały czas lasem, po kilku kilometrach widzimy wydmy. Jest to charakterystyczny widok w tej części kraju. Jednak nie spodziewaliśmy się tych chmur:
Szukając sklepu jedziemy dalej. Docieramy do miejscowości Stilo. Widzimy znak latarnia morska. Oczywiście postanowiliśmy się na nią udać. Dziewczyny chyba przez chwilę żałowały, gdyż na latarnie prowadził dość długi podjazd. Jednak widok z góry wynagradzał wszelakie trudności:
Było wiadomo, że będzie padać. Niby tylko chmury wiszą nad morzem, ale z drugiej strony (nie mam ładnego zdjęcia, aby pokazać) widać, co za chwilę będzie się dziać na lądzie. Schodzimy w dół i zaczyna lać. Przeczekaliśmy deszcz. Zjeżdżamy z górki do wioski kupujemy duże drożdżówki 1,5l wody za 3zł 5l było za 5zł więc nie ubiliśmy interesu. Szczególnie, że nikt nie miał wody...
No nic kierujemy się dalej szlakiem. tutaj trochę gorzej oznaczony, jednak z GPS-em w telefonie dajemy radę. W lesie dziewczyny robią sik-pauzę. Nasze rumaki też odpoczywają:
I UWAGA! nagle zza naszych pleców nadjeżdża Krzysiek, zdziwiony co my tak daleko robimy. Jedziemy w czwórkę dalej. Rozmawiamy czasami się na chwilę rozdzielimy, ale cały czas Krzysiek blisko nas my blisko Krzyśka. Podczas dzisiejszej jazdy zauważyłem że tylne koło nie równo mi się kręci. Jak się okazało opona zaczęła mi się rozdzielać. Jak tylko wjechaliśmy na asfalt nastąpiła wymiana z przodu na tył. Z oponami i dętkami to była jedyna awaria:
Po wymianie docieramy w czwórkę do Lubiatowa. Tam mapy Krzyśka zawodzą, nasze GPS-y też więc trochę błądzimy. W końcu patrząc na słońce (Marty pomysł <3 ) obieramy dobry kierunek. Docieramy do Białogóry. Tam robimy zakupy w lewiatanie. Dzisiaj to dzień szaleństw, skusiliśmy się nawet na kupno kiełbasy. Ach ten smak :) Całą naszą wyprawę prowadziły nas znaki R10. Tak samo wyjeżdżamy z Białogóry:
Docieramy do Karwi. Przypominają mi się widoki z wycieczki dwu dniowej (niestety zdjęcia się zepsuły, o to jest dobre miejsce na to pytanie: Czy zdjęcia wrzucane na serwer BS będą miały wieczną żywotność? ) z bratem i sąsiadem na Hel w 2011r. Podjazd w Jastrzębiej Górze był wyczerpujący naprawdę szło się zmęczyć. Oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęcia na najdalej wysuniętym na północ punktem Polski tzw. Gwiazda Północy:
Dojeżdżamy do Władysławowa. Ania idzie zapytać o ceny w pierwszym polu namiotowym. Cena w sumie była w porządku, ale zbyt daleko od centrum. Jedziemy dalej. Korki w mieście niesamowite. Niby ścieżki rowerowe są, ale ludzie chodzą jak święte krowy, a najgorsze są dzieciaki na rowerowych quadach. W sumie nie tylko dzieciaki...
Tak przez przypadek przejeżdżamy przez Władysławowo. Pola namiotowe się skończyły i wjeżdżamy na półwysep Helski. Powstała w sumie mała kłótnia, ale co to by była za wyprawa bez kłótni :) Postanowiliśmy dojechać do Chałup tam każde pole namiotowe zajęte. Jedziemy dalej. Kuźnicę przejeżdżamy od razu nawet nie staramy się szukać pola. Jednak słońce powoli zachodzi, zwiększamy tempo i docieramy do Jastarni:
Robimy kółko po Jastarni. W końcu i tak cofamy się do tego na początku. Pole nazywało się Pod Cyprusami. Polecam serdecznie. Rozbijamy namiot i rowerami lecimy na gofra. Przejażdżka po miasteczku zakupy na wieczór i tak wpadło nam wyprawowe 100km. Dla Marty było to szczególne STO kilometrów. Patrząc na jej ciężkie początki w tym sezonie, po przejechaniu tego dystansu cieszyłem się razem z nią. Wieczorem kąpiel i oczywiście nie mogło zabrnąć zimnego piwka. Nie miałem żadnych ograniczeń na dzisiaj wypiłem i tak tylko dwa :)
Dzień SIÓDMY!
Jedziemy dalej leśną drogą w stronę Helu. Patrząc na mapę nie widzimy, żadnych większych miejscowości, gdzie byśmy mogli zjeść śniadanie. Głodni byliśmy nie ma co ukrywać. Droga prowadzi cały czas lasem, po kilku kilometrach widzimy wydmy. Jest to charakterystyczny widok w tej części kraju. Jednak nie spodziewaliśmy się tych chmur:
Szukając sklepu jedziemy dalej. Docieramy do miejscowości Stilo. Widzimy znak latarnia morska. Oczywiście postanowiliśmy się na nią udać. Dziewczyny chyba przez chwilę żałowały, gdyż na latarnie prowadził dość długi podjazd. Jednak widok z góry wynagradzał wszelakie trudności:
Było wiadomo, że będzie padać. Niby tylko chmury wiszą nad morzem, ale z drugiej strony (nie mam ładnego zdjęcia, aby pokazać) widać, co za chwilę będzie się dziać na lądzie. Schodzimy w dół i zaczyna lać. Przeczekaliśmy deszcz. Zjeżdżamy z górki do wioski kupujemy duże drożdżówki 1,5l wody za 3zł 5l było za 5zł więc nie ubiliśmy interesu. Szczególnie, że nikt nie miał wody...
No nic kierujemy się dalej szlakiem. tutaj trochę gorzej oznaczony, jednak z GPS-em w telefonie dajemy radę. W lesie dziewczyny robią sik-pauzę. Nasze rumaki też odpoczywają:
I UWAGA! nagle zza naszych pleców nadjeżdża Krzysiek, zdziwiony co my tak daleko robimy. Jedziemy w czwórkę dalej. Rozmawiamy czasami się na chwilę rozdzielimy, ale cały czas Krzysiek blisko nas my blisko Krzyśka. Podczas dzisiejszej jazdy zauważyłem że tylne koło nie równo mi się kręci. Jak się okazało opona zaczęła mi się rozdzielać. Jak tylko wjechaliśmy na asfalt nastąpiła wymiana z przodu na tył. Z oponami i dętkami to była jedyna awaria:
Po wymianie docieramy w czwórkę do Lubiatowa. Tam mapy Krzyśka zawodzą, nasze GPS-y też więc trochę błądzimy. W końcu patrząc na słońce (Marty pomysł <3 ) obieramy dobry kierunek. Docieramy do Białogóry. Tam robimy zakupy w lewiatanie. Dzisiaj to dzień szaleństw, skusiliśmy się nawet na kupno kiełbasy. Ach ten smak :) Całą naszą wyprawę prowadziły nas znaki R10. Tak samo wyjeżdżamy z Białogóry:
Docieramy do Karwi. Przypominają mi się widoki z wycieczki dwu dniowej (niestety zdjęcia się zepsuły, o to jest dobre miejsce na to pytanie: Czy zdjęcia wrzucane na serwer BS będą miały wieczną żywotność? ) z bratem i sąsiadem na Hel w 2011r. Podjazd w Jastrzębiej Górze był wyczerpujący naprawdę szło się zmęczyć. Oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęcia na najdalej wysuniętym na północ punktem Polski tzw. Gwiazda Północy:
Dojeżdżamy do Władysławowa. Ania idzie zapytać o ceny w pierwszym polu namiotowym. Cena w sumie była w porządku, ale zbyt daleko od centrum. Jedziemy dalej. Korki w mieście niesamowite. Niby ścieżki rowerowe są, ale ludzie chodzą jak święte krowy, a najgorsze są dzieciaki na rowerowych quadach. W sumie nie tylko dzieciaki...
Tak przez przypadek przejeżdżamy przez Władysławowo. Pola namiotowe się skończyły i wjeżdżamy na półwysep Helski. Powstała w sumie mała kłótnia, ale co to by była za wyprawa bez kłótni :) Postanowiliśmy dojechać do Chałup tam każde pole namiotowe zajęte. Jedziemy dalej. Kuźnicę przejeżdżamy od razu nawet nie staramy się szukać pola. Jednak słońce powoli zachodzi, zwiększamy tempo i docieramy do Jastarni:
Robimy kółko po Jastarni. W końcu i tak cofamy się do tego na początku. Pole nazywało się Pod Cyprusami. Polecam serdecznie. Rozbijamy namiot i rowerami lecimy na gofra. Przejażdżka po miasteczku zakupy na wieczór i tak wpadło nam wyprawowe 100km. Dla Marty było to szczególne STO kilometrów. Patrząc na jej ciężkie początki w tym sezonie, po przejechaniu tego dystansu cieszyłem się razem z nią. Wieczorem kąpiel i oczywiście nie mogło zabrnąć zimnego piwka. Nie miałem żadnych ograniczeń na dzisiaj wypiłem i tak tylko dwa :)
Dzień SIÓDMY!
Świnoujście-Hel 2014 Dzień 5
Piątek, 15 sierpnia 2014 | dodano:29.10.2014Kategoria 50-100km, Wybrzeże 2014, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 78.54 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 06:10 | km/h: | 12.74 |
Pr. maks.: | 36.40 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Wstajemy rano dosyć wcześnie wkoło namiotu pełno pająków i innego robactwa. Dlatego czym prędzej zwijamy namioty i wjeżdżamy na trasę, która jest około 50m od naszego miejsca noclegowego. Kierujemy się w stronę miejscowości Rowy. Cały czas jedziemy dobrze oznaczonym szlakiem R10. Przed samymi Rowami nadciągają ciemne chmury, przyspieszamy aby zdążyć przed deszczem, docieramy idealnie. Chowamy się pod namiotem z grami. Z Martą skusiliśmy się na jedną partyjkę Cymber-Gaja. Zaczyna się ulewa. Po chwili przechodzi, ale jest to tylko złudzenie przechodzimy na drugą stronę, gdzie przeczekujemy kolejny opad deszczu. Był on tak długi, że postanowiliśmy zrobić sobie gorący kubek i kanapki. Ludzi obok zazdrościli. W końcu przestało padać możemy ruszać dalej. Wjeżdżamy do Słowińskiego Parku Narodowego. Oczywiście wstęp płatny. Jednak opłacało się zapłacić:
Jedzie się super. Czasami duża ilość błota daję mi więcej radości, dziewczyny nie wjeżdżają tak ochoczo w kałuże jak ja. Trudno się mówi. Mimo to uważam je za bardzo odważne! Po drodze widzimy znak: PUNKT WIDOKOWY. Trzeba było spojrzeć co tam się kryje. Widok zapierał dech w piersiach:
I moje artystyczne zdjęcie. Jedziemy sobie tak spokojnie przez SPN. Duża ilość błota urozmaica przejazd przez park. Niektóre trasy MTB mają wiele mniej terenu niż ta którą jedziemy rowerami z sakwami. Dojeżdżamy Smłodzina. Wyprzedza nas duża grupa rowerzystów. Jednak kałuże ich wystraszyły i nie dali rady. Dzielne dziewczyny nie wystraszą się byle przeszkody jedziemy przez kałuże gdzie woda sięga prawie piast. W samym Smłodzinie przerwa na posiłek i zimnego browarka. Z wioski jedziemy przez pola, lasy jak i asfalty i docieramy do Kluków. Chyba przez tą drogę przez błoto zostałem zdegradowany z funkcji przewodnika. Dziewczyny obejmują stery na mapą:
Pytanie tylko czy im to wyszło na dobre. Powiem tak na żadnej wyprawie nie jechałem przez takie bagna, a trochę już przejechałem. Nie ma jednak co żałować wszytko odbywało się pod hasłem ,,przygoda"
Tutaj też spotykamy Krzyśka po raz kolejny. Towarzyszy nam przez pewien dłuższy czas. Jedziemy dyskutując o wyczynach rowerowych. Po Europie dużo nie jeździł prawie wcale, ale trasę wybrzeża przejeżdża któryś raz z kolei. To właśnie on odradza nam tego ,,skrótu" na Łebę.
Po takich deszczach jak ostatnio miały miejsce trasa jest praktycznie nie przejezdna. Nadrabiamy kilka kilometrów, ale droga jest zdecydowanie lepsza. Kilka km przed Łebą zaczyna kropić. Krzychu zakłada kurtkę my lecimy dalej. Po chwili zjeżdżamy na miejsce odpoczynku z daszkiem. W tym momencie Krzychu nie zauważył nas i pojechał dalej. Zjedliśmy odpoczęliśmy przestało padać i ruszyliśmy dalej. Przed samą Łebą trasa wiedzie wzdłuż jeziora co zapewnia piękne widoki:
Zrobiło się wyjątkowo zimno. W Łebie robimy zakupy na plażę i oczywiście szukamy miejsca, aby móc się wykąpać. Marta z Anią dzisiaj odpuściły. Ja się nie poddałem mimo niskiej temperatury i lekkiego opadu wykąpałem się. Ludzie chodzili w kurteczkach, a ja latałem w kąpielówkach. Oczywiście nie mogło zabraknąć wspólnej fotki:
Tutaj też miała miejsce nasza pierwsza wspólna wyprawowa kłótnia. Otóż ja chciałem się rozbić na polu namiotowym, Marta chciała jechać gdzieś w las. Ani było to obojętne, chciała tylko jak najszybciej znaleźć się w namiocie. Trochę to potrwało zanim znaleźliśmy wspólne rozwiązanie. Padło na las. Wyjechaliśmy parę kilometrów za miasto. Jak już zaczęło się robić ciemno, w końcu znaleźliśmy miejsce. Rozbiliśmy jeden namiot. To była pierwsza noc na twardym. Materac przedziurawił się do końca. Całe szczęście, że był mech...
Pogoda tego dnia nie rozpieszczała. Sama trasa też była wymagająca. Mimo to pozytywny dzień.
Dzień SZÓSTY!
Jedzie się super. Czasami duża ilość błota daję mi więcej radości, dziewczyny nie wjeżdżają tak ochoczo w kałuże jak ja. Trudno się mówi. Mimo to uważam je za bardzo odważne! Po drodze widzimy znak: PUNKT WIDOKOWY. Trzeba było spojrzeć co tam się kryje. Widok zapierał dech w piersiach:
I moje artystyczne zdjęcie. Jedziemy sobie tak spokojnie przez SPN. Duża ilość błota urozmaica przejazd przez park. Niektóre trasy MTB mają wiele mniej terenu niż ta którą jedziemy rowerami z sakwami. Dojeżdżamy Smłodzina. Wyprzedza nas duża grupa rowerzystów. Jednak kałuże ich wystraszyły i nie dali rady. Dzielne dziewczyny nie wystraszą się byle przeszkody jedziemy przez kałuże gdzie woda sięga prawie piast. W samym Smłodzinie przerwa na posiłek i zimnego browarka. Z wioski jedziemy przez pola, lasy jak i asfalty i docieramy do Kluków. Chyba przez tą drogę przez błoto zostałem zdegradowany z funkcji przewodnika. Dziewczyny obejmują stery na mapą:
Pytanie tylko czy im to wyszło na dobre. Powiem tak na żadnej wyprawie nie jechałem przez takie bagna, a trochę już przejechałem. Nie ma jednak co żałować wszytko odbywało się pod hasłem ,,przygoda"
Tutaj też spotykamy Krzyśka po raz kolejny. Towarzyszy nam przez pewien dłuższy czas. Jedziemy dyskutując o wyczynach rowerowych. Po Europie dużo nie jeździł prawie wcale, ale trasę wybrzeża przejeżdża któryś raz z kolei. To właśnie on odradza nam tego ,,skrótu" na Łebę.
Po takich deszczach jak ostatnio miały miejsce trasa jest praktycznie nie przejezdna. Nadrabiamy kilka kilometrów, ale droga jest zdecydowanie lepsza. Kilka km przed Łebą zaczyna kropić. Krzychu zakłada kurtkę my lecimy dalej. Po chwili zjeżdżamy na miejsce odpoczynku z daszkiem. W tym momencie Krzychu nie zauważył nas i pojechał dalej. Zjedliśmy odpoczęliśmy przestało padać i ruszyliśmy dalej. Przed samą Łebą trasa wiedzie wzdłuż jeziora co zapewnia piękne widoki:
Zrobiło się wyjątkowo zimno. W Łebie robimy zakupy na plażę i oczywiście szukamy miejsca, aby móc się wykąpać. Marta z Anią dzisiaj odpuściły. Ja się nie poddałem mimo niskiej temperatury i lekkiego opadu wykąpałem się. Ludzie chodzili w kurteczkach, a ja latałem w kąpielówkach. Oczywiście nie mogło zabraknąć wspólnej fotki:
Tutaj też miała miejsce nasza pierwsza wspólna wyprawowa kłótnia. Otóż ja chciałem się rozbić na polu namiotowym, Marta chciała jechać gdzieś w las. Ani było to obojętne, chciała tylko jak najszybciej znaleźć się w namiocie. Trochę to potrwało zanim znaleźliśmy wspólne rozwiązanie. Padło na las. Wyjechaliśmy parę kilometrów za miasto. Jak już zaczęło się robić ciemno, w końcu znaleźliśmy miejsce. Rozbiliśmy jeden namiot. To była pierwsza noc na twardym. Materac przedziurawił się do końca. Całe szczęście, że był mech...
Pogoda tego dnia nie rozpieszczała. Sama trasa też była wymagająca. Mimo to pozytywny dzień.
Dzień SZÓSTY!
Świnoujście-Hel 2014 Dzień 4
Czwartek, 14 sierpnia 2014 | dodano:29.10.2014Kategoria z Anią, Wybrzeże 2014, 50-100km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 69.20 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 04:14 | km/h: | 16.35 |
Pr. maks.: | 45.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Rano obudził nas deszcz spadający na namiot. Nie wyglądało to dobrze, robimy śniadanie z resztek jedzenia i liczymy, że przestanie padać. Przestało. Tak więc szybko zwijamy namiot. Marta ma problem z licznikiem przestał jej działać, przez co nie była w najlepszym humorze. Robi się cieplej, ale po chwili łapie nas deszcz. Zatrzymujemy się zakładamy kurtki tylko po to aby po chwili zdjąć :P W końcu docieramy do Darłowa:
W samym mieście robimy zakupy na 2 śniadanie. Przyglądamy się kłótnią koneserów taniego wina. Bez większego zwiedzania ruszamy dalej. Na wyjeździe spotykamy grupkę śmiało można rzecz emerytów, których należy podziwiać. Jadą rowerami dookoła Polski. Oczywiście nie mogło zabraknąć pamiątkowej fotki :)
Panowie jechali trasą wojewódzka my skręcamy pod ostrą górę, aby być bliżej morza. Dzisiaj wiało dosyć mocno nam te wiatr ani szczególnie nie przeszkadzał, ani nie pomagał po prostu wiał. Liczyłem, że się wykąpie w dużych falach. Fale były, ale też był jakiś zakaz. Jednak widoki rekompensowały wszystkie niedogodności:
Jedziemy piękną ścieżką z jednej strony mamy morze z drugiej strony jezioro Kopań. Ścieżka z płyt nie jedzie się źle. Ważne że nie ma sypkiego piasku :) Taką ścieżką dojeżdżamy do Jarosławca. Zatrzymujemy się koło latarni i oczywiście robimy fotkę:
Małe problemy ze znalezieniem drogi. Przez przypadek wjeżdżamy na pomost gdzie jest piękny widok na jezioro Wicko. Niby jezioro, a fale spore były:
Jadąc przez pola zatrzymuje nas pewna pani i się pyta czy nie widzieliśmy jej psa. Niestety nasza odpowiedź brzmi negatywnie i jedziemy dalej rozglądając się za czworonogiem. Dojeżdżamy do Łącka gdzie robimy przerwę na posiłek, ja idę do sklepu po zimnego piwko, a pod sklepem widzę psa który wygląda identycznie jak ten co opisu. Niestety numeru nie ma więc nie mam jak z panią się skontaktować. Jednak jak spożywaliśmy sobie kanapeczki to owa pani przejeżdżała i psa znalazła. Dalsza droga to jazda lepszymi lub gorszymi drogami w kierunku Ustki. Przed samą Ustką rozjazd albo DW 203 albo EV10 którym było naokoło. Pojechaliśmy DW:
W miasteczku zakupy na kolacje i szybko mykamy na plażę. Kąpiel i konsumpcja ciastek przebiegała przy takich widokach:
Zabrałem Martę na romantyczny spacer przy zachodzie słońca. Niestety nie trwał on zbyt długo bo trzeba było znaleźć jeszcze miejsce do spania. Miejsce znajdujemy szybko kawałek za Ustką. Na szlaku EV. Dzisiaj to dziewczyny poszły rozbijać namioty, a ja zająłem się kolacją. Szef kuchni poleca dzisiaj makaron z sosem pieczeniowym i groszkiem. Do picia zupka ,,Knorra" wylosowana z siatki całej zupek:
Dzisiejszy dzień jeśli chodzi o pogodę to zawiódł tylko na początku. Kąpiel w morzu była, widoki były nic tylko się cieszyć i spokojnie można iść spać :)
Dzień PIĄTY!
W samym mieście robimy zakupy na 2 śniadanie. Przyglądamy się kłótnią koneserów taniego wina. Bez większego zwiedzania ruszamy dalej. Na wyjeździe spotykamy grupkę śmiało można rzecz emerytów, których należy podziwiać. Jadą rowerami dookoła Polski. Oczywiście nie mogło zabraknąć pamiątkowej fotki :)
Panowie jechali trasą wojewódzka my skręcamy pod ostrą górę, aby być bliżej morza. Dzisiaj wiało dosyć mocno nam te wiatr ani szczególnie nie przeszkadzał, ani nie pomagał po prostu wiał. Liczyłem, że się wykąpie w dużych falach. Fale były, ale też był jakiś zakaz. Jednak widoki rekompensowały wszystkie niedogodności:
Jedziemy piękną ścieżką z jednej strony mamy morze z drugiej strony jezioro Kopań. Ścieżka z płyt nie jedzie się źle. Ważne że nie ma sypkiego piasku :) Taką ścieżką dojeżdżamy do Jarosławca. Zatrzymujemy się koło latarni i oczywiście robimy fotkę:
Małe problemy ze znalezieniem drogi. Przez przypadek wjeżdżamy na pomost gdzie jest piękny widok na jezioro Wicko. Niby jezioro, a fale spore były:
Jadąc przez pola zatrzymuje nas pewna pani i się pyta czy nie widzieliśmy jej psa. Niestety nasza odpowiedź brzmi negatywnie i jedziemy dalej rozglądając się za czworonogiem. Dojeżdżamy do Łącka gdzie robimy przerwę na posiłek, ja idę do sklepu po zimnego piwko, a pod sklepem widzę psa który wygląda identycznie jak ten co opisu. Niestety numeru nie ma więc nie mam jak z panią się skontaktować. Jednak jak spożywaliśmy sobie kanapeczki to owa pani przejeżdżała i psa znalazła. Dalsza droga to jazda lepszymi lub gorszymi drogami w kierunku Ustki. Przed samą Ustką rozjazd albo DW 203 albo EV10 którym było naokoło. Pojechaliśmy DW:
W miasteczku zakupy na kolacje i szybko mykamy na plażę. Kąpiel i konsumpcja ciastek przebiegała przy takich widokach:
Zabrałem Martę na romantyczny spacer przy zachodzie słońca. Niestety nie trwał on zbyt długo bo trzeba było znaleźć jeszcze miejsce do spania. Miejsce znajdujemy szybko kawałek za Ustką. Na szlaku EV. Dzisiaj to dziewczyny poszły rozbijać namioty, a ja zająłem się kolacją. Szef kuchni poleca dzisiaj makaron z sosem pieczeniowym i groszkiem. Do picia zupka ,,Knorra" wylosowana z siatki całej zupek:
Dzisiejszy dzień jeśli chodzi o pogodę to zawiódł tylko na początku. Kąpiel w morzu była, widoki były nic tylko się cieszyć i spokojnie można iść spać :)
Dzień PIĄTY!
Świnoujście-Hel 2014 Dzień 3
Środa, 13 sierpnia 2014 | dodano:29.10.2014Kategoria 50-100km, Wybrzeże 2014, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 75.40 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 04:45 | km/h: | 15.87 |
Pr. maks.: | 33.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Wstajemy dość wcześnie. Szybka gorąco kąpiel w wannie i możemy ruszać dalej. Niestety nie możemy podziękować osobiście gospodarzom, bo gdzieś wybyli. Tak więc zakładamy sakwy i ruszamy w stronę portu. Po drodze robimy zakupy na śniadanie. Tak jak wspominałem spotkaliśmy Krzyśka po raz 2. Kołobrzeg znam dobrze z moich wyjazdów rowerowych, kto nie miał okazji jeszcze poczytać zapraszam do lektury. (OPIS 1, OPIS 2, OPIS 3) Z łatwością docieramy do portu:
potem jedziemy zaraz obok na plażę gdzie spożywamy śniadanko:
Kto był w Kołobrzegu ten wie jakie są tam fajne ścieżki rowerowe. Jedna z nich prowadzi dalej EV 10. Na jednej z nich Ania przyłapała romantyczną parę podróżującą na rowerach:
Dzisiaj nie mieliśmy obranego celu żadnego jechaliśmy tam gdzie nas nogi poniosą. Na pewno chcieliśmy dojechać do Mielna, a dokładniej do Unieścia. Mamy tam sprawdzoną bardzo dobrą wędzarnie ryb. Jedziemy jeszcze na pole namiotowe na granicy, gdzie można rzecz jesteśmy stałymi klientami. Tu kolejny link do poczytania (TO TU! ) Marta potrzebowała skorzystać z toalety. Niestety nie upiekło się i tak musieliśmy płacić. Przed jedzeniem oczywiście był czas na kąpiel w morzu:
i pojechaliśmy na obiecanego ciepłego dorsza. Naprawdę polecam wędzarnia PIRAT! :)
Pojechaliśmy sobie zrobić zdjęcia przed kotwicą ,,Pamięć dla tych co nie wrócili z morza"
Kierujemy się dalej na Łazy. W samych Łazach droga odbiega trochę od morza. Tam też robimy zakupy na wieczorną wieczerzę. Anna zakupuje 3 piwa. No tyle sam nie wypije więc dzisiaj dziewczyny piją ze mną. Jedziemy EV10 w dalszym ciągu. Prowadzi nas przez różne wioski i pola. Zaczyna zachodzić słońce. Jadąc koło jeziora Bukowo mamy piękne widoki.:
Jak wiadomo jak zajdzie słońce to robi się naprawdę szybko ciemno. Tak więc czym prędzej szukamy miejsca do spania. Dzisiaj mamy wyjątkowe duże problemy. W końcu znajduję miejsce koło pola na którym jeżdżą jeszcze rolnicy. Oni nas widzą nic nam nie mówią więc im nie przeszkadzamy. Rozbijamy szybko dwa namioty ja zajmuję się kolacją otwieram sobie piwko, zaraz dziewczyny dołączają do mnie też otwierają piwko:
Siedzimy rozmawiamy i nagle ktoś z pola do nas przychodzi z latarką w ręku. Jak się okazuję był to myśliwy, grożąc nam policją wygania nas z naszego miejsca. Kurde, a tu 3 piwa otwarte i jedzenie w trakcie. No nic. Zwinęliśmy obóz ja dopiłem piwa i ruszamy dalej. Było koło 22.30. Sytuacja nie była za ciekawa. Ja po tych 3 piwkach miałem nadto dobry humor. Przez co dziewczyny się na mnie wkurzały później trochę. Tutaj też taka ciekawostka przejechałem pół Europy. Wyprawa w 2011 na Węgry linku nie dam bo się zdjęcia skopały. W 2012 do Finlandii ( tutaj link! ) W 2013 do Paryża (linku nie ma bo opis w produkcji). Podczas tych 3 dużych wypraw, ani razu nie musiałem zmieniać miejsca które sobie wybrałem do spania. A tu taki psikus. No nic grubo po 23 znajdujemy miejsce. Teraz rozbijamy tylko jeden namiot i kładziemy się spać. Rano okazało się, że rozbiliśmy się zaraz przy drodze
Tak też się zakończył dzień 3. Było trochę przygód, za to dzisiaj pogoda nam dopisała w pełni.
Dzień CZWARTY!
potem jedziemy zaraz obok na plażę gdzie spożywamy śniadanko:
Kto był w Kołobrzegu ten wie jakie są tam fajne ścieżki rowerowe. Jedna z nich prowadzi dalej EV 10. Na jednej z nich Ania przyłapała romantyczną parę podróżującą na rowerach:
Dzisiaj nie mieliśmy obranego celu żadnego jechaliśmy tam gdzie nas nogi poniosą. Na pewno chcieliśmy dojechać do Mielna, a dokładniej do Unieścia. Mamy tam sprawdzoną bardzo dobrą wędzarnie ryb. Jedziemy jeszcze na pole namiotowe na granicy, gdzie można rzecz jesteśmy stałymi klientami. Tu kolejny link do poczytania (TO TU! ) Marta potrzebowała skorzystać z toalety. Niestety nie upiekło się i tak musieliśmy płacić. Przed jedzeniem oczywiście był czas na kąpiel w morzu:
i pojechaliśmy na obiecanego ciepłego dorsza. Naprawdę polecam wędzarnia PIRAT! :)
Pojechaliśmy sobie zrobić zdjęcia przed kotwicą ,,Pamięć dla tych co nie wrócili z morza"
Kierujemy się dalej na Łazy. W samych Łazach droga odbiega trochę od morza. Tam też robimy zakupy na wieczorną wieczerzę. Anna zakupuje 3 piwa. No tyle sam nie wypije więc dzisiaj dziewczyny piją ze mną. Jedziemy EV10 w dalszym ciągu. Prowadzi nas przez różne wioski i pola. Zaczyna zachodzić słońce. Jadąc koło jeziora Bukowo mamy piękne widoki.:
Jak wiadomo jak zajdzie słońce to robi się naprawdę szybko ciemno. Tak więc czym prędzej szukamy miejsca do spania. Dzisiaj mamy wyjątkowe duże problemy. W końcu znajduję miejsce koło pola na którym jeżdżą jeszcze rolnicy. Oni nas widzą nic nam nie mówią więc im nie przeszkadzamy. Rozbijamy szybko dwa namioty ja zajmuję się kolacją otwieram sobie piwko, zaraz dziewczyny dołączają do mnie też otwierają piwko:
Siedzimy rozmawiamy i nagle ktoś z pola do nas przychodzi z latarką w ręku. Jak się okazuję był to myśliwy, grożąc nam policją wygania nas z naszego miejsca. Kurde, a tu 3 piwa otwarte i jedzenie w trakcie. No nic. Zwinęliśmy obóz ja dopiłem piwa i ruszamy dalej. Było koło 22.30. Sytuacja nie była za ciekawa. Ja po tych 3 piwkach miałem nadto dobry humor. Przez co dziewczyny się na mnie wkurzały później trochę. Tutaj też taka ciekawostka przejechałem pół Europy. Wyprawa w 2011 na Węgry linku nie dam bo się zdjęcia skopały. W 2012 do Finlandii ( tutaj link! ) W 2013 do Paryża (linku nie ma bo opis w produkcji). Podczas tych 3 dużych wypraw, ani razu nie musiałem zmieniać miejsca które sobie wybrałem do spania. A tu taki psikus. No nic grubo po 23 znajdujemy miejsce. Teraz rozbijamy tylko jeden namiot i kładziemy się spać. Rano okazało się, że rozbiliśmy się zaraz przy drodze
Tak też się zakończył dzień 3. Było trochę przygód, za to dzisiaj pogoda nam dopisała w pełni.
Dzień CZWARTY!
Świnoujście-Hel 2014 Dzień 2
Wtorek, 12 sierpnia 2014 | dodano:29.10.2014Kategoria 50-100km, Wybrzeże 2014, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 88.80 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 05:25 | km/h: | 16.39 |
Pr. maks.: | 36.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Dzień drugi przywitał nas słoneczkiem oraz lekkim chłodem. Nasza miejscówka z dnia wyglądała tak:
Po sprawnym spakowaniu się ruszamy dalej na wschód. Widoki które mieliśmy po drodze przecudowne:
To akurat był Amber Baltic Golf Club. Jedziemy przez Międzywodzie. Przerwę na 2 śniadanie robimy w Dziwnowie w polo markecie. Tych sklepów nad morzem jest najwięcej. Przejeżdżamy przez Dziwnówek i Pobierowo i docieramy do słynnych ruin kościoła w Trzęsaczu. Gdzie nie mogło zabraknąć pamiątkowej wspólnej fotki:
Tam też spotykamy po raz pierwszy Krzycha. W dalszych dniach również będę o nim wspominał i to nie raz:) Jadąc dalej szukamy mniejszych klifów aby dostać się na plaże. W Niechorzu naszym oczom ukazuję się nie fajny widok za placami. Pojawiły się chmury z serii: ,,Oj będzie lać"
Jak wiadomo z chmur ,,oj będzie lać" zawsze leje. Także nawet nie wjeżdżamy na plażę w Pogorzelicy tylko od razu wracamy się do cafe americano gdzie przeczekujemy ulewę. Skusiliśmy się również na drogiego nie za dobrego gofra z bitą śmietaną. Jednak był prąd nie ma co narzekać. Ja sobie uciąłem krótką drzemkę na krześle. Jak tylko przestało padać korzystamy z toalety ruszamy dalej. Sam wyjazd z miasta łatwy nie był. Jednak po chwili punkty widokowe uspokoiły nasze nerwy:
Oczywiście tego nie mogło zabraknąć kąpieli. Zaliczamy ją w Mrzeżynie. Nawet się dziewczyny skusiły chociaż zimna woda była:
Była kąpiel teraz czas na relaks po. Dzisiaj trzeba było zasmakować nadmorskich trunków:
Jednak wiedziałem że długo to nie potrwa już nadciągały kolejny chmury. Wielkie i ciemne:
Początkowo żyłem nadzieją, że przejdą bokiem, tak się niestety nie stało. Pojechaliśmy szybko do miasta. Postanowiliśmy przeczekać ulewę w pizzerii:
To nie była zwykła ulewa. Parasole nie dawały radę naszą pizzę zaczęły atakować wielkie krople deszczu i musieliśmy uciekać pod ,,sztywny" dach który za duży nie był. Z tych nerwów zgłodniałem i zamówiłem sobie dodatkowo kebaba. Przestało w końcu padać możemy ruszać dalej. Po drodze spotykamy jedną z par która jechała z nami w pociągu. Chwilka rozmowy i lecimy dalej. Dzisiejszy cel to Kołobrzeg. W Grzybowie łapiemy zachód słońca:
oraz daję dziewczynom na wykonanie telefonu typu ,,mamo wszystko w porządku".
Spotykamy się z Bartkiem który załatwił nam nocleg w Kołobrzegu u dziewczyny swojego brata. Tam też dzisiaj się udajemy. Kupujemy coś do picia i jedziemy na miejsce gdzie mieliśmy spać. Bardzo gościnni ludzie zapraszają nas do domu, chociaż nam by wystarczył kawałek ogródka:
Tak zakończył się dzień drugi z 88km na koncie co daje satysfakcjonujący wynik.
Dzień TRZECI! :)
Po sprawnym spakowaniu się ruszamy dalej na wschód. Widoki które mieliśmy po drodze przecudowne:
To akurat był Amber Baltic Golf Club. Jedziemy przez Międzywodzie. Przerwę na 2 śniadanie robimy w Dziwnowie w polo markecie. Tych sklepów nad morzem jest najwięcej. Przejeżdżamy przez Dziwnówek i Pobierowo i docieramy do słynnych ruin kościoła w Trzęsaczu. Gdzie nie mogło zabraknąć pamiątkowej wspólnej fotki:
Tam też spotykamy po raz pierwszy Krzycha. W dalszych dniach również będę o nim wspominał i to nie raz:) Jadąc dalej szukamy mniejszych klifów aby dostać się na plaże. W Niechorzu naszym oczom ukazuję się nie fajny widok za placami. Pojawiły się chmury z serii: ,,Oj będzie lać"
Jak wiadomo z chmur ,,oj będzie lać" zawsze leje. Także nawet nie wjeżdżamy na plażę w Pogorzelicy tylko od razu wracamy się do cafe americano gdzie przeczekujemy ulewę. Skusiliśmy się również na drogiego nie za dobrego gofra z bitą śmietaną. Jednak był prąd nie ma co narzekać. Ja sobie uciąłem krótką drzemkę na krześle. Jak tylko przestało padać korzystamy z toalety ruszamy dalej. Sam wyjazd z miasta łatwy nie był. Jednak po chwili punkty widokowe uspokoiły nasze nerwy:
Oczywiście tego nie mogło zabraknąć kąpieli. Zaliczamy ją w Mrzeżynie. Nawet się dziewczyny skusiły chociaż zimna woda była:
Była kąpiel teraz czas na relaks po. Dzisiaj trzeba było zasmakować nadmorskich trunków:
Jednak wiedziałem że długo to nie potrwa już nadciągały kolejny chmury. Wielkie i ciemne:
Początkowo żyłem nadzieją, że przejdą bokiem, tak się niestety nie stało. Pojechaliśmy szybko do miasta. Postanowiliśmy przeczekać ulewę w pizzerii:
To nie była zwykła ulewa. Parasole nie dawały radę naszą pizzę zaczęły atakować wielkie krople deszczu i musieliśmy uciekać pod ,,sztywny" dach który za duży nie był. Z tych nerwów zgłodniałem i zamówiłem sobie dodatkowo kebaba. Przestało w końcu padać możemy ruszać dalej. Po drodze spotykamy jedną z par która jechała z nami w pociągu. Chwilka rozmowy i lecimy dalej. Dzisiejszy cel to Kołobrzeg. W Grzybowie łapiemy zachód słońca:
oraz daję dziewczynom na wykonanie telefonu typu ,,mamo wszystko w porządku".
Spotykamy się z Bartkiem który załatwił nam nocleg w Kołobrzegu u dziewczyny swojego brata. Tam też dzisiaj się udajemy. Kupujemy coś do picia i jedziemy na miejsce gdzie mieliśmy spać. Bardzo gościnni ludzie zapraszają nas do domu, chociaż nam by wystarczył kawałek ogródka:
Tak zakończył się dzień drugi z 88km na koncie co daje satysfakcjonujący wynik.
Dzień TRZECI! :)
Świnoujście-Hel 2014 Dzień 1
Poniedziałek, 11 sierpnia 2014 | dodano:29.10.2014Kategoria 50-100km, z Anią, Z moją piękną!, Ze zdjęciami, Wybrzeże 2014
Km: | 69.60 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 04:37 | km/h: | 15.08 |
Pr. maks.: | 51.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
W końcu nadszedł czas na kolejną wyprawę. Tym razem trochę inną niż zazwyczaj, bo z ukochaną osobą. W tym roku dołączyła do nas jeszcze Ania. W niedziele rano ląduję na dworcu PKP w Poznaniu z nocnej wycieczki do Krakowa z chłopakami z TCT. Cała niedziela zeszła na przygotowanie rowerów wyprawowych i spakowanie sakw. Wieczorem przyjeżdża Anna dzielimy się resztą wspólnych rzeczy i dość późno kładziemy się spać. Rano pobudka dopakowanie reszty rzeczy i ruszamy na dworzec PKP:
Docieramy kilka minut przed czasem, bilety postanawiamy kupić u konduktora. Jadą z nami dwie pary też z rowerami. Również w planach mieli przebyć podobną trasę. W Szczecinie wsiadają kolejni kolarze, robi się ciasno. Mimo to lubię jeździć pociągami:
Duża część rowerzystów wysiada w Międzyzdrojach, my jedziemy do samego Świnoujścia. Wysiadamy i zaraz przesiadamy się na prom:
Na wyspie Uznam kierujemy się do przejścia granicznego. My dzisiaj robimy tylko zdjęcie i wracamy w stronę wschodnią:
W tym samym miejscu pojawiłem się z Michałem parę tygodni później bijąc mój rekord życiowy (kto jeszcze nie czytał zapraszam do lektury ---> TO TU! ) Jedziemy ładnie oznaczonym szlakiem EuroVelo 10. Podczas całej tej wyprawy staramy się trzymać właśnie tego szlaku. Na samej wyspie można spotkać dużo fortyfikacji:
Wracamy na prom kontynuujemy naszą trasę w kierunku latarni w Świnoujściu. Najwyższa latarnia na wybrzeżu więc nie byłem w stanie jej ładnie całej uchwycić z jakimś ładnym tłem. Jednak zdjęcie poglądowe jest:
Szlak prowadzi różnymi terenami. Do przejechania wystarczy rower trekingowy, chociaż opon typu slick nie polecam. Na początku się wahałem czy nie zabrać slicków 1.6 totalnie gładkich całe szczęście Marta mnie odciągnęła od tego pomysłu. Już w tym lesie bym miał problemy:
Jedziemy do Międzyzdrojów odwiedzamy ciekawe miejsca, bierzemy udział w jakimś niemieckim serialu oczywiście nie może zabraknąć zimnego piwka i plażowania. Plan miałem ambitny. Chciałem się codziennie wykąpać. Pierwszego dnia to się udało. Jedziemy na słynną Aleję Gwiazd:
Wyjazd ze miasta to podjazdy prawie jak w górach. Było trzeba się namęczyć. Na dodatek drogowskaz punkt widokowy, na który trzeba było rowery wręcz wnieść po korzeniach, ale warto było. Dla takich widoków naprawdę warto było:
oraz pierwsze romantyczne zdjęcie z wyprawy:
Po kilku kilometrach wjeżdżamy do Wisełki, a zaraz za nią znajdujemy miejsce do spania. Dzisiaj był to leśny parking. Ja się wracam do miasteczka po chlebek i zimne piwko na wieczór, a dziewczyny robią kolacje. Miejsce było idealne:
Rozbijamy namioty i idziemy spać.
Pozytywny dzień pierwszy, szkoda że nie mogliśmy być wcześniej w Świnoujściu. Straciliśmy na pociąg prawie pół dnia. Bedziemy musli nadrobić :)
Dzień DRUGI! :)
Docieramy kilka minut przed czasem, bilety postanawiamy kupić u konduktora. Jadą z nami dwie pary też z rowerami. Również w planach mieli przebyć podobną trasę. W Szczecinie wsiadają kolejni kolarze, robi się ciasno. Mimo to lubię jeździć pociągami:
Duża część rowerzystów wysiada w Międzyzdrojach, my jedziemy do samego Świnoujścia. Wysiadamy i zaraz przesiadamy się na prom:
Na wyspie Uznam kierujemy się do przejścia granicznego. My dzisiaj robimy tylko zdjęcie i wracamy w stronę wschodnią:
W tym samym miejscu pojawiłem się z Michałem parę tygodni później bijąc mój rekord życiowy (kto jeszcze nie czytał zapraszam do lektury ---> TO TU! ) Jedziemy ładnie oznaczonym szlakiem EuroVelo 10. Podczas całej tej wyprawy staramy się trzymać właśnie tego szlaku. Na samej wyspie można spotkać dużo fortyfikacji:
Wracamy na prom kontynuujemy naszą trasę w kierunku latarni w Świnoujściu. Najwyższa latarnia na wybrzeżu więc nie byłem w stanie jej ładnie całej uchwycić z jakimś ładnym tłem. Jednak zdjęcie poglądowe jest:
Szlak prowadzi różnymi terenami. Do przejechania wystarczy rower trekingowy, chociaż opon typu slick nie polecam. Na początku się wahałem czy nie zabrać slicków 1.6 totalnie gładkich całe szczęście Marta mnie odciągnęła od tego pomysłu. Już w tym lesie bym miał problemy:
Jedziemy do Międzyzdrojów odwiedzamy ciekawe miejsca, bierzemy udział w jakimś niemieckim serialu oczywiście nie może zabraknąć zimnego piwka i plażowania. Plan miałem ambitny. Chciałem się codziennie wykąpać. Pierwszego dnia to się udało. Jedziemy na słynną Aleję Gwiazd:
Wyjazd ze miasta to podjazdy prawie jak w górach. Było trzeba się namęczyć. Na dodatek drogowskaz punkt widokowy, na który trzeba było rowery wręcz wnieść po korzeniach, ale warto było. Dla takich widoków naprawdę warto było:
oraz pierwsze romantyczne zdjęcie z wyprawy:
Po kilku kilometrach wjeżdżamy do Wisełki, a zaraz za nią znajdujemy miejsce do spania. Dzisiaj był to leśny parking. Ja się wracam do miasteczka po chlebek i zimne piwko na wieczór, a dziewczyny robią kolacje. Miejsce było idealne:
Rozbijamy namioty i idziemy spać.
Pozytywny dzień pierwszy, szkoda że nie mogliśmy być wcześniej w Świnoujściu. Straciliśmy na pociąg prawie pół dnia. Bedziemy musli nadrobić :)
Dzień DRUGI! :)
Odprowadzić Martę!
Poniedziałek, 28 lipca 2014 | dodano:01.08.2014Kategoria 0-50km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 29.41 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:27 | km/h: | 20.28 |
Pr. maks.: | 39.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Po wczorajszych imieninach Marta wraca dzisiaj rowerem do domu. Postanowiłem ją odprowadzić. W miedzy czasie zgadaliśmy się z Mateuszem. Spotkaliśmy się koło Castoramy. Teraz pytanie to wszystkich. JAK ZAMOCOWAĆ BAGAŻNIK CROSSO NA TYŁ JAK NIE MA OTWORÓW W TYLNYCH WIDEŁKACH??? Marta jedzie do domu a ja wpadam na chwilę dyskusji do Mateusza. Powrót do domu urozmaiciłem sobie drogą przez szachty!
Rodzinna wycieczka z TCT.
Niedziela, 27 lipca 2014 | dodano:19.08.2014Kategoria 50-100km, TCT, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 74.40 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 04:54 | km/h: | 15.18 |
Pr. maks.: | 41.40 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Przynajmniej takie było założenie. Po sobotnich moich urodzinach w kiepskim stanie wsiadamy na rower. Było wydarzenie było trzeba dojechać. Bartka ratowały jego okularki i nie wyglądał tak źle chociaż czuł się o wiele gorzej niż ja:
Dzwonimy do Michała który jest na miejscu, że się trochę spóźnimy. Docieramy na miejsce spotkania, a tam czeka na nas jeden chętny na niedzielną wycieczkę rowerową:
Jedziemy razem szlakiem piastowskim w kierunku Gniezna. Jedzie się ciężko (wczorajsza impreza daje się we znaki) do tego jeszcze żar lejący się z nieba. Po drodze natykamy się na rowerową część poznańskiego triathlonu:
W Uzarzewie z Martą oddzielamy się od reszty. Dzisiaj babcie wyprawiała imieniny musieliśmy wcześniej wrócić. Wracamy trasą mini poznańskiego bike-maratonu do samej Malty. Później przejazd przez miasto i z pokaźnym wynikiem lądujemy na kawie na imieninach babci!
Dzwonimy do Michała który jest na miejscu, że się trochę spóźnimy. Docieramy na miejsce spotkania, a tam czeka na nas jeden chętny na niedzielną wycieczkę rowerową:
Jedziemy razem szlakiem piastowskim w kierunku Gniezna. Jedzie się ciężko (wczorajsza impreza daje się we znaki) do tego jeszcze żar lejący się z nieba. Po drodze natykamy się na rowerową część poznańskiego triathlonu:
W Uzarzewie z Martą oddzielamy się od reszty. Dzisiaj babcie wyprawiała imieniny musieliśmy wcześniej wrócić. Wracamy trasą mini poznańskiego bike-maratonu do samej Malty. Później przejazd przez miasto i z pokaźnym wynikiem lądujemy na kawie na imieninach babci!
Przejażdżka z Martą.
Środa, 16 lipca 2014 | dodano:18.08.2014Kategoria 50-100km, Z moją piękną!, Ze zdjęciami
Km: | 55.11 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:38 | km/h: | 20.93 |
Pr. maks.: | 40.60 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Treningi do wyprawy z moją dziewczyną idą pełną parą. Dzisiaj przyjechała do mnie i udaliśmy się na małą przejażdżkę. Udajemy się w kierunku Żarnowca. Po drodze podziwiamy domki jedno rodzinne i się zastanawiamy jak będzie kiedyś wyglądać nasza mała chatka. Ze źródełka jedziemy do drogi Stęszew-Buk. Skręcamy w kierunku Stęszewa, dość spory ruch uniemożliwia spokojną jazdę koło siebie i rozmowę. Przecinamy rondo i kierujemy się na Mosinę. Tutaj jedzie się zdecydowanie lepiej. Przed samą Mosiną robimy przerwę na lodzika:
Jedziemy zobaczyć stację naprawczą w Mosinie. Bardzo fajny pomysł :)
Jak się okazuje zaraz obok jest początek kolejki drezynowej na Osową Górę. Kiedyś będę musiał się przejechać jest też opcja dla rowerzystów :)
Dalej jedziemy ostatnie kilometry w kierunku Poznania. Ja miałem odbić początkowo na Grajzerówkę do Komornik, jednak jadę aż do zjazdu na Wiry. Tam się żegnam z Martą i jadę do domu znaną trasą.
Jestem z Ciebie kochanie bardzo dumny jeszcze trochę i pojedziemy pierścień!
Jedziemy zobaczyć stację naprawczą w Mosinie. Bardzo fajny pomysł :)
Jak się okazuje zaraz obok jest początek kolejki drezynowej na Osową Górę. Kiedyś będę musiał się przejechać jest też opcja dla rowerzystów :)
Dalej jedziemy ostatnie kilometry w kierunku Poznania. Ja miałem odbić początkowo na Grajzerówkę do Komornik, jednak jadę aż do zjazdu na Wiry. Tam się żegnam z Martą i jadę do domu znaną trasą.
Jestem z Ciebie kochanie bardzo dumny jeszcze trochę i pojedziemy pierścień!
Mały rozjazd..
Poniedziałek, 14 lipca 2014 | dodano:17.07.2014Kategoria 0-50km, Z moją piękną!
Km: | 30.06 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:27 | km/h: | 20.73 |
Pr. maks.: | 37.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys Magic |
Wczoraj wróciłem z Warszawy, opis wkrótce, z dworca odebrała mnie Marta. Dzisiaj postanowiłem ją kawałek odprowadzić. Jedziemy przez Wiry do Niwki. Dalej już prosta droga do jej domu, miałem po drodze odbić do siebie, obiad i lody mnie przekonały. Po 17 wracam do domu.